Warszawskie opowieści



Podobne dokumenty
Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

Copyright 2015 Monika Górska

VIII TO JUŻ WIESZ! ĆWICZENIA GRAMATYCZNE I NIE TYLKO

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

Chłopcy i dziewczynki

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Katarzyna Michalec. Jacek antyterrorysta

Olaf Tumski: Tomkowe historie 3. Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Kobieta Przy Studni

Biblia dla Dzieci przedstawia. Kobieta Przy Studni

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

I Komunia Święta. Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Kurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas

SMOKING GIVING UP DURING PREGNANCY

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

Copyright 2015 Monika Górska

Język polski marzec. Klasa V. Teraz polski! 5, rozdział VII. Wymogi podstawy programowej: Zadania do zrobienia:

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem!

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

Hektor i tajemnice zycia

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku...

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

Numer 1 oje nformacje wietlicowe

mnw.org.pl/orientujsie

Zuźka D. Zołzik idzie do zerówki

"PRZYGODA Z POTĘGĄ KOSMICZNA POTĘGA"

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą

Uwaga, niebezpieczeństwo w sieci!

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

Spis treści. Od Petki Serca

Historia patriarchy Izaaka, syna Abrahama Izaak i Rebeka Przymierze Boga z Izaakiem KS. ARTUR ALEKSIEJUK

SZOPKA. Pomysły i realizacja: Joanna Góźdź

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Miłosne Wierszyki. Noc nauczyła mnie marzyć. Gwiazdy miłością darzyć. Deszcz nauczył mnie szlochać A ty nauczyłeś mnie kochać!

Kielce, Drogi Mikołaju!

Nieoficjalny poradnik GRY-OnLine do gry. Nibiru. Age of Secrets. autor: Bolesław Void Wójtowicz

Bóg a prawda... ustanawiana czy odkrywana?

Jak odczuwać gramatykę

(opr. na podst. To jest właśnie wolność, [online], dostęp: , <

91-piętrowy. na drzewie. Andy Griffiths. Terry denton

Wiersz Horrorek państwowy nr 3 Ania Juryta

Filip idzie do dentysty. 1 Proszę aapisać pytania do tekstu Samir jest przeziębiony.

Pan Toti i urodzinowa wycieczka

Stenogram Nr 10 VN :22 6:38:30 MAMA SYLWIA KINGA TATA

Magiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam

Każdy patron. to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie. Pani Ania. Mądra, dobra. i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca

Paulina Grzelak MAGICZNY ŚWIAT BAJEK

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz

Anna Kraszewska ( nauczyciel religii) Katarzyna Nurkowska ( nauczyciel języka polskiego) Publiczne Gimnazjum nr 5 w Białymstoku SCENARIUSZ JASEŁEK

Dzisiaj kiedy szedłem do pracy pewien nieznajomy mężczyzna ubrany na. zielono stał w bramie i obserwował otoczenie. Nic nie mówił.

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

16. niedziela po Trójcy Świętej

Świat bez Klamek opowiadanie surrealistyczno erotyczne cz. 2/3

Ewangelia wg św. Jana Rozdział VIII

WYZWANIE POZNAJ SIEBIE NA NOWO KROK 2

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

METODA KARTECZEK ROWIŃSKIEJ

Czy znacie kogoś kto potrafi opowiadać piękne historie? Ja znam jedną osobę, która opowiada nam bardzo piękne, czasem radosne, a czasem smutne

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

W GRUDNIU W NASZEJ GRUPIE:

Copyright SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Copyright for the illustrations by SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

TWOJE PIERSI. opis praktyk PDF 3

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Ryszard Sadaj. O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii. Ilustrował Piotr Olszówka. Wydawnictwo Skrzat


to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą

WYBÓR SIEDMIU DIAKONÓW

Trzy kroki do e-biznesu

Biblia dla Dzieci przedstawia. Bóg sprawdza miłość Abrahama

Czwórka z plusem PROJEKTU

Tekst zaproszenia. Rodzice. Tekst 2 Emilia Kowal. wraz z Rodzicami z radością pragnie zaprosić

Ilustracje. Kasia Ko odziej. Nasza Księgarnia

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. Bo to było tak

8 sposobów na więcej czasu w ciągu dnia

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

BEZPIECZNY PIERWSZAK

Transkrypt:

Warszawskie opowieści Zbiór współczesnej literatury o Polsce New Europe Writers 2014 www.neweuropewriters.com Ta książka jest dedykowana czytelnikowi w podróży

Podglądacz Pozostaw zawsze odsłonięte okno (byś wiedział, kto zagląda) W 2005 roku New Europe Writers rozpoczęło dziesięcioletni projekt, aby uchwycić ducha zjednoczonej Europy. Skupiony wokół miasta, każdy tom przedstawia esencję współczesnej literatury autorstwa nowych i uznanych pisarzy, który ukazuje witalność i różnorodność tego dynamicznego miejsca i czasu. Warszawskie opowieści są trzecim tomem, zapewniającym panoramiczny wgląd na Feniksa znad Wisły i coś więcej. Nie odwiedzaj nas bez niego! New Europe Writers Twój Przewodnik po Życiu za Kurtyną... 2014 New Europe Writers Ltd. Ilustracja i projekt okładki: Malwina Nahorny-Domagalik Podglądacz autorstwa Andrew Finchama Redaktorzy: Andrew Fincham, James G. Coon, John a Beckett Korekta: Karolina Zioło, Wojciech Maślarz Produkcja ebook: IT WORKS, Warszawa Wydawca: New Europe Writers Ltd. Prawa autorskie pisarzy i tłumaczy pozostają ich własnością.

