Płocczanin nowym przewodniczącym Rady Mazowieckiej SLD W minioną niedzielę, 15 maja odbył się Mazowiecki Zjazd Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Wybrano na nim nowego przewodniczącego Rady Mazowieckiej partii. Na stanowisko powołano płocczanina, Arkadiusza Iwaniaka, który objął funkcję po Włodzimierzu Czarzastym, piastującego obecnie stanowisko przewodniczącego partii. Arkadiusz Iwaniak jest jednym z bardziej rozpoznawalnych działaczy SLD w naszym mieście. Zawsze miałem lewicowe poglądy, a podczas rodzinnych uroczystości kiedy zaczyna się rozmowa o polityce wielokrotnie podkreślam, że najważniejszy jest człowiek napisał o sobie przewodniczący. W 2002 roku po raz pierwszy próbował swoich sił w wyborach samorządowych, radnym miejskim został jednak dwa lata później. W kadencji 2006 2010, ponownie wybrany do Rady Miasta Płocka. Wtedy też pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Rady. W płockim Sojuszu Lewicy Demokratycznej od roku 2004 roku był przewodniczącym Rady Miejskiej. A z płockim SLD jestem związany od zawsze. Trwam przy swoich przekonaniach bez względu na zawirowania polityczne i sondaże dodaje Arkadiusz Iwaniak. Sekretarzem Rady Wojewódzkiej została Katarzyna Bernadetta Olszewska. Arkadiusz Iwaniak obecnie jestem członkiem Rady Krajowej SLD oraz przewodniczącym Rady Mazowieckiej SLD. Prywatnie jest szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci. Fot. Archiwum prywatne Arkadiusza Iwaniaka.
Wojciech Hetkowski ostro o kampanii SLD Kawa okazała się być tylko pretekstem do zrobienia zdjęć, umieszczanych następnie na Facebooku, gdzie widzieliśmy ciągle te same twarze. Nie zawsze te, które powinny się tam znaleźć komentuje kampanię wyborczą ponownie wybrany na radnego działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Tegoroczne wybory samorządowe to pana osobisty sukces, ale jednocześnie porażka pańskiego środowiska czyli Sojuszu Lewicy Demokratycznej zarówno w kraju jak również w naszym mieście. Gdzie pan upatruje przyczyny tak słabego wyniku? Cieszę się, że ponownie uzyskałem mandat radnego i dalej będę mógł działać na rzecz lokalnej społeczności, która ponownie mi zaufała, za co bardzo dziękuję. Traktuję ten wynik rzeczywiście jako osobisty sukces. Tym bardziej, że teraz, startując z drugiego miejsca, miałem trudniejsze zadanie. Wszyscy dobrze wiedzą, że premia za pierwsze miejsce wynosi 20 czy nawet 30 procent. Słyszałem ostatnio wypowiedź jednego z wybitnych polskich socjologów, który tłumaczył, że społeczeństwo idąc do wyborów ma opcję listy. Generalnie jednak nie zna kandydatów na radnych. W związku z tym część głosuje na chybił trafił, jednak zdecydowana większość stawia swój krzyżyk przy pierwszym miejscu. Dlatego jestem dumny z faktu, iż udało mi się przekonać moich wyborców, by oddali głos właśnie na mnie, dzięki czemu odnotowałem najlepszy wynik spośród członków SLD, startujących do Rady Miasta. (startujący z listy SLD Jacek Jasion nie jest członkiem tej partii przyp. Red). Nie jest to jednak wielka satysfakcja, ponieważ w tegorocznych wyborach SLD poniosło totalną, wręcz niewyobrażalną klęskę chyba największą w historii Płocka.
