HAKING.pl. dawna nazwa HACTIWIZMO. powieść w zamyśle przygodowa. autor: Zee Jop Cyberius



Podobne dokumenty
Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

mnw.org.pl/orientujsie

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

Copyright 2015 Monika Górska

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

Hektor i tajemnice zycia

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

POLITYKA SŁUCHANIE I PISANIE (A2) Oto opinie kilku osób na temat polityki i obecnej sytuacji politycznej:

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

CZYTANIE B1/B2 W małym europejskim domku (wersja dla studenta) Wywiad z Moniką Richardson ( Świat kobiety nr????, rozmawia Monika Gołąb)

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

FILM - BANK (A2 / B1)

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

Demokracja co to znaczy?

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach

Ryszard Sadaj. O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii. Ilustrował Piotr Olszówka. Wydawnictwo Skrzat

Katarzyna Michalec. Jacek antyterrorysta

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

8 sposobów na więcej czasu w ciągu dnia

Pokochaj i przytul dziecko z ADHD. ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi.

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

FILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 )

Uwaga, niebezpieczeństwo w sieci!

Zatem może wyjaśnijmy sobie na czym polega różnica między człowiekiem świadomym, a Świadomym.

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Trzy kroki do e-biznesu

Copyright 2015 Monika Górska

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz

SCENARIUSZ ZAJĘĆ DLA UCZNIÓW KL III SZKOŁY PODSTAWOWEJ KULTURALNY UCZEŃ

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Jak wytresować swojego psa? Częs ć 7. Zostawanie na miejscu

Drogi Rodzicu! Masz kłopot ze swoim dzieckiem?. Zwłaszcza rano - spieszysz się do pracy, a ono długo siedzi w

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Każdy patron. to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie. Pani Ania. Mądra, dobra. i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca

KONSPEKT ZAJĘĆ Z JĘZYKA POLSKIEGO ZŁOTA KACZKA

Filip idzie do dentysty. 1 Proszę aapisać pytania do tekstu Samir jest przeziębiony.

Wolontariat. Igor Jaszczuk kl. IV

Rodzicu! Czy wiesz jak chronić dziecko w Internecie?

TRYB ROZKAZUJĄCY A2 / B1 (wersja dla studenta)

NAUKA JAK UCZYĆ SIĘ SKUTECZNIE (A2 / B1)

Zrób sobie najlepszy prezent

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK

WYCIECZKA DO ZOO. 1. Tata 2. Mama 3. Witek 4. Jacek 5. Zosia 6. Azor 7. Słoń

"PRZYGODA Z POTĘGĄ KOSMICZNA POTĘGA"

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.

Copyright 2017 Monika Górska

Jestem pewny, że Szymon i Jola. premię. (dostać) (ja) parasol, chyba będzie padać. (wziąć) Czy (ty).. mi pomalować mieszkanie?

DOBRE MANIERY. DOBRE MANIERY: zachowanie społecznie właściwe. ETYKIETA: powszechnie przyjęte zasady właściwego zachowania.

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 109, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

Akcja Rodacy Bohaterom we Lwowie Marzec 2012

Tak prezentują się laurki i duży obrazek z życzeniami. Juz jesteśmy bardzo blisko.

Skrajne ubóstwo rodzin włączonych do projektu. 33% z nich to rodziny dotknięte chorobą. żyje w skrajnym ubóstwie. bądź niepełnosprawnością.

Część 11. Rozwiązywanie problemów.

to jest właśnie to, co nazywamy procesem życia, doświadczenie, mądrość, wyciąganie konsekwencji, wyciąganie wniosków.

WYBÓR SIEDMIU DIAKONÓW

Moja przygoda w CzechachKarolina. Zaleńska

Strona 1 z 7

a przez to sprawimy dużo radości naszym rodzicom. Oprócz dobrych ocen, chcemy dbać o zdrowie: uprawiać ulubione dziedziny sportu,

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 3, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

5. Wykonanie gazetki pod hasłem: Zanim zostali znanymi twórcami r.

mnw.org.pl/orientujsie

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

Zaplanuj Twój najlepszy rok w życiu!

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Drogi Doktorze! Drogi Doktorze!

Uprzejmie prosimy o podanie źródła i autorów w razie cytowania.

Widziały gały co brały

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas

Samoobrona. mężczyzny. Głowa Oczy Nos Szyja. Głos. Zęby. Łokieć. Dłoń Jądra Palce. Kolana. Golenie. Pięta. Stopa

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

W obecnej chwili w schronisku znajdują same psy, ale można oddać pod opiekę również inne zwierzęta, które czekają na nowy dom.

Kto chce niech wierzy

Anna Kraszewska ( nauczyciel religii) Katarzyna Nurkowska ( nauczyciel języka polskiego) Publiczne Gimnazjum nr 5 w Białymstoku SCENARIUSZ JASEŁEK

Pan Toti i urodzinowa wycieczka

Celem Alvias jest poprawa warunków pracy polskich Opiekunek. Osób Starszych w Niemczech oraz zwiększenie szans na dobrą i

Teksty Drugie 2005, 6, s Wiersze. Tadeusz Kantor.

Jaki jest Twój ulubiony dzień tygodnia? Czy wiesz jaki dzień tygodnia najbardziej lubią Twoi bliscy?

Prawdziwa miłość ani nie poucza, ani nie straszy.

Dlaczego nasz Klub nazywa się Jeż

SMOKING GIVING UP DURING PREGNANCY

Wydanie specjalne 06/18. cieszymy się naszej gazetki Gabrysia Szeląg

I się zaczęło! Mapka "Dusiołka Górskiego" 19 Maja 2012 oraz zdjęcie grupowe uczestników.

Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie

KONSPEKT ZAJĘĆ Z JĘZYKA POLSKIEGO ZŁOTA KACZKA

Transkrypt:

HAKING.pl dawna nazwa HACTIWIZMO powieść w zamyśle przygodowa autor: Zee Jop Cyberius - czyli ciąg dalszy losów bohaterów 'Opowieści" które zmieniły tytuł na Wielkie puzle, i 'Magicznego Kręgu" ["Korony"], oraz 'Inicjacji... po nieudanych próbach odszukania rękopisów w UK. w "Opowieściach" i poszukiwaniach insygniów w "Magicznym Kręgu",akcja książki przenosi się do Krakowa Tymczasem na ziemi zapanował komunizm ale nie taki jak poprzednie. Był to komunizm pracowniczy, nazywany także komunizmem pracowników. Globalizacja miała bowiem dwie strony, łączyli się sieci nie tylko politycy, wielcy bankowcy i możni. Na ten sam pomysł wpadli także zwykli ludzie. sie że związkowcy wspólnie z anarchistami, alterglobalistami i autonomistami stworzyli potężną nieformalną sieć, a strajki miały miejsce na [Okazało] całej planecie. Po raz pierwszy w historii narodowcy, wolnościowi komuniści, monarchiści i anarchiści staneli w jednym szeregu i współdziałali ze sobą.w pewnej chwili skorumpowani politycy stracili autorytet w oczach ludzkich, chciało by sie powiedziec do cna. Oczywiście politycy i ci którzy nimi naprawdę kierują próbowali różnych sztuczek żeby nadal utrzymać władze nad masami i czerpać z pracujących na nich roślin soki. Nawet nie udała im się chytra sztuczka z ponownym przybyciem Mesjasza zaplanowana wspólnie z przedstawicielami większości kosciołów i religii na planecie. Następnie było lądowanie kosmitów, powołanie rządu światowego i stanu wojennego i jednej światowej armii aby zapobiec rzekomemu zagrożeniu. Po złych kosmitach przeleciała nieistniejąca planeta Nibiru, potem miało się spełnic wymyślone proroctwo Oriona i rok 2012 z takim zapałem propagowane w światowych mediach. Następnie lądować mieli tak zwani "dobrzy" kosmici, żeby ratować świat przed globalnym kryzysem i całkowitym załamaniem finansów. Nic nie pomogło, nastąpił nie spotykany dotychczas kryzys i wielu oskarżało rządzących że robili to celowo. Ludzie nie dalisię nabrać. Powiedzieli koniec z partiami, politykami tak zwaną demokracją pośrednią, sami zadbamy o siebie. Na początku ludzie starali się i wszytko kręciło się jakoś. Potem role polityków przejmować zaczęli działacze związkowi i tak zwani aktywiści, nic dziwnego bo ani jedni a ni drudzy nie pracowali nigdy. Wszystko należało do kolektywów a ludzie byli od całkiem zależni bo tylko tam w pracowniczych kolektywach mogłeś dostać pracę i następnie kupić żywność. Nie mogłeś nigdzie wyjechać, ani zmienić miejsce zamieszkania. No chyba że chciałeś prowadzić żywot włóczęgi. Odrodziły sie państwa teraz nazywane kolektywami

lub autonomiami, a gdzie niegdzie kolektywnościami lub komunitariami. Ich przywódcami zostali dyktatorzy, wspomniani wcześniej aktywiści i działacze zwiazkowi. Policje ludowe zamieniały się w bojówki, i siały krwawy terror wsród przerażonej ludności. Posiadanie roni palnej, złota i kosztownosci karano zwykle śmiercią i wieszano takich na szubienicy na centralnym placu miasta, większośc ludzi uwielbiała to ponieważ nie dośc że miala darmową rozrywke to jeszcze ci którzy przyszli najwcześniej i stali najbliżej szubienicy mogli zawalczyć o ubranie i rzeczy osobiste nieszczęsnika. Jedne komunitarie miały charakter religijny, inne były świeckie, ale wszędzie panowała bieda, nijakość i terror. Jedynie na Syberi w Indiach i Brazylii było odrobinę wolnego powietrza, a chaos nie pozwalał egzekwować wytycznych rady delegatów swiatowego kolektywu. Najlepiej było a Syberii, gdzie każdy uciekinier mógł praktycznie osiedlić się na wolnej niezamieszkałej działce, i wziąśc ją w posiadanie żyć sobie po swojemu niepokojony przez nikogo. Szedłeś tam zwykle na nogach, nocami przedzierając się przez liczne punktu kontroli na granicach kolektywów, z malym plecakiem w srodku którego zapakowałeś sobie koc, starą maszynkę do gotowania herbaty, i pare butelek wódki na łapówki dla straż komunitarnej jesli cię zauważyli. Oni ze swojej roboty nic nie mieli bo zamiast w nocy spać, by rano iśc do pracy musieli pilnować granic swojego kolektywu, przeklinając na czym świat stoi i pijąc na potęge domowej roboty alkohol. Zazwyczaj mocną wódką, przegryzaną chlebem z cebulą i smalcem. W pokoju rozbrzmiewała kosmiczna muzyczka Elisy Luu, najpierw gdybyśmy tam byli moglibyśmy usłyszeć "Alterline" następnie fantastyczną "Gwiezdna Noc" potem i inne jej utwory. Oczywiście muzyka płynęła z włączonego komputera. Ale niektórzy nic sobie z tego nie robili, jak na przykład taki Maurycy.- Wojownicy wolnego rynku - mówił prawie krzyczac, niezwykle ożywiony Maurycy, zamiast jak wszyscy słuchać muzyki, i przechadzając się przy tym gwałtownie po pokoju, a mówił to do siedzącego na krześle przy stoliku Stasia, to znowu zatrzymując sie na chwilę i patrząc w okno, szukając jakby w myślach, co parę lat temu napisał na ten temat w swojej internetowej rozprawce pod tym właśnie tytułem. dodam że oprócz Stanisława w pokoju było jeszcze kilka osób, bo i siedząca na kanapie w rogu pokoju trójka muzyków. Dwóch na oko 16, 17, letnich gitarzystów, i jeden z weteranów jazzowego podziemia z posiwiałymi od dawna włosami. Muzycy rozmawiali ze sobą o poezji, dokładnie o nowych wierszach Zee, ale trochę też słuchali co ma do powiedzenia Maurycy. Maurycy widząc że zainteresowanie tematem jest co najmniej umiarkowane, przewrotnie zmienił temat, i zaczął mówić o lindenach, wirtualnej walucie podbijającej jakis czas temu świat internetu... [ w kwesti wyjaśnienia: trójka muzyków, dwóch gitarzystów w wieku na oko szesnaście, siedemnaście lat, i około siedemdziesięcioletni saksofonista, dawna legenda jzazowego podziemia, rozmawiała o nowych wierszach Zee, Wielkim Wieprzu i Człowieku o białych zębach ] Stanisław, bo o nim niewiele pisałem, był ciągle początkującym dziennikarzem, a jego jedyne próby literackie to jakieś krótkie artykuły do 'Wolnego Miasta Kraków, nieistniejącej już niestety naszej internetowej gazety, i relacje prawie na żywo z marszu tęczowej koalicji w Krakowie, a raczej gównie rozrób, jakie miały miejsce po marszu,

