Tytuł tego eseju powinien być czymś kompletnie oczywistym dla każdej myślącej bezbożnej osoby i oczywiście chciałabym, aby tak było. Niestety, chore ideologie odbierają ludziom racjonalny osąd, przez co oczywiste zdanie w tytule nie wydaje im się wcale pewne, zaś niektórzy nawet czują się wściekli po przeczytaniu tego tytułu. To tak jakby karp przed świętami Bożego Narodzenia wrzeszczał chcę świąt, chcę świąt, cicha noc, święta noc!!!. Gdy zastanawiam się nad moim tytułem i jego oczekiwaną recepcją, przyznaję sama przed sobą, iż żyjemy w obłąkanym po części społeczeństwie, więc trzeba pisać dużo, aby choć trochę ratować normalność formułowania logicznych wniosków i podejmowania rozsądnych działań.
Rzeź na Chios, Delacroix Moje koleżanki i koledzy w Zachodniej Europie tak bardzo skupili się na walce o świeckości z Kościołem, że zapomnieli, że już w zasadzie wygrali. Walczą dalej, choć do ich krajów
wchodzi znacznie brutalniejsza od chrześcijaństwa religia, słynąca z odbierania życia apostatom i związku jej teologii ze świętą historią podbojów. Patrzę zdruzgotana, jak Ci, którzy jeszcze nie tak dawno walczyli o sprawiedliwe traktowanie różnych światopoglądów przeciwko dominacji wizji chrześcijańskiej bronią teraz totalitarnej wizji świata wypływającej z Koranu. Zamiast nalegać na objęcie embargiem społeczeństw, które zabijają apostatów, moi dawni koledzy walczą o cenzurę, która uniemożliwia opisywanie przemocy czynionej przez islam. Zamiast skazać zdrajców nielegalnie przemycających ludzi udających uchodźców przez granice Europy, moi dawni koledzy wspierają ten proceder. Zamiast domagać się ukarania sędziów, którzy przyzwalają na burkini na francuskich plażach, moi dawni koledzy piętnują te osoby, które domagają się usunięcia ostentacyjnej manifestacji najbardziej krwawej obecnie religii z miejsc, gdzie ludzie chcą po prostu odpocząć z dala od lęku i aktów terroru. Zamiast dotować i wspierać organizacje śledzące zbrodnie i niesprawiedliwości popełniane pod auspicjami Koranu, moi dawni koledzy dotują i wspierają organizacje usprawiedliwiające islam przy pomocy kłamstwa, cenzury i manipulacji, oraz wspierają samych muzułmanów, często tych o najbardziej radykalnych poglądach. Piszę moi dawni koledzy, bo kiedyś myślałam, że są to osoby ubiegające się o prawa osób nie wierzących w żadną religię. Czyli o moje między innymi prawa. Teraz widzę, że byli to często bardzo ograniczeni w swoim myśleniu antyklerykałowie, którym być może wcale nie przeszkadzałoby podpisanie sojuszu z radykalnymi muzułmanami przeciwko katolikom na świecie. W sporze z Kościołem o równość praw moim dawnym kolegom nie chodziło wcale o prawa osób niewierzących, ale o ideologię, która walczy z kapitalizmem, Żydami i USA, czyniąc sobie w
bajkowy sposób nowy neomarksistowski proletariat z muzułmanów. Ot taki dziwaczny obiekt kultu i platonicznej miłości Wcześniejszymi obiektami tych miłosnych uczuć bywali Lenin, Trocki, Stalin, Che, Fidel i Mao Moi dawni koledzy podziwiają papieża Franciszka za jego miłość do islamu, tak jak wcześniej podziwiali Obamę, który ułatwił życie ISIS wyciągając US Forces z Iraku i pokrzykując gdzie się da i jak się da, że islam to religia pokoju (podobnie jak papież Franciszek zresztą, o którym niedawno pisałam). Islam to religia poddaństwa, a nie pokoju, celem islamu jest, aby wszyscy ludzie na Ziemi byli muzułmanami i przestrzegali szariatu. Tych, którzy nie chcą być muzułmanami, islam czyni podludźmi lub zabija. To muzułmanie zaczęli znakować Żydów, wśród tych którym pozwolili na istnienie. Zgodnie z Księgą i hadisami. Zgodnie z tym, co mówią najbardziej szanowani islamscy teologowie, z Mekki i z Kairu. Istnieją nieliczne osoby, które porzuciły islam na rzecz chrześcijaństwa czy ateizmu. Tym ludziom moi dawni koledzy nie pomagają, podobnie jak papież Franciszek. Mimo próśb o wsparcie. Istnieją nieliczni, mniejszościowi muzułmanie, którym bardziej zależy na humanizmie niż Koranie. Chcą być dalej muzułmanami, ale tylko w sferze nazewniczej i symbolicznej, nie prawnej, szariackiej, co jest najistotniejsze dla większości ich współwyznawców. Moi dawni koledzy nie pomagają takim ludziom, broniąc islamu przed krytyką w jego najbardziej drastycznych przejawach, rzucając się z nienawiścią, charakterystyczną szczególnie dla regresywnej lewicy, na osoby piszące z oburzeniem o karze śmierci za apostazję w islamie, czy o nielegalnym napływie udających uchodźców (w zdecydowanej większości przypadków) muzułmańskich migrantów.
