Spotkania z Tradycją II Rękodzieło Ludowe Ziemi Łowickiej Październik 2013
Warsztat Garncarski Rodziny Konopczyńskich w Bolimowie
Tradycja rodzinna przekazywana z pokolenia na pokolenie u Konopczyńskich głosi: "Nazwisko Konopczyński nie należy do powszechnie spotykanych. Wszyscy Konopczyńscy, i to nie tylko ci mieszkający w Polsce, należą do jednej rodziny, wywodzą się bowiem z jednego gniazda położonego w okolicy Włocławka. W czasach rozbiorów Rzeczypospolitej trzech, z czterech synów jednego ojca tam mieszkających zmuszonych zostało do wyjazdu. Jeden pozostał na ojcowiźnie. Pierwszy z tych, co uciekli osiedlił się w Bolimowie, drugi w Łyszkowicach, trzeci zaś w Warszawie." Mimo iż legenda ta ma już ponad dwieście lat nadal jest żywa i w całej rodzinie funkcjonuje w niezmienionej formie. Pięć lat temu Konopczyńskich z Bolimowa odwiedził Andrzej Konopczyński z synem Pawłem z Warszawy, którzy powiedzieli, że tradycja rodzinna przekazana im mówiła to samo, a oni są krewnymi tego z braci, który wyjechał do Warszawy. Z tej samej linii wywodzi się Emilian Konopczyński znany pedagog, a także słynny historyk Władysław. Z całą pewnością można stwierdzić, że Konopczyński zamieszkał w Bolimowie około 1799 roku, bowiem 29 stycznia tegoż roku "związek małżeński zawarli Jan Konopczyński liczący 27 lat z Józefą z Zielińskich lat 18". Również w Łyszkowicach do dnia dzisiejszego mieszkają potomkowie Konopczyńskich.
Niezwykle ważną postacią w dziejach warsztatu garncarskiego jest Franciszek Konopczyński. To on zapoczątkował zainteresowanie rodziny ceramiką. Kilkakrotnie w różnych aktach Parafii św. Trójcy zapisano, że był garncarzem. Księga Ochrzczonych z roku 1856 pod pozycją 103 podaje: "(...) stawił się Franciszek Konopczyński, ojciec dziecięcia, garncarz w Bolimowie zamieszkały". W innym miejscu tej samej księgi pod 27 pozycją zapisano: "(...) garncarz mieszczanin w Bolimowie". Prowadził on również gospodarstwo rolne tak, jak inni przedstawiciele tej profesji na wsiach i w małych miasteczkach. Warsztat po Franciszku przejął jego syn Jan. Przez pewien czas pełnił on funkcję pomocnika, a toczenia naczyń nauczył się od ojca. Tuż po roku 1860 Jan Konopczyński ożenił się z Julianną Stobiecką. Najprawdopodobniej w 1862 roku urodził się im pierwszy syn -Franciszek, a 13 lutego 1863 roku Walenty. Następnie w 1865 roku Petronela i w 1867 roku Marianna.
Walenty Konopczyński Walenty rozpoczął praktykę u boku ojca i przez wiele lat z nim pracował. W tygodniku regionalnym "Życie Łowickie" z 1933 roku ukazał się wywiad Andrzeja Wołka z sędziwym wówczas Walentym. Staruszek powiedział: "Ojciec mój był majstrem garncarskim, u niego rozpocząłem pracę". Rozwój przemysłu i powstanie licznych manufaktur spowodowało napływ na rynek seryjnych, tanich wyrobów fajansowych i blaszanych. Kilka kilometrów od Bolimowa w Nieborowie książę Michał Piotr Radziwiłł otworzył w 1881 roku fabrykę majoliki, gdzie produkowano wyroby wzorowane na włoskiej i francuskiej ceramice. Zatrudniano tam do prac pomocniczych okolicznych garncarzy, którzy oprócz przygotowywania gliny zajmowali się toczeniem naczyń na kole garncarskim. Między innymi pracę w manufakturze podjął wtedy Walenty Konopczyński.
. Po latach wspominał: "jako młody czeladnik otrzymałem pracę w fabryce majoliki w Nieborowie (...). W fabryce tej pracowali artyści włoscy, od których nauczyłem się wiele. Książę Michał Radziwiłł, mimo że łożył wiele na fabrykę, musiał ją zamknąć w roku 1886, ponieważ wykazywała stale poważne niedobory. Wróciłem wtedy do warsztatu ojcowskiego i wzorując się na majolice nieborowskiej, zacząłem ozdabiać wyroby własne. Starałem się jednak stworzyć styl własny. Stylizowałem rośliny na sposób łowicki, a później wpadłem na pomysł własnego, oryginalnego zdobnictwa (...)".
