Relacja nadesłana do publikacji w sezonie 2011 (01.04.2011-31.03.2012) DYSTANS: 2230 km * CEL: Chorwacja wyspa KRK * UCZESTNICY WYPRAWY: Rafał & Aga * KRĄŻOWNIK SZOS: BMW R 1150RT No i stało się Przemierzając Polskę na krótszych lub dłuższych wypadach, cały czas mieliśmy niedosyt. Pochmurny wrześniowy czwartek 15.00 pakowanie i start - jedziemy do Chorwacji. Z naszego małego pięknego miasta Byczyny na Opolszczyźnie, do którego serdecznie zapraszam, kierujemy sie na granicę z Czechami. Bruntal wita nas deszczem i tak cały czas aż do Brna. Może i lepiej, że padało, bo studziło to trochę zapał w kręceniu manetką, a wiadomo że czescy policjanci są - hm hm - nie do dogadania. Jedziemy przez Bratysławę w kierunku Budapesztu do miejscowości Siófok -fajna miejscówka na Balatonem. Tak to nasz cel pierwszego dnia - przed 24.00 po pokonaniu 700 km meldujemy się w Hotelu. Piątek pobudka 8 rano śniadanko w hotelu i spacerek. Siófok fajne miasteczko ale czud, że sezon skooczył się ponad miesiąc temu. Cisza i spokój. 1 / 5
Dochodzi południe opuszczamy przemiły i dobry (bo tani) hotel i jedziemy w kierunku Chorwacji. Autostrada piękna i pogoda z każdym kilometrem ładniejsza. Po 40 minutach stania na granicy trochę mnie kusiło, żeby się wcisnąd, ale inni użytkownicy jednośladów stali grzecznie w kolejce, to i ja się nie wyrywałem. HURA wjechaliśmy do Chorwacji! Trasa jest nam znana z wcześniejszych wojaży puszką, ale na motocyklu to zupełnie inna bajka taaa to dokładnie była bajka. Po południu wjeżdżamy do Rijeki, gdzie na deptaku zjadamy przepyszny obiadek. Cykamy kilka fotek i obieramy kierunek wyspa Kyrk, miejscowośd Baśka. Droga z Rijeki do Baśki to widoki zapierające dech w piersiach cudne zapachy dojrzałych fig i te mosty. Najpierw pierwszy wyjeżdżając z Rijeki prawie zawieszony w powietrzu i drugi już słynny łączący ląd z wyspą Krk. Wieczorkiem znajdujemy kwaterę i później urządzamy sobie spacerek. Co knajpeczka to piweczko, po czwartym zasiadamy w tawernie z owocami morza i zajadamy się kalmarami przepyszne. Ludzi jak na wrzesieo całe mnóstwo. Spotykamy też rodaków, którzy mocno chwalą plaże w Starej Baśce - cóż plan na następny dzieo już mamy. A że spotkanie z Polakami zakooczyło się kilkoma dzbankami wina -noc była gorąca -i wesoła. 2 / 5
Sobota pobudka o 9 rano śniadanko, siadamy na motocykl i jedziemy kierunek Stara Baśka. Patrząc na mapę w linii prostej to pewnie max 10 km, ale drogą trzeba ominąd góry i na liczniku wyszło prawie 30 w jedną stronę. Słooce, gorąco, gorąco, wiec zaparkowaliśmy motocykl. Tutejszą plaże należy zdobyd pokonując piechotą jakieś 200 m po skałkach w dół. W koocu dochodzimy do wody - dosłownie do wody, bo ściągniecie ciuszków i zanurzenie trwało jakieś 30 sekund. Dopiero po chwili zauważyliśmy, że obok zażywa kąpieli słonecznych jakaś parka oszczędzająca na tekstyliach. Cóż ile można się kąpad idziemy. I tak idąc coraz dalej po skałkach D dochodzimy do kolejnych plaż, a do jednej dopływamy w wpław. Jaki tu spokój i prawie w ogóle nie ma ludzi, a jak już są to wygląda to tak, jakby żyli w innym świecie. Nie zwracają na nikogo uwagi, każdy ma siebie, słonce i plaże na własnośd i nic nikogo nie interesuje. Pełnia szczęścia Cóż czas szybko płynie, a że nie mamy go zbyt wiele z ciężkim sercem i spalonymi tyłkami wracamy do Baśki na późny obiad. A w Baśce morze turystów sączące wszelkiego rodzaju napitki i przechodzące się wąskimi uliczkami cóż bierzemy z nich przykład. 3 / 5
Wieczorem wsiadamy na motocykl i wjeżdżamy na wzgórze ponad miastem, gdzie zbudowany jest kościół św. Ivana. Widoki z góry rewelacja i spokój. Hm z tym spokojem to raczej normalne, bo zaraz przy świątyni jest cmentarz z widokiem na zatokę, wiec raczej miejsce zadumy i refleksji... I tak dumając zastał nas wieczór. Szybki zjazd do miasta, kolacyjka i przy wtórze gitarowego grajka, który zresztą świetnie dawał sobie radę również ze światowymi szlagierami, oraz kufelku piwka, uskutecznialiśmy pogaduchy z nowymi znajomymi poznanymi dzieo wcześniej. Niedziela - ooo jak mi się nie chciało wstad, a tu miła pani Właścicielka kwatery puka do drzwi i oznajmia, że doba hotelowa kooczy się o 10. Wstajemy wiec, pakujemy się, bo tak tak dzisiaj do domu!!!! Uzgodniliśmy z gospodynią, że zostawimy nasze rzeczy pod jej opieką i pójdziemy sobie troszeczkę jeszcze poużywad słoneczka i kąpieli. No i co najważniejsze przecież przyjechaliśmy tutaj po muszelki dla naszych synów. Po 4 godzinach plażowania i nurkowania udało nam się wspólnymi siłami z nowymi znajomymi wyłowid kilka fajnych okazów. Więc cóż - cel osiągnięty! Idziemy po nasze rzeczy. Miła gospodyni okazała się naprawdę miła, bo na dowidzenia pozwoliła nam się jeszcze opłukad pod ogrodowym prysznicem z węża i poczęstowała nas pysznym ciastem i kawą. Minęła właśnie 15 - tak by to zabrzmiało w jednym z polskich rozgłośni. Odpalam motocykl, Aga zajmuje miejsce i kierunek Wiedeo. Po około 5 godzinach jazdy z dwoma małymi przestankami na siku i tankowanie dojeżdżamy na przedmieścia Wiednia. Ale było ciasno - trzy pasy zapchane na maxa a my boczkiem, a czasami nawet środeczkiem przepychamy się w kierunku centrum. W koocu lądujemy pod Wiedeoską Operą Narodową, gdzie parkujemy sprzęt i wyruszamy na niestety tylko 3 godzinne zwiedzanie. Wiedeo by night! Zwiedzamy między innymi katedrę św. Szczepana i tak idąc między tłumem turystów robimy fotki 4 / 5
Minęła właśnie 24 a Agnieszka chce spad, gdziekolwiek nawet na ławeczce w parku. Jamam speeda i chcę jechad dalej. Dochodzimy do porozumienia, że jedziemy do póki damy radę. No to jedziemy i tak z kilometra na kilometr coraz bliżej domu, do którego dojechaliśmy cali i zdrowi o 6 rano. Było krótko, ale pięknie apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc nam też ślinka cieknie na myśl o kolejnych wyprawach. Pozdrawiamy, Rafał & Aga (Moto-Turysta 160) 5 / 5