2. TWÓRCZA MIŁOŚĆ I WIERNOŚĆ DO KOŃCA Przedmiotem wczorajszej pierwszej katechezy przedmałżeńskiej był sam fakt przysięgi. Mamy się przygotować do sakramentu małżeństwa, to znaczy konkretnie biorąc mamy się przygotować do złożenia przysięgi. Dzisiaj postaramy się wniknąć w treść tej przysięgi, to znaczy zrozumieć, przynajmniej w części to, co przyrzeka każda z osób zawierających małżeństwo drugiej osobie, tej, z którą się małżeństwem łączy. Wróćmy zatem do tych słów formuły małżeńskiej: Ślubuję ci miłość, wiarę i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. A więc: ślubuję ci, czyli przyrzekam - uroczyście przyrzekam. Przyrzekam w znaczeniu religijnym, bo ślubować znaczy właśnie tak przyrzekać. Przyrzekać w znaczeniu świeckim to jeszcze nie [to samo, co] ślubować. Ślubować to znaczy przyrzekać w znaczeniu religijnym i z powołaniem się na Pana Boga. Wiemy już z wczorajszego rozważania, że to ślubowanie jest równocześnie przysięgą, wezwaniem Boga na świadka. A zatem ślubuję ci miłość. To jest pierwszy przedmiot przyrzeczenia małżeńskiego. Kiedy te słowa są wypowiedziane przez nowożeńców, na stopniach ołtarza, wówczas znajdują oni w sobie zwykle to bogate pokrycie uczuciowe przemawiające na rzecz tego, co przyrzekają, co ślubują. Ślubuję ci miłość - kiedy tak mówią, zwykle też bardzo żywo odczuwają miłość. Ale może właśnie dlatego, że wtedy tę miłość odczuwają, właśnie dlatego nie dosyć się wmyślają w istotne znaczenie tego, co ślubują. I dlatego spróbujemy przeprowadzić dzisiaj analizę tego istotnego znaczenia miłości. Ażeby zrozumieć to, co każdy z nowożeńców przyrzeka w chwili małżeństwa. Zaufanie owocem wiernej miłości Ślubując miłość, musimy od razu sięgnąć do drugiego słowa i drugiego elementu tej przysięgi, przyrzeczenia małżeńskiego. A więc ślubuję ci miłość, wiarę. O jakiej wierze tutaj jest mowa? Wiemy, że wiara ta oznacza pewną postawę religijną [wobec] Pana Boga. Przyjęcie za prawdę tego, co Bóg powiada. Otóż w tym miejscu przyrzeczenia małżeńskiego nie mamy na myśli wiary w tym znaczeniu. Chodzi tu o co innego. Chodzi tutaj o wierność. A więc ślubuję ci wiarę to znaczy mniej więcej tyle co: ślubuję ci wierność. Miłość i wierność. Dwie rzeczy, dwie treści, dwie postawy, dwie formy zaangażowania, które się w sobie wzajemnie mieszczą, z których druga jest konsekwencją pierwszej. Konsekwencją i potwierdzeniem, a inaczej biorąc jest przygotowaniem do pierwszej, dojściem do niej. Bo co to znaczy wierność - ślubuję ci wierność, wiarę? Mieć wiarę w człowieka to znaczy mieć zaufanie do człowieka, to znaczy stawiać na człowieka. Kiedy więc w momencie ślubu każda z tych osób, nowożeńców ślubuje wiarę, czyli wierność, to znaczy: Daję rękojmię, że możesz na mnie stawiać w życiu. Daję gwarancję zaufania do mnie. Ślubuję ci wiarę. Oczywiście takie
przyrzeczenie jest w tym momencie niezwykle istotne, nieodzowne. Możesz na mnie stawiać. To jest przyrzeczenie nawet bardzo ambitne. Małżeństwo jest w ogóle rzeczą ambitną. I to przyrzeczenie jest ambitne. Ale człowiek ma prawo być w ten sposób ambitny, nie tylko prawo, ale obowiązek. W takim momencie człowiek musi być ambitny, to znaczy musi być dojrzały do tego, aby na niego można było stawiać. Tak wygląda ta sprawa od strony osoby ślubującej. Chcę być tym, na którego ty w życiu postawisz, tym człowiekiem. Chcę być tą, na którą ty w życiu postawisz. Od strony tego drugiego, tego mianowicie, który przyjmuje to przyrzeczenie, od strony jej, jeżeli wziąć pod uwagę przyrzeczenie jego, czy też od strony jego, jeżeli wziąć pod uwagę przyrzeczenie