Życie duchowe Wiosna 74/2013 www.zycie-duchowe.pl Ufam Tobie WydaWca Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, Wydawnictwo WaM Pismo stowarzyszone w Konsorcjum Prasowym WaM ZesPół RedaKcyJny Józef augustyn sj (redaktor naczelny), Marek Blaza sj, ks. Krzysztof Grzywocz dariusz Kowalczyk sj, stanisław Morgalla sj Lucyna słup, Katarzyna stokłosa (sekretarz redakcji) Z PisMeM WsPół PRacuJą Tomasz Fiedler sj, dariusz Piórkowski sj cezary sękalski, Monika skarżyńska, ks. alfons J. skowronek Magdalena sokołowska, Bogusław steczek sj anna Woźniakowska, adam Żak sj ukł ad GRaFicZny i TyPoGRaFicZny olgierd chmielewski na okładce Kopia obrazu Jezusa Miłosiernego według oryginału eugeniusza Kazimirowskiego Kościół ormiański w Jerozolimie przy iv stacji Via dolorosa autor zdjęcia na okładce: Józef augustyn sj PRoJeKT okł adki andrzej sochacki skł ad i ł amanie Barbara Bodzoń superiorum permissu issn 1232-9460 adres redakcji: ul. Kopernika 26, 31-501 Kraków, tel. 12 62 93 292 e-mail: Zycie.duchowe@wydawnictwowam.pl, www.zycie-duchowe.pl Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów i zmiany tytułów. Materiałów niezamówionych nie odsyłamy. Numer zamknięto 25 lutego 2013 roku.
Życie duchowe Wiosna 74/2013 Piotr Słabek Drogi zaufania Bogu Jest wiele dróg ufności Bogu, bo każdy z nas jest inny, nazwany przez Boga jego własnym imieniem. Każdy z nas musi więc odkryć swoją drogę ufności. Będzie to droga tylko dla niego. Droga uwzględniająca to, kim był, kim jest, kim chce być i w jakich warunkach żyje. Wiara w moc i potęgę Boga Jedna z sentencji Ojców Pustyni mówi: Powiedział abba Euprepiusz: «W przekonaniu, że Bóg jest wierny i potężny, ufaj Mu, a będziesz miał udział w Jego skarbach. Gdybyś się zniechęcił, to znaczy to, że nie wierzysz. Wszyscy zresztą wierzymy, że jest potężny i wszystko może; ale zastosuj tę wiarę także i do swoich spraw, żeby On i w tobie dokonał cudów» 1. Droga zaufania polega więc na zastosowaniu ogólnej wiary w moc i potęgę Boga do swoich konkretnych spraw życiowych. Bez względu na to, czy ktoś jest osobą żyjącą w małżeństwie czy samotnie, czy jest duchownym czy świeckim, boryka się z podstawowymi pytaniami dotyczącymi ufności: Czy Bóg nie zniechęci się moimi zdradami, niewiernościami, słabościami i grzechami? Czy miłości i łaski Boga nie przyjmuję na marne, tracąc je i nie korzystając z nich? 1 Pierwsza Księga Starców Gerontikon, Kraków 1999, s. 96. 23
PioTR sł abek Tego typu pytania powracają szczególnie po kolejnych upadkach i grzechach, zwłaszcza tych, z którymi już wielokrotnie obiecywaliśmy zerwać. Owe solenne obietnice składaliśmy Bogu, samym sobie i bliskim. Najczęściej nie chodzi tu o jakieś spektakularne i gorszące grzechy czy czyny, a raczej o najgłębsze pokłady naszego egoizmu, bywa, że do końca nieuświadomione. Przerażenie własną słabością czy fiasko ambitnych planów przemiany życiowej wystawiają na próbę naszą ufność, która praktycznie wyraża się w stałej i żarliwej modlitwie do Boga. Umysł lekceważący dobro jest pociągany ku złu Pożywieniem dla coraz głębszych korzeni egoizmu jest sam grzech. Grzech jako taki czyli chybienie. Zawrócenie ze ścieżki prowadzącej do życia i światła, dążenie w kierunku ciemności i śmierci. Często zły kierunek to w życiowej praktyce brak ofiarności, wygoda, komfort, beztroska, brak miłosierdzia i współczucia, automatyczny osąd innych, smutek z czyichś sukcesów i osiągnięć. W spojrzeniu na genezę grzechu chciałbym zwrócić uwagę na myśli Orygenesa, jednego z największych teologów chrześcijaństwa żyjącego na przełomie II i III wieku. Dla tego wielkiego myśliciela, trochę w przeciwieństwie do naszych odczuć, grzech to nie tyle czyn, ile zaniedbanie. Według niego istotą grzechu jest zaniedbanie, lenistwo, opieszałość. To właśnie one doprowadzają do grzechów najpierw w postawach wewnętrznych i myślach, później w mowie i czynach. W swoim dziele O zasadach Orygenes pisze: Stwórca