WOJCIECH KILAR Lwów w czasach II Rzeczpospolitej przeżywał swój czwarty rozkwit (po epoce Jagiellonów, złotym wieku na przełomie renesansu i baroku, po latach galicyjskiej autonomii). Był ośrodkiem nauki i kultury o najwyższej randze, dał Polsce plejadę wybitnych specjalistów, pisarzy, artystów, wojskowych, publicystów, prawników, lekarzy. Tutaj 17 lipca 1932 roku w domu przy ul. Leona Sapiehy urodził się Wojciech Kilar. Ojciec Jan Franciszek Kilar był cenionym lekarzem ginekologiem. W młodości uczył się muzyki m.in. u znanego kompozytora i pedagoga muzycznego, ks. Antoniego Chlonda. Matka Neonilla Kilar-Krzywiecka (z domu Batik) była aktorką, wychowanką Wandy Siemaszkowej. Debiutowała na scenie Teatru Lwowskiego. Z jej pierwszych występów mały Wojtek zapamiętał Chatę za wsią Józefa Ignacego Kraszewskiego. Rozpoczynającą się karierę matki przerwał wybuch II wojny światowej. Głównymi tematami rozmów w domu Kilarów były teatr, życie artystyczne, sztuka. Mały Wojtek, przysłuchiwał się do nocy tym rozmowom i choć niewiele jeszcze z nich rozumiał, uwielbiał je. Po latach wspomina: Z domu wyniosłem przekonanie, że sztuka jest czymś w życiu ważnym, a nawet najważniejszym. Zainteresowanie muzyką pojawiło się dopiero w wieku młodzieńczym. Kompozytor pamięta jednak swoją pierwszą fascynację muzyczną i pierwszą melodię, jaką zanucił w życiu. Był to popularny utwór Na perskim rynku Alberta Ketèlbeya grywany na fortepianie przez sąsiada z kamienicy. Utwór ten wydawał mi się czymś tak niesłychanie wzniosłym, patetycznym i potężnym, jak teraz IX Symfonia Beethovena wspomina Kilar. Matka wysłała go więc na lekcje fortepianu do szkoły panien Reiss, spokrewnionych z rodziną słynnego polskiego muzykologa Józefa Reissa. Wojtek nie uczył się muzyki zbyt chętnie, nie potrafił od razu opanować tajników zapisu nutowego i od nauki muzyki wolał dziecinne zabawy. Jego beztroskie dzieciństwo zakłócił wybuch II wojny światowej i lata okupacji najpierw sowieckiej, potem niemieckiej. Najistotniejszym wydarzeniem, który kompozytor zapamiętał był fakt, że jego ojciec został powołany do wojska i zniknął z domu na kilka miesięcy. Po zaciętych walkach i wkroczeniu Armii Czerwonej do Lwowa, Jan Franciszek wrócił do domu. Rozpoczęło się wówczas trudne codzienne życie pod okupacją sowiecką rabunki, usuwanie z mieszkań, aresztowania, wywózki, kilometrowe kolejki m.in. po artykuły spożywcze. Dzieci nieregularnie uczęszczały do szkoły, a poza tym uczyły się nawet w 100- osobowych klasach. 1
Lęk przed kolejną bitwą Rosjan i Niemców o Lwów był na tyle silny, że wczesnym latem 1944 r. Jan Kilar wysłał żonę i syna do znajomych w Krośnie. Sam pozostał we Lwowie. Matka z synem trafili w samo centrum walk o Przełęcz Dukielską i cudem uniknęli śmierci. Z tego okresu Wojciech Kilar wspomina takie wydarzenie: Pewnego dnia wyszliśmy z mamą na spacer. Jednak nie czuła się ona najlepiej i postanowiliśmy zawrócić. Za chwilę, na trasę naszego planowanego spaceru spadły pociski. Wydarzenie to spowodowało silną wiarę w Boską Opatrzność, która odtąd nigdy nie uległa zachwianiu. Gdy działa umilkły matka W. Kilara podjęła kolejną próbę zapisania syna na lekcje fortepianu w Krośnie. Pani od fortepianu bezskutecznie przekazywała mu wartość muzyki Bacha i Beethovena. Nie potrafiła wykształcić w Wojciechu zdolności rozumienia muzyki tych kompozytorów i zachęcić do nużącego ćwiczenia. Jesienią 1944 r. W. Kilar wraz z matką wyjechali do Rzeszowa. W tym czasie Jan Kilar wydostał się ze