Pamiętam pierwszą Radę Miasta wybraną w wolnych wyborach, gdzie do przynależności do lewicy przyznawały się trzy osoby. Wówczas rada liczyła co prawda 45 osób, ale jednak było tam trzech naszych przedstawicieli. Teraz jestem ja oraz Jacek Jasion, o którym trudno powiedzieć, że jest człowiekiem lewicy. Do tego znalazł się na tej liście wbrew opinii wielu ludzi z SLD-owskiego środowiska. Oczywiście, gratuluję mu zwycięstwa. Mam nadzieję, że będzie dobrym radnym, aktywniejszym niż był w poprzedniej kadencji. Gdzie upatruję przyczyny słabego wyniku? Dość aktywna kampania SLD ruszyła tak naprawdę, wraz z uruchomieniem mobilnych biur, już w zeszłym roku. Zgadza się, jednak gdy podczas kampanii w 2010 roku prowadziliśmy również coś na kształt mobilnego biura, wówczas wynik wyborów do rady miasta był zdecydowanie lepszy, a ja jako kandydat na prezydenta Płocka uzyskałem 18,8 procent poparcia. Teraz, pomimo aktywnej kampanii, która według mnie miała bardzo powierzchowny charakter, wynik jest zatrważająco niski. Kampania SLD była mało konkretna. Cztery lata temu co tydzień zwoływaliśmy konferencję prasową, na której przedstawialiśmy konkretne rozwiązania dla Płocka. Były to sprawy związane z miejscami pracy, z budownictwem mieszkaniowym, służbą zdrowia czy układem drogowym. W tym roku kandydaci się tylko pokazywali. Wiele osób na pewno poświęciło sporo czasu na spotkania na przystankach czy przy badaniach chociażby wzroku, jednak zdecydowanie w tych działaniach zabrakło konkretu takiego spięcia całej kampanii. Aż prosiło się, by po każdym tygodniu podsumować to, co się działo podczas akcji SLD budzi Płock i pokazać problemy, które mieszkańcy zgłaszali, wyciągnąć wnioski oraz spostrzeżenia dotyczące funkcjonowania miasta czy systemu politycznego w Polsce. Te kawy okazały się być tylko pretekstem do zrobienia zdjęć, następnie umieszczanych na Facebooku, gdzie widzieliśmy ciągle te same twarze. Nie zawsze te, które powinny się tam znaleźć. Również kampania polegająca na blokadach dróg została
przeprowadzona tylko połowicznie. Nie wzbudziła większego zainteresowania płocczan, a w dodatku nie została zakończona postawieniem przysłowiowej kropki nad i, w postaci chociażby spotkania z władzami miasta, na którym zostałyby przekazane podpisy. W planie tej kampanii była również pikieta pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów czy Ministerstwem Infrastruktury i Rozwoju, której także zabrakło. Poza tym zostały popełnione błędy przy tworzeniu list wyborczych. Pana zdaniem jedynki, o których niekiedy mówi się, iż są lokomotywami ciągnącymi innych za sobą, nie były trafione? W moim okręgu była nietrafiona, skoro ze mną przegrała. Generalnie takie były opinie wielu ludzi, których spotykałem w ciągu ostatnich tygodni. Liderzy SLD-owscy zostali wypchnięci na dalsze lokaty, które skazywały ich na porażkę, pozbawiając siły pierwszego miejsca. Czemu właśnie w okręgu nr 4 SLD nie postawiło na aktywną radną, do tego przewodniczącą Rady Mieszkańców Osiedla Łukasiewicza Magdalenę Lewandowską, tylko oddało to miejsce Jackowi Jasionowi, o którym pan przed chwilą powiedział, że ciężko go nazwać człowiekiem lewicy, a w okręgu nr 2 pierwsze miejsce oddano mało znanemu Piotrowi Tollikowi zamiast radnej, szefowej komisji