Spis treści Podziękowania Notka od redakcji Miało być o Warszawie a jest o mnie Ewa Kowalczyk Warszawie Karen Kovacik Nowy Świat Hatif Janabi Warszawa Centralna Jacek Dehnel Heńka Bulbes i spółka Jan Himilsbach Oda świąteczna Ernest Bryll Facet z góry James G. Coon Mazurek A-dur Chopina John Surowiecki Tłumacz przysięgły John a Beckett Warszawski architekt Karen Kovacik Co mają tak za tak Andrew Fincham Krasnoludek-obijacz Wojciech Chmielewski Plac Konstytucji, 6 rano Jarosław Klejnocki Grochów. Pani Stasia Wiktor Sybilski Karawana Mamudowa Jennifer Robertson Borowski znajduje swój rytm James G. Coon Na Ujazdowskich Judith Eydmann Aparat Ben Borek Na Kole Andrew Fincham Zaduszki Oriana Ivy

Wieści z Puławskiej Maria Jastrzębska Ewolucja Sławomir Shuty Tożsamość John a Beckett Romek and Julka A. Bo Idiota Leo Yankevich Trzepiący dywany James G. Coon Siły rynku, w polskim stylu Jennifer Robertson Przepraszam, to pomyłka John a Beckett Pterodaktyl nad moją Warszawą Pola Gutowska Nowy kolos James G. Coon Portret Jennifer Robertson W kościele św. Jakuba, Ochota Karen Kovacik Człowiek niewidoczny Marek Kochan Pałac Babel Wojciech Maślarz Żebrak spod Szwejka Andrew Fincham Zaspa Millenium Jacek Podsiadło Mężczyźni z warszawskiej Pragi Anne Berkeley Esprit d escalier Stefan Golston Święta Wielkanocne Leo Yankevich Matka nad bochnem chleba Paweł Kubiak Święto Bożego Ciała Carole Satyamurti Wielki mecz Andrew Fincham Okrzyk nie ma James G. Coon Kupid na Pradze Grażyna Tatarska Mój polski wdowiec Karen Kovacik Podwórze: kobieta z różańcem Jennifer Robertson

Fred wspomina Ella Risbridger Mizeria Kawalera John a Beckett Polska Jesień Andrew Fincham Tatry Mohamed Ben Younes Żeglując do Sopotu Stephen Romer W Powietrzu Joanna Szczepkowska Auschwitz 25 stycznia 2005 Andrew Fincham Krzyż z polskiego drewna John Guzlowski Drzewko Leszek Engelking Wigilia Lisa L. Siedlarz Opowieść wigilijna James G. Coon Kloto Joanna Kurowska Noty o Autorach Noty o Tłumaczach

Podziękowania Redaktorzy i autorzy składają serdecznie podziękowania: Anne Berkeley s The Men from Praga (first publish TLS 2001); Ernest Bryll Holiday Ode (first published in Wiosnin, Zysk I S-Ska Wydawnictwo, 2008); Jan Himilsbach s Henke Bulbes (from Opowidania Zebrane, Wydawnictwo: Vis-à-Vis-Etudia, Krakow 2009), by kind permission the Jan Himilsbach Estate; Marek Kochan s An Inconspicuous Man (copyright Wydawnictwo W.A.B., 2005); Karen Kovacik s Warsaw Architect and To Warsaw (first published in Metropolis Burning, Cleveland State University Poetry Centre 2005) and it s Polish translation by Mira Kus in Wyspa; At the Church of St James in Ochota, Warsaw, (first published in Crab Orchard Review vol. 6 no. 2); My Polish Widower (first published in the Robert Owen Butler Fiction Prize Anthology, 2004); Jacek Podsiadło s Millennium Drift (The Life, and Specifically the Death of Angelica de Sancé, Wydawnictwo Znak, Krakow, 2008); Stephen Romer s Sailing to Sopot (Plato s Ladder, OUP,1993); Carole Satyamurti s Feast of Corpus Christi (first published in Sixty Women Poets, Bloodaxe Books, 1994); Sławomir Shuty s Evolution (copyright Wydawnictwo W.A.B., 2005); Lisa Siedlarz s Wigilia (first published in the 2007 Anthology of Kritya, Chettkunnyu, India); John Surowiecki s Chopin Mazurka in A Minor (first published in The Innisfree Poetry Journal 5, Sept. 2007); Joanna Szczepkowska s Mid Air (first published as W powietrzu from Ludzie ulicy i inne owoce miłości Wydawca: Nowy Świat, 2006); Oriana Ivy s poem All Souls first published in The Comstock Review. John Guzlowski s poem In a Polish Wood, published. in Language of Mules, (Charleston, IL: DP press, 1999). Leo Yankevich s The Idiot (first published in The Windsor Review) and Eastertide (first published in Chronicles). Wszelkie błędy i przeoczenia zostaną poprawione w kolejnych wydaniach.

