Staś był taki nieśmiały, że kiedy przyszedł listonosz, żeby doręczyć mu list, wstydził się powiedzieć dzień dobry. Staś lubił listonosza. Chciał z nim porozmawiać. Ale nie potrafił zdobyć się na odwagę. Dzień dobry, Stasiu" powiedział listonosz Piotr, idąc ścieżką w kierunku Stasia z jaskrawą, kolorową kopertą w ręku. Staś chciał powiedzieć: Dzień dobry, panie Piotrze. Ale potrafił się zdobyć jedynie na nieśmiały uśmiech, a potem szybko pobiegł z powrotem do domu, rumieniąc się.
Mamo! zawołał Staś. Brzmiało to bardziej jak mruknięcie, gdyż chłopiec starał się przy tym nie otwierać zbyt mocno ust. Otwieranie ust, żeby coś powiedzieć, sprawiało, że czuł się jeszcze bardziej nieśmiały. Dostałem list!. Staś przeczytał list razem z mamą. W liście napisano: Drogi Stasiu, proszę, przyjdź jutro na moje urodzinowe przyjęcie (jeśli nie jesteś zbyt nieśmiały). Naprawdę liczę na to, że przyjdziesz. Z pozdrowieniami, Franek.
Mama Stasia odwróciła się do niego i spytała: Cóż, Stasiu, co o tym myślisz? Hmmm (było to jeszcze jedno słowo, które można było wymówić prawie nie otwierając ust), myślę, że chciałbym iść na urodziny Franka... i... Tak, Stasiu?... i chciałbym przestać być taki nieśmiały. Cóż, kochanie.powiedziała mama Stasia, głaszcząc go po głowie. "może założymy kurtki i poszukamy prezentu dla twojego przyjaciela Franka? Może po drodze będziesz mógł poćwiczyć bycie dzielnym. Najpierw poszli do piekarni pani Mączyńskiej. Pani Mączyńska to była duża pani, która zawsze sprawiała wrażenie, że porusza się w chmurze mąki. Dzień dobry, młody człowieku! zawołała, wychodząc zza lady, żeby przywitać się ze Stasiem i poczęstować go świeżo upieczonymi pierniczkami. Nie, dziękuję wyszeptał Staś, który za bardzo się wstydził wyciągnąć rękę i wziąć pierniczek, co było bardzo denerwujące, bo pierniczki pachniały cudownie. A może chciałbyś coś innego?. Ale Staś nie odezwał się i ukrył twarz za nogami mamy. Po prostu nie mógł się przemóc, żeby powiedzieć, że chciałby tort urodzinowy dla swojego przyjaciela Franka.
Na ulicy Staś był zawiedziony swoją nieśmiałością i faktem, że nie ma jeszcze prezentu dla Franka. Nie przejmuj się, Stasiu powiedziała mama. Te sprawy trochę trwają, spróbujmy gdzieś indziej.
Następnym sklepem, do którego weszli, był sklep z zabawkami Hałaśliwego Normana. To również nie było miejsce, w którym można pozbyć się nieśmiałości. Pełen zgiełku i hałasu, sklep był wypełniony książkami i zabawkami, które sięgały tak wysoko, że gdyby pospadały, na pewno by cię zakopały. Za każdym razem, kiedy Staś nieśmiało kręcił głową na widok zabawki proponowanej przez Normana, sprzedawca mówił tubalnym głosem: "To może w takim razie kolejkę? albo Czy Frankowi spodobałaby się układanka? Jak myślisz?. Staś nie mógł się zdecydować w tym hałasie i w końcu razem z mamą wyszedł ze sklepu. Wciąż nie mieli prezentu dla Franka, a Staś cały czas czuł, że wcale nie przezwyciężył swojej okropnej nieśmiałości..
... A robiło się późno. Niektóre sklepy już zamykano i kiedy Staś z mamą chodzili po ulicach przy zapadającym zmroku, chłopiec wystraszył się, że nie znajdą już żadnego prezentu urodzinowego dla Franka. Im dalej szli, tym mniej otwartych sklepów napotykali, w końcu został już tylko jeden Sklep obuwniczy Laurentego Gwoździoskórego był spowity pomarańczową poświatą jak halloweenowy lampion i pachniał skórą i gwoździami. Starszy człowiek słabo słyszał, więc chwilę to trwało, zanim uniósł głowę znad swojej pracy i zauważył, że ma klientów. Staś zastanawiał się, czy mężczyznę nazywano Laurentym Gwoździoskórym, bo robił buty z gwoździ i skóry, czy dlatego, że jego twarz wyglądała tak, jakby była zrobiona z gwoździ i skóry! To była najstarsza, najbardziej pomarszczona twarz, jaką Staś kiedykolwiek widział.
Zerkając zza matki, Staś miał nadzieję, że Laurenty Gwoździoskóry będzie miał dla niego dobre wiadomości. Wyglądasz jak chłopiec, który potrzebuje nowych butów niedzielnych... powiedział Laurenty Gwoździoskóry. Ale Staś, z uszami zakrytymi spódnicą matki, usłyszał coś nieco innego. TAK! krzyknął Staś, wybiegając zza matki. BUTY DLA DZIELNYCH! TEGO WŁAŚNIE POTRZEBUJĘ!. Staś i starszy mężczyzna uśmiechnęli się do siebie, a Staś, nie wierząc swojemu szczęściu, zapytał: Naprawdę myśli Pan, że dzięki tym butom stanę się bardziej dzielny? Laurenty Gwoździoskóry zastanowił się chwilę, zanim odpowiedział na to niezwykłe pytanie: Cóż, Stasiu, wszyscy czują się o wiele lepiej w nowych butach.
Kiedy Staś przymierzył buty i obszedł w nich sklep kilka razy, był przekonany. Są niesamowite! powiedział. A potem spytał mamę: Myślisz, że Frankowi spodobałyby się takie buty?. Na pewno tak odpowiedziała mama Stasia, więc kupili dwie pary. Dziękuję bardzo, panie Laurenty powiedział Staś bez zbytniej nieśmiałości, kiedy wychodzili ze sklepu. Kiedy Staś wracał z mamą do domu tego wieczoru, miał na sobie swoje niedzielne buty dla dzielnych, a pod pachą niósł drugą parę. A przez cały następny dzień na urodzinach Franka wcale już nie czuł nieśmiałości. KONIEC