Reminiscencje z wyprawy tatrzańskiej 6-7 lipca 2011r. Główna Komisja Turystyki i Rekreacji mając patronat nad dwoma lipcowymi imprezami żadnej z nich nie zdołała przesunąć (zaplanować) na inny termin. Jako Przewodniczący tej Komisji przeżywałem rozterkę jak to wszystko zorganizować, aby uczestniczyć w obu. O czym mówię? A no o tym, że w dniach 2-3 lipca zaplanowany był Turniej Tenisowy o Puchar Sekretarza Generalnego w Bytomiu (czternasty), a równolegle w dniach 2-6 lipca miała miejsce wyprawa (też czternasta) w Tatry. Cóż, rozdwoić się nie dało. Turniej tenisowy skończył się w niedzielę (3 lipca) o 13.00. O 13.40 wsiadłem w pociąg z Katowic do Krakowa, o 15.50 ruszyłem autobusem do Zakopanego, a o 18.15 pojechałem busem do Leśnika meldując się u Lidki Burchard organizatorki wyprawy tatrzańskiej. Po powitaniu (na szczęście dla mnie nie pytali o wyniki) pytali tylko jaką mieliśmy pogodę na tenisie. Gdy powiedziałem, ze całą sobotę grało się na otwartych kortach, to podejrzewali mnie o ściemę. Dopiero oświadczenie, że w niedzielę z powodu intensywnych opadów graliśmy pod balonem uspokoiło ich i uwierzyli. Na zagospodarowanie się miałem pół godziny, bo o 19.00 zaczęło się organizacyjno-towarzyskie spotkanie. Na tym zebraniu dowiedziałem się, że w całej wyprawie uczestniczy 41 osób, w tym 11 z Oddziału SITG Lublin i 30 z Oddziału Tarnobrzeg, a wśród uczestników jest pięcioro którzy w naszych wyprawach biorą udział po raz pierwszy. Sobotnią podroż autokarem wszyscy określili jako nad wyraz spokojną, a omawiając dzisiejszy (niedzielny) wypad na Kasprowy Wierch powiedzieli tylko jedno (w tym miejscu żeby nie gorszyć czytających nie zdradzę co powiedzieli). A jak to wyglądało w szczegółach? Wyjechali na szczyt pierwszym kursem. O dziwo nie było prócz nich więcej chętnych na eskapadę w tym kierunku i wszyscy zmieścili się do jednego wagonika. Na górze - zgodnie zresztą z informacjami telewizyjnymi, leżała warstwa kilkunastu cm śniegu i dosyć mocno wiało. Co bardziej płochliwi uznali, że nie ma sensu wystawiać się na działanie wiatru i zdecydowali się na powrót. Niektórzy chcieli poczekać, ale jak po chwili ogłoszono zawieszenie kursów z powodu dużego wiatru, to nawet nie dopili kawy i szybko zjechali na dół. Kilkanaście osób wyszło na szlaki i po przejściu granią w kierunku wschodnim schodzili do Murowańca albo na Suchej Przełęczy, albo na Przełęczy Liliowe. Za taki wyczyn (w tych warunkach) łyk piwa w Murowańcu nie był przestępstwem. Na dół w zależności od kondycji i warunków pogodowych (deszcz na trasie) schodzili przez Boczań albo do Kuźnic, albo Doliną Olczyska prosto do Lesnika. Podsumowanie dnia zakończyło się wspólnymi śpiewami podpartymi akompaniamentem akordeonu (Marysia Jaworska) i dwóch gitar (Andrzej Woś i Zbyszek Pantula). Bystre oko Lidki Burchard wypatrzyło, że wśród nas jest para małżeńska obchodząca jubileusz 40-lecia pożycia małżeńskiego(kirejczykowie).
