Egzemplarz bezpłatny Nr 3/51 (Rok XIII) lipiec-wrzesień 2012 r.



Podobne dokumenty
MARIAN BEŁC MIESZKANIEC WSI PAPLIN BOHATER BITWY O ANGLIĘ

GENERAŁ WŁADYSŁAW EUGENIUSZ SIKORSKI

Jan Tarnawa-Malczewski ( ) (p. str. 124b oraz 125b Albumu)

Ulica majora pilota Jana Michałowskiego

UCHWAŁA NR XXI/261/2016 RADY MIEJSKIEJ KALISZA z dnia 31 marca 2016 r.

Muzeum Polskich Formacji Granicznych

POCHOWANI NA CMENTARZU STARE POWĄZKI ALFONS KÜHN ( )

MIECZYSŁAW ŚWIEKATOWSKI ŻYCIE I PRACA

Ekspozycje w Galerii Plenerowej Łazienek Królewskich (ogrodzenie od Alei Ujazdowskich) dostępne będą do 30 września 2018 roku. ***

Wiesław Franciszek Jaszczyński Urodził się w Warszawie, 4 czerwca 1930 r. W czasie okupacji hitlerowskiej należał do Szarych Szeregów i uczęszczał na

ks. ppłk. Stanisław Zytkiewicz

gen. Władysław Sikorski generał broni Wojska Polskiego

UCHWAŁA NR XX/268/2012 RADY MIEJSKIEJ INOWROCŁAWIA. z dnia 22 marca 2012 r. w sprawie zmiany nazwy ulicy

SZKOŁA PODSTAWOWA W OSIELSKU IM. POLSKICH OLIMPIJCZYKÓW

Antoni Guzik. Rektor, Dziekan, Profesor, wybitny Nauczyciel, Przyjaciel Młodzieży

Pani Janina Rogalska urodziła się 16 listopada 1915 roku w Alwerni. Przez prawie całe swoje dorosłe życie mieszkała w rodzinnej miejscowości w Rynku

XVII Szkolny Konkurs Historyczny pn: Józef Piłsudski człowiek czynu i legendy (gimnazjum)

Wystawa plenerowa Powstała, by żyć w 100. rocznicę odzyskania niepodległości Warszawa, 29 maja 20 czerwca 2018

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Bohaterowie są wśród nas. Dziewczyna z murala bohaterką września

Śląski Oddział Straży Granicznej w Raciborzu im. nadkom. Józefa Bocheńskiego

KRZYSZTOF JAKUBOWSKI O SOBIE

Nadbużański Oddział Straży Granicznej

ASY POLSKIEGO LOTNICTWA W BITWIE O ANGLIĘ

Dowódcy Kawaleryjscy

Nr 4 POCZTA SZYBOWCOWA

JULKA I PSZCZÓŁKA CZYLI O TYM JAK W PRZEDZIWNEJ ROZMOWIE Z PSZCZOŁĄ, JULIA POZNAŁA HISTORIĘ PROFESORA RYSZARDA KOSTECKIEGO

Młode Opalenie PROJEKTU. Kraków opanowany... Wilhelm Weldman

LuftwaFFE kontra Januszewicz na niebie Zielonki

Śląski Oddział Straży Granicznej w Raciborzu im. nadkom. Józefa Bocheńskiego

Biuletyn informacyjny nr Festyn Lotniczy Lotnisko bliżej miasta

SZKOŁA PODSTAWOWA NAUCZANIE ZINTEGROWANE KLASA I-III. Treści nauczania

II POKAZ FILATELISTYCZNY POCZET DOWÓDCÓW 2. KORPUSU POLSKIEGO

Okres PRL Polska Rzeczpospolita Ludowa

Szanowni Zgromadzeni!

SYSTEM WYRÓŻNIEŃ I ODZNACZEŃ CZŁONKÓW I JEDNOSTEK ORGANIZACYJNYCH POLSKIEGO TOWARZYSTWA TURYSTYCZNO-KRAJOZNAWCZEGO

Wspomnienie, w setną rocznicę urodzin, Boczkowski Feliks ( ), mgr praw i ekonomii

Komenda Główna Straży Granicznej

Alwernia. Moja Mała Ojczyzna. Opracowała: Karolina Hojowska

100-LECIE ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI specjalna oferta edukacyjna

oprac. Monika Markowska i Hanna Ciepiela Wojewódzki Ośrodek Metodyczny

Warszawa, dnia 29 lipca 2013 r. Poz. 852 USTAWA. z dnia 21 czerwca 2013 r.

Instytut Pamięci Narodowej - Poznań

Prezes Fundacji: Tomasz Czekajło Wiceprezes Fundacji: Tomasz Gałek

Dyrektor Centrum Doktryn i Szkolenia Sił Zbrojnych. płk Jarosław MOKRZYCKI

Polska na urlop oraz Polska Pełna Przygód to nasze wakacyjne propozycje dla Was

Bolesław Formela ps. Romiński. Poseł na sejm II RP w latach

KWP: KOMENDANT POLSKIEJ POLICJI KOBIECEJ STANISŁAWA FILIPINA PALEOLOG ZOSTAŁA PATRONKĄ SZKOŁY W LUBLINIE

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

Bitwa o Anglię. 10 lipca października 1940

Pierwszy Dowódca 2 Brygady Lotnictwa Taktycznego - gen. bryg. pil. Zenon Smutniak.

Autor: Stanisław Tołwiński Kętrzyn, 17 grudnia 2010

LATAJĄCE REPLIKI SAMOLOTÓW HISTORYCZNYCH. Ryszard Kędzia (Polskie Stowarzyszenie Motoszybowcowe) Tomasz Łodygowski (Politechnika Poznańska)

2. Powitanie gości i okolicznościowe przemówienia.

GNIAZDO. 40 lat. Wystawa Czesława Wasiłowskiego

W imieniu absolwentów organizatorzy Zjazdu Promocji 1963 roku. Kpt pil. Michał Jasiński Mjr pil. inż. Jerzy Kaźmierczyk

wszystko co nas łączy"

dr inż. Zygmunt Rozewicz

MICHAIŁ DARAGAN. Życzliwy gubernator i jego dokonania

Gra IPN 111 już w sprzedaży!

PROGRAM OBCHODÓW 100. ROCZNICY ODZYSKANIA PRZEZ POLSKĘ NIEPODLEGŁOŚCI W GMINIE TUCHÓW w 2018 r.

Przed Wami znajduje się test złożony z 35 pytań. Do zdobycia jest 61 punktów. Na rozwiązanie macie 60 minut. POWODZENIA!!!

Poradnik opracowany przez Julitę Dąbrowską.

LOTNICTWO. sposób na turystykę XXI wieku

Prof. dr hab. Adam Wrzosek organizator i Dziekan Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego w latach 1920/ /1923

Szkoła Podstawowa nr 3 im. Armii Krajowej w Pcimiu

Centralny Ośrodek Szkolenia Straży Granicznej w Koszalinie

w sprawie nadania odznaki honorowej Za zasługi dla miasta Ostrołęki.

BOHATEROWIE NIEPODLEGŁEJ POLSKI NA ZIEMI SIERPECKIEJ. Bracia Henryk, Edward i Felicjan Tułodzieccy

ZAPYTANIE OFERTOWE/FORMULARZ OFERTOWY

M I N I S T E R S T W O T R A N S P O R T U PAŃSTWOWA KOMISJA BADANIA WYPADKÓW LOTNICZYCH WYPADEK. zdarzenie nr: 63/03

REGULAMIN MIĘDZYPOWIATOWEGO KONKURSU HISTORYCZNEGO DROGI DO WOLNOŚCI W ROCZNICĘ 100- LECIA ODZYSKANIA PRZEZ POLSKĘ NIEPODLEGŁOŚCI

Rajd, wycieczka, koncert... Lekcja historii w naszej szkole.

STOWARZYSZENIE SENIORÓW LOTNICTWA WOJSKOWEGO RP ZARZĄD GŁÓWNY

Rok Nowa grupa śledcza wznawia przesłuchania profesorów Unii.

NIEPODLEGŁA OD STU LAT

strona 1 Wzorowy Dowódca Opis przedmiotu: Wzorowy Dowódca - brązowa. Z lat 90-tych

Dworek-Siedziba 11 Listopada 139, Sulejówek, Tel: , Konto: PKO SA I Odział w Sulejówku

Jerzy Grzywacz kończy 90 lat

KWP: NADKOMISARZ POLICJI PAŃSTWOWEJ HELIODOR GRUSZCZYŃSKI PATRONEM WARMIŃSKO MAZURSKICH POLICJANTÓW

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

Niezwyciężeni

Nowości wydawnicze Wojskowego Centrum Edukacji Obywatelskiej. Przegląd Historyczno-Wojskowy 16 (67)/4 (254),

Pytania konkursowe. 3. Kim z zawodu był ojciec Karola Wojtyły i gdzie pracował? 4. Przy jakiej ulicy w Wadowicach mieszkali Państwo Wojtyłowie?

A wolność szła przez Kielce

Relacja z wycieczki do Filtrów Warszawskich

Chcesz mieć profesjonalny Blog w swojej kancelarii ale:

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Komendantami Wojskowej Komendy Wojewódzkiej, poprzedniczki Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego, byli:

LATAJĄCE REPLIKI SAMOLOTÓW HISTORYCZNYCH TREŚĆ PREZENTACJI

Dał Polsce wolność, granice, moc i szacunek PROJEKT EDUKACYJNY ZREALIZOWANY PRZEZ SZKOLNY KLUB HISTORYCZNY W SZKOLE PODSTAWOWEJ W KAMIONCE MAŁEJ

Warszawa, dnia 28 stycznia 2019 r. Poz. 158 ROZPORZĄDZENIE MINISTRA OBRONY NARODOWEJ. z dnia 9 stycznia 2019 r.

Nadwiślański Oddział Straży Granicznej

Ogólnopolski Konkurs Aktywny zuch, harcerz i uczeń w szkole II edycja r r. KARTA PRACY nr 2b

WYWIAD Z ŚW. STANISŁAWEM KOSTKĄ

DZIENNIK USTAW RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

Lotnictwo. Zmiana Program warty rozwoju Wojska Polskiego i jego realizacja

Pismo Organizacyjne 33 Ogólnopolskich Zawodów Samolotowych im. Zdzisława Dudzika

Mieczysława Butler - patron Szkoły Podstawowej w Ostrowach k/kutna. Nauczycielka, wieloletnia kierowniczka szkoły w Ostrowach. Urodziła się w 1883r.

Transkrypt:

Egzemplarz bezpłatny Nr 3/51 (Rok XIII) lipiec-wrzesień 2012 r.

