Skandynawia - naturalne piękno Erasmus 2011/2012 (semestr zimowy) Ålborg University
Jak to się stało? Decyzja o wyjeździe na Erasmusa była spontaniczna. Pewnego dnia po prostu się obudziłam i pomyślałam: tak, chcę wyjechać. Potem wszystko poszło sprawnie (przy pomocy BMWS, wydziałowego opiekuna potencjalnych Erasmusów oraz uczelni przyjmującej). Wybór uniwersytetu nie był trudny, wiedziałam, że chcę jechać na północ Europy. Z racji tego, że pula uczelni współpracujących z wydziałem Chemicznym nie jest zbyt szeroka, padło na Danię - Aalborg University. Im bliżej było do wyjazdu, tym bardziej odczuwałam, rosnącą we krwi, adrenalinę. Miasto Aalborg jest czwartym, co do wielkości, miastem w Danii, a ponieważ jest to mały kraj to mieścinka przypomina rozmiarami Konstantynów Łódzki. Jest ona najbardziej wysuniętym na północ punktem Półwyspu Jutlandzkiego, połączonym ze stałym lądem. Mimo tego, że znalazłam się na północy, to pogoda była raczej przyjazna. Często silnie wiało, czasami padał deszcz, ale temperatura była łaskawa, jak na semestr zimowy, rzadko spadała poniżej 0⁰C. Typowa, łagodniejsza, morska wersja klimatu. W miasteczku łatwo zauważyć charakterystyczną, skandynawską architekturę, często trzeba maszerować wąskimi, wybrukowanymi uliczkami, ścieżki rowerowe można znaleźć niemal wszędzie, rowerami jeździ się tu 365 dni w roku. Warto zaopatrzyć się w ten dwukołowy środek lokomocji, bo niestety komunikacja miejska do najtańszych nie należy, jak zresztą całe życie w Danii.
Uczelnia i studia Praktycznie cały Uniwersytet znajdował się w jednym miejscu (kampusie głównym), pojedyncze wydziały były umiejscowione w innych częściach miasta (w tym mój). Kampus główny znajduje się kilka kilometrów od centrum (około 8-9km, dlatego warto mieć rower). Moim ulubionym miejscem na uczelni (jako, że jestem chemikiem), było laboratorium - świetnie wyposażone, z dostępem do wszelkich urządzeń, odczynników i reagentów. Prawdziwie wysokie standardy. Zajęcia i praca trwały zazwyczaj od 8.15 do 16.00. Oprócz wykładów, ćwiczeń i pracy laboratoryjnej, odwiedziliśmy także kilka lokalnych firm, jak: Cembrit, Rockwool i Siemens; poznając ich metody pracy (od chemicznej strony). Na uczelni mogliśmy drukować za darmo (bardzo dużo stron), biblioteka (czynna 24h na dobę) oferowała nam mnóstwo odbitek ksero, dostęp do komputerów, skanerów itd. Te udogodnienia były jakąś formą rekompensaty za bardzo wysoką cenę podręczników. Jeszcze przed rozpoczęciem zajęć odbyło się spotkanie integracyjne, gdzie poznaliśmy naszych opiekunów z programu Buddy - studentów, którzy w ramach wolontariatu zgłosili się do opieki nad świeżynkami, udzielając im cennych rad dotyczących uczelni i szeroko pojętego życia w Danii. Erasmusowe wsparcie finansowe wystarczyło właściwie tylko na opłacenie akademika, w którym udało mi się znaleźć miejsce dzięki International Accommodation Office, już na klika miesięcy przed rozpoczęciem semestru dostałam mailową ofertę znalezienia lokum na czas studiów. Warto było szybko odpowiedzieć, bo międzynarodowych studentów jest tam mnóstwo. Swoją chęć poszukiwania pokoju za pośrednictwem biura, potwierdzało się wpłatą depozytu. Ludzie Ogromną zaletą jest to, że niemalże każdy mówi tam po angielsku, nieważne czy pytasz o drogę dzieciaka, czy starszą panią. Duńczycy są pomocni, nie pozostawią cię obojętnie, kiedy potrzebujesz ich wsparcia, ale nie są zbyt wylewni, raczej odrobinę zdystansowani do obcokrajowców zalewających falami ich malutki kraj. Te wszystkie czynniki spowodowały, że większość czasu spędzałam ze studentami, którzy tak jak ja, pochodzili z innych krajów. A reprezentantów wszystkich europejskich (i nie tylko) państw było co niemiara.
Rozrywka Poza weekendowymi imprezami w studenckim gronie (przez cały semestr pamiętam chyba tylko dwa weekendy spędzone w akademickim pokoju, zamiast na mieście), organizowane były wycieczki do Kopenhagi, muzeów, Legolandu i miast, które cieszą się bogatą historią. W każdą sobotnią noc ulice centrum tętniły życiem, pełne i zatłoczone przez studentów i innych młodych ludzi. Imprezy (również te niezapomniane, tematyczne), trwały od późnego wieczoru do białego rana.
Podróże Korzystając z okazji, że do Danii pojechałam własnym autem udało mi się zwiedzić także inne skandynawskie państwa jak Szwecja i Norwegia. Skandynawia jest piękna, chce się tam wracać, by znowu poczuć w płucach to świeże i czyste powietrze norweskich lasów.
Ciekawostki Wybierając się do Danii własnym środkiem transportu warto wiedzieć, że po przekroczeniu niemieckiej granicy zatankowanie auta LPG staje się niemożliwe, ponieważ Duńczycy nie używają gazu jako paliwa, niestety. Ponadto, jadąc własnym samochodem, należy zgłosić fakt ten do tamtejszego urzędu skarbowego (będąc już na miejscu ma się na zrobienie tego około 3 tygodnie), bo bez otrzymania ich pozwolenia możemy dostać wysoki mandat i utracić auto. Sklepiki zwykle są nieczynne w niedziele, jedynie te większe, samoobsługowe markety, mają drzwi otwarte, ale kończą pracę około 15.00-17.00. W Danii piwo sprzedawane jest w puszkach 25cL, można je kupić również na stołówce akademickiej i spożyć w czasie przerwy na lunch, która rozpoczyna się o 12.00 i trwa 20-45minut. Czas spędzony tam jest bezcenny. Zmienił mnie, pozwolił zyskać wiele nowych umiejętności, międzynarodowych znajomości i otworzył na oścież dziesiątki międzynarodowych furtek.