edukacji, zdrowia i spraw społecznych w poprzedniej kadencji Bożenie Musiał? To jest pytanie do ludzi, którzy osobiście podejmowali te decyzje, czyli do sztabu wyborczego oraz przewodniczącego rady miejskiej SLD w Płocku Arkadiusza Iwaniaka. W temacie list chciałbym jednak zwrócić jeszcze uwagę, że nasze hasło brzmiało SLD Lewica Razem, a ludzie nie dostali żadnego sygnału potwierdzającego tę ideę. Na naszych listach znajdowali się ludzie z partii Twój Ruch, o czym nikt nie wiedział. Jeżeli mieliśmy wykorzystywać potencjał drzemiący w wyborcach dawnego Ruchu Palikota, to powinniśmy dać im sygnał, że X, Y, Z właśnie stamtąd są. Warto wspomnieć, że pan Jasion również przyszedł do nas ze swoim środowiskiem, co także nie
zostało zaznaczone, przez co wyborca nie otrzymał informacji, czemu lista ma taki kształt. Mówiliśmy, że na listach SLD znaleźli się związkowcy, gdy tymczasem ja sam nie wiem, który z kandydatów do nich należał. Podobnie ze środowiskami kobiecymi. Również nie było wiadomo, kto jest ich reprezentantem. W efekcie hasło kampanii Lewica Razem nie zostało niczym potwierdzone. Dodatkowo jeden z kandydatów, startujących z listy SLD, na swoich plakatach wyborczych flamastrem dopisywał, że jest niezależny, powodując jakieś niezwykłe zamieszanie w głowach wyborców. O tym, że listy zostały skonstruowane fatalnie, świadczy właśnie wynik wyborczy. Nie wierzę w to, by Magdalenę Lewandowską czy Bożenę Musiał, świetnie pracujące przez cztery lata radne, mocno osadzone w środowiskach, ludzie tak surowo ocenili, gdyby tylko dostały lepsze miejsca. Czego jeszcze, pana zdaniem, zabrakło w tej kampanii? Myślę, że nie potrafiliśmy wykorzystać ważnych w tej kampanii elementów. Jedynie dotknęliśmy problemów Orlenu. Zmarnowaliśmy wizytę Leszka Millera, który poszedł na targowisko, zamiast do związkowców Orlenu czy do ludzi, dla których Koncern stanowi pewną dotkliwość. Myślę że przyczyny porażki leżą w ludziach. Liczby są w miarę obiektywne. Gdybyśmy osiągnęli lepszy wynik, moglibyśmy powiedzieć, że mieliśmy właściwych kandydatów oraz prowadziliśmy dobrą kampanię. Taki wynik oznacza, że mieliśmy złych kandydatów oraz prowadziliśmy kampanię nietrafiającą do ludzi. W efekcie sam przewodniczący płockiego SLD nie wszedł do Rady Miasta. To największy przegrany tych wyborów? Nie wiem czy Arkadiusz Iwaniak czuje się przegrany. Być może jego wynik jest dla niego satysfakcjonujący. Ja jestem bardzo mocno rozczarowany wynikami do Rady Miasta i do sejmiku. Chcę zwrócić uwagę na pewną prawidłowość. W wyborach 2010 roku wypadliśmy całkiem przyzwoicie. Mam świadomość, że ja nie wszedłem wówczas do drugiej tury, ale wynik nie był najgorszy,
szczególnie liczba mandatów, jaką uzyskaliśmy. Od tego czasu jednak ponosimy kolejne klęski. Od 2011 roku nie ma w Sejmie przedstawiciela SLD z płockiego regionu. Niestety, nie wyciągnięto żadnych wniosków po tamtych wyborach. Czemu nie postawiliśmy wówczas na ludzi, którzy gwarantowaliby dobry wynik? A chcę przypomnieć, że do uzyskania mandatu poselskiego zabrakło zaledwie 1200 głosów. Potem przyszła klęska w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Myślę, że SLD niepotrzebnie odpuściło tę kampanię. Tych wyborów nie wolno przegrywać w tak rażący sposób. Wybory do sejmiku, choć nie ma jeszcze