Cocktail historyczny Spis treści Gmina Kwidzyn Maciek 4 Listy do przyjaciółki 8 Wspomnienie o Jerzym Rudniku 9 Życie i działalność bojowo-lotnicza generała brygady pilota Stanisława Skalskiego 11 Tajemnica tkana jedwabiem... 14 Reprint Turystyki 15 Epizody polskiego wywiadu w hitlerowskich Niemczech 18 Trochę poezji 22 Na okładce: Budynek mieszkalny przy ul. Braterstwa Narodów 32. W tym budynku, 17 maja 1947 roku urodził się Maciej Lech Aksler, pilot doświadczalny, który zginął śmiercią lotnika 29 lipca 2006 r. w trakcie wykonywania lotów próbnych nowym samolotem. W 2012 roku, w kolejną rocznicę urodzin, na budynku odsłonięta została pamiątkowa tablica. Jan Kulpiński, Grafika (55)6131005 Wspierają nas: Czy wiesz, że Starostwo Powiatowe w Kwidzynie Wydawca: Kwidzyńskie Towarzystwo Kulturalne ul. Katedralna 18, 82-500 Kwidzyn http://ktk.ckj.edu.pl, e-mail: kulturalne@wp.pl Zespół redakcyjny: Justyna Liguz Andrzej Rezulak Anna Biskupska Kolportaż pisma: Robert Biskupski Schody Kawowe można otrzymać w kilku stałych punktach kolportażowych: w Kwidzyńskim Centrum Kultury przy ul. 11 Listopada 13, pracowni regionalnej przy Kwidzyńskim Centrum Kultury Czarna Sala ul. Słowiańska 13, sklepie Tabularium przy ul. Brat. Narodów 33, Oddziale PTTK przy ul. Warszawskiej 19, w salonie Empik Galeria Kopernik, w siedzibie Kwidzyńskiego Towarzystwa Kulturalnego. Osoby, które chciałyby otrzymywać Schody Kawowe drogą pocztową, powinny wpłacić kwotę 10 zł (słownie: dziesięć złotych 00/100) na konto bankowe KTK: Kwidzyńskie Towarzystwo Kulturalne, ul. Katedralna 18; Powiślański Bank Spółdzielczy w Kwidzynie 04 8300 0009 0002 3873 2000 0010 z dopiskiem: Schody Kawowe wysyłka. Wydawnictwo zostało wydrukowane na papierze offsetowym Speed-E 80 g/m2 i tekturze Arktika 250 g/m2 przekazanym przez Schody Kawowe ukazują się dzięki wsparciu: Gminy Miejskiej Kwidzyn, Powiślańskiego Banku Spółdzielczego w Kwidzynie oraz Gminy Kwidzyn Skład: Agencja Wydawniczo Reklamowa Aliem, tel. 600 377 001, (055) 277 39 33 Druk: Drukarnia W&P Malbork tel. (055) 272 25 85 Kwartalnik wysyłać będziemy na adres nadawcy wpłaty. W przypadku innego adresu korespondencyjnego można przesłać informację o chęci otrzymywania Schodów Kawowych pocztą, listownie, na adres KTK wraz z dowodem wpłaty. 10 zł to jedynie koszty przesyłki pisma cztery razy w roku, ale równocześnie gwarantuje otrzymanie periodyku w ciągu kilku dni od daty ukazania się kolejnego numeru bez potrzeby szukania Schodów Kawowych w różnych punktach czy przez znajomych. Ze względu na sporą ilość pytań dotyczących publikacji w Schodach Kawowych informujemy, iż każdy ma możliwość opublikowania własnego tekstu na łamach kwartalnika. Tekst należy przesłać na adres redakcji lub mailem (kulturalne@wp.pl). Tekst powinien być napisany w wersji elektronicznej (dyskietka, płyta, etc.) i dotyczyć problematyki poruszanej na łamach pisma. Osoby zainteresowane zapraszamy do współpracy. Redakcja Redakcja zastrzega sobie prawo skracania artykułów oraz zmiany tytułów. Nadesłanych tekstów NIE ZWRACAMY. Kopiowanie i rozpowszechnianie za pomocą jakiejkolwiek metody poligraficznej czy elektronicznej, w całości lub częściach, bez pisemnej zgody redakcji jest zabronione. Tygodnik Wprost którego jestem stałym czytelnikiem i prenumeratorem, w swoim pierwszym wakacyjnym numerze (nr 27/2012) zareklamował nasze miasto takim oto tekstem: Na przykład największa (najprawdopodobniej) i najbardziej reprezentacyjna (z pewnością) latryna świata znajduje się na zamku w Kwidzynie. Potężna wieża gdaniska połączona jest z zachodnim skrzydłem krużgankiem, który ma ponad 50 metrów długości i jest najdłuższą drogą do toalety na świecie. Przy okazji oglądania rekordowej latryny warto zwiedzić pozostałe części zamku. Nie negując długości dojściowego krużganka (dokładnie 54 metry wg literatury przedmiotu), pozwalam sobie zauważyć, że jeżeli chodzi o wielkość użytkową a zatem i reprezentacyjność to największy wychodek w państwie krzyżackim miał zamek w Radzyniu Chełmińskim. Posiadał dziewięć oczek, a kwidzyński tylko cztery. Jak wyglądał ten w Radzyniu Chełmińskim można zobaczyć na ilustracji na str. 266 książki M. Haftki Zamki Krzyżackie w Polsce. Szkice z dziejów. A jeżeli już jesteśmy przy tym gównianym temacie to trzeba wiedzieć, że łacińskie słowo latryna, użyte przez dziennikarza, ma podwójne znaczenie. Słownik łacińskopolski podaje, że latrina to: ustęp, kloaka. A zatem jest to zarówno budowla przestrzenna, służąca potrzebnemu odosobnieniu, jak i dół kloaczny lub szambo. W przypadku kwidzyńskiego zamku i jego wieży sanitarnej mamy do czynienia tylko z ustępem, bowiem rolę szamba spełniał nurt wody, przepływającej pod wieżą. Ale co o tym mogą wiedzieć dziennikarze? Po raz pierwszy spotykam się z tym, aby w literaturze przewodnikowej zalecano rozpoczynanie zwiedzania muzeum zamkowego od...wychodka. Janusz Zaremba

Zygmunt Mazan 4 Maciek Los jest myśliwym to tytuł kultowych opowiadań Ernesta Ganna o losach lotników. Powyższe powiedzenie szło również za pilotem doświadczalnym Maciejem Lechem Akslerem, który zginął śmiercią lotnika 29 lipca 2006 r. w trakcie wykonywania lotów próbnych nowym samolotem. M aciek urodził się 17 maja 1947 r. w Kwidzynie. Był moim wieloletnim przyjacielem. Spotkaliśmy się w 1972 r. na lotnisku Aeroklubu Warszawskiego na Gocławiu. On był studentem Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej i szkolił się na szybowcach, ja byłem absolwentem tego wydziału i instruktorem pilotem szybowcowym i samolotowym. Pracowałem wówczas w Oddziale Prób w Locie Wydziału Badań i Prób Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego na Okęciu w Warszawie jako pilot i inżynier. Początek lat siedemdziesiątych był okresem intensywnego rozwoju produkcji lotniczej w Polsce (po okresie stagnacji czasów gomułkowskich ). W WSK prowadziliśmy intensywne próby samolotów PZL- 104 Wilga, urządzeń agro na samolotach PZL-101 i An-2 oraz rozpoczynaliśmy przygotowania do dużego programu prób samolotu rolniczego nowej generacji PZL-106. Do pełnej kompletacji ekipy inżynierskiej realizującej te próby, brakowało nam specjalisty od osprzętu. Kierując się taką potrzebą, uważnie obserwowałem studentów i absolwentów MEiL-u latających w Aeroklubie w celu wyłonienia odpowiedniego człowieka. Zależało nam, aby ten inżynier był również pilotem, gdyż będzie Pilot doświadczalny mgr inż. Maciej Aksler brał udział w lotach próbnych jako personel pokładowy i powinien już być oswojony z powietrzem, i aby takie loty (czasem trudne i stresujące) nie były dla niego nowością i przykrym obowiązkiem. Maciek pasował mi do tego obrazu. Wprawdzie miał nieco inne plany, ponieważ zgodnie ze swoją specjalizacją miał ofertę pracy w innej WSK na Grochowie producentem osprzętu do statków powietrznych. Jednak udało mi się przekonać go, że oferuję mu dużo ciekawszą pracę, nie tylko za biurkiem, ale również w powietrzu, łączącą umiejętności inżyniera z przygodą lotniczą. Nie dał się długo namawiać i od kwietnia 1973 r., bezpośrednio po obronie pracy magisterskiej (marzec 1973), podjął pracę w Dziale Badań w Locie Wydziału Badań i Prób WSK-Okęcie jako konstruktor obserwator prób w locie (taka nazwa widniała w klasyfikatorze zawodów w przemyśle). W rzeczywistości było to stanowisko inżyniera prób w locie. Bardzo odpowiedzialne, którego zadaniem było przygotowanie programu prób, udział w pomiarach w powietrzu wraz z opracowaniem wyników i przygotowanie sprawozdania wraz z wnioskami i zaleceniami. Maciek miał wyjątkowe predyspozycje do wykonywania tego zawodu. Posiadał solidne przygotowanie merytoryczne po, bardzo wówczas trudnych i wymagających, studiach na elitarnym Wydziale Politechniki Warszawskiej, silne motywacje do latania (jak każdy początkujący pilot), analityczny umysł, niemiecką dokładność i konsekwencję w dążeniu do celu. Jeśli coś dla niego nie było jasne, to dotąd analizował sytuację, przepytywał nas jako bardziej doświadczonych kolegów lub szukał w literaturze, aż miał w pełni zabezpieczoną jasność w tym temacie, jak żartobliwie nazywaliśmy taką wiedzę. Jednocześnie podnosił swoje kwalifikacje lotnicze, nie tylko jako pilot szybowcowy, ale od roku 1974 (kiedy rozpoczął szkolenie) jako pilot samolotowy. Bardzo konsekwentnie dążył do uzyskania w przyszłości uprawnień pilota doświadczalnego. Rasowy pilot doświadczalny powinien nie tylko umieć latać, ale również programować takie loty, wykonywać pomiary w locie i interpretować wyniki takich pomiarów. Potrafi sporządzić sprawozdanie z logicznymi wnioskami i w sposób asertywny bronić swojego stanowiska, często wbrew opinii biura konstrukcyjnego, które uważa wszystkie swoje wynalazki za genialne, a nie zawsze tak jest. Głównym zadaniem pilota doświadczalnego jest określenie, czy samolot spełnia formalne wymogi bezpieczeństwa zawarte w przepisach, a niezbędne do wydania Certyfikatu Typu, umożliwiającego produkcję seryjną oraz czy rzeczywiście jest samolotem bezpiecznym, co nie zawsze idzie ze sobą w parze. Jeśli coś jest nie tak, to pilot doświadczalny ma określić co trzeba poprawić, aby zwykły pi- 5

