Ewangelia i rozważania 1-7 października 2018 r.
Poniedziałek, 1 października, Św. Teresy Łk 9, 46-50 Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy. Lecz Jezus, znając tę myśl w ich sercach, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: «Kto by to dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto by Mnie przyjął, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki». Wtedy przemówił Jan: «Mistrzu, widzieliśmy, jak ktoś w imię Twoje wypędzał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami». Lecz Jezus mu odpowiedział: «Przestańcie zabraniać; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami».
Rozważanie Rutyna Uczniowie już od pewnego czasu towarzyszą Jezusowi. Znają dobrze i pewnie sporo zdążyli się od Niego nauczyć chociażby wyrzucania złych duchów. Może w ich uczniowską codzienność powoli zaczęła wkradać się rutyna? Zapał neofity już ostygł i myśli apostołów, zamiast skupiać się na Mistrzu, rozpraszają się na inne sprawy. Czy czegoś mi to nie przypomina? Myśl. Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy. Czasem tak jest, że jakaś uporczywa myśl wejdzie do głowy i trudno jej się pozbyć. Jeśli się na niej skupię, to z drobiazgu może urosnąć do wielkich rozmiarów, wypełnić mnie niepokojem i pozbawić radości. Tak było z uczniami. Z jakiegoś powodu zaczęli się przejmować czymś zupełnie nieistotnym. Trzeba mi pamiętać, że takie natrętne myśli to pokusy i wystrzegać się ich, nie dawać się w nie wkręcać. Dziecko. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki. Dlaczego Jezus stawia uczniom za przykład dziecko? Małe dzieci nie mają żadnych zasług. Są kochane całkowicie bezwarunkowo i w taki też sposób przyjmują miłość. Ja mam się od nich uczyć, że na Bożą miłość nie mogę zasłużyć. Mogę ją tylko przyjąć. Zazdrość. Zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami. Czy czasem moje funkcje, jakie może pełnię w Kościele, nie są dla mnie powodem do pychy? Czy nie jestem zbyt mocno przywiązany do tego, czym się zajmuję, nawet jeśli samo to zajęcie jest z gruntu dobre? Czy nie boję się, że ktoś mógłby mnie pozbawić mojej roli, która mnie w jakiś sposób napawa dumą? Czy nie
czuję zazdrości, jeśli widzę, że ktoś robi coś może lepiej ode mnie? Czy nie chciałbym się czuć jedyny i niezastąpiony? Zastanowię się, jak wygląda teraz moja relacja z Bogiem. Czy towarzyszę Mu z miłości do Niego, tak jak wtedy, kiedy pierwszy raz Go poznałem? Czy może szukam sposobności, żeby samemu skorzystać na tym, że jestem blisko Niego? Przypomnę sobie, że On zna wszystkie moje myśli. I niektóre z nich na pewno bardzo Go ranią. W Ewangelii u Łukasza powyższa rozmowa następuje bezpośrednio po zapowiedzi Męki. Jak mocno Jezusa musiało zaboleć, że Jego uczniowie w takim momencie myślą tylko o sobie i o swojej własnej korzyści.
wtorek, 2 października, Św. Aniołów stróżów Mt 18, 1-5. 10 W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: «Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?» On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje. Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie».
Rozważanie Niezrozumienie Uczniowie przebywają blisko Jezusa, w dzień i w nocy. A kiedy czytamy Ewangelię, to wydaje się. że tak bardzo Go wciąż nie rozumieją. Po swojemu. Kto właściwie jest największy? Dlaczego uczniowie zadają Mistrzowi takie pytanie? Dlaczego ich to interesuje, kto jest największy w królestwie niebieskim? Jakie to ma znaczenie? Czy we mnie nie ma podobnej mentalności? Zbliżam się do Jezusa, poznaję Go coraz lepiej, pragnę przebywać w Jego obecności, ale ciągle jeszcze myślę po swojemu, własnymi kategoriami. To wszystko, co Jezus do mnie mówi, tłumaczę na mój własny język. Jak długo jeszcze będę tak robić? Upór. Jeśli się nie odmienicie. Dlaczego tak bardzo bronię się przed zmianą? Nawet jeśli doskonale zdaję sobie sprawę, co mnie rani, co mi przeszkadza, co jest złe, to nie chcę tego odmienić. Dlaczego boję się stać się jak dziecko? Co boję się utracić? Dlaczego nie chcę uwierzyć Jezusowi, że jeśli się uniżę, stanę się największy w Jego królestwie? Czego wciąż się lękam? Czego się kurczowo trzymam? Pogarda. Strzeżcie się, żebyście nie gardzili. Pogarda to też objaw strachu. Pogardzam ludźmi gorszymi ode mnie, bo być może próbuję sam przed sobą ukryć własną słabość i lękam się, że mogłaby wyjść na jaw. Dopóki nie stanę w prawdzie przed sobą samym i przed Bogiem, nie będę wolny ani szczęśliwy. Jezus mówi: aniołowie tych wszystkich najmniejszych spośród ludzi nieustannie wpatrują się w niebie w oblicze Ojca mego. Nie muszę się bać mojej małości. Bóg sam mnie wywyższa.
