Tatry 2017 Uczestnicy wypraw 2016 tak zachłystnęli się udanym przebiegiem obu wypraw, że podczas barbórkowych dywagacji na temat czy robimy jakąś kolejną wyprawę w 2017 nie dopuszczali nawet do głośniejszego wyrażenia wątpliwości. ROBIMY I ZNOWU DWIE! Hm Cóż można jeszcze odkryć w Tatrach Polskich? Prawie każdy ma za sobą niejedną tatrzańską wyprawę, a grono TRAPERÓW mających za sobą minimum 10 wyjazdów górskich z ekipą SITG powiększyło się do imponującej liczby 25. Co to oznacza? A no tylko tyle, że na ostateczną liczbę 36 chętnych na wyjazd w Tatry w czerwcu 2017 tych starych repów było osiemnaścioro. Równe 50%. Proponując więc trasy zacząłem szukać w pamięci gdzie jeszcze ekipa nie była, a zarazem gdzie ja byłem i mogę się w tym temacie wypowiedzieć. I ZNALAZŁEM! Kilkanaście lat temu mieszkając w schronisku na Polanie Chochołowskiej dosyć solidnie penetrowałem wspólnie z rodziną szlaki w Tatrach Zachodnich i przypomniałem sobie dwa szlaki na które wtedy chodziliśmy. Jeden z nich to szlak na Halę Stoły, a drugi w Dolinę Tomanową. Opisy tych właśnie szlaków umieściłem w Przewodniku 2017. Co prawda w Dolinie Tomanowej wtedy jeszcze można było wejść na Tomanową Przełęcz (teraz szlak zlikwidowany), ale i tak uznałem, że trasa warta jest zainteresowania. Ale po kolei. W dniu wyjazdu upał jest niemożebny. Martwimy się że przy takiej pogodzie trudno będzie na szlakach wytrzymać. Jednak już od Nowego Targu niebo jest zaciągnięte, a na samym dojeździe do Zakopanego zaczyna padać. Kilka osób które wcześniej swoimi samochodami przyjechało, stoi w drzwiach wejściowych do Leśnika i z ciekawością obserwuje, czy dojedziemy przed ulewą. Brakło nam kilku minut. Wysiadamy z autokaru w strugach deszczu. Na wieczornym spotkaniu całej grupy omówienie tras i planów na dzień jutrzejszy przebiega bezstresowo prawie wszyscy są zdecydowani zacząć spotkanie z Tatrami od szlaków w rejonie Doliny Kościeliskiej.
Rano zaraz po śniadaniu ruszamy. Jedynie Grudzień z synkami (tak określa zięcia i jego brata) nie jedzie w Tatry Zachodnie wysiadają przy Rondzie w Zakopanem i planują wejście na Kościelec. Reszta wysiada w Kirach. Idziemy ławą przez Dolinę Kościeliską, mijamy dawną osadę górniczą z kapliczką i dochodzimy do Źródła Lodowego. Naprzeciw niego jest niebieski szlak na Halę Stoły. Okazuje się, że prócz mnie i Teresy NIKT z grupy nie był nigdy na tym szlaku. Ruszamy na szlak. Jedynie Piekutowscy i Siczkowie zdecydowali się podejść Upłazem pod Ciemniak i przez Dolinę Tomanową zejść na Halę Ornak. Mijamy się na szlaku z kilkunastoma turystami, co jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Kiedyś nie spotykaliśmy tam prawie nikogo. Z Hali Stoły mamy piękne widoki na Tatry Zachodnie, a 10-minutowe podejście na Suchy Wierch nieznakowaną ścieżką daje nam możliwość podziwiania szarotek rosnących gromadnie wokół tego wapiennego szczytu. Wycieczka na Halę Stoły nie była zbyt męcząca i większość zdecydowała się na dodatkowe przejścia. Jedni zaliczyli Jaskinię Mroźną, drudzy Smoczą Jamę. Parę osób poszło nad Staw Smreczyński, a niektórzy przez Przysłup Mietusi zeszli na piwko do Gronika. Parę osób po powrocie do Zakopanego korzystając z dobrej pogody wyjechało na Gubałówkę. Wieczorem zrobiliśmy próbę muzyczno-wokalną i omawiając wrażenia dowiedzieliśmy się przy okazji, że grupka Grudnia z powodu wiejącego wiatru odpuściła
