Ludwika Broel Plater przyjmujący protokół asystent Instytutu Malmö, dnia 15.2.1946 r. przepisany Protokół przesłuchania świadka 188 Staje Pani Anna Gapska urodzona 25.3.1920 r. w Gutmanhaus [sic] przy Weimar, zawód gospodarstwo domowe wyznanie rz. katolickie, imiona rodziców Teodor Marjanna ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Wieleń n. Notecią obecne miejsce zamieszkania Malmö Mölvåsgatan [sic, Möllevångsgatan?] 57 pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: przebywałem w obozie koncentracyjnym w Rawensbrück w czasie od 10.10.42 do 10.3.43 jako więzień polityczny pod numerem 14394 i nosiłem trójkąt koloru czerwony z literą P. następnie przebywałem w Bergen Belsen od 10.3.43 do 10.3.44 Buchenwalde od 10.3.44 do 5.5.45 r. Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: Zeznanie zawiera str. 5 opisuje śledztwo w więzieniu Kottbus. Bicie przez baty mechaniczne, trzymanie w celi zalanej wodą. Głodówki. Prace przymusowe w obozie Rawensbrück, szczucie psami, kopanie, stójki karne, apele, oblewanie wodą. Praca nocna, klęczenie na żwirze, bicia do krwi. Śpiew. Bergen-Belsen, warunki mieszkaniowe. Głód. Praca na torach i szosach. Bicie. Szczucie i pokąsanie przez psa. Zabijanie przy pracy. Apele. Codzienne selekcje. Zagazowywanie. Zwożenie trupów do krematorium. Palenie żywcem. Buchenwalde. Noclegi pod gołym niebem. Kopanie okopów. Głód. Brak wody. Naigrywania esmanów. Bicie. Kopanie dołu. Zwalanie trupów i żywych, oblanie benzyną i wapnem. Nadejście amerykan [sic]. Wyjazd do Danii i Szwecji. BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945
1. Zeznanie Anny Gapskiej ur. 25.3.1920 r. w Gutmanhaus Dnia 24.12.41 r. w nocy przyszło gestapo do mojego mieszkania i zabrano mnie do więzienia w Wieleniu, gdzie pozostawałam przez trzy dni. Przez cały ten czas pozostawałam bez jedzenia. Byłam bita. Stamtąd wywieźli mnie do więzienia w Niemczech w Kottbus. Tam wzięto mnie na śledztwo. Pytano mnie gdzie znajdują się nasi polscy oficerowie. Byłam oskarżona, że miałam powiedzieć że taki głupi malarz chce wojnę wygrać. Na to nie chciałam dać im odpowiedzi. Byłam wtedy bita. Kopali mnie leżącą na ziemi i kopali mnie po twarzy. Potem byłam wtrącona do piwnicy, której wielkość była 1 1/2 m x 1 1/2 mtr. wysokości 1 1/2 mtr. Była to ciemnica, byłam do pasa w wodzie, miałam tam krzesełko. Tam siedziałam przez 20 dni. Co 4-ty dzień dostawałam obiad: 1/2 ltr. zupy i 2 kartofle. Po 22 dniach wzięto mnie znowu na przesłuchanie. Po schodach iść nie mogłam, bo miałam nogi jak oparzone. Byłam kopnięta. Gdy weszłam do biura gestapo, pierwsze zapytanie było: Teraz powiedz, ty polska świnio prawdę. Na to odpowiedziałam, że ja o niczem nie wiem. Wtedy doskoczył do mnie gestapowiec, mający na palcach pierścienie uderzył mnie w twarz, wybijając mi ząb boczny. Miałam tyle siły, że podniosłam mój ząb i położyłam go na stole, na co powiedział, Szkoda że ten biały wyleciał, nie ten złoty. Potem byłam wrzucona do celi nieprzytomna. Przyprowadzono do mnie lekarza, który powiedział, że przez 14 dni mam leżeć w łóżku. Trzeciego dnia wzięli mnie z celi na przesłuchanie. Powiedzieli: Czy teraz, polska świnio powiesz prawdę? Na to pytanie nic nie odpowiedziałam. Zabrali mnie z drugą dziewczyną polską do piwnicy. Dziewczyna ta została wkręcona w maszynę do bicia. Był to stół, na którym położyli ją wzdłóż [sic], twarzą do blatu. Przymocowali ją pasami, z których jeden obejmował jej ręce i tułów, a drugi obejmował nogi pod kolanami. Gumowe baty znajdujące się po obu stronach, za naciśnięciem guziczka elektrycznego, siekły ją naprzemian [sic], uderzając w kierunku skośnym z góry na dół. Dostała 50 batów. Straciła przytomność. Wtedy jeden z oprawców powiedział mi, po zabraniu jej z tego stołu, położeniu na podłodze i oblaniu jej wiadrem
