Bałkany 2008 5 / 2009 / Turystyczne wojaże Mariusz (MT 148) Witam! Nadszedł czas, że w końcu i ja chciałbym się podzielić wrażeniami z wyjazdu. Był to mój absolutnie pierwszy tak daleki wyjazd na moto. Zresztą na moto zacząłem jeździć parę miesięcy wcześniej, do tego trochę obciążenia - daliśmy jednak radę Założenia były jasne ma być lajtowo - było nie było jedziemy się nacieszyć a nie katować. Wcześniej w planach była Grecja a jednak padło na Chorwacje i Czarnogórę. Osobiście tliła mi się w głowie chęć zdobycia Albanii, ale Hmm. Plany planami, a życie życiem. Dzień przed wyjazdem, do tego późnym wieczorem zgubiłem wszystkie dokumenty, cały bajtlik (po polskiemu portfel). No prawie, został mi tylko paszport i dlatego decyzja mogła być tylko jedna - JADĘ!!! Do rzeczy! Skład uczestników wyprawy: Cyborg, czyli Klaudio z żonką Elą i ja Duch, czyli Mario. Sprzęty: 2 x R1200 GSA -full wypas, hehe Klaudio to dopiero miał full, ale ładunek. Jego bejca w komplecie ważyła pod 500 kg, miał więc z czym walczyć. Dzień przed wyjazdem obaj wymieniliśmy oponki na Metzelery Tourance. Na dzień dzisiejszy twierdzę, że jest to świetna opona. Wyjazd z Tychów planowo, czyli skoro świt. Dotankowanie w Cieszynie, żeby u Czecha kasy nie wydawać. Odcinek aż do Brna, to same nudy, ale od Brna do Znojma ciśnienie mi się podniosło. Czeska policja ustawiła chyba z pięć kaskad. Totalna łapanka. Udało się, jednak od tego momentu w głowie miałem cały czas myśl o braku dokumentów. Oj nie fajnie tak jechać! 1 /8
Pierwszy postój w Znojmie, nie na zaopatrzenie, tylko na śniadanko. Wjazd do Austrii i na pierwszym rondzie od razu w prawo. Od tego momentu zero autostrad. Asfalty bajka, mimo że na mapie to białe lub żółte drogi. Mały odpoczynek w okolicach Horn. Dalej Krems i wzdłuż Dunaju drogą nr 3. Piękne krajobrazy, zameczki i mnóstwo winnic. W Spitz obiadek, winnerschnitzel na cały talerz za 8 ojro. Od tego momentu dopadł nas deszcz. W Ybbs skręcamy na drogę 25 i kierujemy się na Klagenfurt, ale jak największymi zadupiami. Te zadupia to jednak bardzo urokliwe miejsca! Pierwszy nocleg w moteliku w Landl. Dopiero rano zobaczyliśmy jakie to fajne miejsce. Ogólnie było to centrum raftingowe. Tam zobaczyliśmy krokodyla, który dał się pogłaskać. Nie mogę się także oprzeć, żeby nie pokazać jaki garaż dostaliśmy Dalej walimy na Klagenfurt, cały czas wzdłuż jakiejś rzeczki. Podjeżdżamy na jakieś przełęcze, czasami 15% pochylenia. Alpy są piękne i tylko mogliśmy żałować, że pogoda nam za bardzo nie dopisała, chociaż juz nie padało. Bejce pięknie się kładły na winklach mimo obciążenia, choć Klaudio cały czas miał wrażenie że mu przednie kolo nad ziemia się kręci Deszcz juz nie pada, czasami droga nadal jest bardzo wilgotna. 2 /8