Świeckość wywalczona z chrześcijaństwem w Europie Zachodniej przez takie osoby nie potrwa długo. Zastąpi ją islam. Wpierw bardziej łagodny, jak był jeszcze w Indonezji kilkadziesiąt lat temu. Później sytuacja będzie ewoluować w stronę Algierii, Arabii Saudyjskiej czy Iranu. Część moich dawnych kolegów i moich dawnych koleżanek radośnie przejdzie na islam, wmawiając sobie, że to kolejny mądry krok ich neomarksistowskiej rewolucji. Inni staną się ofiarami, które poniewczasie zorientują się, że coś tu nie gra (z pewnością nie przyznają się do własnych błędów, to w większości nie są tego typu osoby). Będzie już jednak za późno, by uciekać, Chiny zapewne będą wolne od tego akurat problemu, ale chiński komunizm idzie teraz w stronę ostrej dyktatury, która raczej nie będzie przytulać nie mających wiedzy technicznej uchodźców ze zniszczonego przez samych siebie Zachodu. Wiedza katastrofalnopolityczna i pseudohumanistyczna nie będzie potrzebna Chinom i nawet ciężko je będzie za to winić. Może część z Was myśli, że przesadziłam? Że przecież jakoś to będzie. Oczywiście jest możliwe, że przesadzam i chciałabym bardzo, aby tak było. Ale ile jeszcze lat będzie obowiązywać ideologia jakoś to będzie przy jednoczesnym chronieniu islamu przed krytyką i uniemożliwianiu deportacji osób zintegrowanych z Koranem ale nie z Europą i jej humanizmem? Możliwe, że kiedyś silne państwa Zachodu powiedzą dość i zaczną prowadzić zupełnie odmienną politykę, ale im później to się stanie, im więcej będzie lat z jakoś to będzie, tym bardziej drastyczne rozwiązania będą musiały służyć takiej zmianie polityki. Czy zresztą polityka Zachodu się zmieni? Może raczej do końca będzie szedł do brzegu przepaści i pójdzie w tym samym tempie
dalej? Ilu ludzi wieszczy, że nieograniczony napływ muzułmanów jest nieunikniony, że to wspaniała wędrówka ludów, że wszelkie granice Europy to neonazizm? Że nie możemy decydować o tym, kogo chcemy na nowego obywatela, a kogo nie chcemy? Świeckość w Zachodniej Europie ponosi fiasko przy obecnej polityce i nawet nie chce się do tego przyznać. Mimo napływu islamu prolaickie NGOsy nadal walczą z resztkami chrześcijańskich przywilejów, wspierając jednocześnie napływ mas muzułmanów, dla których Koran jest i będzie wartością większą niż jakiekolwiek wartości europejskie. Ja zaś uważam, że skoro nie umiemy grać w tę całą świeckość, to zostawmy chrześcijan w spokoju. Wolę żyć wśród katolików niż muzułmanów. Może będzie za dużo religii w szkołach, za dużo kasy na Kościół, zbytnie przeszkody przy aborcji. Ale nie będę własnością męża, półczłowiekiem w sądzie, ofiarą polowania, gdy zwiążę się z niemuzułmaninem. Moje dzieci nie będą skazywane na śmierć za to, że odeszły od islamu czy skrytykowały go. Być może ktoś będzie ciągany po sądach za karykaturę Jezusa, ale nie będzie mu grozić kara śmierci, jak za karykaturę Mahometa. Nauka, w przeciwieństwie do państw islamskich, będzie się rozwijać. Chrześcijanie w większości akceptują teorię ewolucji, zastanawiają się nad prawami zwierząt, nie uważają, że jak o czymś nie ma w Ewangeliach to jest diabelskie. Chrześcijanie, w przeciwieństwie do muzułmanów, chcą odkrywać świat, bo sami się wcześniej przyczynili do rewolucji naukowo przemysłowej, z której zalążków muzułmanie zrezygnowali w głębokim średniowieczu, naśladując zresztą wtedy tylko osiągnięcia Hindusów i Starożytnych Europejczyków. O ile bardziej już wtedy, w tym złotym wieku, była bardziej oryginalna i technicznie wyrafinowana architektura gotycka od ich architektury