jej. To jest to zaufanie czynne. Tam [jest] podstawa zaufania, gwarancja, a z drugiej strony zaufanie czynne: ufam człowiekowi, stawiam na niego - to musi być punkt dojścia. Moi drodzy, to musi być punkt dojścia długiego procesu. To nie może być rzecz przypadkowa, to nie może być z wczoraj na dzisiaj, ani nawet z tamtego miesiąca na ten. To musi być punkt dojścia długiego procesu. To się musi budować na rzetelnym poznaniu tamtego człowieka. Na rzetelnym poznaniu jego wartości i - powiem także - jego słabości. Bo inaczej nie można mieć tego zaufania. Można bardzo szanować tego człowieka, ale mieć zaufanie do niego, stawiać na niego - to dużo więcej. Stawiać na niego w ten sposób, że się z nim całe życie wiąże, to dużo więcej. A więc to koniecznie musi być punkt dojścia długiego procesu, procesu poznania. Poznania wzajemnego każdej z tych osób, która tak mówi i która przyjmuje takie słowo: bo jedna mówi, a druga przyjmuje to słowo, potem znowu druga mówi, a pierwsza przyjmuje to słowo. Otóż każda z tych osób, które tak mówią i które przyjmują takie słowo, musi być pewna tego, co mówi, i tego, co przyjmuje. A więc jeżeli wie o wadach i o słabościach tego, który tak mówi, czy jeżeli też ten, kto mówi, wie o swoich wadach i swoich słabościach, to musi mieć równocześnie to przekonanie, że pomimo tego potrafimy być zawsze razem. Pomimo tego ślubuję ci miłość i wiarę. Wiarę to znaczy wierność. Wierność, że będę z tobą, że będziemy razem, że będę dla ciebie oparciem, będę dla ciebie pomocą, będę ci najbliższym człowiekiem. Widzimy, że jakaś przynajmniej analiza tego drugiego słowa zawartego w przyrzeczeniu małżeńskim, tej wiary, bardzo nam już wiele mówi właśnie o pierwszym słowie tego przyrzeczenia, o miłości. Z tym drugim słowem łączy się przeciwstawnie, przez kontrast, łączy się pojęcie zdrady. Być wiernym to jest pozytyw. Przeciwieństwem tego pozytywu [jest] zdradzić: to znaczy być niewiernym. I dobrze znamy to pojęcie w związku z małżeństwem. Mówi się nieraz i słyszy się nieraz o zdradzie małżeńskiej. Zdrada małżeńska to jest właśnie złamanie wierności. To jest podcięcie tego pionu, na którym się opiera przyrzeczenie małżeńskie. Stawiaj na mnie, ja jestem tym człowiekiem, tym mężczyzną, tą kobietą, na którą masz w życiu postawić. Dobrze jest, jeżeli się analizuje przyrzeczenie małżeńskie, także i o tym przeciwieństwie pomyśleć. Może w tej chwili, kiedy młodzi ludzie są pewni swojego uczucia, nawet im przez głowę nie przechodzi możliwość zdrady. Ale człowiek jest istotą słabą i musi się od tej możliwości zabezpieczyć gruntowniej,
głębiej aniżeli tylko przez samo uczucie, przez sam czynnik czy moment emocjonalny. I właśnie do takiego głębszego zabezpieczenia prowadzi gruntowne zrozumienie treści tego przyrzeczenia małżeńskiego. Nierozerwalność małżeństwa Z tym drugim słowem przyrzeczenia, z tą wiernością, którą przyrzekamy u stopni ołtarza, łączy się także ściśle ostatni element przyrzeczenia: to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. To jest nic innego jak tylko wyrażenie wierności w jej pełnych konsekwencjach. To, że cię nie opuszczę aż do śmierci, znaczy: dotrzymamy wierności dozgonnej. Inaczej jeszcze: będziemy razem aż do tego momentu, kiedy śmierć jednego z nas nie rozdzieli. Będziemy razem. [Tu jest] mowa o nierozerwalności sakramentalnego związku małżeńskiego. Małżeństwo chrześcijańskie, tak jak je Chrystus Pan ustanowił, jest małżeństwem monogamicznym. Jednożeństwo, związek jednego mężczyzny i jednej kobiety, jest małżeństwem nierozerwalnym. To znaczy nie przyjmuje rozwodów. Nie