w Ŝyciu kaŝdego męŝczyzny jest jakaś dziwna tęsknota jego własnej duszy... tęsknota uwięzionego serca...
***zakochany*** I chodzę, krzyczę, błagam Ktoś Ŝyciem moim trąca Ktoś krzyczy o miłości Ktoś nie chce widzieć słońca Tam ludzie giną, popatrz Nikt nie chcę ręki dać A do mnie wyciągają Lecz nie wiem czy ją brać I czarne noce drwią I szatan azyl pisze Ktoś w niebo, piekło leci A ja po środku wiszę I przeciw Bogu staje I ciszą wzywam czas A z dali ktoś mi szepcze śe kochać moŝna raz Miłością przeciw ludziom Szaleńcze, krzyczą mi Z nadzieją patrzę w górę Lecz nawet Bóg, sam drwi I głowę spuszczam w dół Tam szatan wciąŝ się śmieje Tak bardzo Ciebie kocham Za oknem noc juŝ dnieje
***a ja naprzeciw...*** I jak butla rozgromiona Co ucieka tym wszechświatem Tak ta prawda zakłamana Staje się dla ludzi batem Nie ma skargi bez przyczyny Sami ją stwarzamy A mądrością bez głupoty To się nigdy nie posramy Ktoś wypuścił SOS Kosmos jednak milczy dalej Abstynencji spity głos Który wrzeszczy - więcej nalej Bezsens świata nas przeraŝa Udajemy pełnych ładu Jak na stypie w której umrzyk Wstał i krzyknął - więcej czadu Nawet słowa te pisane Muszą krasą swoją wyć A ja idę wam naprzeciw Mnie wystarczy sobą być
***a moŝe nie warto było...*** A moŝe nie warto było tak patrzeć Wyglądać daremno i tęsknie Czasami lepiej jest odejść Zostawić puste swe miejsce Czasami lepiej zapłakać Zaśpiewać coś w samotności To wtedy mniej trochę boli Mniej od prawdziwej miłości
***trzeba walczyć...*** Gdzie odnaleźć nadzieję, wiarę w miłość i przyjaźni moc? Gdy w samotności siedzisz, a wokoło Ciebie pustka a wokoło Ciebie noc. Gdzie pójść by znaleźć nadzieję, by zwycięŝyć samotność swą? Gdy wokoło złe ludzkie twarze i nieufność pogrąŝa Cię. Czy juŝ zapomnieć o cnotach tych? Czy juŝ na zawsze być zimnym i złym? Czy się pogrąŝyć w samotności? Czy nigdy nie zaznać smaku miłości? Nie, nie moŝna się poddawać! Nie moŝna sercu tych cnót wykradać! Nie moŝna w samotności się pogrąŝyć, i Ŝyć w nienawiści w pogoni za pieniądzem! Trzeba walczyć i swe serce dawać! Trzeba mieć nadzieję i się nie poddawać! Trzeba szukać tych ludzi którzy będą z Tobą! Trzeba ich szukać i zawsze być sobą! Lecz jak, my człowieku, się odnajdziemy? Gdzie wśród tego tłumu się spotkamy? Gdzie i kiedy do siebie dojdziemy? I czy jeszcze w sobie wytrwamy? Czy na łoŝu śmierci będziemy obok siebie?! Czy ktoś z nas zdąŝy krzyknąć - stój ja umrę za Ciebie! Czy razem rzucimy się w tą straszną otchłań?! Czy z łzami radości będziemy konać?!
A moŝe umrzemy w samotności...? Nie znalazwszy przyjaciela... Nie zaznawszy miłości...?