Notka od redakcji Historia pokazuje, że życie pisarzy charakteryzuje się zwyczajem skupiania indywidualnych jednostek w grupy, zwłaszcza poprzez czas i miejsce. New Europe Writers powstało w kafejce przy ulicy Nowogrodzkiej, gdzie pół-kanadyjczyk, pół-polak będący dziennikarzem, powiązany z Radiem Wolna Europa, prowadził kawiarnię jako przykrywkę dla biznesu cateringowego. Otwarty na potrzeby piszących, Stash był właścicielem jedynego baru, który nie został zamknięty podczas szczytu G8 w centrum miasta z powodu protestów antyglobalistów. Przyjdź na drinka po zamieszkach było namalowane na witrynie lokalu. Nie było zamieszek. Ale poeta, dramaturg oraz pisarz i tak poszli na drinka. W ten sposób powstało twórcze partnerstwo, które cały czas kwitnie. Pisanie powstaje w samotności. Ale każda praca jest osadzona w pewnym kontekście. Około połowy współautorów tego zbioru, w tym kontekście, to NOWI pisarze. Można ich rozpoznać, gdyż ich prace już pojawiły się w tym lub poprzednich zbiorach NEW Prague Tales, który odniósł znaczny sukces i Budapest Tales. Tak jak w przypadku wcześniejszych tomów, znajome nazwiska są ożywione domieszką uznanych i nieznanych autorów, aby upewnić się, że obraz namalowany na tych stronach przedstawia prawdziwą Polskę tę, która może być rozpoznana przez osoby żyjące tu i przyjezdnych. Jest to trzeci tom trwającego dziesięć lat projektu, który eksploruje ducha Nowej Europy. Skupiony na mieście, każdy zbiór pozostawia turystę odbywającego podróże palcem po mapie z unikalnym poczuciem miejsca. Ponadto, zapewnia zwiedzającemu rzut oka na kraj, który jest ukryty przed przypadkowym podróżnikiem: humorystyczną, satyryczną i ironiczną Polskę, jak również na państwo, którego przyszłość zależy od przeszłości. Odsłoń więc zasłony: możesz być zaskoczony tym, co jest do zobaczenia. Redaktorzy, New Europe Writers Andrew Fincham John a Beckett James G. Coon

Miało być o Warszawie a jest o mnie Ewa Kowalczyk czy myślisz że byłoby w tym coś zdrożnego gdybym tak któregoś dnia wyhaczyła twój pojazd na ujazdowskich i do niego po prostu wsiadła lub może usiadła obok ciebie jak siada się obok siebie na ławce w parku tylko ty miałbyś obok siebie jakąś dźwignię i oparcie dla rąk w kształcie koła na światłach pomyliłbyś opatrznie dźwignię z moim kolanem i może pozwoliłabym choć nie wiem co by z tego wynikło ale twój pojazd nie ruszyłby na zielonym na pewno i czekalibyśmy do następnych świateł ile nie otrąbiliby nas inni choć nie wiem czy wtedy istnieliby dla nas ci inni czy myślisz że byłoby w tym coś zdrożnego gdybyś zabrał mnie na starówkę to znaczy do Zygmunta i on spojrzałby na ciebie zawistnie że ty ze mną że my razem na spacerze publicznie przyszliśmy podziwiać syrenkę te niby stare kamienice bo tak mówić o nich jest romantycznie i trendnie czy myślisz że byłoby w tym coś zdrożnego gdybyś odwiózł mnie na ujazdowskie gdzie stałam i czekałam na tramwaj choć ten na który czekałam dawno już odjechał a ja w ten sposób zwolniłam jedno miejsce siedzące i spóźniłam się do pracy tak po prostu zrezygnowałam dla jednego wyobrażenia o Warszawie.

Warszawie Karen Kovacik Twoje Kino Moskwa błyszczy jak różowy talerz filmami Eastwooda i francuską farsą. Ja jestem parasolką oddaną do naprawy. Wolałabym być teleskopem, by sięgnąć poza zasłonę rzeczy amerykańskich, poza zapach kiszonych ogórków, dymu i żalu i zrozumieć język powstań. Ty jesteś mapą, która istnieje, i tymi które zniknęły. Papierosem, który sprawia że spóźniony autobus nadjeżdża. Jestem szklanką ulunga, rozpustnicą, w tej krainie ust i zębów, gdzie sylaby piszczą jak cukier i nasze dłonie są zawsze rozgrzane i moje małżeństwo umiera na tapczanach ciasta. Jesteś muzeum cierpiących zegarów, jesteś ulicami które nazywają krupnik, złoto, krochmal. Widzę faceta w pociągu jedzącego pomidora jak jabłko. Bez przerwy sprawdza kieszenie w obawie przed szpiegami. Dlaczego on taki nerwowy? Liże palce i szepcze: Żydzi. Są wszędzie. Jesteś kościołem i świecami w kościele, bankiem i pieniędzmi, książką i słowami. Unikam rozmów. Moja grzywka jest przycięta o centymetr. Ule wyglądają jak domki dla lalek a Józek karmi mnie świeżym miodem. Choć się boję, wciąż patrzę i próbuję. Nie mam wiele słów, ale i tak opowiem. Tłumaczenie: Janusz Zalewski i Ania Spyra

Nowy Świat Hatif Janabi Ulica nowego świata... jak zwykle kipi życiem. Czujne kamery obserwują nagie sprawy kamery dnia, co nie mają czasu na refleksję. Tam dostrzegłem klamki i skoble niczym lwy i bramy solidne spoglądające z balkonów starego świata. Dotykałem ich z drżeniem wstydliwym, a ciekawym, a kiedy obejrzałem je dokładnie, zagłębiając się w ukryte występy, dostrzegłem imiona wyryte w brązie: imiona kochanków, co zginęli w obronie miasta, gdzie indziej zaś nazwiska pisarzy i artystów, których dawno już nie ma wśród nas. Na ulicy Nowy Świat, popijając kawę, zacząłem rozmyślać nad zakochanymi, którzy szepcą coś sobie do ucha, a z końca sali zawieszonej obrazami ekspresjonistów sączyła się znana tutejsza piosenka.

