232 Polskie piekiełko. Obrazy z życia elit emigracyjnych Wyspa ostatniej nadziei Po klęsce Francji Anglicy znaleźli się w krytycznej sytuacji. Podczas walk na kontynencie stracili kilkuset doświadczonych pilotów, nie doczekali się również interwencji Stanów Zjednoczonych. Politycy z Waszyngtonu zachowali dużą rezerwę. Do kwietnia pisał Winston Churchill byli tak pewni wygranej aliantów, że uważali pomoc za zbędną. Teraz zaś są tak pewni naszej przegranej, iż uznali ją za zbyteczną. Dotąd nie otrzymaliśmy od Stanów Zjednoczonych żadnej wartej wzmianki pomocy. Przybywający na Wyspy Polacy stanowili poważną siłę. Łączną liczbę personelu Polskich Sił Powietrznych szacowano na osiem tysięcy ludzi, podczas gdy następnych na liście Czechów i Słowaków było zaledwie tysiąc dwustu. Brytyjczycy pozostawali jednak nieufni, Polacy mieli za sobą dwie przegrane kampanie, a propaganda niemiecka nie próżnowała. Pojawiały się wprawdzie opinie, że pod niebem Francji nie popisali się również Anglicy, ale głosy rozsądku tonęły w chórze sceptyków. Dla Anglików Polska była abstrakcyjnym pojęciem, a właściwie tylko punktem na mapie wschodniej Europy. Dwadzieścia lat wcześniej ówczesny premier Lloyd George oburzał się, że Polakom zachciewa się Hiszpanii, ponieważ do uszu tego polityka dotarły polskie postulaty włączenia w granice kraju Galicji. Przez następne lata niewiele się zmieniło, wyspiarze słyszeli wprawdzie o Piłsudskim, Paderewskim czy Chopinie, ale nie dowierzali, że w naszych miastach są kina czy tramwaje. Doszło do tego, że pewien stateczny Anglik wtrącił się do rozmowy dwóch pilotów w pociągu: Ale panowie nie rozmawiają po niemiecku, co? Nie odparł jeden z nich mówimy w naszym języku.
Obrazy z życia bohaterów bitwy o Anglię 233 Witold Urbanowicz Aha zdumiał się Anglik. A więc macie własny język!. Polacy natomiast słyszeli tylko o Sherlocku Holmesie i angielskiej mgle. Obie strony czekał bolesny okres wzajemnego poznawania się. Podstawowy problem stanowiła bariera językowa. Przed wojną angielski nie był specjalnie popularny, za język międzynarodowy uważano bowiem francuski. Trudno jednak walczyć bez zrozumienia poleceń i rozkazów z ziemi, Polacy wprawdzie szybko się uczyli, ale pierwsze przyswajane przez nich angielskie
234 Polskie piekiełko. Obrazy z życia elit emigracyjnych słowa nie napawały optymizmem. Zwrot four whiskey, please trudno uznać za przydatny podczas wykonywania zadań bojowych. W aklimatyzacji nie pomagały również miejscowe zwyczaje. Anglicy jeździli lewą stroną drogi, mierzyli odległości w jardach i milach, a wysokość w stopach. W brytyjskich samolotach odwrotnie działały włączniki przyrządów, a nawet uchwyt linki otwierającej spadochron ulokowany był po przeciwnej stronie. Zmuszało to do wyrobienia nowych odruchów, zupełnie innych od zakodowanych w pamięci. Anglicy, nie dowierzając Polakom, realizowali swój cykl szkolenia. Formowane jednostki otrzymały podwójne dowodzenie, polskich dowódców dywizjonów i eskadr dublowali wyspiarze. Trudno jednak się dziwić, biegła znajomość angielskiego była tu konieczna. Bardziej zastanawiający był fakt, że Brytyjczycy sformowali cztery polskie dywizjony (dwa myśliwskie i dwa bombowe), po czym pilotów myśliwskich trzymali z dala od walki. Ale nasi rodacy wzięli sprawę w swoje ręce, porucznik Ludwik Paszkiewicz z dywizjonu 303 odłączył się samowolnie od eskadry wykonującej lot ćwiczebny i strącił hitlerowski bombowiec. Euforia zwycięzcy po lądowaniu była ogromna, a sam bohater, człowiek, którego abstynencja była tak przysłowiowa, że dawał impuls do podawania w wątpliwość jego polskiej narodowości, świętował z innymi. I upił się chyba po raz pierwszy w życiu. Anglicy nie mieli wyboru, następnego dnia dywizjon został skierowany do walki. Jego piloci odnieśli fantastyczne zwycięstwo, sześciu pilotów zestrzeliło sześć samolotów wroga bez strat własnych. Nadeszły wielkie dni jednostki, a niebawem niedoceniani Polacy stali się bohaterami Anglii.
