Juliusz Słowacki BALLADYNA Tragedia w 5 aktach Reżyseria: Scenografia: Muzyka: Praca nad słowem: Asystent reżysera: PETR NOS.ALEK PAVEL DUBICKA PAVEL HELEBKAND IRENA JUN ANDRZEJ MIKOSZA Opolski Teatr Lalki i Aktora im. A. Smolki Opole, ul. Kośnego 1 a Dyrektor Naczelny i Artystyczny: Krystian Kobyłka Kierownik literacki: Alfred Wolny Kierownik techniczny: Bronisław Zamkotowicz Premiera 3 marca 1996
Balladyna,. Tragedia w 5 aktach, dramat Juliusza Słowackiego (1809-1849) powstały w Szwajcarii 1834, dedykowany Z. Krasińskiemu (listem z datą 9 VH 1839), wydany w Paryż u 1839, wystawiony we Lwowie 7 1111862. Od tego czasu stale obecny w repertuarze scen polskich, zwłaszcza lwowskich (najc z ęściej w latach 1862-1910), krakowskich (od 1868), poznańskich (od 1868), warszawskich (od 1882), wileńskich (od 1907). Wystawiony także w Kijowie (1909, 1917), Moskwie (1922), Milwaukee, Ostrawie, Pradze (w języku czeskim). W Opolu grano Balladynę w roku 1946 (Teatr Miejski im. Słowackiego) oraz w 1955 (PTZO). Dramat przetłumaczono na niemiecki, czeski, francuski, rosyjski, serbochorwacki, gruziński, ukraiński, angielski, słowacki, rumuński i tatarski. Według libretta L. Germana Władysław Żeleński skomponował operę Goplana wystawioną w Krakowie 23 lipca 1896 r. Najwięcej przedstawień Balladyny przypadło na rok 1909 (m.in. Będzin, Bochum, Chyrów, Czeladź, Dąbrowa Górnicza, Grodzisk, Kalisz, Kielce, Koluszki, Londyn, Lubaczów, Olesko, Płock, Przemyśl, Radom, Sandomierz, Stanisławów; Stary Sambor, Stryj, Suwałki, Swierdłowsk Qekaterynburg), Turka nad Stryjem, Włocławek, Wrocław) oraz w roku 1927, w którym zwłoki J. Słowackiego z honorami przewiezione do Polski, spoczęły w grobach królewskich na Wawelu. Alfred Wolny Balladyna" w teatrze lalek? Pisać dzisiaj o Balladynie to jak w wiaderku nosić piasek na pustynię. Ogarnia człowieka nieodparte uczucie, że wszystko już zostało wypowiedziane, napisane, przemyślane i odczute. Kolejnemu wystawieniu dramatu Słowackiego towarzyszą niezmienne zainteresowanie i liczne komentarze. Dlaczego, pytano, Balladyna zostanie wystawiona w teatrze lalek? Jak zwykle powodów wymienić można kilka, pozostańmy przy tych najważniejszych. Ostatni raz Balladynę wystawił Państwowy Teatr Ziemi Opolskiej w grudniu 1955, minęło więc już od tego czasu lat ponad czterdzieści. Istotniejsze powody to: znalezienie formy, współczesne rozumienie tekstu i odpowiedz na pytanie o czym mówi dramat Słowackiego, tu i teraz, współczesnemu widzowi, to znaczy takiemu, co to rano słucha muzyki rockowej, disco polo, lub nawet poezji śpiewanej, a wieczorem ogląda amerykańskie seriale. A wszystko zaczęło się ponad dwa lata temu, kiedy Petr Nosalek, reżyser z Ostrawy, zrealizował u nas w teatrze lalek Bajkę o księciu Pipo P. Gripariego, przedstawienie mądre, delikatne, z wyczuciem piękna i nieodwołalnego biegu czasu; miłość, śmierć, wyczucie harmonii oraz dramatycznej formy urzekały wrażliwych widzów. Zaczęliśmy z Petrem długą rozmowę o projektach teatralnych. Kiedy doszło do Balladyny i do Słowackiego widocznie dostrzegł w naszych oczach to, co od wieków mędrcy nazywają zachwytem. Po krótkiej rozmowie przyrzekł,że dramat przeczyta, wszak w swoim macierzystym teatrze realizował ballady romantyczne, czeską klasykę wzorowaną między innymi na polskich poetach romantycznych. Przedstawienie Kytice K.J.Erbena w wykonaniu ostrawskiego teatru zaprosiliśmy na festiwal do Opola. Jednocześnie okazało się, że Balladyna realizowana była w Czechach, w tym po wojnie w Ostrawie, w przekładzie znakomitego tłumacza i poety, Franciszka Halasa. Przekazaliśmy Petrowi komentarze do dramatu a zwłaszcza nieocenione Glosy do Balladyny Mariana Bizana i Pawła Hertza - istną encyklopedię wiadomości o utworze Słowackiego. Wydawało się nam, że w końcu człowiekowi z bratniej, lecz jednak innej kultury narodowej, trzeba przekazać jak najwięcej wiedzy. Szybko okazało się jednak, że to Nosalek zaczął nas przekonywać o europejskości i aktualności dramatu, jako utworu wielowar-