między grupami sympatyków, zwolenników i policji Co ich łączyło, obok zainteresowań i ciągotek artystycznych, i literackich, wspólnych nieraz całonocnych dyskusji, podziwu dla naszej pogańskiej i indoeuropejskiej tradycji. No i oczywiście oprócz tego że razem uprawiali sztuki walki i czasami próbowali nawet medytować. Łączył ich na pewno rodzaj życiowego nieprzystosowania, i nieumiejętność poruszania się w materialnych obszarach życia, szczególnie pierwszej dekady dwudziestego pierszego wieku i koncówki poprzedniego. Kiedy to walka o przetrwanie była podstawowym zajęciem człowieka zamieszkującego terytoria środkowej i wschodniej europy. Ktos powie że zawsze była, ale ja chyba myślę że chyba wtedy jeszcze trochę bardziej. Wracając jednak do towarzystwa siedzącego w pokoju. Oni jakby byli zupełnie jednopółkulowi, pozbawieni prawej półkuli mózgu, i żyli w świecie innych jednopółkulowców dla odmiany prawopółkulowej większości. Inwalidzi wśród kalek. Ślepi wśród głupców. Aha łączyło ich też zamiłowanie do haktywizmu i trudnej sztuki hakowania. Doładnie powinienem napisać że do krakowania czyli krakigu, bo haking to co innego.haking to podobno obrona przed krakingiem.gdy wchodząc lub wychodząc z mieszkania Zee, mijali ci młodzi sympatyczni ludzie, przypadkiem jakichś z jego sąsiadów, sąsiedzi patrzyli na nich jak na społecznych wyrzutków, degeneratów prawie. a oni na tych drugich jak na kołtunów i drobnomieszczan. Te dwie grupy, delikatnie mówiąc, nie lubiły się.konkretniej drudzy nie lubili pierwszych, a tym pierwszym drudzy wydawali się śmieszni. W drzwiach widać też było Zee, który robiąc coś w kuchni, próbował ukryć niezadowolenie z powodu nie zapowiedzianej wizyty kolegów, a właściwie to tak naprawdę najścia. Nie, nie to że ich nie lubił, o nie, tak nie bylo. Lubił, ale miał cały codzienny rytuał dnia do odrobienia, a więc najpierw po przebudzeniu mała chwilka kocentracji, potem ćwiczenia gimnastyczne, dalej forma z mieczem, lub bez, a właściwie formy, kilka form po kolei. Potem leżenie choćby z pół godzinki jeśli się dało w lodowej wodzie. Czyli zwyczajnej wannie z zimną wodą, bo o śnieg albo lód trudno było w jego małym mieszkanku. Mieszkanku obwieszonym starymi polskimi i wschodnimi, chińskimi i japońskimi szablami, mieczami, mieczykami, nożami i sztyletami, dirkami lub tulichami prawdziwymi lub wpółczesnymi kopiami, a także obrazami swoimi i swoich przyjaciół. Na ścianach suszyły sie też zioła, całe pęki i wiązki ziół, zebrane przez jego jego "ukochaną czarodziejkę", o pięknych rudych włosach i zielonych oczach, czyli Wiosnę, z którą nadal mieszkał. Na ścianie w pokoju wisiały też sporych rozmiarów kopie grafiki Miłujących Oczu, i 'Wielkiej Wyzwolicielki, czyli buddyjskiej bogini Zielonej Tary. Dość że całe ściany pokoju zawalone były pękami ziół, a na półkach stały bukiety z suszonymi kwiatami, co on niestety uwielbiał, i chyba niestety tylko on. No jeszcze oprócz niego suszone kwiaty uwielbiał pewien mieszkający w Genewie 90 kilku letni staruszek, żyd pochodzący z Polski, a dokładniej z Krakowa. Rozumieli się jak mało kto, bo mieli podobne dusze. On go tam wtedy tego nauczył, kiedy Zee nudząc sie śmiertelnie w Genewie i nie mają zajęcia włóczył sie całymi dniami po mieście. Pewnego dnia zaszedł przez przypadek do sklepiku tego starszego pana, będącego czymś pośrednim pomiędzy antykwariatem a gabinetem suszonych bukietów. Do staruszka prawie nikt nie przychodzł, mogli więc godzinami rozmawiać ze sobą. Pomijając różnicę wieku byli bardzo podobni do siebie. Potem poznał także prawnuczki generała Zajączka, dwie przemile i niezwykle sympatyczne bliżniaczki.one dla odmiany zdradzłiły mu sekret kąpieli

lodowych jaki przejęły w lini sukcesji po swojej pra pra bace generałowej Zajączkowej. Czy były naprawdę pra pra wnuczkami generałowej i generała Zajączka? Zee wątpił w to, ale kąpiele lodowe chwalił sobie, podobnie jak towarzytwo sympatycznych blizniaczek. - Lindeny, wirtualna waluta, i drugie życie wykrzykiwał prawie Maurycy, zapalony do tego internetowego pomysłu, od czasu kiedy się o nim dowiedział - któż z nas nie chciałby żyć w drugim życiu - mówił machając przy tym rękami - w świecie niejako alternatywnym i wewnętrznym, a prawie i tajemnym bo nieznanym wszystkim śmiertelnikom. Z nową szansą na życie, i nowym scenariuszem pisanym bardziej przez siebie niż przez innych. Wielu z naszych pisarzy kreśliło już jakiś czas temu podobne wizję, że przypomnę choć tylko "Matrix" braci Wachowskich i Andrzeja Snerga-Wiśniewskigo. Dla marzycieli i odrobinę znudzonych, którzy pragną odmiany w swoim życiu, mam dobrą wiadomość. Taki świat już istnieje, i to w okienku komputerowego ekranu. Wystarczy jako nośnik naszej teleportacji do niego, przewód internetowego kabla, lub nawet fale radiowego, bezprzewodowego internetu. Ten świat nazywa się moi drodzy "Drugim życiem", a po angielsku, a właściwie po amerykańsku "Second life", i są w nim nawet wirtualne pieniądze, tak zwane "Lindeny". Lindenami można nabywać i sprzedawać towary zarówno wirtualne, jak i te istniejące w realu, czyli prawdziwym świecie, wystarczy tylko je wymienić na dolary, na przykład poprzez paypal albo kartę kredytową, i wejść do Magicznego Świata. Wejść do Magicznego Świata z iluzji i baśni za pomocą naszych awatarów, awatar dodam gdyby ktoś nie wiedział to z sanskrycka wcielenie. W tym żywym filmie, z prawem tworzenia scenariusza dla wszystkich i przez wszystkich, można sprzedawać i kupować ziemię, nieruchomości, ubranka dla awatarów, czyli drugich nas, jak i ich same projekty. A wielu zarobiło całkiem spore prawdziwe pieniądze - I gdy mówił o pieniądzach, większość chyba się trochę ożywiła, przystanął nawet w drzwiach do kuchni ze ściereczką w ręku Zee, a obok jego nóg znieruchomiała kręcąca się jeszcze przed chwilą się Gwiazdka, czarny kot Wiosny, i piękny młody hasek, którego Zee znalazł włóczącego się bezpańsko po ulicach, albo który znalazł Zee [bo któż to wie jak jest naprawdę? ] a od czasu gdy Zee go przygarnął, nie opuszczał go na krok, i razem z Gwiazdką kręcił się teraz pod jego nogami aby na chwilę znieruchomieć... I gdy pojawiły się pieniądze, rozmowa zeszła na tematy hactiwizmu i sztuki hakowania, a konkretniej krakowania. W tle słychać było fantastyczny kawałek " The Blue Hour" Geuerilli Hi Fi, z komputera stojącego w pokoju. Mieszkanko, jeśli tak w ogóle można powiedzieć, Zee "wynajmował" od jakiegoś czasu nielegalnie. Włamując się do pustostanu w kamienicy na starym podgórzu. Przewinęło się przez niego wiele dusz ludzkich. Od kilku dni pomieszkiwał też u niego bezdomny muzyk jazzowy nazywany Legendą Choć Zee obiecał sobie, po tym co spotkało go w Glasgow i Edynburgu, że nie będzie - już nigdy nikomu pomagał, a szczególnie dorosłym mężczyznom to niestety nie dotrzymał zdania. Swoje niekonsekwentne zachowanie tłumaczył sobie tym że razem pracują nad nagraniem muzyki do jego wierszy. a muzykę nagrywali wspólnie z dwójką młodych gitarzystów, siedzących teraz na kanapie w jego pokoju. Filmiki ze swoimi wierszami i napisaną do nich muzyką Zee chciał wyrzucić na internet. Od jakiegoś czasu a konkretnie od wyjazdu z Rugi, i powrotu do Krakowa zmieniło się trochę, bo mieszkała z nim Wiosna* dla której właśnie gotował obiad. Obiad gotował tylko dla Wiosenki, bo fundusze jakimi dysponował były naprawdę niewielkie, i naprawdę bardzo skromniutkie. Zazwyczaj wystarczały na zakup taniego, czasem ohydnie

