CZ-ka mało znana. Od lewej: CZ 527 CARBINE, Mannlicher Classic Light, Sauer 202
Na naszym rynku ukazało się ostatnio tak wiele broni i publikacji na temat jej zalet, że mój artykuł może wydać się podobnym do innych, z ta jednak różnicą, że opisywany w nim obiekt jest dość charakterystyczny i ciekawy, i mimo podobieństw znacznie różni się od pozostałych. Zagadnienie wyboru broni myśliwskiej to temat stary jak łowiectwo i równie ciekawy, co zaskakujący w skutkach. Można podejść do problemu w dużym uproszczeniu i nabyć to co strzela, byle tylko miało popularny kaliber i nie trzeba tego czyścić. Lecz nic nie szkodzi, żeby się wyróżniać i próbować robić to z klasą. Poszukiwanie gustownej broni i dbałość o nią to sama przyjemność i ważny element kultury łowieckiej. Znaczna część nie tylko taniej, ale i drogiej broni, którą ostatnio zalewany jest rynek z racji wad i wyglądu nie zasługuje na to, by posługiwał się nią w kniei Polski myśliwy. Komicznie wygląda sytuacja ciągłego unowocześniania kalibru 12/70 z niekończącym się wydłużaniem łuski i zwiększaniem ładunku dla spotęgowania doznań strzelającego. Zeszpecono nawet świetny kaliber 12/70 dodając mu sześć milimetrów, tłumacząc to wyrównaniem szans względem posiadaczy dwunastek. Może prościej byłoby wskazać jedynie słuszny kaliber. Zamiarem dawnych konstruktorów broni i amunicji było ukazanie różnic między nimi i korzyści stąd płynących, by sprostać różnym gustom i potrzebom bez ujednolicania wszystkiego na siłę. Pociechą jest to, że choć oferty uginają się od topornych boków mających być w teorii kolejną uniwersalną bronią, to stare dubeltówki w kalibrach 16, 20 i 28 bardzo szybko znajdują opiekunów. Świadczy to o znacznym zapotrzebowaniu na broń zgrabną i lekką. Kondycja współczesnych, zapracowanych łowców jest słaba, więc dźwiganie długiej, ciężkiej broni dającej znaczny odrzut męczy i zniechęca do polowań. Czasem zastanawiam się, ile jeszcze pokoleń myśliwych będzie rozstrzygać spór na temat czy 30-06 i dwunastka kopią, czy nie, zamiast
pójść własną drogą. Różnorodność elaboracji, która w praktyce jest rzadko wykorzystana i największa dostępność amunicji nie powinny być najważniejszym kryterium przy wyborze broni. Tak naprawdę sama broń i nabój nie powalają zwierzyny, lecz dobry strzelec. Przede wszystkim należy się kierować lekkością i poręcznością, która jest ściśle związana z długością broni. Przy braku doświadczenia lepiej zrezygnować z szybkiego zakupu, gdyż trudno poluje się z bronią, której nie da się polubić, a emocje podczas zakupów są najgorszym doradcą. Wiedzę tę zdobyłem zaskakująco szybko, nosząc kniejówki i sztucery, którym nie żałowano stali i drewna. Najbardziej zaś popularnym wśród broni kulowej jest klasyczny sztucer. Standard to lufa długości 60 centymetrów, co daje około 115 cm. całkowitej długości broni. Masa z nocną lunetą może przekroczyć 4,5 kg. Broń taka z racji nieporęczności i ciężaru zupełnie nie nadaje się do podchodu, nawet na zwyżce czy ciasnej ambonie operowanie nią jest bardzo trudne, a w przypadku dochodzenia postrzałka nie pozwala na szybki manewr. Pomimo tych oczywistych uciążliwych wad znaczna część myśliwych posługuje się podobną bronią i niechcący poleca taką młodym. Broń typu varmint Małego kalibru można racjonalnie wykorzystać tylko na strzelnicy, ewentualnie do polowań na lisy w łowisku o dużych otwartych przestrzeniach. Daleko bardziej mądre niż bicie rekordów odległości strzału jest opanowanie sztuki wabienia, podchodu lub zasiadki, co poza znajomością zachowania zwierzyny jest fundamentem udanego polowania. W związku z powyższym można rozważyć zakup sztucera górskiego z lufą 50-52 cm. długości. Taka broń nie jest tania, lecz jej masa z lunetą nie powinna przekroczyć czterech kilogramów, a poręczność przy długości ok. 105 cm. jest już bardzo dobra. Mając dość dźwigania nadmiaru żelastwa zacząłem szukać czegoś stosownego lecz w przystępnej cenie. W tym przypadku po usłyszeniu moich wymagań większość sprzedawców proponowała IŻ-a 18 MN, ale tak pokarać się nie zamierzałem, nawet za darmo, choć inny jednostrzałowy sztucer łamany dobrej klasy to z pewnością właściwy wybór.