Przez Klagenfurt wjeżdżamy do Słowenii. Czas nas zaczął gonić, bo chcieliśmy zwiedzić Postoją, przez Koper wjechać na Istrie i dopiero gdzieś tam znaleźć jakiś camping. Zdecydowaliśmy więc ten kawałek podgonić autostrada. No tu się zrobiło lekkie zamieszanie -chodziło o winiety. Stanęliśmy na stacji chcąc zakupić je, ale pani melduje cenę 35 ojro. Dwa razy się ja pytamy czy na pewno, a ona potwierdza. Dopiero jakiś słoweński motocyklista zrobił jej mały opieprz i nagle się okazuje, że winiety są po 17 ojro. Nieładnie Słowenio, miałem o nich lepsze zdanie a tu klops. Dojazd do Postojnej bez problemu, dziura w ziemi jak dziura ale fajnie chłodno. Potem zamek w Postojnej i lecimy na Koper. Granice Chorwacko - Słoweńska przejeżdżamy bardzo sprawnie (tylko paszporty). Spotkaliśmy tam dwóch polskich Niemców na bejcach. Polecili nam camping w Umag -tam też dojechaliśmy. Nawet fajnie, bardzo czysto. Tu jednak poznajemy typowe chorwackie olewactwo ze strony kelnera. Niech mu jednak będzie, on w pracy my na wczasach. Parę zimnych browarków poprawiło nam humory. A rano, no cóż, trzeba się pakować -a to już nie takie proste, gdyż część ubiorów motorowych poleciała do kufrów. Plan dalszej drogi ulega modyfikacji. Jazda w upale i drogami jakie są w Chorwacji, raczej się dłuży. Wypada nam z planu objazd Istrii i tniemy na przełaj od Umag na Rijeke. Dalej wzdłuż morza kierunek Split. I tak sobie pyrkając dojeżdżamy do Biokowa, gdzie chcieliśmy spędzić parę dni. Nocleg znaleźliśmy bez problemu mimo pełni sezonu. Szybkie rozpakowanie i biegiem na zimne "toczeno. 3 /8
Na drugi dzień trochę lansu na bejcach, wreszcie trochę odciążonych. Szukaliśmy jakiejś fajnej plaży a jest ich tam mnóstwo. Jeździliśmy tak sobie wzdłuż urwiska, fajny off-road. Nawet się zakopałem, bo zamotałem się w takie kłujące krzaczory. Nie dane nam jednak było za długo usiedzieć w Biokowie. Dobrze, że zdążyliśmy zwiedzić Sibenik, piękne miasteczko. Po drodze, przed samym Sibenikiem, jest most gdzie skaczą na bungee. Tam spotkaliśmy małżeństwo, niemieckich bikerów. Starsi przemili ludzie. On jechał na 1150 GS, a jego żonka na 650 GS. Chwilkę sobie porozmawialiśmy i poleciliśmy im zwiedzenie parku Biokowo nad Makarską. 4 /8
Ruszamy w kierunku Dubrownika. Po drodze wiecznie zakorkowany Omiś, nam udało się dość sprawnie przejechać. Dojeżdżamy do Makarskiej, gdzie skręcamy na Biokowo. Polecam każdemu żądnemu wrażeń. Drogi wąziutkie, tuż nad przepaściami a widoki zapierające dech w piersiach. No i ten chłodek, wreszcie troszkę chłodu poczuliśmy. Po drodze po raz drugi spotykamy niemieckie małżeństwo. Właśnie wracają z objazdu Biokowa i byli zachwyceni. Wkulaliśmy się na szczyt Biokowa na Św.Jura 1762 m n.p.m. Widok na jedną i druga stronę Chorwacji. Stąd widać i Makarska i świeżo budowaną autostradę do Dubrownika z drugiej strony gór. Za ta autostradą jest juz Bośnia, którą mamy jak na dłoni. Do tego wrażenie że stoimy tuz pod chmurami. Czas jednak ruszać, gdyż planowo chcemy dotrzeć w okolice Dubrownika. Dwa GPS-y pokazują drogę, której nie ma!!! Znowu jazda off-roadowa. Coraz cieplej, jazda idzie jak krew z nosa bo jest dość spory ruch. Bejcki z kuframi wyładowane nie są zbyt zwinne, a do tego trzeba uważać. Pod sam wieczór docieramy do Trsten,15 km przed Dubrownikiem. Kwaterka ok.50 ojro za tri luda, zostajemy na kilka dni. 5 /8
