Nr 9/ 11/2013 miesięcznik literacki jankowickiej podstawówki Sł owka WYDANIE ŚWIĄTECZNE Wigilia Wieczór wigilijny w tradycji polskiej jest najbardziej uroczystym i najbardziej wzruszającym wieczorem roku. Punktem kulminacyjnym przeżyć adwentowych w rodzinach chrześcijańskich jest wigilia Bożego Narodzenia. Posiada ona bardzo bogatą liturgię domową. Geneza tej liturgii sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa. Obrzędy te i zwyczaje mają więc starą tradycję. Wigilie znane były już w Starym Testamencie. Obchodzono je przed każdą uroczystością, a nawet przed każdym szabatem. Było to przygotowanie do odpoczynku świątecznego. Izraelici zwali je "wieczorem". Słowo "wigilia" pochodzi z języka łacińskiego i oznacza czuwanie. Taki był dawniej zwyczaj w Kościele, że poprzedniego dnia przed większymi uroczystościami, obowiązywał post i wierni przez cala noc oczekiwali na te uroczystość, modląc się wspólnie. W Polsce wigilia weszła na stale do tradycji dopiero w XVIII wieku. Główną jej częścią jest uroczysta wieczerza złożona z postnych potraw. Wieczerza ta ma charakter ściśle rodzinny. Zaprasza się czasami na nią, oprócz krewnych, osoby mieszkające samotnie. Dawniej, gospodynie najpierw urządzały generalne sprzątanie, mycie, czyszczenie. Po czterech rogach głównej sali umieszczało się na wsi i po dworach cztery snopy zbóż: snop pszenicy, żyta, jęczmienia i owsa, aby Boże Dziecię w Nowym Roku nie skąpiło koniecznego pokarmu dla człowieka i bydła. Stół był przykryty białym obrusem, przypominającym ołtarz i pieluszki Pana, a pod nim dawało się siano dla przypomnienia sianka, na którym spoczywało Boże Dziecię. Zwyczajem było również, że cały dzień obowiązywał post ścisły. Także w czasie wigilii dawano tylko potrawy postne, w liczbie nieparzystej, ale tak różnorodne, by było wszystko to, co zwykle jadało się w ciągu roku.
Pierwsza Gwiazda. W Polsce wieczerze wigilijna rozpoczynało się, gdy na niebie ukazała się pierwsza gwiazda. Czyniono tak zapewne na pamiątkę gwiazdy betlejemskiej, którą według Ewangelisty, św. Mateusza, ujrzeli Mędrcy, zwani te z Trzema Królami. Żył kiedyś mały aniołek, który lubił wychylać się przez parapet nieba i spoglądać w dół, na ziemię. Była tak daleka, że aniołek niewiele na niej widział, ale mimo to obserwował ją, zatopiony w swoich myślach. Inne aniołki zaintrygowane pobiegły powiedzieć o tym Madonnie. Pewnego dnia Maryja zbliżyła się do naszego aniołka i spytała serdecznie: - Co tu robisz, mój mały aniołku? Aniołek, zbierając się na odwagę, odpowiedział: - Bardzo chciałbym zejść na ziemię. - Na ziemię? Nie jesteś tu szczęśliwy?. - O tak, moja Pani, ale chciałbym zejść na ziemię na Boże Narodzenie, razem z Panem Jezusem. Jeden z Aniołów Stróżów powiedział mi, że na ziemi żyją dzieci, stworzenia podobne do nas. Chciałbym zobaczyć je i zanieść im jakiś dar. Potem zamilkł, nie ośmielając się unieść główki. Gdyby to zrobił, zobaczyłby uśmiechającą się Madonnę. Gdy oddaliła się, aniołek poczuł w sercu pełno nadziei. Gdy nadeszła wigilia Bożego Narodzenia, był jedynym małym aniołkiem, który został wybrany, by towarzyszyć Jezusowi. Madonna osobiście napełniła mu koszyk podarkami, pięknymi i smacznymi. Gdy tylko zapadła noc, mały aniołek wyruszył na ziemię. Jezus nigdy nie opuszcza swego Kościoła, ale Jego obecność jest szczególnie żywa w noc wigilijną. Tej świętej nocy niebo i ziemia pełne są aniołów przynoszących liczne łaski ludziom dobrej woli. Aniołek ześlizgnął się w tę ciemną noc, zostawiając za sobą smugę złocistego pyłu. Ziemia się zbliżała i aniołek zdołał zauważyć wzburzone morze, potem ciemny lasek piniowy, kontrastujący ze śniegiem, wreszcie dzwonnicę w jakiejś wsi. Jezus powiedział: - Oto wieś, znajdziesz w niej wiele dobrych dzieci. Ucałuj je ode Mnie, ale delikatnie, by się nie obudziły i zostaw dla nich podarki. Ale gdy pierwsze gwiazdy zaczną blednąc, wróć szybko do nieba. Aniołek przyrzekł, że tak postąpi, a Jezus udał się w swoją drogę. Aniołek wchodził do domów i widział w nich śpiące dzieci. Patrząc na ich twarze, umiał rozpoznawać dzieci dobre i mniej dobre. Na czołach tych pierwszych składał pocałunek, a nad czołami drugich, ronił łzę. Nie znalazł żadnego dziecka zdecydowanie złego. Gdyby tak się zdarzyło, z pewnością zapłakałby gorzko.