6 Maciej Aksler za sterami I prototypu samolotu PZL-126 Mrówka, podczas pierwszego oblotu 20 kwietnia 1990 roku lot z licencją turystyczną, który wsiada do tego samolotu, nie był narażony na żadne niespodzianki, a samolot dawał właściwy poziom bezpieczeństwa i komfort lotu. Próby w locie realizowane są według specjalnych programów uzgadnianych i zatwierdzanych przez niezależną od dyrekcji firmy władzę lotniczą (Urząd Lotnictwa Cywilnego), które mają za zadanie zmniejszyć do minimum ryzyko katastrofy, ale go w pełni nie eliminują. Większość lotów doświadczalnych są to loty pomiarowe, niezwykle żmudne, wymagające niezwykłej precyzji w pilotażu. I tu rzadko zdarzają się wypadki. Natomiast jest grupa lotów mających na celu udowodnienie właściwej wytrzymałości lub odporności na zjawiska niszczące (flatter, buffeting itp.), charakteryzujące się dużym stopniem ryzyka. Programy tych prób przewidują przekraczanie maksymalnych prędkości czy współczynników obciążeń powyżej wartości, które będą później podane w dokumentacji seryjnej. Również niebezpieczną grupą lotów są próby korkociągowe, które z kolei mają za zadanie sprawdzenie zachowania się samolotu na prędkościach poniżej prędkości minimalnej. Jeśli w którymś z takich lotów coś pójdzie nie tak, pozostaje skok ratowniczy na spadochronie (jeśli oczywiście wysokość jest wystarczająca). Ale to ryzyko zawodowe, o którym wiedzą załogi wykonujące loty próbne i które jest przez nie akceptowane. To efekt połączenia romantyki latania z dociekliwością badacza (znane są przypadki z medycyny, gdy lekarz testował nowe leki na sobie). Z tym trzeba się urodzić i to trzeba mieć we krwi. Maciek to miał. Wiele razy o tym rozmawialiśmy (m.in. po moim wypadku, gdy leżałem w szpitalu) jak przechytrzyć los, który jak myśliwy próbuje nas dopaść. Maciek w roku 1978 uzyskał licencję pilota samolotowego zawodowego i rozszerzenie angażu o pilota fabrycznego. Był to angaż umożliwiający mu wykonywanie lotów na samolotach zakładowych w lotach dyspozycyjnych i resursowych, czyli już po próbach doświadczalnych. To umożliwiło mu przyspieszenie procesu szkolenia do uprawnień doświadczalnych. Cztery lata później uzyskał uprawnienia pilota doświadczalnego (po zdaniu trudnych egzaminów państwowych) i odpowiedni angaż w miejscu pracy. Rozpoczął tym samym trudną drogę inżyniera pilota doświadczalnego wykonując loty doświadczalne na różnych typach nowych samolotów. Szybko stał się znany z tego, że bardzo dokładnie przygotowywał się do prób, solidnie je wykonywał i wyciągał właściwe wnioski, zapewniające wysoki poziom bezpieczeństwa pilotom. Restrukturyzacja przemysłu po 1989 r. spowodowała ograniczenie produkcji lotniczej i projektowania nowych konstrukcji, i jednocześnie rozpoczął się burzliwy rozwój konstrukcji amatorskich. Potrzebni byli piloci doświadczalni do realizacji prób w locie. Maciek pozostając ciągle pracownikiem WSK-PZL Okęcie zaczął udzielać się na polu tych amatorskich konstrukcji i szybko stał się cenionym specjalistą w tej dziedzinie. Konstrukcje amatorskie są to konstrukcje projektowane i budowane według uproszczonych wymagań i przepisów. Programy prób w locie również są uproszczone. Mają one wiele ograniczeń i ostrzeżeń w dokumentacji, że ten statek powietrzny budowany w kategorii ultralekki lub specjalny może być niebezpieczny. Wykonywanie lotów próbnych na tego typu konstrukcjach wymaga od pilotów szczególnych umiejętności i doświadczenia. Z tego też powodu tylko kilku pilotów doświadczalnych zaangażowało się w ten rodzaj działalności. Niestety, pomimo wzmocnionego nadzoru ze strony inspektorów Urzędu Lotnictwa Cywilnego, nadzorujących budowę jak i poziom czujności samych pilotów doświadczalnych, dał się zauważyć wzrost wypadków i katastrof w tym rodzaju lotnictwa i niestety objęło to również pilotów doświadczalnych. Los jest myśliwym. Rozpoczął również polowanie na Maćka. Jeszcze za czasów studenckich, kiedy ocalał w wypadku samochodowym ze złamaną ręką (jeden z jego kolegów wówczas zginął). W roku 1984 w trakcie lotu pokazowego na samolocie PZL-106 B Kruk dostał nieoczekiwanie gwałtowny podmuch wiatru z boku i uderzył w budynek magazynu stojący tuż przy granicy lotniska. Wszyscy wstrzymali oddech, bo widok był makabryczny. Ale wyszedł z tego praktycznie bez obrażeń. I tym razem miał szczęście. Samolot PZL -106B był samolotem rolniczym z kabiną pilota zaprojektowaną na przetrwanie pilota przy uderzeniu w przeszkodę lub o ziemię. Również budynek zamortyzował siłę uderzenia. Pokazy lotnicze, to osobna dziedzina działalności pilotów doświadczalnych i obszar zwiększonych zagrożeń. Otóż pilot doświadczalny wykonuje pokazy na nowym typie samolotu nie zawsze do końca zbadanym. Kierownictwo zakładu oczekuje, że pilot pokaże więcej niż potrafi samolot, publiczność oczekuje więcej emocji, wiedząc, że za sterami siedzi oblatywacz, czyli superpilot. Pilot wie o tych oczekiwaniach i, mimo że nie chce się zabić, to instynktownie zmniejsza sobie margines bezpieczeństwa. Jak da się zwariować, widzimy efekty tego w telewizjach świata. Na około miesiąc przed katastrofą, rozmawiałem z Maćkiem na corocznym spotkaniu Klubu Pilotów Doświadczalnych w Bezmiechowej. Był w trakcie realizacji prób na samolocie ultralekkim Sky Cruiser B. To proste próby funkcjonalne instalacji paliwowej, ale przy okazji miał ocenić efektywność usterzenia płytowego, które wzbudzało jego niepokój. Ponieważ miałem w przeszłości złe doświadczenia z takim typem usterzenia na samolocie PZL-104, pytał mnie o co w tym wszystkim chodzi i na co ma zwrócić uwagę. Wówczas zapytałem go żartem: Maciek, nie boisz się latać na tych wynalazkach scyzorykiem dłubanych za stodołą przez pomocnika stolarza? A on mi z całą powagą odpowiedział: Zygmunt, przecież mnie znasz, mam odpowiednie kwalifikacje, mam duże doświadczenie, jestem ostrożny, za każdym razem staram się przygotować do lotu najlepiej jak mogę. Twoi inspektorzy (podlegający mi inspektorzy ULC nadzorujący prace przy budowie samolotu) wykonują solidnie swoją pracę, a wreszcie samolot jest wyposażony w system ratowniczy, dlatego uważam, że zostały spełnione wszystkie warunki, aby zapewnić właściwy poziom bezpieczeństwa. Maciek, los jest myśliwym. A jak coś pójdzie nie tak? Wtedy wszystko jest w rękach Boga odpowiedział. Taki był Maciek. 29 lipca 2006 r. coś poszło nie tak, choć nie powinno. Na wysokości około 300 m samolot eksplodował rozerwany flatterem, system ratowniczy odpalony przez Maćka zadziałał, ale nie miał już czego ratować, bo samolot był w kawałkach. Od chwili rozerwania samolotu do chwili uderzenia w ziemię pilot miał wystarczająco dużo czasu, żeby zdać sobie sprawę, że zginie, ale chyba do końca nie wiedział dlaczego. Los myśliwy zrobił swoje, tym razem skutecznie. Jak w każdym takim przypadku była to niepotrzebna śmierć. Czytelnikom należy się wyjaśnienie co poszło nie tak Otóż 85 proc. wypadków lotniczych spowodowanych jest przez tzw. czynnik ludzki. Tak było i w tym przypadku. Tym czynnikiem była przerażająca wręcz głupota i niefrasobliwość. Ten samolot miał mieć przeniesione zbiorniki paliwa ze skrzydeł do kadłuba za pilotem. Zbiorniki miały pozostać w skrzydłach aż do zakończenia prób z wynikiem pozytywnym i dopiero wtedy miała być wykonana modyfikacja pod nadzorem inspektorów ULC. Maciek realizował proste próby funkcjonalne instalacji paliwowej zasilanej ze zbiornika w kadłubie. Tymczasem przed feralnym lotem firma budująca samolot bez uzgodnienia i wiedzy inspektorów ULC rozcięła skrzydła, wyjęła zbiorniki paliwa i skleiła rozcięcie spowrotem (samolot zbudowany był z kompozytów, stąd klejenie). Tylko że zrobiła to niefachowo, niedokładnie, z zastosowaniem złej technologii i bez nadzoru. Główny winowajca tej operacji, był tak nieświadomy tego co zrobił, że wsiadł do tego samolotu za zgodą nic nie podejrzewającego pilota, podpisując również na siebie wyrok śmierci. Po wznoszeniu i przejściu samolotu do lotu poziomego i wzroście prędkości, źle sklejone i niesztywne skrzydła wywołały flatter samolotu. Flatter są to bardzo gwałtowne drgania samowzbudne (odpowiednik rezonansu), które dosłownie rozszarpują samolot na kawałki. W takim stanie nawet uruchomiony przez pilota system ratowniczy w niczym już nie mógł pomóc. Zginęło niepotrzebnie dwóch ludzi w tym pilot, który zrobił wszystko co w jego mocy, aby przeżyć, ale tym razem nie miał szczęścia. Maciej Lech Aksler spędził w powietrzu 5400 godzin na 56 typach i odmianach samolotów, z tego 3500 godzin w lotach próbnych. Wykonywał trudne próby na samolotach: PZL-104 Wilga 2000 na pływakach, PZL-130 TC-II Orlik z silnikiem Pratt and Whitney, w tym próby korkociągowe i loty na wysokości 9000 m. Brał udział w lotach akwizycyjnych w wielu krajach: Węgry, Turcja, Egipt, ZSRR, Hiszpania, oraz w próbach samolotów w klimacie tropikalnym w Sudanie i Egipcie. Odznaczony w 2000 r. wyróżnieniem honorowym Błękitne Skrzydła. Zginął jako pilot doświadczalny I klasy po to, aby mogli żyć inni. Pozostanie po nim wspomnienie kolegów i rodziny oraz ta tablica pamiątkowa na domu, w którym się urodził. P.S. W latach 1985-2010 w katastrofach lotniczych przy realizacji prób w locie zginęło pięciu pilotów doświadczalnych I klasy, z czego czterech na konstrukcjach amatorskich. 7