Rozpakowanie i rura na drugą stronę ulicy na zimne "toczeno" i tak co wieczór hehe! Stąd robimy sobie bazę wypadową do Czarnogóry, Dubrownika i na plażę. Trzeba w końcu kości rozprostować. Dubrownik to jak dla nas ogólne rozczarowanie. Do tego w samym centrum zrobiłem małe upsss. Staranowałem znak drogowy. Poza urwanym halogenem i pogiętą rurką ze stelaża, wszystko ok. No dopiero w domu dojrzałem jeszcze że gmol ochraniający bak też trochę pozmieniał swoje kształty. Mi kompletnie nic, a jechałem w krótkich gaciach i koszulce Wiem, że się tak nie powinno Następny nasz cel to Czarnogóra. Już na granicy nerwówka. Kolejka tworzona przez celników tak dla zasady, żeby było widać jacy są ważni. W sumie okazało się, że niepotrzebnie staliśmy, ale jak wiadomo od początku, z powodu braku dokumentów nie chciałem się wychylać ponad szereg. Czarnogóra o niebo tańsza niż Chorwacja, tylko wszędzie śmieci. Przez Kotor i Budvę skierowaliśmy się do parku Lovcen. Klimaty podobne do Biokowa, tylko jeszcze bardziej surowo. Tam tez wygrzebaliśmy się na wysokość 1749 m n.p.m. Na samym szczycie mauzoleum i 410 schodów do pokonania, które pokonałem heh, ale jakim kosztem Piękną drogą zjechaliśmy do Kotoru. Była wąska ale jakość asfaltu ok. Przepaście i żadnych zabezpieczeń. 6 /8
Tam też poznaliśmy słoweńskiego bajkera, który się do nas dołączył. Z nim przeprawiliśmy się z powrotem przez granice do Chorwacji, dojechał za nami do Trstenu i pojechał sobie dalej. Dziwny jakiś był hmmm Jedyny niesmak po Czarnogórze to to, że dałem się zrobić na 3,5 ojro na promie. Miał kosztować 1,5 ojro, dałem 5 a reszty wydał mi 0,5. Trzeba uważać, bo to jest u nich normalka. Rżną tak na okrągło turystów wiedząc, że każdy jest zaaferowany po długim postoju w kolejce na prom. Ale niech mu tam... I tak powoli zbliżam się do końca mojej podróży. Musiałem się pożegnać z Cyborgiem i jego żonką. No i musiałem pożegnać mojego chorwackiego przyjaciela. Droga powrotna samemu przebiegała nieco szybciej. To co rozplanowałem na trzy dni zrobiłem w dwa. Przez Split, gdzie wyjechałem na autostradę pognałem w kierunku Karlovac. Przed tym miastem skręciłem na Nove Mesto w Słowenii. Dalej znowu na Klagenfurt, bo koniecznie chciałem polatać jeszcze jakimiś przełęczami, co tez oczywista uczyniłem. Wyszukiwałem na mapie wszystkie najdziwniejsze ścieżki, tak żeby było fajnie. 7 /8
Ogólny bilans to około 3800 km, średnie spalanie to 5,3 litra, ale na autobanie natychmiast rosło do około 8-9, z tym że wtedy gnałem w granicach 180 km/h. Z wyjazdu jestem bardzo zadowolony, żałuje tylko że nie pojechałem z Cyborgiem na Dormitor w Czarnogórze. Myślę, że wrzuci jakieś swoje wypociny o tym miejscu. Jedyne straty to ubity znak w Dubrowniku, na którym odpadł halogen i zdeformowała się nieodwracalnie rurka, która trzyma je do gmola. No i troszkę gmol zmienił kształt, ale sama bejca wyszła z tego ok. Dodatkowo zrobił się delikatny wyciek z wału, przy tej dużej plastykowej zatyczce przy tylnym kole. Wymiana simeringa trwała kilka minut. Tu podaje jeszcze link ze zdjęciami: http://picasaweb.google.pl/duch07/balkanynapicasa Pozdrawiam, Mariusz / Duch (Moto-Turysta 148) 8 /8