st:wowego i uniwersalnego. Wszak dramat skupia w sobie kilka różnych form. Ballada, baśń, tragedia, wątki komediowe, świat realny i fantastyczny, bajeczne dzieje Polski, współczesne rozważania na temat władzy totalitarnej oraz moralitet tworzą istny kosmos, w którym człowiek szamoce się między dobrem i złem. Najbardziej istotnym zaś stwierdzeniem było przypomnienie, że Balladyna jest moralitetem, a więc typowym gatunkiem dla teatru lalek. Forma więc była oczywista. Kluczowa jednak jest koncepcja roli bohaterki tytułowej. I tu reżyser doszedł do wniosku, że moralitet to forma, w której bohater ogląda własne życie z perspektywy śmierci, kiedy już wszystko ma niemal charakter nieodwołalny. Interesuje więc nas jak do tragedii i klęski moralnej doszło. A więc Balladyna nie jest wcieleniem od początku metafizycznego zła, jest zwykłą dziewczyną, która ma na sumieniu drobne miłostki, być może chodzi w dżinsach i adidasach po ulicy. Ma jakieś marzenia, zasady, lecz trafia się jej szansa zrobienia kariery za cenę odstępstwa od ogólnie przyjętych norm, w tym tej najbardziej podstawowej. Po zbrodni wypowiada te słynne słowa: Na niebie Jest Bóg... zapomnę, że jest, będę żyła, Jakby nie było Boga. Odtąd próbuje żyć według własnych zasad, to, co dla niej dobre, staje się nie tyle zasadą, co racją jej życia. Błąd myślowy Balladyny, pozornie niewinny, to przekroczenie granicy moralnej, między prawem subiektywnym i obiektywnym. W końcu musi uznać obiektywny wymiar prawa moralnego. W chwili sądów królewskich bohaterka uznaje i wyznaje własną winę, sama wymierza sobie karę. Balladynie nie udaje się wyjść ze świata ludzkiego, w którym rządzą odwieczne prawa moralne, nie udaje się żyć poza dobrem i złem, tak samo jak Goplanie nie udaje się przekroczyć świata natury, by pokochać człowieka. Natura nie zna dobra i zła: życie, narodziny i przekwitanie należą do rytmu świata. To właśnie Magia uosobiona przez Goplanę zamyka całość w wielką Jedność - hannonię kosmosu i człowieka. Jak pisał sam Słowacki: Tragedia cała podobna do starej ballady, ułożona tak, jakby ją gmin układał, przeciwna zupełnie prawdzie historycznej, czasem przeciwna podobieństwu do prawdy. Ludzie jednak, starałem się, aby byli prawdziwymi i aby w sercu mieli nasze serca..." Zygmunt Krasiński o Balladynie" Com przed laty myślał o siostrze Aliny, to samo do dnia dzisiejszego myślę. - M i ds u m m e r -n i g h t s -d re a m doskonalszego, kapryśniejszego, a jednak rzeczywistszego co do formy i treści swojej nie ma na świecie - płuc już dobrzem natracił i żółci mi przybyło niemało, od kiedy tłomaczę im, a oni nie rozumieją. - Nie widzą, że nawet pod historycznym względem ten czas winien być tak pojęty, bo był w rzeczywistości takim chaosem, taką mieszaniną, takim socjalnym grochem z kapustą, chrześcijaństwa niedowarzonego jeszcze i pogaństwa usuwającego się z powierzchni ziemi. Dalej, wszystkie zarody narodowego charakteru postawione, rzucone doskonale - bez żadnego musu - bez intencji - bez pedanterii - słowem, poetycznie! - Ja bym Zbawcę zbawił"- kto inny od szlachcica polskiego takie słowo powiedziałby na kuli ziemskiej? Jeśli jest brak ścisłej, klasycznej harmonii, to że właśnie pojęcie dzieła zależy na tym braku widomej jednościbo to są czasy mityczne - lecz tysiąc lat po sobie wyrwane z grobu - a zatem ariostycznej tylko fonny zdolne, nie homerycznej ani eschylesowskiej." (List do]. Słowackiego z 23 lutego 1840; wg Korespondencji J. Słowackiego, t. II, s. 260-26 l),'fi/ Balladynie dwa światy, pierwotny sławiański i dzisiejszy krytyczny, który nosi na sobie napis consummatum est- plączą się
