Tartak po sąsiedzku. Stary młyn i tartak w Brynicy



Podobne dokumenty
RAMIONA mierzy się z tyłu, po linii prostej, od nasady jednego ramienia do nasady drugiego;

KONKURS,,MOJA WIEŚ-MOJE MIEJSCE II. Cynthia Sieroń PG ZĘBOWICE. Dolina krzizów. Kwiecień 2011r.

II ŚLĄSKI ZLOT SYREN JEST IMPREZĄ NAWIĄZUJĄCA DO BIELSKIEGO RAJDU SYREN.

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Wielkanocne przygotowania trwają!

UBRANIE projekt badawczy. Dzieci czteroletnie Nauczyciel: Anna Podolak Czas trwania projektu: 1,5 tygodnia

Kurs online MAMY SZYCIE W 21 DNI

TYTUŁ Legenda Ile Babia Góra ma wierzchołków?.

Dni wolne od pracy, ale czy dla rolników?

Hektor i tajemnice zycia

Wakacje to czas zabawy i wypoczynku. Dzieci grają w. Jeżdżą na. Lubią kąpać się w. W sadzie dojrzewają i.

Copyright by Wydawnictwo SBM Sp. z o.o., Warszawa 2014 Copyright for the illustrations by Wydawnictwo SBM, Warszawa 2014

Średniowieczne stroje kobiece Kinga Pliżga

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

STARY TESTAMENT. ŻONA DLA IZAAKA 8. ŻONA DLA IZAAKA

SCENARIUSZ SZKOLNEGO FESTIWALU PIOSENKI ŚLĄSKIEJ. Organizatorzy: mgr Marta Matulka, mgr Mariola Przebieracz

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA

SCENARIUSZ LEKCJI. Scenariusz lekcji języka polskiego w klasie II licealnej. Temat: Czy wszyscy mówimy po polsku jednakowo? Język ogólny i gwary.

Slaskie legendy w annogórskich łobrołzach. Kolorowanka dzieci dla dzieci

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Internetowy Projekt Zbieramy Wspomnienia

mówili, że ci ze Wzgórza wszystko przejadają; mam kozę, więc będę miała mleko i ser, i samą kozę. Wpuść tu tę kozę, mój kochany!

haftowany, rękawy zebrane w mankiet zdobione haftem. (Strój Lubelski Krzczonowski)

Przysiecka legenda o Brodaczu

VIII TO JUŻ WIESZ! ĆWICZENIA GRAMATYCZNE I NIE TYLKO

Rodzinki. Prawda: Noe wprowadził do arki po parze zwierząt, aby po wyjściu z niej zapełniły ziemię.

Najciekawsze gry i zabawy podczas przerw w szkole - opis zapomnianych gier

W SALONIE OBUWNICZYM - CZYTANIE (A2 / B1) (wersja dla studenta) Kobieta i mężczyzna: Dzień dobry! Sprzedawczyni: Dzień dobry! (po chwili) Czy pomóc w

Chłopcy i dziewczynki

r. Jadą, jadą sanie, księŝyc złoty świeci. Hej, jedzie w nich Mikołaj do wszyściutkich dzieci.

Leanderka 5 ôsprŏwek pō naszymu

Olaf Tumski: Tomkowe historie 3. Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN

Suknie historyczne. Mogą ważyć nawet kilkanaście kilogramów!

Kto jest wrogiem zająca? Zające padają ofiarą ptaków drapieżnych (orły, sokoły), lisów, dzikich psów ale przede wszystkich człowieka.

Kochajmy lokomotywy. Franciszek Błaś klasa II b

Egzamin Humanistyczny Maturus NARZĘDZIA ROLNICZE. Radło narzędzie z metalowym szpikulcem do orania, czyli spulchniania ziemi przed zasianiem

Dzień z życia Marii, twórczyni martenic.

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

Zawsze pamiętaj, aby być mądrym uczestnikiem ruchu drogowego!