taniego tytoniu, i kawy, oprócz tego chleba, i czegoś trochę lepszego do jedzenia dla Wiosny, i dla ich zwierząt -czasami nawet musieli żyć przez miesiąc za sto albo dwieście złotych, gdy nic nie sprzedał, albo sprzedał tylko jeden rysunek. Przymierali więc głodem. Wiosenka siedziała u swojej koleżanki, Ludki, mieszkającej razem ze Stanisławem Tymczasem Maurycy wrócił do domu, i zaczął pisać swoją książkę, nie zrażony brakiem większego zainteresowania kolegów, kiedy to w pracy nad "Wolnym Miastem Kraków', i "portalem" Dzień, był w sumie jedynym naprawdę zainteresowanym. Ja im pokażę, pomyslał jeszcze zobaczą na co mnie stać, i zasiadł przy swojej machinie, jak nazywał komputer. Słowo zasiadł jest jak najbardziej właściwe, bo czuł sie tak jakby zasiadał co najmniej na harleya dawidsona, konia, lub nawet na stary rydwan pradawnych aryjskich wojowników, jaki kiedyś oflądał w muzeum kiedy jeszcze był dzieckiem. Komputerowa maszyna przenosiła go w inne światy, transportowała go w "Hiperrzyczywistość" Jednak po chwili odłożył klawiaturę, chciałem napisać pióro, i zaczął myśleć o Bee. Beebi bowiem podjął niezwykłe wyzwanie swojego życia, jakiś czas temu, wyjechał do Glasgow i udało mu sie nawet znależć prace zamiatacza ulic... Czy to dobrze zy żle, ktos zapyta może?zależy z jakiej strony sie na zagadnienie popatrzy Bo jesli patrzysz na to z tej strony że Bee ukończył historię sztuki to taki rodzaj pracy dla niektóryh może oznaczać w pewnym sensie degradację. Jeżeli natomiast zauważysz że od lat był bezrobotny i nie miał nawet pieniedzy na papierosy albo chleb, to faktycznie będzie to wielki krok do przodu w jego życiu. Mieć prace i zarabiać na siebie, usamodzielnić się i nie być już ciężarem dla rodziców albo dziadków. Wynająć za swoje pieniadze mieszkanie, zapłacone ze soich zarobionych wcześniej pieniędzy. A co ja o tym sądzę? Myślę że jest tak trochę po środku bo z jednej strony jest to faktycznie wielki krok naprzód żeby nie powiedzieć ogromny, ale z drugiej strony, szczególnie po jakimś czasie może przyjść do człowieka refleksja że jednak nie chcialo by się może przez całe życie zamiatać ulic po doktoracie. [ pewnego dnia minęli sie prawie z Zee, na jednej z głównej ulic miasta, nawet nie wiedząc że są w tym samym mieście] Maurycy zanim zasnął myślał też trochę o pięknej Anastazji, nazywanej przez przyjaciół Apostazją A więc hakujemy 2008-01-10 Zee stał w kuchni, dyskretnie wygladając przez okno, jak przed chwilą wspomniałem, i czekał na Wiosenkę. Zastanawiając się czemu nie tak długo nie wraca, a obiad przygotowany specjalnie dla niej, tymczasem zdążył już dawno wystygnąć. Do mieszkania przywlókł się Bee, który kilka dni temu wrócił z Glasgow, a za zarobione przez siebie pieniądze kupił sobie nawet laptopa i kamerę. Zaraz za nim przyszły dziewczyny z zespołu "Sukienki". Beebi którego nie było u Zee, od czasu Sol Inwictus, a jak to on mówił "Godów", kiedy

po małej pijatyce, gdzie piliśmy zdrowie Klimka Murańki, a potem Bee spiewał stary przebój sprzed czterdziestu lat: "Nie przejdziemy do historii z gitarami w rękach". Potem wychodząc nad ranem z mieszkania i wracając do domu uderzał pięściami we wszystkie drzwi sąsiadów. Coś mu niestety odwaliło Następnie włóczył sie jeszcze podobno po Prokocimu i Bieżanowie, aż zasnął na klatce schodowej jednego z bloków niedaleko tramwajowej pętli. Do domu dotarł dopiero rano, a w święta sprzątał, i prał. Wiosna pojechała wtedy razem z Ludką do Jessennika*, odwiedzić rodzinę. Babcia zaczął opowiadaćwymyślone przez siebie dowcipy, - no zgadnijcie zapytał kto kogo prowadzi? Nie wiecie? To już wam mówię. Platformę i pis prowadzą biskupi prowadzący, biskupów prowadzących prowadzą ludzie z dawnych służb specjalnych, a ich z kolei ci którzy mają na nich teczki w Berlinie lub Londynie, albo Waszyngtonie - E nie gadaj Bee - powiedziała jedna z dziewczyn - bo Pis i sld są bardziej proamerykańscy, a platforma oprócz tego jst jeszcze proniemiecka - zrobiło sie cicho i Ktoś włączył płytę z naszym przebojem. To znaczy muzyka pochodziła z jakiegos bałkańskiego hitu a my dorobiliśmy do niej jedynie słowa. Dziewczyny zaczęły śpiewać"my jesteśmy partizany, pa rti zany Partizany, hej ho partizany. Młody chodził po pokoju z anteną i szukał nie zakodowanego internetu, mówiąc jednoczesnie pod nosem - no tak Polska to nie Anglia, Polska to nie Anglia, tu żądnych hot spotów raczej nie ma - a Legenda Jazzowego Podziemia, gdzieś w rogu pokoju komponowała muzykę do wiersza Zee, "Życie jest sercem"*. Na podłodze natomiast na samym środku w przedpokoju leżał stos porozrzucanych butów, trzewików fabrycznych, adidasów, martensów i czarnych cocneyek dziewczyn, na górze zaś leżały stare harleje marki Legenda, należące do Zee Gdy po chwili zrobiło ię bardziej spokojnie, a Młody znalazł wolny dostęp do nie zakodowanego internetu, choć komputer jak twierdził trzeba było przestawić pod okno. Za co sie zabrali we trójkę, z Beebim i Maurycym. Zee zaczął zdejmować, leżące na półce dwa banknoty australów, jeden prezent od Yuanito, a drugi od Narcyzy, dziesięć funtów szkockich, które chciał następnego dnia wymienić, abykupić coś do jedzenia, i dwa libertariańskie dolary wolności barona NotHausa. Całkiem piękne monetki. - A więc hakujemy - powiedział Młody, na co Bee dodał - my wojownicy wolnego internetu - Beebi który najmniej się w towarzystwie znał na hackingu, - no to hakujemy hakujemy - i usiedli do komputera... Dla wyjaśnienia, na półce leżały dwa banknoty o nominałach 100 australi. "Cien Australes", wydane przez "Banco Central De La Argentina". I nie wiadomo który pochodził od Yuanito, a który od Narcyzy, czego zresztą Zee nie pamiętał, może i dobrze, bo w przeciwnym wypadku, mógł się wygadać przed Wiosną, a Wiosenka z pewnością by je podarła.. Wystarczyła awantura, o stare smsy w komórce Zee, od dawnej dziewczyny A. i od koleżanki piszącej wiersze, z którą Z. kiedyś korespondował. Z. po prostu zapomniał o tych esemesach, wcale ich nie przechowywałł w swoim telefonie. On zresztą chyba nie miał głowy do smsów. Niewiele po prawej leżały dwa dolary wolności, jeden srebrny, a drugi złoty, kiedyś

były ich tam cztery, ale dwa "pożyczył" sobie kiedyś Bee, i zapłacił nimi w sklepie w Świdrach, albo gdzieś pod Świdrami. Srebrny był zaledwie półuncjową monetą, a złoty jednouncjówką z całkiem miłym awersem Trzynastki, bo tak o sobie mówiły dziewczyny z zespołu "Sukienki" -twierdziły co było zresztą nieprawdą, ze są siostrami, i że urodziły sie trzynastego, mieszkały w domu pod trzynastym, i chodziły do "trzynastki" I tu kolejna nieścisłość, do trzynastki mogła chodzić jedna z nich [niższa], bo ta druga pochodziła prawdopodobnie z okolic Radomia, i tam chyba kończyła szkołę średnią Co robiła w tym czasie Wiosenka,? Wiosenka siedziała na podłodze u swojej przyjciółki Ludki, w jej krakowskim mieszkaniu. I razem z nią oprawiały obrazki i rysunki Zee. W tle słychać było jakąś filmową muzykę Stańki, gdy płyta się skończyła Ludka znalazła w radiu stary przebój z "Pociągu" Kawalerowicza. Potem pojechały do Bytomia i Gliwic aby w galeriach zostawić prace Zee. Z domu Ludki Wiosna wzięła też ze sobą butelkę absyntu, który przywiozła dla swojego kochanego Zee aż z Jessenika, i zapomniała go po przyjeżdzie zabrać [wpadła na chwile do Ludki, żeby pomóc jej wnieść bagaże] Aha, na stole w rogu pokoju stały dwa wąskie i długie kielichy z zielonym likierem, i dalej długi wąski szklany wazon z ładną czerwoną różą. Róże przyniósł dla Ludki Stanisław. Aha, zapomniałem jeszcze napisać ze mieszkanie Ludki było tak naprawdę mieszkaniem Stanisława, i odwrotnie,a oprócz nich mieszkał tam jeszcze czarny kot kruczej ludki, a w przyszłości miało sie powiększyć o jeszcze jednego lokatora, ukochany owoc miłości Ludki i Stasia, czyli ich małej córeczki. Generalnie bardzo romantycznie. Maurycy w tym czasie układał następny rozdział książki. Rozdział ten miał zadedykować swojemu wielkiemu przyjacielowi Beebi i Zee, a także Legendzie Podziemia. nie musze dodawać ze książka miała wstrząsnąć. Wsrząsnąć umysłami naszych rodaków, i wywołać mentalną rewolucję. Zobaczmy co napisał. Rozpacz jest grzechem. O tym ze rozpacz jest grzechem -pisał pracowicie niby mrówka Maurycy- nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Tak w teorii, bo naprawdę ciągle o tej prostej prawdzie zapominamy, i dobrze gdy ktoś "właściwie ustawiony" w "poziomie jak i pionie" czyli "będący na miejscu" i nie pozbawiony współczucia, ze względu na konsekwencję jakie mogą go za to spotkać, może niekiedy przypomnieć nam o tym. Czasami jednak trzeba więcej. Przypomniał tą starą prawdę obowiązującą wszystkich chrześcijan, profesor Sirico podczas ubiegłorocznych wykładów w Polsce. Nie inaczej wypowiadał się na ten temat doktor Alexander Chafuen. A Michał Novak poszedł jeszcze dalej, mówiąc że nie tylko rozpacz czyli stan psychiki dość ciężki, i nawet skrajny, ale nawet zwyczajne zwątpienie, jest grzechem. Zwątpienie, czyli zbyt sceptyczna postawa wobec życia, przez niego nazwana pesymizmem. I taki też tytuł nosi artykuł, a właściwie wywiad z panem Michałem, jaki opublikowała "Gazeta Wyborcza" z 21 i 22 pażdziernika 2006 roku Nie zamierzam referować rozmowy pana Michała z Marcinem Bosackim, ani opisywać jego poglądów politycznych, zainteresowanych odsyłam do jego "Ducha demokratycznego kapitalizmu", lub choćby "Przebudzenia etnicznej Ameryki" Na co natomiast, chciałem zwrócić uwagę?ano chciałem zwrócić uwagę na powtarzające się dość często w opiniach współczesnych myślicieli chrześcijańskich, jak i wolnościowych opinię na temat drugiej nogi wolnego rynku, bo jej pierwszą nogą co doskonale wszyscy wiemy jest aktywność

