Jan Błoński Romans z tekstem. Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (15), 1-8

Podobne dokumenty
H a lina S o b c z y ń ska 3

Echa Przeszłości 11,

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem

Gdyńskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji jednostka budżetowa

Wpływ czytania na rozwój dzieci i młodzieży

o d ro z m ia r u /p o w y ż e j 1 0 c m d ł c m śr e d n ic y 5 a ) o ś r e d n ic y 2,5 5 c m 5 b ) o śr e d n ic y 5 c m 1 0 c m 8


Paweł Kowalski ZJEDZ KONKURENCJĘ. Jak maksymalizować zyski i pisać skuteczne teksty sprzedażowe

KOD... V OLIMPIADA JĘZYKA POLSKIEGO W NIEMCZECH FINAŁ

Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyńskie Centrum Sportu jednostka budżetowa Rozdział 2. Informacja o trybie i stosowaniu przepisów

PROJEKT DOCELOWEJ ORGANIZACJI RUCHU DLA ZADANIA: PRZEBUDOWA UL PIASTÓW ŚLĄSKICH (OD UL. DZIERŻONIA DO UL. KOPALNIANEJ) W MYSŁOWICACH

Wiosna w Wilanowie. œ J. & b. J J J J J œ J œ œ. ? c œ œ œ œ œ. œ r œ j œ j œ J. œ œ œ. j œ œ. œ œ œ J. b œ œ œ. œ j œ j œ j nœ.

HTML/OA.jsp?page=/dm/oracle/apps/xxext/rep/xxre


METODA MEDYTACJI IGNACJAŃSKIEJ

LEE CRUTCHLEY & PO PROSTU ZACZNIJ


OPORNIKI DEKADOWE Typ DR-16

ż ż ć ć ć ć ć ć ć ż ż ź ć Ą Ą ż ć ć ź

Ś ć ż ż ż ż Ą Ę Ę Ę

ń Ź Ż ć Ż Ą ż Ą ż

ż Ć ż

Ć ć ń Ć ń ć ć Ć

ń ż Ż

Ę ź Ą

ń ń ń ń ń Ń ń ć ź

Ę ś ś ń ź ź Ę ć Ę Ł ń ś ń ś Ż ń Ę ś ń Ę ś Ę ń ś ń ś ś Ż ś Ę ń ś ś ś Ę Ę ś ś ś Ę ś ść ś ść

Ł Ą Ł Ł ć

ć Ę ć Ę ć Ę ż ź ż Ą ć Ą ż Ę Ę ć ż ź ż Ę ż ż Ą ż

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Ł Ż ś ć ż ż ś ś ż ś Ę ś Ę ż ź Ż ść Ż

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Ę Ę Ó ć ź Ż Ż Ą Ł Ę ć Ę Ą ź ć ź ć Ę

ROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni

Ń Ń Ń


1 Ojcostwo na co dzień. Czyli czego dziecko potrzebuje od ojca Krzysztof Pilch

Metody wychowawcze Janusza Korczaka

KARTOTEKA TESTU I SCHEMAT PUNKTOWANIA T E S T U D O JR Z A Ł O Ś C I S Z K O L N E J U M IE M W IE L E

Ł Ę Ę ż ń ć ż ń ż ć Ą ć ń ż Ę ń ć ż ń ż ć ć ż ńć ż ć ć ć ń Ę Ł ż ż ń ż ż ć ż

Wyznaczanie kierunku. Krzysztof Markowski

10 SEKRETÓW NAJLEPSZYCH OJCÓW 1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI 2. DAJ DZIECIOM SWÓJ CZAS

WOTUW w Czarnym Borze ogłasza nabór na psychoterapię dla Dorosłych Dzieci Alkoholików.

CZYM DLA CIEBIE JEST SUKCES DZIECKA?

