Bez przymusu Czy myśliwy musi stawić się ze swoim arsenałem na przegląd broni, organizowany przez koło? Nie! W przeciwieństwie do corocznego szkolenia i treningu nie ma żadnego przepisu, który by go do tego zobowiązywał, ani też żadnej prawnej delegacji, która taki przepis pozwoliłaby komukolwiek stworzyć. Oznacza to, że ewentualna uchwała walnego zgromadzenia, nakładająca obowiązek przedstawienia broni do przeglądu, musi być uchylona przez zarząd okręgowy. Wiąże się to także z prawem do zachowania w tajemnicy przed bliźnimi informacji o stanie majątkowym. Myśliwy nie musi ujawniać przed kolegami, jaką broń posiada. Tej wiedzy nie może oczekiwać nawet właściwy zarząd okręgowy, który zgodnie z art. 27. ust. 5. ustawy o broni i amunicji w corocznych wykazach członków, uprawiających łowiectwo, przekazuje policji jedynie dane osobowe myśliwych, ale bez informacji o posiadanej przez nich broni. Tą informacją dysponuje jedynie organ rejestrujący broń, nikt inny. Formalnie sytuacja jest trudna : Myśliwy z mocy prawa jest zobowiązany do używania wyłącznie broni sprawnej technicznie, ale Prawodawca nie stworzył możliwości badania, jak łowca wywiązuje się z tego ciężaru. Nie dał też wiarygodnego mechanizmu do tego, by sankcjonować przypadki łamania tego obowiązku. Z drugiej jednak strony trzeba ocenić to pozytywnie. Prawodawca zaufał bowiem posiadaczowi broni. Zawierzył w jego zdrowy rozsądek. Uznał, że nie musi ujmować w ramy prawa tego, co jest oczywiste, motywowane wręcz instynktem samozachowawczym. Ten gest zaufania należy docenić. Na przeciwległym biegunie leży bowiem wizja corocznych kontrolnych wizyt w rusznikarni, na wzór np. rejestracyjnych przeglądów samochodowych. Jednakże ten stan prawny nie wszędzie budzi respekt. Są koła łowieckie, które dostarczenie broni na przegląd traktują jak obowiązek myśliwego. Kwestionowanie tego nielegalnego przymusu sankcjonują niedopuszczeniem do polowania. W świetle powyższego to oczywiste bezprawie, wymagające interwencji zarządu okręgowego. Żadną miarą nie uwalnia to myśliwego od prawnego obowiązku posługiwania się wyłącznie bronią sprawną technicznie. Niekompletne rozporządzenie
Wiosenna wizyta koła łowieckiego na strzelnicy to także okazja do tego, by przystrzelać broń. Każdy, kto ma choćby minimalne pojęcie o broni, balistyce, teorii strzału, wie, że fundamentalnym warunkiem skutecznego i etycznego polowania jest to, by broń biła celnie. Obowiązek posługiwania się wyłącznie bronią odpowiednio przystrzelaną jest tak oczywisty, że przez dziesięciolecia nie trzeba go było określać w formie prawa spisanego. Po raz pierwszy nadano mu wymiar nie tylko moralny, ale i formalny, w chwili, gdy minister właściwy do spraw środowiska przejął na siebie przywilej redagowania regulaminu polowań. W rozporządzeniu z dn. 4. kwietnia 1997 r. w sprawie szczegółowych zasad i warunków wykonywania polowania oraz obowiązku znakowania minister podał definicję przystrzelania broni. Głosi ona, że poprzez przystrzelanie broni rozumie się wyregulowanie przyrządów celowniczych, a następnie sprawdzenie na strzelnicy celności oddawanych strzałów. Minister wprowadził też prawny obowiązek przystrzelania broni, poprzez zapis, który głosi,,myśliwy zobowiązany jest do ( ) przystrzeliwania broni o najmniej raz do roku. W ciągu minionych kilkunastu lat tzw. Regulamin Polowania był modyfikowany i zmieniany, ale obydwa zapisy, dotyczące przystrzelania broni, pozostały w formie pierwotnej. Są one w sensie merytorycznym i redakcyjnym niefortunne i właśnie przystrzelanie broni rodzi najwięcej problemów natury formalnej. Przyjrzyjmy się definicji. Jeśli czytać ją dosłownie, można dojść do wniosku, że chodzi tu o to, by myśliwy w zaciszu domowym dowolnie gmerał przy lunecie, na następnie pojechał na strzelnicę i badał celność oddawanych strzałów. Owa celność jest przy tym niezdefiniowana. Można uznać, że celny strzał to taki, przy którym pocisk nie wyleci ponad wałem strzelnicy. To, oczywiście, granica absurdu, ale dojdziemy do niej, literalnie stosując zapis rozporządzenia. Czym zatem jest przystrzelanie? Po prawdzie jest to takie wyregulowanie przyrządów celowniczych, by na określonym dystansie średni punkt trafień, przy dopuszczonej prawem tolerancji, pokrywał się z punktem celowania. Ów określony dystans to najczęściej optymalna odległość przystrzelania, oznaczana powszechnie skrótem GEE. Trajektoria lotu pocisku, wystrzelonego z broni, przystrzelanej na odległość GEE,,w punkt, daje na dystansie