bowiem zezwolił stworzonym przez siebie umysłom na dobrowolne i swobodne działanie, aby powstało w nich ich własne dobro, gdyby zachowywały je z własnej woli; jednakże lenistwo i wstręt do wysiłku w zachowaniu dobra oraz niechęć i lekceważenie wyższych wartości dały początek odchodzeniu od tego, co dobre. Odchodzenie od dobra nie jest bowiem niczym innym jak formowaniem się w złu. Z całą przecież pewnością złem jest brak dobra. Ktoś popada w zło w takiej mierze, w jakiej odszedł od dobra. Każdy zaś umysł lekceważący dobro jest pociągany ku złu. Wolna wola na skutek niedbałości może doprowadzić do upadku 2. Grzech więc jest brakiem dążenia ku Bogu z lenistwa, gnuśności i wstrętu do wysiłku. To przede wszystkim zaniedbanie dążenia ku Bogu wyraża- 2 Cyt. za: T. Dzidek, Mistrzowie teologii, Kraków 1998, s. 59. 24
drogi ZauFania BoGu jące się w myśli, mowie i uczynku. Wszelki pozytywny wysiłek rozwija nas i wzbogaca, zaś jego brak niszczy duszę i ciało. Bycie w drodze, opuszczenie strefy komfortu i wygody, gdzie czuję się przyjemnie i bezpiecznie, pomaga. Wysiłek, ciężki trud pracy nad sobą, pomaganie innym to przyjęcie Bożej łaski. Duchowa czy fizyczna wędrówka, poszukiwanie prawdy, piękna stają się właściwie wędrówką ku Bogu. Konsekwentna realizacja dobrych pragnień i marzeń przybliża nas do Boga i bliźnich. Bezruch, bezwład i wygodne zamknięcie we własnym świecie jest dla nas poważnym zagrożeniem. Obojętność, wyrachowanie oraz niechęć do wszelkich zmian niszczą nas wewnętrznie. Uporczywe stanie w miejscu, zrywanie kontaktów, egocentryczne zamknięcie są jakby przedsionkiem piekła tu, na ziemi. Ucieczka przed trudem, ofiarą i wyrzeczeniem się to duże opóźnienie naszego marszu ku Bogu. Czynią nas one niezdolnymi do przyjęcia Bożego słowa. Grzech to sen, bezczynność, brak życia śmierć. Dobro to Bóg Życie, to pozytywny wysiłek. Zło jest przeciwne istnieniu, zawiera w sobie rozpad, destrukcję, zepsucie i nicość. Walka o codzienne zaufanie w rodzinie Piszę i cytuję te bliskie dla mnie obiektywne prawdy, gdyż sam w moim życiu zmagam się z walką o codzienną ufność. Gdy odkrywam, że wiele zła w moim życiu i w życiu moich bliskich powstało właśnie przez korzeń mego grzechu zaniedbanie, lenistwo, lekceważenie, gnuśność, ucieczkę od trudu i ofiary trudno mi przyjąć tę bolesną prawdę. Przyjęcie odpowiedzialności za zło, które wydarzyło się z mojej przyczyny, uderza w samozadowolenie. Lata płyną, człowiek się starzeje, a zamiast wewnętrznej przemiany odkrywam coraz większe pokłady egoizmu i egocentryzmu. Pozytywnych zaś zmian jak na lekarstwo. Ciężko to przyjąć i zaakceptować, ponieważ burzy to mój obraz samego siebie, odziera go z wielu naiwnych wyobrażeń. Niszczy dobre mniemanie o sobie. Ślepe, nieraz bezuczuciowe zaufanie Bożej Miłości i Mądrości budzi mimo wszystko pokój. Przeświadczenie, że Bóg w swojej wszechmocy poradzi sobie z moją grzesznością i egoizmem, leczy i wyzwala. Pozwala przyjąć inną perspektywę i skierować wzrok bardziej na Oblicze Boga niż na siebie. Oczywiście nie zwalnia mnie to z codziennego wysiłku i trudu nawrócenia. Nie czyni jednak z tych wysiłków centrum. Zaufanie Bogu, gdy żyje się w rodzinie, ma zapewne nowy wymiar. Już samo małżeństwo daje okazję do głębokiej przemiany, rozwoju ludzkiej osobowości i nowego spojrzenia na rzeczywistość. Dobrze i dojrzale prze- 25