zimnej wody, No teraz zobaczyłaś jak ona dostała baty, to powiedz teraz prawdę. Z piwnicy zostałam znowu zaprowadzana do biura gestapo. Zadali mi znowu to samo pytanie, na co odpowiedziałam że nie wiem o niczem. Wtedy byłam znowu uderzona w twarz i zalałam się krwią. Zaprowadzona byłam do celi i skazana byłam na 6 dni o chlebie i wodzie. Potem przyszłam znowu na przesłuchanie, ale nie mogli się nic odemnie [sic] dowiedzieć, więc wepchnęli mnie do celi, gdzie przesiedziałam 7 miesięcy. Stamtąd wyjechałam do Rawensbrücku. Przyjechało nas 160. Postawili nas przed łaźnią, esmanki chodziły z psami i kopały nas. Potem puścili nas do łaźni, poobcinali nam włosy. Stamtąd po 15 godzinach stójki na placu pod deszczem, zaprowadzili nas do bloku 18-go gdzie pozostawałam przez 6 miesięcy. Potem przesłano na 13-y, gdzie było znacznie gorzej, spałyśmy po 7 na jednem łóżku, spałyśmy siedząc, oparte jedna o drugą. Trzeciego dnia wzięto mnie do pracy. Budowałyśmy kamienice. Nosiłam kamienie na plecach, po 25 sztuk, po rusztowaniu. Ręce miałyśmy pozdzierane do krwi. Jeżeli która nie mogła dobrze pracować była szczuta psami, bita. Na obiad dostawałyśmy 1/2 ltr zupy z brukwi i 2 kartofelki. Wieczorem, [nieczytelne skreślenie] powracając do bloku, musiałyśmy maszerować śpiewając, która nie śpiewała, musiała stać przez 2 godziny przed bunkrem za karę. Po pracy stałyśmy na apelu, który trwał do 2 godzin. Po apelu wstępowałyśmy do bloku, tu dostawałyśmy po porcji chleba 1/3 i 1/2 ltr zupy. O 9-ej musiała być cisza, bo miałyśmy spać. Rano o 3-ej wstawanie. Szłyśmy do kuchni po kawę. W 10 minut musiała być wypita kawa, łóżka posłane i wychodziłyśmy na apel, gdzie stałyśmy do 6-ej rano. W mróz i śnieg stałyśmy boso i w jednej cienkiej sukience, bez chusteczek na głowie. Po apelu szło się do pracy. Po 3 miesiącach tej pracy, dostałam się do fabryki Simensa [sic]. Tam auwzjerki biły, kopały i oblewały nas zimną wodą. Po 3 miesiącach wzięto mnie do pracowni ubrań dla essmanów, Schneiderei 3. Tam były dwie zmiany, tydzień dziennej i tydzień nocnej pracy. Przez noc musiałyśmy uszyć esmańskich spodni 120 sztuk przez 26 osób. Gdy to nie było wykonane, ukarano nas pozbawieniem obiadu i kazano klęczeć gołemi kolanami na dworze przez 2 godziny.
Dopiero potem puszczono nas do bloku. Spałyśmy od 8 1/2 do 4 1/2. Zjadłyśmy 1/2 ltr. zupy, wyszłyśmy na wieczorowy apel i o 6-ej wiecz. musiałyśmy stanąć do pracy. W betrybie byłyśmy bardzo źle traktowane. Gdy przyszedł kierownik Graff i Binder, chodzili od maszyny do maszyny, specjalnie polek [sic], brali nas za włosy i tłukli głowami o maszyny. Tak długo bili póki nie zobaczyli krwi. Wtedy upuszczali swoje ofiary. Auwzjerka Neumann była ich wspólniczką, biła nas także i oblewała kubłem zimnej wody. Jeżeli która nie mogła pracować, była kubłem zimnej wody oblewana. Pracowałam tam do 10.3.43 r. W niedzielę musiałyśmy zawsze maszerować 1 1/2 godziny po dużej lagrowej ulicy, byłyśmy podzielone narodowościami, kazano nam śpiewać po niemiecku, ale odchodząc w głąb od głównego placu, śpiewałyśmy polskie patryotyczne [sic] pieśni, więc oberynka Mandel po jakimś czasie zabroniła nam śpiewać i śpiewały tylko niemki. Dn. 10.3.43 r. byłam wywieziona do Bergen Belsen. Tam, po przyjeździe, spałyśmy 2 noce pod gołem niebem. Padały deszcze. Potem zaprowadzono nas do niewykończonego baraku. Tam wogóle [sic] nie było łóżek, spałyśmy w zagrodach na wiórach na podłodze. W baraku było 700 osób. Jedzenie było taksamo [sic] okropne, brukiew niepłókana [sic] po 1/2 ltr. Tam pracowałyśmy ciężko. Układałyśmy szyny kolejowe. Reparowałyśmy szosy, bombardowane, musiałyśmy odwalać ciężkie kamienie. Auwzjerka Margalüss [sic] prowadziła naszą kolumnę. Nie mogłam udźwignąć kamienia, to doskoczyła do mnie, zbiła mnie gumowcem, skopała, tak że leżałam nieprzytomna na ziemi. Kazała mi się podnieść, a ponieważ nie mogłam podnieść się natychmiast, poszczuła mnie psem, który pokąsał mi nogi. Koleżanki zaniosły mnie do rewiru. Tam leżałam przez tydzień. Po tygodniu musiałam iść znowu do pracy. Nie było dnia w którym nie zabiłaby jednej. Apele miałyśmy dwa razy dziennie i stałyśmy po 4 godziny. Do stojących na apelu przyszedł lekarz, oberynka i komendant lagru. Lekarz wybierał z rzędu osoby blade, słabe. Gdy miał wybranych 400 osób, powiedział im, że idą do kąpieli. Osoby te dostawały ręczniki, przed łaźnią na dworze musiały się ro-