ludzka i jej wola chcenia. Wola działania, w przestrzeni istniejącego świata, którą to przestrzeń nazywamy rynkiem czyli miejscem dobrowolnej, a więc sprawiedliwej i ludzkiej wymiany towarów, usług, i... myśli. Między ludżmi, jej dobrowolnymi i równymi uczestnikami. Ale ci dobrowolni i wolni, jak i równi uczestnicy spontanicznej gry, i wymiany potrzebują czegoś jeszcze, bo samo gromadzenie dóbr niekiedy nie wystarcza. Potrzebują mianowicie zasad i reguł. Bardzo dobrze że są przepisy regulujące prawa ludzkich relacji wobec siebie, ale jeszcze lepiej gdyby ich relacje obok oczywiście istniejących reguł prawnych miały charakter dobrowolny i spontaniczny, a ich czyli nasze działania i czyny wynikały z wewnętrznego poczucia sprawiedliwości i uczciwości. Z prawdy. Nazwijmy rzecz po imieniu, chodzi o moralność, bo drugą nogą tej wolnorynkowej gry jest moralność. Mówił o tym właśnie i potrzebie gromadzenia cnót, ksiądz profesor Robert Sirico, wskazując na potrzebę równoważenia aspektów materialnego świata i gromadzenia tego co w naszym życiu niezbędne i potrzebne, z cnotliwym podejściem, a ja nawet poszedłbym dalej i powiedział z cnotliwą zasadą, lub postawą, a przynajmniej z dobrym nastawieniem o potrzebie zachowania chrześcijańskich cnót na wolnym rynku gry mówił doktor Chafuen. Temat to ważny i niezwykle istotny skoro tak wielu myślicieli i filozofów akcentuje i podkreśla jego wagę. I siedział tak sobie Maurycy i pisał.aż do chwili kiedy nie poczuł się znuzony. Wtedy postanowił odwiedzić swojego kolegę Zee. Pójdę do Zee, zobaczę co ontam robi, a przy okazji odpocznę sobie trochę -powiedział do sobie. I to co powiedział zrobił 2008-01-11 Atak na Bank Anglii, -czyli kraking po krakowsku. Rozdział w którym akcja s powrotem przenosi sie do małego mieszkanka Zee. tymczasem Bee i Maurycy wyszli z jednym z młodych muzyków, a zaraz za nimi "Trzynastki", czyli dziewczyny z zespołu "Sukienki", Legenda Jazu kręciła sie w kuchni mając nadzieje że znajdzie coś do jedzenia, ale poza obiadem dla Wiosny, nic do jedzenia w kuchni nie było Usiedliśmy we trzech przy komputerze. Młody powiedział - wiecie co mam pomysł, uderzmy na bank Anglii - ale Zee'biemu pomysł ten nie mógł się spodobać, od czasu kiedy prawie martwy został znaleziony przed dworcemautobusowym w Edynburgu, a wcześniej na autostradzie w Gasgow przez szkocką policję, Zjednoczone Królestwo Anglii, Irlandii i Szkocji traktował w sposób prawie sakralny. Naprawdę to z innego powodu, wyjeżdzał tam do pracy i nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek problemy z brytyjskim prawem. O historii choroby Zee pisałem w poprzedniej książce 'Opowiesci", więc nie będę się rozwodził na ten temat* W każdym razie Zee, bez wzgledu na to która wersja jest prawdziwa, spojrzał krzywo na Młodego, a Młody jakby tego nie widział, obracał w dłoni siedmiokątną dwudziestopensówkę "z różą" i szukał angielskich banków w necie,...bank Loyda, już mam -pomyślał, i szukał artykułów na temat zabezpieczeń angielskich banków. Znalazł jakiś, na hacking.pl i przeglądał go uważnie,...emaile kradnące tożsamość, czytał w artykule, kosztują angielskie banki przeszło dwadzieścia milionów...i tu zagwizdał - Wiecie co? powiedział Młody - zacznijmy może od phishing attacku, bo emaile kradnące tożsamość to coś od czego właśnie możemy zacząć - Wiosna tymczasem z oprawionymi w piękne srebrne ramy obrazami Zee wchodziła do

pociągu, jadącego z Krakowa do Gliwic. Obok niej szła z wielką teczką Ludka. Teczka była wypchana rysunkami Zee'biego naklejonymi na jakieś stare podniszczone tektury, i ciemne papiery. Maurycy w tym czasie układał w myślach pracowicie dalszy ciąg swojej książki, która w zamyśle miała wstrząsnąć światem, a przynajmniej krajem: przytoczę ułożony przez "Mamka"[to znaczy Maurycego] fragment. Pracony Wartościony i energony... Z tego co widzimy największym zagrożeniem dla obywatela, czyli po prostu człowieka, jest parlament mogący dowolnie kreować prawa i uderzać w wolność i własność obywateli. Jak ograniczyć system sprawowania władzy parlamentarnej to jest pytanie na dzisiejsze czasy. Na pewno budowanie systemów zabezpieczeń społecznych poprzez poprzedzające głosowania, systemy demokracji bezpośredniej. Na przykład audio-tele, referenda, ograniczenia ustawowe możliwości pewnych zmian przez rząd i parlament, itd. Rzecz jest tym bardziej skandaliczna ponieważ współczesny podatnik-obywatel płaci haracz daninę nazywaną dziś eufemistycznie podatkiem za prawo do posiadania własnych miejsc pracy, ziemi, domów, nie tak jak kiedyś płacił zwykle za dzierżawę, wypożyczenie. Teraz są u siebie i płacą za to prawo, ogromny haracz. Komu zapytacie? Odpowiadam: administracji państwa. Mało tego pojawiają sie nowe formy kontrolowania ludzi przecież wolnych takie jak czipy, nanotechnologia, itd.. Koledzy mu w tym nawet nie przeszkadzali pochłonięci swoimi sprawami. 2008-01-11...Precz z mainstrimem Co sie dalej z nimi działo.gdy Maurycy z Beebim i jednym z młodych muzyków wyszli z mieszkania Zee, na starym podgórzu poszli prosto na rynek główny, i kręcili sie trochę po knajpach i pubach, gdzie wypili po parę drinków i piw na tak zwaną głowę. Potem znowu postanowili wrócić na stare podgórze, ale że jechali bez biletów, a w tramwaju pojawili się kontrolerzy, musieli wysiąść niedaleko Dietla, i dalej idąc już Krakowską, a właściwie to nawet na samej krzyżówce, jeszcze stojąc na przejściu, jeden z nich zdaje się że Maurycy, albo może był to Bee, wpadli na pomysł aby urządzić konwencje wyborczą Ronowi Paulowi w Krakowie. Oburzeni oszustwem jakie miało podobno miejsce w Hamprish. Maurycy zaczął zaczepiać na ulicy ludzi i pytać przypadkowych przechodniów czy stawiają -proszę zwrócić uwagę na słowo stawiają, a więc czy stawiają na Paula, czy też może na Caina albo Baraka Hussaina Obamę I wszyscy prawie mieszkańcy Kazimierza i Podgórza, wydali mu sie podejrzani. - Oni na pewno będą głosowali na Baraka albo Caina, mówię wam - mówił do swoich kolegów idących obok niego, a raczej biegnących za nim i usiłujących go dogonić. - Ale przecież Cain nie jest wcale taki zły - przekonywał go jeden z młodych muzyków, nazywany Nadzieją Sceny Muzycznej, -nie o to chodzi czy Cain jest zły czy dobry, wcale nie powiedziałem zły, mało tego nie obchodzi mnie - odpowiadał mu zdenerwowany Maurycy, - bo zrozum dzieciaku, chodzi o to, że głosując na Caina nie będą głosowali na Paula, tak jakby większość mieszkańców Kazimierza i okolic brała w ogóle udział w amerykańskich wyborach... - i nie o to chodzi - dodał niezwykle oburzony Babcia - chodzi o to że niektóre nasze media przemilczają w ogóle udział Paula w wyborach. Dla nich taki gość jak Ron w ogóle nie istnieje, i będą też pewno popierali kandydaturę Hilari* Rodani Clinton - Nie Hilari tylko Hilaryny - pouczał go Maurycy, który jak zwykle wszystko wiedział najlepiej -a w następnych wyborach wygra chyba Sara Palin z Alaski - dodał W okolicach Arkad, wzięli bez pytania o zgodę jakieś tekturowe pudła, - w tym

samym zresztą sklepie w którym pół godziny wcześniej brała pudła, ale pytając o zgodę Wiosna z Ludką, a z pudeł sporządziły teczki na rysunki obrazki Zee Ale do rzeczy, idąc Maurycy Babica i Nadzieja Sceny Muzycznej, zaczęli uderzać rękami w pudła i krzyczeć "niech żyje Ron, niech żyje Ron Nadzieja Sceny wstydził się na początku, ale przełamał opór który przemienił się wkrótce w entuzjazm. Potem zaczęli już iść Krakowską, samym środkiem ulicy, dołączyło do nich nawet kilka bezrobotnych kobiet, i dwóch starszych rencistów, gdzieś na oko około siedemdziesiątki, -Maurycy obiecywał że gdy wygra Ron leki w Polsce będą bezpłatne. Do grupy dołączyło tez paru pijaków z ulicy Krakowskiej i okolic, a gdy zaczęli wykrzykiwać "Polisz, Polisz Polisz" doszło dwóch młodych narodowców, pochód szedł Krakowską, a kilku amerykańskich turystów machało do nich życzliwie. Nie reagowała nawet przejeżdżająca policja, myśleli że demonstracja jest legalna, a idący ulicą policjanci zapytali nawet czy nie potrzebują zabezpieczenia pikiety. Nie, dziękuje my wam koledzy odpowiedział Maurycy. i szli tak ulicą aż do szpitala bonifratrów, kiedy to za mostem, pochód rozszedł się w różnych kierunkach, oni weszli na podgórski most. Wczesniej jeszcze Bee namawiał jakiegoś faceta jadącego samochodem aby ten włąćzym im płytkę z nagraniami Lulu Rouge End of Centary i Runaway Boy i jechał powoli za nimi z głośno nastawioną muzyką. Koleś sie nawet zgodził i jechał przez jakiś czas za nimi, traktując to jako niezłą zabawę. Ale pijackie wyskoki koleżków Zee. jeszcze nie skończyły się dzisiejszego dnia. Jadąc już tramwajem, który zatrzymali na moście[!] jak zatrzymuje się taksówkę, i do którego weszli z pudłami w rękach udając że robili zakupy w sklepie z telewizorami, nie kasując oczywiście biletów. Jak tak jechali już tramwajem przez jakiś czas, ale raczej przez małą chwilkę, wpadli na pomysł aby udać się natychmiast do konsulatu USA na ulicę Stolarską czyli chyba w przeciwnym kierunku do kierunku jazdy tramwaju, i zażądać aby prawybory odbywały sie także w Krakowie, a najlepiej na Kazimierzu i starym Podgórzu, -oczywiście nie chciano ich z tymi wielkimi pudłami do konsulatu wpuścić, jak twierdziła jakaś kobieta, stojąca po drugiej stronie ulicy, konsulat był juz zamknięty, Maurycy udawał że maja w pudłach listy z apelem, co tam apelem, z żądaniem od mieszkańców Podgórza i Kazimierza, do władz amerykańskich aby prawybory odbywały sie też w Krakowie, we wspomnianych wyżej dzielnicach, to znaczy najpierw na Podgórzu, niedaleko kościoła, a potem w kolejny łikend na Kazimierzu. Wcześniej Maurycy i Bee szarpali się z ochroniarzami pilnującymi kkonsulatu. Pozostała trójka pracowicie spędzała czas w małym mieszkanku na starym podgórzu, pod numerem nomen omen trzynastym, siedząc przy komputerze wyglądali jak trójka alchemików w pracowni alchemicznej, pracująca właśnie nad odkryciem recepty na stworzenie złota z ołowiu. Nawet księżyc w wodniku, będący tam już od kilku godzin nie miał na nich wpływu - przeciwnie do naszych dzielnych demonstrantów z ulicy Krakowskiej, przejawiających wyjątkowo rozrywkowe, a nawet niefrasobliwe podejście do życia......choć jeden z nich nie miał wcale nastroju do żartu. Postanowił bowiem uczcić dzień glosą jaką napisał na cześć niedawnego zmarłego słynnego ekonomisty Freedmana Teraz choć parę słów o Freedmanie, bo sądząc z poziomu wiedzy o ekonomi naszego społeczeństwa, jest to temat z dziedziny astronomii [z góry przepraszam astronomów ] i lokuje się bliżej czarnej dziury niż jakiegoś galaktycznego słońca. A więc zaczynamy. Ten urodzony w Chicago w rodzinie biednych emigrantów

