Downloaded from: justpaste.it/11zs2 Murad pozwolił tylko dwa razy by słudzy przygotowali go do nocy z nałożnicą. Był wtedy młodym chłopakiem i nie miał jeszcze w zwyczaju mówić o swoim zdaniu i wywierać presji na sługach. Dziś bez ogródek wygnał agów, których przysłała Lalezar Kalfa. Potrafił w końcu sam się obmyć, użyć perfum czy założyć nocny kaftan. Jeśli pozwalał się myć, to tylko po to by nałożnice pomogły mu się zrelaksować. Nie musiał długo czekać na nałożnicę, Lalezar Kalfa świetnie sprawdzała się na swojej posadzie i dosłownie rozumiała rozkazy władcy. Szybko to szybko. Dziewczyna miała na sobie koronkową, jasnoniebieską suknię, która mieniła się w blasku świec. Jej twarz i włosy zasłaniała woalka idealnie dopasowana do sukni. Nałożnica ukłoniła się nieśmiało. -Podejdź, Maye. zachęcił ją nie mogąc oderwać wzroku od jej oczu, które nieśmiało spoglądały w dół. Wciąż pamiętał że są koloru prawie czarnego, okolone długimi rzęsami. Dziewczyna podeszła do władcy i niezdarnie klękając ucałowała skraj jego szaty. Murad z trudem powstrzymał śmiech, ograniczając się do szczerego uśmiechu. Uspokój się, zganił się w myślach, i tak jest wystarczająco zawstydzona. Dwoma palcami ujął jej podbródek i delikatnie dał znać by wstała. Była niska, sięgała mu ledwo co do ramion i mimo że zawsze gustował w kobietach wysokich i szczupłych musiał przyznać że niezwykle pociąga go ta niska kobieta o krągłych kształtach. - Myślę o tobie od dnia, gdy zobaczyłam cię w hamamie. wyznał cicho zdejmując materiał zasłaniający twarz dziewczyny. -To dla mnie zaszczyt, panie. odpowiedziała Maye a Murad mógł przysiąc że widzi jak dziewczyna szuka w głowie odpowiedniej odpowiedzi. Uśmiechnął się do niej ciepło i delikatnie ujmując jej dłoń zaprowadził ją na łóżko, na skraju którego usiedli. Maye nerwowo poprawiała suknię i Murad chcąc dodać jej otuchy wziął w dłonie jej delikatne ręce. -Jak długo jesteś w haremie?- zapytał nie mogąc oderwać wzroku od jej bladej, pięknej twarzy, która pięknie kontrastowała z ciemnymi lokami. -Miesiąc. odpowiedziała po czym ze zmieszaniem dodała.- Miesiąc, panie. Rozbawiła tym władcę. Mimo że Murad miał świadomość kim jest i czego może oczekiwać od podwładnych, nie przykładał wagi do konwenansów w alkowie i pozwalał by kobieta odrobinę się rozluźniła i zmniejszyła dystans pomiędzy nimi. Zawsze w takim momencie przypominał sobie pierwszy raz w alkowie z Ayse, gdy niespełna trzynastoletnia dziewczyna została wysłana młodemu sułtanowi. Myślał że nikt nigdy nie przebije jego haseki w kwestii wstydu i zażenowania ale jak widać Maye postanowiła stanąć z nią w szranki.