Warszawa Centralna Jacek Dehnel Co ich tutaj rzuciło pomiędzy stoliki (chrom, design i prostactwo) dworcowego baru z jego obcą leksyką ( latte, donat, mokka ) i pozorną wygodą? Jakie ważne święto, jaka komunia wnuczki, jaki ślub chrześniaka wyciągnął ich z mieszkania za kok i za czapkę i miota nieuważnie od kasy do kasy, z turkocącą po płytach zieloną walizką, pełną zwykłych przedmiotów? Jego, z elegancją cokolwiek niższej próby, ją w twarzowych butach, jego, który jej niesie kremową torebkę ze złotymi wzorkami, ją, która mu mówi: Stasiu, wolałbyś przecież... tutaj ktoś coś krzyknął...nie? To weź czekoladę. Ta przedpotopowa koafiura. Apaszka. Niemodna kurteczka. Są jak para trytonów, które prąd kapryśny wyrzucił na wybrzeża z dziwnego tworzywa, jak heraldyczny relief, który, zaskoczony, znajdujesz między logo Reserved i Empiku.

Heńka Bulbes i spółka Jan Himilsbach Burdel w naszej dzielnicy panował od niepamiętnych czasów i nikt się temu nie dziwił, ba, uważał to za rzecz zupełnie naturalną, ale zaczął się na dobre kiedy dzielnicowy o przezwisku Mussolini, pewnego pięknego dnia powiedział swojemu szefowi, że jest przemęczony i poszedł na urlop. Mussolini znał ludzi w swojej dzielnicy, wiedział kto z kim, kiedy i dlaczego, natomiast jego chwilowy zastępca starszy sierżant Tufta był zielony jak tabaka w rogu, nie znał nikogo z dzielnicy i wcale nie chciał nikogo poznać, bo nie zależało mu na poznaniu kogokolwiek, wiedział, że i tak długo tu miejsca nie zagrzeje i dlatego też kładł lachę na wszystko. Owszem, od czasu do czasu pokazał się na tej czy innej ulicy, ale to było wszystko i nic poza tym. Do tego stanu rzeczy, czyli do większego bałaganu jaki zapanował w dzielnicy przyczyniła się też pogoda. Nadszedł jak rzadko piękny maj. Ludzi obojga płci, niezależnie od wieku, ogarnęły chuci, a już szczególnie młódź licealna z pobliskiego, renomowanego gimnazjum koedukacyjnego. Młódź płci męskiej z ledwo sypiącym się płowym wąsem, nie tylko, że nie pozwalała spokojnie przejść ulicą porządnej dziewczynie, ale w chamski sposób, raz czy nawet dwa razy, zaczepiła Heńkę Bulbes, dziewczynę z miasta, która w towarzystwie Sroki ruszała w górne miasto na zarobek. Dziewczyny wyszły na ulicę prosto od fryzjera, znanego w całej dzielnicy lowelasa, Heńka zrobiona na kasztan, Sroka zaś dla odmiany na blond, z daleka woniało od nich adikałonem, patrząc na nie i pociągając, nosem z łatwością można było sic domyśleć, że Panu Jureczkowi właścicielowi zakładu fryzjerskiego, tego dnia zrobiły dobry początek i dały dobrze zarobić. Stojąc na ulicy, jedna po jednej stronie jezdni, druga po drugiej, usiłowały zatrzymać jakąś brykę, ale nic się nie zatrzymywało, a iść w taki skwar do kawiarni Zalotnej było czystym szaleństwem.

Kiedy tak stały wściekłe, rozpaczliwie usiłując złapać jakiś wózek, zjawili się maturzyści. Było ich czterech. Dokąd to panienki się wypuszczają? spytał wyrośnięty wyrostek zwracając się do Heńki. Heńka spojrzała na chłopaka, w oczach miał pożądanie. Za jego plecami stali koledzy w tym samym co on wieku. Ubrani w bawełniane koszulki z napisem adidas i wypłowiałe od słońca i deszczu dżinsy. Idziemy? spytał chłopak zwracając się do Heńki. Was jest dwie jak widzę, nas czterech, w sam raz do pary. Jedna na dwóch. My wskazał na kolegów zrzucimy się po dwie dychy i w sześcioro zrobimy balangę, zabawimy się jak trza. Za dwie dychy chłopczyku możesz kupić sobie loda odparła rzeczowo i wskazała chłopakowi pobliską cukierenkę, przed którą ustawiła się spora kolejka. Ale my chcieliśmy się zabawić. To idź dziecko do domu i za dwie dychy zabaw się ze swoją mamusią zaproponowała Heńka. Coś ty powiedziała? zdziwił się zaskoczony chłopak. Powtórz! To co słyszałeś. Chłopak chciał skoczyć do Heńki z pazurami, ale ta osadziła go w miejscu, i stało się nagle to, czego nikt się nie spodziewał. Spokojna dotąd, nawet uśmiechnięta przyjaźnie Heńka Bulbes, krzyknęła chłopakowi prosto w twarz: Do budy gnojku! Uczyć się, bo jutro jest pisemny z polskiego. Chłopak odskoczył od dziewczyny, jak przed ciosem. W tej samej chwili, kiedy Heńka była zajęta wymianą zdań z chłopakiem, Sroka zatrzymała przejeżdżającą taksówkę. Wsiadły do samochodu. Co oni chcieli od ciebie? spytała Sroka. Nic takiego. Dokąd jedziemy? spytał kierowca, spoglądając w lusterko nad sobą. Skręci pan w lewo do gimnazjum powiedziała Heńka.

