To jestem ja Natalia Daniluk. Co skłoniło Pana do złożenia dokumentów na Wydział Prawa? Janusz Radek. Każdy chce mieć bardzo dobre wykształcenie, dobry zawód, a prawo niewątpliwie daje takie możliwości. Dostałem się za pierwszym razem i na początku byłem bardzo zadowolony, ale później jednak stwierdziłem, że to nie dla mnie. Prawo jest jedną z tych dziedzin, która wymaga specyficznego myślenia. N.D. Później idąc na studia historyczne, w jakim zawodzie się Pan wdział, nauczyciela? J.R. Tak, przez chwilę myślałem, że będę nauczycielem, jednak od początku wiązałem jakieś plany ze śpiewaniem, z byciem na scenie. Dzięki temu, że uprawiałem różne gatunki muzyki doszedłem do wniosku, że jak się dobrze śpiewa, to można funkcjonować na różnych płaszczyznach, w różnych formach. N.D. Dawniej zachwycałem się swoim śpiewem. to była taka nutka egoizmu czy świadomość własnej wartości? J.R. Nie, dalej się zachwycam moim śpiewem i jak najbardziej mam świadomość własnej wartości. Jest we mnie jednocześnie duża, a nawet olbrzymia pokora, bo jak się wie, ile się potrafi, to wie się także, czego się jeszcze nie wie. To taka zasada kontroli, stwarzanie sobie własnego punktu odniesienia. To moim zdaniem jest najistotniejsze: nie uśrednianie się w stosunku do kogoś, kto jest dobry czy przeciętny, ale z każdym dniem robienie jakiegoś kroku w kierunku poznawania swoich możliwości wokalnych. N.D. A nie myślał Pan, żeby się dalej kształcić w tym kierunku? J.R. Nie, nigdy nie poszedłem do szkoły aktorskiej ani muzycznej. Tak naprawdę to ja nie jestem, ale bywam aktorem. To samo związane jest z muzyką. Bywam czasem bardziej agresywny, drapieżny, a czasami bardziej liryczny, refleksyjny. Chciałbym być raczej bezczelnym śpiewakiem, a nie takim grzecznym, co to ma swoją publiczność i będzie ją męczył do końca życia taką samą dróżką. Drogi, a zwłaszcza dróżki artystyczne trzeba ciągle zmieniać. N.D. Czuję się mocno bo, jeżeli Janusz zaniemoże to mu Radek pomoże i to jest wspierające. Skąd ten dualizm? J.R. To był żart J Nie, to nie dualizm raczej jednoalizm ( śmiech) J. Nie mam rozdwojenia jaźni, nie dzielę się na plastry, że z jednej strony aktor, a z drugiej wokalista. Zawsze to jestem ja, ale uważam, tak jak powiedziałem przed chwilą, że wszystko powinno być zmienne. Nie mogę się przysposabiać do jakiejś jednej formy tylko po to, by zadowolić widza czy słuchacza. N.D. Śpiewa Pan utwory już niegdyś zaśpiewane, często są to wykonania lepsze od oryginału. Czy pojawia się czasami u Pana taka obawa, jak ludzie to odbiorą, jak osądzą, bo przecież ktoś to już kiedyś wykonał?