PRO MEMORIAM GAZETKA RODZINNA DLA BLISKICH I DALEKICH KREWNYCH PO MIECZU I PO KĄDZIELI

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

STARY TESTAMENT. ŻONA DLA IZAAKA 8. ŻONA DLA IZAAKA

Cykl życia sprzętu elektrycznego i elektronicznego

GRUPA III : "ZAJĄCE" DZIECI 5 - LETNIE NAUCZYCIEL : Magdalena Kutyła

Autor scenariusza: Olga Lech. Blok tematyczny: Gry i zabawy na śniegu. Scenariusz nr 1

Tettnan g - Realsch. Wymiana. polsko niemiecka ule Wrocław Gimnazjum nr 29

EGZAMIN W KLASIE TRZECIEJ GIMNAZJUM CZĘŚĆ 2. MATEMATYKA

Tematy realizowane w listopadzie I. Mój kraj

Newsletter. DeNews. Nr. 3 Dziewczyna z Nazaretu. SPOTKANIE DeNews. Temat: Matka Jedyna Taka. Wyjątkowo godz 22:00

FILM - BANK (A2 / B1)

IGŁA Metoda Projektów Badawczych Grupa III

Tower Bridge (widok z Monument)

Sklep zbójnicki Parzenica

Zrób sobie najlepszy prezent

ŚLĄSKI ROK OBRZĘDOWY

ĆWICZENIA DLA NAUCZYCIELA. 1. Oglądanie filmu.

pacjenci 5-7 lat Jak Marcyś Mały Cukrzydło - Męczydło okiełznał Cukrzyca_5_7_broszurka_dodr.indd :23

KONKURS DLA KLAS III POLSKA - TO MOJA OJCZYZNA. a)... b)... c)... pkt pkt a)... b)... Syrenka jest herbem... pkt. 1...

ŚPIWOREK DO WÓZKA...NIE TAKI STRASZNY JAK GO MALUJĄ :)

Dlaczego chrześcijańskie wychowanie?

WYCIECZKA DO ZOO. 1. Tata 2. Mama 3. Witek 4. Jacek 5. Zosia 6. Azor 7. Słoń

Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. (1 J 4,11) Droga Uczennico! Drogi Uczniu!

Wigilia na wsi, czas szczególnej tradycji

V MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL TWÓRCZOŚCI MŁODYCH FOLKOWE INSPIRACJE

* * * WITAJCIE! Dziś jest niedziela, posłuchajcie. opowieści. do jutra! Anioł Maurycy * * *

Moja mała Ojczyzna Program ścieżki - edukacja regionalna - dziedzictwo kulturowe w regionie rawskim.

GRUDNIOWO STYCZNIOWE WYZWANIE ŚWIETLIKA

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

ZARZĄDZANIE CZASEM JAK DZIAŁAĆ EFEKTYWNIEJ I CZUĆ SIĘ BARDZIEJ SPEŁNIONYM

STARA FABRYKA Bielsko-Biała. www: muzeum.bielsko.pl tel:

FILM W SKLEPIE ODZIEŻOWYM (A2 / B1)

Konkurs dla gimnazjalistów Etap szkolny 9 stycznia 2013 roku

Zuźka D. Zołzik idzie do zerówki

Agroturystyka szansą dla mniejszych gospodarstw

potrzebuje do szczęścia

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Barbara Kowalińska, Barbara Iskra, Aleksandra Pietruszka Program Wychowanie patriotyczne w klasach I-III szkoły podstawowej"

Ratno Dolne : niem. Niederrathen. gmina : Radków. powiat : kłodzki. województwo : dolnośląskie

Bardzo udany majowy weekend w Świętokrzyskiem

Wzory haftów pienińskich. opracowane przez uczestników projektu BEZPIECZNA +

KONKURS PRZEDMIOTOWY Z MATEMATYKI dla uczniów szkół podstawowych 24 lutego 2016 r. zawody III stopnia (wojewódzkie)

STARY TESTAMENT. JÓZEF I JEGO BRACIA 11. JÓZEF I JEGO BRACIA

Część 11. Rozwiązywanie problemów.

przysłowie Jak na świętego Józefa chmurki, to sadź ziemniaki gdzie górki, a jak pogoda, to sadź gdzie woda.