do 200. metrów - a dalej strzelać nie wolno - najkorzystniejszy kompromis między przewyższeniem toru pocisku nad linią celowania w pierwszym, najdłuższym, etapie lotu pocisku, a obniżeniem tego toru na etapie końcowym. W zależności od kalibru broni i rodzaju pocisku odległość GEE wynosi od 150 do 200 metrów By ułatwić przystrzelanie broni na strzelnicy krótszej, niż dystans GEE, producenci amunicji w tabelach balistycznych podają przewyższenie toru na np. 100 metrach. Dla większości kalibrów wynosi ono ok. 3-5 cm. Oznacza to, że jeśli pocisk na dystansie 100 m uderzy 4 cm nad punktem celowania, to na dystansie GEE trafi w punkt. Jeśli tą drogą uzupełniliśmy nie podany w rozporządzeniu dystans, na który przystrzeliwać należy broń, to zapełnienie kolejnej luki w Regulaminie Polowań jest o niebo trudniejsze. Chodzi o dającą się zaakceptować tolerancję rozrzutu pocisków, oraz dopuszczalną różnicę między średnim punktem trafień (środkiem trafień), a punktem celowania. Tych wartości rozporządzenie nie podaje. W tym momencie ustalenie, czego naprawdę oczekuje minister od strzelca, nie jest możliwe. Ratunek z Zarządu Głównego Zarząd Główny PZŁ dostrzegł, że sytuacja jest patowa. Polski Związek Łowiecki nie mógł jednak wdrożyć zasad przystrzelania broni, ani tym bardziej obowiązkowych kryteriów, pozwalających uznać broń za przystrzelaną, lub nie przystrzelaną. Minister, wprowadzając ogólny obowiązek przystrzelania, nie widząc takiej potrzeby, nie upoważnił nikogo do rozszerzenia, lub choćby doprecyzowania zapisów rozporządzenia. Zarząd Główny opracował jednak niezbędne kryteria, zastrzegając jednak, iż nie są one obowiązkowe, a mają jedynie charakter zalecenia. ZG PZŁ zawarł je w komunikacie nr 6/2001 z dn. 5. kwietnia 2001 r. w sprawie zasad i warunków przystrzeliwania broni do celów łowieckich. Dokument głosi, że za przystrzelanie broni odpowiedzialny jest jej właściciel, który powinien tej czynności dokonać osobiście, ale w obecności instruktora strzelectwa myśliwskiego. Przystrzelanie można jednak powierzyć instruktorowi, lub zakładowi rusznikarskiemu. We wszystkich trzech przypadkach instruktor, lub rusznikarz, wydaje myśliwemu zaświadczenie o
przystrzelaniu konkretnej sztuki broni. Gdy idzie o techniczną stronę strzały oddawane są z pozycji siedzącej, zza klasycznego stołu do przystrzeliwania. Odległość do tarczy 100 m dla luf gwintowanych, 35 m dla tzw. breneki. Po strzałach próbnych i po wyregulowaniu na ich podstawie przyrządów celowniczych, oddawane są kolejne trzy strzały, stanowiące o ocenie końcowej. I tu kolejna ważna sprawa komunikat podaje nie obowiązkowe, ale zalecane, kryteria uznania broni za przystrzelaną. Jednostka zdała egzamin, jeżeli wszystkie przestrzeliny kulą mieszczą się w okręgu o średnicy co najwyżej 12. cm zarówno dla luf gwintowanych, jak i gładkich, a średni punkt trafienia z każdej lufy gwintowanej znajduje się nie dalej, niż 4 cm od oczekiwanego punktu trafienia. Dla strzału breneką odległość ta wzrasta do 6. cm. Lufa gładkościenna nie podlega przystrzelaniu, jeśli myśliwy zamierza strzelać z niej wyłącznie śrutem. Kryteria te nie są wzięte z księżyca. Zarząd Główny słusznie skorzystał tu z wymagań, zawartych w Polskiej Normie Branżowej Broni Myśliwskiej (PN-V-86003). Normę tę ustanowił 12 lat temu Polski Komitet Normalizacyjny. Stosowanie norm branżowych nie jest powszechnym obowiązkiem, ale zapożyczenie jej kryteriów jest w tym wypadku rozstrzygnięciem doskonałym. Limity, sugerowane w komunikacie ZG PZŁ, wbrew pozorom nie są wyśrubowane. Według normy branżowej skupienie w okręgu 12. cm na dystansie 100 m to zaledwie poziom dostateczny, najniższy, i to w dodatku postulowany dla