Sezon 2012 (01.04.2012-31.03.2013) Tytuł: MotoStachuriada Autor: Danka / Moto-Turysta 153 Data wyprawy: 22 24.06.2012 * GALERIA > Nr relacji: 26 / 2012 / Zlotowe wojaże * D ata nadesłania relacji: 12. 08. 2012 D a t a p u b l i k a c j i : 1 2. 0 9. 2 0 1 2 Relacja objęta rankingiem Moto - Tury s ta Roku 2012. O p u b l i k o w a n y m a t e r i a ł r y w a l i z u j e w r a n k i n g u R e l a c j a R o k u 2 0 1 2 Autor relacji to Moto - Turys ta w randze: ( s t a t u s r a n g i z d n i a p u b l i k a c j i r e l a c j i ) OBIEŻYŚWIAT Radio współtworzy Danka / Moto-Turysta 153 www.liryczneradio.wordpress.com W połowie czerwca jako przedstawicielce Radia Liryka -www.liryczneradio.wordpress.com, pojawia mi się propozycja wyjazdu do Grochowic na Stachuriadę. Z opisu festiwalu dowiaduję się, że w ramach XVIII Stachuriady odbędzie się także I MotoStachuriada. Zapowiada się więc ciekawie. Czekam zatem aż syn wróci ze szkoły. Kiedy Piotrek pojawia się w drzwiach, witam go pytaniem: Jedziemy na MotoStachuriadę do Grochowic? Junior odpowiada mi pytaniem: A gdzie to jest?. Wyjaśniam mu, że na pograniczu województwa dolnośląskiego i wielkopolskiego niedaleko Głogowa. Piotrek nie zastanawia się zbyt długo i już chwilę później szukam dla nas noclegu. Udaje mi się znaleźć z możliwością zaparkowania motocyklami na podwórku. Kontaktuję się z Robertem, znajomym z portalu fotograficznego, że wybieramy się w jego okolice. Wyjazd maluje się nam coraz ciekawiej. Przed wyjazdem Piotrek melduje mi, że coś mu się dzieje z hamulcami. Umawiam się ze znajomym na sprawdzenie juniorowego skutera. Okazuje się, że w zasadzie w motocyklu nie ma klocków, ale nie posiada też takich, żeby je wymienić na nowe. Na pociechę dodaje, że jeszcze da się jechać na nich, ale na pewno nie 1000km. Piotrek stwierdza, że 1000 to nie ale jakieś 700 to na pewno. W czwartek wieczorem po spakowaniu się sprawdzamy jeszcze drogę, którą pojedziemy. Na miejscu mam być na 16-tą, bo jestem na tą godzinę umówiona z panem z zespołu Nieobecni. Decydujemy zatem, że wyjeżdżamy o 8:00 i pojedziemy autostradą, bo tak będzie szybciej. 1 / 6
W nocy mało śpię, bo emocje dają znać o sobie. Wszak to mój pierwszy wyjazd, gdzie to ja będę prowadzić i będę odpowiedzialna nie tylko za siebie ale i za Piotrka. W piątek wstajemy o 6:00, jemy lekkie śniadanie, pakujemy bagaże na motocykl i ruszamy żegnani przez moją mamę, która bardzo przeżywa każdy mój wyjazd. Przed wjazdem na autostradę tankujemy motorki i pytam Piotrka z jaką prędkością mam jechać. Odpowiada, że 90 km/h. Jedziemy zatem autostradą w stronę Wrocławia, staram się utrzymywać stałą prędkość. Nie będę opisywać jazdy, bo jest po prostu nudna i nic się nie dzieje. Czasem zerkam czy Piotrek nie zasypia na swoim skuterze. W końcu na wysokości Legnicy zjeżdżamy z A4 na 3 w kierunku Zielonej Góry. W Lubinie potężny korek, bo naprawiacze drogowi zajęli jeden pas. Patrzę na zegar i