Ilustracje Dominik Broniek Lublin 2011
Rozdział 1 W iększość ciał złożono w jednym miejscu. Naciągnięto na nie resztki, które pozostały z wozów. Nie było ani oleju, ani oliwy, całe zapasy zostały zużyte, więc żołnierze pół dnia znosili chrust na stos pogrzebowy. Sirius z miną, jakby szedł na ścięcie, rzucił płonącą pochodnię. Nie wystarczyło. Trzeba było podpalać z wielu stron. Achaja w nowej, tym razem dość skromnej sukience stała z boku, obserwując ciała przebranych w łachmany rycerzy, ułożone jedno przy drugim na drodze. Nie uznano ich za godnych całopalenia na wspólnym stosie. Dziewczyna odzyskała swoją sakiewkę ze złodziejskim łupem i wygranymi z drugiego dnia w Syrinx. Dobre i to. Skóra, z której została zrobiona, była ledwie nadpalona dobrze ją ukryła pod podłogą wozu. Z oddali rozległ się dźwięk rogu. Żołnierze grupkami odbiegali od stosu, gromadząc się przy koniach. Teraz byli czujni. Kto, psiamać, się ośmiela? ryknął Sirius.
8 Andrzej Ziemiański Zaan uśmiechnął się zimno. To jaśnie pan rycerz Vieese mruknął. Jedzie kondolencje złożyć. A naprawdę zorientować się, jak poszło jego ludziom, czemu nie wrócili na umówione spotkanie. To ich załatwmy. Nie. To ciągle ten sam Zakon. Wystąpimy przeciw nim jawnie, to i oni jawnie wystąpią. Przecież, psiamać, wystąpili! Nieeeee... Ci tutaj wskazał trupy pod swoimi stopami to tylko rabusie. Co z tego, że w kolczugach. Ty zawsze, żeby nic nie robić. Zaan uśmiechnął się szerzej. Ale ten uśmiech nie był przez to ani o ton cieplejszy. A czy ja mówię, żeby nic nie robić? Dłuższą chwilę drapał się w policzek. Oni popełnili gruby błąd. Błąd w sztuce. Nie sądzili, że będziemy mieli kogoś takiego jak luańska dziwka. Nie nazywaj jej dziwką. Dobra. Ja jej mogę nawet pomnik ze złota odlać. Sirius wiercił się, obserwując coraz bliższy poczet. Wreszcie nie wytrzymał. Dlaczego popełnili błąd? spytał. Widzisz, już nie musimy udawać, że między nami zgoda. Że nie zauważamy ich knowań. A oni muszą. Toż nie wystąpią jawnie przeciw księciu Troy, bo jaki krzyk by się podniósł. Owszem, zabić, zgładzić wszystkich świadków, ilu by ich było... Tak, to ich metoda. Ale teraz? My możemy napluć im w twarz i nie bać się, że kogoś obrazimy. Wiemy, czego chcą. Nie od dziś zresztą. A oni będą musieli to ścierpieć. Nie uderzą jawnie siłą, póki my nie uderzymy.
Rozdział 1 9 Dobra. Sirius poweselał nagle, jakby spotkało go wielkie szczęście. Dobra. Napluję im w twarz. Szlag! Nie dosłownie. Powiem ci, co robić. Nie. Ty tylko stój i patrz. Książę wyrwał się i skoczył do przodu. Halo! Panie Vieese! krzyknął. Rycerzu! I cicho dodał: Kurwa twoja mać. Ci z żołnierzy, którzy stali blisko, zarechotali, szturchając się łokciami. Vieese ponaglił konia, wysforowując się przed świtę. Nawet z oddali można było dostrzec, że na widok Siriusa i ciał leżących na drodze zwarł szczęki z wściekłości. Tymczasem książę nie ustępował. Bywaj! krzyknął. Panie rycerzu. A zsiadajcie mi zaraz z konia, przywitać się chciałem. Vieese wstrzymał konia i... przymykając oczy, zsiadł. Słyszałem, że Wasza Książęca Mość chory. Ano... Imaginujcie sobie, zbójcy na mnie na padli. A nie masz lepszego medykamentu niż głowy ścięcie przed wieczorem, prawda? Sirius perorował w najlepsze, Zaan odwracał głowę, Vieese zgrzytał zębami. Ale... Widzę przy waści młode rycerstwo w liczbie kilkorga. Zaan, słysząc to prostackie wyrażenie i błędy w wypowiedzi, aż skulił ramiona. Czyż nie godzi się, by również zsiedli i się przybliżyli, żeby nauki pobierać? Czyż nie po to wodzisz ich ze sobą? Oni mogą... Vieese nie wiedział, co wymyślić. Oni za mało znaczni, despekt mogą... Ja zapraszam! warknął książę takim tonem, że nie czekając na rozkaz dowódcy, piątka młodych rycerzy Zakonu zeskoczyła z siodeł i zbliżyła się nieco.