oficjalnych wyników, pozbawiły nas przedstawiciela. Kampanii do sejmiku w ogóle nie było, pomijając bilbordy kandydatki oraz ulotki kandydata, zresztą ciężko pracującego w moim okręgu. Niestety muszę to powiedzieć zmarnotrawiliśmy dorobek wielu wielu lat. Pewnie nie najwyższy, ale dający nam trzecie miejsce. Dziś jesteśmy czwartą siłą, jeśli w ogóle możemy nazwać siebie siłą. Zmieni się wobec tego zarząd płockiego SLD? Nie ja o tym decyduję. Oczekuję jednak, że w najbliższym czasie zbierze się zarząd partii, którego nawiasem mówiąc jestem członkiem, i dokona rozliczenia kampanii wyborczej. Zgodnie z deklaracjami, które miały miejsce na ostatniej radzie miejskiej przed wyborami, kiedy Arkadiusz Iwaniak powiedział, że wraz ze sztabem bierze osobistą odpowiedzialność za wynik wyborów. Trudno będzie udowodnić, że ten wynik jest satysfakcjonujący. Mnie te wybory, choć uzyskałem mandat radnego, absolutnie nie satysfakcjonują. Czekam z niecierpliwością na zwołanie rady miejskiej, a może i konwencji. I oczekuje pan, że Arkadiusz Iwaniak poda się do dymisji? W cywilizowanych demokracjach zwykle tak się dzieje. Ja na przykład przegrywając wybory w 2010 roku oświadczyłem, że nie będę ubiegał się o elekcję w roku 2014, ponieważ oceniłem swoje szanse na bliskie zeru.
W takim razie dlaczego pana nazwisko ponad rok temu znalazło się wśród dwóch innych nazwisk działaczy SLD, ogłoszonych przez przewodniczącego Arkadiusza Iwaniaka, jako ubiegających się o nominację na kandydata w wyborach na prezydenta Płocka? To był jakiś zabieg socjotechniczny, polegający na tym, że będziemy się mierzyli w prawyborach. Zostałem zgłoszony przez swoje koło, ale gdy stwierdziłem, że byłoby to nieuczciwe w stosunku do ludzi uczestniczących w prawyborach, którzy mieliby się wypowiedzieć na temat kogoś, kto nie ma najmniejszego zamiaru kandydować na prezydenta, wycofałem się z tego. Poza tym nie widziałem możliwości przeprowadzenia w sposób prawidłowy takich prawyborów. Musiałoby to być bowiem badanie opinii publicznej, przeprowadzone przez profesjonalną firmę, co pociągałoby za sobą koszty, na jakie SLD nie było stać. Wiarygodność tego typu badań, przeprowadzanych amatorsko, jest podobna do tej, jaka towarzyszy internetowym sondom, robionym przed wyborami przez różne portale. W jednej z nich wynik wskazywał, że Marek Owsik ma poparcie rzędu 60 procent. Ostatecznie dostał 1,5 procent głosów. Nie chciałem uczestniczyć w takiej farsie. W przyszłym roku wybory parlamentarne. Co pana zdaniem należałoby zrobić, by nie ponieść następnej porażki? SLD musi przede wszystkim dokonać bardzo rzetelnej, prawdziwej analizy tego, co w ostatnim czasie się wydarzyło. Bez owijania w bawełnę, ale też bez szukania kozłów ofiarnych, Myślę o wyborach parlamentarnych, uzupełniających do Senatu, eurowyborach czy właśnie ostatnich wyborach samorządowych. Muszą nastąpić zmiany personalne na wszystkich szczeblach. Każdy z nas pracuje na ten wynik tę ocenę SLD. Nie można powiedzieć, że zawalił pan Miller czy pan Iwaniak. Wokół nich stoi wielu ludzi, którzy po prostu nie potrafią prowadzić SLD w taki sposób, żeby dotrzeć do elektoratu. A ten jest moim zdaniem potężny, biorąc pod uwagę chociażby fakt, że aż 17 procent ludzi w Polsce żyje na pograniczu ubóstwa. Ponadto są