Listy do przyjaciółki Wspomnienie o Jerzym Rudniku 8 Czy miał rację ten wielki aktor i genialny reżyser? Otóż sądzę, że nie to tylko dochodzenie do mądrości i doświadczenia trwa dłużej niż życie jednego pokolenia. Dla przeciwstawienia się tak pesymistycznym opiniom starego człowieka, ten list do Ciebie ilustruję naklejką, jaka wpadła mi w ręce gdzieś na początku tego lata. Jej wypowiedź jest i musi być dla każdego optymistyczna to, jest dla mnie jako odbiorcy oczywiste. Również graficznie. Nabyłem onegdaj nowo wydaną książkę Daniela Passenta, jest świetna, szalenie ciekawa, ale ma jedną wadę: można ją czytać tylko każdy rozdział z osobna. Kłopot polega na tym, że pojedyncze rozdziały nie są podobnej objętości. Jednak najciekawsze, przynajmniej w wyrazie artystycznym, są nogi Agnieszki Osieckiej, na jednym ze zdjęć (str. 18-19), zamieszczonych na końcu książki. Znalazłem tam taki fragment listu: Wydaje mi się, że to nie jest zawód dla mnie. Pisanie przychodzi mi bardzo trudno, piszę nieładnie... Ale ciągnie mnie do tej pracy. Motto:... to jest Polska. Zmieniają się ustroje, zmieniają się partie. A barany te same. /Adam Hanuszkiewicz, niedługo przed śmiercią,/ Taka nieodwzajemniona miłość do dziennikarki. (str. 148). I pomyśleć, że pisał to człowiek, który dziś jest uważany za mistrza, wirtuoza, torreadora felietonu! Więc czytaj Listy... może coś w nich znajdziesz? Passent daje jeszcze dobrą radę:...jednak felieton powinien być aktualny i zaczepny (str. 394). Będę się starał. Zawsze kiedy dzwonisz, pytasz mnie co nowego w Kwidzynie? Widać, że po starym przyzwyczajeniu interesuje Cię to co się dzieje w mieście. Otóż zmiany widać w dwóch kierunkach: jeden budownictwo. Kto tylko może buduje, rozbudowuje, dobudowuje, nadbudowuje, przybudowuje, modernizuje i powiększa, ulepsza, utwardza, ogradza. Słowem dowartościowuje swoją nieruchomość. Druga widoczna zmiana jest w dziedzinie usług. Kiedy 22 lata temu przeprowadzałem się z ul. Spółdzielczej na Zatorze, musiałem sposobem i po znajomości szukać transportu, aby przewieść dwa graty. Dziś po Kwidzynie jeżdżą samochody z napisem na budzie Przeprowadzki, transport mebli i numer telefonu. O takich usługach jak reklama, wydawnictwa, druk to już nawet nie mówię. Ostatnio wpadły mi w oko takie firmy: Dekorator projektowanie aranżacja wykonanie wnętrz. Albo Ogród projektowanie, zakładanie, urządzanie. Inna nowa specjalność to Obsługa imprez plenerowych, no i katering. Nie knajpa, nie restauracja, nie pizzeria z dowozem do domu, ale kuchnia z transportem do miejsca konsumpcji. Powoli przestajemy być nudnym powiatowym miasteczkiem. No i ostatnia nowość z gatunku usług edukacyjnych: Szkoła baletu, której ulotkę reklamową załączam jako dowód rzeczowy. Były już w Kwidzynie chóry, szkoła muzyczna, zespoły plastyczne, nawet teatr ZNP teraz będzie szkoła baletowa. W Kwidzynie otwarto onegdaj przy deptaku (ul. Piłsudskiego) mały, skromny sklep firmy H&M. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że firma ta jest znana z tego, że rozdaje przy zakupie darmowe torby ze swoim logo H&M. A ponieważ sprzedaje wyłącznie towary luksusowe i markowe, pokazanie się na ulicy z taką reklamą stanowi twardy powód do dumy. Co trzeba zrobić, aby zwabić polskie gwiazdy w jedno miejsce? Dać torbę. Tak zrobił popularny sklep dla średnio zamożnej młodzieży zwany H&M. Tym samym zgromadził między regałami takie nazwiska jak Monika Olejnik, Agnieszka Dygant, Karolina Korwin Piotrowska czy siostry Przybysz pisała polska prasa. I nie trzeba było długo czekać, aby reklamówki firmowe H&M pojawiły się także na moim osiedlu. Polki mają swoje zachcianki. Więc leć szybko i kup sobie coś w sklepie H&M. A skoro już jesteśmy przy Polkach, to muszę Ci donieść, że w barze u Joli znowu pojawiła się nowość! Zawiązał się ostatnio Klub Starszych Pań. Trzy panie w wieku powiedzmy emerytalnym, nie piją piwa tylko kawę mrożoną, która jest im specjalnie dostarczana. Nie wiem o czym mówią, bo rozmawiają cicho, a ja nie podsłuchuję. Bywali różni bywalcy, głośni i cisi, wulgarni i prostaccy jak to w pubie, ale tego jeszcze nie było. Kwidzyn, Twoje miasto urodzenia, Ci się kłania, a z nim i ja. Janusz Jerzy Rudnik był jednym z najbardziej znanych działaczy społecznych w popularyzacji ruchu turystycznego w Kwidzynie. Pochodził z Grudziądza, gdzie urodził się 24 listopada 1929 roku. Jego ojciec Paweł był pracownikiem Okręgowego Sądu Wojskowego w Grudziądzu. Przed wybuchem wojny Jerzy zdążył ukończyć 3 klasy Szkoły Powszechnej im. T. Kościuszki. Naukę kontynuował w czasie okupacji. W 1943 roku jako młodociany z nakazu pracy został zatrudniony w Fabryce Maszyn rolniczych Unia w Grudziądzu. We wrześniu 1945 roku przybył do Kwidzyna. W latach 1946-1949 uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego, gdzie uzyskał małą maturę. W sierpniu 1947 roku ukończył kurs szybowcowy i uzyskał kategorię C pilota szybowcowego. Roman Mechliński, Mariusz Wesołowski W kwietniu 1947 roku podjął pracę jako uczeń w Banku Ludowym w Kwidzynie, i tam pracował przez kolejne cztery lata. Później, od połowy 1951 roku do stycznia 1953 pełnił służbę wojskową, gdzie później ukończył Szkołę Podoficerską Łączności w Bydgoszczy. Od lutego 1953 pracuje w Banku Rolnym jako kierownik działu, a po likwidacji tegoż banku jako starszy inspektor ekonomiczny w Narodowym Banku Polskim w Kwidzynie. 20 października 1947 roku wstępuje do Związków Zawodowych i tam pełni funkcję Przewodniczącego Związków Zawodowych Pracowników Spółdzielczości RP i wchodzi w skład Prezydium Zarządu Wojewódzkiego tego związku w Gdańsku. W 1955 wstąpił do struktur PTTK, początkowo jako uczestnik, a później również jako organizator, pełniący liczne funkcje: 1958-1965 sekretarza Oddziału, 1970-2005 prezesa Oddziału, 1970-1975 członka Zarządu Wojewódzkiego w Gdańsku, 1975-1985 członka Zarządu Wojewódzkiego w Elblągu. Władze centralne PTTK zauważyły jego osobowość i doceniły pracę nagrodami m.in. Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotą Odznaką Honorową 9

PTTK i Srebrną Odznaką Zasłużony Działacz Turystyki. Ważnym wydarzeniem za jego kadencji był zakup autokaru ze środków własnych stowarzyszenia. Dzięki jego staraniom zarząd oddziału PTTK w Kwidzynie otrzymał własną siedzibę. Od początku września 1969 do końca lipca 1973 jest kierownikiem kontroli w ZEM Polmo w Kwidzynie. Przez dwie kadencje w latach 1970-1973 jest sekretarzem POP PZPR, bierze czynny udział w organizacji obchodów 25-lecia ZEM-u. W 1970 ukończył Wyższą Szkołę Ekonomiczną w Sopocie. Od 1 sierpnia 1973 do listopada 1981 pełnił obowiązki Prezesa Zarządu Spółdzielni Pracy Powiśle, znacznie zwiększając w tym czasie wielkość produkcji. Z jego inicjatywy w październiku 1974 roku spółdzielnia obchodziła uroczyście 25-lecie swojego istnienia. Ważnym faktem było objęcie przez SP Powiśle honorowego patronatu nad statkiem m/s Kwidzyn w 1972 roku. W dniu 20 czerwca 1974 matką chrzestną nowo wodowanego statku handlowego m/s Kwidzyn została wytypowana przez Jerzego Rudnika pracownica Powiśla Janina Szymaszek. Od 20 grudnia 1973 był Przewodnikiem Turystyki Pieszej, w tym samym roku uzyskał uprawnienia pilota wycieczek krajowych. Dzięki osobie pana Jerzego Kwidzynowi powierzono organizację wielu ogólnopolskich imprez turystycznych tj. Wysokokwalifikowany Rajd Pieszy w 1985 roku, Rajd Szlakami Rodła Dolne Powiśle w 1989, czy Ogólnopolski Zlot Przewodników Turystyki Pieszej w 1996. Życie i działalność bojowo-lotnicza generała brygady pilota Stanisława Skalskiego 1915-2004 Jerzy Rudnik 1929-2012 Gdy po roku 1989 pupadały ościenne oddziały PTTK, kwidzyński ostał się dzięki jego sile i determinacji. Zawsze stawiał na dzieci, młodzież, doceniał pracę nauczycieli krajoznawców, dopingował w działaniu. Dzielił się chętnie wiedzą i doświadczeniem. Dzięki fotografice, która również była jego pasją, wzbogacone zostały wydawnictwa turystyczno-krajoznawcze stowarzyszenia. Jego kontynuatorzy członkowie PTTK pożegnali swojego przyjaciela 4 maja 2012, wciąż mając w pamięci Jego słowa: Turystyka wymaga poświęceń i trzeba mieć po prostu trochę bzika, żeby się w to wszystko zaangażować. Pasja i działanie na rzecz innych to credo mojego działania. Wierzę, że ruch turystyczny obroni się sam. Jest w nim bowiem wszystko, co wartościowe, co może nadać życiu piękny sens i użyteczny cel. Wywiad z Romanem Mechlińskim o życiu i działalności generała brygady pilota Stanisława Skalskiego przeprowadziła prezes Kwidzyńskiego Towarzystwa Kulturalnego Justyna Liguz. Justyna Liguz Jak zaczęła się lotnicza kariera Stanisława Skalskiego? Roman Mechliński Urodził się 27 listopada 1915 roku w Kodymie (ZSRR) nad rzeką Ikwą (południowy wschód od Łucka). Uczęszczał do gimnazjum w Dubnie i maturę uzyskał w 1933 roku. Po maturze naukę kontynuował w Szkole Nauk Politycznych w Warszawie, ale po krótkim czasie wstąpił do zambrowskiej szkoły podchorążych piechoty. Będąc w Warszawie codziennością był widok lecących samolotów, dlatego zaczął się udzielać się w Aeroklubie Warszawskim i tam kończy w 1934 roku teoretyczny kurs szybowcowy, a praktyczny z kategorią C w Polichnie koło Kielc. Następnego roku ukończył Lotnicze Przysposobienie Wojskowe w Łucku w lotach na samolotach Bartel B-4. Jako późniejszy pilot wojskowy wstąpił do słynnej szkoły orląt w Dęblinie, gdzie został podchorążym zorganizowanego Centrum Wyszkolenia Lotniczego nr 1. Kadr z otwarcia wystawy fotografii ulic Kwidzyna autorstwa Jerzego Rudnika, w siedzibie LOT Liwa, 2008 r. J.L. Czy kończąc dęblińską szkołę jako absolwent 11 promocji miał związki ze słynną grudziądzką szkołą pilotażu? R.M. Najlepsi absolwenci kierowani byli do Grudziądza, do słynnej polskiej szkoły myśliwskiej na 10 kurs strzelania i walk powietrznych. Należał do nich także S. Skalski. Takie przeszkolenie przeszedł u instruktora porucznika pilota Władysława Nowaka od maja do sierpnia 1938 roku i w listopadzie tego roku był promowany na podporucznika pilota w korpusie oficerów lotnictwa. J. L. Gdzie rozpoczął służbę po promocji? R.M. Jako podporucznik otrzymał przydział do słynnego pomorskiego IV Pułku Lotniczego w Toruniu. W następnym roku został dowódcą klucza. Tu muszę dodać, że dowódcą pułku był były komendant grudziądzkich szkół lotniczych pułkownik pilot Bolesław Stachoń (w chwili wybuchu wojny dowódca lotnictwa armii Pomorze ). J.L. Jak wyglądały bojowe loty Stanisława Skalskiego we wrześniu 1939 roku? R. M. W pierwszych dniach września 1939 roku na północy trwały walki między innymi w rejonie Grudziądza i Gardei. Polski broniło w powietrzu tylko 159 samolotów myśliwskich górnopłatów starszego typu. Z lotniska polowego Markowo S. Skalski jest jednym z ośmiu pilotów, który skutecznie na samolocie P-11c z numerem rozpoznawczym 66 atakuje samoloty wroga. 11