Nie można było takiej okazji przepuścić. Odśpiewaliśmy kilka hymnów na ich cześć i dzięki ich przytomności (przygotowaniu) wznieśliśmy kilkanaście toastów. Na poniedziałek zaplanowany był wyjazd na Słowację do Łomnicy Tatrzańskiej. Widząc co się dzieje z pogodą, na eskapadę zdecydowała się dwudziestka uczestników. Już o ósmej dojechaliśmy pod stację kolejki na Skalnate Pleso i tam jedna grupa wyjechała na Łomnicę, a druga na Łomnicką Grań. Bilety drogie; pierwszy etap 10 euro w górę, a drugi etap 24 euro (Łomnica) względnie 8 euro (Łomnicka Grań) tam i z powrotem. Zarówno wyjazd na Łomnicę jak i na Łomnicka Grań był nacechowany dużą dozą optymizmu, gdyż nad Skalnatym Plesem gęsta mgła nie wróżyła widoków na górze. Opatrzność jednak nad nami czuwała i były momenty, że góry się odsłaniały. Obie grupy spotkały się po zjeździe i od Skalnatego Cestą Svobody poszliśmy (przy ładnej już pogodzie) do Hrebienoka. Po drodze zrobiliśmy postój na zupę czosnkową w Chacie Zamkowskiego. Ten krok okazał się nieprzemyślany nad wodospadami Studienego Potoku zaczęło padać i od Renerowej chaty do Hrebienoka szliśmy już przy lekkiej mżawce. Gdyby nie ten postój U Zamkowskiego, to chyba deszczyk by nas nie złapał na trasie. W Hrebienoku kilka (kilkanaście) łyków piwa na przeczekanie opadów i zjazd kolejką do Starego Smokowca. Jeszcze zakupy interesujących nas specjałów słowackich i powrót na wieczorny obiad do Leśnika. A pozostali? Wbrew tradycji nie było chętnych na kąpiele w wodach termalnych. Jednak Krzysiu Grudzień uznał, że jak tym razem zabrał ze sobą kąpielówki, to musi je wykorzystać. Pojechał sam. Z Brzezin do Murowańca i dalej nad Czarny Staw poszło siedem osób, na Rusinową Polanę z Wierch Porońca wybrało się cztery osoby (zeszli przez Psią Trawkę do Brzezin), dwie osoby poszły na Nosal, kilka osób było na Gubałówce. Tym którzy chodzili po Polskich Tatrach deszcz bardziej dawał się we znaki, tak że wieczorem tylko kilka osób pozwoliło sobie na zespołowe śpiewy. We wtorek najbardziej aktywna piętnastka pod kierownictwem Lidki wyjechała do Palenicy Białczańskiej z zamiarem pójścia na Krzyżne. Na miejscu zweryfikowali (z przyczyn pogodowych) plany i po dojściu Roztoką do schroniska w 5 Stawach uznali, że trasa przez Świstówkę nad Morskie Oko da im możliwość powrotu konikami na parking w Palenicy. Druga grupa (dwanaście osób) pod kierownictwem piszącego (J.C.) wyjechała do Kuźnic i stamtąd zaszliśmy do Pustelni Adama Chmielowskiego (Brata Alberta) przy klasztorze Albertynek i weszliśmy na Ścieżkę nad Reglami. Będąc na Przełęczy na Patykach spotkaliśmy kadrę polskich tenisistek stołowych z dwukrotną złotą medalistką paraolimpiad (Ateny, Pekin) Natalią Partyką. Nie omieszkaliśmy sobie zrobić pamiątkowego zdjęcia (patrz foto) i poszliśmy w kierunku Doliny Białego. Tu grupa się rozdzieliła; jedni poszli na Sarnie Skały, a drudzy Doliną do Krokwi. Obie grupy spotkały się potem na Krupówkach. Zdziwieni zauważyliśmy, że mimo wyjątkowo złej pogody (opady i zimno) Krupówki tętnią życiem. Podejrzewamy, że z powodu drożyzny na Słowacji w naszym Zakopanem jest teraz dużo więcej turystów. Takim sposobem zakopane skorzystało na zmianach na Słowacji