PioTR sł abek żywane życie małżeńskie i rodzinne to jakby ładunek wybuchowy o dużej sile rażenia podłożony pod fortecę egoizmu i indywidualizmu. Jeśli będzie się codziennie przyjmować Bożą łaskę, ufność Bogu członków rodziny nie zagaśnie materiał wybuchowy eksploduje, a jego moc spowoduje spustoszenie w twierdzy egoizmu. By tak się stało, życie rodzinne zakłada chodzenie w obecności Boga. Największą mądrością w życiu małżeńskim i rodzinnym jest spojrzenie na bliskich oczyma samego Boga. Takie spojrzenie sprawia, że dajemy pełną wolność ukochanemu współmałżonkowi, a dzieci wychowujemy do wolności i miłości. W codziennej praktyce życia w rodzinie do problemów zaufania w obliczu własnej grzeszności i słabości dochodzą pokusy związane z osądem i obrazem w nas naszych bliskich. Przez wiele lat wspólnego życia nietrudno pielęgnować myśl o ograniczoności i słabości bliskich. Moją pokusą jest myślenie typu: przecież w tej kwestii on ona na pewno się nie zmieni. Przecież tyle było prób zupełnie bezskutecznych. Bardziej subtelne pokusy udowadniają mi, że on ona nie tylko nie ma wystarczającej siły do przemiany, ale w ogóle nie ma świadomości własnych słabości czy wad i potrzeby jakichkolwiek zmian. W takim wypadku spojrzenie oczyma Boga z pewnością się nie uda, gdyż jest ono odwrotnością opisanych pokus. Bóg zawsze daje szansę, zawsze widzi w nas dobro, które stworzył, zawsze ufa człowiekowi i nigdy nie miażdży go bezwzględnym sądem. Ufność w rodzinie to zaufanie w dobro Boże, które jest w bliskich. To zaufanie, że podobnie jak Boża miłość i cierpliwość poradzi sobie z nami samymi, tak samo poradzi sobie z naszymi bliskimi, mimo ich uporu, słabości, grzeszności czy niestałości. Lekarstwem na znudzenie czy spowszednienie w życiu małżeńskim jest świąteczna radość pierwszego dnia wspólnego życia, która może trwać mimo upływu czasu przez całe życie. Każdy dzień może być świętem. Każdego dnia mąż i żona mogą się wzajemnie odkrywać, poznawać jako nowe osoby. Pomocą w trwaniu w tym doświadczeniu jest pogłębianie życia duchowego i ustawiczna praca nad wewnętrzną przemianą. Innym, wcale nie mniejszym, polem walki o zaufanie Bogu są sprawy dotyczące finansów czy zdrowia. Tutaj bardzo konkretnie można doświadczyć łaski Boga. Konkrety i fakty w sposób szczególny związane są z ufnością, wytrwałością i żarliwością modlitwy. Piotr Słabek (ur. 1962), magister teologii, redaktor naczelny Wydawnictwa M, mąż i ojciec czworga dzieci. 26
Życie duchowe Wiosna 74/2013 Federico Arvesú SJ Grzechy przeciwko ludzkiej osobie Poniżej 1 przedstawiam postawy, w których przejawia się brak szacunku, jaki winniśmy osobie ludzkiej. Każdą osobę, bez względu na jej wiek, pochodzenie i wykształcenie, należy szanować. Szacunek winniśmy okazywać nie tylko ludziom z najbliższego otoczenia, środowiska czy wspólnoty, lecz wszystkim, gdyż każdy człowiek stworzony został na obraz i podobieństwo Boga. Kiedy nie szanujemy innych, ujawnia się to między innymi w następujących postawach. Brak akceptacji osoby Ta postawa uderza przede wszystkim w potrzebę akceptacji, jaką żywi każdy człowiek. Nie akceptować jakiejś osoby, to wręcz zabijać ją psychicznie, to pozbawiać ją prawa do życia, które jej przysługuje. Atakowanie osoby Atakować można nie tylko z użyciem sztyletu. Istnieje agresja ukryta, która rani głębiej niż ostrze. Karanie osoby Jest wiele sposobów, by ukarać drugiego człowieka. Można zaprzestać mu się kłaniać, chłodno go pozdrawiać, odzywać się szorstko, nie robić życzliwych gestów czynionych do tej pory Gdy zastanawiamy się nad 1 Konferencja duszpasterska spisana z nagrania magnetofonowego. Por. Betica Marista, 67/1974, s. 324-326. Opracowane na podstawie tłumaczenia Tomasza Oleniacza SJ. 60
GRZecHy PRZeciWKo LudZKieJ osobie swoim postępowaniem, dostrzegamy, że nieraz karzemy ludzi tylko dlatego, że robią coś, co się nam nie podoba. Szufladkowanie osoby W naszych relacjach z ludźmi mamy łatwość, a nawet zwyczaj szufladkowania ich. Kiedy na przykład przybywamy do nowej wspólnoty, zaczynamy wkładać jej członków do szufladek : ten jest taki, ten taki, a ten jeszcze taki Nie otwieramy się przez to na rzeczywistość osoby taką, jaką jest ona naprawdę. Wydaje się nam, że wszystko jest w porządku, ponieważ poklasyfikowałem sobie moje otoczenie i wiem, na czym stoję. W ten sposób niejako przymuszam drugiego, by zachowywał się zgodnie z moim wyobrażeniem o nim. Ignorowanie osoby Może być świadome i dobrowolne, by dana osoba poczuła, że żywimy do niej