J. R. Nie wiem czy są lepsze od oryginału Jeśli natomiast myślałbym przede wszystkim, jak ludzie to odbiorą, to nic nie odważyłbym się zrobić. Liczy się piosenka, jakaś wartość w niej zapisana. Nie można sugerować się tym, że ktoś to kiedyś zaśpiewał, trzeba z tego stworzyć swoją opowieść i własną interpretację. Przykładowo w Królowej Nocy jak i w Serwus Madonnie rozmawiam swoim językiem, mimo iż operuję napisanymi nie dla mnie melodiami i tekstami. Z reguły są to przecież piosenki sprzed 30 lat i ci inteligentni słuchacze słuchający tego 30 lat temu wiedzą, że ja teraz o czymś innym opowiadam, a ci którzy nie mogą lub nie mają możliwości pamiętania utożsamiają te piosenki z moją interpretacją. N.D. Tak, racja. Ja przyznam, że wiele z tych utworów znam tylko w Pana interpretacji. J. R. No to bardzo się cieszę, że mogła je Pani w ten sposób poznać!:) N.D. Za wykonanie utworu Czesława Niemena Dziwny jest ten świat otrzymał Pan nagrodę dziennikarzy podczas festiwalu w Opolu. W tym roku ten sam utwór wykonała Ewelina Flinta, jak Pan ocenia jej występ? J.R. Ja tę piosenkę zaśpiewałem w życiu może ze trzy razy i przypuszczam, że Ewelina również niewiele więcej. Jednorazowe wykonania są o tyle trudne, że musimy zmierzyć się z legendą lub interpretacją, która jest zasiedziała gdzieś w naszych wyobraźniach. Przez te 3 minuty trzeba być tak sugestywnym, żeby przełamać wcześniejsze wyobrażenie o tej piosence. Ewelina zrobiła to po swojemu. Uważam, że to bardzo dobra piosenkarka. N.D. Z czyją opinią liczy się Pan najbardziej? J. R. Słuchaczy, oczywiście. W tym wszystkim jest pewna równowaga, bo zarówno dziennikarze jak i masa ludzi, która ocenia wykonawcę podświadomie kieruje się reakcją publiczności. Wydaje mi się, że kluczem jest repertuar jeśli jest naprawdę dobry i przemyślany, to ma się problem z głowy w ocenie zarówno publiczności, jak i krytyki. Profesjonalna krytyka jest bardzo potrzebna i ważna, bo potrafi docenić cały wkład pracy, jaki człowiek włożył. N.D. Czy jest jakaś rola lub piosenka, której całkowicie odnalazł Pan swoją osobowość? J.R. Nie! Chyba nie Za każdym razem cieszy mnie to, co robię. Nie ma takiego nurtu, który by mnie pochłonął. Jest wiele piosenek, które napisałem dla siebie i są one mi oczywiście najbliższe. N.D. Kilkakrotnie wystąpił Pan za granicą, czy, przykładowo, niemiecka publiczność różni się od polskiej? J.R. W Niemczech śpiewałem Królową Nocy, która dla tamtej publiczności jest bardzo bliska. Cała zawarta w tym spektaklu tradycja kabaretów niemieckich, zamiany ról, tego fikołka do tyłu jest dla nich rzeczą oczywistą. I nie ma znaczenia, czy śpiewam to po polsku
czy w innym języku, bo oni po prostu znają zasady. Bawią się pewną konwencją, która ma w Niemczech o wiele większą tradycję, niż w Polsce. N.D. Podczas wywiadu dla jednego z magazynów powiedział Pan, że chciałby zaśpiewać w duecie z Edytą Górniak, bo to ją uważa za najlepszą polską piosenkarkę. J.R. Ona ma niebywały głos i niesamowity warsztat wokalny. U nas niestety nie docenia się tego, że mamy artystów z rewelacyjnymi możliwościami wokalnymi. Ale takich osób, z którymi chciałbym zaśpiewać, jest więcej. Z Edytą na pewno. N.D. Nie często można Pana spotkać w kronikach towarzyskich, nie buduje Pan swojego nazwiska i osoby na kolorowych pismach, co w dzisiejszych czasach jest nagminne i często konieczne, aby się utrzymać na rynku. J.R. Jeśli ktoś chce, żeby o nim gadali, jakie nosi skarpetki czy z kim sypia, to proszę bardzo. Ja wolę żeby mówiono o tym, jak śpiewam, ale to przecież kwestia wyboru.:) N.D. porażka, sukces są określeniami trudnymi do jednoznacznego zidentyfikowania. Nie wiem, co tak naprawdę jest porażką, a co sukcesem. Płyta Królowa Nocy po miesiącu od premiery otrzymała miano złotej. Jak więc Pan określiłby ten fakt? J.R. Dla jednych sukcesem jest coś elitarnego dla innych coś całkiem przyziemnego. N.D. No, ale to w końcu złota płyta!! J.R. Tak, złota płyta, która w zasadzie nigdy nie ujrzała żadnego