Gdy pierwsze gwiazdy zaczęły blednąc, koszyk aniołka był pusty. Mały aniołek postanowił powrócić do nieba. Gdy był już wysoko, zobaczył ciemny, ukryty domek, którego wcześniej nie zauważył. Miejmy nadzieję, że nie ma tam dzieci - pomyślał zatroskany, wracając na ziemię i spoglądając przez okno. Tymczasem w domu było jedno dziecko, śpiące na posłaniu z liści i przykryte nędzną kołderką. Aniołek zbliżył się do malca, by go lepiej zobaczyć. Zrozumiał, że dziecko było bardzo dobre: odmawiało modlitwy i pomagało swej biednej matce. We śnie drżało z zimna; w domu nie było drzewa, aby rozpalić ogień i ogrzać zupę. Matka poszła na Mszę św., by prosić o pomoc Jezusa. Mały aniołek widział to wszystko i zaczął przeszukiwać dno koszyka, a łzy spływały mu po policzkach. Nie znalazł jednak ani żadnego owocu, ani ciasteczka. Nie miał żadnego podarku dla tego dziecka, poza pocałunkiem Jezusa. Aniołowie mogą wprawdzie wpływać na sny ludzi, ale okrucieństwem byłoby wywołać sen o pięknych rzeczach, a potem zostawić dziecko z pustymi rączkami, w doskwierającym zimnie. Aniołek rozmyślał o tym wszystkim i z głębi serca poprosił Madonnę o pomoc. Gdy patrzył na niebo, przez okno, przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Poleciał szybko do pierwszej gwiazdy, która świeciła na firmamencie i powrócił z nią, trzymając ją delikatnie palcami. Złożył ją delikatnie na palenisku i gwiazda oświetliła nędzną chałupkę swym radosnym blaskiem. Zagrzała wodę w garnku, z którego zaczął się unosić wspaniały zapach. Gwiazdy nadają bowiem wodzie cudowny smak mleka, miodu, czekolady i innych dobroci. Aniołek uściskał dziecko i uleciał przez okno, gdyż Bóg nie pozwala aniołom ujawniać się na ziemi. Gdy dziecko się zbudziło, zauważyło gwiazdę świecącą w palenisku i zdumioną matkę stojącą na progu domu. - Sądzę, że przez nasz pokój przeleciał anioł - powiedziało, wskazując na okno. Po chwili dodało: -Wydaje mi się, że widziałem koniec jego skrzydeł. Matka zrozumiała, co się stało. Było to przecież Boże Narodzenie! W tym samym czasie mały aniołek powracał bardzo szybko do nieba. Zaczynało już świtać. Gdy powrócił, wszyscy aniołowie byli już zebrani wokół Madonny. - Trochę się spóźniłeś, aniołku - powiedział Jezus. Ale uśmiechał się i aniołek zrozumiał, że Pan się nie gniewa. Gdy przekraczał wielką bramę, aniołek obrócił się i stanął jak wryty: poniżej, wśród gwiazd, które zdobiły niebo, było jedno miejsce puste. Wznosząc się do góry, Jezus tego nie zauważył, ale Bóg zobaczy to natychmiast i pewnie się zapyta: Kto to zrobił? I mały aniołek nie będzie mógł więcej wrócić na ziemię i zobaczyć dzieci. Najpierw nie udało mu się być dobrym dla wszystkich, a potem ośmielił się naruszyć dzieło Boże. Mały aniołek zatrzymał się i zaczął szlochać. Jego płacz przyciągnął uwagę Madonny. Nie potrafił wytłumaczyć przyczyny łez, ale wskazał na puste miejsce w gwiezdnym hafcie, wykonanym przez Boga.