niechęć. Zachowujemy się wtedy tak, jakby ona nie istniała. Wydawanie sądu o osobie Inaczej mówiąc, orzekanie typu: Jesteś zły, nie nadajesz się do niczego. Tymczasem wszelki sąd nad człowiekiem jest nieuzasadniony. Często robimy to wobec dzieci w rodzinie, uczniów w szkole Oszukiwanie osoby To na przykład manipulowanie osobą i jednoczesne sugerowanie jej, że postępuje w sposób wolny. Zmieniamy się wówczas w zręcznych polityków używających ludzi dla własnych celów. Oczernianie osoby Nie mam tu na myśli jedynie mówienia rzeczy fałszywych. Oczernianie to rozgłaszanie tu i tam rzeczy prawdziwych, które mogą być jednak nie tylko nieprzyjemne, lecz także raniące. Bywa, że gdy w jednej wspólnocie coś się wydarzy, wieść o tym natychmiast dociera do innych. I kiedy zainteresowany przybywa do nowej wspólnoty, wszystko już tam o nim wiedzą. Z ważnych i delikatnych spraw ludzkich nie można robić sobie żartów, rozgłaszać ich czy bezmyślnie powtarzać. Fałszywe współczucie osobie Chodzi tu nie o współodczuwanie z osobą i towarzyszenie jej w cierpieniach czy bolesnych uczuciach, ale o użalanie się nad nią i powtarzanie 61
FedeRico arvesú sj z politowaniem: Biedaczek. To jedna z tych postaw, które ranią najbardziej. Ludzie bowiem nie chcą, by się nad nimi użalać czy litować. Oczekują natomiast bezinteresownej i pełnej szacunku pomocy. Uprzedmiotawianie osoby To traktowanie osoby nie podmiotowo, ale tak jakby była przedmiotem, narzędziem czy rzeczą, którą przestawia się z kąta w kąt. Sprowadzanie osoby do wymiaru seksualnego To jedna z bardziej drastycznych form uprzedmiotawiania człowieka. Dzisiejsze pokolenie łatwo posługuje się sloganem: Seks bez miłości jest grzechem, seks z miłością nie. Miłość rozumie się tu jedynie jako odczucie i to nieraz bardzo banalne. Nie można uogólniać, mówiąc: wystarczy miłość, by nie było grzechu. Natomiast seks bez miłości jest jeszcze gorszym wykorzystywaniem osoby. To przerażające, upokarzające uprzedmiotowienie i wyraz braku szacunku. Wykorzystywanie osoby Wykorzystanie osoby to takie zachowanie, kiedy na przykład wiedząc, że ktoś jest gadułą, opowiada się mu o jakiejś sprawie w zaufaniu, bo dzięki temu dowie się o tym cały świat. Wykorzystuje się więc w ten sposób człowieka. Tego typu wykorzystywanie drugiego może przyjąć wiele różnych form. Ironia i sarkazm Ironizować można na wiele sposobów. Dużo gorszy jest jednak sarkazm. Różni się on od poczucia humoru i żartu, który cieszy, nie raniąc drugiej osoby. Ironizując, śmiejemy się czyimś kosztem, sarkazm to cios dużo boleśniejszy. Fałszywe pocieszanie osoby Mam tu na myśli tak zwane pocieszanie, które nie jest towarzyszeniem drugiemu w cierpieniu. Z fałszywym pocieszaniem mamy do czynienia, gdy osobie, która przychodzi do nas ze swoim kłopotem, mówimy: To nic takiego, żaden problem, poradzisz sobie. W rozwiązywaniu trudnych spraw ważne jest przyznanie, że dany problem istnieje. Wówczas wyświadczamy przysługę osobie, która przychodzi do nas ze swoim zmartwieniem, akceptując jej problem po to, by go rozwiązać. Tanie pocieszanie i znie- 62
GRZecHy PRZeciWKo LudZKieJ osobie czulanie, by problemu się nie czuło, by się o nim nie myślało, nie jest prawdziwą pomocą. W ten sposób bowiem tak naprawdę pozostawiamy osobę samą. Fałszywe ochranianie osoby Z fałszywym ochranianiem osoby mamy do czynienia wtedy, gdy chronimy kogoś w tym, w czym nie potrzebuje on ochrony, w sytuacji, kiedy sam jest w stanie się bronić, przejąć inicjatywę. Paternalistyczna ochrona nie jest dobra, gdyż rodzi w człowieku zależność i nie pozwala mu być wolnym. Fałszywe doradzanie osobie Wyobraźmy sobie taką sytuację: przychodzi do mnie ktoś i prosi o radę. Doradzam więc coś tej osobie, a ona robi zupełnie coś przeciwnego. Kiedy więc innym razem ponownie pyta o radę, złoszczę się i mówię: Po co mnie pytasz, skoro i tak robisz, co uważasz za stosowne?. W takiej postawie zakłada się, że ktoś zawsze ma robić