Krzyże nad Polską. Wydanie pierwsze ukazało się w kwietniu 1957 roku. J. L. Kiedy ponownie wrócił do służby w lotnictwie? R. M. Najwyższy Sąd Wojskowy dnia 11 kwietnia 1956 roku uchylił wyrok i 20 kwietnia 1956 roku został zwolniony z więzienia w pełni zrehabilitowany, i przez wiele lat służył w wojskach lotniczych. Latał na samolotach śmigłowych jakach i odrzutowych migach do 1972 roku. Następnie przez cztery lata pracował w Zarządzie Głównym Aeroklubu Polskiego. Jest współautorem filmu o tematyce lotniczej pt. Historia jednego myśliwca. Na stopień generała awansowany został w 1988 roku razem z kosmonautą Miłosławem Hermaszewskim. Dowódca 2 Skrzydła Myśliwskiego mjr pil. S.Skalski oraz dowódca dywizjonu kpt. pil. Eugeniusz Horbaczewski (po prawej) po wręczeniu Krzyża Lotniczego DFC w 1944 roku 12 Drugiego września 1939 roku około godziny czternastej w rejonie Chełmża Unisław zobaczył jedenaście samolotów bombowych Do-17. Odłączył się od klucza samolotów i w odległości 200-500 m zaatakował. Nieprzyjacielski samolot poszedł w dół i uderzył w ziemię. Po nabraniu wysokości zaatakował z tyłu drugi samolot, do chwili aż buchnął ogień z lewego skrzydła. Pozostałe samoloty wroga nabrały szybkości i odleciały w kierunku Bydgoszczy. Natomiast S. Skalski odleciał w kierunku Grudziądza. Następnego dnia przeprowadzono patrolowanie zaczepne dwoma kluczami 142 eskadry myśliwskiej pod dowództwem podporucznika pilota S. Skalskiego w rejonie Chełmży, Chełmna, Grudziądza i Łasina. W czasie patrolowania zestrzelono trzy samoloty: 2 Hs-126 (Skalski, Zieliński) i Ju-87 (Rolski), inne uszkodzono. Tak zakończyły się bojowe loty bitwy granicznej armii Pomorze, ponieważ z 2 na 3 września 1939 roku wojska niemieckie zajęły Grudziądz. Latając w 142 eskadrze strącił do 7 września 1939 roku aż sześć samolotów, trzy uszkodził. Ogółem wykonał trzydzieści lotów bojowych w ciągu dwudziestu sześciu godzin. Ostatni lot bojowy nad ojczystą ziemią w Brygadzie Pościgowej odbył 16 września, a po południu odjechał w kierunku granicy rumuńskiej, którą przekroczył 17 września. W następnych latach bojowe loty rozpoczął w Anglii w 302 dywizjonie myśliwskim Poznańskim i angielskim 501 dywizjonie myśliwskim RAF-u. Uczestnicząc w słynnej bitwie o Anglię zestrzelił siedem samolotów wroga, ale także sam był dwukrotnie zestrzelony, poparzony i ranny. Był w tym czasie jednym ze stu czterdziestu pięciu pilotów polskich, którzy bronili Wielkiej Brytanii z powie- J. L. Wiem, że Stanisław Skalski związany jest także z Kwidzynem. R. M. Tak. Po zakończeniu wojny spotkał się z matką w Kwidzynie, która mieszkała przy ulicy Ślepej. Ciekawy artykuł na ten temat napisał Andrzej Chmielewski w Dzienniku Bałtyckim. Generał brygady pilot Stanisław Skalski zmarł 12 listopada 2004 roku. Uroczystość pogrzebowa odbyła się na Cmentarzu Wojskowym 19 listopada 2004 roku, poprzedzona mszą w katedrze garnizonowej Wojska Polskiego w Warszawie. Generał Skalski został uhonorowany wieloma odznaczeniami: był Kawalerem Złotego Srebrnego Krzyża Virtuti Militari, został czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych, otrzymał także brytyjskie DSO i trzykrotnie DFC (oprócz niego to odznaczenie otrzymało tylko dziewięciu lotników) oraz wiele innych. W sumie otrzymał czterdzieści odznaczeń. Jest także twórcą Piętnastu przykazań pilota myśliwskiego, aby zwyciężać w powietrznej walce i nie zostać zestrzelonym (tym sposobem piloci uzyskiwali lepsze wyniki pod Mjr Skalski i oznaczone na jego samolocie zestrzelone samoloty niemieckie trza. Zestrzelił dwadzieścia dwa wrogie samoloty. Wykonał trzysta trzydzieści sześć lotów bojowych w czasie pięciuset trzydziestu sześciu godzin. J. L. Proszę opowiedzieć także o powojennych losach majora Skalskiego? R. M. Pod koniec wojny dowodził 131 Skrzydłem, w skład którego wchodziły polskie trzy dywizjony myśliwskie latające na słynnych samolotach spitfire a następnie mustangach. Przez swoje wyczyny i doświadczenie w końcu 1944 roku skierowany został do USA, do wyższej szkoły wojennej. Po powrocie z USA w angielskim stopniu podpułkownika był oficerem operacyjnym w sztabie 11 grupy myśliwskiej pod Londynem. Sam dzień zakończenia wojny uczcił z kolegami w barze słowami: Wracamy do Polski. Bohaterska postawa majora Skalskiego została na trwałe uhonorowana. Jego zdjęcie w kabinie mustanga wykonane w 1944 roku znajduje się w Brytyjskim Królewskim Muzeum Wojskowym (Imperial War Museum). Do Polski przybywa 8 czerwca 1947 roku i zgłasza się do wojsk lotniczych. Tam pełni służbę od lipca 1947 roku do 4 czerwca 1948 roku jako inspektor techniki pilotażu w Dowództwie Wojsk Lotniczych. Służba trwała tylko przez rok. Czwartego czerwca 1948 roku został aresztowany w wyniku fałszywych oskarżeń i osadzony w więzieniu na osiem lat. Tam napisał książkę o swoich bojowych lotach we wrześniu 1939 roku pt. Czarne Okładka książki S. Skalskiego względem zestrzelonych maszyn wroga). Działalność tego zasłużonego bohaterskiego lotnika upamiętniono także poprzez nadanie szkołom i ulicom nazw jego imienia m.in. ronda przy obecnym Osiedlu Lotnisko w Grudziądzu. Uhonorowaniem są także pamiątkowe tablice. Uważam, że w naszym mieście również powinna zostać odsłonięta pamiątkowa tablica, bowiem po powrocie do Ojczyzny pierwsze kroki skierował właśnie do Kwidzyna, do swojej matki. Na ewentualnej przyszłej tablicy przy ulicy Ślepej winien być jego wizerunek w kabinie samolotu typu Mustang wraz okolicznościowym napisem, podobnie jak w londyńskim Muzeum Wojny. Rok 1942. Pożegnanie dowódcy dywizjonu 317, mra Stanisława Skalskiego, przed odejściem z jednostki. Został przeniesiony do Afryki 13

Tajemnica tkana jedwabiem, czyli najdroższy produkt świata w średniowiecznej krypcie Wśród książek Reprint turystyki Ukazał się Ilustrowany przewodnik turystyczny po Mazurach Pruskich i Warmii Mieczysława Orłowicza w ujęciu współczesnym. Reprint i nowe opisy wybranych miejscowości. Nie zachęcam moich czytelników do jego zakupu, bo jest nie do nabycia, ponieważ jako: Projekt dofinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007-2013 nie może być przedmiotem handlu. Jedwab naturalny w Europie był materiałem bardzo poszukiwanym i kosztownym. Na jedwabne szaty mogli sobie pozwolić jedynie przedstawiciele najbogatszych rodów europejskich. W pewnym okresie jedwab był nawet cenniejszy niż złoto. W trakcie badań archeologicznych w krypcie północnej kwidzyńskiej katedry wydobyto wiele fragmentów tej tkaniny. Materiał był mocno zabrudzony, oklejony szczątkami drewna, produktami rdzy różnych metali, piasku, wapna. Jednakowy, żółtoherbaciany kolor (barwnik roślinny, którym były farbowane, uległ rozkładowi) nie przeszkadzał w stwierdzeniu, że jest go kilka gatunków. Były to z pozoru małe pęczki włókien, rozchodzące się w rękach. Natomiast dla badaczy okazały się kopalnią wiedzy. Janusz Zaremba Z achęcam natomiast, aby starać się uzyskać egzemplarz z dwóch źródeł: Starostwo Powiatowe w Braniewie 14-500, pl. Piłsudskiego 2, oraz u wydawcy: Stowarzyszenie Dom Warmiński 11-100 Lidzbark Warmiński ul. Wyszyńskiego 37. Publikacja, ponieważ jest to reprint, jest artystycznie wręcz wydana w formacie 16,5 x 11,5 cm, w twardej oprawie, oddaje fotograficznie styl i ducha polskich wydawnictw z dwudziestolecia międzywojennego. Bibliofilskie wydanie! Małgorzata Grupa K 14 ompleks katedry kwidzyńskiej połączonej z Zamkiem Kapituły Pomezańskiej jest jednym z najbardziej specyficznych i imponujących zabytków gotyckiej architektury. Piękno tej budowli opisywane było już w dawnych kronikach i sprawozdaniach. Wizytatorzy kościelni, w roku 1586, o Katedrze Kwidzyńskiej pisali, iż jest niemalże najwspanialszą budowlą całych Prus Książęcych. Katedra nie jest jednak tylko znakomitym dziełem czternastowiecznej architektury ceglanej, ale zaskakuje zwiedzających również szeroką gamą godnych uwagi elementów wyposażenia z okresu od średniowiecza po wiek XIX. Najważniejszym jednak odkryciem ostatnich lat jest odkopanie szczątków pochówku trzech wielkich mistrzów zakonu krzyżackiego: Wernera von Orseln, Ludolfa Königa i Henryka von Plauena. Kwidzyn w XIV XV wieku należał do biskupów pomezańskich, a kościół św. Jana Ewangelisty pełnił funkcję sepulkralną - prezbiterium było wydzielonym miejscem wiecznego spoczynku zarówno właścicieli katedry, jak i dostojników zakonnych. Ponad 30 gatunków różnych jedwabi z krypty, które w średniowieczu musiały być bardzo drogie, bez wątpienia świadczy o wyjątkowo wysokim statusie społecznym pochowanych tam mężczyzn. Wszystkich zaskoczył wygląd zrekonstruowanych szat, nigdzie wcześniej niespotykanych. Znane nam wszystkim przedstawienia ikonograficzne wielkich mistrzów to mężczyźni w zbrojach z narzuconym białym płaszczem z czarnym krzyżem. A jednak wyniki badań archeologicznych, analizy technologiczne i kostiumologiczne tkanin* stworzyły nieco inny obraz z życia władców Zakonu odzianych w niespotykanie barwne, kosztowne szaty. Można zatem pokusić się o stwierdzenie, że w przedstawieniach ikonograficznych widzimy mistrzów w strojach oficjalnych, jednak na spotkanie z Bogiem udawali się w jedwabnych szatach, które za życia nosili w okolicznościach niewymagających umundurowania. Osobny akapit należy poświęcić autorowi przewodnika, który sam tak się przedstawia czytelnikowi: dr Mieczysław Orłowicz st. referent dla spraw turystyki w Min. Robót Publicznych. Ilustrowany Przewodnik po Mazurach Pruskich i Warmii z 85 ilustracjami w tekście. Jakże archaicznie brzmi taka prezentacja dzisiaj, po 90 latach. Sam Orłowicz nie był jednak archaiczny, przeciwnie, przez całe życie był czynny zawodowo i społecznie. Do ostatnich chwil życia czynnie uprawiał turystykę, szczególnie pieszą. Pokonał w czasie swego 15

