(ZBYT)KRÓTKI PRZEWODNIK PO ERASMUSIE ALEKSAN DR A ŁĘŻAK Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, Erasmus był dla mnie przygodą życia. Rok spędzony za granicą, z dala od dotychczasowego otoczenia, rodziny i znajomych, uczelni, zwyczajów i utartych schematów, to wszystko na pewno dużo mnie nauczyło. Od wielu lat byłam zafascynowana Skandynawią, czułam, że w jakiś sposób jest to idealne miejsce dla mnie. Studiuję inżynierię architektoniczną, wcześniej studiowałam architekturę, a skandynawski styl jest znany i rozpoznawany na świecie. Uczelnie są dodatkowo wysoko notowane w Europie, co także nie było dla mnie bez znaczenia. Po przeprowadzonym wywiadzie wśród znajomych, zdecydowałam się spędzić swojego Erasmusa w Kopenhadze, a właściwie na jej przedmieściach w Lyngby, na Technical University of Denmark (DTU).
Dania jest krajem ludzi (nie da się ukryć) zamkniętych, acz bardzo sympatycznych i kulturalnych i nad wyraz pomocnych. Trudno jest zawrzeć bliższe znajomości z większością Duńczyków, bardzo cenią oni swoją prywatność. Ja osobiście wśród znajomych miałam właściwie wyłącznie obcokrajowców. Zarówno Kopenhaga jak i cała Dania była dla mnie, ze względu na profil studiów i zainteresowania, jedną wielką galerią architektury. Jest to kraj bardzo wysoko rozwinięty i niezwykle czujny jeśli chodzi o ekologię. Duńczycy są uznawani za jeden z najszczęśliwszych narodów na świecie, jak również z płacenia wysokich podatków i rozbudowanego systemu socjalnego. Edukacja w Danii jest więc bezpłatna. Wybraną przez mnie uczelnię uważam za strzał w dziesiątkę trudno w to uwierzyć, ale naprawdę nie potrafię wskazać jej minusów. Na początku największym problemem są formalności większość udaje się załatwić za pośrednictwem macierzystej lub przyjmującej uczelni zwłaszcza część załatwiana za granicą potrafi przyprawić o ból głowy jednak nie w Danii. Pomijając bardzo zaangażowane biuro międzynarodowe, w każdym urzędzie i banku możemy liczyć na doskonale i bardzo otwarcie(!) mówiących po angielsku Duńczyków. Kolejnym wielkim plusem jest pomoc w odnalezieniu się w nowym, diametralnie różnym, międzynarodowym środowisku. Tydzień integracyjny zdecydowanie uważam za punkt obowiązkowy nie dość, że zyskamy dziesiątki nowych znajomych w ciągu kilku dni, to jeszcze poznamy podstawowe zasady panujące na uczelni i pomoc przy wspomnianej już papierkowej robocie. Integracja na DTU przebiegała bardzo intensywnie i efektywnie. Od porannego zwiedzania Kopenhagi lub graniu w berka przy jednoczesnym pieczeniu ciasta, do wieczornych i nocnych imprez na kampusie lub w jednym z kopenhaskich klubów. Dzięki temu całemu przedsięwzięciu dowiadujemy się nierzadko jak poruszać się po mieście, gdzie warto się wybrać, zauważamy, że nie ma narodowości, która nieobecna byłaby na DTU i w wielu przypadkach zawieramy znajomości na o wiele dłużej niż tylko te kilka miesięcy. Po intensywnym wprowadzeniu, wraz z początkiem września na duńskiej uczelni rozpoczyna się okres zajęć. Tutaj warto dodać, że system jest nieco inny niż w Polsce każdy semestr podzielony jest dodatkowo na dwie części okres 13 i 3-tygodniowy. Ten pierwszy jest standardowym okresem zajęć, drugi natomiast jest już opcjonalny wybieramy wtedy tylko jeden przedmiot i uczęszczamy na niego codziennie przez trzy tygodnie (lub spędzamy ten czas np. podróżując). Urozmaica to nieco naukę, i daje pewna swobodę. Dodajmy jeszcze, że uczelnia oferuje naprawdę bardzo bogatą ofertę przeróżnych kursów i finalnie trudno zmieścić się w przydziałowych 30 ECTS-ach. Otrzymujemy też dużą wolność przy ich wyborze kursy można zmieniać przez pierwsze kilka tygodni zajęć, z czego warto korzystać.