broni gwintowanej, wyposażonej jedynie w muszkę i szczerbinkę! Nawet najtańsza broń spełni te kryteria, pod warunkiem, że osadzona na niej najlichsza choćby luneta jest wystarczająco odporna mechanicznie. Z tym jednak zastrzeżeniem, że cały zestaw broń, montaż, celownik - jest w dobrym stanie technicznym. Kłopot prawny Komunikat ZG PZŁ, jeśli jest stosowany w kołach, naprawdę skutecznie uzupełnia oczywistą lukę w Regulaminie Polowań, dotyczącą technicznej strony przystrzelenia broni. Niestety, nie rozstrzyga, bo nie może, wszystkich spornych spraw. Bez odpowiedzi jest ciągle pytanie, o uprawniony sposób badania, czy myśliwy wypełnił obowiązek corocznego przystrzelania broni, zawarty w
rozporządzeniu ministra, a jeśli tego nie zrobił, kto i jakie sankcje może na łowcę nałożyć? Regulamin Polowań na ten temat milczy. Ministerstwo Środowiska, zapytane w tej sprawie, szczerze odpowiada, że,, przepis, nakładając obowiązek, nie precyzuje, kto może, czy powinien, dokonać przystrzelania, w jaki sposób ten fakt jest odnotowywany, oraz jakie konsekwencje pociąga za sobą nieprzystrzelanie broni, lub brak możliwości udokumentowania przystrzelania. PZŁ ma tu związane ręce. O ile można było opracować zalecenia, dotyczące technicznych aspektów, i sugerować trzymanie się tego drogowskazu, to wprowadzenie obowiązkowych, formalnych sankcji możliwe już nie jest, bo nie ma do tego podstawy prawnej. Żaden organ Zrzeszenia, czy koła, nie jest upoważniony do rozszerzania przepisu, którego autorem zgodnie z ustawą może być wyłącznie Minister Środowiska. Koła łowieckie, działając w absolutnej dobrej wierze, próbują ten stan zmieniać. Walne zgromadzenia, realizując statutowy przywilej określania zasad wydawania zezwoleń na polowania indywidualne, uzależniają wypisanie,,odstrzału od tego, czy myśliwy okaże zaświadczenie o przystrzelaniu broni, wystawione przez instruktora strzelectwa myśliwskiego, bądź przez rusznikarza. Zarządy okręgowe uchwał takich nie uchylają. Ocena tego zjawiska nie jest jednobrzmiąca. Część komentatorów twierdzi, że koło nie łamie prawa, bo dąży do wyegzekwowania od myśliwego, by spełnił ciążący na nim obowiązek przystrzelania broni. Poza tym walne zgromadzenie może w nieskrępowany sposób ustalać zasady wydawania zezwoleń. Niestety, intencja jest zbożna, ale działanie jawi się jako nielegalne. Walne zgromadzenie wkracza tu bowiem w kompetencje, przypisane przez ustawę ministrowi środowiska. Tylko on może ustalać zasady wykonywania polowania. Zaś obowiązek przystrzelania broni jest jedną z tych zasad. Minister, choć powinien i mógł sprawę doprecyzować, nie uczynił tego, a koło, działając w najlepszej nawet intencji, nie może zawłaszczać uprawnień ministra. Ukrywanie tego pod płaszczykiem statutowego prawa do tworzenia zasad wydawania odstrzałów to ścieżka mało przekonująca. To nie jedyny grzech, popełniany przez koła. Z kraju nadchodzą sygnały działań ewidentnie niezgodnych z prawem. Najgroźniejszy przykład dało jedno z kół w centralnej Polsce. Decyzją zarządu koła
myśliwi muszą stawić się określonego dnia na strzelnicy. Dokonują przystrzelania pod nadzorem instruktora, który nie jest członkiem koła, choć działa w nim kilku własnych instruktorów. Ów instruktor za asystę, doradztwo i wystawienie zaświadczenia pobiera do ręki od myśliwego opłatę w wysokości 10. złotych za każdą jednostkę broni. Zarząd koła honoruje zaświadczenia, wystawione wyłącznie przez tego instruktora. To oczywisty skandal i bezprawie. Wkroczyć tu powinien zarząd okręgowy, rzecznik dyscyplinarny i urząd kontroli skarbowej. Formalny aspekt przystrzelania broni budzi coraz większe emocje. Kto ma rozum, ten nie kontestuje tej powinności. Tym bardziej, że regulacja lunety tylko raz w roku to oczywiste minimum. Chodzi natomiast o uprawnioną kontrolę wykonania tego obowiązku, oraz o legalny system sankcji za jego niedopełnienie. Siłami Zrzeszenia nic więcej nie da się zrobić. Ruch należy do ministra środowiska. Jednakowoż nic nie zmienia faktu, że polować można tylko z przystrzelaną bronią. To nasz obowiązek prawny i moralny. Marek Ledwosiński