16 życia pieszo 140 tysięcy kilometrów. Zorganizował i poprowadził niezliczoną liczbę wycieczek, wędrówek, zlotów, rajdów i innych imprez turystyczno-krajoznawczych. Był członkiem rzeczywistym i honorowym PTTK, w którego władzach naczelnych zasiadał. Piszący te słowa miał okazję uczestniczyć i rozmawiać z Mieczysławem Orłowiczem podczas Walnego Zjazdu PTTK w roku 1958 w Warszawie, któremu przewodniczył jako przewodniczący honorowy Mieczysław Orłowicz. Uzyskałem także wtedy dedykację Orłowicza na drugiej stronie okładki wydanego właśnie wtedy Pamiętnika jubileuszowego w 50 rocznicę założenia Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, której fotokopię oraz stronę tytułową publikacji pokazuję w ilustracji. Bardzo ciekawa jest historia tej publikacji. Została napisana podczas podróży autora po Warmii i Mazurach w roku 1913, a więc w czasach, kiedy nie było jeszcze Polski na mapie Europy. Wydana została po raz pierwszy we Lwowie w roku 1923, a więc już w Niepodległej Polsce. Autor musiał odczekać okres I wojny światowej i zarządzony po niej plebiscyt na Warmii i Mazurach. Przewodnik ukazywał społeczeństwu dwudziestolecia międzywojennego obszar zupełnie mu nieznany, leżący poza granicami państwa, a zamieszkały przez ludność narodowościowo i językowo zbliżoną. Sam Mieczysław Orłowicz w Słowie od autora tak nakreśla zasięg przewodnika: Terytorialnie obszar objęty tym przewodnikiem jest znacznie większy niż obszar plebiscytowy. Sięga on po linię Reszel Rastembork Węgobork Gołdap, obejmując okolice niegdyś mazurskie, dziś już zgermanizowane i plebiscytem nieobjęte, których wciągnięcie w ramy przewodnika było jednak wskazane ze względów uzupełnienia geograficznej i historycznej jedności. Warmię objąłem w całości, aż po morze ze względu na liczne polskie pamiątki historyczne i artystyczne.(...). Wobec braku w języku polskim monografii Mazur i Warmii, książka ta częściowo uzupełnia tą lukę, dając w części ogólnej wiadomości geograficzne, statystyczne, etnograficzne i historyczne dotyczące tych ziem, oraz zarys rozwoju ich zabytków artystycznych. Właściwym przewodnikiem jest część szczegółowa. Publikacja (...) o Mazurach Pruskich i Warmii jest jak każdy reprint, edytorsko skomplikowana i składa się z kilku świadomie wyodrębnionych części. Jest więc tytuł podwójny: staroświecki, z roku 1923 i współczesny. Jest wstęp od wydawcy i Słowo od autora. Część stanowiąca reprint zawiera Część ogólną (stron 34) i część szczegółową (stron 235). To uzupełnia alfabetyczny indeks miejscowości i geograficzny. Ta część zawiera również oryginalne fotografie, a wśród nich obiekty i widoki już dziś nieistniejące. Część II zatytułowana Warmia i Mazury współcześnie (stron 78) rozpoczyna krótka przedmowa Starosty Braniewskiego p. Krzysztofa Kowalskiego, który nazywa doktora Orłowicza człowiekiem dalekowzrocznej wizji i przywołuje innego autora: T. Kowalik, Życie dla turystyki, krajoznawstwa i sportu. W tej części mamy (szkoda, że nie w kolejności alfabetycznej) współczesne i aktualne opisy następujących miejscowości (oraz barwne fotogramy): Frombork, Braniewo, Nowa Pasłęka, Płoskinia, Pieniężno, Łajsy, Lelkowo, Orneta, Wilczęta, Lidzbark Warmiński, Głotowo, Jonkowo, Ostróda, Olsztynek, Mikołajki, Mrągowo, Giżycko, Gołdap. Na koniec należy podkreślić, że jest to już druga reedycja tej książki, pierwszej dokonało wydawnictwo REMIX z Gdańska w 1991 roku. Najnowsza edycja wydana została w 2011 roku przez Powiat Braniewski. Zawiera ona reprint przewodnika z roku 1923 dokonany na podstawie oryginału z biblioteki Uniwersytetu Gdańskiego oraz część drugą współczesne opisy wybranych miejscowości Warmii i Mazur. Autor Mieczysław Orłowicz (1881 1959) przez wiele lat życia związany był z Polskim Towarzystwem Krajoznawczym, od r. 1950. z Polskim Towarzystwem Turystyczno Krajoznawczym, a w roku przyszłym przypada 100 rocznica podróży autora na Warmię i Mazury oraz 90 rocznica wydania tego przewodnika. Dedykacja Mieczysława Orłowicza dla autora artykułu na odwrocie okładki, datowana 23 III 1958 r. Okładka publikacji, wydanej na 50-lecie Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, Warszawa 1958 Źródła biograficzne dot. autora 1. T. Oracki, Słownik biograficzny Warmii, Mazur i Powiśla XIX i XX wieku (do 1945 roku), Warszawa 1983. 2. T. Kowalik, Wycieczki sierpniowe Mieczysława Orłowicza, wyd,. PTTK, Warszawa 1989. 3. T. Kowalik, Życie dla turystyki, krajoznawstwa i sportu, Mieczysław Orłowicz (1881-1959), Warszawa 2009. 4. Wielka Encyklopedia Polski, tom 3, pr. zbior. Kraków 2004, str. 894. 5. W. Krygowski, Dzieje Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, Wydawn. PTTK Kraj, Warszawa Kraków 1988, wg indeksu. 6. J. Kołodziejczyk, A. B. Słomczyński, K. Staszewski, Pamiętnik Jubileuszowy w 50 rocznicę założenia Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, wyd. PTTK, Warszawa 1958. 7. K. R. Mazurski, Historia turystyki sudeckiej, Oficyna Wydawnicza Wierchy, Kraków 2012, wg indeksu. 8. Słownik biograficzny prekursorów turystyki oraz działaczy PTT, PTK i PTTK, pr. zbior. wyd. PTTK, Warszawa 1988, str 62. 17