i spajają nieustannie. Ta przemiana kameleońska, ta zdrada migów i przemigów, ta rozpryskliwość baniek tęczanych, słowem cały Balladyny koloryt już sam w sobie stanowi formę wiążącą tych światów różnice-a te różnice zetknęły się z sobą rzeczywiście, ale nie w zewnętrznej realności dziejów, tylko w wewnętrznej sumienia samego poety. Gdzie ciągle dwie sprzeczne siły działają, tam nie kształt epopeiczny, posągowy, ale dramatyczny, ruchomy powstanie. Dlatego też Balladyna jest dramatem, ale takim, w którym nie tak osoby z sobą walczą, jak raczej dwie epoki, z których dawniejsza ciągle pragnie się objawić majestatycznie, a poźniejsza zrywa jej koronę z czoła i sądzi ją sądem potomnych - tak jak niegdyś mumie królów egipskich sądzili kapłani egipscy. 'fypy jej wszystkie są szczerze polskie; któż nie uczuje, że wieczny szlachcic przemówił ustami znikomego Kirkora w tym wierszu: Czemu nie było mnie tam na Golgocie Na czarnym koniu, z uzbrojoną świtą? Zbawiłbym Zbawcę!... Kto, patrząc na samą Balladynę, nie przypomni sobie, jakby echem wiekowym, słów Żółkiewskiego o nieszczęśliwej Marynie: Nade wszystko chce się babie carować ". Któż w Grabcu nie pozna karczmy polskiej, żywej, chodzącej po świecie pod ludzką postacią? ".. Balladyna odziana szatą niepowszedniej piękności - nowy to zupełnie utwór na widnokresie polskim. Każda nowość razi, obraża nawet, zanim da się rozpoznać. (...) nie winą Słowackiego, że nie żył za dni Popiela, raczej winą czasów Popielowych, że miasto szczurów i myszy nie porodziły wielkiego gęślarza, wieszcza, który by, wiążąc sławiańskie plemiona jak struny w olbrzymią harfę epopei, był uwiecznił kolebkę naszą tak, jak Homer Grecji kolebkę, tak, jak Nibelungów śpiew Germanii początek, tak, jakdivina Commedia katolicyzmu wiarę. Dziwny, bardzo dziwny los dostał się nam w udziele: umarli, dopierośmy ściągnęli rękę do harfy. Wprzódy miecz nam był jedyną harfą, aż dziś harfa stała się mieczem jedynym. (...) on (poeta), gdy śpiewa o Popielu, choć staje się Popielem, nie może być li tylko Popielem. Do Popiela dodajcie dziesięć wieków cywilizacji zachodniej. Z tej sumy dopiero powstanie barwa Popielowa, można, w duchu Słowackieg(}- a kiedy wśród tej łuny światła zupełnie różnego, wstawszy z grobu nad Gopłem, przechadza się Popiel, niepodobna, by kolor jego właściwy nie gryzł się i nie ujadał z barwą otaczającej atmosfery, z duszą, oblewającego go, poety. Ta sprzeczność wyradza się w ironią, bo poeta sam wskrzesza zapomnianego, a gdy go wskrzesi, czuje, że ma nad nim władzę życia i śmierci bez końca, że go może sto razy z mogiły wywołać i nazad sto razy do mogiły zamknąć. Tak z Achillesem, tak z Sygfrydem niepodobna sobie wszechwładnie postąpić, bo Homer, bo duch skandynawskiej Eddy stoją nad nimi w przeszłości i świadczą im, i strzegą ich na wieki. O nich dziecię każde wie, że na półbogów wyrośli, a o transfiguracji Popiela kto słyszał? Więc obejście się Słowackiego z majestatem nadgoplańskim nie tylko pochodzi z dążeń samego mistrza, ale głębiej jeszcze zapuszcza korzenie w nieodbitą konieczność, która przymusza poetę do igraszkowania z tym, co przeszło - a przechodząc, nie zostawiło posągu po sobie. Humor, czyli ciągła mieszanina tragiczności i komiczności, wystąpić tu musi jako siła tworząca. Wszystkie wady i błędy, zawarte w nierozpoznalnej jeszcze i nie rozwiniętej postaci Popiela przed dziesięciu wieki, a ciągiem tych wieków rozwinięte i dziś przeświadczone o sobie samych, zamienią się w diabliki, w gnomy, wcielą się w groteski, przychodzące pląsać koło tegoż Popiela. (...) Co tu mówim o Popielu, rozumie się oczywiście o całej treści tych czasów pierwiastkowych, których nikt nie schwytał i nie uwiecznił pod ściśle odrąbaną formą, kiedy przelatywały, a z których wiemy jednak, żeśmy wyszli, my i wszystko nasze, i to, co nam życiem, i to, co nam śmiercią - i to, co nam chlubą, i to, co nam kałem - i to, co nam wielkością, i to, co nam próżnym blichtrem jest".(z. Krasiński, Kilka słów o Juliuszu Słowackim, (1841), wg Z. Krasiński, Dzieła literackie, t. III, s. 257-260, Warszawa 1973).