Rodzina Konopczyńskich w 1922 roku, siedzą: Walenty i jego żona Leokadia, stoją: Aleksandra, Stefan i Janina
Stefan Konopczyński Po śmierci ojca obowiązek podtrzymywania tradycji garncarskich w rodzinnej spadł na Stefana. Sumiennie prowadził on pracownię przy Dworskiej. Życie płynęło spokojnie, praca przynosiła dochody, a TPPL nadal zapewniało zbyt. Od czasu do czasu garncarnię odwiedzali turyści oraz etnografowie z różnych zakątków Polski i świata. Często też na miejscu nabywali gotowe wyroby. Z okazji 800-lecia Łowicza w 1936 r. organizowane były uroczyste obchody w tym mieście. Stefan Konopczyński przygotował z tej okazji wystawę sztuki ludowej. W dowód uznania otrzymał pamiątkowy dyplom. Stefan Konopczyński przy pracy
Aleksandra Konopczyńska podczas malowania Naczynia wykonane do filmu "Ogniem i mieczem"
Setna rocznica urodzin Stefana Konopczyńskiego. Siedzą od lewej: Dorota, Stefan, Michał, Krystyna, stoją od lewej: zięć Paweł, Jan, Przemysław
Technologia Najbardziej rozpowszechnionym w garncarstwie sposobem wykonywania naczyń okrągłych jest toczenie z wolnej ręki na kole garncarskim. W Warsztacie Garncarskim Rodziny Konopczyńskich wykorzystywane są zarówno tradycyjnie koła garncarskie napędzane siłą mięśni ludzkich, służące głównie do podtaczania naczyń oraz pracy podczas pokazów plenerowych i warsztatów z dziećmi, jak i te napędzane silnikiem elektrycznym wykorzystywane do codziennej pracy.
Koła garncarskie składają się z dwóch kręgów, umieszczonych na jednej wspólnej osi przymocowanej pionowo do ławy. Dolne, działające jako koło zamachowe, zwykle o średnicy 75-100 cm wykonane jest z drewna grubości 6-10 cm i umieszczone około 15 cm w ruch za pomocą nad ziemią. Wprawiane jest kopnięć nogą toczącego na nim garncarza. Drugie - górne wykonane jest ze stali i oddalone jest od dolnego o tyle, aby siedzący przed nim mógł swobodnie obracać nogą. Średnica kręgu górnego, tzw. toczka uzależniona jest od wielkości toczonych w danym momencie naczyń i maksymalnie wynosi 40 cm.
Garncarz musi wiedzieć jakie naczynia chce wykonać. Koncepcja kształtu potrzebna jest do przygotowania właściwego surowca i odpowiedniej jego ilości, np. na duże dzbany użyta musi być większa ilość gliny niż na małe talerzyki, ponadto glina na większe przedmioty jest zazwyczaj sztywniejsza. Tuż przed przystąpieniem do formowania naczyń rzemieślnik jeszcze raz przegniata potrzebną ilość gliny ręcznie, wyrabiając ją jak ciasto na kluski. Robi się to w celu wyeliminowania zanieczyszczeń i odpowietrzeniu, ponieważ podczas toczenia pęcherzyki powietrza powodują powstawanie dziur i zniekształcenie naczynia. Glinę skręca się w długi wałek i tnie drucikiem na kawałki, tzw. "klusy". Obecnie tak, jak i dawniej naczynia powstają partiami. Jednego dnia dwojaki, kolejnego miski, innego zaś wazony.
W przypadku większych klusów ustawienie na środku wcale nie jest rzeczą łatwą. Wymaga dużo siły, wziąwszy pod uwagę fakt że nie zawsze dłońmi można objąć całą powierzchnię bryłki. Dlatego też wykonywane jest to w kilku etapach. Znajdującą się na kółku glinę z reguły toczący naciska prawą ręką działając siłą w dół. Lewą natomiast wywiera nacisk do środka koła. Wyciąga stożek ku górze i spłaszcza go do dołu. Powtarza tę czynność aż do momentu ześrodkowania gliny. Kolejno obejmując dłońmi bryłkę, garncarz naciska silnie kciukami z góry w samym środku, używając przy tym cały czas wody. Robi wydrążenie i zakłada dno. Powstały twór przypomina grubą miseczkę. Trzymając lewą dłoń w środku, prawą zaś na zewnątrz z prawej strony miseczki rzemieślnik zaczyna równomiernie ściskać ściankę naczynia, przesuwając się jednocześnie ku górze.
Czynność tę powtarza kilkakrotnie. Powstaje wówczas rodzaj prostego cylindra. Ważne jest, aby miał on ścianki równej grubości, co jest istotne przy dalszej obróbce. W taki mniej więcej sposób zaczyna się toczyć każde niemalże naczynie. Po wyciągnięciu gliny na wysokość danego przedmiotu, garncarz nadaje mu żądany kształt wciskając z jednej strony palcami, czy wypychając z drugiej. Często pomaga sobie też kształtkami, tzw. "sińcami" wykonanymi z drewna lub metalu o odpowiednich wygięciach. Toczony przedmiot całą swoja podstawą przylega silnie do toczka. Wstrzymawszy bieg kółka garncarz odcina cienkim drutem naczynie tuż u podstawy i zestawia je na bok, najczęściej na przygotowaną wcześniej deskę.