Z pomocą przyszedł Przyjaciel Leszek Ciupis, doświadczony myśliwy i znakomity rusznikarz. Kierując się radą fachowca nabyłem sztucer CZ 527 CARBINE kalibru 7,62 x 39 mm. Tu proszę Czytelników by z zasady nie gorszyli się proponowanym kalibrem zanim go nie wypróbują. Nabój został skonstruowany w niemieckiej firmie GECO w 1935 roku przez Heinricha Vollmera wraz z karabinem MKb 35. z powodu braku wpływowych przyjaciół konstruktorowi nie udało się przekonać ówczesnych władz do swojego wynalazku. Jedna sztuka tej broni z amunicją 7,62 x 39 trafiła w 1945 roku w ręce Armii Czerwonej, a ta wykazała duże zainteresowanie nabojem, który przyjęto w 1947r. dla karabinów Simonowa i później Kałasznikowa. Widocznie konstrukcja naboju była dobra, skoro utrzymuje się tak długo w niezmienionej postaci. Małą popularność w europejskim łowiectwie można tłumaczyć przejęciem naboju przez Związek Radziecki. Gdyby pozostał na Zachodzie zająłby pewnie godne miejsce, jak obecnie dzieje się w Stanach Zjednoczonych, gdzie jest wysoko ceniony i powszechnie używany, mimo panującej tam mody na szybkie i silne naboje. Amerykanie nie żywią urazy do osiągnięć konkurencji albo poszli po rozum do głowy. Nabój 7,62 x 39 pasuje do grona skutecznych kalibrów o umiarkowanej energii, którą osiągnięto przez optymalny dobór masy, średnicy i prędkości pocisku. Cechami tymi odznacza się większość starych nabojów, lecz dążenia konstruktorów w kierunku maksymalnej płaskości toru lotu pocisków powoduje zachwianie tego korzystnego układu. To co dobre dla snajpera myśliwy wykorzysta rzadko lub wcale. W efekcie ulepszania powstają hałaśliwe naboje, wrażliwe na drobne przeszkody, niebezpiecznie rykoszetujące. Angażując się w temat zalet i wad amunicji myśliwskiej, można zauważyć bardzo ciekawe zjawisko. Otóż istnieje pewna grupa kalibrów, które po ostatecznym ustaleniu cech balistycznych pozostawiono we względnym spokoju. Kalibry te można rozpoznać po małej gamie typów pocisków i ich niewielkiej różnicy wagowej, i energetycznej oraz niskim ciśnieniom gazów prochowych. Dzięki czemu praktycznie każda broń w dobrym stanie
technicznym będzie poprawnie strzelać tymi nabojami, niezależnie od producenta. Przykładem mogą być: ZZ Hornet, ZZZ Rem, 7,62 x 39, 30-30 Win, 7 x 57 itp. Nabój karabinowy osiąga pełen pułap swoich zalet, po przekroczeniu którego, w celu dalszego doskonalenia następuje bałagan konstrukcyjny. Skutkuje to kłopotliwym dopasowywaniem naboju do lufy, często nie dającym pozytywnych efektów, co pozwala wysnuć wniosek o zawodności w kapryśności kalibrów będących modyfikacją swoich pierwowzorów. Pociski naboju 7,62 x 39 o wadze 8-9 gram nie niszczą tuszy, przy czym bardzo skutecznie oddają energię i powodują farbowanie, wykazują odporność na drobne przeszkody. Nabój wytwarza niskie ciśnienie, co oszczędza gwint lufy i daje się odczuć jako słaby huk i odrzut tak mały, że podczas strzału nie gubimy obrazu w lunecie. Cena amunicji dobrej jakości też nie do przeoczenia 40 złotych za paczkę, pozwala na