-Spójrz na mnie. poprosił wciąż nachylony tak aby widzieć twarz dziewczyny. Maye podniosła głowę i spojrzała na niego swymi ciemnymi, niewinnymi oczyma. Murad dostrzegł w nich błysk, który dawał mu przeczucie że Maye nie zawsze jest cichą, zawstydzoną nałożnicą. Ciekaw był jej z bardziej z każdą nadchodzącą chwilą. Murad objął jedną dłonią jej twarz a drugą zsunął z jej włosów woalkę zasłaniającą piękne, gęste włosy. Władca zawsze zwracał uwagę na włosy, był zdania że to one dodają kropkę nad i urodzie kobiet. Delikatnie, acz pewnie złożył pocałunek na jej ustach i wtedy dopiero poczuł ten znajomy zapach, który jakiś czas temu tak przyjemnie łechtał jego nozdrza. -Lawenda.- powiedział z uśmiechem, tak blisko twarzy Maye że ich nosy się stykały. -Tak myślałam, że ci się spodobają rzekła z uroczą szczerością. Wybacz, panie, ja tylko - świadoma swej wpadki natychmiast zawstydzona spuściła wzrok a Murad mimo woli wybuchnął serdecznym śmiechem. Maye widocznie rozluźniła się słysząc że nie rozgniewała sułtana i gdy ten znów ją pocałował, nieśmiało, ale odwzajemniła jego czułości. Odważyła się nawet dotknąć władcy, który z całych sił starał się nie drgnąć by nie spłoszyć czarnowłosej. Murad delikatnie rozwiązał tasiemkę na gorsecie Maye i pchnął ją by mieć lepszy dostęp do jej szyi, dekoltu, piersi. Składał na jej skórze delikatne pocałunki, wsłuchując się w jej oddech, przyśpieszony ale spokojniejszy niż w momencie gdy całowała jego kaftan. Czuł jak napręża się pod ciężarem jego ciała, jak stara się nie okazywać emocji gdy całuje jej szyję, najwidoczniej wrażliwe miejsce na mapie jej młodego ciała. Poczuł jak dziewczyna nieśmiało wsuwa dłonie pod jego kaftan, jak jej drżące dłonie z niepewnością dotykają jego ramion. Jednym zwinnym ruchem zdjął z siebie ubranie po czym zsunął suknię z ciała Maye. Całował jej delikatną skórę, delikatnie masując jędrne piersi czując jak dziewczyna coraz bardziej mu się oddaje. Pamiętając o co tak żarliwie prosił Allaha, pozwolił sobie na chwilę zapomnienia w ramionach nieznajomej jeszcze nałożnicy. -//- Bajazyd nie spał już drugą noc z rzędu. Cokolwiek nie robił, przed oczyma stawała mu zaginiona matka. Tak mało los dał im czasu. Pierwsze dziesięć lat jego życia i te marne parę miesięcy w zeszłym roku. Nie dane mu było dorastać w ramionach matki, nie dane mu było wypłakiwać się w jej ramionach. Bajazyd zawsze był sam, stał dwa kroki za dziećmi sułtanki Kosem, która obłudnie szczyciła się że wychowała go jak własne dziecko. Trzęsącymi dłońmi przewracał wciąż listy matki, które dostał od jej rzekomego wyjazdu. Nigdy nie zwracał uwagi na pismo ale gdy porównał owe 5 listów z tymi, które dostawał w przeszłości, musiał stwierdzić sam przed sobą, że styl pisma różni się w porównywanych tekstach. Ale przecież z czasem pismo człowieka zmienia się z wiekiem, może była zdenerwowana pisząc z kolejnego wygnania. Książe pocieszał się jak tylko potrafił ale nie potrafił odeprzeć od siebie myśli że matka wcale nie jest bezpieczna, że wcale nie trafiła do innego pałacu. Sułtanka Kosem obwiniała jego ukochaną matkę o każde zło, a tego w pałacu ostatnimi czasy było co niemiara. Tylko czy jego ukochany brat, czy Murad byłby tak okrutny żeby mamić go złudnymi nadziejami?