10 Andrzej Ziemiański No i widzicie, panie Vieese... Jak wam tam? Tytułu zapomniałem. Rycerzu zakonny. O właśnie. To chciałem powiedzieć: Vieese, snycerzu zakonny. Oooo... przepraszam zakpił Sirius, a wielu żołnierzy Królestwa Troy zasłaniało usta, żeby się nie roześmiać. Co waść myślisz o tych zbójach? Wskazał trupy, którym spod łachmanów wystawały kolczugi. Młodzi rycerze Zakonu wiedzieli również, że patrzą na swoich martwych kolegów. Przebierali palcami dłoni niebezpiecznie blisko głowni mieczy. To... niegodziwcy szepnął Vieese. Co? Nie dosłyszałem. To niegodziwcy. No nieeee... Czy was tam, wybaczcie, w Zakonie, uczą odpowiadać książętom jednym tylko słowem, czy całym zdaniem, co? Całym zdaniem, książę. Vieese, gdyby mógł, połknąłby swój własny miecz. No to mów. Głośno. To... Vieese odchrząknął i wyrzekł naprawdę głośno: To są niegodziwcy. Sirius zwrócił się do młodych rycerzy Zakonu: I co? Nauki pobraliście? No, odpowiadaj jeden z drugim, jak pytam! Tttt... tak, panie! A wszystko zrozumieliście? Tak, panie. A dobrze zrozumieliście? Rycerz, który odpowiadał, dosłownie słaniał się na nogach z wściekłości.
Rozdział 1 11 Tak, panie. No to lekcji powtórka powiedział Sirius. Nie wszystko uda się zapamiętać za pierwszym razem. Zwrócił się do Vieesego: A szubrawymi mordercami ich nie nazwiecie, panie rycerzu? To jasne. Głośniej i pełnym zdaniem! krzyknął książę. Tak, by wszyscy moi żołnierze słyszeli! Im też, psiamać, należy się nauka! Vieese przełknął ślinę. Jego szczęki mało nie pękły, tak mocno je zaciskał. Coś, jakby bielmo, zakryło mu oczy. To... Głośniej! To szubrawi mordercy! wrzasnął Vieese, unikając jak ognia wzroku swoich młodych rycerzy. No! Sirius uśmiechnął się ciepło. A jak nazwiecie ich mocodawców? Toż pewnie nie mieli żadnych mocodawców, panie. O zdanie nie pytam! ryknął Sirius. Jeśli mają swoich mocodawców, psiamać, to jak ich nazwiecie?! Vieese patrzył na czubki swoich butów. Niegodziwcami zapewne szepnął. No nie... Tu nie salon w pałacu. Znacie chyba jakieś bardziej dosadne określenie. To... to... To chuje dokończył za niego Sirius. I wrzasnął: Głośno i pełnym zdaniem, proszę! Mocodawcy tych... zbójów... Vieese przełknął ślinę. Potem rozluźnił kołnierz. Potem podrapał się w szyję. Potem strząsnął niewidzialny pyłek z rękawa. Potem
12 Andrzej Ziemiański wyczyścił nos. Potem przetarł oko. Potem podrapał się w brodę. Potem... No?!!! Mocodawcy tych zbójów to chuje! Sirius roześmiał się głośno. Kilku żołnierzy nie wytrzymało. Rzucili się w las, niby to za pilną potrzebą. Ale księciu nie było dość. Podszedł do młodych rycerzy. Wyciągnęliście naukę? spytał. Wszystko zrozumieliście? Tttt... tak, panie. A dobrze zrozumieliście? Jeden z nich, najbardziej narwany, nie wytrzymał. Jawnie sięgnął do rękojeści miecza. Hej, śmiesz oręż macać w mojej obecności? krzyknął książę kpiąco. Człowieku! Sto kusz w ciebie mierzy. Żołnierze bez rozkazu wyciągnęli kusze i wycelowali w trzęsącego się z wściekłości młodzika. Mieli prawo. Nikt przy księciu miecza wyciągać nie będzie. Młodzik parsknął i zagryzł wargi aż do krwi. No co? pastwił się Sirius. Zrozumiałeś mnie? Tamten nie odpowiadał, wlepiając wzrok w ziemię. Sirius zdenerwował się nagle. Mów, jeśli mnie zrozumiałeś! Kto są ci zbójcy? Tttt... to... Młody rycerz spojrzał na Vieesego, szukając ratunku, ale ten odwracał twarz. Za to sto kusz mierzyło w niego i w każdej chwili mogło zamienić rycerzyka w wielkiego jeża z drewnianymi kolcami. To są... Co? Młodzik spurpurowiał na twarzy. Wyraźnie nie mógł wziąć głębszego oddechu. Głośno, proszę. O książęcy majestat chodzi.