stwierdzam, że jest już 14-ta, pojawia się zatem obawa, że nie zdążę dojechać na 16-tą do Grochowic na umówione spotkanie. Jednak kiedy tylko wyjeżdżamy z Lubina jedziemy już bez przeszkód. Kiedy z trójki zjeżdżamy na drogę, która prowadzi do Głogowa, widoki rekompensują nam stracony czas. Uśmiecham się do siebie, bo już wiem gdzie Robert robi piękne zdjęcia krajobrazów. GŁOGOWSKA ULICA ZAMEK KSIĄŻĄT GŁOGOWSKICH W Głogowie, pytamy jak dojechać na ulicę gdzie mamy nocleg. Bez trudu odnajdujemy i melduję panu Maćkowi, z którym mam spotkanie, że jestem w Głogowie i niedługo będę w Grochowicach. Szybkie wypakowywanie bagaży, prysznic i jedziemy na Stachuriadę. 2 / 6
Pana Maćka odnajduję na scenie przy dostrajaniu instrumentów. Rozmawiamy chwilę a potem już zaczyna się konkurs piosenki, w którym to jurorem jest zespół Nieobecni. Siedzę, słucham, robię zdjęcia... jest super. Po przeglądzie konkursowym zaczyna się recital Tomasza Żółtko. Po koncercie udaje mi się zamienić parę słów z panem Tomaszem. I wreszcie wieczorny koncert zespołu Nieobecni. Jest dość chłodno, ale co tam... jest magicznie. ZESPÓŁ NIEOBECNI TOMASZ ŻÓŁTKO Po północy wracamy do Głogowa. Dzień pełen wrażeń powoduje, że zasypiam bez kołysania. W sobotni ranek idziemy z Piotrkiem zwiedzać miasto, bardzo mi się podoba Głogów. Chodzimy tak do 11 tej. Nowy kościół św.mikołaja, dawniej Bożego Ciała 3 / 6
Później wskakujemy na motocykle i jedziemy do Grochowic, bo o 12:00 ma być parada w ramach MotoStachuriady. Zajeżdżamy na polanę i wkrótce zaczyna formować się kolumna. Jest sporo motocykli a prym wiedzie organizator I MotoStachuriady - Sekcja Motocyklowa GOKiS Easy Rider z Kotli. Jedziemy przez okoliczne miejscowości a trasę przejazdu zabezpiecza nam policja. Po przejechaniu około 30 km kolumna wraca na polanę, jednak my z Juniorem odłączamy się i jedziemy do Głogowa. Zostawiamy motocykle i idziemy... jeść. Podczas posiłku omawiamy trasę powrotu do domu. Pytam Piotrka czy chce wracać autostradą czy jakimiś bocznymi drogami. Na to Junior odpowiada: A jakbyśmy tak pojechali przez Czechy? Podoba mi się ten pomysł i proponuję, żebyśmy jechali do Szklarskiej Poręby, poszli zobaczyć Wodospad Kamieńczyka i przez Czechy wracali do domu. Piotrek przystaje na moją propozycję. Kiedy kończymy posiłek dzwoni Robert i pyta czy nie mamy ochoty zwiedzić Bytomia Odrzańskiego. Oczywiście mamy ochotę. W międzyczasie kiedy czekamy na Roberta, idziemy do kościoła zobaczyć o której jest pierwsza msza. Okazuje się, że o 6:30 a więc musimy wcześnie wstać, żeby się spakować i motorkami podjechać już pod kościół. Mamy zatem plan na niedzielę. Przyjeżdża Robert i jedziemy zwiedzać. Bytom Odrzański jawi się nam urokliwymi kamieniczkami i rynkiem, a także starym budownictwem pamiętającym jeszcze czasy międzywojenne. W kościele akurat odbywa się ślub motocyklistów, a my drewnianym deptakiem idziemy nad Odrę. Domy mieszczaoskie z XVIII i XIX wieku. 4 / 6