Test mocny stron. 1. Lubię myśleć o tym, jak można coś zmienić, ulepszyć. Ani pasuje, ani nie pasuje

KOCHAM CIĘ-NIEPRZYTOMNIE WIEM, ŻE TY- MNIE PODOBNIE NA CÓŻ WIĘC CZEKAĆ MAMY OBOJE? Z NASZYM SPOTKANIEM WSPÓLNYM? MNIE- SZKODA NA TO CZASU TOBIE-

Zawód: s t o l a r z I. Etap teoretyczny (część pisemna i ustna) egzaminu obejmuje: r e s m o ś c i i u m i e j ę t n o ś c i c i c h k i f i k j i m

ź ź

ń ń ń

Ś ć Ć ć ć Ź ć ć ć Ź ć ć Ś ć Ź ć Ź ć ć ć ź ć ć ć ć Ź Ć ćś ć ć Ć ć

O bjaśn ien ia. do in form acji o przeb iegu w yk on an ia plan u finansow ego za I -sze półrocze 2018r.

Rozwiązywanie umów o pracę

Magiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam

ASERTYWNOŚĆ W RODZINIE JAK ODMAWIAĆ RODZICOM?

Chcę poznać Boga i duszę. Filozofowie o Absolucie

Zrób sobie najlepszy prezent

Ł ź ś ń ść ść ś ć ć ś ć ź ź ć ć ń ć ść ć ć ś

3. Unia kalmarska IE W O EN MAŁGORZATA I 116 ERYK VII POMORSKI 119 KRZYSZTOF III BAWARSKI ESTRYDSII IE DAN W LO KRÓ 115

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Ć Ź ć Ę ć Ę Ć Ź Ź Ć

ć ż ć Ł ż Ę Ł Ę Ł ń Ę Ę ż ż ń ż

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje

Ą Ł Ę Ń Ą Ó ŚĆ Ś ć Ó ń ć ŚĆ ć ć

Zazdrość, zaborczość jak sobie radzić?

Ę Ę ć ć Ę Ą Ę Ą Ę Ę Ę Ę Ę Ę ź Ę Ż Ę Ę Ę Ę ć Ę Ę ć Ę ć

Ź ź Ź


ć Ę ć ć ć Ł ć ń ć ć ć ń ć

WNIOSEK O PONOWNE USTALENIE PRAWA DO RENTY Z TYTUŁU NIEZDOLNOŚCI DO PRACY

Ń ź ź Ą Ń Ą ć ć ć ć ć Ń Ą

ż ć ć ć ć ć ż Ę ż Ę ż Ł Ą ż ń Ą Ł

ć ż ć Ń ć ć Ó ć ń ć ń ć ć

ć ć Ł ć ć ć Ę Ę

Kto chce niech wierzy

Ż Ę Ż Ł Ą ź ć ć ć

Kluczem do wiedzy wciąż jest czytanie. Wiele osób, choć umie czytać, nie czyta. muszą powstać w dzieciństwie.

ź Ę

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą

ż ń ń ń ż ń ń Ę ń ć ń ż ń Ę

Ustal czas jaki masz na wystąpienie. Teraz możesz zacząć układać prezentację:

ż

ź ź ŁĄ ź Ę Ę Ę Ę ź ź Ę Ę Ł ź

Ż Ś Ń Ą Ą ć


CONNECT, STARTUP, PROMOTE YOUR IDEA

R O Z D Z IA Ł 1. P R Z E S T R Z E N IE I F O R M Y...

Ż ń ć ć ń Ż ć Ż Ł ń Ż ń ń ń ń

ż ń Ł ń ń ż ż ż ż ż

Ż Ź Ż ż Ś Ś Ź Ż Ż Ż Ż Ż ć ć Ż

ZA CHRYSTUSEM HYMN V SYNODU

ń ń ń ń ń Ż ć Ż Ł Ż Ł Ś ć ń Ś Ę Ż ć ń Ż Ż Ż Ą Ż Ż Ł Ż Ś

Ż ć ć Ł Ł ć ć Ł ć ć

ć ż ż ż ź

ę ź ć ź

Rozporządzenie. Zarządzenie

Ł ź Ń

ń ń Ó ń ż ń Ę ń

WPŁYW CZYTANIA NA ROZWÓJ DZIECI I MŁODZIEŻY

Transkrypt:

Jan Błoński Romans z tekstem Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (15), 1-8 1974

Komitet N a u k 0 Literaturze Polskiej 1 Instytut Badań Literackich PAN dwumiesięcznik 3, 1974 TEORIA LITERATURY -KRYTYKA -INTERPRETACJA Romans z tekstem P rzeg lą dam w iersze Celana: Kam ień, z którego cię wyciosałem, gdy noc lasy swe rozproszyła: rzeźbiąc na podobieństwo drzewa otuliłem się w brąz m ej najcichszej sentencji jak w korę Nic. Nie ma echa. I kam ień, i las w yczerpał dla m nie, teraz, dzisiaj! sw e uczuciowe prom ieniow anie. A to rzeźbienie w brąz najcichszej sen ten cji jakie banalne! W ięc gdzie in dziej: Światło janowca, żółć, stoki, ropnie ku niebu, a cierń adoruje ranę, i dzwoni w niej, jest wieczór, nicość w ytacza sw oje morza na nabożeństwo Osobliwsze. A le przecie znane ju ż i n iepotrzebnie w ym yśln e. Ropnie ku niebu osten tacyjn ie bluźnią pospolitem u gustow i, zaś nicość, co w yta cza sw oje m orza na nabożeństw o, c zy nie n azbyt pa tetyczn a? I nagle: W migdale co tam stoi w migdale? Nic.

JAN BŁOŃSKI Nic stoi w migdale. Stoi tam i stoi. 2 A cóż to takiego? Nic nie rozum iem. Nie rozum iem owego n ić \ co stoi w migdale. Ale doprawdy stoi tam i stoi. Jak dziecko przed cukierkiem, jak rabin nad świętą księgą? C zytam dalej: W niczym kto tam stoi? Król Stoi tam król, król. Stoi tam i stoi. Żydoioska głowo, nie możesz posiwieć. Król? Więc ojciec, Bóg, znak prawa? Król z bajki... czy z Freuda? A głowa żydowska, czem uż ona posiwieć nie może? Mądra głowa, co przeciw sobie zwraca sw oje cierpienie? A twoje oko ku czemu stoi oko? A więc to do mnie? Ten refren? To potrójne wezwanie? Teraz ju ż nie ty lk o ciekawość; także lęk. I dreszcz: to jest bardzo piękne. Ku migdałowi stoi twoje oko. Ku nicości stoi twoje oko. Stoi ku królowi. Stoi tak i stoi. Ludzka głowo, nie możesz posiwieć. Pusty migdał, błękit królewski. Teraz ju ż wiem, że m uszę to przeniknąć. Zanim moje oko stanie k u nicości, stanie ku migdałowi m usi stanąć ku wierszowi, m usi w targnąć w jego tajem nicę. Ale nie będę teraz rozważał Celana 1. I Mandorla nie jest moż& nawet trudnym wierszem. Odtwarzam tylko własne dośw iadczenie. Rzadkie, zapewne, bo poeta wielki. Ale nie różne od tego, którego zaznałem w ielokrotnie. C zytając w iersze, trafiam na g ru zły dziwactwa, nad którym się naw et m yśleć nie chce. Na miał banału, który zam ula um ysł. Ale także na diam enty, które ty m mocniej świecą, im bardziej nieprzenikliw e, w sobie zam knięte, niezrozum iale oczywiste. Nie wiem i zapewne nie dowiem się nigdy dlaczego właśnie ten wiersz tak m,nie olśnił. Na jaki trafił migdał dzieciństw a, na jakiego króla. Jaki w e w n ętrzn y r y tm odebrzm iał na po 1 Fragmenty wierszy Celana według: P. Celan: Wybór poezji. Wybrał, przełożył i wstępem opatrzył F. Przybylak. Warszawa 1974.