Epizody polskiego wywiadu w hitlerowskich Niemczech Andrzej Wiłun D la nowo odradzającej się po I wojnie światowej Polski Japonia była naturalnym sprzymierzeńcem, wobec ciągle odradzających się konfliktów rosyjsko-japońskich na Dalekim Wschodzie. Jeszcze w 1905 r. zarówno Piłsudski, jak i Dmowski, nawiązywali pierwsze kontakty, oferując współpracę wywiadowczą w zamian za możliwość tworzenia legionów polskich, mających zasilać szeregi armii japońskiej, tworzonych z dezerterujących z carskiej armii Polaków. Rozmowy skończyły się fiaskiem, wobec prezentowania przez Piłsudskiego i Dmowskiego niejednolitego stanowiska w rozmowach z przedstawicielem rządu Japonii. Odzyskanie przez Polskę niepodległości zbiegło się z pewnym otwarciem Japonii, dla której powstały warunki sprzyjające dla dominacji na obszarach Dalekiego Wschodu. W różnych krajach Europy w tym i w niepodległej Polsce pojawili się wojskowi przedstawiciele tego kraju, by odbywając staże wojskowe, nabywać nowych doświadczeń w tym kierunku. Polska były cennym partnerem po temu, wobec jej niedawnych sukcesów podczas tzw. wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920. Jeden z takich japońskich wojskowych, major Mizuno, znalazł się na stażu w 5. pułku piechoty I dywizji Legionów w Wilnie. Miał małego pecha, bo w tej samej jednostce służył, po ukończeniu szkoły podchorążych w 1929 r., wspomniany wcześniej, wówczas jeszcze podporucznik Alfons Jakubianiec. Tutaj się zaprzyjaźnili. Ten ostatni nie odbiegał w standardach kawalerskiego stylu życia korpusu pod- i oficerskiego i szybko zaczął wpajać te nawyki w nowo poznanego przyjaciela. Major Mizuno przy każdym pierwszym kieliszku miał kio został przez nich zawarty dopiero 27 września 1940) pragnęli mieć o nich informacje z niezależnego źródła. Zresztą Polacy nie byli z pewnością ich jedynym źródłem na tym polu. Również Rybikowski w pierwszej fazie wojny znalazł się wśród uciekinierów przez Rumunię we Francji. Tam nie za bardzo postrzegał dla siebie miejsce w odradzających się polskich siłach zbrojnych. Dostrzegał już wtedy brak atmosfery bojowej w społeczności francuskiej i bardzo sceptycznie oceniał miejsce rewitalizującego się polskiego wojska przy takim partnerze. Na terenie Niemiec istniała sieć agentów polskich, którzy trwali w tzw. uśpieniu, których należało uaktywnić. Rybikowski powziął decyzję podróży na Litwę*, by stamtąd podjąć realizację swych zamiarów, w celu zorganizowania, a właściwie nawiązania kontaktu z powstającą tam grupą wywiadowczą, której zawiązaniem zajęli się już w międzyczasie kpt. Jakubianiec i por. Daszkiewicz. Podróż odbywał przez Holandię i Danię do Sztokholmu. Tam, w stolicy Szwecji, w ambasadzie japońskiej, dzięki pomocy otoczonego pracownikami polskiego wywiadu ataché wojskowego płk. Toshio Nishimura, otrzymuje wizę litewską, pod przykrywką delegata Czerwonego Krzyża. Teraz już tylko skok do Kowna i nawiązanie bezpośredniego kontaktu z Jakubiańcem i Daszkiewiczem. Okazuje się, że ci dwaj nawiązali bardzo owocny kontakt w Kownie z kolejnym Japończykiem, szefem japońskiego konsulatu Chiune Sugihara. Wszyscy znaleźli się pod jego opieką. Tutaj należy nadmienić, że stosunki dyplomatyczne pomiędzy Litwą i Polską w okresie międzywojennym były bardzo napięte i nieprzyjazne. Nie ułatwiało to załatwiania formalności wizowych, niezbędnych dla intensywnych podróży. Dlatego konsul Sugihara wystawił Jakubiańcowi i Daszkiewiczowi paszporty japońskie, które na razie stanowiły bezpieczną przykrywkę dla ich działalności. Nawet wkroczenie Armii Czerwonej w czerwcu 1940 na Litwę, nie spowodowało przerwania ich działalności. Tylko Rybikowski wolał wtedy opuścić Kowno. Początkowo zamierzał udać się do Londynu, ale utknął w Sztokholmie, gdzie w międzyczasie atachat wojskowy japońskiej placówki dyplomatycznej przejął płk Makato Ondera. Nowy ataché zaproponował Rybikowskiemu posadę tłumacza. W porozumieniu z centralą w Londynie Rybikowski pozostał w Sztokholmie. Z jednej strony umożliwiało mu to umiejscowienie się w bezpiecznym centralnym miejscu przepływu informacji, którą mógł on odpowiednio sterować i mieć nad nią nadzór. Z drugiej strony Ondera zabierał go ze sobą w swe podróże po Niemczech, podczas których Rybikowski u jego boku mógł czerpać wiele informacji dla polskiego wywiadu. Ta współpraca polsko-japońska mogła trwać dzięki obopólnym interesom. W poczcie pomiędzy placówkami japońskimi mogły swobodnie być przemycane materiały polskiego wywiadu. Z kolei Polacy dzielili się zawartością tych materiałów z Japończykami. Japończycy otrzymywali od Polaków wieści z takich rejonów jak: Smoleńsk, Königsberg, Ryga, Wiedeń, Ural, Kaukaz, Moskwa. Za to Polacy mogli do Londynu przekazać informacje o przemyśle wojennym Niemiec, ruchach wojsk niemieckich, zapasach strategicznych. Wrócę do Jakubiańca. Otóż, zanim doszło do odtworzenia siatki wywiadowczej, Jakubianiec z konsulem Sugihara podjęli akcję, której celem miałoby być przerzucenie Polaków-ochotników, znajdujących się na Litwie. Mieliby być to zarówno Polacy tam mieszkający, jak i uchodźcy z terenów Polski, zajętych przez Niemców. Plan taki stanowił pewnego rodzaju mrzonkę, bo zakładał transport tych Polaków koleją do Władywostoku, a dalej drogą morską do Japonii i dalej na zachód Europy. Jednak Sugihara podjął się tej akcji. Uchodźcom wystawiano tranzytowe wizy japońskie przy współudziale konsula holenderskiego, który klepał wizy wjazdowe do posiadłości holenderskich Surinam i Curaca. Z opisu tej działalności wynika, że do akcji takiej należało włożyć sporo wysiłku natury biurokratycznej. Na tyle dużo, że Sugihara zamówił drugą pieczęć, żeby usprawnić pracę. Z bibliografii, w której posiadaniu jestem, wynika, że wystawiono oficjalnie 2139 wiz. Przypuszcza się jednak, że osób było więcej, bo nie wystawiano oddzielnych wiz dla dzieci, jako że te były dopisywane do rodziców. Poza tym ten proceder trwał jeszcze nadal, po opuszczeniu Kowna przez Sugiharę, bo druga pieczęć znalazła się w posiadaniu siatki wywiadu polskiego. Ocenia się, że Litwę w tym czasie mogło opuścić nawet ok. 6 tys. uchodźców. Jak się okazało, cała akcja minęła się nieco z jej celem, bo zdecydowana większość uchodźców okazała się Polakami żydowskiego pochodzenia, dla których 15. czerwca 1940 r. dokonali aneksji całego terytorium. Napad Niemiec na ZSRR 22. czerwca 1941 r. to kolejna, niemiecka 18 19 mawiać, że jego ojciec w korespondencji z kraju go część II W tej dalszej części mojego opracowania zamierzam opisać wydarzenia o pewnym zabarwieniu egzotycznym, w którym polska siatka wywiadowcza współpracuje (bardzo owocnie i z wzajemną korzyścią) z wywiadem japońskim, przecież opozycyjnym w relacji do zawiązującej się koalicji alianckiej. Szefem tej siatki był major Michał Rybikowski, ale jego w mej opowieści chciałbym ustawić niejako w tle. Natomiast zamierzam skoncentrować się na działalności innego z jej uczestników, kapitana Alfonsa Jakubiańca. Zanim jednak do tego się zbliżę, kilka słów wprowadzenia o źródle współpracy polsko-japońskiej podczas II wojny światowej. ostrzega: Synu mój, uważaj, bo w kraju gdzie jesteś, wódka jest podobno bardzo tania. Ma niezwykły wywiad, prawda? Jakubianiec miał na to, z napełnioną szklanką, reagować: No, to na zdrowie twojego ojca! Wygląda na to, że ten osobisty kontakt stał się zalążkiem dalszej działalności. Alfons Jerzy Jakubianiec urodził się w 1905 r. w Święcianach na Wileńszczyźnie. Wraz z rodzicami w 1920 r. przeprowadził się do Torunia, gdzie uczęszczał do szkoły. Potem znalazł się na powrót w Wilnie i tam kontynuował naukę w gimnazjum im. Zygmunta Augusta, by znaleźć się ostatecznie znowu w Święcianach i tam ukończyć Liceum im. J. Piłsudskiego. Znalazłszy się z kolei w Szkole Podchorążych w Ostrowie-Komorowie zetknął się ze wspomnianym wcześniej, wtedy jeszcze w stopniu porucznika, Michałem Rybikowskim, będącym tamtejszym instruktorem. Wspólne kresowe pochodzenie zadecydowało o dalszych ich losach i późniejszej współpracy. Na razie od 1929 r. służba we wspomnianym pułku legionowym w Wilnie i przyjaźń z majorem Mizuno, po czym w 1935 r. przeniesiony do Korpusu Ochrony Pogranicza, awansowany do stopnia kapitana, kieruje placówką w Grodnie. W takiej sytuacji zastaje go wybuch wojny we wrześniu 1939 r. Jeden z wiodących oficerów II Oddziału Generalnego Sztabu Wojska Polskiego niedługo jego szef pułkownik Stanisław Gano, znalazłszy się we wrześniu 1939 r. podczas ewakuacji w Bukareszcie, spotkał się z ataché japońskiej ambasady w Warszawie, Masao Ueda. Japończycy, tradycyjnie skonfliktowani z Rosją, z pewną nieufnością potraktowali traktat Ribbentrop-Mołotow i mimo pewnego współdziałania z hitlerowskimi Niemcami (układ w ramach tzw. osi: Rzym-Berlin-To- * Litwa do września 1939 r. stanowiła dwa organizmy: Litwa, jako niezależne państwo ze stolicą w Kownie oraz tzw. Litwa Środkowa ze stolicą w Wilnie, jako terytorium polskie, potocznie zwane Wileńszczyzną. W efekcie zagarnięcia terytorium wschodniej Polski przez ZSRR (układ Ribbentrop-Mołotow), Rosjanie najpierw przekazali Wileńszczyznę Litwie, po czym okupacja Litwy, po czym znowu w 1944 r. wyzwolenie pod sztandarami Armii Czerwonej.