WEJŚCIE NA KŁADKĘ ZAKOLE ODRY Po powrocie do Głogowa wskakuję na motocykl i jadę na kolejny koncert w ramach Stachuriady Słucham koncertu laureatów, później Babu Król przedstawił w bardzo niekonwencjonalny sposób utwory Edwarda Stachury, natomiast późny wieczór i kawałek nocy należał już do Stanisława Soyki. Rozdanie nagród w konkursie Wyśpiewad poezję W niedziele wstajemy bardzo wcześnie, pakujemy się i motocyklami podjeżdżamy pod SOYKA kościół. Po mszy wyruszamy. Kierunek Jelenia Góra. BABU KRÓL W Lubinie korek nas już nie zatrzymuje, bo nie ma ruchu na drodze i 3-ką poprzez Legnicę, Bolków docieramy do Jeleniej Góry. Zatrzymujemy się na śniadanie i kawę. Po posiłku dalej trójką jedziemy do Szklarskiej Poręby. W Szklarskiej mija nas sporo motocykli, docieramy na parking pod wodospadem. Rozbieramy ciuchy motocyklowe, bo czeka nas wędrówka do wodospadu po kocich łbach. Po zakupieniu biletu dostajemy kaski ochronne i możemy iść już pod wodospad. Wodospad Kamieńczyk to najwyższy (846m n.p.m) wodospad po polskiej stronie Karkonoszy. Składa się z 3 kaskad o łącznej wysokości 27 m. Z Progu spada do malowniczego Wąwozu Kamieńczyka, który ma ok. 100 m 5 / 6
długości, skalne pionowe ściany osiągają od 20-30m wysokości, a szerokość w niektórych miejscach nie przekracza 4m. Podziwiamy i cieszymy się, że tam jesteśmy. Piotrek ma satysfakcję, że daje radę na skuterku a ja jestem dumna z niego. Jest pięknie... ale musimy jechać, bo daleka droga przez nami. Po wyjeździe ze Szklarskiej przekraczamy granicę z Czechami w Jakuszycach i drogą nr 14 jedziemy sobie przez czeskie miasteczka i przez góry. Prowadzę, ale Piotrek wie, że też ma obserwować drogowskazy. Mijamy Trutnov i dalej 14-tką kierujemy się na Nachod. Czeska 14-stka zmienia się na krajową 8-mkę i przejeżdżamy przez Duszniki Zdrój, Polanicę i Kłodzko zmierzając w stronę Złotego Stoku. Aby tradycji stało się zadość zjeżdżamy do baru Darz bór, gdzie zawsze jemy będąc w tamtych stronach. Czekamy na jedzenie i dyskutujemy nad dalszą drogą, czy dalej pojedziemy przez Czechy - bo wjechalibyśmy w Billy Potoku i wyjechali w Głuchołazach przejeżdżając przez fajne winkielki - czy też kierujemy się na A4? Piotrek stwierdza, że już jest dość późna pora, bo już 17-ta a my mamy jeszcze 200km do przejechania. Przyznaję mu rację. Kiedy zatem po posiłku wsiadamy na motocykle to kierujemy się Nysę a potem już na autostradę. Do domu docieramy po 21-szej, po przejechaniu 570km. Jesteśmy zmęczeni ale przeszczęśliwi. W ciągu trzech dni pokonaliśmy dystans 1017km. Bez nawigacji i tylko z jednym zawracaniem w Kłodzku. My z Piotrkiem dokonaliśmy tego i nasze dzielne Hondzie - Sh 125 od Piotrka i moja CBF-ka. Po przyjeździe Piotrek poszedł z różą do taty na grób, bo akurat w sobotę był Dzień Ojca i zadedykował ten nasz wyjazd tacie, stwierdzając, że na pewno byłby z niego dumy. Z pewnością Jyndruś z nas obydwu byłby dumy. Danka & Piotrek / MT 153 6 / 6