3 ROM ANS Z, TEKSTEM kornie chytre stoi i stoi'. Czem u pokonał obojętność* przyzw yczajen ie, nieuw agę, odw ojoioałpozornie banalny kam ień i las poprzednio przerzucanych; w ierszy. C zem u m nie zakochał, Nie potrafię zatem powiedzieć, czem u właśnie Mandorla. Ale to w ko ń cu dla nikogo prócz m nie nie m a znaczenia. C hyba pośrednio, jako przykład. Jak analizuje się teksty? Tak, jak się je kocha (nienawidzi). Bo przecie, zanim zacznę roztrząsać wiersz, już w iem, że jest piękny (ciekawy, odpychający itd.). A jeśli rozważanie zostało ufundow ane na ocenie, to ocena zakotwiczona w niedow iedzionym, zbudowana na emocjonalnym... Jaka jest więc strategia namiętności? Tych, które badaczem powodują, i tych zwłaszcza, które w nim rozbudzają? Inaczej: jak badacz zostaje uwiedziony przez tekst? Czy literaturoznawca jak psychoanalityk nie powinien poddać się (choćby bez świadków, rozmawiając z sobą sam ym ) gruntow nem u przebadaniu? Poddani magii obiektyw nej uczoności, p rzyjm u je m y (albo częściej, udajem y, że p rzyjm ujem y) ton beznam iętny i nieosobisty. Lecz w ty m sa m ym czasie naukolodzy jak na złość coraz bardziej podkreślają rolę emocjonalnych, nierozum nych źró-r deł w szelkiej twórczości, także arcyścisłej... W ygnane drzw iam i, nam iętności wracają oknem. Hum anista może oczywiście pracować ty lk o częścią sw ej osobowości: w y n a jm u je sw ej dyscyplinie reprezentow anej przez uczelnię czy in stytu t kilka godzin czasu i nie nadm ierną partię neuronów. Żyw sze uczucia intelektualne nie są koniecznie potrzebne do odgrywania społecznej roli naukowca: dość przejrzeć niezliczone z e s z y ty, serie i abstrakty, pracowicie zapełniane załącznikam i do dyplom ów. Zaś p rzytulny krąg wieczornej lam py oświetla niejedną w stydliw ą tajemnicę. H erm etyczny semiolog koi swe duchowe potrzeby Gojawiczyńską, bojowy m arksista - M akuszyńskim. Lecz w ty m właśnie trudność, by c a ł e g o siebie zaprząc do pracy. Gęba badacza, którą m i zrobiło społeczeństwo (od stu d en tó w do m inistra), jakże często tylk o uczone m in y stroić potrafi! Z apew ne więc trzeźw iej przyznaw ać się do skryw a n ych namiętności (przede w szystkim zaś starać się je wyodrębnić i uświadomić) aniżeli w pocie czoła montouoać uczoną rolę, która i tak przeświecać będzie dziurami? Ucieczka od wartościowania, lęk przed jednostkow ym w ychyleniem, w styd przed w yłożeniem kart czyż to nie najgroźniejsze i najbardziej porażające? Nikogo nie nam aw iam do spisyw ania im presji. P rzypom inam tylko, że u początku