Co ty znowu kombinujesz? zaniepokoiła się Sroka. Po jaką cholerę do gimnazjum. Miałyśmy przecież jechać do Zalotnej. Muszę zapisać cię do szkoły odezwała się wesoło Heńka. A do kierowcy: Jedź pan. Ruszyli z miejsca, po pięciu minutach zatrzymali się przed głównym wejściem do gimnazjum. Niech pan zaczeka chwileczkę. Zaraz wracamy i pojedziemy dalej w miasto. Obydwie weszły do gabinetu dyrektora. Co cię Heniu sprowadza do nas? zdziwił się dyrektor, wychodząc zza biurka, żeby przywitać się z Heńka Bulbes. Panie dyrektorze przystąpiła do rzeczy Heńka. Żeby panu nie marnować cennego czasu, powiem od razu co mi leży na sercu. Zanim poszłam na łajdactwo, to uczył pan mnie przez wiele długich lat. Czasy może się zmieniły, ale nie pozwolę jako wychowanka tych murów, żeby pana uczniowie zaczepiali porządne kobiety na ulicy w biały dzień. Szłyśmy z koleżanką do pracy a pańscy uczniowie w chamski sposób, o, nawet idą, ci czterej. Wcale im się nie dziwię, takie ładne kobiety jak wy powiedział dyrektor wesoło. Sam żałuję, że nie jestem w ich wieku i że zajmuję tak eksponowane stanowisko. W taksówce koleżanka nie mogła już wytrzymać: I po co to wszystko było? Że ty Heńka Bulbes jesteś starą dziwką, o tym wiedzą w całym mieście, ale że kapustą, to ja się dopiero teraz, dowiedziałam. A na to Heńka powiedziała w zamyśleniu: Dbam o dobre imię szkoły. I pojechały do Zalotnej, gdzie zbierali się Arabowie.

Oda świąteczna Ernest Bryll Szczęśliwi którzy razem z nami W supermarketach wózek pchają I dumnie przed kasami stając Są jak wybrańcy u bram raju Szczęśliwi, którzy z rodzinami Żrą w macdonaldach wielką bułę I wszystkich smaków świata czułych Zatkani bułą nie zaznają Dusz ich nie dusi przypomnienie Innego świata. Wszystko mają Co chcieli. Po dostępnej cenie... Więc choć koszmary oglądają W telewizorach. Jak zaklęci Śpią cicho, płytko, bez pamięci

Facet z góry James G. Coon Facet mieszkający nade mną odnawiał swoje mieszkanie przez dziewięć lat, a może dłużej, jak mówią. Nikt nie był pewien. Wcześniejszy mieszkaniec mojego lokum zmarł (mówią, że ze starości). Mieszkałem tutaj przez ostatnie dwa lata i osobiście mogę ręczyć, że w tym czasie odbywały się czynności remontowe. Pan Dupek, jak go nazwałem, oddaje się perwersyjnej zachciance głośnego hałasu wywołanego waleniem. Może się to zdarzyć o każdej porze dnia i nocy. Jeden gwóźdź na godzinę, na Boga. Domu nie odnowiono w jeden dzień! Trzask prask! Później jego demencja się cofa i walenie ustaje. Jego żona przez chwilę szura kapciami, a pies truchta kilka okrążeń wokół dupka, później znów zapada cisza. To jest norma, ale od czasu do czasu stara się on ustanowić nowy osobisty rekord. W najbardziej spektakularną taką chwilę spędził dwa dni usiłując przebić otwór przez podłogę w kuchni przy pomocy młotka. Cały budynek się zatrząsł. Nowa Zelandio, nadchodzimy! Myślałem sobie. BUM! BUM! BUM! Jego kuchnia jest tuż nad moją, więc była to tylko kwestia czasu. Nie było po co ostrzegać gościa. Ludzie jego pokroju zawsze wiedzą swoje. Przyjechałem do domu po pracy, by znaleźć ślad gipsowych kloców i kurz w korytarzu prowadzącym do znacznie większego nagromadzenia na podłodze w kuchni i powierzchniach dookoła. Prochem jesteś i w proch się obrócisz, nie? Ktoś tutaj albo przychodzi albo odchodzi i to nie jestem ja, pomyślałem. Właściwie, prawie połowa z mojego grubego gipsowego sufitu w kuchni spoczywała na podłodze kuchennej, poddając się w walce o pokój na ziemi. Wlazłem po schodach do góry, aby stawić czoło dupkowi w jego norze.