ma możliwości rozwodu. Skoro związek małżeński został raz zawarty, i to ważnie zawarty, tak że z żadnej strony nie sposób podważyć jego ważności, wówczas związek ten nie może być rozwiązany. I dlatego też, zwróćcie na to uwagę, kiedy kapłan odbierze przysięgę małżeńską od obojga nowożeńców, wówczas powtarza te słowa z Księgi Rodzaju, te słowa z Ewangelii zarazem: Kogo Bóg złączył, niech nikt się nie waży rozłączać (por. Rdz 1,27; 2,24; Mt 19,6). A więc małżeństwo jest nierozerwalne. Wprawdzie instytucja małżeństwa w różnych epokach doznawała różnych wypaczeń i dewiacji w postaci małżeństwa poligamicznego, wielożeństwa, w postaci dopuszczalności rozwodu, ale nikt nie będzie twierdził, że ten stan rzeczy świadczy o doskonałości życia małżeńskiego, i nikt nie będzie twierdził, że ten stan rzeczy świadczy o wysokiej kulturze etycznej danej epoki czy danego społeczeństwa. Zawsze małżeństwo monogamiczne i nierozerwalne jest dowodem wysokiej kultury moralnej danej epoki, danego społeczeństwa czy też danej pary ludzkiej. Dlaczego? Przemawiają za tym racje bardzo różnorodne. Ale dwa są względy, które tu trzeba wysunąć na czoło. Pierwszą racją jest wzgląd na potomstwo. Małżeństwo jest przecież początkiem rodziny. Małżonkowie dają życie nowym ludziom. I dzieci, które z nich się rodzą, mają głębokie ludzkie prawo do tego, ażeby potem mieć rodziców. A mogą mieć rodziców tylko pod tym warunkiem, że małżonkowie, jako ojciec i matka, trwale żyją z sobą razem. Jeżeli się rozwodzą, zawierają inne związki, zwłaszcza w tej konfiguracji, wówczas dzieci zostają pozbawione tego prawa. Zostają pozbawione wielkiego podstawowego, ludzkiego prawa, prawa dziecka. To jest olbrzymia krzywda. Druga racja przemawiająca za nierozerwalnością małżeństwa, za odrzuceniem rozwodu, to jest wzgląd na samą ludzką miłość. Jeżeli miłość - to, co łączy mężczyznę i kobietę - ma być godna swojego imienia, jeżeli to ma być rzeczywista miłość, a nie tylko prawna lokata namiętności, w takim razie musi ona być nierozerwalna. Czujemy doskonale, że rozerwalność miłości to jest jakaś sprzeczność. Między
rozerwalnością a miłością jest jakaś sprzeczność. Jeżeli rozerwalność, to w takim razie miłość nie jest pełnowartościowa. To w takim razie jest to jakaś krócej lub dłużej trwająca przygoda, ale takiej przygody miłością nie można nazywać. A zatem ta druga racja: wzgląd na ludzką miłość, na prawdziwość miłości, na jej autentyczność - używając dziś ulubionego wyrażenia - ta druga racja przemawia za nierozerwalnością małżeństwa. Oczywiście, że można by i tę pierwszą, a zwłaszcza tę drugą rację jeszcze bardzo głęboko analizować, bardzo głęboko, zwłaszcza od strony psychologicznej. Przecież życie małżeńskie niesie z sobą jakąś szczególną spójnię, jakąś szczególną intymność współżycia, i to potem zrywać, to potem niszczyć, to potem przekreślać - to jest równocześnie jakieś podeptanie osobowości, jakieś podeptanie człowieczeństwa. I tutaj, chociażby się znalazł najbardziej utalentowany dziennikarz, publicysta czy pisarz, nie potrafi nagości tego faktu przesłonić. Oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci - to jest ostatnia konsekwencja wierności i to jest, jak widzieliśmy, też ostatnia konsekwencja miłości. W pojęciu miłości, miłości pełnej, pełnowartościowej, mieści się i wierność, i nierozerwalność. I to trzeba mieć dobrze przed oczyma, dobrze w świadomości, woli, kiedy się składa takie wiążące, wielkie, zaprzysięgane przed majestatem Boga przyrzeczenie: ślubuję ci miłość, wiarę i uczciwość małżeńską - o czym będzie mowa jutro - oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Wzajemność i wspólne dobro małżonków Moi drodzy, zwykle młodzi ludzie, gdy się znajdą na stopniach ołtarza, wówczas z jakąś łatwością i nawet lekkością wypowiadają te wielkie słowa, brzemienne naprawdę w życiową treść. Dlatego, że mają na te słowa pokrycie doraźne, zwykle mają na ich pokrycie uczucie. I na tym budują. Tymczasem ten budulec to jest tylko tworzywo, ale to jeszcze nie jest gotowy budynek, gotowa twórczość - miłość zaś jest twórczością. Straszne jest to, że niewinność, która towarzyszy wzniosłym słowom przysięgi małżeńskiej, może później przejść w nienawiść. Ale pozostawmy na boku tę skrajną możliwość. Jest inny nieprzyjaciel miłości, który może bardzo wiele popsuć, bardzo wiele zniszczyć w całym dziele życia ludzkiego. Ten drugi wróg, wróg ukryty, zakonspirowany, drzemiący w każdym z nas bez wyjątku nazywa się egoizm. To jest taki przeciwnik miłości. Do czego prowadzi egoizm? Prowadzi do tego, że ja szukam tylko mojego dobra, siebie szukam. Tymczasem w małżeństwie musimy oboje szukać wspólnego dobra. Małżeństwo to nie jest tylko moje ja i twoje ja - moje dobro i twoje dobro - jak dwa bieguny przeciwstawne. Małżeństwo to jest: my i nasze dobro. Musi być bardzo wielka spójnia pomiędzy twoim ja i moim ja. Kiedy mam wypowiedzieć te słowa: ślubuję ci miłość to musi być bardzo wielka, dojrzała spójnia, to już my. Nie tylko moje ja i twoje ja, lecz pragnienie dobra wspólnego, pragnienie jakiejś rozbudowy, rozbudowy życia, poprzez to wspólne dobro, nasze dobro. Na tym tle potem bardzo się dobrze tłumaczy rola dziecka. O tym będzie jeszcze mowa później - tym wyrazem wspólnoty, tym naszym dobrem staje się zwłaszcza ono. Ażeby mogło
być rzeczywiste pragnienie wspólnego dobra, musi być wzajemność. Co to znaczy wzajemność? Wzajemność to znaczy, że ja chcę twojego dobra tak, jakby chodziło o moje własne, i z drugiej strony ty chcesz mojego dobra tak, jakby chodziło o twoje własne. Wierność i przyjaźń - wzajemna przyjaźń - to wszystko musi mieć miejsce, ażeby można było powiedzieć: ślubuję ci miłość. I moi drodzy, to musi być plan, długofalowy plan. Nie wystarczy chwilowy nastrój, to, że teraz czuję nawet zaangażowanie, a przede wszystkim ponosi mnie namiętność. To musi być plan długofalowej twórczości. I dlatego też dobrą jest rzeczą później w ciągu życia patrzeć na tę miłość, na jej rozwój, bo uczucie wprawdzie faluje i nawet czasem wygasa samo z siebie, ale cnotę można wciąż tworzyć. A miłość jest cnotą. I dlatego też, jakże bardzo sobie cenię takie na przykład zdanie, które słyszę od młodego człowieka po kilku latach małżeństwa: miłość wciąż narasta. Co to znaczy? Narasta namiętność? Narasta uczucie? Nie, to znaczy: narasta spójnia. Narasta wzajemność, narasta zrozumienie, narasta pragnienie wspólnego dobra i współtworzenie tego dobra. Na zakończenie tej dzisiejszej katechezy chcę wam odczytać i pozostawić jeden tekst Pisma Świętego, do którego wracajcie niejednokrotnie, co jakiś czas, i myślcie nad nim, i sprawdzajcie w jego świetle rozwój waszej miłości w małżeństwie. Jest to tekst Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian z rozdziału 13. Apostoł pisze tak: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, miłość nie zazdrości, nie działa obłudnie, nie nadyma się, nie łaknie czci, nie szuka swego, nie wpada w gniew, nie pamięta urazy, nie cieszy się z niesprawiedliwości, ale współweseli się z prawdy. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję. Wszystko wytrzyma. Miłość nigdy nie ustanie. Miłość nigdy nie ustanie.