OSOBY Pustelnik, Popiel III wygnany..................................................... Tadeusz Rudnicki Kirkor, pan zamku.........,.................... Jan Chrabol Matka wdowa..................................................................... Barbara Lach Balladyna I jej córki.......................................................... Marlena Syrnicka Alina.......................................................... Elżbieta Żlobicka Filon....................................................................... Andrzej Szymański Grabiec, syn zakrystiana.......................................................... Andrzej Mikosza Fon Kostryn, naczelnik straży w zamku Kirkora......................... Zygmunt Babiak Kanclerz....................................................................... Tadeusz Rudnicki Lekarz koronny............................... Jan Łukacz Baba, dziewczyna.............. Dorota Nowak Autor....................................................................... Andrzej Szymański Pany-rycerze-służba zamkowa-wieśniacy-dzieci OSO~Y F~NTASTYCZNE I Goplana, rnmfa, krolowa Gopła.............................................. Lucyna Pączek-Nowak Chochlik......................... Jan Kaleta Skierka............. Elżbieta Węgrzyn Za czasów bajecznych, koło jeziora Gopła Światło: Inspicjent: Andrzej Szymański, Brygadzista sceny: Rafał Ilkiewicz, Zbigniew Pisula Montażysta: Mirosław Kolbusz, Robert Mazur Kazimierz Marosz, Józef Olejnik, Tomasz Steponian, Ryszard Balcer Akustyk: Waldemar Wojewoda Garderobiana: Kazimiera Kietlińska
Listy Słowackiego o Balladynie" Krystyna Nowak Urywek z listu do matki pisanego w Genewie d. 18 grudnia r. 1834 Od ostatniego mego listu, w przeciągu miesiąca upłynionego, napisałem nową sztukę teatralną-niby tragedią, pod tytułem: Balladina. Z wszystkich rzeczy, które dotychczas moja mózgownica urodziła, ta tragedia jest najlepszą- zwłaszcza że otworzyła mi nową drogę, nowy kraj poetyczny, nie tknięty ludzką stopą, kraj obszerniejszy niż ta biedna ziemia, bo idealny. Zobaczysz kiedyś, Mamo kochana, co to za dziwna kraina - i czasy. Tragedia cała podobna do starej ballady, ułożona tak, jakby ją gmin układał, przeciwna zupełnie prawdzie historycznej, czasem przeciwna podobieństwu do prawdy. Ludzie jednak, starałem się, aby byli prawdziwemi i aby w sercu mieli nasze serca... Nie mogę tu dać ci, kochana Mamo, wyobrażenia dokładnego rodzaju dramatyczności w mojej tragedyi. Jeżeli ma ona rodzinne podobieństwo z którą znajomą sztuką, to chyba z Królem Learem Szekspira. O, gdyby stanęła kiedy przy królu Learze! Szekspir i Dant są teraz mojemi kochankami - i już tak jest od dwóch lat. Urywek z listu do matki pisanego w Paryżu w lutym r. 1845 II... wystaw sobie chłopka bogatego z rodziną już czytać umiejącą - za sto lat - w cichym gdzieś domku pod Krakowem. Odpoczywa po wojnie - szczęś liwy-ogień pali się w izbie, a przy kalendarzu już niektóre książki stole. Wystawże go sobie, że czyta Balladynę - ten utwór bawi go jak baśń, a razem uczy jakiejś harmonii i dramatycznej formy. znajdują się na (Wg]. Słowacki, Dzieła wszystkie, t. N/1953), s. 183, 185. Balladyna: trzy kreacje sceniczne - Antonina Hoffmann, Stanisława Wysocka i Wanda Siemaszkowa Pierwszą odtwórczynią roli Balladyny była Antonina Hoffmann, aktorka, która całe życie artystyczne spędziła na scenie krakowskiego Teatru Miejskiego. Po raz pierwszy grała Balladynę w 1868 roku, mając lat dwadzieścia sześć. Rola, poprzedzona długimi