Więc, nareszcie odniósł pan sukces. Mój sufit jest teraz na podłodzepowiedziałem mu. Ta, jasne on odpowiedział. OK, proszę podejść i spojrzeć powiedziałem. On dumnie zszedł po schodach, paradując z jednym z tych wszechwiedzących komunistycznych uśmieszków, które można zobaczyć wyryte dłutem w każdej cementowej głowie w Europie Środkowej. Zobaczył ten bałagan, złapał obiema rękoma głowę, skrzywił się dziko, zatoczył się na piętach do tyłu jak jakaś postać z kreskówki i krzyknął: KURCZĘ! Pomyślałem, że rzadko zdarza się usłyszeć prawdziwsze słowa. Czy teraz mi pan wierzy? zapytałem i skoro to pana wina, kto posprząta ten bajzel? KURCZĘ! krzyknął powtórnie naprawię sufit, nie martw się, naprawię sufit. Zapomnij o suficie! Kto posprząta ten bałagan? zapytałem. Trzęsąc się, wkroczył na górę jak szympans cierpiący na biegunkę, nadal trzymając głowę w obu rękach, mamrocząc kurczę, kurczę. Wkrótce potem, jego żona z trudem zeszła po schodach. Trzęsąc się i pocąc, usiłowała posprzątać, jednakże z nikłym entuzjazmem. Powiedziałem jej, aby zapomniała o tym, zanim dostanie ataku serca. Więc, jest raczej stara, chociaż nie całkiem słabowita. Pani Krowa, jeśli rozumiesz co mam na myśli. Była godzina dziewiętnasta. Zawołałem siostrę dozorczyni (gdyż sama dozorczyni nie mieszka blisko). Połowa sufitu kuchennego spadła na podłogę i narobiła niezłego bałaganu powiedziałem jej. Czy nie może to poczekać do jutra? ona zapytała. Tak, ale to jest naprawdę duży bałagan powiedziałem. Kilka minut później zadzwoniła: Z mężem przyjedziemy spojrzeć na to powiedziała. OK. odpowiedziałem ale rzut oka na to nie posprząta tego ogromnego bałaganu.

Chcemy zobaczyć jak duży nieporządek się zrobił powiedziała. OK. odpowiedziałem będę w domu. Przyjechali. Mąż spojrzał, odwrócił się na pięcie i krzyknął KURCZĘ!. Później jego żona zerknęła zza rogu do kuchni, odwróciła się na pięcie i wykrzyczała KURCZĘ! Czy teraz mi państwo wierzą? zapytałem Powiedziałem, że prawie połowa sufitu jest na podłodze i tak jest w rzeczy samej, prawda? No tak przytaknęli ze zniechęceniem. Wydawali się autentycznie rozczarowani utratą okazji do nabijania się z typowego Amerykanina, który popada w przesadę. A więc co teraz? zapytałem. OK, posprzątamy to powiedzieli. Więc wszyscy przyszli z pomocą i wyrzucili śmieci z grubsza. Następnego dnia miejscowa pani sprzątająca uwieńczyła dzieło, dodając swoje spóźnione KURCZĘ! do chóru. Sufit nadal potrzebował naprawy, ale oczywiście, przede wszystkim, winę powinna orzec spółdzielnia mieszkaniowa. Tak się składa, że facet z góry jest prezesem tej spółdzielni. Prawdopodobnie możecie sobie wyobrazić, do czego to prowadzi. Tak więc Pan Prezes zwołał delegację z ludzi zazwyczaj sypiących pochlebstwami, aby skontrolowali teren i wydali sprawiedliwą i bezstronną opinię. Przyjechali wraz z siostrą dozorczyni. Delegacja składała się z jednej starowinki, która pracuje dla Pana Prezesa w biurze i jednego starca trzymającego laskę, który cały czas spędził gapiąc się z otwartą buzią w sufit i nieskładnie mamrocząc. Pan Prezes był u szczytu formy, z rękoma w kieszeni, kołysząc się w tę i nazad, szczerząc się największym pełnym zadowolenia uśmiechem jaki tylko może z siebie rzekomo wydać istota ludzka. Po 25 minutach bezcelowego wałęsania się, gapieniu się ku niebu i bełkotaniu, Pan Prezes ogłosił koniec inspekcji i stwierdził, że delegacja powinna wygłosić ostateczną opinię na piśmie w ciągu tygodnia. O rety! pomyślałem to będzie prawdziwa chwila napięcia. Nie mogę się doczekać aż się dowiem, co zdecydują.

Nadszedł pamiętny dzień i tak jak przypuszczałem, jury wydało wyrok niewinny w stosunku do Pana Prezesa i zwaliło winę na budynek. Pisemny zapis mówił dosłownie: budynek jest winny. Ostatecznie, moja dozorczyni musiała zapłacić za naprawę. Ani Pan Prezes, ani spółdzielnia, ani nawet budynek. Na szczęście, też nie ja. Czekałem, aby zobaczyć, czy mogliby pomyśleć o sposobie obarczenia mnie winą. Być może coś podobnego do: nadmiernie umiejscowiona grawitacja w wyniku obecności zbyt poważnej obcej mocy. Zrozumiałe, że sam budynek nie był dostępny dla dalszego komentarza, już po tym jak stwierdzono przede wszystkim jego opinię o Panu Prezesie poprzez upuszczanie ciężaru na moją kuchenną podłogę. To nie do wiary, ale siostra dozorczyni właściwie myślała, że zaistniała szansa, że delegacja oskarży winą Pana Prezesa. Nie myślałem, że ktokolwiek powyżej wieku sześciu miesięcy był tak naiwny, a ona już DAWNO przekroczyła ten wiek. Wyjechałem na święta Bożego Narodzenia i gdy wróciłem, wszystko było naprawione. Podsumowując, było to w miarę bezbolesne wyjście z idiotycznej sytuacji, z tym wyjątkiem, że niektórzy z ludzi w moim biurze zgodzili się, że budynek był winny! Mówili, że był stary, że prawdopodobnie przede wszystkim był źle skonstruowany (jak wiele innych rzeczy, łącznie z ich głupim argumentem), i że dozorczyni od dawna nie wzięła się za żadne naprawy. Powiedziałem im, że nic z tego nie jest prawdą i że jeśli tam byli i czuli, że budynek trzęsie się w posadach, podczas gdy Pan Prezes wystrzelił sobie drogę do złej sławy, prawdopodobnie myśleliby inaczej. Tylko potrząsnęli głowami i wrócili do pracy. Jestem pewny, że myśleli: kolejny typowy Amerykanin, który popada w przesadę. KURCZĘ! Tłumaczenie: Karolina Zioło