Rozdział 1 13 To są niegodziwi mordercy! krzyknął chłopak w rozpaczy. To psy! Sirius pokiwał głową. Masz rację, synu powiedział, choć niezbyt różnił się od rycerza zakonnego wiekiem. Ale wiesz... Wracając do mojej bajki... Ja bym nigdy kolegów tak nie nazwał. Szczególnie martwych. Mówię przykładowo, oczywiście. Odwrócił się i podszedł do Vieesego, który spod przymkniętych powiek patrzył na ciała. Cóż, każda przyjemność ma swoje granice. Żegnać się nam przyszło. Vieese spojrzał na niego z nadzieją. No. Książę uśmiechnął się naprawdę przyjaźnie. Odlejmy się przed drogą. Słucham? Panie rycerzu. Powtórzę: tu nie salon w pałacu. Tu sami mężczyźni dokoła, rycerze i żołnierze. I jedna tylko kobieta, bo inne zbójcy bohaterscy wybili. Nie czas na salonowe słowa, nie czas na etykietę. Odlejmy się przed drogą. Sirius zaczął sikać na leżące ciała. Nigdy nie pozwoliłbym sobie na taki despekt nawet wobec zbójców wyjaśnił. Ale wobec morderców bezbronnych kobiet? I dla nauki młodego rycerstwa? Gotów jestem poświęcić swoją książęcą powagę. Vieese zamknął oczy. Mięśnie szczęk uwydatniały się na policzkach. Myślał, że przeczeka. Mylił się. A teraz wy, panie rycerzu. Aaaaaa... ale ja... nie chcę... Żal ich wam? Nie, nie... ja... sikać nie potrzebuję.
14 Andrzej Ziemiański A to żaden problem. Piwa! ryknął Sirius na swoich żołnierzy. I odwrócił się do zmartwiałego Vieesego. Specjalnie dla mnie sprowadzane z północnych krain. Znacie, panie, Północ? Tam też rycerstwo gościńce przemierza zakpił. Lać cały dzbanek, nie będę przecież żałował warknął na mężczyzn, którzy podtoczyli antałek. Ale... ja nie mogę... My nie pijemy alkoholu. Moim poczęstunkiem gardzisz, panie rycerzu? Poczęstunkiem księcia? Gardzisz?! Vieese, rad nierad, wychylił dzbanek, usiłując jak najwięcej rozlać na swój katan. Już? Chce się wam? zainteresował się książę. Nie? Następny dzbanek. Żołnierze skwapliwie spełnili rozkaz. Vieese chwiał się na nogach. Rzeczywiście dotąd nigdy w życiu nie tknął alkoholu. Zrozumiał jednak, że albo umrze tu, na gościńcu, albo spełni zachciankę księcia. Podszedł do ciał ludzi, których sam wysłał na zabójczą misję, i... Książę Sirius wskoczył na konia podczas tej czynności. Żegnam, panie Vieese. A wy krzyknął do młodzików naprawdę wyciągnijcie z tego naukę. Bo możecie być następni roześmiał się. W sikaniu, oczywiście. Setka żołnierzy, Sirius, Achaja i Zaan ruszyli, nie zaszczycając spojrzeniem rycerza, który znajdował się w wyjątkowo głupiej sytuacji. Nawet jak na niego, nawet jak na Zakon. Ani przestać w połowie, ani kontynuować. I jak? Nie wytrzymał Sirius i podjechał do Zaana, kiedy tylko poczet zniknął im z oczu.