Lwowa i wrócił do Polski. Zamieszkał w Zabrzu. Niestety małżeństwo państwa Kilarów rozpadło się. Wojtek często odwiedzał ojca i jednocześnie poznawał Śląsk. Matka zaś, związała się z Antonim Graziadio, który przybył do Rzeszowa i objął stanowisko wicedyrektora teatru. Pod jego wpływem Wojtek zaczął interesować się pisaniem muzyki. W Rzeszowie w październiku 1944 roku powstała szkoła muzyczna, która wkrótce została nazwana Instytutem im. F. Chopina. Wojciech Kilar został uczniem tej szkoły. Wśród jego szkolnych kolegów byli między innymi: Adam Harasiewicz pianista, późniejszy laureat I nagrody Konkursu Chopinowskiego oraz Janusz Ekiert przyszły krytyk muzyczny. W Rzeszowie W. Kilar przebywał niewiele ponad 2 lata. Pobierał tu lekcje fortepianu u Kazimierza Mirskiego, którego po latach wspomina jako człowieka Zachodu, serdecznego i przystępnego pedagoga. Pod jego kierunkiem szybko opanował coraz trudniejszy repertuar. Profesor Mirski dostrzegł także zainteresowanie W. Kilara kompozycją. W 1947 roku W. Kilar wziął udział w Konkursie Młodych Talentów, zorganizowanym przez Wojewódzki Wydział Kultury i Sztuki oraz Teatr Ziemi Rzeszowskiej. Spośród 20 kandydatów I nagrodę otrzymał wówczas Adam Harasiewicz, II zaś Wojciech Kilar, który wykonał pierwszą część Sonaty Waldsteinowskiej L.v. Beethovena oraz jeden ze swoich utworów: Dwie miniatury dziecięce. W Rzeszowie W. Kilar poznał również Stanisława Wisłockiego słynnego kompozytora, dyrygenta i pianistę. To spotkanie wspomina jako uścisk dłoni sławnego dyrygenta, który w przyszłości niejednokrotnie wykonywał jego utwory na estradach świata. W latach 1947-48 nowym miejscem edukacji muzycznej stał się Kraków. Czternastoletni Wojtek zamieszkał u państwa Marii i Adama Reigerów. (Pani Maria Bilińska- Reiger była koncertującą pianistką, zaś jej mąż Adam Reiger dyrektorem Państwowej Szkoły Muzycznej). Naukę na fortepianie Wojciech kontynuował właśnie pod kierunkiem pani Marii, jednocześnie uczęszczał do Liceum Nowodworskiego i rozpoczął systematyczną naukę kompozycji. 2
Jednakże miasto Kraków i jego życie artystyczne tak pasjonowały Kilara, że zaniedbał naukę i ledwie uzyskał promocję do następnej klasy. Komisja nauczycieli w składzie: Stanisław Wiechowicz, Artur Malawski, Maria Dziewulska orzekła, że W. Kilar powinien kontynuować edukację muzyczną, a przede wszystkim rzetelną naukę rzemiosła. Wojciech podjął więc lekcje prywatne u Artura Malawskiego i postanowił iść drogą kompozycji. W studiu krakowskiego radia na Szlaku W. Kilar wystąpił w audycji muzycznej o nazwie Polskie dzieci grają i śpiewają dla bratnich dzieci słowiańskich. Podczas audycji wykonał swoje miniatury dziecięce. Wtedy po raz pierwszy nazwisko kompozytora pojawiło się w prasie ogólnopolskiej w programie radiowym tygodnika Radio i świat. Raz napisano Wojciech Kilar, a w innym miejscu Wacek Kilarz. Roczny pobyt w Krakowie był dla W. Kilara dość intensywny. W tym okresie dojrzała decyzja o zawodzie muzyka-kompozytora. W związku z tym postanowił przenieść się do Katowic. Miasto to stało się ostateczną przystanią rodzinną. Razem z nim do Katowic przeprowadziła się też jego matka. Ojciec zaś, wyjechał do Warszawy, gdzie zmarł w 1951 r. W Katowicach Kilar został przyjęty do Państwowego Liceum Muzycznego, w którym przez dwa lata kształcił się w klasie fortepianu u Władysławy Markiewiczówny. Swoją nauczycielkę wspomina jako osobę swobodną i dowcipną. Pod kierunkiem p. Markiewiczówny rozwinął swój talent pianistyczny i jako