Kolejnym plusem uczelni jest uczelnia, a dokładniej całe zaplecze, którym dysponuje. Każdego nowoprzybyłego studenta można poznać po szerokim uśmiechu i rozmarzonej twarzy na widok dwóch ekranów przy każdym stanowisku komputerowym, nieskończonej liczbie takowych stanowisk na każdym wydziale, możliwości darmowego drukowania w bibliotece, i uwielbianej zwłaszcza przez wszystkich intensywnie żyjących możliwości wejścia na uczelnię o każdej porze dnia i nocy. Nie rozpisując się zbyt wiele, w momentach wolnych od studenckiego życia, naprawdę aż chce się uczyć. A życie studenckie na DTU jest bardzo bogate. Organizacje studenckie działają bardzo prężnie i organizują wiele imprez, na każdą okazję, do dyspozycji studentów są bary na kampusie i przy akademikach, oraz oczywiście Kopenhaga. Jedyny w swoim rodzaju jest coroczny bal DTU odbywający się w maju czasem zjawia się na nim nawet królowa.
Ale wróćmy do rzeczywistości. Bardzo ważne, zwłaszcza na DTU są kwestie finansowe i zakwaterowanie. Dania niestety nie jest krajem tanim. Lokum warto znaleźć za pośrednictwem uczelni jest ono zazwyczaj nieporównywalnie bliżej i taniej, a warto wspomnieć, że nawet najtańszy pokój to cena ok. 320 eur. Uczelnia dysponuje bazą akademików, mniejszych domów studenckich, oraz pokojami u duńskich rodzin. Mnie udało się dostać pokój w jednym z domów studenckich są one bardzo blisko uczelni, mieszkają tam wyłącznie studencki zagraniczni w pokojach 1 lub 2 osobowych, z dzieloną kuchnią i łazienką. Standard tych pokoi może niestety pozostawiać wiele do życzenia, jednak zazwyczaj wspomnienia wspólnie przeżytych w nich chwil wypierają widok starej trzeszczącej podłogi. Trzeba też pamiętać, że bardzo trudno znaleźć mieszkanie na własną rękę ze względu na naprawdę dużą ilość studentów, dlatego warto korzystać z oferty oferowanej przez uczelnię.
Odległość jest drugim po zakwaterowaniu bardzo ważnym wątkiem koszty transportu w Danii są bardzo wysokie miesięczna karta to wydatek kilkuset złotych, przykładowy koszt karty na 10 przejazdów z uczelni do centrum (0,5h) wynosi 140 zł. Rozwiązanie tego problemu jest jednak nad wyraz proste, i brzmi: rower. Ten jest w Danii niemalże jak krowa w Indiach nawet jeśli miasteczko ma 20 mieszkańców, ścieżka rowerowa będzie szeroka, a gdy spadnie 20cm śniegu w ciągu nocy, najszybciej zostanie on usunięty właśnie spod roweru. Bo w Danii rowerem jeździ się przez cały rok, o każdej porze dnia i nocy, i w każdym rodzaju obuwia. Dlatego warto go nabyć właściwie już przed przyjazdem (w końcu sierpnia zawsze jest deficyt na rynku każdy może być na wagę złota). Poniesiony koszt zazwyczaj w granicach ok. 100-300 zł zwraca się bardzo szybko. Bardzo trudno streścić cały rok w tych kliku stronach, wszystkie wspomnienia i praktyczne wskazówki. Sama wspominam go jako bardzo pozytywny czas. Poznałam wspaniałych ludzi, od Czech po Koreę, z którymi cały czas pozostajemy w kontakcie. W kwietniu odwiedziłam znajomych z Rygi, w październikowy weekend planujemy wycieczkę do Czech, w listopadzie natomiast bardzo chciałabym znów zawitać do Danii. Nauczyłam się w tym roku więcej o wszelakich kulturach i językach, niż na jakiejkolwiek lekcji. Na uczelni miałam okazję uczyć się od najlepszych, a przy tym przesympatycznych, bardzo otwartych i niezwykłych profesorów. Przedmioty, które wybrałam otworzyły mi w pewnym stopniu oczy i uświadomiły co chcę w życiu robić. Nie mogę więc nie powiedzieć, że Erasmus naprawdę zmienił moje życie.