studiami, była drobiazgowo opracowana.jeden z krytyków pisał: Kto się tu duchem roli na wskroś nie przejmie, kto nie uchwyci czerwonej nitki przewodniej, po której posuwa się szereg czarnych zbrodni przez Balladynę popełnionych, ten przedstawi karykaturę, od której wszyscy z odrazą się odwrócą. Zamiast wszelkich pochwał za oddanie pojedynczych ustępów, powiemy o pani Hoffmann tylko tyle, żeśmy w grze jej nie dostrzegli ani jednego błędu, począwszy od tego, gdzie jak błędna chodzi po chacie, aż do chwili, gdzie sama na siebie wydaje wyrok śmierci. Powiedzieliśmy wiele, lecz można to powiedzieć śmiało. Wnijść na scenę z twarzą dziewczyny, już może występnej po grzesznych z Grabcem miłostkach, przejść tą krwawą drogę do tronu przez tyle trupów i udręczeń \\łasnego sumienia i nie wypaść przez cały ten czas z roli, to wcale nie łatwo i dowodzi to długiej, ciężkiej i sumiennej pracy nad sobą: dowodzi rozczytania się nie tylko w sztuce, ale i w tym, co o tej sztuce pisano." (,Dziennik Poznański" 1869, nr 132) Młoda aktorka otwierała tradycję grania roli Balladyny na deskach polskiego teatru. Grała ją zgodnie z tradycją szkoły krakowskiej realistycznie, co oznaczało powściągliwie, bez koturnu, jaki wówczas uważano za atrybut bohaterki tragicznej. Hoffmannowa odtwarzała postać dziewczyny z ludu opanowanej przez ambicję oraz żądzę władzy. Pierwszą zbrodnię - zabójstwo własnej siostry Aliny - popełniła Balladyna Antoniny Hoffmann bez udziału świadomości. Nie rozważa swego czynu na zimno, nie kalkuluje; ręce jej słuchają jakichś głosów; których sama dobrze nie rozumie. Stąd wynikają słowa wypowiedziane bezpośrednio po dokonaniu zbrodni: Co moje ręce zrobiły!... O!..." Świadoma akceptacja zbrodni następuje dopiero w scenie z Goplaną. Realizm ujęcia postaci Balladyny polegał na oparciu jej o psychologiczne prawdopodobieństwo, charakter bohaterki rozwijał się konsekwentnie od pierwszej sceny w chacie z matką i siostrą, aby w scenie
ostatniej osiągnąć demoniczną siłę; od nieświadomej popełnienia zbrodni dziewczyny do podejmującej wyzwanie zuchwałej władczyni. Dwa zarzuty stawiała krytyka Balladynie Hoffinannowej. Pier\Vszy dotyczył warunków fizycznych, które uznano za zbyt nikłe w stosunku do tak potężnej w wyrazie postaci, drugi dotyczył sceny zabicia siostry. Zdaniem krytyka w mimice aktorki nie widać było strasznego zamiaru, który za chwilę miała spełnić. Oba zarzuty polegały na nieporozumieniu, krytycy wychodzili z założeń estetycznych bliskich klasycyzmowi, z innych zupełnie \\/)'Chodziła Antonina Hoffinann. Odparł je Stanisław Koźmian, ówczesny dyrektor Teatru Miejskiego w Krakowie. Uważał on, iż postać Balladyny można potężniej grać, zwłaszcza przy większych środkach fizycznych; ale niepodobna rozumniej i głębiej ją obmyśleć, z większą prawdą i logiką przedstawić jak Hoffinann(.) Nikt bowiem przed nią i nikt po niej lepiej i rozumniej nie grał Balladyny i ktokolwiek zechce ją zagrać wedle ducha utworu i zamiaru autora, trzymać się będzie musiał jej tradycji." (S. Koźmian, cyt. wg: Z. Przybylski, Z rozwoju polskiego teatru. Antonina Hoffinann, Kraków 1898, s. 176). Zwróćmy uwagę na ową wierność autorowi oraz utworowi; były one składnikiem stylu gry oraz interpretacji literatury dramatycznej na scenie teatru krakowskiego za czasów dyrekcji Stanisława Koźmiana. Wierność wobec intencji autorskich uchodziła za element stylu realistycznego, ten z kolei zaś stanowił kwintesencję szkoły krakowskiej. Warto jeszcze wspomnieć o