Elvira Lindo Przełożyła Anna Trznadel-Szczepanek Ilustrował Julian Bohdanowicz n a s z a k s i e g a r n i a
Tytuł oryginału Pobre Manolito 1995 by Elvira Lindo. All rights reserved. Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2002 Projekt okładki Maciej Szymanowicz Książkę wydrukowano na papierze Ecco-Book Ceram 70 g/m 2 wol. 2,0. Redaktor prowadzący Anna Garbal Opieka merytoryczna Joanna Kończak Redakcja Małgorzata Grudnik-Zwolińska Redakcja techniczna, DTP Joanna Piotrowska Korekta Joanna Morawska ISBN 978-83-10-12472-2 PR I N T E D I N P OL A N D Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2013 r. Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków
ROZDZIAŁ PIERWSZY To dopiero początek To znowu ja, Mateuszek. Znacie mnie już z książki Mateuszek. Niektórzy myślą, że jak przeczytali tę książkę, to wiedzą wszystko o moim życiu. Mieszkańców kuli ziemskiej uważa się za supercwaniaków. Dziadek Mikołaj mówi, że moje życie mogłoby wypełnić parę encyklopedii. Mówi tak nie dlatego, że jest moim dziadkiem; po prostu taka jest prawda. W ciągu ośmiu lat, które przeżyłem na tym bożym świecie, przydarzyło mi się tyle rzeczy, że nie zdążyłbym ich opowiedzieć przez najbliższe dziewięćdziesiąt dwa lata. Mówię dziewięćdziesiąt dwa, bo gdyby to ode mnie zależało, najchętniej umarłbym w wieku stu lat; wcześniej się nie opłaca. Zawsze powtarzam dziadkowi: Umrzeć w wieku osiemdziesięciu siedmiu lat to żadna frajda, dziadku; dociągnij do setki, a potem umrzesz jak król, z dwoma zerami jak młyńskie koła. Nie rozumiem, jak to się dzieje, że różni sławni ludzie zaczynają pisać pamiętniki, kiedy są już starzy, i wycho- 9
dzi z tego książka, która ma tylko trzysta pięćdziesiąt siedem stron. Coś ci powiem: ja mam dopiero osiem lat, ale moje życie nie mieści się na trzystu pięćdziesięciu siedmiu stronach. Więc będę musiał pisać książkę za książką, żebyś dowiedział się całej prawdy: Mateuszek kupuje sobie dres, Głupek też ma imię, Dowcipy Mateuszka, Mateuszek w Nowym Jorku. Ten ostatni temat to oczywiście science fiction, bo nigdy nie pojadę do Nowego Jorku. W naszej rodzinie istnieje taka tradycja: nigdy nie jeździć do Nowego Jorku. Jest to równie stary zwyczaj jak picie szampana w sylwestra albo śpiewanie Sto lat z okazji urodzin. O ile wiem, żaden z moich przodków nie był w Nowym Jorku i nie sądzę, żebym ja był pierwszy, bo w ciągu ośmiu lat życia na kuli ziemskiej w niczym nie byłem pierwszy. Możecie o to zapytać moją panią, która powiedziała przed wakacjami, że jestem typowym przeciętniakiem. Ale nie wyprzedzajmy wypadków; nie chcę być jak Uszatek, który trzy dni przed tobą idzie na film, żeby ci opowiedzieć, jak się kończy, i popsuć ci całą przyjemność. To ulubiony numer mojego najlepszego kolegi (który bywa również zdradziecką świnią). W tej książce opowiedziałem niektóre przygody z ostatnich miesięcy. Codziennie dzieje się tyle, tyle rzeczy, że trudno zdecydować się, o czym pisać, a o czym nie. Najgorsze było to, że każdy musiał wtrącić swoje trzy grosze. 10
Kamil zagroził mi, że jak nie opiszę historii z gwizdkiem, rozprawi się ze mną któregoś popołudnia w parku Wisielca. Zuzia w Brudnych Majtkach prosiła mnie codziennie, żeby w jednym z rozdziałów występowała tylko ona: Ale nie tak jak w tamtej książce, gdzie napisałeś tylko o majtkach, dowcipnisiu. Pani Lusia początkowo nie chciała, żebym napisał o Świnkach, ale ponieważ uważała tę historię za bardzo śmieszną, zaproponowała, żebym użył dla niej i dla pana Barnaby pseudonimów. Zapomniałem o tym i w końcu występują pod prawdziwymi imionami. Zobaczymy, co na to powiedzą sąsiedzi niepokoi się mama. Głupek jest na razie analfabetą, więc myśli tylko o jednym: żeby występować ciągle na obrazkach. Wtedy 11
będzie mógł wziąć książkę, pokazywać swoje portrety smoczkiem (śliniąc przy okazji kartki) i mówić: To ja. I będzie przewracał kartki, aż znowu natrafi na siebie. Jak się nauczy czytać, będzie koniecznie chciał być głównym bohaterem. Murowane. Mama Artura Ramona zadzwoniła do mojej mamy: Mój Artur jest tak zaprzyjaźniony z Mateuszkiem, a poprzednio powiedział biedak tylko jedno zdanie. Uszatek wyznał mi, że długo na ten temat rozmyślał, aż w końcu doszedł do wniosku, że najfajniejsze są te fragmenty, w których on występuje. Mówię ci to z ręką na sercu oświadczył, kładąc sobie rękę z prawej strony (anatomia ludzka nie jest jego mocną stroną). Właściciel baru poprosił mnie, żebym nie pisał, że w zeszłym roku zatruł pół osiedla przeterminowaną sałatką jarzynową, więc na razie nie będę o tym wspominał, żeby móc go szantażować, gdyby zaszła taka potrzeba. Tylko dwie osoby nie protestowały ani o nic nie prosiły: tata (chociaż wiem, że jest bardzo zadowolony, bo występuje w tej książce na okrągło) i dziadek. Dziadek, widząc, jak mnie wszyscy zamęczają, powiedział: Ty rób swoje, Mateuszku; jak mają ochotę występować w książce, niech ją sobie sami napiszą. Więc zrobiłem wszystko po swojemu, bo w końcu to ja opowiadam te przerażające historie. 12
Żebym nie zapomniał: chcę podziękować Kubie Martínezowi za to, że poprawił moje błędy ortograficzne. Nasza pani też mi to proponowała, ale nie chciałem, żeby potem narzekała, że ma ze mną same utrapienia. Poza tym gdybym oddał tę książkę w ręce pani, przerobiłaby ją na bajkę dla grzecznych dzieci. Jestem pewien, że Kuba Martínez nikomu nie wypaple, że musiał poprawić trzysta dwadzieścia pięć błędów. Masz przed sobą drugi tom wielkiej encyklopedii mojego życia. Przygotuj miejsce na półce, bo to dopiero początek.