pianista odniósł szereg sukcesów. Wystąpił między innymi w publicznym recitalu z utworami Chopina, Griega, Bartóka, Szostakowicza oraz z własnymi Preludiami, brał udział w Konkursie Bachowskim w Poznaniu, wyjechał również do Budapesztu na Festiwal Młodzieży Demokratycznej. Zadowolona ze swojego ucznia Władysława Markiewiczówna poleciła go wybitnemu pedagogowi muzycznemu, pianiście i kompozytorowi Bolesławowi Woytowiczowi. W 1950 r. W. Kilar został przyjęty do Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach (dzisiejsza Akademia Muzyczna) na dwa kierunki: fortepian i kompozycję. Zamieszkał u profesora B. Woytowicza. Obecnie tak wspomina tamte czasy: To była edukacja kompletna. Odbywaliśmy rozmowy na najrozmaitsze tematy, w tym pierwsze w moim życiu, głębokie rozmowy na tematy filozoficzne. To było także moje pierwsze zetknięcie się z wielkim światem, wybitnym artystą, który całe lata spędził w Paryżu, a więc po prostu olśnienie. B. Woytowicz ulokował w Kilarze swoje ambicje i doprowadził go do kandydowania do polskiej ekipy Konkursu Chopinowskiego, jednak talent kompozytorski okazał się silniejszy. Nauka kompozycji wspomina kompozytor - nie polegała na rutynowych lekcjach. Miałem dostęp do profesora o każdej porze dnia, do późnego wieczora. Mogłem w każdej chwili prosić o pomoc w razie trudności, pytać o szczegóły. Przypominam sobie, jak przy komponowaniu Sonatiny na flet i fortepian nie mogłem sobie poradzić z trzecią częścią. Brakowało mi pomysłu. Powiedziałem to profesorowi. Przyszedł po jakimś czasie i mówi: masz tu początek. Było to kilkadziesiąt taktów kompozycji, które 3
w przyszłości stały się III częścią jego własnej Sonaty na flet i fortepian. Ja oczywiście wziąłem na ambit i skomponowałem własną muzykę. W latach studenckich Wojciech zaprzyjaźnił się z Witoldem Szalonkiem, który pod wpływem W. Kilara przedstawił swoje pierwsze kompozycje Bolesławowi Woytowiczowi i podjął studia kompozytorskie. Z czasów studenckich Kilar wspomina też innego kolegę - Zdzisława Szostaka który zdeprymowany odmową przyjęcia do Polskiego Związku Kompozytorów Polskich poświęcił się dyrygenturze, ale też zdobył uznanie jako twórca muzyki filmowej. W roku 1954 W. Kilar poznał miłość swego życia, przyszłą żonę - Barbarę. W 2009 roku, w drugą rocznicę jej śmierci w wywiadzie dla tygodnika Niedziela kompozytor opowiedział, jak doszło do ich spotkania: Moją żonę Barbarę Pomianowską poznałem w gmachu obecnej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wtedy na parterze mieściło się Liceum Muzyczne, a na piętrze Akademia. Basia miała wówczas 18 lat i była w klasie maturalnej, a ja byłem już na roku dyplomowym Akademii Muzycznej, miałem 22 lata. Pewnego dnia szedłem korytarzem na parterze, nagle na zakręcie schodów mignęła mi sylwetka Basi i natychmiast zniknęła. Coś mnie w tej sylwetce zafascynowało i można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. To prawdziwe zrządzenie Bożej Opatrzności porównuję do pioruna, jak w Ojcu Chrzestnym... Tak sobie czasem myślę, że była to sprawa kilku sekund lub minut, bo gdybym wtedy tam nie przechodził, to może Basia nigdy by mi nie wpadła w oko. Bardzo jestem Bogu wdzięczny za ten szczególny moment, mający wpływ na całe moje późniejsze życie, które mogłoby potoczyć się w zupełnie innym kierunku, gdybym poznał osobę o innej wizji życia. Nasze narzeczeństwo trwało bardzo długo, bo 12 lat, ale w tym też był palec Boży. Pobraliśmy się w kwietniu 1966 r. w katowickiej parafii