Sława Opowieść o Władysławie Macieszynie W lutym 1945 roku Władysława Macieszyna zostaje skazana przez sąd ludowy w Wiedniu na karę śmierci przez zgilotynowanie. Berlin zatwierdza wyrok 14 marca. Dokumenty wracają do
Sława aresztu śledczego Gestapo z adnotacją: Wykonać. Śmierć jest o krok. Sława słyszy salwy trzeciego frontu ukraińskiego zbliżającego się do miasta. Kilka dni później jedna z klawiszek mówi do polskiej agentki przez zakratowane okienko drzwi do celi: Machine weg. Maszyna poszła precz. Chodzi o gilotynę, która stała na placu straceń wiedeńskiego śledczaka jeszcze w styczniu i lutym. W marcu natomiast wróciła do Berlina, wraz z obsługującym ją katem. Widocznie była potrzebna gdzie indziej. Masz szczęście. W wyroku sądu Trzeciej Rzeszy widnieje nakaz zgilotynowania. Sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby nie odbył się proces. Wtedy można by Macieszynie strzelić w tył głowy. Sława jest jednak więźniem politycznym, prawomocnie skazanym szpiegiem obcego wywiadu. Kiedy czołówki armii sowieckiej zbliżają się do Wiednia, Berlin w odpowiedzi na list z aresztu śledczego wysyła kata Karla Gröplera. Na miejsce stracenia ma dojechać pociągiem. Gilotyna, rozmontowana i zapakowana do wielkich sosnowych pudeł, jedzie razem z nim, w wagonie towarowym. Jest początek kwietnia, wojska radzieckie rozpoczynają operację wiedeńską. Miasto zostaje otoczone w momencie, w którym pociąg wiozący Gröplera znajduje się w połowie drogi z Berlina. W okolicach Brna kilka sowieckich samolotów zetrze go z powierzchni ziemi. Kat Karl Gröpler, który w 1935 roku ściął toporem Benitę von Falkenhayn i Renate von Natzmer, nie zdąży nawet schować się pod siedzenie. Kiedy Macieszyna wróciła do Warszawy, dzielnicę, w której stał jej dom przy alei Szucha, wciąż nazywano gettem dla Niemców.
Opowieść o Władysławie Macieszynie Wyruszając do Wiednia na ostatnie spotkanie z Englishem, opuściła Warszawę w marcu 1943 roku. Miasto jeszcze istniało. Sława wysiada na Dworcu Głównym i przechodzi przez całe morze ruin. Surrealistyczny widok nietkniętej alei Szucha wbitej w środek rozdeptanej Warszawy może się jej wydawać dalszym ciągiem cudownego ocalenia. Z wiedeńskiego aresztu uwolniła ją Armia Czerwona. Otwarto drzwi i nakazano wychodzić, radzić sobie. Powrót do domu zajął Macieszynie dwa miesiące. Drzwi przedwojennego mieszkania Sławy otwiera ładna, młoda kobieta. Jest 22 lipca 1945 roku, pierwsza rocznica utworzenia nowego ludowego państwa polskiego. Państwa, które ma gest czteroosobowa wiejska rodzina, pragnąca rozpocząć nowe życie w powojennej Warszawie, otrzymuje piękne mieszkanie na nietkniętej ulicy. Przez uchylone drzwi Władysława widzi pianino, które dostała w prezencie od premiera Walerego Sławka, bujany fotel, kredens: Nie mieli nawet dość czasu, żeby tu przemeblować myśli. Co ma zrobić? Wepchnąć nogę w drzwi? Z tymi odbitymi nerkami i świeżo zrośniętymi żebrami spontanicznie wystąpić przeciwko zarządzeniu gospodarzy nowej Polski? Możliwe, że nawet się nie przedstawia, w kilka sekund ocenia sytuację, liczy, że nowi lokatorzy jej mieszkania uwierzą w pomyłkę i nikt nie dowie się o jej powrocie.
Kawa z papieżem Hitlera Opowieść o Marii Sapieżynie N i c e a Włoscy karabinierzy przychodzą po nią 17 listopada 1942 roku. Są uprzejmi, mówią, że jest oczekiwana przez Giuseppe Fredianiego. Przewożą ją jednak do aresztu śledczego w Nicei. W pokoju
Kawa z papieżem Hitlera przesłuchań włoski oficer nie ma zamiaru prowadzić z nią żadnych gier, mówi od razu: Proszę się do wszystkiego przyznać, jeśli nie, rozstrzelamy panią na miejscu! Do czego mam się przyznać? Nie ma pani nic do ukrycia? Przed włoskim oficerem? Nic. Tak, przed włoskim oficerem. Nie ma pani do ukrycia tego, że przewiozła do Rzymu radiostację. Że szpiegiem pani jest. Celuje w nią palcem. To niby nic takiego, nic do ukrycia? Przesłuchujący robi się czerwony jak burak. A że przekazała pani pieniądze i maszynę do prowadzenia wrogiej działalności, to nic do ukrycia? To skandal, proszę mówić, choć już wszystko wiem. Wiem, kto pani kazał! Wychodzi, trzaskając drzwiami, a za chwilę wbiega znowu z papierosem sterczącym z ust. Okazuje się, że jednak nie wie. Kto? Kto pani, do cholery, kazał być szpiegiem? wrzeszczy Włoch. Tamtego dnia pod hotelem Excelsior Frediani nie pozwolił jej wziąć z samochodu walizki. Co pani robi, przyniosą ją za chwilę do pokoju, proszę spokojnie się zameldować, ja zaparkuję i poczekam w recepcji. I niech już się pani zastanawia, co ma ochotę zjeść na obiad powiedział. Zabrał walizkę do swojego pokoju i przez kilka minut mocował się z zamkami. Kiedy zobaczył radiostację, pomyślał, że pomysł potajemnego włożenia do bagażu polskiej hrabiny poperfumowanego listu miłosnego był nieco niefortunny. Pieczołowicie zamknął wszystkie zamki, przekazał walizkę boyowi hotelowemu, podając
Opowieść o Marii Sapieżynie numer pokoju Sapieżyny, i uznał, że Maria idealnie nadaje się do misji, którą od pewnego czasu planował.