obszary, których nie podejmuje żadna partia, bo są dla nich niezręczne. Są to sprawy związane ze służbą zdrowia, ze stosunkami Państwo Kościół czy z polityką socjalną. SLD musi podchodzić zdecydowanie do tych spraw, nie bojąc się atakować. Nie chodzi o krytykowanie dla krytyki. Trzeba pokazywać to, za czym realnie jesteśmy. Podając przykład Płocka w wielu miejscach popieraliśmy pomysły prezydenta Nowakowskiego, bo były zgodne z naszym programem oraz zgodne z oczekiwaniami ludzi. Bywało jednak, że głosowaliśmy przeciw, tworząc nawet koalicję z PiS. Tak było w przypadku podwyżki cen wody czy biletów. Musi nastąpić analiza tego, co się przez kilka lat zdarzyło. Musimy przestać manipulować sondażami, ciesząc się z 14 procent, których rzeczywiście nie mamy. Nie możemy się zachłystywać tym, że mamy burmistrzów czy wójtów, ponieważ zazwyczaj te osoby zostały wybrane ze względu na swoją osobę, a nie szyld SLD. Zmieniając stronę płockiej sceny, to w nowo wybranej radzie zabraknie również Mirosława Milewskiego. Jest pan zaskoczony wynikiem, jaki osiągnął były prezydent? Myślę, że zaskoczony jest przede wszystkim pan Milewski. Człowiek z jego pozycją i nazwiskiem mógł liczyć na poparcie rzędu 8-10 procent. Przegrał jednak wybory w 2010 roku, a Płock po nich zmienił się na korzyść. Niewątpliwie prezydent Nowakowski, dla każdego trzeźwo patrzącego na sprawę człowieka, jest znacznie wyżej pozycjonowany jako prezydent Płocka, niż był Milewski. I to znalazło potwierdzenie w wyborach. Nie znam co prawda zakamarków jego umysłu i duszy, ale zapewne chciał coś sprawdzić. Tak jak ja w 2010 roku. To sprawdzenie w jego wydaniu okazało się dosyć przykre. Myślę, że liczył na więcej. Dodatkowo, mając za sobą nazwisko oraz rozpoznawalność na bardzo wysokim poziomie, nie wszedł nawet do Rady Miasta. Bardzo źle ocenił wyborców, proponując w swoim programie rzeczy z pogranicza science fiction likwidację kolejek do lekarzy, dopłaty do sanatoriów, 50-procentowe dopłaty do leków. Te propozycje są czymś z pogranicza paranoi.
Mirosław Milewski był radnym, z którym chyba najczęściej ścierał się pan podczas sesji Rady Miasta poprzedniej kadencji. Będzie panu brakowało takiego adwersarza, czy raczej cieszy się pan z jego nieobecności? Milewski jest barwną postacią. Obserwowałem jego karierę od roku 1990 roku, gdy był najmłodszym radnym, aż do jego ostatniego wystąpienia na sesji. Moim zdaniem ostatnie cztery lata były w jego wykonaniu próbą atakowania za wszelką cenę, a nawet robienia ludziom wody z mózgu. Pamiętam jak podczas kampanii w 2002 ogłosił, że zmniejszy zadłużenie. Co zrobił wszyscy wiemy. Następnie pełną odpowiedzialnością za zadłużenie oraz wysokie koszty obsługi tego, co powstało przez osiem lat jego kadencji próbował obarczyć prezydenta Nowakowskiego. Czy będzie mi go brakowało? Szkoda, że nie znalazł się w tej radzie, ponieważ jego doświadczenie oraz znajomość miasta dawałaby okazję do refleksji rządzącemu prezydentowi. Myśli pan, że rzeczywiście były prezydent wycofa się z polityki? Myślę, że tak. Nie sądzę, by wstąpił do PO, SLD czy PSL. Do PiS pewnie nie ma powrotu po osiągnięciu słabego wyniku. Nie jest charyzmatyczną osobą, która pociągnęłaby to stowarzyszenie. Ponadto przykład Samorządnych pokazuje, że nie można utworzyć stowarzyszenia na okoliczność wyborów. Trzeba pracować przez kilka lat. Muszę przyznać, że wynik Samorządnych był dla mnie szokujący. Nie spodziewałem się tak słabego rezultatu. Podobnie zresztą, jak wynik pani Iwony Wierzbickiej, która od 2010 cofnęła się o lata świetlne. Rozmawiała Joanna Tybura