katedralnej. Pierwsze lata samodzielnej działalności kompozytorskiej Kilara zbiegły się w czasie z dramatycznymi wydarzeniami w kraju tzw. przełomem Polskiego Października 1956 roku. Historyczny wiec mieszkańców Warszawy na placu Defilad pod Pałacem Kultury i Nauki miał miejsce w dniu, w którym w Filharmonii Narodowej odbywał się finałowy koncert Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej (dwa lata później nazwany Warszawska Jesień ). Na festiwalu tym wśród dzieł kompozytorów takich jak: Schönberg, Berg, Webern czy Messiaen zaprezentowane zostało również dzieło W. Kilara Mała uwertura. Na łamach czasopisma Ruch Muzyczny krytyk Stefan Kisielewski powitał debiut kompozytora następującymi słowami: wśród młodych kompozytorów wyróżnił się zręczną i pełną temperamentu Uwerturą Wojciech Kilar. Wkrótce do Polski zaczęły napływać awangardowe prądy muzyki europejskiej, takie jak technika dodekafoniczna, serializm, muzyka elektroniczna, aleatoryzm, happening muzyczny, teatr instrumentalny, muzyka graficzna. 4
Stolicą awangardy muzycznej stał się Darmstadt, w którym odbywały się Wakacyjne Kursy Nowej Muzyki. W. Kilar udał się na owe kursy latem 1957 roku, tuż po skomponowaniu Ody Bela Bartok in memoriam. Po latach kompozytor wspomina czas muzycznych wakacji następująco: W Darmstad nie zdobyłem właściwie żadnych doświadczeń. To był okres fikcji, określania najprostszych rzeczy uczonymi słowami. W latach 1959-60 W. Kilar otrzymał stypendium rządu francuskiego i wyjechał do Paryża by kształcić się u Nadii Boulanger - znanej wtedy francuskiej kompozytorki i pedagog. Pobyt w Paryżu był również okazją do zwiedzenia tego miasta i najsłynniejszych jego zabytków. W Paryżu Kilar działał jako pianista i kompozytor. Za utwór Oda Bela Bartók In memoriam otrzymał nagrodę im. Lili Boulanger w Bostonie. W latach 70 XX w. po ukończeniu Krzesanego W. Kilar wyjechał do Zakopanego, aby tam wybrać się na prawdziwą wycieczkę tatrzańską, gdyż dotychczas góry widział jedynie z dołu lub ze ścieżek dolin tatrzańskich. Pierwszym celem jego górskich wędrówek był Kościelec, potem Czerwone Wierchy, Morskie Oko, dolina Pięciu Stawów i Przełęcz pod Chłopkiem. W sumie spędził cztery dni w samym sercu Tatr. Wkrótce stał się zaawansowanym turystą. Właśnie te wspaniałe wakacje zainspirowały kolejne utwory tatrzańskie : Kościelec i Siwą mgłę. Kontakt z górami i przyrodą skłonił go do głębokich przemyśleń religijnych. Kilar wypowiada się tak: W zasadzie nie potrafię rozdzielić tych dwóch sfer, stapiają się one dla mnie w jedność. Moja miłość do gór wiąże się może z dość podstawowym faktem, że góry wznoszą się wysoko, i że fizycznie człowiek czuje się bliżej absolutu, bliżej Boga. Góry w swoich kształtach kojarzą mi się niejednokrotnie z kościołem - na przykład Mięguszowiecki Szczyt to jakby trójwieżowa katedra. W roku 1976 zbiegły się dwie ważne, ale różne rocznice: setna rocznica urodzin Mieczysława Karłowicza - kompozytora i taternika, którego tragiczna śmierć dała inspirację do powstania nowego dzieła, oraz 75-lecie Filharmonii Narodowej w Warszawie - jednego z głównych ośrodków muzycznych w Polsce. Właśnie na tę okoliczność powstało nowe dzieło Kościelec 1909, które W. Kilar napisał na zamówienie Witolda Rowickiego i jemu to dzieło zadedykował. Nad partyturą kompozytor pracował od lipca do września 1976 r. przebywając w Katowicach i na wakacjach w Zakopanem i w Tenczynku. Jesienią 1980 roku W. Kilar nawiązał kontakt z pierwszym swoim monografistą Leszkiem Polonym