to, co mu powiem. Tymczasem tak nie jest. Ktoś przychodzi do mnie, by prosić mnie o opinię. Powinienem wyrazić ją w wolności, tak by człowiek ten mógł zrobić to, co uzna za słuszne. I nawet jeśli także za drugim razem nie uwzględni moich sugestii, musi mieć pewność, że gdy przyjdzie trzeci, czwarty, piąty i tysięczny raz, zawsze usłyszy moje zdanie i moją radę. Trudno znieść coś takiego. Uważamy przecież, że cieszymy się szacunkiem i poważaniem, że zawsze mamy rację. Moja dyspozycyjność do służby powinna być jednak taka: jeśli nawet tysiąc razy usłyszysz moją opinię i ona pozwala ci zobaczyć to, czego nie powinieneś robić, jestem gotów dalej służyć ci moim zdaniem. Paternalistyczne traktowanie osoby Z postawą tą mamy do czynienia, gdy robimy za innych to, co sami powinni zrobić. Nie znaczy to, że nie mamy współpracować z ludźmi tam, gdzie nie dają sobie rady. Paternalizm to inny rodzaj aktywności: zaczynam robić za ciebie to, co ty powinieneś umieć zrobić sam, w związku z tym zależysz ode mnie i nie możesz się uniezależnić. Dyrygowanie osobą To działanie zgodnie z taktyką: przyjmuję odpowiedzialność za ciebie, czuję się odpowiedzialny za twoje życie duchowe, za twoją religijną doskonałość, za twoją moralną poprawność. Oczywiście winniśmy być goto- 63
FedeRico arvesú sj wi, by pomagać sobie w tym, w czym możemy sobie pomóc. Każdy jednak sam musi brać odpowiedzialność za swoje życie, moralność, religijność i uświęcenie. Brak szacunku wobec osoby to także: nie pozwalać, by osoba dojrzewała, przeszkadzać jej w zdobywaniu dojrzałej autonomii i wolności, pozostawać obojętnym, kiedy nie szanują jej inni. Federico Arvesú (1922-1998), kubański jezuita, psychiatra, profesor duchowości, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku znany kierownik duchowy, wieloletni ojciec duchowny studentów Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. 64
Życie duchowe Wiosna 74/2013 Rozmowy duchowe Afryka wołająca o pomoc Z Władysławem Gągolskim SJ, misjonarzem pracującym w Zambii, rozmawia Józef Augustyn SJ Jak długo pracuje Ojciec w Afryce? Od 1968 roku. Około czterdziestu pięciu lat na misjach w Zambii, między innymi w Kasisi, w Lusace, w wioskach afrykańskiego buszu. Moja praca misyjna to praca duszpasterska na parafiach i w szkołach. Czy w ciągu tych czterech dekad zmieniła się sytuacja bytowa mieszkańców Zambii? Na pewno się nie polepszyła. Świadczy o tym już sama liczba mieszkańców kraju. Jest tam ponaddwuprocentowy przyrost naturalny. Przy takim przyroście naturalnym po czterdziestu latach można się spodziewać ponad trzydziestu milionów mieszkańców, tymczasem Zambijczyków jest jakieś dwanaście milionów. Z czego to wynika? Przede wszystkim z wysokiej umieralności, zwłaszcza dzieci i ludzi młodych. Na troje niemowląt tylko jedno dożyje do piątego roku życia. Ogromnym problemem jest AIDS, choroba, na którą umierają tu nie tylko dorośli, lecz także dzieci zarażone wirusem przez matkę. Na dużą umieralność wpływ ma także bieda o niewyobrażalnych dla nas rozmiarach i klęski głodu. Tak naprawdę ludzie nie cierpią głodu 131
RoZMoWy duchowe tylko w porze zbiorów i kilka miesięcy po żniwach, dotyczy to również mieszkańców miast. Przez resztę roku żywności brakuje, nawet tej podstawowej, jak mąka kukurydziana, proso czy bataty. Chleb to dla mieszkańców Zambii towar luksusowy, nie mówiąc o słodyczach czy chociażby owocach. Często sytuację pogarsza plaga wołków, które niszczą zboże, i susza, trwająca od marca do listopada. Przez osiem miesięcy nie spada tu nawet kropla deszczu, wszystko wokoło wysycha, znikają strumyki, a wielkie rzeki, o kilkunastokilometrowych rozlewiskach w porze deszczowej, w porze suchej zmieniają się w niewielkie, płytkie rzeczki. Niemożliwy staje się wówczas nie tylko wypas bydła, lecz także połów ryb. Stąd głód. Przychodzące do szkoły dzieci nieraz nie mają ze sobą nawet orzeszków ziemnych, którymi w czasie urodzaju karmiłem w Zambii kury. Głodne dzieci zrywają z drzew niedojrzałe owoce, chcąc zaspokoić głód. Przez te ponad czterdzieści lat, które spędziłem w Zambii, sytuacja żyjących tu ludzi nie polepszyła się, ale wręcz się pogorszyła. 