Cokolwiek się nie wydarzyło, książę Bajazyd wiedział że choćby za cenę własnego życia dojdzie prawdy. -//- Ranek przyszedł zdecydowanie zbyt szybko. Murad obudził się dużo wcześniej, bowiem zostawił na noc otwarte drzwi na taras a nad ranem przyszło ochłodzenie z delikatnym deszczem i rad nie rad, musiał wstać z ciepłego łóżka. Choć nie mógł już zasnąć, z błogim spokojem tulił do siebie młodziutką Maye, która po wspólnej nocy spała teraz smacznie z włosami w nieładzie i zaróżowionymi policzkami. W nocy Maye wyznała mu że ma dwadzieścia lat i pochodzi z Wielkiego Księstwa Polskiego, gdzie przyszła na świat jako Antonina. Choć Murad nie lubił wgłębiać się w przeszłość swych nałożnic, sam ją o to wypytał, ciekaw, jaka to ziemia rodzi tak piękne czarnowłose anioły. Z zamyślenia wyrwał go delikatny ruch, zwiastujący że jego kochanka właśnie się budzi. Z uwagą wpatrywał się w jej twarz, podziwiając jak jej piękne oczy otwierają się by zobaczyć nowy dzień i jego, jej władcę i kochanka. -Panie zerwała się ale Murad przytrzymał ją. -Nie chciałem cię budzić. rzekł z uśmiechem. Nawet nie wiedział kiedy ich usta się zetknęły, kiedy naga Maye leżała pod nim cicho dysząc z rozkoszy. Gdy ubrali się, sułtan nakazał przynieść do jego komnaty. Murad usadowił się wygodnie na sofie a Maye zajęła miejsce na wielkiej poduszce tuż u jego stóp. Sułtan zauważył że dziewczyna jest małomówna i z obawą zastanawiał się czy aby nie jest powodem jej złego nastroju. Może źle odczytał jej zachowanie? Może wcale nie oddała mu się z uczuciem i przyjemnością a ze zwykłego obowiązku? -Co ci jest, Maye? zapytał w końcu. Jesteś milcząca, nic nie zjadłaś. Maye drgnęła na dźwięk jego głosu. Gdziekolwiek była, była tam tak odległa że sama nie zdawała sobie sprawy że nie jest już w swym słomianym domu, że nie ma już nad głową dachu, o który drżała w każdą burzliwą noc. Nie była już w małej chatce, w której mieszkała razem z matką i rodzeństwem, w chatce, którą okalał mały ogródek, w którym razem z matką sadziła owoce i warzywa. Była w pałacu Topkapi, daleko od swej górskiej wioski. -Wybacz, panie, nie jestem głodna. odpowiedziała nie patrząc na Murada. -Co się stało? dopytywał. Dziewczyna spojrzała na lokmę nawilżaną miodem z cynamonem, którego od dziecka nie znosiła, sama nie wiedziała którego bardziej nie lubiła. Na pilawę z baraniny, od której miała mdłości na sam jej widok. Od dnia gdy przybyła do pałacu dużo schudła z prostego powodu nie mogła patrzeć na osmańskie rarytasy, które ją przyprawiały o ból żołądka i grymas na twarzy. -Maye? Murad nie miał zamiaru odpuścić a Maye przyszło do głowy pewne pytanie. W nocy robiła co mogła by zadowolić swego władcę i uznała że zasłużyła na tą szansę. -Czy mogę o coś spytać, panie? zapytała po raz pierwszy podnosząc głowę z nad stołu. Murad
delikatnie skinął głowę więc wzięła głęboki oddech i nie zastanawiając się o co pyta, zadała pytanie, które na zawsze powinno zostać głęboko w jej sercu : - Panie, czy możliwe jest aby nałożnica powróciła kiedyś do swego domu? Maye widziała jak twarz władcy tężeje, jak spięty odstawia na stół kielich z szerbetem. Sułtan Murad nie był już przyjaźnie nastawiony. Murad, który godzinami tulił ją do siebie i wpatrywał się w jej śpiącą twarz, znów stał się władcą Imperium Osmańskiego. -Jesteś w swym domu. odpowiedział nie patrząc na nią, dając jej szansę, której dziewczyna nie wykorzystała. -Do domu, z którego pochodzi, w którym przyszła na -Nie, nie może. odpowiedział twardo, przeszywając ją wzrokiem. Maye poczuła jak rośnie w niej panika. Jeśli nie zamierzasz jeść jesteś wolna. nakazał jej. -Panie, ja nie chciałam cię zdenerwować - widziała na jak dobrej