Rozdział 1 15 Dobrze. Nie będziesz mnie poprawiał? Wytykał błędów? Zaan uśmiechnął się smutno i pokiwał głową. Tym razem nie. Mój panie, książę Królestwa Troy. Achaja jechała kilkanaście kroków dalej i słyszała całą rozmowę. Nie mogła dać po sobie poznać, ale... Ona powiedziałaby na miejscu Zaana: wielki książę Królestwa Troy. Po trzykroć wielki! Tak wielki, że nie wymyślono jeszcze słów na określenie tej wielkości! Pokazać psom, gdzie ich miejsce. Pokazać, gdzie zbrodnia, a gdzie honor. To przywilej, ale i święty obowiązek władzy, która powinna ustalać hierarchię czynów, pokazać wszem wobec, gdzie miejsce wszystkich rzeczy, które ważne, a którym sczeznąć w pyle na gościńcu. Jechali mimo nocy, trakt prosty jak strzelił, białe płyty, którym go wyłożono, w świetle gwiazd odcinały się jasno od czerni pokrywającej wszystko wokół. Na granicy spotkali wojskowy zagon. Zaan zamienił kilka słów z dowódcą. Nad ranem przysłano prowincjonalnego prefekta, który, przerażony wydarzeniami, spisał wszystkie zeznania. Prefekt jeszcze tej samej nocy udał się na miejsce zbrodni, jęknął na widok ciał w kolczugach i posłał umyślnego do prefektury miejskiej. Prefekt miejski przeczytał papiery, sklął podwładnego i udał się na miejsce napaści. Zobaczył ciała... Jęknął i wysłał komplet dokumentów do głównej prefektury w Syrinx. Tam dowódca umiał czytać między wierszami. Jęknął więc, nie ruszając się z miejsca. Ale podjąć decyzji również nie potraił.
16 Andrzej Ziemiański Teczkę, która tymczasem zdążyła znacznie pogrubieć, odesłał wprost do pałacu. Szef tak zwanych służb był najbardziej inteligentnym człowiekiem z nich wszystkich. Jęknął już na sam widok teczki, nawet jej nie otwierając. Papiery przedstawiono cesarzowi. Ten przeczytał je skrupulatnie. Jak również inne papiery dotyczące zajścia, których w teczce nie było. Nie jęczał, bo nie był matką w połogu, ale cesarzem Luan. Spalić! rozkazał krótko. Vieesego przeprosić za to, że widział zbójców, ale tak, żeby musiał odpowiedzieć na piśmie i żeby musiał... potępić morderców. Nie cierpiał Troy, nienawidził Siriusa, ale to, co zrobił młody książę, wyraźnie mu się spodobało. Popatrzył na osłupiałego szefa służb i dodał: A co mi będą moich wrogów na drogach mordowali? Od tego ja jestem przecież!. Długo nie mógł dojść do siebie. Immunitet dałem, który pogwałcili, psy! Niech więc teraz Vieese skamle jak pies! Rycerz Zakonu Vieese nie miał lekkiego życia. Nawiasem mówiąc, szef służb nie do końca zrozumiał intencje cesarza wyrażone słowem spalić, a pytać nie śmiał. Spalono więc zarówno teczkę, ciała zbójców, jak i prowincjonalnego prefekta. Orszak księcia, składający się teraz z samych konnych, bez wozów siłą rzeczy, napotkał pierwszy patrol armii Arkach w dwa dni po opuszczeniu Luan. Dwie dziewczyny z mieczami, na koniach zastąpiły im drogę. Prawdą więc było, że tam baby wojują.
Rozdział 1 17 Kilkunastoletnia raptem dziewczyna obciągnęła skórzaną spódniczkę na udach, by nie dawać zbyt niepoważnej perspektywy wrażym żołnierzom. Stój! Kto idzie? krzyknęła. Toż my jedziemy odkrzyknął Zaan. Nie idziemy, moja pani. Dam ja ci krotochwile, pacanie. Urwała nagle, widząc sto kusz w rękach stu żołnierzy. No, kto tam? Zagryzła wargi. Przecież grzecznie pytam. Książę Sirius, syn wielkiego księcia Oriona, z poselstwem. O żeż ty. Jest jeszcze jakiś gwiazdozbiór, którego nie wymieniłeś? My z Królestwa Troy. A tam imiona władców od gwiazd wzięte. Ha! zakrzyknęła. A u nas to od krów, co? usiłowała zakpić, ale nie jej było mierzyć się z Zaanem. Cóż, współczuć tylko. Ale to nie wasza chyba wina, pani? Żartujesz sobie ze mnie? Gdzieżbym śmiał. Żołnierze chichotali, zasłaniając usta kułakami. Dziewczyna była coraz bardziej wściekła. I myślisz, że cię zaraz do naszej królowej zaprowadzę, co? Hm. Nie sądzę, żeby wasza królowa tu zaraz w krzakach na nas czekała. Więc pokornie pojedziemy dalej. Gadanie! Rozsierdziła się zupełnie. Pewnie grabić przyjechaliście. Mów prawdę! Co?