Środa, 3 października Łk 9, 57-62 Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz». Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki podniebne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć». Do innego rzekł: «Pójdź za Mną». Ten zaś odpowiedział: «Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca». Odparł mu: «Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże». Jeszcze inny rzekł: «Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu». Jezus mu odpowiedział: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego».
Rozważanie Pragnienie Gdy Jezus szedł z uczniami drogą W dzisiejszej Ewangelii Jezus idzie z uczniami drogą. Niektóre z osób przyglądających się temu z boku, patrząc na podróżujących, nagle pragną się do nich przyłączyć. Coś jest w wyglądzie przechodzącego Jezusa, co porusza w ich sercu ukrytą nutę i wzbudza naglące pragnienie zrobienia czegoś, co zupełnie nie pasuje do ich dotychczasowego życia. Czy takie pragnienie jest mi znane? Jeśli tak, to jakie okoliczności je wywołują? Czy idę za tym pragnieniem, czy je w sobie wygłuszam? Jezus mu odpowiedział Do każdej z osób spotkanych w dzisiejszej scenie Jezus kieruje inne słowa. Nie powtarza tego samego wszystkim, nie mówi: Dołącz do nas, będzie wspaniale. Wie, że droga każdego człowieka jest inna. On chce towarzyszyć każdemu z nas, bez względu na to, jakimi drogami prowadzi nas przez życie. Może czasem myślę: Gdybym miał inną pracę, inną rodzinę, mieszkał w innym czasie i innym miejscu, byłbym lepszym człowiekiem, byłbym szczęśliwszy, mógłbym iść za Jezusem. To nieprawda. On jest ze mną tu i teraz, we wszystkim, co mnie dotyczy i dotyka. Nic nie stoi na przeszkodzie, bym za Nim podążał, już teraz, nie czekając na nic, nie usprawiedliwiając się przed Nim, i przede wszystkim - przed sobą samym: Poszedłbym za Tobą, ale Ktokolwiek przykłada rękę do pługa Zastanowię się, co Jezus chce przez to powiedzieć do mnie. Co jest tym moim pługiem, moją rolą, którą przypadło mi zaorać? Czy wykonuję zadanie mi powierzone
odpowiedzialnie, nawet wtedy, kiedy jest mi ciężko, kiedy wątpię w sens tego, co robię? Czy nawet w trudnościach wierzę, że to wciąż jest moja droga do Boga? Przypomnę sobie teraz, kiedy pierwszy raz w życiu poczułem pragnienie pójścia za Jezusem. Co się od tej pory w moim życiu zmieniło? Czy ja się zmieniłem? Czy radość i wolność, jaką Bóg napełnia moje serce, pomaga mi trwać przy Nim w trudnościach?
czwartek, 4 października, Św. Franciszka Łk 10, 1-12 Jezus wyznaczył jeszcze innych siedemdziesięciu dwu uczniów i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie! Oto posyłam was jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy wejdziecie do jakiegoś domu, najpierw mówcie: Pokój temu domowi. Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co będą mieli: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże. Lecz jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże. Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu».
Rozważanie rozpacz Żniwo wprawdzie wielkie. W dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi o tym, jak trudne jest głoszenie Dobrej Nowiny o królestwie Bożym. Choć On przyszedł na świat po to, żeby wszystkich ludzi zaprosić do wiecznej szczęśliwości, to nie każdy przyjmuje Jego słowo z radością. Swoich uczniów, których posyła przed sobą, też uprzedza, że mogą się spotkać z odrzuceniem. A ja, w jakich sytuacjach nie przyjmuję Jezusa i Jego nauki? Kiedy wątpię w to, że Jego słowa są prawdziwe i na pewno się wykonają? Czy nie wtedy, kiedy dopuszczam do siebie rozpacz, kiedy wydaje mi się, że wszystko dla mnie skończone, że nie ma dla mnie nadziei? Czy zdaję sobie sprawę, że takie myślenie to pokusa, czy się go wystrzegam? Sodomie lżej będzie w ów dzień. Dlaczego Sodomie, w której działy się wielkie wynaturzenia, miałoby być lżej niż tym, którzy odrzucają Dobrą Nowinę? W jaki sposób te słowa mnie dotykają? Czy przypominają mi o czymś, co wolałbym przed sobą samym ukryć? Że wciąż, mimo tylu dowodów Bożej miłości, jestem słaby i w obliczu trudności ulegam rozpaczy. Że wątpię w Jego miłość i miłosierdzie, choć wydawało mi się, że już jestem silny, że moja wiara jest mocna. Nigdy nie jest za późno by się do tego przyznać przed sobą i przed Nim i wołać: Jezu, ratuj. Pokój temu domowi. Chrystus do każdego bez wyjątku przychodzi z pokojem. Ode mnie zależy, czy Jego pokój przyjmę, czy go odrzucę. Dobra Nowina o bliskim królestwie Bożym jest też do mnie skierowana, nawet wtedy
zwłaszcza wtedy, kiedy wydaje mi się, że jestem na dnie. Może teraz, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebuję Jezusa i Jego miłości. Niech przyjdzie do mnie, niech będzie ze mną, niech mnie umocni!