interpretacji wiersza Juliusza Słowackiego przez Antoninę Hoffmann. Grając w dramatach poety stawiała sobie za cel pełne przekazanie tekstu słuchaczom. Czysta, wydobywająca wszystkie blaski wiersza Słowackiego dykcja, wspomagana mimiką i gestem, była niernykle precyzyjna. Nie było to jednak estradowe ujęcie postaci, lecz teatralne, z pełną plastyką oraz wewnętrzną dramaturgią dosięgającą "'yżyn tragizmu. Do najcieka\vszych scen należały: monolog przed zabiciem Grabca (akt N, scena 4) przedstawiający motywację Balladyny przed popełnieniem kolejnej zbrodni, przejmujący okrzyk na widok białych róż z czernonymi plamami (akt n, sc. 2), rozmowa z pustelnikiem (akt Ili, sc. 3), uczta (akt N, sc. 1), scena sądu (akt V, sc. 4). Antonina Hoffmann kreowała postać Balladyny przez wiele lat, po raz ostatni wystąpiła w tej roli w sezonie 1893/1894. W 1882 roku uzyskała aktorka od władz carskich zezwolenie na wystawienie BaUadyny w Warszawie w teatrze Rozmaitości. Obsada była wyznaczona, próby w toku, ale na kilka dni przed spektaklem zezwolenie cofnięto. Warszawa doczekała się premiery BaUadyny dopiero w 1907 roku, gdy na scenie teatru Rozmaitości wystawił ją Józef Śliwicki. 1)'m znamienniejszy jest fakt, że w tym samym 1882 roku Antonina Hoffinann odegrała fragmenty BaUadyny (niepełny akt U) w stolicy Rosji, Sankt-Petersburgu, wywołując ogromne zainteresowanie wśród publiczności. Żałowano, iż cenzura nie pozwoliła na odegranie całego utworu. Krytyka podkreślała w interpretacji Hoffinannowej j<!} tylko właściwy realizm i świetne wypracowanie najdrobniejszych szczegółów psychologicznych roli. Po Antoninie Hoffinann wiele \l/ybitnych aktorek kreowało postać Balladyny. Była wśród nich również znakomita Honorata Leszczyńska.Jednakże ani jej, ani żadnej innej nie udało się osiągnąć mistrzostwa Hoffinannowej. Dokonała tego dopiero dwudziestopięcioletnia aktorka - wówczas Teatru Miejskiego w Krakowie pod dyrekcją Józefa Kotarbińskiego - Stanisława Wysocka. Premiera BaUadyny ze Stanisławą Wysocką w roli tytułowej miała miejsce 25 października 1902 roku. Kiedy Wysocka po raz pierwszy weszła na scenę krakowską w roli Balladyny - pisał biograf aktorki Zbigniew Wilski - publiczność była \\')'l"aźnie zaskoczona. Weszła wraz z matką i siostrą, tak samo jak one ubrana w strój wiejski, ale już samą sylwetką odróżniała się od nich. Spodziewano się, że zagra w tej scenie kochającą córkę niewiele różniącą się od słodkiej Aliny, ale Wysocka już od pierwszej chwili dawała odczuć, że marzy o tym, aby się z tej chaty wydostać. Stała w oknie zaplatając warkocz i patrzyła na drogę. Na słowa matki o bogatym mężu podniosła oczy, a po zdaniu: Tobie się także, Alinko, dostanie rycerz za męża", spojrzała na siostrę z odcieniem lekceważenia. Ona pierwsza spostrzegła karetę Kirkora na drodze, bo już od dawna na nią czekała. Podbiegła wtedy bliżej do okna z odrzuconymi ramionami wyrażającymi nadzieję, że oto realizują się jej skryte marzenia. W tym tonie nadziei utrzymana była jej gra w całym pierwszym akcie do chwili wejścia Kirkora. Na początku następnej sceny w lesie Balladyna, zajęta nadal marzeniami o bliskim szczęściu, nie starała się wcale szukać malin. Irena Solska, która wielokrotnie grała z nią rolę Aliny, wspomina: Opętanie Wysockiej w scenie z malinami było tak przejmujące, że może - kto wie - jęk Grabca w porę osłabił cios, którym chciała mnie - Alinę - pozbawić życia. Według Limanowskiego zabójstwo Aliny w \l/ykonaniu Wysockiej nie tyle jest mordem przez nóż, ile przez rozszarpanie." Głos aktorki początkowo jakby przytajony potężniał, aby potem zaskoczyć słuchacza akcentem bolesnego zdumienia, gdy po dokonaniu zbrodni mówiła: Któż zabija za malin dzbanek siostrę'. Kończące tę scenę słowa: Będę żyła, jakby nie było Boga", brzmiały jak zapowiedź całego jej dalszego losu. (.) Końcowa scena sądu uważana była za szczytowe osiągnięcie kunsztu aktorskiego. Niektórzy krytycy zarzucali tu Wysockiej brak walki wewnętrznej, było to
