BEZDOMNA DZIECINA Już kraniec miasta, noc jak kir czarna, Ni lampy ani łuczywa, Zasypia miasto, a gdzieś tam ciszę Klak kopyt oślich przerywa. W wąskich uliczkach niesie się echem, Odchodzi gdzieś tam za skraje, 1 / 17
I nikt nie widzi i nikt nie czuje, Że ktoś bez domu zostaje. Tłoczno w Betlejem, bo stamtąd wielu Z dziada pradziada pochodzi, I chce czy nie chce na spis ludności Do swego miasta przychodzi. A Domem Chleba miasto nazwano, Kto sedno nazwy pamięta, A może temu, że pierwsze kromki 2 / 17
Tu jadły liczne dziecięta. Tu dom Dawida i inne domy, Stąd wielu sławnych pochodzi, Wiec gdy Dom Chleba, to w gościnności Miasto zapewne przewodzi. Prawda- nieprawda, wielu przyjęli, Wielkie tu najście potomków, I każdy liczy, że może jeszcze Spotka kuzynów i ziomków. 3 / 17
Wielu spotkało, także i Józef, Ma tutaj swoją rodzinę, Lecz pójść nie może, jeszcze pamięta, Swego odejścia przyczynę. Dla niego nie ma miejsca w gospodzie, Choć żona mu niedomaga, I tu w rodzinnym jego miasteczku, Bezdomność dobrze ich smaga. A gdzie koledzy ci z dni młodzieńczych? 4 / 17
A gdzie jest dalsza rodzina? Przy tym już czują, że tejże nocy, Narodzi im się dziecina. Odchodzą z miasta ku jego skrajom, Może choć szopa, zacisze, Może przetrwają chociaż do rana, A wiatr drzewami kołysze. Świszcze w gałęziach i drży w pagórkach, Wędrowców zimnem przeszywa, Tylko z daleka wilk przebudzony 5 / 17
Się nieprzyjemnie odzywa. Już są za miastem, dobrze, że chmura Choć skrawek nieba odkryła, I jasna gwiazda nad szopą w skale Dziurawą im zaświeciła. Gdyby nie ona, to by minęli, Gdyż widać szopy nie było, Lecz dzięki gwieździe coś się nareszcie, Chociaż do rana zdobyło. 6 / 17
Skrzesali ognia, Józef łuczywo, Zatknął za jakiś załomek, I tym sposobem znalazł w kąciku W żłobie sianeczko i słomę. Nie był to załom bez właściciela, Nie była szopa niczyja, Był tam wół jakiś i całe szczęście, Bo od krów ciepło odbija. A tu wiatr świszcze, zimnem zawiewa, 7 / 17
Józef drzwi płaszczem zasłania, Maryja w słomie spoczęła cicho, Jak młoda brzemienna łania. Józef ognisko liche rozpalił, Z potoku wody donosi, Trochę podgrzeje i da Maryi, Bo ona choć o łyk prosi. Napoił żonę, dał kromkę chleba, Ostatnią, co im została, 8 / 17
Lecz z tej kromeczki Ona połowę Z miłością jemu oddała. Nie chciał brać, musiał, nie było wyjścia, Wszak zawsze go przekonała, Bo wpływ ogromny na postawnego Mężczyznę drobinka miała. Tyleż słodyczy w Jej drobnej pozie, Tyleż radości anielskiej, Że zda się, nie są w ubogiej stajni, Tylko w chatynce swej sielskiej. 9 / 17
Wszystko umilkło, może zasnęła, I on wsparł głowę na dłoni, I śpi zmęczony ale i chmura, Od nowa niebo przysłoni. I nie wie, co się na słomie dzieje, Że dziw nad dziwy nadchodzi, Bo właśnie niczym promień przez bursztyn, Syn przez Dziewicę przechodzi. 10 / 17
Ona klęczała w jasnej ekstazie, Gdy On przenikał Jej ciało, A wokół może tysiąc Aniołów Ten świata cud otaczało. Wzięli w ramiona Bożą Dziecinę, Składając w dłonie Mateńki, Tak przyszedł na świat Syn Najwyższego, I Matki Dzidziuś maleńki. Jak każde dziecko dostał pieluszki, Czym mogła, Go owinęła, 11 / 17
I tak powoli z Dzieckiem w ramionach, Z tej się ekstazy ocknęła. Ocknął się Józef, patrzył zdziwiony, A w szopie jasno jak w słońcu, Gwiazda zniżona, on widzi, że są Na jasnym promienia końcu. Ona skinęła, podszedł nieśmiało, W podziwie padł na kolana, Tak adorował Boże Dzieciątko, 12 / 17
Swojego Stwórcę i Pana. Nie mógł zrozumieć, jako być może, Że on, ma Bogu być ojcem? Czym, jak zasłużył, toć nie zasłużył, By takie w domu mieć Słonce. Jak to być może, że dłonią cieśli Ma złożyć Dzieciątko w żłobie? Tak chciał w kołysce, którą wykonał W intarsji pięknym sposobie. 13 / 17
Zdjął turban z głowy, dziecię otulił, Bo trzęsło się jak osika, A tu cień jeden a za nim drugi, Wokoło szopy przenika. Podchodzą ludzie jeden i drugi Wyjaśnień żadnych nie proszą, Tylko witają i liczne dary W tym chleb i mleko przynoszą. Niosą baranki i dojną kozę, 14 / 17
By smaczne mleko dawała, I ciepłe skóry, by Matka Dziecię W tym zimnie czym okryć miała. I mówią dziwy, że chór Aniołów, Ich powiadomił w jasności, Że się narodził czekany Mesjasz, Więc przyszli witać w radości. Widząc tą nędzę jeszcze donieśli, Sera i czego tam mieli, Bo tylko oni Boga przywitać, 15 / 17
Sami ubodzy umieli. Boże Narodzenie 2014 Składam ten wierszyk pod choinkę Dzieciątku Jezus, Matce Jego i Świętemu Józefowi. Proszę Cię, Szanowny Czytelniku, abyś czytajac go, czytał z miłością, a wtedy nasz Prezent będzie wspólny, większy, a co większe, to zapewne i piękniejsze. Zaś szanownym Czytelnikom życzę, ażeby Święta Bożego Narodzenia były pełne pokoju, Miłości i rozśpiewane kolędami. 16 / 17
17 / 17