J A N BŁOŃ SK I 4 badania tekstu stoi zawsze stoi i stoi! romans z tekstem. I że ten romans zaczyna się od fascynacji niezrozum iałym (choć ta niezrozumiałość może się objawiać na rozm aitych poziomach tekstu, także w ted y, gdy znaczenia zdają się na pierw szy rzu t oka przezroczyste). Zaczyna się od bolesnego poczucia odtrącenia c zy w yklu czenia z c zyje jś praw dy. T a k więc ty lk o dzieło, które kusząc odtrąca, okopuje się naprawdę godne roztrząsania. Nic co stało się całkowicie zrozumiałe pisał Proust nie jest ju ż nasze. Proces badawczy jest jednak procesem rozjaśniania? Zapew ne. A le tak samo, ja k m iłość jest pragnieniem zagarnięcia... Analogię można snuć dalej. Badacz może tekst przysw oić i może się go starać rozłupać. Podobnie namiętność m oże zmierzać do oczarowania albo do zniewolenia. Św iadectw em oczarowania jeśt zw ykle kryty k a immanentna. C zyż nie najlepiej odtw o rzyć w przódy program pisarza, najpierw w yp o w iedziany explicite, następnie zaś ivpisany w dzieło? K rytyka ńm m anentna jest na peumo najpokorniejszą z k ryty k. I może także najsym patyczniejszą moralnie... Toteż doradzają ją zazw yczaj sami pisarze. C zy jednak w czystych intencjach? Jak tylu innych, V aléry zalecał krytyko w i, aby odkryw szy, co autor chciał właściwie zrobić, zbadał, czy ten dokonał swego rzeczywiście. U kresu obiecywał czystą rozkosz estetycznej kontem placji, utożsamioną klasycznie z doznaniem harmonii zamiaru i spełnienia, całości i szczegółu. Postępował jak kobieta, pewna swej w ładczej piękności. Prawdziwe uwodzicielki mają się jednak zawsze na baczności. Nié dowierzają sw ojej urodzie, świadome, że nam iętność jest grą, podobnie jak grą jest w szystko, co dzieje się m iędzy pisarzem a czyteln ikiem. Nie spuszczają więc oka z wielbicieli, podniecając oczekiwanie przew rotnym gestem, podbijając własną cenę niespodzianką... I tak niejeden pisarz postępuje. Powstają obecnie jak grzyby po deszczu prace o G om brow iczu. Ile rozczarowań zgotow ał on je d nak swoim glosatorom! Już, ju ż m niem ają, że uchw ycili parę fu ndam entalnych założeń, z których wyprowadzą płynnie m echanikę dzieła. Ale wkrótce przystają, znużeni i niepewni. Cieniując i rozwijając kom entarz, czują, że te k st w y m y k a się badaniu, opalizuje sprzecznościami. C zyżb y popełnili błąd sztuki, b y posłużyć się term in e m lekarskiej deontologii? Jeśli tak, gotowi go. naprawić: subtelniejszą analizą, o b fitszy m przytoczeniem. Lecz po chw ili p rzysta ją zn o w u,

5 R OM ANS Z TEKSTEM zniechęceni ściganiem cienia. Zapomnieli, że pisarski autókom entarz ja w n y i utajony jest rów nież tekstem artysty. N iby pająk, zaczajony w oku sieci, czeka on na czytelnika, aby w chwili, kiedy ten przejrzał topografię dzieła, iłosnuć nieoczekiw any zakrętas, skłębić n itk i Ariadny... Po to w łaśnie Gom browicz niestrudzenie opatryw ał swe książki kom entarzam i. Zostały one tak pomyślane, aby na poły m yląc, na poły wspomagając k ryty k a zmusić go do pokornego przem ierzenia całego dzieła pisarza: do zupełnego poddania się jego odczuciom i zamiarom. I ani się taki badacz spostrzeże, jak w najlepszej wierze przepisze w zm ienionym porządku całe dzieło G om browicza! P rzykła d sk ra jn y, ale pouczający. P iękne to przedsięwzięcie: oblegać cierpliwie tw ierdzę tekstu, wypraszać tajem nice, m o rzyć załogę natarczyw ą cierpliwością... A jednak ten, k to ogarnięty wściekłością nie w yrzuci kiedyś zbędnych fiszek do kosza, skaże się w końcu na badawczą porażkę. Dlatego nie w ielbiciele, ale gwałciciele cieszą się zw y k le głośniejszym podziw em otoczenia. T ekst najlepiej zdobyć z marszu. Ścigając cel w łasny dalej położony łatw iej ujtargnąć znienacka do fo rtecy. T ekst zostaje w tedy nie tyle rozłam any, jak szyfr, ale rozłupany. Ostre bo nieoczekiwane światło pada na część dzieła, reszta, pom inięta czy rozsypana, zn ika w cieniu jako nieistotna czy o czyw i sta. Intencjonalna stronniczość, nieskryw ana ocena (tkwiąca ju ż w w yborze poruszanej problem atyki) rodzi spontanicznie oryginalne interpretacje. O dkrycie nowego znaczenia zm ienia autom atycznie hierarchię pisarzy epoki. Cóż z tego, że Filozofia Leśmiana nikogo ju ż dzisiaj nie zaspokaja naw et Sandauera? Od niej jednak zaczęło się pow ojenne w sław ę w stąpienie poety, którego przed pięćdziesięciu Idty n ikt nie śm iałby naw et porównać z Kasprowiczem. Lecz czy ośrodkiem, wokół którego krążyła m yśl krytyka, było istotnie dzieło Leśmiana? Usiłował on ju ż w tedy okiełznać konika autotem atyzm u, w któ rym dostrzegał słusznie czy niesłusznie w y różnik literatury X X w ieku. Podobnie z dorobkiem poszczególnego pisarza. K to roztrząsa dzisiaj Quo V adis, kto za jm u je się w spółczesnym i powieściami Sienkiewicza? W szakże Trylogia jest nie tylko czytana powszechniej. Jest przede w szystkim chętniej rozważana. Nie zdradziła jeszcze swoich sekretów. Sienkiew icz był zatem lepszym P olakiem n iż katolikiem... Bardzo by go to zapew ne zd ziwiło. K ied y jed n a k B rzozow ski znęcał się nad Rodziną Połaniec

