Sabine Städing z Petronela Jabloniowego Sadu Na tropie tajemnic
Sabine Städing Petronela z Jabłoniowego Sadu Na tropie tajemnic Z czarno-białymi ilustracjami SaBine Büchner Przekład z języka niemieckiego Urszula Pawlik
Tytuł oryginału: Petronella Apfelmus. Zauberschlaf und Knallfroschchaos Boje Verlag in the Bastei Lübbe AG 2015: by Bastei Lübbe AG, Köln, Germany Okładka: Jana Rumold Ilustracja na okładce: SaBine Büchner ISBN 978-3-414-82415-8 Wszelkie prawa zastrzeżone, zwłaszcza prawo do przedruku i tłumaczenia na inne języki. Żadna z części tej książki nie może być w jakiejkolwiek formie publikowana bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawnictwa. Copyright for the Polish edition by Edra Urban & Partner, Wrocław 2018 Copyright for the Polish translation by Urszula Pawlik, 2018 Przekład z języka niemieckiego: Urszula Pawlik Prezes Zarządu: Giorgio Albonetti Dyrektor Wydawniczy: lek. med. Edyta Błażejewska Redaktor prowadzący: Michał Kasprzak Redaktor tekstu: Marzena Kwietniewska-Talarczyk The translation of this work was supported by a grant from the Goethe-Institut. ISBN 978-83-65835-38-3 Edra Urban & Partner ul. Kościuszki 29, 50-011 Wrocław tel. +48 71 7263835 biuro@edraurban.pl www.esteri.pl Skład: Paweł Kazimierczyk Druk i oprawa: OPOLGRAF, Opole
Nareszcie wiosna Petronela miała cudowny sen. Żeglowała małym papierowym stateczkiem po morzu. Słońce przyjemnie grzało w plecy. Drobne fale połyskiwały srebrzyście niczym rybie łuski. Na dziobie stał Lucjusz, chrząszcz jelonek rogacz. Ląd na horyzoncie! Odkryliśmy Jabłkowy Archipelag! zawołał. Petronela spojrzała przez piracką lunetę. Faktycznie! Przed nimi na środku morza rozpościerało się pięć małych wysepek przypominających naleśniki, porośniętych gęsto jabłoniami z ogromnymi złotymi jabłkami na gałęziach. Ich stateczek zbliżał się powoli do wysp, które z każdą chwilą stawały się większe. Nagle Petronela poczuła silny wstrząs. Natychmiast otworzyła oczy. Lucjusz, który jeszcze przed momentem stał na dziobie ze wzrokiem wbitym w horyzont, teraz potrząsał z całej siły jej łóżkiem. Pobudka, Petronelo! Jeśli zamierzasz jeszcze coś sprzedać na cotygodniowym targu, musisz przestać śnić o złotych jabłkach i wreszcie wstać. 5
6
Skąd wiesz, co mi się śniło? Zdziwiona ziewnęła szeroko i przygładziła dłonią włosy, rozczochrane w sposób typowy dla czarownic. Wcale nie było trudno zgadnąć, gdyż mlaskałaś jak całe stado obżerających się dzików i mamrotałaś coś o złotych jabłkach. Coś takiego, że też mruknęła jabłoniowa czarownica. Która godzina? Późna. W każdym razie za późna na wylegiwanie się w łóżku stwierdził Lucjusz, rozsuwając jednym pociągnięciem zasłony. Petronela przeciągnęła się leniwie, po czym energicznie wyskoczyła z cieplutkiej pościeli. Drzewo, na którym wisiał jej jabłkowy domek, zazieleniło się w ciągu nocy. Maleńka czarownica otworzyła szeroko okno i głęboko wciągnęła powietrze. Wreszcie przyszła wiosna. Co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. Widziało się ją, czuło i słyszało. Spojrzenie na wiszący na ścianie zegar z kukułką potwierdziło, że Lucjusz wcale nie przesadzał. Cotygodniowy targ rzeczywiście zbliżał się ku końcowi! Petronela ubrała się w pośpiechu, spryskała wodą twarz i szybko umyła zęby. Następnie zapakowała do koszyka ciasto jabłkowe z kruszonką, włożyła kapelusz, naciąga- 7
jąc go po same uszy, po czym wyszła przed dom. Zwinnie zeskoczyła na rosnącą poniżej grubą gałąź i zręcznie zsunęła się po zaczarowanej drabince. Im niżej schodziła, tym stawała się większa. Całkiem na dole osiągnęła wzrost typowy dla człowieka. Gdy tylko stanęła na ziemi, ostrożnie rozejrzała się wokół. Nie chciała, żeby ktoś ją zauważył. Nikt poza bliźniakami Lilką i Leonem Kuchniopożarskimi nie wiedział o jej istnieniu. Nikt też nie miał pojęcia, że w ogromnym sadzie przy młynie mieszka jabłoniowa czarownica. I tak miało pozostać. Na szczęście ogród był pusty. Mimo to na wszelki wypadek Petronela błyskawicznie