04 marca 2016 Inna rzeczywistość Ile razy był Pan na misji? I jak to się stało, że Pan wyjechał?służąc w kraju podróżowałem po różnych częściach polski. Służyłem w różnych jednostkach. Byłem bardzo ambitny, dużo od siebie wymagałem w związku z czym praktycznie od rana do wieczora przebywałem w jednostce. Doszedłem do wniosku, że skoro i tak pracuje ze stratą dla życia rodzinnego to równie dobrze mogę pojechać na misję. Ciekawiło mnie jak wygląda służba poza granicami kraju. Miałem nadzieję, że moja wiedza sprawdzi się i coś wniosę do pokoju i ustabilizowania sytuacji w danym rejonie. Strona 1
Ile razy był Pan na misji? Na misji byłem 3 razy. W 2006-2007roku pojechałem do Kosowa jako dowódca drużyny kompanii zmotoryzowanej. Naszymi głównymi zadaniami było patrolowanie granic z Albanią i Macedonią w celu powstrzymania przemytu broni. Zajmowaliśmy się również kontrolowaniem dróg, ochroną demonstracji oraz tłumieniem zamieszek innych grup. Na drugą misję wyjechałem do Iraku w 2007 2008 roku jako dowódca drużyny kompanii logistycznej. Podczas tej misji wykonywaliśmy różne zadania m.in. jeździliśmy w konwojach w celu zabezpieczenie transportu. Poza tym zajmowaliśmy się patrolowaniem oraz współpracą z wojskami Irackimi i Amerykańskimi. Kolejną misję odbyłem w 2010 rok w Afganistanie, tam byłem w tzw. OMLET ("Omlet" - Operational Mentoring and Liaison Team) - zespół doradczo łącznikowy do szkolenia wojsk Afgańskich. Byłem też dowódca KTO Rosomak. Zajmowaliśmy się szkoleniem wojsk afgańskich, kontrolą pewnych odcinków dróg, przeczesywaniem wiosek. Robiliśmy odprawy z wojskami afgańskimi, informowaliśmy ich jakie wioski są okupowane przez Talibów. Często byliśmy atakowani więc niestety musieliśmy też podejmować działanie obronne. Strona 2
Jak wyglądało przygotowanie do wyjazdów? Czy za każdym razem wyglądało to tak samo? Przygotowanie do każdej misji było inne. Przygotowanie związane z wyjazdem do Kosowa było bardzo intensywne. Musieliśmy zapoznać się z nowym sprzętem z tarpanami, honkerami. Odbyliśmy dużo ćwiczeń przygotowujących nas to wyjazdu i dążących do zgrania drużyny, plutonu oraz kompanii. Ćwiczyliśmy prowadzenia walk na urozmaiconym, terenie: zalesionym, górzystym, otwartym. Przygotowanie do Iraku również wiązały się ze zaznajomieniem ze sprzętem ciężkimi kamizelkami, Hamerami 5 oraz ze zgraniem pracy całej kompanii. Przed wyjazdem trzeba było przejść odpowiednie kursy/szkolenia np. na prowadzenie pojazdu typu Hamer. Szkolenia przed wyjazdem do Afganistanu były intensywne. Niestety nie mogliśmy szkolić się na sprzęcie, który występował w Afganistanie. W Polsce nie mieliśmy MRAP (amerykańskie wozy bojowe dwuosiowe bądź trzyosiowe bardziej wytrzymałe na miny fala uderzeniowa rozchodziła się na boki). Szkolenia były prowadzone w Polsce oraz w Niemczech gdzie jeździliśmy na Hamerach. Na misji w Afganistanie poruszaliśmy się również rosomakami. Strona 3
Jak wyglądają kontakty z rodziną będąc na misji? W Kosowie były one bardziej intensywne bo tam działał skype. Jeżeli ktoś w Polsce miał telefon stacjonarny po linii wojskowej to mógł spokojnie dzwonić do domu. W Iraku oraz w Afganistanie były wyznaczone budki telefoniczne z limitem czasowym: 10 minut na połączenia stacjonarne i 6 minut na komórkowe. Strona 4
Czy łatwo było wrócić do życia rodzinnego po powrocie do kraju? Po pierwszych dwóch misjach mój powrót raczej nie był skomplikowany. Jakoś się odnajdywałem. Trzeba też wziąć pod uwagę, że samo przygotowanie do misji trwa minimum pół roku więc rodzina jest stopniowo przygotowywana do rozłąki. Zresztą praca w pułku wiążę się z ciągłymi wyjazdami. Raczej żony wojskowych muszą być przyzwyczajone do takiego trybu życia. Po ostatniej misji powrót był trudny, to miała być misja stabilizacyjna a okazało się, że była to wojna. Jeśli ktoś wrócił cały i nie brał udziału w różnych potyczkach czy walkach i nie widział rannych bądź zabitych to powrót do domu mógł być dla niego prostszy. Ci co brali udział w jakiś otwartych walkach, Ci co widzieli rannych mogli mieć ten powrót trudniejszy. A Ci co zostali ranni tak jak ja, amputacja nogi i wiele innych uszczerbków, to powrót do domu był bardzo trudny. Nikt nie chce być niepełnosprawny. Ciężko jest zaakceptować siebie. Takie powroty są bardzo tragiczne, aby zaakceptować samego siebie trzeba chcieć żyć z tym czym się jest - człowiekiem nie zawsze kompletnym. Strona 5
Czy spotkał się pan po powrocie z misji z jakimiś opiniami na temat jej uczestników? Spotkałem się z różnymi opiniami, które niebyły pochlebne. Występowały one w różnych środowiskach. Niestety społeczeństwo nie było należycie poinformowane z tym co uczestnicy misji wykonują. Media powinny były poświęcić więcej czasu na tłumaczenie dlaczego wysyła się żołnierzy w dany rejon. Może gdyby edukacja społeczeństwa była inna to i opinie byłyby lepsze... Prezentowana publikacja ani żaden jej fragment nie może być powielany lub rozpowszechniany w jakiejkolwiek formie i w żaden sposób bez uprzedniego zezwolenia. sierż. w st. spocz. Franciszek Jurgielewicz Strona 6