pozycji była po przebudzeniu a na jak katastrofalnej znalazła się przez swoją nieodpowiedzialność. -Wyjdź póki masz jeszcze głowę na karku. szepnął a Maye poczuła jakby sam przemówił sam diabeł. Nie ryzykując więcej, wstała, ukłoniła się i pośpiesznie wyszła z komnaty, pozostawiając rozgoryczonego sułtana samego. Czuł jak ciasna obroża zaciska się wokół jego szyi, jak do jego płuc przestaje dochodzić powietrze. Uspokój się, zganił się w duchu. Bądź cierpliwy, zaufaj Allahowi. Po coś postawił ją na twej drodze. -By stała się moją przystanią. szepnął kładąc głowę na zagłówku. Zamknął oczy i wrócił do chwil gdy miał Maye w posiadaniu, gdy była tylko jego. Gdy byli tylko oni dwoje i nic więcej. Jeszcze będziesz moja. obiecał. Gdy doszedł do siebie i uspokoił się po wybuchu złości, zabrał się za czytanie listów i sprawozdań od paszów, którzy władali na dalekich ziemiach należących do niego. Z ulgą przyznał że jego lud nie cierpi i wszystko jest jak należy gdy usłyszał pukanie do drzwi i po chwili zobaczył w nich strażnika, którego nigdy wcześniej nie widział. -Panie, przyszedł książę Bajazyd. zaanonsował. -Niech wejdzie. pozwolił. Po chwili przed jego biurkiem stanął wysoki, postawny książę, jego ukochany brat, z którym ostatnio stracił dobre stosunki. -Panie. książę ukłonił się bratu.- Mam nadzieję że miałeś dobry poranek. Murad uśmiechnął się krzywo na wspomnienie Maye marzącej o rodzinnych stronach. -Można tak powiedzieć. Co cię tu sprowadza? zapytał a kątem oka dostrzegł że do komnaty wszedł właśnie Silahtar. Mężczyzna ukłonił się władcy i jego bratu i bez słowa stanął z tyłu by nie przeszkadzać braciom.
-Nie wiedziałem matki już bardzo długo - zaczął niepewnie Bajazyd a Silahtar zaskoczony zerknął to na niego to na sułtana. Murad czekał na tą chwilę. Czekał każdego dnia i każdego dnia był w szoku że brat się jeszcze u niego nie stawił w tej sprawie. Każdego dnia martwił się o Bajazyda, bo mimo wszystko rozumiał jego sytuację. Sam bardzo kochał swoją Valide i nie wyobrażał sobie jak musi się czuć brat, odsunięty od matki, którą tak kochał. Ale mimo to musiał pamiętać kim jest sułtanka Gulbahar. -Pomyślałem że skoro pozwoliłeś by odwiedziła nas w pałacu - książę mówił coraz ciszej, powolniej, unikając wzroku brata. -Wiesz jaka jest moja odpowiedź, Bajazyd.- Murad starał się być delikatny mimo to czuł jak krew w jego żyłach zaczyna szybciej krążyć. -Chciałem tylko ją zobaczyć, nie będzie mnie góra dzień - książę upierał się przy swoim. -Jeśli opuścisz ten pałac, przysięgam że ostatnie co zobaczysz to kata ze sznurem w dłoni! Murad miał dość. Kochał swoich braci, kochał swoje siostry ale każde z nich traktowało go jak swego sługę, kompana. Rodzeństwo nie liczyło się z nim, oczekiwali a on te oczekiwania miał spełnić. Widział jak zranił brata i mimo że wciąż był wściekły za tą wymianę zdań, z całych sił spróbował mówić spokojnym tonem : -Zobaczysz matkę gdy ja ci na to pozwolę. Gdy ja cię wezwę i powiem że możesz do niej jechać. A do tego czasu zajmij się swoimi sprawami w pałacu. -Jak sobie życzysz, panie. powiedział roztrzęsiony książę. Za pozwoleniem. poprosił a Murad skinął głową na znak że brat może wyjść. W komnacie zapanowała cisza, przerywana jedynie głośnym, nerwowym oddechem władcy. -Panie. zaczął Silahtar. -Wiem.