18 Andrzej Ziemiański Cóż. Jeśli armia Arkach ucieknie przed stu zaledwie żołnierzami, to owszem, możemy coś zagrabić przy okazji. Ale póki co wolelibyśmy spotkać się na dworze. Kpisz? No, teraz tak wyznał Zaan szczerze. No! Panna na koniu nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Jej towarzyszka również nie zdradzała nadmiaru inteligencji. Była młoda, piegowata i śliczna. No! Pociągnęła nosem. Ani mi się waż! Zaan zrezygnowany machnął ręką. Moglibyśmy zobaczyć... eeee... kogoś bardziej kompetentnego? No! Dziewczyna zastanawiała się dłuższą chwilę. Powiem dowódcy. Co? No! odpowiedział Zaan, przedrzeźniając ją bez litości. Powiedz. Co? Kpisz? Eeeeee... Teraz nie. Dziewczyna uspokoiła się wyraźnie. Żołnierze Troy, sami wszak niebędący wyrainowanymi intelektualistami, o mało nie pospadali z koni. Przynajmniej ci, którzy zatrzymali się w pobliżu. Wyraźnie oburzyło to tę drugą. Ty, czego się tak gapisz?! krzyknęła, obciągając krótką spódniczkę jak przedtem koleżanka. Taki mam mundur! Zarazo! Przepraszam. Stropiony winowajca odwrócił wzrok. Pozostali nie odwrócili. Widok żołnierzy w spódniczkach ledwie zakrywających pośladki, w męskich siodłach nie był powszedni w Królestwie Troy. Ja myślę tak... odezwała się pierwsza.
Rozdział 1 19 Niech Bogom będą dzięki mruknął Zaan. Ktoś tu jednak myśli. Kpisz? Co? Nie! No! Pociągnęła nosem. Jedźcie do zajazdu. Dzień drogi stąd. A ja powiem dowódcy i po was przyjadą, co? No! odparł Zaan. Żołnierze zaczęli chichotać. Tylko Sirius uśmiechał się promiennie. Panna strasznie mu się podobała. Ta jednak fuknęła na nich jak kotka. I bez żadnych mi takich warknęła. Ja powiem, że chcecie grabić, jak mówiliście! No! odpowiedziało chórem kilkunastu żołnierzy. Jedynie Achaja nie wytrzymała. Nie daj się robić w konia, siostro! krzyknęła. Nie jestem twoją siostrą! warknęła żołnierz Arkach na koniu. Potem jednak jakaś myśl zmarszczyła śliczne brwi. Ach... Mój tato, co uciekł... Pojechał do Troy, co? Żołnierze zawyli z okrutnej uciechy. Achaja załamała ręce. Jedynie Sirius mrugnął do żołnierz Arkach i ruchem głowy skinął na pobliskie krzaki, lecz nie zrozumiała, o co mu chodzi. Rozglądała się z coraz bardziej wojowniczą miną. Jedźcie tam. Wskazała ręką kierunek. A ja do dowódcy. No. Zbliżyła się do Achai. A ty, jak będziesz widzieć tatę... Pozdrów ode mnie. Achaja westchnęła ciężko. Zaan ukrył twarz w dłoniach. Nawet Sirius zasłonił oczy.
20 Andrzej Ziemiański No! I żeby mi spokój był! krzyknęła jeszcze dziewczyna, zawracając konia. Nie grabić, zarazy, niczego! Sama sprawdzę! Żołnierze rechotali. Uspokoili się dopiero dużo później, kiedy obie wojowniczki zniknęły na lesistym zboczu góry. Ruszyli dalej drogą, a właściwie błotnistym szlakiem. Szczęście w nieszczęściu, że nie mieli już wozów. Nie dałoby rady przepchać ich tym traktem. Do Zaana podjechał setnik. Panie. Może obóz rozbijemy? zapytał. Konie zdrożone, żołnierze zmęczeni okrutnie. Wolałbym jechać dalej. Mamy straszne opóźnienie. Tak, panie. Ale żołnierze zdrożeni. Mówiłeś, że konie. Sirius podjechał bliżej. Słyszał całą dyskusję. Nie był człowiekiem mnożącym problemy. Uniósł się w strzemionach i krzyknął do tyłu: Chłopaki, przed nami całe Arkach leży! Wiecie, co mam na myśli? Zdrożeni żołnierze ruszyli naprzód z zupełnie nowym zapałem. Nie bardzo wiadomo, co miała na myśli śliczna i z pewnością dzielna żołnierz Arkach, mówiąc, że od zajazdu dzieli ich dzień drogi. Zaraza jedna wie o jaką szybkość podejrzewała obcych. Może chodziło o galop? Ale przecież żaden koń na świecie nie wytrzyma galopu przez cały dzień! Pozbawiony taborów oddział musiał jechać na poły błotnistą, na poły kamienistą drogą wijącą się