Następnie polewany jest z zewnątrz białą glinką kaolinową. Jest to zawiesina o konsystencji śmietany nanoszona na naczynie poprzez polewanie lub maczanie. Ze względu na zastosowanie białego tła wyroby tego typu nazywane są "białą robotą" lub półmajoliką. Czasami pozostawiana jest czysta glina niczym nie pokryta lub też stosuje kolorowe angobyniebieską i zieloną.
Po wciągnięciu pobiałki naczynie jest oczyszczane z nierówności kaolinu oraz znakowane w dnie napisem "BOLIMÓW KONOPCZYŃSKI Made in Poland". Czasem umieszcza się również datę. Do znakowania służą odnalezione w 2007 roku przy okazji rozbiórki budynków gospodarczych około stuletnie ołowiane pieczątki Walentego Konopczyńskiego. Tak przygotowane przedmioty trafiają na półki suszarni, gdzie pozostają do całkowitego wyschnięcia przez okres od tygodnia do kilku tygodni, w zależności od wielkości.
Po tym czasie kolejno ustawiane są w piecu jedne na drugich i poddawane procesowi wypału przez 10 godzin. Temperatura podnoszona jest od pokojowej do 850 C z prędkością od 80 C do 120 C na godzinę w zależności od fazy wypału. Obecnie naczynia wypalane są w piecu elektrycznym. Dawniej do wypału ceramiki używano tradycyjnego pieca, tzw. kopulaka, opalanego drewnem.ze względów ekonomicznych, a także czasowych nie jest on obecnie wykorzystywany. Wypał w nim trwał 16-20 godzin, załadunek czasami nawet tydzień, a do tego potrzeba było około 3 m3 opału.
Po wystygnięciu pieca po około 24 godzinach naczynia są wyjmowane i zdobione kolorowymi ornamentami stylizowanymi na motyw wycinanek łowickich. Wykonywane to jest farbami ceramicznymi podszkliwnymi nanoszonymi cienkim pędzlem. Najpierw rysowany jest czarny kontur, który później kolejno wypełnia się kolorami. Dekoracje stanowią przeważnie dwie odrębne kompozycje umieszczone po przeciwległych stronach naczynia. Na jednej znajduje się bukiet kwiatów, na drugiej zaś stylizowany ptaszek umieszczony na gałązce z kwiatami i pąkami. A z ptaszkiem tym związana jest legenda.
"Kiedyś w piękny słoneczny dzień garncarz utoczył kilkanaście naczyń. Ponieważ zbliżało się południe, wyniósł je na dwór, aby przeschły, a sam udał się na obiad. Kiedy wrócił, bardzo się zdenerwował, gdyż wszystkie naczynia były zniszczone. Miały odznaczone łapki, bądź dziobek ptaszka. Garncarz stwierdził, że za karę będzie malował niesfornego ptaszka na swoich garnkach." Mimo, iż nie wiadomo, czy zdarzenie takie miało miejsce, czy też zostało wymyślone ptaszek jest szczególnie charakterystycznym elementem ceramiki bolimowskiej.
fot. K.Słoma
Pomalowane wyroby polewane są bezbarwnym szkliwem i wstawiane do pieca. Ustawia się je na specjalnych półkach tak, w taki sposób aby się ze sobą nie stykały, a następnie wypala. Drugi wypał trwa również 10 godzin, ale temperatura jest nieco wyższa i wynosi około 1040-1080 C.
Jak widać droga od bryłki gliny wykopanej z ziemi do gotowego naczynia nie jest wcale taka prosta. Proces powstawania ceramiki jest dość skomplikowany i wymaga wiele czasu, wiedzy i doświadczenia. Każdy warsztat garncarski posiada swoje tajemnice i patenty, których strzeże. Dzięki temu ceramika ludowa w całej Polsce różni się od siebie, co przyczynia się do wzbogacania naszego dziedzictwa kulturowego. fot. K.Słoma
Członkowie rodziny chętnie uczestniczą w licznych pokazach, kiermaszach twórczości ludowej, np. w Muzeum Etnograficznym w Warszawie, czy Toruniu oraz w imprezach mających na celu popularyzację sztuki ludowej ("Łęczyca w barwach jesieni", "Jarmark Łowicki"). Działalnością warsztatu interesują się liczni etnografowie i naukowcy. Pracownia odwiedzana jest chętnie przez wycieczki szkolne. Dzieci, młodzież i dorośli przyjeżdżają tu, aby samemu spróbować ulepić coś z gliny. W ciągu istnienia warsztatu odwiedzili go turyści z ponad czterdziestu krajów świata.
Dziękujemy za uwagę ;)