Imbir podrapał się tylną lewą łapą za lewym uchem. Kiedyś próbował się podrapać tą samą łapą za prawym uchem, ale marnie się to skończyło. Nie tylko drapanie się nie udało, ale wszystkie łapy się poplątały. I długo trwało, zanim się dały rozplątać. Bo też Imbir to był pies jak się patrzy! Olbrzymi bernardyn samym wyglądem wzbudzał posłuch na podwórku i zwierzęta go szanowały. Co prawda zawsze długo myślał, zanim wygłosił swoją opinię, ale jak już coś powiedział, to powiedział. Rozumnie bardzo. Tyś chyba zjadł sznurek do wieszania bielizny, Feliksie? zagadnął uprzejmie, obserwując resztki zwisające z pyska koziołka. Feliks uznał pytanie za niestosowne, więc nawet nie raczył odpowiedzieć. - To oczywiście nie moja sprawa ziewnął Imbir nonszalancko i zakręcił się wokół ogona. Ale widziałem właśnie, że gospodyni kończy robić pranie. Mam wrażenie, że nie będzie zadowolona, jak nie znajdzie tego sznurka. Hm, hm. To była wiadomość, której warto było poświęcić chwilę uwagi. Z gospodynią nie było żartów. Wiadomo, to najważniejsza osoba na podwórku. Chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Niespiesznie, by nikt nie pomyślał, że się przestraszył, koziołek opuścił niebezpieczne miejsce i podreptał w stronę podwórka. Imbir wesoło ruszył za nim. Po drodze minęli gospodynię niosącą pełną miednicę wypranej pościeli. Poszli więc aż za oborę. Tu o wiele słabiej było słychać krzyki gospodyni, która się złościła, że nie ma na czym rozwiesić prania. - Posłuchaj, Imbirze koziołek uznał, że przyjaciel wie jednak bardzo dużo o otaczającym ich świecie nie chciałbyś kiedyś polecieć wysoko, w górę? Tam, gdzie latają ptaki? Imbir przekrzywił łeb i wywiesił jęzor z przejęcia. Pies fruwający po niebie? Toż to byłby widok, z
którego każdy by się uśmiał. - Oj, Feliksie, Feliksie. A po co mi latanie? Jak bym mógł pilnować podwórka z wysoka? Wiesz przecież, że nie wolno mi wpuszczać obcych ani pozwalać kurom wychodzić na drogę. Na listonosza trzeba naszczekać. Tyle pracy, a ja mam sobie fruwać po niebie? No i widziałeś kiedyś tyle kości i mięsa fruwających wysoko? Nie, zdecydowanie wolę chodzić po ziemi. Mówiąc o kościach Pobiegł w stronę budy i wyciągnął z niej schowaną starą kość. - Właśnie westchnął zadowolony. Ty też, Feliksie, znajdź sobie jakiś przysmak. Słyszałem, jak gospodyni mówiła, że zjadłbyś nawet starą miotłę... Starą miotłę? Patrzcie, państwo. A gdzie on znajdzie starą miotłę? Koziołek ruszył w obchód podwórka. Ale chociaż pracowicie zaglądał do każdego zakątka, nigdzie nie mógł znaleźć starej miotły. Jedyne, co mu się rzuciło w oczy, to nowa. Stała sobie oparta o ganek, wesoło połyskując w słońcu. No trudno. Skoro nie ma starej, musi zadowolić się nową! Rozgryzanie nowej miotły okazało się trudnym i odpowiedzialnym zajęciem. Feliks zmuszony był użyć całej siły swoich zębów i jeszcze przytrzymać miotłę kopytkiem, żeby wreszcie sobie z nią poradzić. Rozpadła się na mniejsze kawałki. Ale nawet one nie były łatwe do przeżucia. Koziołek tak był przejęty nowym zadaniem, że zapomniał, iż miał coś przemyśleć. - Hi, hi, hi! rozległo się chichotanie gdzieś na wysokości podłogi. - Co to za hi, hi, hi? wymamrotał Feliks z pełnym pyszczkiem. - To ja śmieję się z ciebie! cieniutki głos zabrzmiał całkiem blisko. - Przeważnie jak ktoś mówi, to go widać wyburczał koziołek, zajęty wypluwaniem twardych
kawałków, które utkwiły mu między zębami. - To rozejrzyj się uważniej! Koziołek spojrzał zezem na podłogę. O, teraz zobaczył. W pobliżu kija od szczotki widać było norkę. A z norki wystawał łepek całkiem małej myszki. - To ty? pokiwał głową ze zrozumieniem Feliks. Poznaję cię. Jesteś myszka rozrabiara. Gospodyni od dawna szykuje na ciebie pułapkę. - Zaraz tam rozrabiara! zachichotała myszka. Ludzie niczym nie chcą się podzielić. Parę okruchów chleba? Trochę suchego makaronu? Czy zabieram im tak dużo? - Słyszałem, że robisz też dziury w workach z ziarnem, wyjadasz smakołyki ze spiżarni i głośno tupiesz nocami? - Zaraz tam głośno. Chrapią jak nie wiem co. A na drewnianej podłodze rzeczywiście słychać każdy krok. Nawet takiej małej myszy jak ja. To brzmiało całkiem logicznie. Widać myszka, choć niewielka, swój rozum ma. - Myszko rozrabiaro, czy masz jakieś pojęcie o lataniu? zapytał Feliks. - O lataniu? zastanowiła się poważnie myszka. W naszej rodzinie nie jest to zajęcie zbyt popularne. Właściwie to wcale nie latamy. Chociaż może nawet bardziej staramy się NIGDY nigdzie nie polecieć. Widzisz, mamy w związku z tym złe doświadczenia. - Nie rozumiem zdziwił się koziołek. - Och, to proste. Niektóre ptaki, na przykład jastrzębie, chętnie nas zabierają na przelot w jedną stronę.
Chociaż wujek Leon poleciał i udało mu się wrócić. Tak się wiercił, że ptak wypuścił go w locie - Tak? I co opowiadał? Podobało mu się latanie? - Niestety, wujek nigdy nie chciał opowiadać o tej historii. Mówił, że potem śnią mu się koszmary pokiwała smutno łebkiem. I nie wiadomo czemu obrażona, schowała się w norce.