RAJD PTASIARZY 12.05.2012 PIKNIK TEAM w składzie: Maciej Buchalik, Dariusz Świtała, Robert Zbroński, Michał Janosz Wilgi śpiewają, jerzyki już na niebie to znak, że wielkimi krokami zbliża się Rajd Ptasiarzy. W tym roku jego data wypadła 12 maja. Ostatni tydzień przed Rajdem poświęciliśmy na kontrole wybranych miejsc, objazdy poszukiwaniu terenów, które warto odwiedzić, rozmowy na temat trasy i pogody. Problem w tym, że ptaki mają skrzydła i mogą odlecieć, ale z drugiej jednak strony mogą też przylecieć albo jak pokaże dalsza część sprawozdania - przelecieć 75% załogi Piknik Team podczas wejścia na Błatnią (fot. Maciej Buchalik) 75 % załogi, ale po wymianie (fot. Michał Janosz)
Zbiórkę zarządziliśmy dzień przed Rajdem, w piątek u kapitana Maćka Buchalika. O godzinie 17.30 wyruszyliśmy w stronę Beskidu Śląskiego. Z Jaworza obok Bielska Białej na szlak wyszliśmy około godziny 19. Naszym celem było schronisko na Błatniej. Na górze żurek i kiełbasa, szybkie rozmowy ostanie ustalenia i położyliśmy się do łóżek. Pobudka nastąpiła o godzinie 3.00. Darek, nasz nomen omen ranny ptaszek wstał pierwszy i zarządził pobudkę. Nie rady, trzeba było wstawać. Za oknem pogoda nieciekawa, wiatr dudni ponad dachem schroniska. To nie napawa optymizmem, biorąc pod uwagę że chcemy nasłuchiwać sów Jednak bez zbędnego ociągania wstaliśmy z łóżek, szybka toaleta i wyruszyliśmy w teren. Wiatr czasami ustaje, to jest dla nas błogosławieństwem, bo w tych przerwach, kilkaset metrów od schroniska, słyszymy puszczyka uralskiego. Po wejściu do lasu bardzo blisko nas odzywała się druga i ostatnia sowa na Rajdzie puszczyk. W lesie zaliczamy kolejne gatunki m.in.: zniczka, mysikrólika i pokrzywnicę. Pogada, a w zasadzie wiatr skutecznie ograniczył liczbę gatunków, które były planowane na etapie górskim. Poza tym pogoda była bardzo przyjemna, pierwsze promienienie słońca powoli rozjaśniały niebo. Jednak na horyzoncie ciągle podświadomie wyczuwaliśmy diametralną zmianę aury. Pobudka i pakowanie (fot. Michał Janosz) Podmuchy wiatru osłabły całkowicie, gdy wróciliśmy pod schronisko, było około godziny 6.00. Tutaj przywitała nas pleszka, śpiewająca na samym szczycie budynku. Stąd musieliśmy zejść do parkingu, po drodze czujnie wypatrując kolejne gatunki: dzięcioł zielononosiwy, muchołówka mała i białoszyja, świergotek drzewny Wichrowe wzgórza na Błatniej (fot. Michał Janosz)
Około godziny 7 wyruszamy z parkingu w dalszą ptasiarską podróż. Grzechem byłoby zaniechanie poszukiwań w rejonie górskim pluszcza i pliszki górskiej. Ten pierwszy nie sprawił nam problemów, pozując przy pobliskiej rzece, z pliszką było trudniej. W jej poszukiwaniach dotarliśmy aż do Szczyrku, ale w końcu udało się odpoczywała na dachu budynku tuż przy rzece. Dzięcioł zielonosiwy (fot. Maciej Buchalik) Pluszcz (fot. Maciej Buchalik) Zadowoleni z efektów poszukiwań ruszyliśmy w drogę. Kolejnym przystankiem były żwirownie w miejscowości Kaniów nieopodal Czechowic Dziedzic. Tutaj dodaliśmy kolejne gatunki do naszej rajdowej listy, w tym m.in: dziwonia, turkawka, rycyk, łęczak, batalion, brzegówka, płaskonos, perkozek. W między czasie na niebo powoli zaciągały złowieszcze, ciemne chmury, który oznaczały jednoznacznie deszcz. Rycyk (fot. Maciej Buchalik) Niestety, prognoza pogody sprawdziła się. W okolicach godziny 10.30 rozpadało się na dobre. Na kolejny nasz rajdowy przystanek, na stawach w Landku, wychodziliśmy w deszczu. Jednak tutaj czekała na nas miła niespodzianka, na spuszczony stawie, spokojnie odpoczywała sobie kazarka rdzawa. Chociaż deszcze skutecznie utrudniał nam obserwacje, my nie poddawaliśmy się i po odwiedzeniu stawów Mnich, wyruszyliśmy w stronę Zbiornika Goczałkowice. Tutaj pogoda pozwala nam na obserwację tylko w najbliższym zasięgu. Do listy dopisaliśmy m.in. rybitwę czarną.