Madonna zrozumiała. Wiedziała wszystko o dzieciach i widziała też biedne dziecko, i jego matkę zajadających zupę o wspaniałym smaku. Zdjęła jedną z gwiazd, które ozdabiały Jej płaszcz i podała małemu aniołkowi. -Idź i umieść ją na swoim miejscu. Zaczekam na ciebie. Pobłogosławiła jego skrzydła, by mógł fruwać szybciutko. Wkrótce aniołek powrócił szczęśliwy do nieba. Nisko nad ziemią błyszczała gwiazda Madonny. Była piękniejsza od innych, tak jaśniejąca i błyszcząca, że Pan z pewnością ją rozpoznał. Ale nic nie powiedział. Przecież nie można upominać Madonny! Na ziemi ludzie również ją rozpoznali i nazwali Gwiazdą Poranną. Ukazuje się jako pierwsza, a gaśnie jako ostatnia, jest największa, najpiękniejsza ze wszystkich gwiazd, gdyż jest to gwiazda Madonny. Wolne miejsce przy stole. Znany i powszechny jest obecnie w Polsce zwyczaj pozostawiania wolnego miejsca przy stole wigilijnym. Miejsce to przeznaczone bywa przede wszystkim dla przygodnego gościa. Pozostawiając wolne miejsce przy stole wyrażamy również pamięć o naszych bliskich, którzy nie mogą świąt spędzić z nami. Miejsce to może również przywodzić nam na pamięć zmarłego członka rodziny. Parzysta ilość osób. Do tradycji wigilijnej należy, aby do stołu zasiadała parzysta liczba osób. Nieparzysta zaś ilość uczestników miała wróżyć dla jednego z nich nieszczęście. Najbardziej unikano liczby 13. Feralna 13 bierze swój początek od Ostatniej Wieczerzy, kiedy to jako 13 biesiadnik przybył Judasz Iskariota. Jeżeli ilość biesiadników była nieparzysta, wówczas w bogatszych lub szlacheckich domach zapraszano do stołu kogoś ze służby, w biedniejszych domach jakiegoś żebraka. Do stołu zasiadano według wieku lub hierarchii. Według wieku dlatego, aby "w takiej kolejności schodzić z tego świata", a według hierarchii dlatego, gdyż osoba o najwyższej pozycji, najczęściej był to gospodarz, rozpoczynała wieczerzę. Łamanie się opłatkiem Najważniejszym i kulminacyjnym momentem wieczerzy wigilijnej w Polsce jest zwyczaj łamania się opłatkiem. Czynność ta następuje po przeczytaniu Ewangelii o Narodzeniu Pańskim i złożeniu życzeń. Tradycja ta pochodzi od prastarego zwyczaju tzw. eulogiów, jaki zachował się z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Wieczerza wigilijna nawiązuje do uczt pierwszych chrześcijan, organizowanych na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. Zwyczaj ten oznacza również wzajemne poświecenie się jednych dla drugich i uczy, że należy podzielić się nawet ostatnim kawałkiem chleba. Składamy sobie życzenia pomyślności i wybaczamy urazy. Ilość potraw - według tradycji, ilość potraw wigilijnych powinna być nieparzysta. Aleksander Bruckner w słowniku etymologicznym języka polskiego podaje, że wieczerza chłopska składała się z pięciu lub siedmiu potraw, szlachecka z dziewięciu, a u arystokracji z jedenastu.