Mazurek A-dur Chopina John Surowiecki Przechodzi okresy dziecięctwa ludzi, których nie zna, spotyka ciotki z rozbieganym wzrokiem pstrokatych kur i wujków z maleńkimi kwadratowymi zębami. Pociesza tych nagle osieroconych, zjada lunch z wychodzącymi kochankami, przechadza się po parku trzymając za rękę kogoś kto polega na tym bardziej niż chce. Wyczuwając to stopniowo jest zastępowany przez pamięć i wyrzuty sumienia. Uczennica liceum podejmuje jego temat, później zajmuje się czymś innym. Tłumaczenie: Karolina Zioło

Tłumacz przysięgły John a Beckett Wielkomiejskość snów ponad post-sowiecką utopią dziesiąte piętro, Pan Kuszmek, mój tłumacz przysięgły nad dyplomem wydziału sztuk z Melbourne zgięty sprawdza papier przy dębowym biureczku skromnym bada wiek, znaki wodne, pochodzenie; czy autentyk? Przypomina to przysięgę. Musiałem przysiąc Jego staroświecki angielski przycina akcent czysto że każde słowo słowiańskie ciepło, gęsta aura tłumaczone musi być trafnie. Przysięga to absurd Obydwa języki może i z tego samego pnia Polski dorastał inaczej, jakby innego dnia Słońce zdarza się zimą, napływający upał wali z rur, dyszący ciepłem perkusista łapie nas przeczuwających letni szkwał Mój wzrok pada na ściany; wzorzyste tapety: papierowe graty; fotki, panoptikum, mapy złożone wiernie w całość rękami tłumacza siodło ze skrzydłami; Ulica Filharmonii z hotelu Happenstance karta dań: gołąbki Moskwa, jakiej nie było, Warszawa, jaka miała być Podróżuję zaledwie w myślach, nie mam dosyć, obrazy znalezione w wyobraźni dojrzały to wierny kompan i zaufany przewodnik widzę miejsca wydobyte z ludzkich wspomnień te, których wyczekiwali: to ich gdzie i kiedy wakacje, które mieli nadzieję gdzieś spędzić przytakuję na zgodę; widzę, że te wirtualne obrazy oddają realia, które jeszcze mogą się przydarzyć Tłumaczenie: Wojciech Maślarz

Warszawski architekt Karen Kovacik dla Witka Gabrysia Niech będzie modernizm, mówi, i w promieniście płaskim świecie na kwadracie bristolu wyrasta lśniący sześcian. Potem pojawiają się balkony, świeżo woskowane podłogi, kuchnie jeszcze nie tknięte tłuszczem i dymem. Czy doda wysokie stożki cedrów albo czupryny topoli? Wszystko jest możliwe pod cienką warstwą gwaszowego nieba. Jego własne mieszkanie jest reliktem po odgórnym planowaniu: niskie sufity, pękające płytki, pomarańczowe linoleum z utopii lat siedemdziesiątych. Odkryte przewody zwisają w sieni, winda cuchnie odpadami. Freudowski billboard zasłania numer domu ceną cygara both strong and hard. Jak on się porusza między tymi światami? Jaki paszport intelektu lub ducha pozwala mu porzucać rozmach paraboli i wpasowywać się w kratkę korytarza łzawiącego cebulą? Na jego planszy Warszawa pojawia się płaska jak papier, płomień podnosi stronę nim granitowe sny górników wstrzymają świat. Na zewnątrz zimny deszcz, kominy i chodniki koloru herbaty, kobiety w negliżu ściągają pospiesznie dobytek z balkonów. Lubię ten próbny szkic ręką w powietrzu przed pierwszą linią, kiedy wszystko może się pojawić nawet ten podmiejski austriacki hipermarket, nawet wieżowiec płatków śniadaniowych, Dunaj mineralnej. Tłumaczenie: Mira Kuś

Co mają tak za tak Andrew Fincham Otworzyłem oczy. Jak u kobiety w Mickiewiczowskim Dzieńdobry, wokół moich ust zebrały się muchy i nie byłem pewien, czy żyłem czy umarłem. Ledwo przypomniałem sobie słowa zmarłej poetki: śmierć pozostawia nas tęskniącymi za domem. Doświadczenie okazuje się najlepsze, gdy nie wierzy się oświadczeniom w wierszach, które bazują na grze z interpunkcją, zwłaszcza gdy zbliża się świt, więc położyłem poduszkę nad głową. A poza tym, ogarniała mnie nostalgia za domem. * (Według niektórych) świat dzieli się na tych, którzy nie cierpią podróży i na tych, którzy ponoć je kochają. Dla tych pierwszych nie jest jasne, na czym polega czar budzenia się w obcym łóżku. Wśród tych drugich, niektórzy prawie w atawistyczny sposób usiłują wielbić oblepiony naklejkami kufer podróżny, targany przez boyów hotelowych w czapkach na głowach, którzy pracują w windach uruchamianych korbą. Pozostali odkrywają zaletę w nie myciu się, podczas gdy komary tną jak na plaży w Bangkoku, gdzie za wstęp płaci się piątaka. Wydaje mi się, że obie kategorie ludzi są prawdopodobnie nieszczęśliwe. Więc moja ścieżka do Warszawy (później odnotowana pomiędzy miejscem urodzin mojego taty a panieńskim nazwiskiem mojej mamy w notesie policjanta w hotelowym foyer) nie była spodziewana. Zaistniała w wyniku teleksu, który dostarczono na matę mieszkania w Londynie. Teleks wydawał się pojawiać zza grobu. PILNE PRZYGOTOWANIA DO POGRZEBU DINT Nie pierwszy raz odkryłem, że pozostawiłem przyszłym pokoleniom nieznaczne poczucie winy, aby uzupełnić miejsce podstarzałego krewnego. Być może powinienem bardziej wysilić się, aby pozostać z nim w kontakcie. Samotność imienia na corocznej kartce bożonarodzeniowej nagle przeważa równowagę. Być może podświadomie, myśl podpisu