132 Jak było wcześniej? Kiedyś mieszkańcy Zambii prowadzili zupełnie inny tryb życia. Żyli w buszu i żywili się tym, co udało się im tam zebrać lub upolować. Teraz afrykański busz czy sawanna praktycznie nie istnieją zniszczone przez eksploatacyjną gospodarkę człowieka. Powstaje coraz więcej ludzkich osiedli i pól uprawnych. Mieszkańcy tych terenów ze zbieraczy stali się rolnikami. Niestety, jeszcze nie do końca posiedli tę sztukę. Młodsze pokolenie jest w tym kierunku kształcone, ale rolnictwo w Zambii stoi na bardzo niskim poziomie, choć utrzymuje się z niego ponad osiemdziesiąt procent pracujących zawodowo Zambijczyków. Brakuje nowoczesnego sprzętu. Nie wszędzie wprowadza się płodozmian, a na polach jeszcze długo zaprzęgu bydła nie zastąpią traktory. Niektórzy hodują pszczoły, często jednak wyprodukowany przez nich miód jest zanieczyszczony woskiem. Brakuje im bowiem nie tylko środków materialnych, lecz także wiedzy i umiejętności. Na świecie jest jednak wiele instytucji charytatywnych, także w Polsce, które organizują pomoc dla Afryki. Niestety, rzadko dociera ona do konkretnego człowieka, mieszkańca afrykańskiej wioski czy buszu.
afryka Woł ająca o PoMoc Dlaczego?! Podam przykład. Wysyła się do Afryki tony ryżu. Dostarcza się go statkami do portu w Dar es Salaam w Tanzanii i z tego portu nad Oceanem Indyjskim ryż transportowany jest w głąb kontynentu, także do Zambii, która nie ma dostępu do morza. Taki transport kosztuje i często nie ma kto tego opłacić. Zanim ryż dotrze do potrzebujących, albo ulegnie zniszczeniu w magazynach, albo zostanie rozkradziony przez ludzi, którzy mają czuwać nad przekazywaniem ryżu dalej. Naprawdę ubogi rzadko kiedy otrzyma z takiego transportu chociażby worek ryżu. Jak zatem efektywnie pomagać mieszkańcom Afryki? Zawsze podkreślam, że w pomocy misjom istotny jest osobisty kontakt z misjonarzem, na przykład ze swojej parafii czy najbliższego otoczenia. Naprawdę duże wsparcie otrzymywałem od rodziny, przyjaciół, znajomych i ludzi, z którymi spotykałem się w różnych parafiach w Polsce, w czasie moich wizyt w ojczyźnie. Wielkie wsparcie miałem i nadal mam ze strony Stowarzyszenia Dzieło Ks. Czesława Białka z Poznania. W organizowaniu takiej pomocy trzeba zwrócić uwagę na wydawałoby się prozaiczną sprawę, jaką jest zapakowanie paczki i jej waga. Nie może ona przekroczyć dwudziestu kilogramów i winna być obszyta w płótno. Takie przesyłki dochodziły do mnie nienaruszone nawet po szesnastu miesiącach. Jaka pomoc najbardziej przydaje się misjonarzowi pracującemu w buszu? Chodzi naprawdę o podstawowe rzeczy: ubrania, lekkie buty, artykuły szkolne, środki czystości, leki, na przykład przeciwbólowe, odżywki dla dzieci, cukierki, które cieszą się dużym powodzeniem nie tylko wśród młodszych Były lata, że otrzymywałem około dwudziestu takich przesyłek rocznie. Dzięki temu mam czym obdzielić moich parafian. Tu w Zambii, ale i w innych krajach misyjnych, ważne jest wspieranie edukacji i docieranie poprzez konkretnego misjonarza do jednej szkoły czy indywidualnego ucznia, pomaganie konkretnemu dziecku. Chodzi o pomoc najbiedniejszym czy sierotom, którym trudno bez takiego wsparcia ukończyć szkołę. Co roku potrzebna jest im nie tylko tak zwana wyprawka szkolna. By móc uczęszczać do szkoły, każdego roku muszą mieć nowy mundurek i buty, nawet w małej szkole w niewielkiej wiosce, gdzie buty 133