Wyjaśnienia tego wymogu były różne: 7 - jako siedem dni tygodnia, 9 - na cześć dziewięciu chórów anielskich itp. Dopuszczalna była ilość 12 potraw - na cześć dwunastu apostołów. Nieparzysta ilość potraw miała zapewnić urodzaj lub dobrą pracę w przyszłym roku. Potrawy powinny zawierać wszystkie płody rolne, aby obrodziły w następnym roku. Wskazane tez było skosztować wszystkich potraw, żeby nie zabrakło którejś podczas następnej wieczerzy wigilijnej. Wigilię otwierała jedna z tradycyjnych zup wigilijnych - najczęściej barszcz czerwony z uszkami, zupa grzybowa lub rzadziej - migdałowa. Oprócz dań rybnych podawano staropolski groch z kapustą, potrawy z grzybów suszonych, kompoty z suszonych owoców a także łamańce z makiem lub pochodzącą ze wschodnich rejonów Polski słynną kutię oraz ciasta, a zwłaszcza świąteczny NIE MA MIEJSCA W GOSPODZIE makowiec. Guido Purlini miał 12 lat. Chodził do piątej klasy. Dwa razy już oblał egzaminy. Był chłopcem wielkim i ociężałym, wolno reagował, z trudem myślał, ale koledzy go lubili. Był usłużny, chętny do pomocy i uśmiechnięty. Stał się opiekunem mniejszych i słabszych od siebie. Największym wydarzeniem w szkole było co roku przedstawienie bożonarodzeniowe. Guido chciał być w nim pasterzem, grającym na flecie, ale pani Lombardi przydzieliła mu rolę właściciela gospody, gdyż niewiele miał do powiedzenia a jego wygląd zewnętrzny odpowiadał postaci gospodarza, który miał odrzucić prośbę Józefa i Maryi. W dniu przedstawienia na sali zgromadzili się rodzice i krewni. Nikt tak nie przeżywał czaru tej świętej nocy, jak Guido Purlini. Nadszedł moment pojawienia się na scenie Józefa, który po cichu skierował się do drzwi gospody, podtrzymując delikatnie Maryję. Józef zapukał silnie do drewnianych drzwi, umieszczonych na malowanej ścianie. Guido-właściciel gospody czekał za tymi drzwiami. - Czego chcecie? - spytał Guido otwierając gwałtownie drzwi. - Szukamy jakiegoś schronienia. - Idźcie gdzie indziej. Gospoda jest zajęta. Mowa Guida była może trochę sztywna, ale ton wspaniały. - Panie, na próżno szukaliśmy wszędzie. Podróżujemy od dawna i jesteśmy strasznie zmęczeni. - Nie ma dla was miejsca w tej gospodzie - powiedział dość szorstko. - Proszę was, dobry gospodarzu, moja żona Maryja spodziewa się dziecka i potrzebuje miejsca na odpoczynek. Jestem pewien, że jakiś kącik uda wam się znaleźć. Ona już nie jest w stanie iść dalej.
W tym momencie po raz pierwszy właściciel gospody znacznie złagodniał i spojrzał na Maryję. Nastąpiła długa chwila. Odrobina zafrasowania widoczna była wśród publiczności. -Nie! Idźcie sobie! - podpowiedział sufler za sceną. -Nie! - powtórzył Guido automatycznie. Idźcie! Zasmucony Józef przytulił do siebie Maryję, która a głowę na jego ramieniu i oboje zaczęli oddalać się. Zamiast zamknąć drzwi, Guido - gospodarz zajazdu, stał na progu patrząc na biedną zatroskaną parę. Miał czoło zmarszczone a jego oczy zaczęły nieść się łzami. Nagle przedstawienie zaczęło zmieniać swój bieg. -Nie odchodź Józefie! - zawołał Guido. - Przyprowadź Maryję! I z twarzą rozjaśnioną uśmiechem, dodał: -Możecie przecież zająć mój pokój! Według niektórych ten dziecinny Guido Purlini zawalił przedstawienie. Ale dla innych, dla większości, miało najbardziej bożonarodzeniowy charakter ze wszystkich przedstawień, jakie kiedykolwiek się odbyły. Pasterka. Kończy wieczór wigilijny. To msza odprawiana w kościołach dokładnie o północy. Zgodnie z tradycją upamiętnia ona przybycie do Betlejem pasterzy i złożenie przez nich hołdu nowo narodzonemu Mesjaszowi. Zwyczaj sprawowania bożonarodzeniowej liturgii nocnej wprowadzono w Kościele już w drugiej połowie V wieku. Do Polski dotarł on więc być może razem z chrześcijaństwem. Szopki W Polsce franciszkańskiej pojawiły się bardzo wcześnie, zapewne już w czasach średniowiecza. Początkowo inscenizowane w kościołach szopki były niezwykle proste, pozostawały też wierne przekazom ewangelicznym. W wieku XIX powstały różne regionalne formy polskich szopek bożonarodzeniowych. Najbardziej znane i najciekawsze są szopki krakowskie, których architekturę wzoruje się na zabytkowych budowlach Krakowa. Szopki krakowskie stawały się często teatrzykami lalek, w których na miniaturowych scenkach podświetlanych świecami pojawiały się najrozmaitsze ruchome figurki. Dzisiaj bożonarodzeniowe szopki buduje się we wszystkich polskich kościołach.