zmarłego wytwarza mimowolne przypomnienie skłonności osoby sporządzającej testament i długość wizyt skraca się przed nagłą bliskością spadku. Tak było z moim Wielkim Wujkiem Dintem. Urodzony w pomroce dziejów pod Tarnowem, Wujek Dint stał się żywą legendą, jeszcze zanim zmarł. Jego opowieści, w połowie prawdziwe, choć były nie z tego świata, mówiły o życiu Galicji prawie sprzed wieku i zawsze pojawiali się w nich wielcy nieboszczycy, którzy swój sukces zawdzięczali mojemu krewnemu. Wujek Dint był jednym z najbardziej wyszukanych gawędziarzy swego czasu. Wydawało się, że jego wiek przemawiał ostatecznie przeciw niemu i liczyłem stratę jako większą, niż się spodziewałem. Swoista bliskość przez te lata broniła nas przed oddaleniem się od siebie, chociaż zawsze mieszkaliśmy po przeciwnych stronach kontynentu. Ale ponieważ ani nie rozmawialiśmy, ani nie korespondowaliśmy (poza życzeniami świątecznymi) latami, raczej zdziwiło mnie, że zwołano mnie, abym służył w roli wykonawcy testamentu. Staruszek musiał mimo wszystko pamiętać o mnie. I pocieszałem się tą myślą. * Kilka faksów i jeden przelot Lotem później wylądowałem przy drzwiach obrotowych Hotelu Sowiecki, gdzie pilnie wziąłem udział w pewnym qui pro quo. Głównymi bohaterami tej wymiany zdań byli wzburzony taksówkarz, wahający plikiem kilku milionów złotych (wcześniej w moim posiadaniu) i recepcjonistka, bardzo atrakcyjna dziewczyna, posługująca się barwnym językiem i wywołująca postrach u swoich przeciwników. Epizodyczne pojawienie się policjanta za sprawą kierowcy taksówki, dostarczyło niezłego zwrotu akcji, gdy tenże stróż prawa stanął po stronie recepcjonistki, co zaowocowało zwrotem części niegodziwie zdobytej opłaty za przejazd. Dzięki temu mój portfel znów pęczniał, a bagaż dostarczono pod drzwi. Z pana jest niegrzeczny chłopczyk wzruszyła ramionami piękność z ostrzegawczym kiwnięciem głowy, jak gdybym był dzieckiem złapanym

w trakcie rozmowy z nieznajomym. Strażnik prawa teraz zaproponował jej resztki z mojej opłaty, z których wzięła większą porcję i oddała mi je z uśmiechem pełnym satysfakcji, co zakończyło najwyraźniej sprawę. Od momentu, gdy trafiłem na ciepły asfalt Okęcia, zastanawiałem się, dlaczego byłem za ścianą. Oczywiście, ścianę zburzono, co zostało udowodnione przez łatwość, z jaką uzyskałem wizę turystyczną. Ale nie trwało to długo, a kamienice usytuowane wzdłuż szeroko rozwartych ulic nadal miały chłodny wygląd, pod palącym letnim słońcem. Zastanawiałem się, ile się zmieniło i dałem temu wyraz na głos. Na chwilę podniosła twarz znad księgi hotelowej i powiedziała Potrawy z grilla. Zaskoczony, zapytałem czy było to spowodowane lepszą pogodą. Lub dostępnością mięsa. Teraz jest grill. Do kupienia w Galerii. Zanim zorganizujemy posiłek przy ognisku. podała klucz. Życzę miłego pobytu w Warszawskim Hotelu Sobieski. Sobieski? Więc nie wymawiacie tego Sowiecki? zacząłem podejrzewać powody mojej ostrożnej jazdy taksówką. Jan III Sobieski: Król Polski, Wielki Książę Litwy, Rusi, Prus, Mazowsza, Żmudzi, Liwonii, Smoleńska, Kijowa, Wołynia, Podlasia, Siewierszczyzny i Czernichowa. A może też niektórych innych miejsc. Róża pod jakimkolwiek innym imieniem rzekłem, w nieznacznym zamieszaniu. Tak jak u Szekspira w Romeo i Julii. Podziękowałem jej, ukłoniłem się i wycofałem. * Następnego poranka przyjechałem wcześnie pod adres na ulicy Filtrowej, gdzie znajdował się dom mojego zmarłego krewnego. Poszło mi gładko, bo wcześniej zamówiłem taksówkę hotelową, a potem pospieszyłem boczną uliczką w nastroju zadumy czekając na wyznaczony czas. Pomimo serii następujących po sobie zwięzłych wymian słownych, nadal pozostałem niepewny w jakim celu się tam dokładnie znalazłem. Widok eleganckiej willi otworzył mnie na całkiem nową estetykę i odwracał myśli od utraty mojego słowiańskiego reliktu, osobistego