RoZMoWy duchowe i jednakowy strój uczniów naprawdę nie są niezbędne i można by się bez nich obejść. Wysokie są także opłaty administracyjne na różnego rodzaju fundusze, na przykład fundusz egzaminacyjny za przeprowadzane w szkole egzaminy czy fundusz odnowy szkoły. Gromadzenia środków na fundusz odnowy nie można lekceważyć, gdyż zaniedbanym budynkom grożą w Zambii termity, przynajmniej na tym terenie, gdzie ja pracowałem. Niebezpieczne są także wiatry przed porą deszczową, wiejące z prędkością do stu kilometrów na godzinę, które bez trudu mogą zerwać dachy budynków. Stąd konieczność zapewnienia środków na odbudowę czy odnowę szkoły. To wszystko jednak podwyższa koszty edukacji i nie wszystkich po prostu na szkołę stać. 134 Czy w Zambii nie ma obowiązku szkolnego? Teoretycznie jest, w praktyce jednak, jeśli nie masz pieniędzy, do szkoły nie chodzisz. Potrzebna jest więc pomoc. I to, co dla nas, w Europie, wydaje się niewielkim wydatkiem, w Afryce może stanowić o przyszłym losie niejednego dziecka. Jak wygląda życie młodego człowieka, któremu nie udało się ukończyć szkoły? No cóż. Ma dużo czasu, ale małe szanse, by wyrwać się z biedy. Młodzi ludzie szybko zawierają związki małżeńskie i wychowują swoje dzieci. Z tym że najczęściej najpierw pojawiają się dzieci, a później zakłada się rodzinę. Wiąże się to z tutejszymi tradycjami plemiennymi ludu Bantu. Rodzinie dziewczyny rodzina chłopaka winna zapłacić za narzeczoną bydłem lub kozami, żąda się też pieniędzy. Na to jednak krewnych przyszłego pana młodego często nie stać. Zanim więc dojdzie do takiego wykupienia i zawarcia związku małżeńskiego, młodzi mają już po kilkoro dzieci. Często wychowują je razem, ale nierzadko dziewczyna sama musi się o nie zatroszczyć i jej sytuacja się pogarsza, a bieda, w której żyła do tej pory, jeszcze bardziej się pogłębia. Bywa, że młodzi rodzice zarażają się wirusem HIV i zanim się pobiorą, któreś z nich umiera na AIDS. Młodzi mężczyźni za chlebem często uciekają z buszu do miasta. Trudno jednak tam o pracę, więc nierzadko zaczynają kraść, stają się członkami gangów i grup przestępczych, w końcu trafiają do więzienia, a tam nie ma mowy o jakichkolwiek prawach więźniów. Więźniowie są maltretowani i przetrzymywani w okrutnych wręcz warunkach. Brakuje nie tylko
afryka Woł ająca o PoMoc żywności, ale nawet zdatnej do picia wody. Niejednokrotnie tam właśnie kończy się historia chłopaka, który wyruszył z rodzinnej wioski do miasta w poszukiwaniu lepszego życia. Udaje się przeważnie tym, którzy mają w mieście rodzinę i mogą u niej zamieszkać. Oczywiście w zamian za kwaterę pomagają w domu, a popołudniami chodzą do szkoły. Osobie z takimi miejskimi znajomościami łatwiej też znaleźć po ukończeniu szkoły pracę. Bez takich powiązań jest to bardzo trudne. Szkoła nie jest więc wcale gwarantem znalezienia pracy, ale szanse te zwiększa. Mówił wcześniej Ojciec o zagrożeniu AIDS. Jak walczy się z tą chorobą w Zambii? Od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku Afryka na południe od równika jest dziesiątkowana przez AIDS. W dużej mierze choroba ta rozprzestrzenia się poprzez kontakty seksualne, czemu sprzyjają niezobowiązujące relacje i tak zwane wolne związki. Wiele dzieci, jak wspomniałem, rodzi się zarażonych przez chore na AIDS matki. Do zakażeń dochodzi także w szpitalach ze względu na niezachowywanie podstawowych zasad bezpieczeństwa i higieny. Nierzadko zdarza się, że choremu przetacza się krew zarażonego dawcy. Jak walczy się z tą chorobą? Stany Zjednoczone wydają miliony, by wspomóc Afrykę w walce z AIDS. Dostarczają głównie zastrzyków retroviru, który hamuje rozwój wirusa w organizmie. Leczenie wymaga comiesięcznych wizyt w szpitalu do końca życia. Retrovir dociera jednak do jednej dziesiątej chorych. Najczęściej administracja państwowa zachowuje dostarczane przez Amerykanów leki dla chorych urzędników i ich rodzin. Na przykład dla nauczycieli, z których nawet jedna trzecia co roku może umrzeć na AIDS. A czy Kościół robi coś w tym względzie? Kościół w prowadzonych przez siebie szpitalach i ośrodkach zdrowia także rozprowadza wspomniany lek. Jednak jego ilość jest niewspółmierna do liczby chorych. To kropla w morzu potrzeb. Siostry zakonne z różnych zgromadzeń prowadzą w Zambii, i nie tylko, ośrodki paliatywne dla chorych na AIDS, gdzie mogą oni godnie umrzeć. Bo niestety choroba ta nadal i szybko kończy się śmiercią. Pomoc Kościoła to także edukacja i bezustanne przypominanie o zagrożeniach i sposobach zakażenia. Spotkania 135
