PIENINY - strzeżcie się. Przybywamy! Trzecioklasiści ruszyli na swoją ostatnią :( dłuższą wycieczkę w gimnazjum... Za miesiąc trzeba będzie się rozstać przynajmniej z częścią koleżanek i kolegów, z którymi spędziliśmy 3 lata w murach g6. Ale ten miesiąc trzeba wykorzystać na maxa ;) DZIEŃ 1 W środę, 27 maja, ruszyliśmy. 45 osób z klas 3a, 3b i 3d. Pięcioro opiekunów. Kierunek -> Pieniny. Rzeszów pożegnał nas przenikliwym chłodem i siąpiącym z nieba deszczem. Po drodze wydawało się, że nasz pierwszy dzień wycieczki będzie średnio udany, ale... przestało padać! Co w takim razie zaplanowali dla nas opiekunowie i przewodniczka na dziś? Objazdówkę. Zamek w Czorsztynie, zapora, zamek w Niedzicy. Chmury i lekki chłód w zwiedzaniu nam nie przeszkadzają... A że zostało trochę czasu, pani przewodnik zaproponowała przejażdżkę po okolicy i przekroczenie granicy ze Słowacją na Dunajcu. Podjechaliśmy naszą bryką do miejscowości Sromowce i przeszliśmy przez wiszącą kładkę pieszo-rowerową. Już za granicą udaliśmy się na zwiedzanie Czerwonego Klasztoru. Potem powrót do Polski, jeszcze krótka wizyta w starym (XV wiek), gotyckim, drewnianym, wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO
kościółku p.w. Michała Archanioła w Dębnie, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć unikatową polichromię pochodzącą z ok. 1500 roku, najstarszą w Europie, w całości zachowaną, wykonaną na drewnie. Później pojechaliśmy do Szczawnicy, do pensjonatu LALA, który miał być naszym domem do piątku. DZIEŃ 2 Na czwartek mieliśmy zaplanowane trochę chodzenia. Wszak to się zazwyczaj w górach robi ;) Najpierw coś dla średniozaawansowanych piechurów - wąwóz Homole. Łatwizna. Ale widoki cudne, a przewodnik nie przynudzał nadmiernie, starał się ciekawostkami przybliżyć nam region, w którym bawiliśmy. Po spacerze w wąwozie - przejażdżka kolejką na Palenicę. Fajnie było tak sunąć na wysokościach, tylko trzeba było pilnować rzeczy, żeby nam nie spadły te
kilkadziesiąt metrów w dół. Wydawało się, że wjedziemy, pooglądamy widoczki i zejdziemy na dół. Owszem, zeszliśmy. Ale najpierw trzeba było wejść jeszcze wyżej, odsapnąć chwilę. Wejść na jakiś nieduży szczyt i zacząć mozolną drogę na dół. W dodatku zacząć ją od zejścia po sporej stromiźnie. Większość z nas wybrała metodę schodzenia przodem do skałek trzymając się ich kurczowo wszystkim kończynami. Potem lasem na dół (też było trochę stromo), a na końcu przez Słowację, po błotnistych ścieżkach. A padał tam deszcz przez ostatnie kilka dni. Można sobie wyobrazić, ile błota było, jak wyglądały nasze buty, a i tylnie części ciała niektórych... Gdy wracaliśmy do pensjonatu, z nieba zaczął lać się żar. Zapowiadał się pogodny piątek. DZIEŃ 3 Dziś główną atrakcją miał być spływ przełomem Dunajca. Na szczęście po czwartku, gdy spływu nie było, bo ze zbiornika czorsztyńskiego spuszczano hektolitry wody, w piątek, po sprawdzeniu trasy okazało się, że jest bezpiecznie i spływy można wznowić :) Po drodze
na start spływu z okien autokaru wiedzieliśmy ośnieżone szczyty Tatr... Ehhh, co za rozkosz tak płynąć. A panowie flisacy na każdej z "naszych" łodzi opowiadali ciekawe historie i mniej lub bardziej śmieszne dowcipy. A jako że granica jest na Dunajcu, znowu chwilami płynęliśmy po słowackiej stronie. Krajobrazy były przecudne, pełna gama soczystej zielni dookoła. Z ciekawszych okazów fauny na wysepce siedziały sobie: bocian czarny,
czapla siwa i mewa. Zaś kaczorki z gatunku krzyżówek podpływały pod łodzie żebrząc o coś do zjedzenia. Ostatnim punktem wycieczki była wizyta w miejscowości Stróże. Tam w gospodarstwie Sądecki Bartnik czekały już na nas pierogi z kozim serem i przepyszna źródlana woda z ichniejszym miodem, cytryną i miętą. Oraz sklep z ogromnym wyborem miodów wszelkich, wyrobami cukierniczymi z miodu, jak też świecami z wosku pszczelego. A na dodatek kilka oswojonych sympatycznych zwierzaków do pogłaskania :) Najedzeni ruszyliśmy z drogę powrotną. Szkoda tylko, że kolejnej wycieczki w tym składzie już nie będzie... ;(