stały i tani trening bez wstrząsu mózgu. Pomimo, że wymiary i masa broni były mi znane przed zakupem, to ogólne wrażenie przeszło moje oczekiwania. CZ 527 CARBINE nie zawiera udziwnień służących bardziej reklamie niż praktyce to estetyczna i solidna robota. Broń wywołała niemałe zaciekawienie kolegów na gościnnym polowaniu, a po pierwszym skutecznym strzale do warchlaka w biegu, zyskała mój szacunek i przyjaźń. Także większe dziki po strzale komorowym rzadko odchodzą dalej niż 30-50 metrów. Czyli wszystko jest w porządku. Z racji małego odrzutu i lekkości broni można strzelać w bardziej niewygodnych pozycjach, łatwiej też wybrać skuteczny punkt celowania. Sztucer z proporcjonalnie dobraną lunetą waży tylko 3,3 kg przy długości 95 centymetrów. Bez lunety mamy tylko 2,7 kg. Będąc na polowaniu można zapomnieć, że nosimy broń. Nic nie zaczepia o krzaki, a sztucer na ramieniu nie przechyla się lufą do tyłu, co pozwala mieć obie ręce wolne. Broń jest doskonale wyważona, więc można łatwiej celować bez podpórki, bo ręka trzymająca przednią część łoża nie męczy się tak szybko. Bezpiecznik
blokujący iglicę jest bardzo pewny, choć po zakupie podobnie jak zamek może wymagać delikatnej kosmetyki. Zamek ma bardzo krótki skok i pracuje lekko bez zacięć. Dosyłanie naboju i ekstrakcja łuski przebiegają bez zakłóceń. Po niewielkim oszlifowaniu czoła pazura wyciągu, można wrzucać naboje ręcznie bezpośrednio do komory i zamykać zamek. Spust posiada przyspiesznik i regulację drogi i oporu. Na komorze zamkowej wykonano szyny pod łatwy montaż. Pięcionabojowy wymienny magazynek należy skrócić by broń nabrała elegancji. Na dwa występy oporowe ustalające położenie magazynka trzeba nałożyć odrobinę amortyzującej masy. Zdarzyło mi się spłoszyć pięknie zwabionego lisa, gdy dotknąłem ręką dna magazynka przy składaniu się do strzału, powodując stuknięcie metalu o metal. Jest to właściwie jedyny w dodatku łatwy do usunięcia fabryczny mankament w rodzinie CZ 527. Przyrządy celownicze w postaci muszki i regulowanej w poziomie szczerbiny dostosowałem do strzelania w ruchu według własnych upodobań. Skupienie jakie uzyskałem na 100 metrów nie przekracza 30 milimetrów dla trzech strzałów pociskami półpłaszczowymi 8 gram z lunetą 6 x 42. wyniki oprócz dobrze wykonanej lufy należy zawdzięczać bardzo przyjaznemu zachowaniu się broni podczas strzału. Nie ma właściwie problemu, by w tarczy pojawił się otwór w zaplanowanym miejscu. Fakt ten burzy potoczny mit o słabszej celności broni z lufą krótszą niż 60 cm. Wszystkie części broni wykonano obróbką skrawaniem ze stali, oprócz kutej na zimno lufy. Osada fabryczna jest zbyt niedoskonała jak na klasę samej mechaniki i tu pole do popisu mają myśliwi ze szczyptą talentu, by stworzyć własną niepowtarzalną broń. Nieco składniejsza kolba od CZ 527 LUX pasuje bez poprawek. Wszystko to w cenie niedorównującej jakości, plus bardzo tania i przyjemna eksploatacja. Czy trzeba chcieć czegoś więcej? Oczywiście, należy kupić dwa takie sztucery. Jacek Kacperski