ówczesnym prezesem Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Jednak w grudniu 1981 r. po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego rozmowy z Polonym zostały przerwane. Dopiero w 1984 r. L. Polony odnowił kontakty korespondencyjne z Wojciechem i zaprosił go do udziału w wywiadach, które odbyły się w ramach wrześniowych Dni Muzyki Karola Szymanowskiego w Zakopanem. Na spotkanie z Polonym Kilar przyjechał ze świeżo ukończonym Angelus do tekstu modlitwy Zdrowaś Mario. Utwór był wotum ofiarowanym klasztorowi na Jasnej Górze, powstał 5
niemalże w całości podczas kilkumiesięcznego pobytu Kilara ze swą małżonką Barbarą w Częstochowie. Kompozytor uznaje go za swój pierwszy utwór religijny. Jesienią 1984 roku odbyło się prawykonanie Angelusa, o którym to kompozytor napisał w liście do L. Polonego: Jestem już po prawykonaniu Angelusa w ubiegły piątek. Bardzo pięknie to Delfina Ambroziak zaśpiewała, krakowski chór radiowy dał wymarzoną ekspresję, Wit dyrygował świetnie WOSPR- em, nie mam więc na kogo czegokolwiek zwalić, za wszystko sam odpowiadam. W 1986 roku Ministerstwo Kultury i Sztuki udzieliło pozwolenia na wydanie płyty z utworami Kilara. Kompozytor podał propozycję swoich dwóch utworów o treści religijnej: Exodus i Angelus. W tym też roku powstała Orawa na orkiestrę kameralną. Później, po dziesięciu latach kompozytor uznał Orawę za swój najlepszy utwór w sensie warsztatowym, taki, w którym nie zmieniłby ani jednej nuty. Z końcem lat 90 kompozytor został postawiony wobec wyzwania, o którym w głębi ducha marzył od dawna. Stulecie Filharmonii Narodowej i przełom tysiącleci miały być powodem zrealizowania dawnych pomysłów. Kazimierz Kord-dyrygent Filharmonii Narodowej w Warszawie, a także kolega Wojciecha ze studiów zwrócił się do niego z propozycją skomponowania utworu odpowiedniego na te okazje. Sam Kilar w rozmowie z o. R. Łukaszukiem w 2003 roku mówił tak: To było jakieś dwa lata przed planowanym jubileuszem. Pomyślałem, że będzie to może uwertura albo jakiś koncert instrumentalny. I wtedy on (K. Kord) powiedział: A może byś napisał mszę? Pamiętam do dziś ten moment. Zaniemówiłem. Zaproponował coś, o czym marzyłem przez całe życie. Ja nie mam o sobie zbyt wysokiego wyobrażenia, zawsze się trochę boję, czy podołam. Pomyślałem jednak, że skoro człowiek z takim doświadczeniem jak Kord, który doskonale zna moją twórczość, bo razem studiowaliśmy, a potem on wielokrotnie dyrygował orkiestrą wykonującą moje utwory, uważa, że podołam, to może podołam? Taki początek miała msza Missa pro pace ( Msza dla pokoju) W roku 2012 z okazji okrągłej - 80 rocznicy urodzin Wojciecha w wielu miastach Polski odbywały się koncerty poświęcone osobie Kilara. O wielkości kompozytora świadczył też fakt wielu posiadanych na swym koncie nagród. Jego twórczość docenioną przez wiele środowisk nagradzano wielokrotnie w kraju i za granicą. Nadano mu tytuł doktora honoris causa dwóch polskich uczelni: Uniwersytetu Opolskiego i Uniwersytetu Śląskiego. Odznaczono go Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski w uznaniu wybitnych zasług dla kultury narodowej i za osiągnięcia w pracy twórczej. W roku 2012 został oznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Orderem Orła Białego za zasługi dla kultury polskiej. Otrzymał też nagrody Ministra Kultury i Ministra Spraw Zagranicznych. Za całokształt swej twórczości, jesienią 2012 roku otrzymał Nagrodę Honorową polskiego środowiska muzycznego Koryfeusz Muzyki Polskiej. 6