jednak konsekwencją przyjętych założeń. Jak opisuje Iwaszkiewicz: Krótkie wyroki Balladyny spadały jak uderzenia miecza - i zakończenie przychodziło jak objawienie i oczyszczenie. Najbardziej monumentalny efekt osiągała Wysocka w. przedstawieniu warszawskim na tle scenografii Ruszczyca. W koronie i wspa ~1ałym płaszczu ~ronostajowym, z długimi czarnymi warkoczami, słuchała skarg ~ wydawała wyroki na szczycie ogromnych schodów. Gdy wstała z tronu, \")'glądała Jak posąg majestatu i władzy. Po ostatnich słowach Winna śmierci" rażona piorunem spadła z całej \")'Sokości schodów głową w dół, dając pokaz techniki aktorskiej". (Z. Wilski, Wielka tragiczka, Kraków l 982, s. l l l-l 13). Balladyna została pomyślana przez Stanisławę Wysocką jako osoba górująca nad otoczeniem, przewyższająca je inteligencją oraz ambicją. Od pierwszej sceny podkreślone zostały właśnie te cechy charakteru Balladyny, bo to one właśnie doprowadziły ją w końcu do zbrodni; obok ambicji również skrywana marzyciels~o~ć pozwalająca na grę wyobraźni wiejskiej dziewczynie co do jej pr~szłego swietnego losu. Zakładając, iż korzenie jej późniejszej drogi życiowej ~kwiły w bo.haterce od początku, Stanisława Wysocka konsekwentnie pokazuje, Jaka. przemian~ osobowości następuje w Balladynie pod wpływem popełnianych koleino zbrodni. W przedstawieniu kijowskim z l 917 roku w teatrze Studya" wprowadza do roli Balladyny pewien znamienny odcień: oto gdy poprzez zbrodnie wstąpiła na tron, w słowach zapowiadających mądre i dobre rządy miała ogromnie szczęśliwy, miękki i pełen namaszczenia ton. Nim pogłębiła znaczenie tragicz~~j ~emezis, która zbrodnie puszcza bezkarnie w ciągu ich popełniania, ale msc1 się, gdy człowiek doszedłszy zbrodnią do celu, chce odtąd dobrze i mądrze działać". O. Flach, Gazeta Narodowa" 1917, nr 49). Ze~ę~zna forma kreacji Balladyny - i innych postaci tragicznych - wynikała z przyjęte) przez aktorkę koncepcji tragizmu, w myśl której bohater tragiczny nie!est wi~en zbrodni, jakie popełnia, lecz jest napiętnowany przez los i nie może postąpić ~n~czą ~yło to rozu.mienie tragizmu rodem z klasycznej greckiej tragedii. Nadawało to JeJ kreaqom rodzaj pewnej majestatyczności, pewnego koturnu. Tej naczelnej idei podporządkowane były środki wyrazu, jakimi się posługiwała: były to zarówno środki z życia wzięte jak i świadczące o znajomości teatralnej tradycji. Jednym z nich był sposób mówienia przez Stanisławę Wysocką wiersza, którego zapis traktowała jak tabu. Takie Maś~e mówienie wiersza dodawało kreowanej postaci wzniosłości, ukazywało, iż ~eczy, o ~ryc~ mowa są niezwykłe. Współcześni uważali, że podczas jej gry pojawiało się na scerue cos w rodzaju antycznego katharsis. Interpretacja postaci Balladyny przez Stanisławę Wysocką pozostawała w sprzeczności z dotychczasową- a wywodzącą się od Antoniny Hoffmann - tradycją grania tej roli. Była ona również do pewnego stopnia sprzeczna z tekstem Juliusza Słowackiego. Dramat Słowackiego zbliżony jest do typu tragedii szekspirowskiej, zaś