Kazarka na stawach w Landku (fot. Maciej Buchalik) Utrudnione obserwacje w deszczu na stawach w Landku (fot. Maciej Buchalik) Po tych obserwacja czekał nas największy terenowy przeskok podczas rajdu. Zmierzaliśmy przez Jastrzębie Zdrój nad rzekę Odrę w okolicach miejscowości Roszków. Naszym głównym celem nad rzeką był szczudłak, który jeszcze kilka dni temu żerował na płyciznach przy brzegu. Deszcz padał coraz mocniej. Grząski teren uniemożliwił nam w pewnym momencie dotarcie na miejsce samochodem. W strugach deszczu, na piechotę zmierzaliśmy w stronę miejsca gdzie powinien być ptak. Nasze wypatrywania na mokrych, grząskich brzegach rzeki okazały się bezskuteczne. Na Odrze wypatrzyliśmy przynajmniej lęgową tutaj nurogęś. Przemoczeni i brudni wróciliśmy do samochodu, nasze morale mocno podupadły. W takich minorowych nastrojach wyruszyliśmy na podbój zbiornika pobliskiej żwirowni. Kiedy dotarliśmy nad zbiornik deszcz wreszcie ustał. Tuż po wyjściu z samochodu, nasze zespołowe sokole Roberto oko wykrzyczało: czapla modronosa! Wszystkie lornetki poszły w górę. Nad naszymi głowami powoli, spokojnie przelatywała czapla modronosa! Nasze serca w momencie przyspieszyły. Wszyscy dokładnie zaobserwowaliśmy ptaka, ale taki gatunek trzeba sfotografować! Nasz kapitan Maciek, wymierzył działo i zrobił kilka ujęć śmieszki Czapla schowała się za krzakiem, na szczęści pokazała się ponownie i zatoczyła kółko w powietrzu. Tym razem została ustrzelona. Mamy czaplę modornosą!
W jednej chwili nasze liczniki zmęczenia zostały wyzerowane! Potem poszliśmy za ciosem na tym samym zbiorniku doliczamy atrakcyjne gatunki: mewa czarnogłowa i mała, ostrygojad oraz gęsiówka egipska. Nasze morale wystrzeliły jak rakieta w górę! Szlagier Rajdu - czapla modronosa na Roszkowie! (fot. Maciej Buchalik) Po tych emocjach wyruszyliśmy na szybką kontrolę kompleksu stawów Wielikąt w miejscowości Lubomia. Tutaj z ciekawszych gatunków dopisaliśmy do listy bączka, który niespodziewanie wyleciał z trzcin, a nad horyzontem spokojnie i dostojnie przeleciał żuraw. Z Wielikąta ruszyliśmy w stronę Rezerwatu Łężczok pod Raciborzem. Po drodze odwiedzamy stanowiska kilku ortolanów, odwiedzamy stawy w miejscowości o nazwie Dziemierz w dolinie rzeki Suminki, tutaj na spuszczonych stawie odpoczywał kobuz, a przy wodzie doliczamy żerujące kwokacze. Na drutach nad polami śpiewały charakterystycznie potrzeszcze. Wreszcie dotarliśmy do Rezerwatu, w międzyczasie pogoda uległą poprawie, deszcz wypadał się do końca, a zza chmur nieśmiało przebijało się wieczorne słońce. Tutaj najciekawszy dla nas gatunek to bocian czarny, którego próżno wypatrywaliśmy wcześniej. W okolicach Łężczoka wręcz desperacko, poszukiwaliśmy srokosza i białorzytki niestety bez efektu. Robert "Sokole Oko" Zbroński na Łężczoku (fot. Michał Janosz) Przy zachodzącym słońcu skierowaliśmy się na północ. W lasach nieopodal Kuźni Raciborskiej, które w 1992 doświadczyły potężnego ognia postanowiliśmy poszukać lelka
i słonki. Zadanie udało się zrealizować w połowie z oddali usłyszeliśmy znamienny głos lelka. W pierwotnych planach, chcieliśmy dotrzeć nad zbiornik w Świerklańcu, jednak późna godzina zmusiła nas do zweryfikowania założeń i postanowiliśmy zamienić zbiornik w Świerklańcu na Jezioro Farskie w okolicach Zabrza. Na próżno nasłuchiwaliśmy kropiatki nie odezwała się. Ostatnim gatunkiem, który został przez nas stwierdzony na rajdzie był derkacz, trawach porastających tereny przyległe do jeziora. O godzinie 23.00 postanowiliśmy zakończyć rajdowe poszukiwania i udać się w kierunku domów. Na liczniku samochodu mieliśmy 356 km. Na liczniku gatunków: 136. Biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne, zgodnie uznaliśmy to za wynik satysfakcjonujący.