Iwaniak liczy na wygraną? 50 lat Orlenu w Płocku to konkurs fotograficzny zorganizowany z okazji jubileuszu rozpoczęcia produkcji w Mazowieckich Zakładach Rafineryjnych i Petrochemicznych. Swój akces do udziału w tym konkursie zgłosił Arkadiusz Iwaniak. Mój ojciec prawie całe życie pracował w kombinacie mówił Arkadiusz Iwaniak, otwierając nietypową wystawę w jednym ze staromiejskich lokali. Przez wiele lat Petrochemia stymulowała rozwój działających w Płocku przedsiębiorstw. Niestety, to już przeszłość. SLD-owski kandydat na prezydenta Płocka przypomniał, że dawniej trudno było sobie wyobrazić miasto i kombinat żyły w idealnej symbiozie. Zdecydowaną większość prac dla Petrochemii wykonywały firmy mające swe siedziby w Płocku. Firma z ulicy Chemików 7 angażowała się w wydarzenia kulturalne, gospodarcze, sportowe i społeczne. Wszystko zaczęło zmieniać się, gdy Petrochemia połączyła się z Centralą Przemysłu Naftowego, tworząc Polski Koncern Naftowy Orlen. Kolejni pochodzący z Warszawy menadżerowie zdawali się coraz bardziej zapominać, że główna orlenowska żyła złota (czyli Zakład Produkcyjny) wciąż mieści się w Płocku, chociaż zarząd został przeniesiony do stolicy. Arkadiusz Iwaniak postanowił poprzez swoją nietypową wystawę wyartykułować pretensje płocczan w stosunku do PKN Orlen. Dziesięć zdjęć zostało umieszczonych na planszach, których wspólnym mianownikiem było umieszczone na dole hasło Zmienimy to razem Arkadiusz Iwaniak. Najbardziej wymowne były jednak teksty umieszczone nad zdjęciami (przy każdym z nich był dopisek Orlen jest w Płocku ): Związkowcy protestują w Warszawie. W Płocku nikt ich nie słucha ; Finansujemy wiadukt dla cystern koncernu, pakując się w kredyty ; Zwalniają Płocczan, zatrudniając Warszawiaków ; Młodzi płocczanie szukają pracy za granicą ; Na festiwalach zabrakło na gwiazdę z Ameryki ;
Zachorowalność w mieście drastycznie wzrasta. Potrzebna większa profilaktyka ; Płocczanie jeżdżą po dziurawych drogach ; Orlen finansowo wspiera sport w całej Polsce. Piłkarze Wisły Płock bez sponsora ; Płocczanie tankują na KM, BO, Shellu, Statoil, bo paliwo jest tańsze ; Moje miasto wyczuwam na kilometr. Każda z tablic została dodatkowo skomentowana przez Arkadiusza Iwaniaka, który mówił między innymi o problemach pracowników koncernu, finansowaniu inwestycji, z której korzystał będzie głównie Orlen, poszukiwaniu pracy przez młodych płocczan, niechęci PKN-u do współfinansowaniu imprez kulturalnych w Płocku, o zdrowotnych problemach mieszkańców naszego miasta, sponsorowaniu imprez sportowych w różnych zakątkach Polski w sytuacji, gdy futbolowa Wisła Płock nie ma sponsora, drogim paliwie na stacjach Orlenu w Płocku, o zapachu wyczuwalnym z niemal każdej odległości. Otwarcie wystawy (bo tak określony został SLD-owski happening w zaproszeniach dla mediów nie ograniczyło się jedynie do przemowy Arkadiusza Iwaniaka. Wojciech Hetkowski określił wybudowany kosztem 900 tysięcy plac zabaw mianem drobiazgu dla