radia... Ja sobie cenię sukces jako rzetelną realizację swoich planów i dla mnie sukcesem jest to, że mogę śpiewać, że mam publiczność, że mam jakiś pomysł na hasło Janusz Radek. Nie chcę być identyfikowany z jednym gatunkiem muzyki czy sceny. Jestem taki, jakiego wymaga ode mnie w danym momencie scena i moja chęć bycia na scenie. Ten sojusz to chyba największy sukces. N.D. Ostatnio nagrał Pan hymn z innymi piosenkarzami dla Fundacji TVN Nie jesteś sam. Oznacza to, iż widzi Pan jakiś głębszy sens w tego typu akcjach. Wierzy Pan, że to pomoże? J.R. Zaprosili mnie, ja to zaproszenie przyjąłem. Ale nie analizowałem tego faktu. W sumie takie akcje kojarzą mi się zawsze z tak zwanym miłosierdziem gminy : raz na rok możemy się wzruszyć i dać dzieciom złotóweczkę. N.D. Za co Pan ceni Prince a? J.R. Bo to jest wolny człowiek!! Robi, co chce i jak chce. Jest to facet, który do tej pory komponuje kilka piosenek tygodniowo, ma potężne archiwum. To niesamowicie płodny i kreatywny człowiek. N.D. Po przetłumaczeniu na język polski jeden z utworów Prince a zaczyna się tak:
"Co się dziej z tym światem? Sprawy muszą zmienić się na lepsze Nic nie jest tak jak obiecali przywódcy Trzeba chyba napisać petycję." Jest to fragment Dear Mr. Man, w którym Prince wyraźnie przedstawia swoje veto wobec zaistniałych spraw politycznych. Interesuje mnie jednak Pana zdanie na temat, czy artyści powinni brać czynny udział w życiu politycznym? J.R. Artysta to przecież normalny człowiek, jeżeli chce zaangażować się politycznie, to czemu nie! Myślę jednak, że Prince na pewno nie będzie kandydował do Sejmu czy Senatu USA, napisał ten utwór pewnie z jakiejś wewnętrznej potrzeby. N.D. Dobra, dość o polityce. J.R. Ooo to dobrze..:) N.D. Poznajmy teraz Janusza Radka z nieco innej, prywatnej strony. Jak przebiegają prace nad budową domu? J.R. Dobrze, powoli i systematycznie się realizują. N.D. Bierze Pan czynny udział w budowie domu, mam tu na myśli dobór materiałów, kolorystki? J.R. Wszystko konsultuję z moim przyjacielem, który trzyma nadzór nad sprawami architektonicznymi. Kolega ma doświadczenie, bo się na tym zna. N.D.Jest dom, czyli zaczął Pan spełniać taką męską życiową maksymę DOM DRZEWO SYN? J.R. Drzewo posadziłem już nie raz, ale generalnie nie wiążę siebie z takimi stereotypami. Nie mam pragnienia posiadania syna, mam wspaniałą córeczkę, jestem bardzo zadowolony. N.D. Jak już Pan wspomniał, jest szczęśliwym tatą, czy dostrzega Pan jakieś wyraźnie geny, jakie odziedziczyła ona po Panu? J.R. Tak, duże oczy i usta J N.D. A jak z talentem muzycznym bądź aktorskim? J.R. Ona ma dopiero 6,5 roku, ja nie jestem katem, który wysyła dziecko do szkoły muzycznej, realizując chore ambicje. Niech robi, co chce. N.D. Pańska żona, to bardziej dla Pana Serwus Madonna czy Królowa Nocy? J.R. Ani to ani to. Beata jest sędzią karnym i tyle, nic więcej.
N.D. "Nuptias non concubitus sed consensus facit". Ta łacińska paremia oznacza: "Małżeństwo tworzy zgodne porozumienie, a nie faktyczne współżycie. Czy Pana zdaniem małżeństwo artysty ze zwyczajną osobą tworząc tylko zgodne porozumienie ma rację bytu? J.R. Artysta to też zwykła osoba. Ja jestem artystą tylko na scenie. N.D. No tak, ale są jeszcze wywiady, koncerty, spektakle wyjazdowe. J.R. Ale przecież taki dyrektor czy pan prezes, albo sportowiec też często wyjeżdżają i nie ma ich w domu po kilka dni. N.D. Pełnia szczęścia dla Janusza Radka to żona, córka i las? J.R. Nie sprowadzałbym tego do lasu J, ale zadając sobie pytanie: co to jest szczęście? trudno na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Nie wiem, co to jest szczęście, gdybym wiedział to bym je osiągał. Co chwilę! N.D. No pewnie, jak każdy! J.R. No właśnie, mogę być zadowolony, odczuwać jakieś procentowe namiastki szczęścia. Nigdy do końca nie jest się szczęśliwym czy nieszczęśliwym. Muszą być te przeciwstawne pierwiastki by wiedzieć, co dobre, a co złe. N.D. No ale, żeby zakończyć optymistycznym akcentem J.R. Jestem szczęśliwy J!!