Jak powiedziałam w poprzednim eseju, wolę Boże Ciało niż Ramadan. Nie chcę być przez cały miesiąc zagrożona pobiciem czy czymś gorszym, bo ośmielę się napić wody w miejscu publicznym. Nie chcę być narażona na gwałt czy obelgi, gdyż ośmieliłam się pokazać publicznie bez towarzystwa brata, męża czy ojca. Nie rozumiem, jak ideologia regresywnej lewicy pozwala nie widzieć tych ogromnych różnic. Jak ktoś, kto z jednej strony walczy o prawa kobiet, krytykując na przykład z Francji to co w Polsce się dzieje wokół aborcji, może z drugiej strony krok po kroku dążyć do sytuacji, w której coraz więcej kobiet we Francji traktowanych będzie tak jak kobiety w Algierii czy Pakistanie? Vernon Roche, jeden z komentujących moje artykuły, napisał o mnie z dezaprobatą, że to co piszę jest złe, nieracjonalne, gdyż działa tylko na emocje. A może racjonalnie jest przyznać, że tych emocji brakuje, zwłaszcza na Zachodzie, gdzie nadal walczy się z bardzo słabym i nieroszczeniowym Kościołem zamiast spojrzeć na islam? Może trzeba poczuć jakąś emocję, aby wreszcie uświadomić sobie, że w tym czy innym państwie muzułmańskim za odejście od islamu NAPRAWDĘ zabija się lub NAPRAWDĘ wtrąca do więzienia? Że ogólnie przyjęte są prześladowania młodych kobiet, które ośmieliły się zakochać w kimś, kto nie wyznaje islamu? Że często dochodzi do RZECZYWISTYCH mordów na tym tle, na które przymyka się oczy, bo jest to zgodne z Koranem? Być może emocje są potrzebne, aby powiedzieć sobie, na czym nam NAPRAWDĘ zależy i tego bronić? A co powinniśmy robić w Polsce i z Polski? Wciąż powtarza się w odniesieniu do mnie mantra regresywnych lewicowców: u nas nie ma muzułmanów, zostaw ten temat idiotko (oni naprawdę nie są ani mili, ani tolerancyjni ). A jednak leżymy jako kraj w
Europie i jest Unia Europejska. Moim zdaniem w Polsce powinniśmy być zjednoczeni w tej jednej sprawie, jaką jest ograniczanie wpływów islamu na świecie i przemocy z nim związanej. Dla własnego dobra. Wyobrażam sobie, że w Polsce moglibyśmy współdziałać, katolicy i niewierzący, prawica i nieregresywna lewica, liberałowie i konserwatyści, w ratowaniu prześladowanych przez islam chrześcijan i ateistów. Moglibyśmy starać się docierać z prawdziwymi informacjami o islamie tam, gdzie cenzura proislamskiej regresywnej lewicy uniemożliwia dostęp do nich. Znamy języki, mamy dobrych informatyków, możemy podołać temu zadaniu. Przydałby się też polski YouTube, gdzie informacje krytyczne wobec islamu nie byłyby marginalizowane w ilości wyświetleń i wyłączane z możliwości zarabiania na reklamach. Oczywiście dziś może to się wydawać absurdalne polski YouTube, stuknij się w czoło!. Lecz im bardziej narasta cenzura, tym więcej osób będzie zainteresowanych niecenzurowanymi przez proislamską poprawność polityczną miejscami w sieci. Ps.: Polecam wywiad z Rebeccą Sommer, aktywistką działającą na rzecz praw człowieka, która służy ludziom, nie kieruje się ideologią. Oraz opis przykrego zamieszania wokół tego wywiadu spowodowanego przez regresywną lewicę.