giganta, jakim jest PKN Orlen. Grzmiał, że sprzedaż Orlen Mediki uczyniło z niej firmę typowo komercyjną. Były prezydent Płocka jest znanym kibicem, nic więc dziwnego, że w swoim krótkim wystąpieniu nie mógł pominąć finansowania sportu. Podkreślił, że skoro koncern Phillipsa wspiera PSV Eindhoven, Bayer wykłada pieniądze na działalność klubu w Leverkusen, PKN Orlen mógłby bardziej zaangażować się w finansowanie piłkarzy ręcznych i wrócić do sponsorowania piłki nożnej w Płocku. Swoje trzy grosze do kwestii związanych ze sponsorowaniem sportu dodał również doskonale znany biegacz Stanisław Dymek. Uczestnik maratonów rozgrywanych na całym świecie przyznał, że Warszawa jest jedynym miastem globu, gdzie rozgrywane są dwa biegi na 42 km 195 metrów. Skoro jeden z nich w całości finansuje PKN Orlen, mógłby on z powodzeniem zostać przeniesiony do Płocka. Arkadiusz Iwaniak, podsumowując spotkanie na Starym Mieście, zapowiedział, że w razie potrzeby SLD może zorganizować
kolejną blokadę. Tym razem dróg do Orlenu. A możliwość przedostania się przez blokadę mieliby tylko ci pracownicy PKN-u, którzy są na stałe zameldowani w Płocku. Ocalić od zapomnienia Centrum kulturalno-sportowe, nadwiślański bulwar, siłownia pod chmurką i plenerowe koncerty to tylko część pomysłów, które zdaniem płockich działaczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej mogą ożywić lewowobrzeżną część Płocka. Specjalnością płockiego SLD stały się konferencje prasowe organizowane w nietypowych miejscach. Wcześniej Arkadiusz Iwaniak i jego ekipa spotykali się z przedstawicielami mediów między innymi na przejściu dla pieszych w Słupnie, gdzie blokowali drogę krajową nr 62; na przystanku autobusowym przy Kwiatka, gdzie inaugurowali akcję SLD budzi Płock. Teraz przyszedł czas na wał przeciwpowodziowy na Radziwiu. Z żadnego innego miejsca w naszym mieście nie ma tak pięknego widoku na wiślaną skarpę z majestatycznie wyglądającą katedrą nie ukrywał Arkadiusz Iwaniak, szef płockich struktur Sojuszu, a jednocześnie kandydat na prezydenta. Nie zebraliśmy się tu jednak po to, aby podziwiać piękne widoki, ale dlatego, by uświadomić ludziom, że ta dzielnica umiera. Coraz częściej słyszymy, że Płock należy odwrócić w stronę Wisły. A Ja uważam, że nasze miasto trzeba odwrócić w stronę Radziwia. Spotkanie przedstawicieli SLD z mediami odbywało się w bezpośrednim sąsiedztwie wału przeciwpowodziowego, w miejscu określanym jako skwerek piknikowy. Piotr Tollik, zastępca dyrektora Miejskiego Zespołu Obiektów Sportowych, zauważył, że w miejscu, w którym coraz częściej pojawiają się szukający
chwili wytchnienia płocczanie, brakuje toalet i śmietniczek. Coraz więcej osób biega po wale przeciwpowodziowym. Żadna z nich nie wpadła jednak na pomysł uporządkowania tego terenu dodał Arkadiusz Iwaniak. A przecież tutaj mógłby powstać spacerowy bulwar, który mógłby być prawdziwą wizytówką naszego miasta. Dodatkową jego atrakcją mogłaby stać się siłownia pod chmurką. Zdaniem Arkadiusza Iwaniaka przynajmniej część plenerowych imprez odbywających się na terenie Płocka mogłaby zostać częściowo przeniesiona na Radziwie. Na lewym brzegu Wisły mogłyby odbywać się niektóre koncerty Vistula Folk Festivalu, a może nawet Reggaelandu. Tu również mogłaby zostać przeniesiona