myśliciel i ekonomista, zasłynął z prac poświęconych idei monetaryzmu i za to też dostał w 1975 roku nagrodę nobla. Wpłynął też na realny świat nie pozostając tylko w zaciszu akademii i bibliotek,... itd. * smutna historia, ale autor pisząc nie wiedział że w tych dniach zmarł także pan Hilary, -A Edmunda Hilarego miał zaszczyt i przyjemność poznać, podczas swoich niezliczonych podróży bez celu, jakie uprawiał. Poznał go w jednej z knajpek w Katmandu, pan Edmund opowiadał mu że jest chory na serce i nie ma już siły na jakieś większe wyprawy, -dopisek: pan Hilary zmarł podobno na płuca Był z jednym z ciekawszych ludzi jakich Zee miał zaszczyt poznać, obok Ernesta Jungera, Ernesta Jungera poznał w pociągu w Niemczech, -o wpływie Ernesta na jego życie można by napisać wiele, bo to pod wpływem "Marmurowych Skał" został Zee, byc może kim jest a nie np. profesorem historii,... nie pisze też o różnicach w myśleniu, Ernesta i Zee, zajęło by to naprawdę sporo miejsca. Innym z ważniejszych ludzi jakich poznał, to Dalai lama, kiedy na jakimś spotkaniu buddyjskich zagadnął o coś Dalai Lamę, -"za jaką religią religia jesteś, zapytał chyba, ten mu odpowiedział: jestem za religia uprzejmości, co pózniej znalazło wyraz w wierszu 2008-01-12...Przeciw kofi szopom Tymczasem do mieszkania pod trzynastym wrócili Maurycy, Babcia i Nadzieja Sceny, opowiadając jeden przez drugiego o wydarzeniach jakich byli wcześniej uczestnikami, jeśli nawet nie kreatorami. Jednak nikogo to za bardzo nie obchodziło, alchemiczna trójka, w przeciwieństwie do trójki birbanckiej, pod przed przewodnictwem słynnego prowokatora i Trikstera-Twistera Maurycego, bo on to był cichym bohaterem i inspiratorem rozróby na ulicy Krakowskiej, a więc alchemiczna trójka pracowała w pocie czoła siedząc albo stojąc wokół magicznego pulpitu, czyli komputera... Druga grupka, popijając natomiast złotego bażanta, ale tego prawdziwego, i nie wiadomo skąd wytrzaśniętego, bo podejrzenia padły że to piwo Wiosny przywiezione z Jessennika, zastanawiała się nad swoimi następnymi działaniami. Maurycy przeczytał właśnie o mającej sie odbyć na ulicy Rakowickiej 27, niedaleko Kopernika, konkretnie w Akademii Ekonomicznej debacie na rzecz legalizacji narkotyków, i powstaniu pierwszego kofi szopu w Krakowie. Maurycy mówił oburzony, - słuchaj Bee czy te wiesz co by to było. Taki kofi szop w Krakowie? Oni chyba nigdy nie byli w Amsterdamie, i nie widzieli tych młodych bezdomnych ludzi wałęsających się po mieście, a raczej jak te cienie snujących się - Wiem o czym mówisz - przerwał mu Bee - bo jak byłem kiedyś na stopie, idąc z dworca w Zurichu na wylotówkę przechodziłem przez słynny Iglany Park, i nie życz tego nikomu,... setki, dziesiątki bezdomnych narkomanów z całej europy, dla których jedynym celem dnia jest zorganizowane pieniędzy na większą dawkę narkotyku. Siedzący w kucki w małych lub większych grupkach, obserwowali mnie cały czas gdy szedłem, a nie powiem że się nie bałem - Nadzieja Sceny która cały czas milczała, a właściwie milczał bo był rodzaju męskiego i płci męskiej uznał ze też mówi wtrącić, bo wtedy dobrze wypadnie, i zostanie przez towarzystwo dobrze odebrany, a że sam nigdzie

specjalne nie wyjeżdzał powołał sie na "opowieści edynburskie" Zee * o bezdomnych narkomanach ze świata przestępczego Może niech sobie kofi bar otworzą w Warszawie, stwierdziła zgodnie cała trójka. po czym rozpoczęli głosowanie, na Świder padł jeden głos podobnie jak na Józefów i Otwock, w drugie turze wygrał dwoma głosami Świder. Tu odezwał się Zee, patrząc podejrzliwie na Złotego Bazanta, Babcie i resztę "kamrackiego towarzystwa", bo odkąd nie upijali się, a także starali nie nadużywać alkoholu, a podobnie było z większymi burdami i awanturami -one odeszły także w przeszłość, no może za wyjątkiem paru głupackich podczas słynnej wyprawy po korony i insygnia do Karolstejn...ale nic nie powiedział, choć chwile póżniej rzucił z odrobina złośliwości w głosie -może niech ten pierwszy, eksperymentalny kofi szop powstanie w Józefowie, bo wiedział że jeden z prelegentów, a prawdopodobnie sympatyk tego kofi szopu mieszka w Józefowie... I zaśmiał się złośliwie Muszę tu dodać, że przynajmniej dwa razy, opowiadając swoje "przeżycia edynburskie", minął się z prawdą. Pierwszy raz gdy leżał w bramie ciężko chory, w na wpół opuszczonej kamienicy, a drugi przy incydencie koło "vanu". Otóż naprawdę, gdy do bramy weszła grupka grupka, [prawdopodobnie] narkomanów, jeden z nich zauważył go i zaczął kopać. Wtedy Zee, resztką sił jaka mu została, podniósł się opierając o ścianę domu, i wyciągnął z kieszeni swój piękny stalowy nóż, wbijając jego ostrze kilka razy w ciało napastnika. Pierwszy raz w półmroku bramy kamienicy błysnęło srebrne ostrze, potem jeśli ktoś mógł zobaczyć migające szybko w powietrzu ostrze noża, było już koloru czerwonego. Jak póżniej mówił - przytuliłem go trochę - Ciąg dalszy historii już znacie, grupka napastników, za wyjątkiem jednego, który osunął się bezwładnie na ziemie, uciekła, a Zee, resztką sił, opierając sie o ścianę domu, wyszedł z bramy i przeszedł parę kamienic dalej, aby upaść w pierwszej lepszej bramie. Tam też znalazła go prawie martwego z wycieńczenia i choroby policja szkocka, podwożąc na Hollyroot 23, jeśli dobrze pamietam, które stało sie jego przytuliskiem na jakiś czas... Drugi raz powiedział nieprawdę, opowiadając historię przy vanie. Niestety był tam, i znał kopanego człowieka, miał z nim wcześniej się spotkać i razem mieli szukać pracy. M. przyszedł, ale że przyszedł wcześniej pokręcił się trochę i wyszedł. Zee siedział, i przy pomocy jednej z polskich "wolontariuszek" pisał swoje c.v. liczył bowiem na posadę w edynburskiej szkole plastycznej, a jak twierdziła dziewczyna, także może i pracy w ognisku z trudną młodzieżą, za pieniądze, albo choćby na zasadzie wolontariatu, prowadząc zajęcia z rysunku, malarstwa, a może nawet teatru, [z obu nic nie wyszło, ponieważ będąc bez środków do życia wrócił do polski ] M. poszedł i upił się gdzieś, najprawdopodobniej jakimś tanim "cedrem". I Z. stał tam póżniej przy vanie, na Wawerley, kilkadziesiąt metrów od miejsca zdarzenia, ale wstyd nie pozwalał mu o tym powiedzieć, stał chory i bezsilny gdy obok kopano człowieka, a on nie mógł mu pomóc. Jaki mały i słaby jest człowiek, myślał, opierając się aby nie upaść o drzewo, albo ogrodzenie koło wiaty przystanku. Nie widział nawet że to M. Nieprawdą jest że nic nie robił, ale stan jego zdrowia pozwolił mu jedynie na kilka głośnych krzyków w stronę napastnika, zebrał wszystkie siły i krzyknął jak mógł najgłośniej: - hej men, slołli - i nawet J. przy jego okrzykach zatrzymywał sie i patrzył w jego stronę. Stał tam jeszcze przez chwilę poniżony i zawstydzony swoją słabością, gdy przyjechała i nastepnie odjechała policja, gdy przyjechało pogotowie i zabrało M. i gdy odjeżdzał samochód z bezdomnymi rozwożąc ich po okolicznych kościołach [konkretnie zawożąc do "dyżurującego" kościoła, w którym tej nocy mieli spać, daleko na przedmieściach miasta ]

