28 sierpnia 2015 Jeden dzień, który zmienił wiele Dlaczego poszedł Pan do wojska: Wojsko zawsze występowało w moim życiu. Oddałem się służbie Ojczyźnie, ponieważ wiąże mnie tradycja rodzinna. Wybrałem sobie taki sposób na życie. Zawsze potrafiłem podporządkować się określonym zasadom, regulaminom, potrafiłem być im wierny. Muszę przyznać, że po części namówił mnie również mój kolega, który w szkole średniej złożył dokumenty do Wyższej Szkoły Oficerskiej w Poznaniu. Ja również postanowiłem tam aplikować. Udało mi się dostać do Szkoły Chorążych, którą ukończyłem. Miałem nadzieję na dalszy rozwój mojej kariery. Strona 1
Co Panem kierowało, że pojechał Pan na misję? Do Afganistanu pojechałem, ponieważ chciałem sprawdzić swoje umiejętności oraz sprawdzić się jako żołnierz, mężczyzna, jako człowiek. Strona 2
Jakie najważniejsze działania podczas misji Pan wykonywał? Jako Zespół Doradczo-Łącznikowy (OMLT) wykonywaliśmy tam wszystkie działania, między innymi związane z rozminowaniem dróg, na których znajdowaliśmy ajdiki, braliśmy udział w szkoleniu armii afgańskiej - co prawda był to inny rodzaj szkolenia niż to, które przechodziliśmy w kraju. Z Afgańczykami wyjeżdżaliśmy wspólnie na patrole czy akcje", działaliśmy jako QRF, wyjazdy kilkudniowe to była nasza codzienność, braliśmy udział w dostarczaniu żywności i innej pomocy humanitarnej dla ludności. Strona 3
Szczególne wspomnienie, które Pan pamięta z misji: To miał być spokojny dzień. Jechaliśmy zabezpieczyć drogę w celu umożliwia bezpiecznego przez nią przejazdu. Dzień wcześniej wykonywaliśmy ten sam patrol, jednak akcja została przeniesiona na następny dzień. Poprzedniego dnia Łukasza z nami nie było bo dostaliśmy szczepionki, po których Łukasz poczuł się źle. Nasz dowódca zawołał mnie i powiedział, że będę zastępował Łukasza i mam wszystkim kierować. Dlaczego ja? Nie wiem, Wodzu" tak zadecydował. Pierwszego dnia w trakcie patrolu zatrzymaliśmy się przy posterunku policji. Oglądaliśmy pojazd policyjny - strasznie był poszatkowany. Doszliśmy do wniosku, że nikt tam nie przeżył - tyle było dziur. Jechaliśmy drogą, którą dobrze znaliśmy. Przez radio dostaliśmy wiadomość, że mamy już wracać, ponieważ nikt tam nie będzie jechał. Na drugi dzień ponownie wyjechaliśmy na partol, Łukasz był już z nami. Pytałem się go przed wyjazdem czy dobrze się czuje i czy chce jechać. Wtedy to ja miałem jechać jako dowódca - miałem siedzieć na miejscu Łukasza, ale Łukasz zdecydował się jechać razem z nami. Siedział z przodu, ja siedziałem z tyłu, ruszyliśmy. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na drodze, na zboczu góry. Pamiętam ten pył, który unosił się na drodze i nasze wspomnienia, refleksje. Wymieniliśmy parę zdań, że to już koniec, że to ostatni wyjazd. Wsiedliśmy, ruszyliśmy i dojechaliśmy do opuszczonego posterunku policyjnego. Zatrzymaliśmy się, pamiętam, na drodze przed nami stał niebieski samochód ciężarowy wypakowany po brzegi. Nasz pojazd stał jako pierwszy polski wóz. Pamiętam dokładnie nasz skład: Łukasz siedział z przodu, ja siedziałam za nim, po lewej stronie siedział Amba - nasz kierowca. Jechał jeszcze z nami tłumacz i Paweł, który był na ganerce. Pamiętam, że tuż przed rozpoczęciem akcji tłumacz otworzył drzwi i wyszedł z pojazdu zostawiając je otwarte. Od razu lekkie nerwy mnie poniosły bo gdyby coś wpadło do środka to byśmy wszyscy ponieśli śmierć. Opi. go jak tylko wrócił, a wracał szybko bo rozpoczęła się zasadzka. Gdy usłyszałem, że grają karabiny zacząłem się rozglądać, aby jak najlepiej ocenić sytuację. Łukasz podał komendę, by ruszyć z miejsca, aby nie stać, żeby być trudniejszym celem do trafienia. Pamiętam również jak RPG-i Strona 4