- przerwał mu ostro sułtan. Wiem. Co mam zrobić, Silahtar? Jak mam spojrzeć mu w oczy i powiedzieć prawdę? Szambelan nie odpowiedział. Wzdychając głośno spojrzał przez otwarte okno zastanawiając się jakie to ciężkie dni nadchodzą dla jego młodego przyjaciela. Jakaż to będzie burza, która znów naruszy fundamenty seraju? -//- Resztę dnia Murad spędził zajmując się sprawami państwa. Pracy było dużo, wysłuchał dziesiątki sprawozdań, przeczytał prośby poddanych, odwiedził korpus janczarów w towarzystwie Kemankesa. Gdy był młodszy natłok obowiązków go przerażał i przytłaczał ale z czasem polubił te zajęcia pomagały mu odciąć się od własnych spraw i pozwalały zatopić się w wirze pracy. Po za tym, im starszy był, tym bardziej zależało mu by lud nie cierpiał i był z niego zadowolony. Był młodym, jurnym sułtanem, który nie tylko chciał zdobywać nowe ziemie ale chciał być kochany przez tych, którymi władał. Wieczór nadszedł szybko i Murad poczuł zmęczenie, jakiego dawno nie czuł. Zaraz po powrocie do
pałacu, wrócił do swojej komnaty i bez kolacji położył się spać. Leżał w łożu rozmyślając nad tym co wydarzy się między nim a Bajazydem. Między bratem, którego najbardziej kochał, któremu ufał i któremu był gotów powierzyć własne życie. Do niedawna. Wiedział że gdy książę zrozumie co stało się jego matce, odwróci się od brata i Murad nie odzyska już jego miłości. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Coraz częściej myślał nad tym jak bardzo drażni go ten dźwięk. -Panie, przyszła Maye Hatun. zaanonsował strażnik. Maye. Już zapomniał o scysji z poranka. -Niech przyjdzie jutro. nakazał a strażnik bez słowa ukłonił się i wyszedł za drzwi. A właściwie wyszedłby gdyby Maye Hatun nie staranowała go w drzwiach. Murad zerwał się zaskoczony takim wtargnięciem. -Maye! wrzasnął. Co ty sobie wyobrażasz?! Dziewczyna ze spokojem ukłoniła się i ręką machnęła by strażnik zostawił ich samych. Murada rozbawił ten gest ale nie dał tego po sobie poznać i skinął głową by mężczyzna wyszedł. -Co to ma znaczyć? zapytał ostrym tonem. Maye stała tam gdzie się zatrzymała, ze spuszczoną głową. -Kazałeś mi przyjść jutro.- powiedziała cicho. -I czego nie zrozumiałaś w tym zdaniu? -Nie chce przychodzić jutro. powiedziała patrząc mu w oczy. Maye liczyła na jakiś gest, znak ale widać było że sułtan jest na nią zły. Wzięła głęboki wdech i bez ogródek ruszyła w stronę władcy. Z lichą gracją trzymając w dłoniach suknię wdrapała się na łóżko i jak gdyby nigdy nic położyła się na poduszce, na której spała zeszłej nocy. -Teraz chce mi się spać, nie jutro.- rzekła jakby było to oczywiste. Murad chciał ją wyrzucić. Był na nią wściekły, był zły o to co powiedziała rano, był zły o to wtargnięcie do jego komnaty. Był zły ale nie miał sił i nie chciał by odchodziła. Wiedział że zachowanie Maye pozostawiło rysy na ich relacje i wiedział że nie pozwoli by kobieta znów weszła mu na głowę. Położył się obok niej i opuszkami palców gładził jej włosy, wpatrując się w jej ciemne, piękne oczy. -Stąpasz po cienkim lodzie. rzekł powoli i pozwolił by sen dał mu zasłużony odpoczynek. Maye tak szybko nie zasnęła. Długo leżała wpatrując się w sułtana, z delikatnym, czułym uśmiechem na ustach.
tadadaaaam! "momenty" trochę lepsze? mówcie bo stresuje się jak Maye w alkowie! wątki odpowiednio dłuższe? podoba się? tak, wiem jestem nie słowna. miało być wtorek - środa a jest poniedziałek, wiem, wybaczcie :) ustalmy że jak pisze że dodam w jakiś konkretny dzień to jest to dolna granica, ok? :) ja nic nie mówię, nie komentuje bo obiecałam jednej z czytelniczek że narzekać nie będę a że mam ochotę to lepiej zamilknę (tak, umiem czasem milczeć :D ) ale Wy za to komentujcie i piszcie śmiało co uważacie na temat mojego pisania jak i historii. Nalegam o opinie obiektywne, jeśli coś Ci się nie podoba - wal śmiało, może zwrócisz moją uwagę na coś czego sama nie dostrzegam :) na nikogo się nie obrażam a co najwyżej jestem wdzięczna za poświęcony czas i wyrażoną opinię :) do zobaczenia na @AhuKadin! :) Wasza Vikingowa Sułtanka :)