schowała się za krzewami jeżyn, tworzącymi gęsty żywopłot. Z tego miejsca od starej przyczepy kempingowej, służącej za spiżarnię i szopę na narzędzia, dzieliło ją już tylko parę kroków. Po dotarciu na miejsce Petronela wyciągnęła z rękawa czarodziejską różdżkę, za pomocą której przywołała stary drewniany wózek z długim dyszlem, drzemiący w najlepsze obok wiekowej przyczepy. Szybko załadowała go po same brzegi słoikami z musem jabłkowym, marmoladą jeżynową i innymi specjałami. Wszystkim, co zamierzała sprzedać tego dnia na targu. Zadowolona ze swego dzieła, wsadziła dwa palce do ust i zagwizdała na Lucjusza. Chrząszcz jelonek był nie tylko jej najlep- 8
9
szym przyjacielem, ale również prywatnym samolotem i pilotem w jednej osobie. Czarownica uwielbiała śmigać w powietrzu na jego grzbiecie, sto tysięcy razy wygodniejszym od wysłużonej chybotliwej miotły. Poza tym latanie za dnia na grzebiecie Lucjusza nie rzucało się aż tak bardzo w oczy. Po chwili donośne charakterystyczne burczenie zapowiedziało przybycie chrząszcza. Krótko potem Lucjusz przeleciał nad głową Petroneli tak nisko, że niemal strącił jej z głowy kapelusz. Machając energicznie nóżkami, zgrabnie wylądował w wysokiej trawie tuż koło czarownicy. Z każdym dniem jesteś lepszy! zauważyła z uśmiechem Petronela, grzebiąc w kieszeni płaszcza w poszukiwaniu siedmiu magicznych pestek jabłkowych, 10 10
które zawsze miała przy sobie w drewnianej puszce. Jeśli potrząsała puszką lewą dłonią, malała. Natomiast potrząsanie nią prawą ręką sprawiało, że błyskawiczne rosła. Czarownica złapała za dyszel drewnianego wózka, potrząsając równocześnie puszką z pestkami, trzymaną tym razem w lewej dłoni. Natychmiast zaczęła maleć, a wraz z nią malał wyładowany po brzegi stary wózek. Gdy tylko osiągnęła odpowiednią wielkość, szybko wdrapała się na grzbiet Lucjusza. Wreszcie mogli ruszyć w drogę! Chrząszcz wziął odpowiedni rozbieg i już po chwili szybowali wysoko w powietrzu wraz z drewnianym wózkiem, który leciał tuż za nimi, trzymany mocno za 11
dyszel przez Petronelę. Cudownie było unosić się w powietrzu, czuć na twarzy powiew wiatru i obserwować świat z lotu ptaka. Maleńka czarownica mogłaby tak lecieć godzinami. Niestety, miasto było bardzo blisko i już po chwili Lucjusz wylądował za ratuszem pod wielkimi krzewami wawrzynu. Stąd było już tylko parę kroków na plac targowy. Petronela ześlizgnęła się zręcznie z grzbietu chrząszcza i ostrożnie wyjrzała zza krzaków wawrzynu pokrytych gęstym listowiem. Chciała się upewnić, czy wszystko jest w porządku. Na szczęście nikt jej nie zauważył. Uspokojona wsadziła rękę do kieszeni, wyjęła pudełko i szybko potrząsnęła magicznymi pestkami. Tym razem prawą dłonią. Natychmiast zaczęła rosnąć, a wraz z nią rósł drewniany wózek, którego dyszel przez cały czas mocno trzymała w dłoni. Z niepokojem rozejrzała się wokół, w obawie, czy ktoś jej nie zauważył. Pewnego razu, gdy tylko co zaczęła się zmniejszać, przypadkowo napatoczył się kominiarz. Biedaczysko tak osłupiał, że dostał gwałtownej czkawki, która ustąpiła dopiero po tygodniu. Tym razem wszystko poszło gładko. Podczas gdy czarownica rosła do ludzkich wymiarów, Lucjusz zaszył się w najgłębszej gęstwinie z zamiarem ucięcia sobie drzemki. 12
Wkrótce potem jabłoniowa czarownica ustawiła swój kramik, jak zwykle pomiędzy sprzedawcą owoców i stoiskiem z kwiatami. Nie miała dużo towaru, ale za to każdy wyrób był najlepszej jakości. Oprócz musu jabłkowego i jeżynowej marmolady oferowała także maści na przytrzaśnięte palce, odparzone stopy i potłuczone nosy. No i, rzecz jasna, najlepszy z najpyszniejszych na świecie własnej roboty jabłkowy placek z kruszonką. Ludzie przepadali za nim i dosłownie wyrywali go sobie z rąk, nie przypuszczając nawet, że upiekła go najprawdziwsza czarownica. Odwiedzający targ patrzyli dobrotliwie na oryginalny ubiór czarownicy i zachwycali się doskonałymi produktami, które mogli nabyć na jej stoisku. Już po niespełna półgodzinie wszystkie wypieki zostały wyprzedane i Petronela mogła sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Zadowolona wystawiła twarz do wiosennego słońca. Tego roku zima była wyjątkowo długa. Lecz teraz, z nastaniem wiosny, na targu znowu zaroiło się od kupujących. Chociaż wciąż jeszcze zdarzały się dni wymagające ciepłego ubioru. Wówczas spod nasadzonej głęboko na uszy czapki i znad owiniętego szczelnie wokół szyi szalika widać było jedynie wystający, zakatarzony nos. Ale gdy tylko promienie słoneczne zaczy- 13