JA N BŁO ŃSKI 6 kich, miał na pewno więcej racji niż Prus, pokpiw ający z Ognien i m ieczem... A żadnem u nie szło przecie o oddanie sprawiedliwości dziełu. Raczej o kszta łt k u ltu r y narodowej. Ilez jednak bzdury w takich k ry ty c zn y c h szarżach! C zekam niecierpliwie na historię norwidomanii. Pokaże ona, jak aż do d z- siaj prawie nie chciano N orw ida w ysłuchać. Po prostu w ysłuchać. Czegóż m u nie wmawiano! Jakich pieczeni nie pieczono na ogniu, w znieconym przez genialnego poetę! Jak dotkliw ie odczuł przepraszam, odczuliśm y brak cierpliwych oblegaczy, którzy by chcieli zrozum ieć to dzieło od w ew nątrz! A lbow iem tek st gwałcony w ym yka się badaniom równie często, co tekst oblegany. Ta badaczowi grozi, że pozostanie więźniem, w chłoniętym niejako przez dzieło. T am że przejdzie obok swaistości tekstu, swoistości, która musi jednak zostać uchwycona w całości i przez całość. Czy nie w ym ow nym przykładem jest Racine Barthesa? Skoro zdołano udowodnić, że schem aty i kategorie, w które starał się pochwycić Fedrę, można z rów nym powodzeniem przypasować do Fausta', Goethego... Skoro m ów ił nie tyle o Radnie, ile o tragedii w ogóle? Romanse z tekstem kończą się często zobojętnieniem. Przychodzi m om ent, kiedy dzieło badaczowi jałowieje. Czy dlatego, że zostało im m anentnie przysw ojone i niejako powtórzone w ew nętrznie; czy też, że rozłożone i wpaswane w aiekawszą całość zobojętniało m u w tej reszcie, która w praw dzie m oże się kied yś obudzić do nowego życia, ale tym cza sem nudzi po prostu. Często także kam pania kończy się porażką i na placu pozostaje tekst. Nawet napisanie przenikliw ej rozprawy nie chroni bowiem od poczucia czczości i bezradności intelektualnej. Cóż z tego, żem poprawicie a nawet doskonale zbadał łańcuch problemów? W ysnuły się za nim i następne, i tak przew rotne, że rozwiązane straciły na znaczeniu... N azbyt w y niosły i nieprzystępny tekst zniechęca także. R ozejrzyjm y się dookoła: ile dobrze zaczętych badań nad książką, autorem, epoką? I nie zawsze dlatego nie chcą się skończyć dobrze, że nie stać badaczowi energii i inteligencji. Często ma jej właśnie za wiele: rodzi ona więcej p y ta ń niż odpowiedzi. Jednak nie w szystkie porażki m uszą być nieszczęściem. Zapewne, k r y ty k czyni w szystko, aby poddać sobie tekst. Ale często w głębi serca pragnie być pokonany. Intelekt tęskni do własnej porażki. B yli k ryty c y i to wśród najw iększych którzy nigdy nie chcieli