Ból stał sie jeszcze silniejszy. Może myślicie zapytam, że Z. lubił zadawać innym krzywdę? Nie było tak, gdy szli razem z Narcyzą w Glasgow, przed wyjazdem do Buenos, dokąd przyjechał Zee po pieniądze za prace, a więc idąc pod górę zdaje sie ze Buchanan, gdzieś w miejscu miedzy grającym na dudach szkotem, a czarnym regowym gitarzystą, nawet bliżej koło sklepu z butami, zobaczył po drugiej stronie ulicy, tego napastnika z bramy, i kamień spadł mu z serca. Od dziecka bowiem nie chciał nikogo krzywdzić ani zadawać żadnej istocie cierpienia. Wiedział ze krzywdzenie innych nie jest rzeczą dobrą, i starał sie tak nie robić. Będąc zresztą dzieckiem, gdy widział szkolnym kolegów rzucających w bezdomne psy lub koty kamieniami, dawał im do zrozumienia co o tym myśli. I pomyśleć tylko ze ten człowiek który gdyby mógł przygarnął do siebie wszystkie zranione i cierpiące zwierzęta w okolicy, nieraz musiał w obronie swojego życia używać niebezpiecznych narzędzi. Zdaje sie że napisałem za dużo... Aha idąc ze swoją Narcyzą ulicą Buchan nie wiedział że na ulicy dalej [ może na West Regent] jego serdeczny przyjaciel zamiata chodnik i myje okna w jakiejś włoskiej knajpce, -starej zielonej noki nie dało sie niestety uruchomić na wyspach, i lądując stracił ze znajomymi kontakt, a szkoda, może uniknął by wtedy swoich edynburskich przygód... EKSMISJA Eksmisja, i następująca po niej wojna o terytorium. Zapewnienia Wiosenki zapewnieniami, ale ten dzień jednak nadszedł, i mieliśmy 24 godziny na opuszczenie pustostanu, jednak wszyscy znajomi mówili żebyśmy stali twardo i nie poddawali się choćby dla zasady. Noc która nadeszła po dniu była jedną z najdłuższych nocy naszego bohatera, W tą noc modlił się gorliwie, oraz marzył aby nigdy nie nadszedł nowy dzień a on sie już nigdy nie obudził. Ale zanim się obudził śnił mu się sen, w tym śnie bóstwo bogactwo sypało złoty pył, upadający delikatnie jak płatki śniegu, albo wiosennego deszczu na podłogę w jego mieszkaniu. Wkrótce podłoga, meble, a także ulica przy stał dom, i cały Kraków pokryte były złotym pyłem. Złotym pyłem w świetle nocnego go księżyca jarzyły sie dachy domów, i kopuły kościołów. Potem bóstwo zaczęło sypać klejnoty, a miękki deszcz klejnotów spadał na całą Polskę, najwięcej zaś i najpiękniejszych spadało na jego łóżko i leżącą obok niego Wiosenkę, W pewnym momencie Wiosenka całą lśniła od złotego pyłu i kamieni szlachetnych jakby naszytych na jej sukienkę, bo położyli sie spać w ubraniu, i cały świat promieniował złotym światłem, a Wiosenka jak wspomnaiłem, najbardziej. I jednak żył i obudził sie niestety rano, chociaż nie chciał wstać, ale leżenie nie miało sensu, bowiem życie toczyło się dalej. W końcu jednak wstał i zaczął przy kawie myśleć, analizując sytuację. Część rzeczy postanowił zanieść na jakiś czas do Stasia, i tam też umieścić Wiosenkę u boku Ludki gdzie mogła się czuć bezpiecznie. Tak też zrobili. Gdy wrócił do domu rozległ się pierwszy dzwonek, a tego dnia dzwonków do drzwi było wyjątkowo dużo. Ostrożnie otworzył, i w drzwiach zobaczył stojące Sukienki, czyli jak o sobie mówiły Trzynastki. Trzynastki przyprowadziły ze sobą dwie koleżanki, każda z nich miała metalowy pręt w dłoni. Ubrane były w grube skórzane kurtki a twarze miały zasłonięte czarnymi tkaninami aż do oczu. - Nie myśl że cię zostawimy samego Zee - powiedziała ta wyższa, a druga dodała - nawet o tym nie masz, ale nie masz szans. Po prostu musisz nas wpuścić - i weszły do środka. Kiedy tylko weszły, usiadły na łóżku, a gospodarz udając beztroskę i dobry humor żartował -to sie azywa czarny humor, zdaje się- i częstował ich herbatą, kawą, papierosami i czym tylko miał, a miał, trzeba przyznać nie zbyt wiele. Niecałą

godzinę póżniej nadszedł, znany juz nam całkiem dobrze, Nadzieja Naszej Sceny z trzema kolegami oyowcami, dość znacznej postury ciała, - koledzy będą nam przydatni - powiedział wchodząc. Oyowcy usiedli niedaleko koleżanek Trzynastek, na początku towarzystwo boczyło sie trochę na siebie, chocby dlatego że się wcześniej nie znali ale potem znależli wspólni język i porozumienie. Jeden z oyowców całkiem sympatycznie spoglądał na siedząca obok niego Trzynastkę. Dalej teraz już będę wymieniał hurtowo -przepraszam nie z braku szacunku dla przybyłych, lecz by nie zanudzać czytelnika. Dobrze, doszedł Legenda Podziemia, i sprowadził dwóch bezdomnych z noclegowni w której aktualnie mieszkał, [chyba na hucie] Następnie młode dziewczyny dziewczyny, znajome Wiosny, Wiosna uczyła je angielskiego. Potem Staś, Młody i na końcu Beebi, przepraszam Bee przyszedł razem z Maurycym na końcu. Siedzieliśmy, siedzieliśmy i czekali... i nic sie nie działo W końcu gdy zaczęło sie ściemniać przyjechali, i było ich chyba około dwudziestu. Szanse są wyrównane -pomyślał nasz bohater, gdy zapukało dwóch policjantów do drzwi,i tak wtedy sobie myślał dalej: sympatyczni goście ci ochroniarze i policjanci, ale niestety mamy rozbieżne interesy i musimy ze sobą walczyćwalczyć. Nic nie mówiąc stanął na początku grupy, a jedna z dziewczyn dała mu żelazny długi pręt, który teraz trzymał w prawej ręce, na sobie miał długi czarny płaszcz, niesmiertelne buty harleye dawidsony, szerokie dżinsowe spodnie z rozsuwanymi nogawkami po bokach, które miał właśnie rozsunięte, i włosy postawione grożnie do góry jak piktyjscy albo prapolscy wojownicy, po jego lewej nodze stał wierny pies rasy huski. W tym momencie rozpoczęła się bitwa, dziewczyny zaczęły rzucać w kierunku policjantów i stojących przed domem ochroniarzy czym sie tylko dało, nasz bohater zaczął gwizdać jakąś piosenkę, a dwie grupy starły sie w żelaznym uścisku. Po wojnie trwającej całą długa wieczność pozostało pobojowisko, w mieszkaniu, na klatce schodowej i na ulicy przed domem. Wszystkie poduszki zostały rozdarte, i uwolniły z siebie miliony drobin puchu. Puch fruwał w zawiesinie kurzu i ludzkiego potu. Legenda jazzu przygrywała na trące, a Beebi niby w bęben uderzał w wielki stół kuchenny, Anastazja wrzuciła ulubionych "Małcików" -Kazika, [ulubionymi chyba ze względu na wschodnie koneksje ] "Małcików" z jakimi się nie rozstawała, i młyn zrobił sie ogromny. Dobrogniew-Dobrygniew obu imion huski, bo tak miał na imię ujadał. Co jak na huska dziwne bo one raczej chyba mało szczekają? Kot natomiast obserwował ze stoickim spokojem wydarzenia z kredensu na którym spokojnie siedział. Patrząc jak zwykle na wszystkich z góry. Policja wycofała się. Dom został obroniony. Następnego dnia wieczorem, a dodać muszę że nadeszły posiłki, w postaci sąsiada, 60 letniego rencisty, i grupy smakoszów rodzimego wina z podwórca bramy której prawie nigdy nie opuszczali. Notorycznie bezrobotnych podwórcowych łaziorów i pijaków [co nawet zdziwiło naszego bohatera, bo nie wiedział ze dążą go sympatią ] doszła tez dziewczyna Bee, piękna Rosjanka Anastazja "Apostazja", delikatna blondynka w jasnym eleganckim ubraniu, nie zbyt pasującym do walki [sorry ona już była wczoraj] Następnego dnia wieczorem sytuacja powtórzyła się z tym że walka przeniosła się na ulice przed domem. W wyniku jej zostało wywróconych parę policyjnych samochodów, rozbitych kilka szyb a dwa albo trzy samochody przez kogoś podpalone płonęły. I znów dom został obroniony a policja wycofała się. Jednak ze względu na gaz łzawiący wrzucony do mieszkania nasz bohater spędził noc ze swoimi zwierzętami na

małym balkoniku, oczywiście o spaniu nie było mowy. Wcześnie rano gdy przyszła Wiosenka [telefon Zee podczas został zniszczony], podjęli decyzje wynoszą się. Patefon którym miał służyć w planie Bee do odtańczenia tanga zwycięstwa po odbytej walce stał teraz w rogu pokoju, a niedaleko mały niebieski plecak. Zee poprosił przyjaciół aby poszli wcześniej, ta sytuacja bowiem upokarzała go. Gdy tylko wyszli, przyszła kolej i na nich, Zee z plecakiem, a po lewej Wiosenka trzymająca go mocno za rękę, [amoże on ją] Po prawej przy jego nodze szedł pies, a na ramieniu swojej pani siedziała dumna Gwiazdka i wyniośle patrzyła na Dobrogniewa. - nie wiedział co zrobić z Babcinym patefonem, wziął go więc na ręce przed siebie i niósł, a Wiosna wpadła na pomysł żeby włączyć płytę, którą przyniósł Bee, i jak twierdził znalazł ja na jakimś śmietniku strychu, czy też kupił na targu ze staroci, z patefonu rozległa sie piosenka ta ostania niedziela...ti di ti di di di di... Naszemu bohaterowi przypomniał sie wtedy oglądany w telewizji fragment końca filmu o partyzantach z ak, gdy przed śmiercią słuchają tej muzyki... [choć w filmie obejmowali się nie zbyt romantycznie, i nie powinien o tym pisać bo nasz bohater jest mężczyzną, ale gdy przypomniała mu się ta scena choć według mnie zepsuta, to płakał, i na jego czarny płaszcz w którym był odziany, poleciało kilka łez, a Wiosna dyskretnie udawała że nie widzi] Gdy tak szli, to wyglądali jak cyrkowcy. Na szczęście płyta sie skończyła i patefon wyrzucił. Następnie szli przez podgórski most, podobnie jak w pewne styczniowe popołudnie przemierzał już tą drogęzee kiedy to otworzył drzwi do bezdomności w pewnym domu i wyszedł do nikąd. Jak w marcu wyszedł pewnego dnia, konkretnie w swoje imieniny, znowu w bezdomność chory na zapalenie płuc, podtrzymując się ścian okolicznych domów, i zataczając się tak szedł w kierunku parku, który stał sie na dwa dni jego mieszkaniem. Ach ten nasz biedny bohater. Teraz jednak nie był sam, miał obok siebie swoją Wiosnę, a także psa i kota. - Głowa do góry - powiedziała Wiosna - wszystko będzie dobrze - i wyprostował się. Sytuacja ta na szczęście została wymyślona i jest fantazja literacką, choć nasz bohater był świadkiem, a może nawet uczestnikiem podobnych zajść w Glasgow, tuż obok w którym amieszkiwał, następnego dnia niestety widział stojącą na ulicy grupę młodych ludzi, a i trochę sprzętu, jakiś komputer. Niestety parę dni póżniej wylądował sam w parku [chodzi o Kelvingrove Park] idąc tam ze swoim ciężkim plecakiem i trzymając sie po drodze ścian, gdzie w deszczu i śniegu przespał dwa dni czy dlatego że nie mógł pomóc tym ludziom? Nie sądzę. Więc dobrze znależli się na Balicach, i tam postanowili spędzić kilka dni. W plecaku obok małego mieczyka wakizaszi, prezentu od pana Lee, obok tego mieczyka w zawiniątku spoczywała pałeczka do jedzenia ryżu, także prezent od pana Lee. Od ostatniego samolotu do Tel Awiwu, mieli aż do rana spokój,... a rano budziła ich zwykle przechodząc obok ładna sprzątaczka którego nie pamiętam, gdy szła aby w przerwie kupić sobie driożdzówki, i zjeśc je z poranną kawą, [miała chyba na imię Kasia?], dalej grupki pracownimów ochrony, pierwsi podrózni,... Wstawali wtedy i po porannej toalecie szli na dół gdzie zwykle naprzeciw informacji, siadali w kucki i zaczynali prace, to znaczy prace zaczynał Zee, usiłując odkryć zasadę, albo jakiś sens kierujących sie przy wyborze hasła ludzi, i patrząc na ładną niezwykle wysoką dziewczynę z informacji, naprzeciw. Rozmawiał z nią nawet kiedyś pytając o swój samolot do Glasgow, bo budka Ryaneru była wtedy jeszcze zamknięta [teraz już chyba tej budki nie ma ] W tym momencie autor poprosił Zee, aby ten zajrzał do jego internetowej poczty do