***jak Ŝyć...*** Dałaś mi skrawek własnego nieba, paletę gwiazd swym spojrzeniem Nauczyłaś mnie kochać, sercem szeptać i szaleć nim Dałaś mi kaŝdą chwilę raju, dotykiem uśmiechem łzami... Tylko czemu nie pokazałaś mi jak Ŝyć...gdy ciebie juŝ tu nie będzie
***XXX *** Ktoś puka Biegnę A tam cisza Znowu zamknięto hałas Kolejna szara rzeczywistość JuŜ nawet Bóg nie krzyczy A szkoda PrzecieŜ umiera się tylko raz I to na zawsze
***listy do... (3)*** Cześć mała Gdzie jesteś Złocista jesień za oknem Liście targają mi włosy Czego one chcą To juŝ rok czasu Jak w pysk strzelił To juŝ kolejna druga jesień Jaka szkoda Ŝe nie przetrwamy do zimy Pamiętasz Biały puch a w nim my Ktoś tylko lato nam zabrał Zresztą ciągle nam coś zabierają Jak dobrze Ŝe mamy naszą miłość Szkoda Ŝe tak cholernie samotną Za oknem jest noc Tylko ona zna nasze tajemnice Gdybym był Bogiem nie storzył bym dnia Gdyby był Bóg nie był by taki straszny Jaka szkoda Ŝe znów przyjdzie nam płakać w samotności Kolejny liść spadł mi na głowę Usycham razem z nimi Na cały głos wołałem do odlatujących ptaków Nie chciały mnie wziąć Więc moŝe ty weźmiesz moje serce JuŜ nie jest mi potrzebne Teraz ty i ja mamy swoje Ŝycie Swój dom rodzinę Pamiętaj mała Ŝe zawsze będę czekał Pamiętaj Ŝe zawsze będę pamiętał I proszę nie płacz gdy nikt nie połoŝy czerwonej róŝy MoŜe mi bardziej podobają się czarne Tam teŝ moŝna kochać Mam nadzieję Ŝe bardziej szczęśliwie niŝ tu A więc Ŝegnaj Muszę juŝ kończyć To moja nowa dziewczyna Wiem Ŝe ciebie nigdy tak nie nazwałem Mnie teŝ to bolało Wysyłam ci swoją duszę Wypisałem ją patykiem na niebie Gwiazdę teŝ moŝesz wziąć JuŜ nie myśl Są chwile których nie moŝna powtórzyć jednak będą one w nas
***idziesz KsięŜniczko*** Idziesz księŝniczko swą aleją Usłaną z róŝ usłaną z łez Na końcu drogi tej nadzieja śe oprócz ciebie ktoś idzie teŝ Patrzysz czasami w swoje okna Widzisz jak noc otula je Noc czarna, dumna i samotna Jak ty w ostatnim swoim śnie Powracające wciąŝ wspomnienia Gasnące wraz z płomieniem świec Chciałabyś Bogiem być istnienia Chciałabyś- ale Bóg juŝ jest Czasami tylko Ŝal odczuwasz śe nikt nie pytał cię o zdanie Gdy pchnięto cię brutalnie tak W dorosłość tą- jak na szaniec Czasami tylko szlochasz sobie Gdy jesteś sama gdzieś w pościeli Na zewnątrz musisz być wytrwałą śeby się inni nie dowiedzieli O tym Ŝe jesteś jak księŝniczka Która uwielbia się wygłupić Czasami pragnie gdzieś zatańczyć Czasami tylko tylko upić O tym Ŝe lubisz blask księŝyca I czasem teŝ, teŝ się boisz O tym Ŝe wcale nie jest łatwo Gdy pośród tłumu samotnie stoisz O tym Ŝe lubisz śpiewać czasem Gdy jesteś gdzieś na środku miasta
A potem pragniesz pragniesz zakrzyczeć Nawet w kościele- cholera jasna O tym Ŝe jesteś tylko sobą Piękną wraŝliwą i radosną śe czasem starczy ci tylko słowo Wypowiedziane całkiem prosto Idziesz księŝniczko swą aleją Usłaną z róŝ usłaną z łez Nie patrz Ŝe inni to twardziele Ja idę obok przecieŝ wiesz
***wybaczam Ci *** wybaczam Ci, Ŝe kochałaś mnie bardziej niŝ siebie... wybaczam Ci, Ŝe gotowa byłaś poświęcić dla mnie wszystko... wybaczam Ci, Ŝe miłość Twoja była tak uparta, prawdziwa i mocna... wybaczam Ci, Ŝe zawsze potrafiłaś wyrzec się swej dumy i znaleźć dla mnie ciepłe słowo... wybaczam Ci równieŝ Twoje wszystkie wiersze o miłości naszej... wybaczam Twoje nieprzespane noce, upokorzenia... wybaczam Ci nawet wszystkie Twoje przelane łzy... i tylko nigdy nie wybaczę Ci tego, Ŝe nie potrafiłem tej miłości od Ciebie przyjąć... i nie wybaczę Ci, Ŝe nie potrafiłem docenić tego poświęcenia, zawziętości... nie wybaczę Ci równieŝ tego, Ŝe to ja byłem przyczyną Twych łez, Twojego bólu, Twojego cierpienia... nie wybaczę Ci swego milczenia, będącego odpowiedzią na Twoje uczucie... nie wybaczę Ci swojej własnej dumy, ambicji i szlag wie jeszcze czego, które tak bardzo raniły Twoje serce... a juŝ nigdy, przenigdy nie będę w stanie Ci wybaczyć tego, Ŝe nie potrafię przestać Cię kochać...