zebrać do naga. Po wejściu do łaźni, drzwi zamykano szczelnie na zasuwy i przez dziesięć minut puszczano gaz, który wydobywał się przez sitka z dolnych kranów. Rozlegały się jęki: Boże ratuj nas. Po dziesięciu minutach już były otrute. Całe ciała były czarne. Wtedy wybrane blokami, musiałyśmy kłaść trupy na wozy i musiałyśmy same te wozy zawozić do pieców, zwalać ciała przed komorami, w nocy więźniowie wrzucali trupy do komór z rusztami. Te komory zamykały się i następowało spalanie. Dzieci gazowano razem z rodzicami. Takie selekcje odbywały się co dzień, przez cały czas mego pobytu. W końcu ostatniego miesiąca mojego pobytu, z powodu oszczędności gazu, osoby wybrane na śmierć były żywcem palone. Nie były one już wybierane na apelu, tylko zabierane z bloków. Na blok przychodził komendant, oberynka i lekarz, przeszli przez sypialnię wieczorem. Lekarz zapowiedział blokowej, że rano nikt nie wychodzi na apel i do pracy. Blokowej nie było wolno wypuścić nikogo na lagrówkę. Wieczorem przyszło 40 esmanów, musiałyśmy stanąć dziesiątkami przed przed blokiem. Nocą zaprowadzono nas do baraku, stojącego blisko pieców, tam wyprowadzano pojedyńczo [sic] i nago wrzucano do palących się pieców. Przy każdym piecu stało 2 esmanów, którzy te ofiary wrzucali do pieca. Na drugi dzień byłam wybrana, ale wyratowała mnie jedna niemiecka znajoma auwzjerka, poradziła mi żebym się przyłączyła do jej transportu, wychodzącego nad ranem do Buchenwalde. Tym transportem wyjechałam 23.3 do Buchenwalde. Tam przyjechałyśmy i spałyśmy przez trzy miesiące w lesie, pod gołem niebem. Deszcze padały i myśmy spały zalane wodą. Rano byłyśmy mokre, zziębnięte i tak szłyśmy do pracy. Śniegi były wysokie pod szyję a myśmy musiały kopać okopy. Spuszczałyśmy leśne drzewa i karczowałyśmy pnie na budowę baraku dla nas, do spania. Nie dawali nam jeść po 6 dni. Wody ani do mycia ani do picia nie było. Umierali z głodu i pragnienia. W lecie zjadłyśmy okoliczną trawę i korę z drzew.
2 Zeznanie Anny Gapskiej, ur. 25.3.1920 w Gutmanhaus Gdyśmy wołali jeść, to esmani rzucali nam kamienie, wyśmiewając się z nas. Obiecali nam że dostaniemy jeść tam gdzie nas zaprowadzą, tak że nam się jeść odechce. Byłyśmy tam też bite, kopane i szczute psami. Jednego dnia wyprowadzono nas, 500 kobiet, za lasek, gdzie musiałyśmy kopać ogromny dół na 3 metry głębokości, wzdłuż 25 mtr x 20 mtr. Na drugi dzień mężczyźni znosili trupy, zmarłych z głodu. Kto jeszcze żył, również był tam wrzucany i przyduszany warstwą trupów rzucanych. Wszystkich oblali benzyną i wapnem. Nie zdążyli ich spalić, bo nadeszli amerykanie. Stamtąd byłam wywieziona do Szwecji. Jeszcze byli niemcy jak przyjechały autobusy S.C.K. Siedziałyśmy w blokach. Przyszedł lagerkomendant i powiedział, żebyśmy za godzinę były gotowe, że nas zabierze czerwony krzyż [sic]. Myśmy w to nie wierzyły, myślałyśmy że idziemy na stracenie. Wyszłyśmy spokojnie przed blok i zobaczyłyśmy wozy C.K. Essmani zdzierali nam numery z ubrań i zapędzali do wozów, wtedy dopiero zapanowała uciecha. Wszystkie płakały i krzyczały Niech żyje Polska, nie wiedziałyśmy jeszcze dokąd jedziemy. 1-go maja przyjechałyśmy na granicę Danii tam przywitał nas syn duńskiego króla. Do Malmö przyjechałyśmy 3-go maja. Byłyśmy szczęśliwe, że życie nasze było uratowane. Po kwarantannie odbytej w muzeum, byłam w obozie Heberg i po 2 miesiącach zapisałam się do Östesunn [sic] do pracy w hotelu a w październiku przyjechałam do Malmö i pracuję w Ledafrabrik [sic]. Opinia. Świadek spokojny i wiarogodny. Asystent Ludwika Broel Plater. Anna Gapska