KAPLICZKI I KRZYśE PRZYDROśNE ORAZ ZABYTKOWE NAGROBKI w miejscowościach : Krowica Sama, Krowica Hołodowska i Budomierz.

JAKUB U LABANA. również, aby ich syn ożenił się z Kananejką czyli taką kobietą, która nie była

Einstein na półmetku. Projekt współfinansowany jest ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

SCENARIUSZ ZAJĘĆ W KLASACH ŁĄCZONYCH I i II

Temat zajęć: Agresja jak sobie z nią poradzić?

Gazetka szkolna. Wakacje coraz bliżej! W gazecie. Nr.2 pismo uczniowskie V 2014

STARY TESTAMENT. JAKUB U LABANA 10. JAKUB U LABANA

RODZINA JAKUBOWSKICH

LOOKBOOK

PROGRAM XIX PRZEGLĄDU PIEŚNI I PIOSENKI PATRIOTYCZNEJ

Cennik Usług. Pracownia Krawiecka Jakub Krzyżecki

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

ZADANIA DYDAKTYCZNE NA STYCZEŃ

OŚWIETLENIE KUTE NA MIARĘ

MIKOŁAJKOWA PAKA DLA DZIECIAKA

Transkrypt:

Bartek Wasylów 1 Tartak po sąsiedzku Praca wyróżniona w roku 2003 w kategorii uczniów klas I IV Stary młyn i tartak w Brynicy Na ulicy młyńskiej w Brynicy znajduje się tartak. Z zewnątrz nie różni się od innych tartaków. Drzemie w nim jednak historia. Najstarsza wiadomość o młynie nad rzeką pochodzi z 1646 roku. Wtedy Piotr Gajda kupił młyn i ziemię od Elżbiety Sochorabskiej za 200 talarów. Drugim właścicielem (zapis z 1723 roku) był Stanisław Kurpierz. Wtedy we wsi było 30 gospodarzy, a ogółem 237 mieszkańców. Staw przy młynie był długi aż do stawiska na Gróbku (Gróbek jedna z dzielnic Brynicy, odległa w linii prostej od opisywanego miejsca około 2 km.). W 1900 roku nowym właścicielem został Franciszek 1 Autor w roku napisania pracy był uczniem IV klasy SP w Brynicy. Praca napisana pod kierunkiem mgr Danuty Sudoł. 137

Sochor wraz z żoną Marią Sochor. Młyn był napędzany wodą, która obracała koło młyńskie. W 1927 roku Franciszek Sochor kupił trak [maszynę do cięcia drzewa]. Żeby uruchomić trak trzeba było zastosować maszynę parową. Była ona opalana drewnem i trocinami. O godzinie 5 rano trzeba było wstać by ją uruchomić. Gotująca się woda zamieniła się w parę i napędzała trak. Ponieważ było to bardzo pracochłonne, to Franciszek Sochor w 1934 roku zamienił maszynę parową na silnik spalinowy. Silnik ten był wysokoprężny, zasilany olejem napędowym. W tym czasie wokół tartaku było centrum kulturalne. Odbywały się tu zabawy taneczne na wolnym powietrzu oraz okolicznościowe festyny. Orkiestra przygrywająca na zabawach i festynach składała się z pracowników tartaku. W 1938 roku założona była nowa instalacja elektryczna i silnik elektryczny. Ten silnik napędzał trak bez żadnego remontu do 2003 roku. Tartak nadal jest ten sam, pracuje w nim już trzecie pokolenie Sochorów. Proszę jednak pamiętać, że zostawiono go w 1927 roku. Przez cały ten czas w tartaku pracowało wielu ludzi, którym dawał on zatrudnienie oraz utrzymanie im i ich rodzinom. Mimo starej historii i starej maszyny tartak pracuje nowocześnie i stale się rozwija. W codziennej pracy ludziom pomagają maszyny takie jak suwnice i wózki widłowe. Tartak przeciera z roku na rok coraz więcej drewna. Trociny są wykorzystywane do ogrzewania budynków mieszkalnych i stolarni. 2 2 Informacji udzielił obecny właściciel - Józef Sochor, którego dziadek Franciszek założył ten tartak. 138