której w czasach depresji bywało że nie zaglądał miesiącami. Zee rozłożył na kolanach laptopa, i zaczął przeglądać pocztę, a tam było trochę starych listów sprzed miesięcy, Zee grzebał więc w poczcie, a znalazł między innymi list od znajomego poety, następnie dziennikarka proponowała pomoc w zorganizowaniu planowanego przez autora wieczorka poetyckiego w Edynburgu, -ale wieczorek się juz odbył, w bardzo kameralnym gronie, wieczorek mała grupka na oko piętnastu przybyłych poszła z pochodniami aż na górę zamkową, ubrani wszyscy w stroje z epoki, czyli czarne peleryny [ocz. peleryny], i czarne narzutki, recytując a raczej molosylabizującv poezję. Wcześniej ze świecami jeszcze chodzili niedaleko katedry... potem autor leżał kilka miesięcy chory Ale opuśćmy ten młyn jakim bez wątpienia jest port lotniczy, choć dla jednych jak grupa krakerska jest pracownią alchemiczną, a dla innych jak Wiosna jej komnatą i pokojem dziennym. Dla jeszcze innych zwykłym lotniczym portem z halą odpraw. Zobaczmy co robią pozostali bohaterowie naszej książki, Maurycy i Bee mijają właśnie kościół Mariacki, i skręcają w ulicę Tomasza. Ze stojącego prawie na samym chodniku samochodu słychać jakąś rytmiczną muzykę i zaczynają poruszać się w jej rytmie. Po chwili Maurycy słyszy jakby "Marsz" Beli Bartoka, i widzi że cały jest w nim zanurzony, jest jak wielki mechanizm zegarowy który porusza sie w rytmie tego marsza. Mijają sympatyczny barek z kartkami z encyklopedii przyklejonymi na ścianach, i kierują sie w dół w stronę Ra. Jenak nie idą do Ra. Wizja Mamsa niknie i Mams zaczyna marzyć o tym że pracuje w antykwariacie pełnym starych książek, Pięknych choć przykurzorzonych i przykrytch pyłem złotych i srebrnych monet. Nie dość że zarabia na przykład sprzątając w nim to jeszcze może oglądać i czytać stare księgi, i nawet oglądać monety. Wkłada rękę do kieszeni i widzi że jest pusta, mówi do Babsa, udając że zna angielski - maj pokit is epmti, sory Babs - i Babs też wkłada ręce do kieszeni wyrzucając na wierzch dziurawe podszewki. Odpowiada mu - wszyscy znamy tą historię kiedy kieszeń jest pusta - i błaznując woła na głos - Mamo! mamusiu, moja kieszeń jest pusta - W tym momencie nagle rozmowa milknie, bo przechodząc obok restauracji, słyszą przez uchylone drzwi, dobiegające na zewnątrz głosy: - by żyło sie lepiej - woła zapewne wznosząc toast jeden z polityków, na co siedzący obok niego "biznesmen", odpowiada mu - by żyło nam się lepiej mordo - i tego było już za dużo, czerwony ze wściekłości bezrobotny Mam dostaje ataku furii. Wbiega zdenerwowany przez uchylone drzwi do środka restauracji, za nim biegnie Bab, a za Babem biegnie dwóch skinhedów. Kolegów szkolnych Baba, którzy akurat stali przed restauracją. Mam wywraca stolik na siedzącego przy nim polityka, a krzesła zaczynają fruwać w powietrzu. Polityk upadł, a Mam i Babs zaczynają go kopać. Skini tymczasem zabierają się za "biznesmenów" z sąsiedniego stolika. Robi się popłoch, ludzie zaczynają wybiegać z restauracji zabierając bezwładnie nakrycia. Na ścianie pojawiają się ślady krwi, czerwone plamy mniejszej lub wiekszej wilkości, a niektóre zaczynaja po niej spływać na dół. Dodam że na ścianach są połozone białe ryżowe tapety, cowyglada dosyć filmowo. Zapłakana ze strachu barmanka zdobywa sie na wysiłek i dzwoni po pomoc. Najpierw dzwoni na policję, wkrótce tez słychać sygnały policyjnych kogutów. - O działają szybko, prawie jak na wyspach - mówi Bee, i wybiega. Zaraz za nim wybiega Mam i dwóch skinhedów, by po kilku sekundach rozbiec się w różnych kierunkach. Biegnąc chusteczkami wycierają sobie ręce ze śladów krwi. Buty obejrzą póżniej, bo na to nie mają czasu. Teraz muszą uciekać. Na Jabłonowskiego, dokąd dobiegł, zatrzymuje się Mams żeby złapać trochę powietrza. Słyszy za sobą tupot nóg, więc szybko odwraca się i postanawia przyjąć

walkę. Przed nim jednak staje zdyszany Babcia, widać na twarzy mamsa ulgę, koledze też sę udało. Dalej już idą razem ze złośliwymi uśmiechami na twarzy. Gdzieś na Szewskiej zatrzymuje ich straż miejska, [ale kierat zrobili] - Dowodziki są - pyta jeden z nich. - A melduneczek i pozwoleństwo na zamieszkiwanie, to jest - pyta głupawo drugi. Mam zły że mu przeszkadzają, bo idąc układa sobie w głowie swoją książkę, mówi do stającego przy nim strażnika, - człowieku nie przeszkadzaj mi teraz, bo jestem zajęty - po czym mija go i przechodzi dalej, a Bab bierze lekko w ramiona drugiego strażnika i odstawia delikatnie na bok, strażnicy patrzą na nich z podziwem, ale i ze strachem. Gdzieś pod domem Mams, rozstaje sie z Babem, i idzie po schodach do siebie na górę.wchodzi do domu, i zasiada przed ekranem swojego komputera, zaczynając pisać. W tym momencie dzwoni do niego Zee. - Cześć Mam, mówi Zee, słyszałem ze trochę podobno narozrabiałeś, cały Kraków aż szumi od plotek - a mówi to do swojej niezniszczalnej zielonej "Noki", która po dwóch dniach przerwy znowu zaczęła działać, i śmieje się cicho - dam ci na chwilę Stasia. Staś biorąc nokię mówi - stary - [tu blefuje] - powinniśmy cię chyba poddać koleżeńskiemu sądowi - - w porządku - odpowiada Mam. Czym budzi żdziwienie, ale pobawić się trochę można kosztem kolegi, i tu ustalają termin sądu. Sąd nad Maurycym Gdy Zee wdrapał sie na kopiec Kraka, póżnym wieczorem, wszyscy już byli i siedzieli w kręgu. Trochę mu zeszło, a zanim wszedł, bo miał na plecach swój ciężki niebieski plecak ze starym athalonem amd 100 razy 10 [czyli 1000] i płytą htz raid -prezentem od A. A chciała go wyrzucić, bo kupiła sobie nowy komputer, a może delikatnie podarować mu i znalazła pretekst. Komputer choć stary działał, nie działał za bardzo włącznik i wyłączanie go za pomocą włącznika/wyłącznika było niemożliwe. Podobnie było z czytnikiem płyt, i w związku z tym z instalacją oprogramowania a pomocą płyty. Stary plecak też pochodził od A. Niby chciała go wyrzucić, bo jej był podono nie potrzebny. Oprócz ciężkiego athlona były tam i inne znane mniej więcej rzeczy. Opis pominę. Po krótkiej naradzie ustalono, bo niby jakim prawem mieli sądzić dorosłego kolegę, a żart był od początku, ustalono, ze ma postawić dwie butelki wina mołdawskiego. - Mołdawiana, mówicie - Tak, masz postawić dwie butelki mołdawiana - zażartował Staś i masz także zakaz pisania przez dwa dni - jak i opowiadania i dawania oracji - dodał śmiejąc się Zee. Pieniądze się znalazły i poszli degustować wino gdzieś między starym cmentarzykiem a murkiem, a potem zmienili miejsce na boisko szkolne przy Wzgórzu Lassoty. Zee musiał niestety opuścić towarzystwo, bowiem przenieśli się już na Skałki Twardowskiego, i nie chciał aby Wiosna sama siedziała w namiocie i bała się. Idąc szedł na Błonia, potem Królową Jadwigi i 25 lipca, następnie wchodził aż na kopiec Piłsudskiego, dalej zszedł do kamedółów i w strone Tyńca [trochę chyba pomylił po ciemku drogi] Dopiero niedaleko pętli w Tyńcu, a raczej koło mieszkania pana S. wsiadł w autobus i podjechał parę przystanków w stronę rynku dębnickiego, spowrotem w stronę centrum miasta. Wysiadł niedaleko jednostki wojskowej, i dalej już szedł prosto na Skałki. Gdzie w małym fioletowym namiocie czekała na niego zniecierpliwiona Wiosna, przed namiotem siedział DobryGniew, a po drugiej stronie wejścia pilnowała Gwiazdka. - Hay Wiosna, to ja Zee - powiedział... ------------------------------------------------