20 priorytetem była ucieczka przed spodziewanym pogromem. Byli oni na tyle słabo związani z tym regionem, że o wiele łatwiej było im podjąć decyzję o emigracji. Samo umiejscowienie placówki w Kownie również nie sprzyjało przyjętemu przez Jakubiańca i Daszkiewicza zamierzeniu, bowiem ten obszar Litwy był tylko w niewielkim stopniu zamieszkały przez Polaków. Ta, w poprzednim akapicie opisana akcja, rozwścieczyła Rosjan i zażądali oni likwidacji placówki japońskiej w Kownie. To groziło dekonspiracją polskich agentów. Wtedy Sugihara opuścił Kowno, a obydwóch polskich agentów z japońskimi paszportami zabrał ni mniej, ni więcej, do Berlina. Uczynił to na prośbę Ondery ze Sztokholmu. Żeby oddać niesamowitość tego przedsięwzięcia, do Berlina przybywa ze Sztokholmu sam Rybikowski. Tak więc niemal kwiat polskiego wywiadu znalazł się w samym centrum gniazda os. Co było celem tego spotkania, że obrano sobie Berlin za jego miejsce, nie udało mi się ustalić. Natomiast pewne jest, że do bagażu konsula jeszcze w Kownie udało się wrzucić pewien pakunek, o czym poniżej. Jeszcze podczas istnienia konsulatu w Kownie, ale już pod sowiecką okupacją, miała miejsce spektakularna, chociaż nieco lekkomyślna akcja. Otóż powstał komitet, który zebrał fundusze dla utkania sztandaru dla polskich lotników w Anglii. W dodatku odnaleziono jeszcze oryginalny sztandar 1. Pułku Piechoty Armii Prusy. Z obydwóch sztandarów wykonano sporych rozmiarów pakunek i wręczono to konsulowi Sugiharze, wybierającemu się w podróż do Berlina z Jakubiańcem i Daszkiewiczem. Taka przesyłka mogła sprawiać sporo kłopotu. Gdy Sugihara zapytał, dlaczego paczka jest taka duża, ci mieli mu odpowiedzieć: Toż w każdym razie pochwalić nas możecie, że my chociaż drzewce zostawiwszy u siebie! Sugihara z Berlina udał się do Königsbergu, zabierając tam Daszkiewicza, by od marca 1941 r. objąć tam kolejną placówkę. Jakubianiec został w Berlinie. Jaki był cel jego tam pobytu, trudno mi zgadywać, bo bibligrafia o tym milczy, wypowiadając się bardzo oględnie. Niewykluczone, że chodziło tutaj o realizację wspomnianego planu Rybikowskiego: reaktywacji siatki polskiego wywiadu. Wiadomo mi tylko, że Jakubianiec podobno doskonale posługiwał się niemieckim oraz rosyjskim, co w połączeniu z japońskim paszportem mogło otwierać mu spore możliwości. Poprzez japońską ambasadę w Berlinie Jakubianiec związał się z ambasadą marionetkowego państwa Mandżukuo, zależnego od Japonii. Trudno mi tutaj także doszukać się źródeł tego związku, ale to stało się pewną przyczyną jego zguby. Prawdopodobnie chodziło o to, by nie drażnić Niemców współpracą japońsko-polską. Przypisanie Polaków do placówki dyplomatycznej tego marionetkowego państwa mogło stanowić formalną podstawę do wykrętu wobec niemieckich zarzutów. W międzyczasie Sugihara, już rezydując w Königsbergu, wybiera się z Daszkiewiczem na przejażdżkę w kierunku Kłajpedy. Nie umykają ich uwadze duże ruchy wojsk niemieckich na tym obszarze. To już im pozwala podejrzewać to, w co Stalin nie chciał wierzyć. Oceniają oni, że uderzenie niemieckie na ZSRR może nastąpić ok. 15. czerwca 1941 r. i taki meldunek przekazują do swych central. Pomylili się o tydzień. By wprowadzić nieco Czytelnika w ostatnią fazę mojej gawędy, muszę nieco cofnąć się jeszcze do młodzieńczego okresu kapitana Jakubiańca. Cieszył się on opinią przystojnego młodzieńca, potrafiącego i wypić i zatańczyć. Mundur dodawał mu splendoru. W tym wszystkim sprawiał wrażenie beztroskiego. To wszystko zjednywało mu kobiety. Z kolei ten sposób bycia nie zawsze wydawał się właściwy jego zwierzchnikom, wymagającym stosowania się do regulaminów wojskowych. W każdym razie ten nieco luzacki styl zachowań przenosi Jakubianiec do swego pobytu w Berlinie. W ambasadzie Mandżukuo pracuje pewna Polka, związana nieformalnie z jednym z oficerów japońskich, pracownikiem tej placówki. Okazuje się ona wpleciona również w sieć polskiego wywiadu, o czym Jakubianiec dowiaduje się podejmując z nią kontakt. W tej ambasadzie pracuje z kolei też urocza Japonka - Martinciene Ono, w której Jakubianiec się zakochuje i to z wzajemnością. Niestety - Ono nie jest osobą wolnego stanu. Mąż, również pracownik tej ambasady, wiele widząc, a jeszcze więcej się domyślając, składa donos do Gestapo. 19. lipca 1941 r. Jakubianiec zostaje aresztowany i odesłany do obozu Sachsenhausen pod Berlinem. Sama Ono nie zdawała sobie chyba sprawy, że ma do czynienia z polskim wojskowym, który przedstawiał się jej za Litwina. Dopiero, gdy Gestapo pokazało jej zdjęcie Jakubiańca w mundurze polskiego oficera, zdała sobie sprawę z groźby sytuacji. Dalszy los Jakubiańca już nie bardzo daje się jednoznacznie odtworzyć, bo różne źródła podają inne daty i okoliczności jego zamordowania. Za najbardziej miarodajne należy uznać te, które podają, że gdy do obozu w Sachsenhausen trafia zdradzony i aresztowany w czerwcu 1943 r. gen. Stefan Grot-Rowecki, komendant AK, Jakubianiec jeszcze żyje. Prawdopodobnie podejmują kontakt grypsowy między sobą, obaj przetrzymywani w pewnym odosobnieniu od innych więźniów w specjalnie wydzielonym budynku dla szczególnie prominentnych aresztantów. W budynku tym są osadzeni również inni aresztanci, uważani przez hitlerowców za przydatnych do ewentualnego wykorzystania. Jakubianiec nawiązał kontakty z więzionymi w tym samym bloku ukraińskimi nacjonalistami, skupionynymi wokół Stefana Bandery. Byli oni traktowani na warunkach zmniejszonego rygoru więziennego i mieli nieco więcej swobody, w odróżnieniu od innych osadzonych. To z nimi Jakubianiec próbował zorganizować uwolnienie komendanta AK. Podobno jeden z planów zakładał jego wykupienie. Okazał się jednak nierealny. Wtedy próbowano wykorzystać okoliczność transportu generała do lekarza w centrum Berlina. Rowecki miał kłopoty żołądkowe i wtedy, będąc traktowany jeszcze na prawach szczególnego więźnia, był wożony na wizyty lekarskie w Berlinie. Trasa przejazdu przebiegała w niedalekiej odległości od ambasady Japonii. Plan zakładał przekupienie strażników tak, by ci umożliwili generałowi ucieczkę z karetki więziennej i przedostanie się jego na teren pobliskiej ambasady japońskiej. Jakubianiec miał twierdzić, że wiadomość o takim planie dotarła do ambasady, bo takie zapewnienie otrzymał od Ukraińców. Grot-Rowecki jednak nie podjął ucieczki, stwierdziwszy, że jest mocno pilnowany i nie wierząc w zapewnienia ukraińskich więźniów. W każdym razie komendant AK został zgładzony w sierpniu 1944 r. i do tego czasu Jakubianiec prawdopodobnie jeszcze żył. Bardzo możliwe, że został zlikwidowany w grupie więzionych tam innych Polaków, wraz ze Stefanem Grot-Roweckim, w tymże sierpniu 1944 r., na rozkaz Himmlera, rozwścieczonego wybuchem Powstania w Warszawie. Całą tą historię przytoczyłem, bo pomijając pewną nierealność pomysłu Jakubiańca, dowodzi ona o jego niezwykłej sile charakteru, pozwalającej mu wierzyć w przetrwanie, nawet w sytuacjach najbardziej beznadziejnych. Gdy czytam wspomnienia o nim, nieodparcie ciśnie mi się na usta metafora, iż nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej. By zakończyć moją opowieść nieco bardziej optymistycznymi akcentami, podam, że Sugihara znalazł się z Daszkiewiczem na kolejnej placówce w Pradze. Tam Daszkiewicz dalej oddawał się swej roli wywiadowczej. Gdy Sugihara dowiedział się o aresztowaniu Jakubiańca, ukrył Daszkiewicza w swej praskiej placówce, a sam przybył do Berlina, próbując poprzez swe kontakty wybawić z opresji swego przyjaciela. Gdy ocenił, że to ponad jego siły, wrócił do Pragi, zapakował Daszkiewicza do samochodu i zawiózł do Stambułu, gdzie osobiście dopilnował, by ten odpłynął statkiem do Palestyny. Sam Rybikowski, po zdekonspirowaniu jego siatki, przedostał się do Londynu, gdzie został awansowany do stopnia pułkownika, potem bodajże dołączył do armii gen. Andersa, biorąc udział w Bitwie o Monte Cassino. Po wojnie osiadł w Kanadzie, gdzie dożywał swych lat, pracując jako robotnik i wiodąc skromny tryb życia. Spotkał się tam z Daszkiewiczem, który również ten kraj obrał sobie za docelowy. Podobno nawiązywał stamtąd jeszcze korespondencyjne kontakty z gen. Makato Onderą. Sam Sugihura został internowany przez Armię Czerwoną w Bukareszcie, bo tam w końcu wylądował na kolejnej placówce. Po wojnie w 1946 r. został zwolniony, powrócił do kraju i w nowym jego krajobrazie politycznym zajmował skromne pozycje zawodowe komiwojażera. Był podobno przedstawicielem firmy japońskiej, produkującej maszyny do szycia, na rynku sowieckim. W końcu, na rok przed śmiercią, w 1985 r. został uhonorowany przez Instytut Yad Vashem Medalem Sprawiedliwych, za jego działalność w Kownie. Stan jego zdrowia nie pozwolił mu osobiście przybyć na uroczystość wręczenia tego odznaczenia. Musiała to w jego imieniu uczynić jego żona. Pewna refleksja ogarnęła mnie na końcu tej opowieści. Upłynęło już tak wiele lat, że bohaterowie tego opracowania zasługują na wydobycie ich z czeluści zapomnienia. Może ich postawy nie zawsze w ocenie będą jednoznaczne, ale w łatwych czasach nie żyli, a podejmowali się zadań, które narażały ich osobowości niejednokrotnie na ową wieloznaczność. Chyba zasługują już dzisiaj na pewną taryfę ulgową i ich trwalsze upamiętnienie. Opracowane na podstawie: 1. POLITYKA 42/2002, artykuł Michała Komara p.t. Trzy życia agenta 2. Witold Kurpis Berlińska misja, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej 1967 r. 3. Stanisław Strumpf Wojtkiewicz Tiergarten, wyd. Książka i Wiedza 1978 r. 4. Biuletyn Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych 6/2007, artykuł Ewy Pałasz- Rutkowskiej p.t. Wizy życia 5. Tomasz Szarota Stefan Rowecki Grot, wyd: Państwowe Wydawnictwo Naukowe 1983 6. Irena Rowecka-Mielczarska Ojciec, wyd. Czytelnik 1985 7. Newsweek.pl, z dn. 15.01,2011, Andrzej Krajewski, Ulubiony wróg http://www.newsweek.pl/wydania/1260/ulubiony-wrog,70511,1,1 8. Opracowania w publikacji internetowej Spojrzenia nr 148 z dn. 05.09.1997 autorstwa: Jurka Krzystka p.t. Konsul Sugihara i Tadeusza K. Gierymskiego p.t. Sugihara i Żydzi http://www.andsol.org/cudze/spojrzenia/spoj148 9. Ryszard Mackiewicz, Stanisław Mackiewicz, Z dziejów wywiadu na Litwie w czasie II wojny światowej 21

Trochę poezji Warto marzyć Widziałam ten domek, o którym mówiłeś. Mały, biały domek, bezpieczny i miły. W dzień pełen radości, śmiechu i słońca, w nocy zaś, tańczyła w nim miłość bez końca. Był też kot cały czarny, co lizał swe łapki, stary kredens, adapter, duży fotel w kwiatki, mnóstwo książek na półkach, kominek z kamienia, a na nim nasze zdjęcie - z Paryża wspomnienia. Byłeś Ty, pogrążony w ciekawej lekturze, i ja, z filiżanką w herbaciane róże. Widziałam też ogród w nim malwy różowe, błyszczące od rosy, strzeliste i zdrowe, a wiatr, co je muskał, pachniał ciepłym latem, roztaczając dobro nad naszym małym światem. Sylwia Bartosiak Podarunek Zamknij zmęczone oczy, szeptem Ci opowiem, jakie skarby bezcenne mogłabym dać Tobie. Jan Kulpiński, Grafika (55)6131005 Dałabym Ci szczęście jasno szmaragdowe, spływające po szybach w szare dni deszczowe. Dałabym też przyjaźń niebanalną wcale, rzadko spotykaną, w złotym futerale. Dałabym wytchnienie, ciepło, dobre słowo, zaparzone w imbryku z nutą malinową. To i owo także mogłabym Ci dać. Mam jedno pytanie. Czy Ty zechcesz brać? Sylwia Bartosiak 22

Wędrówki fotograficzne kwidzyniaków Lato, fot. Karolina Jaworska