wejście na Kościelec zadowalając się przejściem znad Czarnego Stawu przez Karb nad Zielony Staw. Drugiego dnia mamy wykupione bilety na Kasprowy Wierch. Nie jadą cztery osoby: Justyna idzie do Murowańca i tam spotyka się z rodzicami realizującymi zejście z Kasprowego, a Ilona z partnerem robią wypad na Morskie Oko. Na Kasprowym w lewo idą Burchardy i Siczkowie. Ci pierwsi (o czym wcześniej napomknąłem) schodzą do Murowańca, a ci drudzy ambitnie wchodzą na Świnicę, Zawrat i schodzą do 5 Stawów, skąd Doliną Roztoki nad Wodogrzmoty. Cała reszta idzie w prawo. Na grani przeraźliwie wieje. Dzięki kijkom mogłem stawiać opór podmuchom od południa. Po prostu prawy kijek wbijany w ziemię na kontrę umożliwiał mi zachowanie równowagi podczas forsowania Goryczkowej Grani. Żeby nie stracić czapki (co zdarzyło mi się w tym miejscu kilka lat temu) musiałem założyć kaptur kurtki. W piersiach momentami brakowało tchu przy silniejszych podmuchach. Na pierwszym rozwidleniu Różalscy decydują się na zejście zielonym szlakiem na
Halę Kondratową, pozostali z trudem docierają na Kopę Kondracką. Tu analiza sytuacji i decyzje. Grudzień z synkami i nowi Jaworscy idą dalej na Czerwone Wierchy i schodzą do Doliny Kościeliskiej. Rysiu Gębal zbiera dość dużą grupę i schodzi żółtym szlakiem do Małej Łąki, a ja z kilkoma osobami wchodzę na Giewont i schodzę niebieskim przez Halę Kondratową do Kuźnic. Na Giewont nawet nie było kolejki, ale przy zejściu trafiła nam się jakaś ślamazarna grupa młodzieży blokująca łańcuchy. Na szczęście nie padało, co przy zaliczaniu Giewontu ma istotne znaczenie. Zmęczeni nie angażujemy się w wieczorne śpiewy. Wysłuchujemy niezbyt optymistycznych zapowiedzi dotyczących pogody na dzień następny i czekamy co przyniesie los. A rano leje. Mimo tego Gucio i ekipa Grudnia decyduje się na wyjazd nad Morskie Oko, skąd w deszczu przechodzą przez Szpiglasową Przełęcz do 5 Stawów. Jedni wracają nad M. Oko przez Świstówkę a
drudzy schodzą Dol. Roztoki nad Wodogrzmoty. Jak przestało padać Ela Leszczyńska zabrała się z koleżanką na Nosal, nowi Jaworscy poszli na Kopieniec, Siczkowie, Piekutowscy i my poszliśmy na Krupówki, a cała reszta pojechała moczyć się na baseny do Chochołowa. A wieczorem? Gwóźdź programu - pasowanie na ŁAZIKÓW. Tym razem mamy 6 kandydatów i przyznam, że z egzaminem praktycznym nie było kłopotów. Kapituła bacznie przyglądała się delikwentom na trasach górskich i z uznaniem oceniła ich wyczyny. A egzamin ustny? W kilku przypadkach odpowiedzi były bardzo dobre, w kilku budziły zdziwienie Kapituły, ale pomoc publiczności (bo taka była regulaminowo dopuszczalna) doprowadziła do pozytywnego zakończenia i wszyscy otrzymali certyfikaty Łazków oraz symboliczne laski góralskie. Po tym wszystkim grill, śpiewy przy akompaniamencie niezniszczalnego zespołu muzycznego SFOJAKI BAND a nawet tańce. Przy okazji obchodziliśmy zaległe imieniny szefa Ośrodka (Jana). Na zakończenie odśpiewaliśmy przed kilkoma pokojami kołysankę tym co wcześniej położyli się spać (akcentując słowa już późno, a nam się wcale nie chce spać ) i następnego dnia po śniadaniu opuściliśmy Zakopane.