ujęcie Wysockiej przetransponowało go w wymiar tragedii starogreckiej. Równą sobie rywalkę znalazła Wysocka dopiero w Wandzie Siemaszkowej. Premiera Balladyny z Wandą Siemaszkową w roli głównej miała miejsce 15 stycznia 1909 roku na scenie Teatru Miejskiego we Lwowie. Już od pierwszej sceny, widzowie mogli odczuć, iż Siemaszkowa ujęła postać Balladyny zupełnie inaczej niż Stanisława Wysocka. Była ona raczej tragiczną ofiarą swych namiętności niż przebiegłą zbrodniarką. Balladyna Wandy Siemaszkowej pośród licznych zbrodni - interpretowanych raczej jako fatalne w skutkach zbiegi okoliczności - ukazywała na scenie twarz człowieka cierpiącego, a przez to budzącego współczucie raczej niż grozę. Aktorka ukazała proces psychologiczny następującej treści: prosta, wiejska dziewczyna, bezbronna wobec miotających nią uczuć zazdrości sprytniejszej i mającej nad nią przewagę siostry, dokonuje zbrodni. Pierwsza zbrodnia pociąga za sobą następne. Balladyna zostaje ~iesiona na tron, nie zatracając swojej chłopskiej natury. W takiej interpretacji szczególnie wyróżniały się następujące sceny: zabójstwo Aliny, obłąkanie w dialogu z Goplaną (akt U, sc. 1), powrót do chaty i sztuczne, pełne niepokoju opowiadanie o rzekomej ucieczce siostry, szał nerwowy w trakcie wypędzania weselnego orszaku. Mimo tak odmiennej od swojej poprzedniczki interpretacji, nie zatraciła Siemaszkowa tragicznej grozy. Krytyka podkreślała mistrzostwo jej gry, \\<Spaniałą deklamację wiersza Słowackiego. W recenzji z premiery 1909 roku Tadeusz Sobolewski dokonał porównania kreacji Siemaszkowej i Wysockiej: Zaraz od pierwszej chwili było widoczne, że Siemaszkowa zgoła inaczej od Wysockiej pojmie rolę Balladyny. Gdy tamta kładła nacisk na wielką linię tragedii i roztaczała wokoło siebie tchnienie jakiejś grozy okropnej, Siemaszkowa podkreśliła mocno wszystkie szczegóły charakterystyczne Balladyny: jej typ ludowy, jej przebiegłość, jej ukryty na dnie duszy zabobon, jej chłopskie sumienie. Balladyna Wysockiej ród swój wiodła z tragedii klasycznej, Balladyna Siemaszkowej była dramatu. Pierwsza była wielką, symbolizowaną w mrokach mistycznych skąpaną zbrodnią, druga była nam nieco bliższą jako człowiek. Tamta ujarzmiała nas potęgą swojej tragiczności, ta dała zajmującą próbę transponowania tragedii w realistyczne studia psychologii ludzkiej". (t Sobolewski, Słowo Polskie" 1909, nr 34). bohaterką ludowego
Zespół techniczny Kierownik techniczny: Pracownia modelatorska: Kostiumy: Pracownia stolarska: Pracownia ślusarska: Bronisław Zamkotowicz Marek Pasionek Tadeusz Konopka Beata Słobodzian Tadeusz Zych~ kier. Czesława Wołoszyńska Jan Dynowski Marian Michalak Koordynator pracy artystycznej: Alicja Podhalańska TOWARZYSTWO, UBEZPIECZEN WZAJEMNYCH Biuro Obsługi Widzów: Lilianna Chrzanowska, Danuta Kubiak Opole, ul. Kośnego l a, tel. 54 37 96, 54 23 36 przyjmuje zamówienia na bilety zbiorowe. Proponujemy dowóz własnym autokarem. Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych - jedyna w Polsce wzajemnościowa firma ubezpieczeniowa: W przygotowaniu: TYGRYS PIETREK MISTER.IUM DROGI ŚW. WOJCIECHA Redakcja programu: Alfred Wolny Opracowanie graficzne: Pavel ttubicka Cena programu: lzł. Skład I druk: Kwant, Opole, ul.dubois 36 nastawiona na ochronę członków, a nie zysk właścicieli; samorządna i samowystarczalna finansowo; będąca wspólną własnością osób ubezpieczających się. BIURO REGIONALNE w OPOLU UL.REYMONTA 12, 45--066 OPOLE TEl./fAX 5~--1 5--29, TEL 54--46--26