Renata Polak 1 Wiannoł skrzinia I nagroda w roku 2006 Praca nadesłana na XIII konkurs Ze Śląskiem na ty Kategoria osób dorosłych Mani, wiynci 200 lołt tymu, w rodzinie krawca Kaspara W. z Ksiynżowsi (w 1935 roku przyłączonej do Leśnicy) urodziół se małi Matuszek. Czas lecioł, matczyne jodło mu służyło, Matuszek rosł na szykownego synka i wdycki mioł co do roboty. Nie rołz go matka Agata na wieczór musiała wołać: A dyć pódź już do dóm, bo ćma se robi!. Bardzo rołd kopoł i budowoł w piołsku, sfłóczół s pola kamiynie, kere w dóma ukłołdoł, a jak bielyli chlyw, abo chałupa wołpnem, to do miyszanioł i pyndzlowanioł bół piyrszi. Łojciec chnet wiedzioł: S tego synka bandzie dobri mulołrz. I tak se tysz stało. Jak se już dobrze we fachu wyuczół, to go robota gónióła. We wsi i bliskim miejście bogatsi zaczli stawiać chałupy s kamiynia i cegły, bo ty drewniane czanści gorały, a niekere s nich bóły jusz bardzo stare i zmurszałe. Nieskorzi Matusz zaczón se rozglóndać za jakómś gryfnóm dziołchóm. Matka mu niy łomiyszkali przikołzać: Synek, ale tysz takom, coby dobrze umiała gospodarzyć!. Na miyjscu szykownych dziołch bóło moc. S całyj łokolicy przichodziyły do farnygo kojścioła, do miasta na tołrg, do służby u gospodołrzów, do sklepów, na weselne muzyki! A łón zalecioł rołz do Łobrowca (Obrowca koło Gogolina) i tam znołd swoje przeznaczynie, kere se nazywało Marianna. W lutym 1873 roku, w Jesionie, bół jejich ślub. Dołwnij, we familiach w kerych boły dziołchy, łojcowie (rodzic) szykowali im ałsztojer (posag) na nowe gospodarstwo. Bez połra zim przed ślubym dziołchy szyły, sztikowały (haftowały), heklowały (na szydełku), sztrykowały (na drutach), wyszywały monogramem (inicjałami) roztomajte rzeczy. Potyn ranczniki, pojściel, deczki (obrusiki), łoblecze (odzież, bieliznę) ukłołdało se w drewnianym kufrze zwanym tysz wiannóm skrzinióm nie rołz tak wielkym, jak pół stoła. Fater zamołwioł tyn kufer u stolołrza i podług rubojści portmoneja (portfela) bół abo 1 mieszkanka Leśnicy. 139