piątek, 5 października, Św. Faustyny Łk 10, 13-16 Jezus powiedział: «Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno by się nawróciły, siedząc w worze i popiele. Toteż Tyrowi i Sydonowi lżej będzie na sądzie niżeli wam. A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz! Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który mnie posłał».
Rozważanie pokora Biada tobie. Słowa dzisiejszej Ewangelii mogą się wydawać trudne do przyjęcia. Zwłaszcza dla kogoś, kto uważa siebie za pobożnego chrześcijanina. Pycha jest bardzo niebezpieczna. Grozi szczególnie tym, którzy sądzą, że nie popełniają grzechów, żyją świątobliwie. Dobrze, że za każdym razem, kiedy zaczyna we mnie rodzić się pycha, Jezus przypomina mi te słowa: Biada tobie!. W worze i popiele. To znowu bardzo trudne słowa. Dlaczego Jezus, mówiąc o nawróceniu, wspomina o tym worze i popiele? Nawrócenie to nie jednorazowa czynność, ale proces, który trwa całe życie. I wymaga ogromnej pokory. Bo mi by się chciało, żebym już był nawrócony doskonale, żebym mógł być dumny ze swoich osiągnięć jako chrześcijanina. A Jezus mówi, że to nie na tym polega. Nie o to chodzi w nawróceniu. Mam się umniejszać, a nie wywyższać. Kto Mną gardzi. Mógłbym się oburzyć na te słowa: przecież ja Tobą, Jezu, nie gardzę. Ale czy na pewno? Czy na pewno w mojej wierze nigdy nie stawiam siebie na pierwszym miejscu przed Nim? Czy nie uważam, że ja, moje racje, moje potrzeby są ważniejsze? Czy nie myślę, że wiem lepiej i nigdy Mu nie dyktuję, co i jak ma dla mnie zrobić? Czy nie wykorzystuję Jezusa do własnych celów? Czy jest we mnie tyle pokory, bym potrafił szczerze Mu powiedzieć: Panie, Ty wiesz wszystko. Ufam Tobie.
Zastanowię się dziś na poważnie co dla mnie znaczą słowa: Jezu, ufam Tobie. Czy ufam, że Jezus to czy tamto dla mnie zrobi, czego akurat potrzebuję? Czy też ufam po prostu, całkowicie, niezależnie od okoliczności, teraz i zawsze. Ufam i kropka. Jak to jest u mnie?
sobota, 6 października, Św. Brunona Łk 10, 17-24 Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością, mówiąc: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają». Wtedy rzekł do nich: «Widziałem Szatana, który spadł z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednakże nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie». W tej to chwili rozradował się Jezus w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić». Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: «Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli».
Rozważanie radość Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością. Widzimy dziś taką scenę: uczniowie, wysłani przez Jezusa do miejsc, do których On sam zamierzał się udać, wracają, szczęśliwi z powodzenia swojej misji. A Jezus od razu ich gasi. Albo też wskazuje na coś innego, co powinno być dla nich powodem do radości: nie sukcesy, których przecież bez Niego i tak by nie osiągnęli, ale to, że ich imiona są zapisane w niebie. Czy dlatego jestem uczniem Jezusa, chodzę za Nim, że On moje imię zapisał w niebie, czy raczej robię to z wyrachowania po to, żeby tu na ziemi dobrze mi się powodziło? Rozradował się Jezus w Duchu Świętym. Czym różni się radość Jezusa od radości Jego uczniów? Czy ja rozumiem, na czym polega radowanie się w Duchu Świętym? Na czym polega radość, która nie wynika z moich osiągnięć ani z okoliczności zewnętrznych, ale jest nieprzemijalna, jak nieprzemijalny jest sam Bóg? Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Jezus szczęśliwym nazywa tego, komu zostało dane poznanie Boga. To największe szczęście, jakie może być udziałem człowieka. Bez Boga nigdy nie będę pełny, ani w pełni szczęśliwy. Czy w moim życiu szukam Boga dla Niego samego, czy raczej dla własnych korzyści?