Obrazy z życia bohaterów bitwy o Anglię 235 Idole Wielkiej Brytanii Trudno oprzeć się wrażeniu pisał sekretarz króla Jerzego VI, Aleksander Hardinge że gdyby wszyscy nasi sojusznicy byli Polakami, to do tej pory ta wojna potoczyłaby się całkiem inaczej. Było to po pierwszych sukcesach dywizjonu 303. Polscy myśliwcy zaskoczyli wszystkich, jeden z pilotów RAF-u przyznawał, że są fantastyczni, lepsi od najlepszych z nas. Przewyższają nas pod każdym względem. Zdarzało się, że w siedzibie Churchilla przy Downing Street głównym tematem wieczornej rozmowy byli polscy piloci. Podobno premier zauważył, że każdy Polak wart jest trzech Francuzów, ale dwaj wyżsi brytyjscy oficerowie stwierdzili, że bliższy wydaje im się stosunek jeden do dziesięciu. Dywizjon 303 stacjonował w Northolt; szef bazy, Stanley Vincent, podążył kiedyś swoim myśliwcem za Polakami na akcję. Powątpiewał w prawdziwość relacji pilotów, ale to, co zobaczył, odebrało mu wszelki sceptycyzm. Nasi rodacy nurkowali pionowo z samobójczym impetem na szyk niemieckich bombowców, otwierając ogień w ostatniej chwili. Rozpętało się prawdziwe piekło, niebo zapełniło się płonącymi samolotami, spadochronami i kawałkami rozwalonych maszyn. Wszystko rozgrywało się z oszałamiającą prędkością. Wszelkie próby jego osobistego udziału w walce były skazane na niepowodzenie, zawsze drogę przecinał mu nurkujący Polak. Nic dziwnego, że po wylądowaniu stwierdził: mój Boże, oni naprawdę ich koszą. Polscy piloci myśliwców mieli nie tylko fantazję, procentowały również umiejętności i doświadczenie. Zasiedli za sterami nowoczesnych maszyn, funkcjonował sprawny system dowodzenia, okazało się więc niebawem, że nie mają sobie
236 Polskie piekiełko. Obrazy z życia elit emigracyjnych Witold Łokuciewski równych na Wyspach. W ciągu tygodnia zestrzelili czterdzieści samolotów wroga! Honory polskiemu dywizjonowi oddawali: król, ministrowie i oficerowie RAF-u. Radio BBC z zachwytem relacjonowało sukcesy Polaków, a premier twierdził, że dowódcę dywizjonu lotniczego ceni sobie w tych czasach na równi z ministrem gabinetu. W ciągu kilku dni stali się idolami Zjednoczonego Królestwa. Polacy latający w RAF-ie pisał korespondent»new York Timesa«. Wystarczy, że spotka się paru lotników, a rozmowa schodzi na temat nowych wyczynów któregoś z polskich pilotów. [ ] Mało, że Polaków się docenia, ich niemal się wielbi. Baza w Northolt przeżywała oblężenie, lotnisko okupowały tłumy brytyjskich i amerykańskich dziennikarzy. W gazetach pojawiały się artykuły porównujące polskich pilotów myśliw-