kunsztownie pomalowani, abo blank ajnfachowi (skromny, prosty). Zima bóła mrojźnoł i śniyżnoł, a dróga z Łoleszki do Ksienżowsi dalekoł. Na szrómek (sanie na płozach) zaladowano do wiyrchu wiannoł skrzinia, keroł na miejscu chopy ledwo umieli sflyc. Mari (tak jóm wołali) se tak rubo łoblykła, iże nie zmarzła po dródze. Na gowie miała pliszowoł chustka s dugimi fryndzlami, zawiónzanoł pod brodóm. Srogoł i i ruboł wełnianoł chusta przikrywała jóm łod ramión aże na spodek. Coby se poły niy roschodziyły, przi karku spiynte były broszóm. Pod chustóm nojsiyła ciepłi kabołt i dugoł kecka, zakóńczónoł na dole pliszbortóm (pluszową tasiemką). Adamaszkowi fortuch (używany od święta) dopełnioł tyn prawie odświyntny nastrój. Na nogach miała ciepłe, wołniane czołrne pończochy, kere se kobiyty w każdo zima same robiły na jegliczkach (drutach). Nowe, wysokie, skórzane trzewiki ino tak zgrzipiały po śniegu! Po dródze rozwiónzały se sznurki z jednego szczewika i Mari przi Marianna W. fot. ok. roku 1914 w chodzyniu do siyni nadepła jy drugóm nogóm. Keby niy Matusz, kery jóm prandko chyciół, bółoby widać na ziymi jakoł dugoł łóna richtig je. Ze śmiychym wszyscy uznali, iże modym to dobrze wróży. We skrzyni nie brachowało: - peklówek - ręcznie szydełkowanej chustki z frędzlami, - plejtów - podłużne płaty materiału z cienkiej wełny otulające głowę i ramiona, - szaltuchów - cienkich chust w kolorowe tureckie wzory, - niedbołwnygo, strojnygo, czołrnygo anzuga z wysokimi pufami przi rankołwach (stroju odświętnego), s doszytymi przi karku kabołta biołymi riszkami, - rostomajtych spódnich niewymownych koszul, lajbików, - płóciennych abo wełnianych spodnic noszónych pod keckóm, - i wiela jeszcze inszych, przidajnych kobiycie rzeczy. 140

Doły spódnic czansto bóły fajnie sztikowane, bóło je przecansz widać przi tańcowaniu na muzyce! A jak padoł dyszcz, zadek kecki wciepowano na gowa, coby se niy umurtoł (zbrudził), to rómbek takiej spódnicy przicióngoł wejrzynia nie ino inszych dziołch! Marianna i Mateusz W. Zdjęcie ok. roku 1923 We wsi chodziło se po chłopsku. Na letni czas Mari wycióngała ze skrziniy lżejsze rzeczy. Fajniejsze na świynto, insze do roboty. W dóma i na pole łoblykała jupa (bluzka), nieskorzi nazywanoł jakla. Do tygo bawełniano abo półciynnoł kecka, na wiyrch zołpaska ze lnu 141

(te bóły do roboty). Zołpasek miała wiycni. Do roboty ajnfachowe, po dómu lepsze, abo sztikowane na dolnym brzegu, abo obszywane na dole, przi kabzach, po bokach tasiymkóm w inkszej farbie. Fortuch wiónzano na jupie coby oblecze na brzuchu se tak nie zmazało a łod boków troczki (tasiemki) zołpaski wiónzano pod jupom. Jak ino śniyg slołz chodzóno w gospodarstwie w pantoflach (drewniane trepy z górą ze skóry). Nołlepsi pantołflołrze w łokolicy byli z Cisowy, kole Kandzierzina. Do kojścioła chodziyło se w niskich sznurowanich szczewikach. W Leśnicy boło wtedy moc dobrych szewców znanych w łokolicy i dlij. Ze szczewikami jeździli niekerzy aż do Ungarów (Węgier). Wosy czesano do zadku i plecióno w warkocze, kere zawijano nad karkiem w krynglik (kółko), abo szyrzi w waniynka (owalnie). Sfiniynte warkocze przitrzimane bóły harnadlami (spinki rogowe lub metalowe). Moc kobiyt robiło se w pojszczotku gowy szajtel(przedziałek). Jedynóm ozdobóm boły zauszniczki (kolczyki): złote abo szczybne. Nieprzystojnie bóło wydanej kobiycie pokazywać se z gołóm gowóm poza chałupóm, abo na polu. Na wsi wierzóno, iże gołoł gowa u mynżatki na polu ścióngoł dyszcz, niekedy grołd (grad). A nie dej Boże bóła to kobiyta, keroł urodziyła dziecko! Mogło se wtedy jyj, abo dziecku przidarzić coś złygo! Totyż na beztydziyń (co dzień) i do polnyj roboty noszóno jasne, biołe, płócienne chustki, pod kerymi chowano wszystkie wosy, co dloł higiyny nie bóło bez znaczynioł. Chustka wiónzano na żurołk, dwa rogi trójkąta wiązano z tyłu pod włosami, pod krynklikiem. 142 Kobiety z Leśnicy Ksienżowsi. Żniwniok 1933 rok