nały grzać, grube płaszcze momentalnie wędrowały do szaf. Petronela obrzuciła wzrokiem plac targowy, wypatrując znajomej postaci. Nagle ją spostrzegła. Zuzanna jak zawsze szła powoli, nigdzie się nie śpiesząc. Ubrana wciąż jeszcze w gruby, podarty, zimowy płaszcz, sunęła wolniutko od straganu do straganu. Mijając latarnię, zatrzymała się przy przymocowanym do niej koszu na śmieci i uważnie przejrzała jego zawartość. Następnie pochyliła się, by podnieść z ziemi pomarańczę, którą schowała do kieszeni wysłużonego płaszcza. Po czym ruszyła dalej, popychając przed sobą sklepowy wózek, w którym mieścił się cały jej dobytek. Gdy mijała stragan z kwiatami, jakaś kobieta wetknęła jej do ręki trochę drobnych, za które Zuzanna podziękowała z uśmiechem. Petronela chętnie by jej pomogła. Z opowiadań Zuzanny wiedziała, że ta była kiedyś nauczycielką. Za pomocą odrobiny czarów z pewnością znalazłaby dla niej mieszkanie, a może nawet i pracę. Problem w tym, że Zuzanna nie chciała nic słyszeć o tego typu planach. Może kiedyś odpowiadała niezmiennie. Obecnie nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że mogłabym gdzieś utknąć na stałe i ciągle wracać w to samo miejsce. 14
To była decyzja Zuzanny i nawet jabłoniowa czarownica nie była w stanie wpłynąć na jej zmianę. Kobieta właśnie spostrzegła Petronelę i skierowała w stronę jej kramu wózek sklepowy, podskakujący z terkotem na nierównym bruku. Piękny dzień, prawda? zapytała na powitanie. Udało mi się już znaleźć pomarańczę i do tego dostałam 15
dwa euro. A byłoby jeszcze piękniej, gdybyś mogła dać mi kawalątek ciasta. Co tam jeden! Odłożyłam ci dwa. Petronela z uśmiechem zapakowała placek do torebki. Jeśli masz ochotę, to mogłybyśmy gdzieś pójść. Targ kończy się za pół godziny. Z przyjemnością, ale nie tym razem zapewniła Zuzanna, machając ręką. Dziś otwierają nowy sklep meblowy. Będzie loteria, poczęstunek i wszystkie takie tam fidrymuchy. Koniecznie muszę tam pójść! Kto wie, może dopisze mi szczęście i coś wygram. Może nawet główną nagrodę, elegancki samochód. Jak chcesz. A zatem do następnego razu! Do zobaczenia. Trzymaj, proszę, kciuki, żebym tylko nie wygrała ekspresu do kawy! poprosiła Zuzanna, po czym popchnęła wózek sklepowy i ruszyła przed siebie, by po chwili zniknąć pomiędzy straganami. 16
Wreszcie nadeszła wiosna. Jabłoniowa czarownica Petronela cieszyła się na spokojne dni wypełnione pracą w sadzie, rozmyślaniami na hamaku w koronie drzewa oraz rozmowami z bliźniakami Lilką i Leonem. Niestety, szybko się okazało, że o spokoju nie może być mowy. Ze stawu młynarza zaczęły nocami znikać ryby. Pomimo wspólnych wysiłków wszystkich mieszkańców sadu tajemniczy złodziej pozostawał nieuchwytny. Na domiar złego w szkole Lilki i Leona pojawiła się piątka dziwnych dzieci jakby nie z tego świata. Nikt nie wiedział, co myśleć o nowych uczniach. To zaś, że przyjechali z osobliwym, budzącym grozę cyrkiem, w którym roiło się od najróżniejszych dziwolągów, tylko wzmagało niepokój. Przestraszone i zarazem zaintrygowane bliźniaki zwróciły się do Petroneli o pomoc w rozwiązaniu zagadki niezwykłego cyrku i równie niezwykłych jego mieszkańców. Petroneli nie pozostawało zatem nic innego, jak wkroczyć do akcji pełną parą i rozwikłać wszystkie tajemnice. Nie od parady była przecież czarownicą o rozlicznych talentach i wielkim sprycie... Nowe przygody czarownicy Petroneli i bliźniaków z domu młynarza Z licznymi ilustracjami SaBine Büchner ISBN 978-83-65835-38-3 www.esteri.pl