RoZMoWy duchowe na ten temat organizowane są nie tylko przy naszych ośrodkach zdrowia, lecz także przy każdym kościele czy kaplicy, również tych położonych głęboko w buszu. To właśnie te kaplice stają się centrum dla mieszkańców wioski, w którym sprawuje się nie tylko kult, lecz także prowadzone są różnego rodzaju kursy, również te dotyczące zasad higieny i zdrowia. Cóż więcej możemy zrobić? Rysuje Ojciec niezbyt optymistyczny obraz Afryki. Czy warunki panujące w Zambii nie sprzyjają ogólnospołecznemu marazmowi i popadaniu w beznadzieję? Ojcze, w Zambii przez cały czas świeci słońce od rana do wieczora. To pomaga człowiekowi w przezwyciężaniu smutków. Mimo tych wszystkich trudnych spraw, o których mówiłem biedy, głodu, chorób, braku pracy i perspektyw ludziom w Zambii chce się żyć. Wbrew temu, co mogłoby się nam wydawać. Świat jest tam piękny. Na początku pory deszczowej wysuszona ziemia zaczyna się zielenić. Wokoło zieleń wtedy wręcz wybucha. 136 Zambijczycy nie cierpią na depresję? Przygnębienie widać tylko w czasie pogrzebów, które niestety są tu bardzo częste. Choroba i śmierć w rodzinie sprawiają, że ludzie zaczynają wobec siebie być podejrzliwi. Wiąże się to z tradycyjnymi wierzeniami ludu Bantu i przekonaniem, że choroba i śmierć to czyjaś wina. Ktoś jest ich sprawcą, także jeśli chodzi o chorobę bydła czy innych zwierząt domowych. Wina zostaje więc komuś przypisana. To sprawia, że ludzie nie ufają sobie, a w rodzinie czy w wiosce pojawia się nienawiść i dochodzi do rozpadu więzi. Ojciec w swojej pracy duszpasterskiej spotyka się z takimi sytuacjami zapewne na co dzień. Co można wtedy zrobić? Potrzeba pojednania, które sprawi, że ludzie po trudnych doświadczeniach wrócą do normalnego życia, do swoich codziennych, prostych czynności: będą uprawiać rolę, paść bydło, podlewać swoje poletka. Duszpasterz w tych trudnych doświadczeniach musi przede wszystkim z nimi być. Nie może ograniczyć się jedynie do odprawienia pogrzebu czy Mszy pogrzebowej. Musi z bliskimi zmarłego porozmawiać, wspólnie z nimi się
afryka Woł ająca o PoMoc pomodlić, jeśli trzeba, pojechać do nich z wizytą. Potrzebny jest po prostu bezpośredni kontakt. Taka postawa pomaga też uspokoić napięcia w rodzinie czy wiosce. W ten sposób pokonuje się podejrzenia i złe emocje. W trudnych chwilach ważne jest także podkreślanie, że choroba czy śmierć w rodzinie to nie kara Boża i wzajemne oskarżanie się o powodowanie cudzych nieszczęść jest niesprawiedliwe i bezpodstawne. Czy bieda Afrykańczyków nie skłania ich do buntu przeciwko Bogu albo zaprzeczania Jego istnieniu? Każdy, kto powiedziałby przy nich, że Boga nie ma, byłby uznany za niespełna rozumu. Oczywiście nie jest tak, że nie mają wątpliwości natury religijnej. Nieraz spotykam się z ich zarzutami, że Jezus nie interweniował w ich sprawie, że im nie pomógł. Natomiast panuje wśród nich powszechna wiara w Boga, który rządzi całym światem. Nie ma tu ataków na religię. To ludzie głęboko uduchowieni, także wyznawcy tradycyjnych wierzeń mówią o duchach swoich przodków, które opiekują się żyjącymi członkami swojej rodziny. A kiedy odnoszą wrażenie, że opieka ta zmalała, bo w rodzinie zbyt wiele jest chorób i śmierci, idą do miejscowego szamana, by ten złożył w ich imieniu ofiarę. Dla chrześcijan wsparciem jest nie tylko obecność duszpasterza, lecz przede wszystkim słowo Boże. W chorobie i żałobie spotykają się i wspólnie czytają fragmenty Pisma Świętego, które mówią o cierpieniu, krzyżu i śmierci 1. 1 Osoby pragnące wspomóc jezuickich misjonarzy mogą nawiązać kontakt z Referatem Misyjnym Towarzystwa Jezusowego Prowincji Polski Południowej: procmisspme@gmail.com. 137