Obrazy z życia bohaterów bitwy o Anglię 237 W środku Jan Zumbach skich do aniołów zemsty czy kawalerii powietrznej, bazę zasypywały listy i prezenty, od papierosów po kieszonkowe uczennic. A roześmiana twarz Jana Zumbacha trafiła nawet na plakaty obligacji wojennych, oczywiście w kabinie samolotu z godłem dywizjonu. Pewna fabryczka whisky opowiadał Witold Łokuciewski ufundowała nam nagrodę za odniesione sukcesy podczas jednej z walk powietrznych. Stanowiło ją trzysta butelek produkowanego przez fabrykę napoju. Cała trudność polegała na tym, że fabryczka znajdowała się w mieście odległym o kilkaset kilometrów. Jedynym rozwiązaniem było wysłanie przez dywizjon delegacji w celu odebrania nagrody. I tak zrobiono, po odbiór whisky poleciało dwóch pilotów. Jeden z nich o twarzy niewinnego dziecka całkowicie stronił
238 Polskie piekiełko. Obrazy z życia elit emigracyjnych od alkoholu, a uczciwość po prostu biła mu z twarzy. Drugi natomiast nie przepuszczał żadnej okazji, a fizjonomię miał najlepszego cwaniaka z warszawskiej Woli. Po kilku godzinach samolot powrócił, ale lądowanie odbyło się z dużymi kłopotami. Maszyna z kilku metrów spadła na podłoże, rozbijając podwozie. Obserwatorzy ze zgrozą przewidywali, że trzysta butelek whisky diabli wzięli. Kompletnie pijanym pilotem okazał się niedawny abstynent. Przed linczem ze strony kolegów ocalił go fakt, że potłukła się zaledwie jedna butelka. Opakowania angielskiej firmy okazały się wyjątkowo trwałe. W czerwcu 1941 roku dywizjon 303 odwiedził Merian Cooper producent słynnego King Konga i Małych kobietek. Ten amerykański gigant filmu w 1920 roku walczył jako ochotnik w polskiej eskadrze imienia Kościuszki przeciwko bolszewikom. A teraz z dumą i wzruszeniem spotkał się ze swoimi następcami. Prawdziwą modą stało się goszczenie Polaków na imprezach towarzyskich. Zacierały się różnice społeczne, nasi piloci stali się ozdobami salonów. Do dobrego tonu należało zapraszanie bohaterów angielskiego nieba, a damy z brytyjskiej society adoptowały kolejne polskie dywizjony. W relacjach prasowych i audycjach radiowych tożsamość lotników ukrywano pod fałszywymi nazwiskami. Obawiano się, że ich rodziny pod sowiecką lub hitlerowską okupacją staną się ofiarami represji, ale ta tajemniczość podsycała jeszcze romantyczną aurę wokół Polaków. Jeden z pilotów dywizjonu 302, kapitan Antoni Wczelik, w walce powietrznej został zestrzelony i ratował się skokiem ze spadochronem. Wylądował w samym środku pola golfowego podczas rozgrywanych zawodów:
Obrazy z życia bohaterów bitwy o Anglię 239 Od lewej: Witold Urbanowicz, Jan Zumbach, Mirosław Ferić i Zdzisław Henneberg W klubie, do którego zaprowadzono mnie niemal triumfalnie, byłem obiektem zainteresowania nie tylko miłych gentelmenów, ale i przebywających tam uroczych pań tu Wczelik uśmiechnął się tajemniczo. Myślałem, że w międzyczasie powiadomiono odpowiednie władze o moim pobycie w klubie i szczęśliwym wylądowaniu. Częstowano mnie, czym było można, musiałem wypić dużo whisky. I tak przez dwa dni nie wiedziałem o świecie Bożym [ ].