rozbijały się przed naszym wozem i za naszym wozem. Paweł schował się do środka z ganerki, ruszyliśmy w kierunku ukrycia. Łukasz albo Amba powiedział, że schowamy się za ciężarówką. Miałem wtedy dziwne przeczucie, że to nie jest dobry pomysł. Miałem też takie wrażenie, że ta zasadzka nie jest jednostronna, że z prawej strony też ktoś do nas strzela, i rzeczywiście strzelał. Zatrzymaliśmy się. Chwila przestoju. Nie pamiętam czy coś mówiłem do Pawła. Łukasz podał komendę, że wychodzimy, przerzuciłem broń z prawej do lewej ręki. Łukasz już wysiadł. Stał przy samochodzie zaraz za otwartymi drzwiami. To były sekundy. Nacisnąłem na klamkę żeby otworzyć drzwi, żeby wysiąść i wtedy padł strzał. Dostaliśmy z RPG-a. Pamiętam, że w całym samochodzie pojawił się dym, szyby popękały, broń mi chyba wyleciała z ręki. Spostrzegłem co dzieje się z Łukaszem i postanowiłem go wciągnąć z powrotem do samochodu. Krzyknąłem do Amby aby ruszał. Ruszyliśmy do najbliższej bazy. Bo to była jedyna okazja, jedyna możliwość żeby Łukaszowi udzielić bardziej profesjonalnej pomocy medycznej, bo w czasie drogi to ja byłem jego medykiem. I to było miejsce, w którym mógł wylądować MEDAVAC. Taką decyzję podjąłem. Amba próbował nawiązać łączność z bazą i resztą chłopaków, ale radio, jak w złym horrorze, przestało działać, po prostu zaczęło piszczeć. Spojrzeliśmy na siebie, mówię - Chłopaki, jedziemy do Wilderness, bo tylko tam możemy Łukasza uratować. Jechaliśmy naprawdę szybko, niebezpiecznie. Wjechaliśmy do bazy, kazałem Pawłowi krzyczeć, że potrzebujemy medyka. Podawałem Łukaszowi w czasie jazdy morfinę. Nie mogłem znaleźć jego morfiny dałem mu swoją. Rozmawiałem z nim, że zaraz będziemy na miejscu, że wszystko będzie ok. Wjechaliśmy do bazy, na początku nikt nie wiedział o co chodzi. Złapałem tam jakiegoś żołnierza i mówię mu, że potrzebujemy medyka bo wpadliśmy w zasadzkę i mój kolega umiera. W krótkim czasie akcja ratująca Łukasza rozpoczęła się na tym wyższym poziomie. Kiedy Łukasz od nas odszedł wszyscy płakaliśmy. Pamiętam, że wtedy Amba wpadł w panikę. Obwiniał cały świat za to zdarzenie. Kazałem mu się zająć sobą, zająć samochodem, żeby przygotować się na to że zaraz będziemy wracać bez słowa, po żołniersku wykonał polecenie. Czekaliśmy chwilę (może godzinę lub kilka), a wydawało się że wieczność, aż ktoś przyjedzie po nas. Zauważyłem trzepoczące na wietrze polskie, biało-czerwone flagi. Chłopaki przyjechali po nas, zabrali nas stamtąd. Później padła decyzja, że będziemy zlatywać razem z Łukaszem. Chciałem zostać. Nie dla zemsty. Po prostu, żeby być razem z chłopakami i służyć ewentualnie swoją pomocą. Ale wróciliśmy do kraju, wróciłem do domu. Strona 5
Panie Przemysławie czy łatwo było wrócić do życia rodzinnego po takim przeżyciu? Moja rodzina nie wie do końca, co robiłem w Afganistanie. Wydaje mi się, że mamy takie same relacje jak przed wyjazdem. Na pewno ta sytuacja zmieniła mnie. Teraz wiem jak kruche jest ludzkie życie i jak szybko można je stracić. Na swoim przykładzie wiem, jak szybko można stracić zdrowie, bo jestem weteranem poszkodowanym. Staram się być perfekcjonistą w tym co robię, staram się widzieć, dużo widzieć i jak coś robię, to robić to nie tylko dobrze, ale jeszcze lepiej niż potrafię. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami nawet mała umiejętność może wpłynąć na czyjeś dobro na czyjeś zdrowie. Może po prostu pomóc. A moje relacje z rodziną chyba się nie popsuły. Jeżeli walczyłem to walczyłem sam w sobie, a nie przelewałem tego na innych. Tak to mogę ocenić. W pracy przez długi czas nikt z kolegów nie wiedział o tym zdarzeniu, bo się nim nie chwaliłem. Dużo dobrego spotkało mnie ze strony Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju. Brałem udział w warsztatach, w spotkaniach z weteranami, gdzie wspólnie, jak wielka rodzina, możemy usiąść przy jednym stole i rozumiemy się bez słów. Osoba, która tam nie była, nie zna tych realiów i trudno będzie jej pojąć to co chcemy przekazać nie koniecznie słowami. Strona 6
Prezentowana publikacja ani żaden jej fragment nie może być powielany lub rozpowszechniany w jakiejkolwiek formie i w żaden sposób bez uprzedniego zezwolenia. Tekst: Przemysław Kowalski Strona 7