Mari, jako wydanoł kobiyta miała tysz w kufrze tyn nołważniejszi teras dloł nij atribut czepiec, na kery se tukyj rzóndziyło Kapla (po niemiecku Hauba). Stónd ukuło se powiedzynie, iże kobiyta jusz pod Haubóm (o mężatce). Pod kaplóm - czepcem - chowano wszystke wosy i przikrywano uszy. S boków wisiały dugie, szyrokie, piyknie sztikowane szlajfy, kere niekiedy wiónzano pod brodóm. Bogatsze kobiyty miały letnióm i zimowóm płóciynnóm kapla, tkano z łowczej wołny. Dopasować takoł, to bół dopiyro majstersztyk krawcowej! Kajnandzi boły jeszcze czepki tiulowe, abo brokatowe. Noszóno jy przi wiynkszych uroczystojściach: chrztach, weselach, pogrzebach, w niedziela do kojścioła, przi żniwniołku. Z daleka boło widać fto je fto! Taki boł wtedy na wsi łobyczaj, a kapla bóła niepowtarzalnym, a przi tym nojfajniejszóm czyńścióm łoblecza mynżatek. *** Od połowy XIX wieku datuje się szybki rozwój przemysłu tekstylnego i odzieżowego. Wędrowni krawcy, sprzedający tkaniny sukiennicy oraz pielgrzymi z daleka przybywający do Góry Świętej Anny informowali miejscowych o zmieniającej się modzie, obowiązujących krojach. Nie przyjmowano bezkrytycznie wszystkich nowinek lecz tylko to, co zbytnio nie odbiegało od dotychczasowej tradycji, co było wygodniejsze, tańsze, ładniejsze. Kaple - czepce - zaczęły niestety (jako niepraktyczne) wychodzić z mody. Życie zaczęło biec jakby szybciej. Starym zabobonom oraz powiarkom nie dawano już takiej wiary jak poprzednio. Kolejne pokolenia kobiet stawały się wygodniejsze i coraz bardziej nad własne rękodzieła przedkładały trud zakupów w sklepach pobliskich miast. Obecne z sentymentem, ale i wielką przyjemnością oglądam kobiety ubrane w śląskie stroje z tamtych lat, prawdziwe perełki folkloru, w których uczestniczą podczas obchodów wielkich odpustów kalwaryjskich na Górze Świętej Anny, co szczególnie pięknie prezentuje się w procesyjnym pochodzie do Groty. 143