***juŝ nie czekaj...*** chciałem kupić ci kwiaty ale juŝ nigdzie nie sprzedają ich samotnym chciałem wysłać list wystraszyli mnie zakochani na poczcie tak przeraźliwi we własnych objęciach
***za miłość*** I w ciszy która bywa w nas I w łzach co same lecą nieraz Obudźmy najpiękniejszą noc Noc taką której świat ten nie ma I zaśpiewajmy razem z nią W takt kropel deszczu co spadają Wypijmy chociaŝ jedną z nich Wypijmy za tych co kochają
***listy do... (2)*** nadchodzi wieczór... ciemność oplata mnie ramionami... zamykam oczy i myślę Ŝe to Ty... zamykam usta i słyszę ciszę Twoich łez... przepraszam, przepraszam Ŝe nie potrafiłem być sobą... przepraszam Ŝe tak bardzo Cię kochałem... przepraszam za kaŝdą moją łzę, za kaŝde słowo o miłości... wybacz mi kaŝdą chwilę w której czułaś się jak księŝniczka... wybacz kaŝdą róŝę którą Cię obdarowałem... daj mi tylko jeden swój uśmiech i jeden gest... daj mi siłę abym zachował wspomnienia... a odejdę... obiecuję... ciszą własnej goryczy wtulę się w kaŝdą myśl o Tobie... ciszą własnego sumienia wmówię sobię, Ŝe juŝ nie kocham... i umrę... tak bardzo samotny bo bez Ciebie... i tak bardzo szczęśliwy bo kiedyś przy mnie byłaś...
***a przecieŝ byłaś...*** Uśmiechem pieścisz mnie i ranisz Budzisz nim wszystkie me marzenia Dokąd odeszłaś czemu płaczę Czemu tak bolą te wspomnienia Słowami swymi mnie dotykasz Są takie dumne wielkie miłe Rozbiłem lustro z twoim zdjęciem I po raz kolejny kolejny się spiłem OdjeŜdŜasz pociągiem lecz nie naszym I białej chusty nie trzymasz w dłoni Nikt na peronie juŝ nie został Nikt oprócz tego co stoi stoi i stoi
***wieczny optymista*** Gdzieś zgubiłem swą toŝsamość W swoim kolejnym upadku Straciłem rachubę Który to juŝ raz Znów plując błotem próbuję wstać Ciekawe czy tym razem ktoś rzuci kamieniem w oczy Jestem na klęczkach Cisza MoŜe tym razem się uda Kolejna próba biegu Poczułem ból z tyłu JuŜ prawie nic nie widzę Ciekawe - lecę dalej wśród krain raju czy tylko idę Coś nie pozwala oddychać CzyŜby tym razem się udało Otwieram oczy Nie To znowu błoto cieknie z twarzy Po raz kolejny widzę ziemię z bliska Trochę odpocznę Zaraz znowu trzeba będzie wstać MoŜe tym razem się uda