Wieczorem zaplanowana była impreza pod nazwą Wieczorek pożegnalny. Na tą imprezę czekali z utęsknieniem wszyscy, bo chyba liczyli, że przy tej pogodzie ta impreza będzie najciekawszym elementem wyjazdu. I chyba się nie przeliczyli. Imprezę podzieliliśmy na dwa etapy część uroczystą i część rozrywkową. W pierwszej części (tej uroczystej) miały miejsce egzaminy promocyjne i nagradzanie wytrwałych. Piątka nowicjuszy ; Ewa Nowak, Karolina Galek, Maciek Mróz, Wiola i Grzesiek Skoczkowie musiała 1. przedstawić rozwiązaną Krzyżówkę Tatrzańską zamieszczoną wcześniej w specjalnie na ten wyjazd wydanym i wręczonym każdemu uczestnikowi Przewodniku, 2. Zdać egzamin praktyczny z chodzenia po Tatrach (te osoby były specjalnie obserwowane pod tym kątem w czasie całego pobytu) 3. Wykazać się znajomością Tatr (na miarę nowicjuszy oczywiście) Egzamin oceniał prowadzący weryfikację (autor niniejszego opracowania) korzystając z pomocy KAPITUŁY TRAPERSKIEJ. W skład Kapituły wchodzą doświadczeni turyści tatrzańscy uczestniczący w naszych SITG-owskich wyjazdach w góry minimum 10 razy i przez to posiadający Dyplom TRAPERA GÓRSKIEGO (Teresa Cichowska, Lidka i Tomek Burchardowie, Jurek Jaworski). Egzamin zaliczyli wszyscy i cała piątka awansowała z ŁAJZY TATRZAŃSKIEJ na GÓROŁAZA TATRZAŃSKIEGO otrzymując przy tym stosowny Dyplom i pamiątkową Ciupagę. Następnie miała miejsce uroczystość nominowania na TRAPERA GÓRSKIEGO. To zaszczytne wyróżnienie podparte odpowiednim Certyfikatem otrzymało sześcioro dotychczasowych Górołazów; Ewa i Józek Kirejczykowie, Ewa i Andrzej Wosiowie, Marysia Jaworska i Krysia Malicka. Część oficjalną zakończono odśpiewaniem STO LAT i wzniesieniem mocnego toastu na cześć nowoprzyjętych i nominowanych. W części rozrywkowej spotkania pojawiła się pod wiatą kapela góralska. Przy skocznej muzyce nogi same rwały się do tańca i mimo zakwasów spora grupa demonstrowała swoje umiejętności. Gdy kapela mocno nas wykończyła nastała chwila na popisy własnej orkiestry, czyli biesiadne śpiewanie. Oczywiście podczas tej imprezy na ognisku piekły się kiełbaski, było trochę napojów różnej maści ot jak to zazwyczaj bywa przy ognisku. Mimo padającego co jakiś czas deszczu aura nas nie dołowała siedzieliśmy pod wiatą (w tym roku już szczelną). Grubo po północy zakończyliśmy pożegnanie i rano po śniadaniu opuściliśmy Zakopane. Żalu wielkiego nie było, bo wyjeżdżaliśmy w strugach deszczu. Podczas imprezy narodziła się myśl, aby uciekając przed monotonią pogodową w przyszłym roku spróbować zmienić i termin i rejon wyprawy. Koledzy z Lublina (Rysiu Gembal) podjął się znalezienia lokum i tras do zrealizowania na ROZTOCZU. O ile ta inicjatywa da się urzeczywistnić, to w roku 2012 w pierwszy weekend września spotkamy się na LUBELSKIM ROZTOCZU!
Niedziela na Kasprowym
Szkolenie w Murowańcu Na Łomnickiej Grani
Przy Skalnatej Chacie Na Magistrali Tatrzańskiej
Hrebienok widoczny z Magistrali Przy Chacie Zamkovskeho
Przy Chacie Reinera Na Przełęczy na Patykach
Spotkanie z kadrą pingpongistek (w białym M.Partyka) Na Przełęczy na Patykach
Na Ścieżce nad Reglami
Wieczorek pożegnalny Nominacja na Trapera
I tą piosenką dziś żegnamy Was Tańce góralskie