Sandra Schilk 1 Wycieczka Praca napisana na VIII konkurs Ze Śląskiem na ty - rok 2001 Moja opowieść bandzie o tym, jak świnia jechała do kyndra My tworzimy takoł wesołoł rodzina. Wszystkich nołs je szejściu, w tym ołpa z ołmóm, dwoje dzieci i mama z papóm. Ołma z ołpóm kanas nó pómołgajó, nie yno w polu, ale i finansowo, bo ołma jejździ do Niymiec na robota. Mómy jesce ujka za granicóm, do chtórego tez ołma z ołpó jezdzó. Jednego roku zrobili sobie urlop i pojechali do swojygo synka nach Deutchland. Łostawiyli nóm ta cało gospodarka i kołzali ta gadzina futrować, aby nic nie zdechło. Starali my sie wszystko dobrze robić tak jak ołpa. Ale co nołśmiyśniejse na trzeci dziyń jak łóni pojechali, jedna świnia przestała zryć. My nie wiedzieli co mómy robić, mamie sie jednak przipómniało, że świnie tak robió jak się gónió i pejdzała, ze trza z nióm jechać do kyndra (nó wiycie, do samca łod świni), mama by tez tego nie wiedziała, yno słysała jak ołma z ołpóm sie ło ty łosprawiali. No i cały wiecór wtedy myśleli, dzie mają z nió jechać, bo w nasej wsi takygo kyndra nie było. Jak tak sejdzieli zadzwóniół telefon. A to dzwóniół ołpa z Niymiec, bo mioł zadzwónić zarołz jak zajechali, ale jak to wszysko ta na miejscu ujrzoł, to z wrażynia zapómnioł łó nołs i ło gospodarce, nó ale dobrze ze zadzwóniół, bo my się zarołz pogołdai ło tej nasej świni. No i zajś jakby nie ołpa, któs by nó doradziół? Ołpa pejdzioł, że mómy jechać z nióm do Ligoty Turawskiej, bo ta je nołlepsy samiec w łokolicy i wiyncej my sie już nie pytali, nie chcieli my przeduzać tej gołdki, bo jak potyn rachunek przichodzi to zołdyn go nie chce płacić, ani widzieć. Zdónzyli my się jesce yno spytać cy dobrze przewióźli przez granica ta świnia co brali, te kacki, gańsi, króliki, wószt, nó i śtanga cigaretów. Ale na scejściy nie mieli wcale kóntrole, to tez jak zajechali na miejsce wszyscy z radości skostowali polskej wódki. I tak to u nich wyglóndało, a unos było inacyj. My mieli srogoł kómedyjoł, dobrze 1 Autorka reprezentuje SP w Bierdzanach. Praca napisana pod kierunkiem mgr Urszuli Ejsminot. 144

ze tata mioł jescy jedyn dziyń urlopu. Rano ło pióntej stanón, zadzwóniół do swojego szefa i pejdzioł, ze nie przidzie dzisiej do roboty, bo musi jechać do kyndra. Z szefym nie było wcale problymu. Papa dostoł tyn jedyn dziyń urlopu i załatwiół łod sómsiada traktór i klołta na świnia. Wycióngli jó jakoś z tego chlywa, zawarli do klołty i pojechali do Ligoty. Jak przijechali wgóniyli jóm do chlywika, nó i cekali cy sie ta świnka kyndrowi spodołboł. Minóła godzina, dwie, a tu było widać, ze sie na nic nie zanosi. Uradziyli, ze łostawió ta świnia na tych zołlytach duzyj. Wartko się uwijali do dóm, bo trza było resta gadziny pofutrować i nołs do szkoły wysykować. Minóło trzi dni i papa pojechoł łobejrzejć co tam się dzieje. Przijechoł do dóm niezadowolóny, bo tyn kynder ku tej nasej świni wcale się niy mioł. Bez tóz uradzili jóm łostawić jescy trzi dni. Papa za bardzo nie chcioł, bo i tak już tam kanc zezarła, a jesce trzi dni duzyj, to be musioł za tyn futer zapłacić, nó ale pośli na to i świnia dalej łostała w Ligocie. Trzi dni przelejciały raz dwa, papa wzión traktór z klołtóm i pojechoł po świnia. I tak było, jak mu sie zdało. Knur świnie nie polubiół, świnia łobzarła gospodołrza, za co papa musioł dać miech zbozoł i jescy zapłacić. Profitu nie było zołdnego, yno stargane nerwy. Jak juz przijechoł do dóm, w tych nerwach wgnoł jó do chlywa. Umancónoł ty wszystky borołcka świnia legła sie w rogu swojygo chlywika. Jak na wiecór dostała futer do koryta, to ani nie przisła zryć, co bóła takoł przezartoł. Na drugi dziyń wartko sed papa do chlywa pofutrwać przed robotó, patrzi, a świna lołce jak ściekłoł po cały chlywie, nó i zaś się papa wkurzół. Zawołoł wartko mama i łoba w góniyli jó jakoś rajn. Dopiyro wtedy papa dojrzoł, jak łóna z tego chlywika wyłazi. Stoł wtedy i myśloł, co tu wartko zrobić, zeby łóna zajś nie wylazła? Wpołd wtedy na takoł myśl. Posukoł kótki i zapar świnia we chlywiku. Klucyk doł do kabze i pojechoł do roboty. Pech chcioł, że jak przijechoł nazołz do dóm i chcioł świni wyciepać gnój z chywika, nie poradziół snojś klucyka, chtory rano wraziół do swojej kabze. Zacón sukać, grzebać po kabzach, sukoł w waśkuchni, no jakby go pierón trzas, kluca nie poradziół snojś. Co tera robić wróży? Przisła mu do gowy yno jedna rada. Wzión ryncznoł piyłka do zielaza i zacół cióńć po kótce. Na scejściy sie udało, bo jakby to nie wysło, to by ta świnia musiała tam siejdziejć tak dugo, as by zdechła. 145