niedziela, 7 października Mk 10, 2-16 Faryzeusze przystąpili do Jezusa, a chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając, zapytał ich: «Co wam przykazał Mojżesz?» Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić». Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela». W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: «Kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia względem niej cudzołóstwo. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo». Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.
komentarz Kontekst: Jezus, po tym jak nauczał w Galilei, wyrusza ze swoimi uczniami do Jerozolimy. To jest drugi etap Jego publicznej działalności, w czasie którego aż trzykrotnie zapowie swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Będzie też mówił o konieczności zaparcia się siebie, wzięcia swojego krzyża i naśladowania Go. Warunek ten zostanie mocno podkreślony już w następnym fragmencie opowiadającym o bogatym młodzieńcu, któremu trudno było zostawić wszystko i pójść za Jezusem, gdyż miał wiele posiadłości (Mk 10,17-22). Omawiany fragment, ukazany jako prowokacja faryzeuszów względem Jezusa, ma miejsce w granicy Zajordania, a dokładnie w Perei, którą zarządzał Herod Antypas, syn Heroda Wielkiego. Wspomnienie o tym jest o tyle ważne, że ten był krytykowany zarówno przez faryzeuszów jak i Jana Chrzciciela za to, że wziął sobie za żonę Herodiadę - żonę swego brata. 1. Jezus został sprowokowany przez swoich rozmówców, którzy chcieli Go zdyskredytować, dowodząc, że Jego nauczanie o nierozerwalności małżeństwa, jest niezgodne z normą podaną przez Stary Testament. A zatem każe przywołać przepis Pwt 24,1, który brzmi: Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie. (zob. cały fragment Pwt 24,1-4) Następnie Jezus objaśnia ten przepis zupełnie na nowo, pokazując, że u jego źródła leży sklerokardia. Sens tego wyrażenia, użytego również w Mk 16,14 do opisu wyrzutów czynionych uczniom przez Zmartwychwstałego Jezusa, można
doskonale wyczuć nawet bez tłumaczenia. Chodzi o sklerozę serca. Twarde serce człowieka nie chce pamiętać o Bożych nakazach i dlatego Mojżesz, w pierwszym etapie uzdrawiania serc Izraelitów, zezwala im na oddalenie żony. Kiedy jednak przychodzi Jezus, to przynosi prawo miłości, wracając niejako do zamysłu Bożego względem człowieka, objawionego przy jego stworzeniu i przypomina o równości mężczyzny i kobiety oraz o nierozerwalności małżeństwa. 2. W kontekście błogosławienia przez Jezusa dzieci można zwrócić uwagę na ich zupełny brak samostanowienia. Były one uważane za własność swoich rodziców i całkowicie poddane ich woli. Afirmując postawę dziecka, Jezus chce wskazać swoim uczniom, którzy chwilę wcześniej posprzeczali się między sobą w drodze o to, kto z nich jest największy (Mk 9,34), aby przestali skupiać się na własnych zasługach i znaczeniu i przyjęli postawę całkowitej zależności od Jezusa.
Rozważanie zatwardziałość Faryzeusze przystąpili do Jezusa. Faryzeusze nieraz przychodzili do Jezusa, żeby Go wystawić na próbę może ośmieszyć, może złapać na jakimś słowie. Tak jest i w dzisiejszej Ewangelii. Jezus zna ich intencje, dlatego od razu wypomina im ich zatwardziałość : nie szanują Bożej woli, ale chcą osiągnąć własne cele. Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela. Bóg stworzył świat, który był od początku dobry. Dla mnie zawsze, od samego początku, pragnie dobra. Dlaczego buntuję się przeciwko temu? Dlaczego w moich planach życiowych nie uwzględniam faktu, że jestem umiłowanym dzieckiem Boga? Że On jest zawsze przy mnie, że Mu na mnie zależy, że chce mnie prowadzić najpiękniejszą z dróg do Niego, do Jego królestwa, które już tu na ziemi może się rodzić w moim sercu, jeśli zechcę. Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie. Jezus faryzeuszom przeciwstawia dzieci. Nie trzeba mieć wielu zasług, żeby wejść do królestwa Bożego. Przeciwnie, trzeba być jak dziecko, które Bóg będzie mógł wziąć w objęcia, przytulić i pobłogosławić. Czy pozwalam mojemu Ojcu, by mnie brał w objęcia?