Schował do plecaka zeszyt dziadka zawijając go w troskliwie w folię. Zeszyt zapisany był dlugopisem, więc litery mogłyby się pod wpływem wilgoci lub śniegu rozmazać. Był dopiero gdzieś za Mińskiem, a przed nim jeszcze długa droga. Siedząc na skraju lasu przy małym ognisku, zaczął rozmyslać. jakie to były czasy. Nieowyobrażalnie zgniły i skorumpowany do cna kraj. Z drugiej strony zeszyty, długopisy, a nawet sieć komputerowa! Kto za sto lat uwierzy w to. On w plecaku niósł najwiekszy skarb. Prawdziwy komputer. Gdy tylko dotrze na zamieszkałe przez wolnych ludzi ziemie na syberi, natychmiast zbuduje szałas a potem pomysli o jakimś generatorze, a pózniej kto wie? Może nawet założa małą sieć komputerową. A może taka sieć już tam w nieprzebytych lasach jest. Anteny radiowe, i grupa ludzi łączących sie ze sobą za ich pomocą. Ogromne piękne miasta takie jak Skarżysko, Ostrowiec, albo Radom, czy Kraków i Paryz. Ciekawe czy ten Kraków, o którym dziadek pisze, był tak ogromny jak Skarżysko. Jak Skarzysko to może nie, wyśmieli by mnie gybym tak powiedział, ale tez na pewno duży. Jak Wieliczka, lub Niepołomice. W Paryżu mieszkali czarni i arabowie, większość wyznawała islam podobnie jak w Berlinie. Może, zaraz, maja tam na Syberii miasta i zachowała się cywilizacja? Zanim zasnął myślał jeszcze żeby nie trafić przez pomyłkę do Północnej Korei która pełniła rolę Rzymu, Nowego Jorku i Waszyngtonu, to znaczy była centrum niewolnego świata. Najbardziej bał się by przez pomyłkę nie znależc się w mieście Km Dzong Ila VII, przedstawiciela starej komunistycznej rodziny rządzącej od pokoleń krajem. Miasto i ludzie w nim mieszkający byli własnością Kima. Mógł zrobic z nimi co chciał. On był tam jedynym sędzią, prawodawcą, i głównym kapłanem religii którą stworzył jeden z jego przodków, "na życzenie i liczne prośby mieszkających w nim ludzi, proszony przez lata uległ w końcu" Władze mogli Kimowie utrzymywać dzięki pieniądzom bankierów których spora grupka schroniła się w kraju, podczas kolektywnej rewolucji. Gdyby ktoś z zewnątrz dowiedział się o tym przypadkiem, nie uwierzył by.na szczęście miał odręcznie wyrysowane mapy i strary kompas. Owinął się szczelnie dużą plastikową folią, następnie przygotowanymi wcześniej gałęziami, potem przysypał sniegiem i zasnął. Budowa labiryntu. 2008-01-13 Wszystkie sprawy czarowników - WSZYSTKIE NASZE SPRAWY CZAROWNIKÓW - powiedział z grożnym wyrazem twarzy Bee, a dokładnie śpiewał piosenkę Kory i zespołu Manam zaczynającą się od słów Buenos... do stojącego obok Młodego - Zrozum musimy zrobić wszystko, aby złamać zabezpieczenia, rozbić hasło, i włamać sie na konto - mówił następnie do niego. Bee jak wspomniałem oczywiście nie wiedział o czym mówi, nie tylko że nie znał sie na krakowaniu, to jeszcze na dodatek kiepsko posługiwał się komputerem. Nie przeszkadzało mu to jednak dyskutować o wyższości linuxa nad x-pejem, albo odwrotnie, Mandriwy nad Kubuntu, albo Tora nad Freenetem. Sam Bee używał archaicznego free dosa i przeglądarki internetowej Arachne, jako chyba jeden z jej

ostatnich uzytkowników, i z tego powodu był nazywany czasami Muzealnikiem Dla tych którzy będą czytal tą pracę w przyszlości należy się małe wyjaśnienie chodzi o systemy operacyjne, w przypadku "tora" i "frineta" o mniej lub bardziej anonimowe poruszanie się po internecie. Zresztą poznawanie teorii komputerowych nie było mu w głowie, poza krótkim epizodem kiedy w Glasgow zamiatał ulicę, i mył szyby w jakieś pizzeri, pracy nie widział od lat, a chciałby gdzieś zaprosić piękną Apostazję, najlepiej od dobrej gustownej kawiarni. Bo dość miał krzykliwych pubów z hałaśliwą muzyką, w których nie można zamienić słowa, a nawet myśli ludzi siedzących przy stolikach w pubie są zagłuszane. Aha, nie napisałem jeszcze jak było z Apostazją. Apostazję poznał najpierw Maurycy. I podobała mu sie bardzo, ta skromna i delikatna Rosjanka, ale myślał tak: nazywam się Rusinowski, [bo naprawdę to nazywał się Rusinowski a nie Wilkopolski, i na dodatek Kot a nie Wilk. W pełnej formie jego nazwisko brzmiało więc Kot-Rusinowski] Jego matka matka uczyła rosyjskiego w szkole, a podobno sąsiedzi uważali go Rosjanina, i rosyjska dziewczyna to już by było za dużo. Odstąpił więc wspaniałomyślnie Anastazje Beebiemu, z czego Bee skwapliwie skorzystał. A musicie wiedzieć że Maurycy jak i Bee, bardzo gustowali w kobietach ze wschodu, Ukrainkach i Rosjankach. Bee chciał wyjechać na parę dni z Apostazją do Smokowca, albo Tatrzańskiej Łomnicy. Takiej ochoty nabrał po wycieczce z dziewczynami, Stasiem, Maurycym i Zee. Smokowiec spodobał mu sie bardzo. Najpierw dojechali do Piwniczej skąd przeszli przez przełęcz do Lubowni. W Lubowni spotkali na dworcu dziewczyny i pojechali dalej do Podolińca i Popradu. Z Popradu pojechali górską kolejką do Smokowca, gdzie na samej górze ćwiczyli formę Smoka, jak twierdził Zee bo Smokowiec jest Smoczym miastem. Teraz przeszli do kuchni zapalić papierosa, Babcia smażył mięso na winie, bo tak podobno robili tak polscy zesłańcy na Syberii, w tym także jego przodkowie. Wolał to robić na miodzie -miód czyli medos, jak mawiali nasi kuzyni Tracy - mówił do Młodego, a Młody skwapliwie zapamiętywał. Ale miodu nie było, ostatnią butelkę wypili przedwczoraj z Maurycym. Bee gotował więc obiad, mięso na winie, a Młody wyszedł zobaczyć nad czym pracuje Zee. Powiedział do Bee -pójdę zobaczę co robi Zee - na co Beebi odpowiedział -no dobra idż - Po drodze Młody jeszcze spotkał kilku kolegów łażących bez celu po ulicach Krakowa. I razem poszli, do alchemicznej pracowni, czyli na dworzec w Balicach. Bee gotował obiad dalej, i spiewał sobie pod nosem te wszystkie nasze sprawy czarowników, a księżyc tymczasem wszedł w znak ryb, i na dobre się w nim zadomowił zwiastując bardzo uczuciowy dzień. Wyszedł też z próżnego kursu w jakim się jeszcze niedawno przez moment znajdował Tymczasem woda z ziemniaków prawie się wygotowała, a mięso zaczynało niebezpiecznie podpalać, co sygnalizował unoszący się w powietrzu zapach. Mięso podpalało się, a on rozmyślał. Nie miał takich silnych dłoni i palców, jak pozostali koledzy. Pompki na palcach wykonywał przecież z trudem, nie mówiąc już o pompkach robionych na kciukach. Taki Zee na przykład, gdy został zaczepiony przez najprawdopodbniej niemieckich chuliganów na granicy niemiecko-austracjackoszwajcarskiej, wbił palce między żebra jednego z napastników, chcąc go za żebra podnieść do góry. Podniósł go więc za żebra do góry, z wbitymi pomiędzy nie palcami, reszta chuliganów widząc to uciekła. Nie pisał też tak lekko i łatwo jak Maurycy, choć to on właśnie pracował w bibliotece jagiellońskiej, z której został niesłusznie wyrzucony*. Nie miał też tak silnego charakteru jak Stanisław. Wjazd na dworzec w Balicach,

Powrócmy do momentu rzybycia naszych bohaterów na dworzec lotniczy w Balicach, ponieważ ten moment został wcześniej pominięty. Tymczasem w Balicach, a dokładniej na Balicach, grupka złożona z Wiosny która wyglądała jak królowa ze snu Zee, przynajmniej w jego umysle, o nie wiem jak wyglądała w umysłach lub "oczach" innych ludzi przebywających na terenie dworca lotniczego. Następnie Zee, jego ulubionego psa Bobrogniewa, i niezwykle uroczej Gwiazdki weszła na dworzec. A raczej napiszmy przybyła do portu lotniczego w Balicach. Idąc przez hale Zee wyglądał odrobinę jak filmowy Wiedzmin, w swoim czarnym płaszczu i z rozwianymi rozcapierzonymi czarnymi włosami, tak mu się przynajmniej wydawało, ponieważ gdyby tak zapytać ludzi jak odbierają jego wygląd to opinie mogły by z pewnością być różne. Niektóży też nawet nie zauważyli by go.więc szedł i śpiewał sobie pod nosem a raczej nucił aj ken get noł, saty sfa kszyn... a gdy mu to niewystarczyło ponieważ robił to dla dodania sobie odwagi, w pewnym momencie zaczął recytować swój wiersz który napisał, podczas koncertu Stonesów na Służewcu. Mówiący coś o ile dobrze autor pamięta, o głosach bębnów, przypominających mu zgromadzenie plemienne państwa wiślan w pradawnych zamierzchłych czasach [ jego wiersze uważane były przynajmniej przez niektórych za poezję hiphopową. Nie zacytuje ich, czytelników proszę o wybaczenie ] Prawie zaraz za nimi wbiegł Młody alchemik z kilkoma kolegami. Już dochodząc do grupy pozdrowił ich: - Chwała wojownikom sarmackim - powiedział, tak jakby chwała wojownikom nie wystarczyło, albo po prostu zwyczajnej - chwała - lub nawet jeszcze prościej witam - Chciał chyba jednak wywołać wrażenie na idących z nim kolegach. Pozdrowienie zaczerpnął z tytułu książki, leżącej u Maurycego na półce, zapewne starego reprintu Wojowników sarmackich Szymona Starowolskiego. Książka ta, jak i wiele innych została niejako w spadku po ojcu Maurycego, a pozdrowienie to stało się dla części z nich głównym pozdrowieniem grupy poszukiwaczy zagadek, spisków,tajemnic, i oczywiście krakerów. Idąc Młody nucił starą piosenkę, piękne jest koło rycerskie, komu Bóg dał męskie serce, a piosenki nauczył się od Zee. Zee chyba nie był zadowolony, ponieważ wśród grupki kolegów Młodego zauważył jednego chłopaka który nieżle narozrabiał podczas ich słynnej i legendarnej prawie wyprawy na Służewiec, kiedy to grupa przeszło dwudziestu głównie młodych ludzi pojechała bez biletu pociągiem do Warszawy, i bez biletu też weszła na koncert. Ale zanim to sie stało do grupy dołączyli spotkani na dworcu głównym znajomi ze śląska którzy przybyli wcześniej pociągiem z Katowic i potem z Rzeszowa a następnie z Kielc. Niektórzy zaczęli juz rozrabiać w pociągu, i wybili w przedziale szybę, potem w Warszawie zdemolowali i wywrócili tramwaj, by na końcem zaczepiać kibiców. Bójki połączonych na chwilę sił sympatyków Cracovi i Wisły, wspólnie z kolegami ze Śląska i Rzeszowa przemieniły sie w regularną bitwę. Tymczasem nadszedł Stanisław i pozostali, a Zee grzebał w kieszeniach szukając jakichś pieniędzy za które mógłby kupić w automacie kawę dla Wiosny i dla siebie. Ale zamiast nich wyciągnął kilka złotych kraków -zdziwiony niezmiernie że jeszcze je ma. Cały czas dzisiejszego południa przewijał sie temat koncertu na Służewcu i parlamentu wiślan. Parę słów o złotych krakach -jeśli naturalnie czytelnicy pozwolą. Złote kraki powstały w czasach kiedy M. B. S. I Z. założyli tak zwaną Monarchię Lechijską, [twierdzili że dawni polacy, nazywani byli przez sąsiadów lęchami ponieważ wśród sąsiadów wywoływali lęk, czyli że sąsiedzi sie ich bali. Dlatego też zostali przez nich tak nazwani] wśród siebie mówili Lęchijską. Walutą obiegową w tym ich wolnym państwie lęchijskim były tak zwane złote kraki. Kraki złote ale i srebrne, więc sama nazwa może