Papa, za tyn krótki cas mioł już doś tej gospodarki i tego chlywa. Co dziyń prosiół, zeby juz tyn ołpa przijechoł do dóm i zeby casy mu nie przisło na myśl tam w tych Niymcach łostać, bo toby chyba musioł sie z tej roboty zwolnć. Po ty cały dniu papa bół bardzo zmordowany, beztóz cekoł juz z niecirpliwościóm na niedziela zeby trocha łoddychnóńć i łodpocóńć. Po niedzielny łobiejdze ución se popołejdniowoł drzymka. Kiedy ołpa juz przijechoł z ołmó do dóm, zajś było nołs w dóma po starymu i co nołlepse, nasa świnia miała jednak te małe prosiynta i to as trzinaście. Kazde śnich miało po jedny śtrychu do picia! 146

Aleksandra Babilec 1 Zapomniane rozwadzkie zabytki Praca nagrodzona No widzisz... dziołcha, jako by ci to powiedzieć? Mieli my tu w Rozwadze lata cały, ach co jo godóm, wieki cały, piykny Zamek naprawdy piykny, i park tyż bół wspaniały. Joł pamiyntóm, jakżech za bajtla tam se w nim bawiół. A teraz co z niego zostało? Sama widzisz. Ale wprzód opowiem ci jego historia. Bo musisz wiedzieć, że tym se bardzo interesuja, bo nie chca, żeby za połra lołt każdi, kto nań wejrzy, pomyśli se: Ale staroł rudera, kupa kamiyni Tak rozpoczął opowieść o pałacyku Majora, tak bowiem nazywali mieszkańcy wsi ostatniego właściciela Alberta von Schwedera, pan Helmut Polewka, pasjonat historii rodzinnej wsi - Rozwadzy, niewielkiej miejscowości w gminie Zdzieszowice leżącej u podnóża Góry św. Anny. Ma ona bogatą 700-letnią historię; do momentu wybudowania koksowni w Zdzieszowicach była większa nawet od Zdzieszowic, stolicy naszej gminy. Za panowania Hitlera Rozwadza nosiła nazwę Annengrund. Zamek stoł tu od zawsze, znoł go mój ojciec, mój praołpa - mówi pan Polewka. Niestety, nikt z nos niewiy jakoł jest poczóntkowoł historia tego zamku. Nie wiymy, czy bół on drewniany, czy murowany. Na pewno jednak wiymy, że jego początek, a jest to wiek XVI trzeba łączyć z nazwiskiem rodu Pückler, właścicieli ziemskich części ziem dzisiejszyj Leśnicy, Głogówka, Rozkochowa, a także ziymi w obecnych Niemczech: 1 Autorka reprezentuje Publiczne Gimnazjum im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Zdzieszowicach. Praca napisana pod kierunkiem mgr Helgi Bieniusy. 147