1 ROM A N S Z TEKSTEM skapitulować. Taki był na pewno Irzykow ski. N ikom u nie szczędził icskazów ek i uzupełnień. Nawet żyw em u pom nikow i gotów był wpisyw ać w łasne pom ysły. Nie chciał nigdy uznać, że nie można jeszcze lepiej. Dlatego zapewne przynajm niej w późnej dojrzałości unikał arcydzieł... Taki był może choć inaczej Brzozowski. Umiał co prawda popaść w zachw yt, ba, w ekstazę. Zaczynał w tedy mówić cu d zym głosem (popadając na dobitkę w liryczenie czy naw et w ierszowanie). Jakby chciał wsunąć się w cudzy tekst i przew yższyć sw e go idola na jego w łasnym terenie... K iedy indziej wreszcie ustala się sp o ko jn y dialog obu tekstów: badanego i badającego. Zgoda na zasadniczą inność arcydzieła na niepojęte przesunięcie znaczeń i wyglądów, które spowodowało prowadzi do postaw y spolegliwego partnerstw a. Badacz zna słabości dzieła, po cóż by je miał jednak w ykorzystyw ać? I dobrze wie, że nawet najgorętszy zachw yt, choć p ożyteczny, niew iele tylk o teksto w i pomoże... Miłość do te k stu k o ń czy się w tedy m ałżeństw em z rozsądku. C zy zm iany w planow aniu n a uki mogą istotnie zm ienić litera tu roznaw stw o? Rozw ażał to niedaw no T reugutt. P osłużył się porów naniem współczesnego instytutu badawczego do m a n u fa ktu ry. Pracuje m y obecnie ja k a kum ulatory podłączone szeregowo. Św iatło m ocniejsze, kie d y w ięcej ogniw. P ow staje więc pytanie, czy m ożna ko chać te k s ty w m anufakturze? Historia Carm en robotnicy m a n u fa ktu ry tytoniow ej w różyłaby miłości burzliwe... Lecz, mówiąc poważnie: podobnie jak Treugutt, nie przypisyw ałbym nadmiernego znaczenia p la n istyc zn y m przekształceniom. N auka jest taką prognozą, która samej siebie przewidzieć nie potrafi. Lecz to odnosi się do w szystkich gałęzi wiedzy. P om yślm y raczej, czym jest wydajność, skuteczność, e fe k ty w n o ść działalności hum anisty. N auki ścisłe sprawdzają się w dośw iadczeniu, techniczne w m anipulow aniu rzeczami. Instrum entalizacja hum anistyki zabija m yśl badawczą albo częściej jeszcze zwraca się przeciw ko jej o błudnym m ecenasom. Zwłaszcza badanie literatury, jeśli sprawdza się społecznie, to przez odbiór dzieł tekstów którym i się zajm uje. Badanie literatury to także urabianie i program owanie publiczności literackiej (co odbywa się przez tysiące pośredników). U przyw ilejow uje ono zupełnie inne postaw y n iż m anipulow anie rzeczam i. W zm acnia, nie p o m niej

JA N BŁO ŃSKI sza, niepowtarzalność i bezinteresowność.recepc ji tekstów krążących w społecznym obiegu. T ym sam ym stym uluje zdolność wartościowania i emocjonalną wydolność publiczności. Obcowanie z tekstam i, rozpoczęte rom ansem badacza, m oże i pow inno kończyć się rom ansami czytelników. 8 Jan Błoński