JEDEN DZIEŃ W ROKU Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy Dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich Dzień, który już każdy z nas zna od kołyski Niebo ziemi, niebu ziemia Wszyscy wszystkim ślą życzenia Drzewa ptakom, ptaki drzewom Tchnienie wiatru płatkom śniegu Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem Dzień, piękny dzień, dziś nam rok go składa w darze Niebo ziemi, niebu ziemia Wszyscy wszystkim ślą życzenia A gdy wszyscy usną wreszcie Noc igliwia zapach niesie. Przy redagowaniu tego numeru korzystano z zasobów Internetu.
Dzieci piszą bajki "Czekoladowa kraina" Dawno temu starsza pani o imieniu Lena otworzyła cukiernię przy ul. Magicznej 5. Wszyscy nazywali ją "Krainą czekolady", bo tam wszystkie produkty były z czekolady. Pewna dziewczynka o imieniu Miśka była strasznie ciekawa, co tam w tej cukierni jest. Weszła więc do Krainy Czekolady i zobaczyła panią Lenę. Grzecznie się przywitała. Pani Lena spytała dziewczynkę, czy nie chce spróbować jej gorącej czekolady. Dziewczynka wypiła calutki kubek, po czym powiedziała: - Pychota. Starsza pani zapytała dziewczynkę, jak ma na imię, a ona odpowiedziała, że Maja, ale wszyscy nazywają ją Miśka. Pani Lena zaproponowała Miśce, że nauczy ją, jak robi się gorącą czekoladę. Miśka bardzo się ucieszyła. I tak razem zrobiły gorący napój. Było późno, więc dziewczynka musiała iść do domu. Zostawiła jednak czapkę i była zmuszona wrócić. Pani Leny jednak nie zastała, bo ta gdzieś wyszła. Dziewczynka, na osłodę, bez pytania, wzięła parę czekoladek. Gdy spróbowała ich okazało się, że są niedobre i wcale jej nie smakują. Następnego dnia, w cukierni również nic nie smakowało Miśce. Pani Lena powiedziała wtedy, że jej smakołyki są magiczne i żeby były dobre, to do nich trzeba mieć serce, miłość i szczerość. Miśka postanowiła powiedzieć prawdę o tym, jak to wczoraj wzięła czekoladki. Potem się rozpłakała. Pani Lena przytuliła dziewczynkę, a ta serdecznie ją przeprosiła za to, co zrobiła wczoraj i oddała prawie wszystkie czekoladki. Zjadła tylko jedną. Następnego dnia cukiernia "Kraina Czekolady" była zamknięta, więc Miśka nie mogła wejść do środka. Odwróciła się i wtedy na ulicy zobaczyła panią w czerwonej sukni. To była pani Lenka, która pomachała do niej wesoło. Potem znikła, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Od tego czasu nikt jej nie widział. Ludzie opowiadali, że była wróżką, a jej cukiernia była zaczarowana. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy Wszystkim, aby byli tak życzliwi i pomocni, jak mały aniołek z pierwszego opowiadania. Aby przyjęli Jezusa pod swój dach podobnie jak Guido i spotykali na swej drodze ludzi, którzy wskażą właściwą drogę i pozwolą naprawić błędy. Zespół redakcyjny: E. Naparstek, A. Niewelt Moni.