część wydarzeń związanych z Dniami Wisły. Magdalena Bieniek, nauczycielka gimnazjum funkcjonującego po prawej stronie Wisły podkreślała, że młodzież, która chce rozwijać swoje pasje, musi jeździć drugą stronę rzeki. To się musi. wreszcie zmienić mówiła stanowczo kandydatka SLD do Rady Miasta. Na Radziwiu powinna powstać filia Młodzieżowego Domu Kultury. Przydałoby się postawić również na rozwój sportu. Przede wszystkim dla dzieci i młodzieży. Piotr Tollik przypomniał, że od wielu lat istnieją projekty zagospodarowania terenów Klubu Sportowego Stoczniowiec. Jeżeli udałoby się zrealizować najnowszy projekt, powstałoby tam jedno boisko z nawierzchnią naturalną, jedno syntetyczne oraz jedno do futbolu amerykańskiego, z którego korzystałyby płockie Mustangi. Teren Stoczniowca jest na tyle rozległy, że można by było wykorzystać również z myślą o sportowcach niepełnosprawnych mówił wicedyrektor MZOS-u. Oczywiście, Integracyjny Klub Tenisowy robi wiele dobrego, ale nie każda osoba poruszająca się na wózku ma dostatecznie dużo sił, aby uprawiać tę właśnie dyscyplinę. Dużo mniejszego wysiłku wymaga na przykład łucznictwo. A tor łuczniczy na pewno by się na Stoczniowcu zmieścił. W planach zagospodarowania Stoczniowca mówi się również o powstaniu odpowiedniego zaplecza socjalnego. Mogłaby z niego korzystać również filia MDK.
Niewykluczone, że korzystałbym z niego również MDK, tam właśnie sytuując siedzibę swojej filii. Magdalena Bieniek podkreślała, że na Radziwiu są wprawdzie dwa sklepy wielkopowierzchniowe, ale brakuje na przykład ryneczku, na który można byłoby codziennie kupić świeże owoce i warzywa. Wskazywała na konieczność zagospodarowania pustostanów, których po prawej stronie Wisły jest coraz więcej. Debata drugie starcie Marek Owsik, Arkadiusz Iwaniak, Mirosław Milewski, Iwona Wierzbicka, Marek Martynowski i Andrzej Nowakowski zgodnie oświadczyli, że marzą o zostaniu prezydentem Płocka. Kolejna w Płocku debata prezydencka została zorganizowana przez Gazetę Wyborczą oraz Radio Płock. Poprowadziły ją Anna Ledwandowska i Renata Kowalska. Niestety, tym razem debata nie odbyła się w pełnym składzie. W Hotelu Herman pojawili się: Marek Owsik (KWW Samorządni dla Płocka), Arkadiusz Iwaniak (SLD), Mirosław Milewski (KWW Mirosława Milewskiego i Wspólnoty Samorządowej), Iwona Wierzbicka (KWW Iwony Wierzbickiej Niezależny Płock), Marek Martynowski (PiS) oraz Andrzej Nowakowski (PO). Nie dotarł, niestety, Piotr Zgorzelski (PSL), który swoją nieobecność tłumaczył wizytą w Płocku ministra pracy Władysława Kosiniaka- Kamysza. Wśród publiczności przeważali zwolennicy kandydatów, ludzie związani z ich sztabami wyborczymi. Ale byli również członkowie działających w naszym mieście organizacji pozarządowych. I płocczanie, którzy chcieli posłuchać, co mają do powiedzenia kandydaci na najważniejsze stanowisko w ich mieście.
W pierwszej fazie każdy z uczestników debaty musiał podnosić tabliczkę z napisem tak lub nie, odpowiadając na pytania o to, czy miasto powinno wspierać Kościół w organizacji imprez, czy byliby przeciwni występowi Nergala na Starym Rynku, czy festiwale z Sobótki powinny być przeniesione na peryferia, czy straż miejska powinna korzystać z fotoradarów i czy miasto powinno sponsorować drużyny piłki ręcznej i nożnej.