Numer 4 (31) Kraków Grudzień 2003 (R.VI)



Podobne dokumenty
Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Podsumowanie ankiet rekolekcyjnych. (w sumie ankietę wypełniło 110 oso b)

Hektor i tajemnice zycia

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )


Spotkanie z Jaśkiem Melą

Cienków Niżny, ujście Białej Wisełki i Wylęgarnia Przemysław Borys, , 9:30-13:30

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Ankieta. Instrukcja i Pytania Ankiety dla młodzieży.

ATRAKCJE TURYSTYCZNE. Widok na Mogielicę i Słopnice z Przylasek - fot. K. Toporkiewicz

Powojenna historia mojej miejscowości. W dniu 31 maja 2010 r. przeprowadziłam wywiad z Panem Władysławem.

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

"ODKRYJ BESKID WYSPOWY".

I Komunia Święta. Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

SP 20 I GIM 14 WSPARŁY AKCJĘ DZIĘKUJEMY ZA WASZE WIELKIE SERCA!!!

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

WYWIAD Z ŚW. STANISŁAWEM KOSTKĄ

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Co obiecali sobie mieszkańcy Gliwic w nowym, 2016 roku? Sprawdziliśmy

Sprawdzian kompetencji trzecioklasisty 2014

Piaski, r. Witajcie!

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego 2013/2014

Zapisy podstawy programowej Uczeń: 1. 2) oblicza odległości w terenie oraz powierzchnię na podstawie map wykonanych w różnych skalach;

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

KODEKSOWI WĘDROWNICZEMU

MODLITWA MODLITWA. Dla ułatwienia poszczególne zadania oznaczone są symbolami. Legenda pozwoli Ci łatwo zorientować się w znaczeniu tych symboli:

Czy Matka Boska, może do nas przemawiać?

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

HISTORIA WIĘZIENNEGO STRAŻNIKA

ODKRYWCZE STUDIUM BIBLIJNE

Przed podróŝą na Litwę

4. po Wielkanocy CANTATE

Wieści z Bajkowej Krainy

Czy znacie kogoś kto potrafi opowiadać piękne historie? Ja znam jedną osobę, która opowiada nam bardzo piękne, czasem radosne, a czasem smutne

OPIS TRASY SOCHACZEWSKIEJ EDK. Poniższy opis to wskazówki przebiegu wybranej przez Ciebie trasy.

Głos Jutrzenki. Już w tym numerze: *Wywiad z Panią Ewą Żylińskąpracownikiem

Wybory Prezydenckie - 24 maja 2015 r.

20 czerwca 2015 roku. Na czerwca zaplanowaliśmy rajd pieszy do Legionowa szlakiem Armii Krajowej.

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem!

Spis treści. Od Petki Serca

Pomocny Patrol PIELGRZYMKOWY GAZETKA INFORMACYJNA SZKOLNYCH KÓŁ CARITAS DIECEZJI OPOLSKIEJ NR ROK NIECH BĘDZIE POCHWALONY JEZUS CHRYSTUS

Rysunek: Dominika Ciborowska kl. III b L I G I A. KLASY III D i III B. KATECHETKA: mgr teologii Beata Polkowska

Pytania konkursowe. 3. Kim z zawodu był ojciec Karola Wojtyły i gdzie pracował? 4. Przy jakiej ulicy w Wadowicach mieszkali Państwo Wojtyłowie?

Beskidy Zachodnie część wschodnia

Podziękowania dla Rodziców

Cięcina dawniej i dziś

Historie Mariańskich. Kapliczek

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Czwórka z plusem PROJEKTU

Plan Daltoński Grupa I Krasnoludki Rok szkolny 2018/2019

JASEŁKA ( żywy obraz : żłóbek z Dzieciątkiem, Matka Boża, Józef, Aniołowie, Pasterze ) PASTERZ I Cicha, dziwna jakaś noc, niepotrzebny mi dziś koc,

Trzebinia - Moja mała ojczyzna Szczepan Matan

Wycieczka do Torunia. Wpisany przez Administrator środa, 12 czerwca :29

Rok Nowa grupa śledcza wznawia przesłuchania profesorów Unii.

Ogólnopolski Konkurs Aktywny zuch, harcerz i uczeń w szkole II edycja r r.

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

Wędrówki odbędą się 8-mego i 10-stego listopada (sobota i poniedziałek).

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Bieszczady Ustrzyki Górne Połonina Caryńska Kruhly Wierch (1297 m n.p.m.) Tarnica(1346 m n.p.m.) Wielką Rawkę (1307 m n.p.m.

OPIS TRASY ZAMARSKI - SZCZYRK

VIII TO JUŻ WIESZ! ĆWICZENIA GRAMATYCZNE I NIE TYLKO

Sprawozdania z wycieczki po Szlaku Piastowskim

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Niektórym z nas konieczna okazała się pomoc. Dzieci z naszej grupy dorównują sprawnością starszakom. Brawo!

Szanowne Koleżanki i Koledzy, w dniu 14 marca br. zmarł w wieku 98 lat dr n. med. Leon BIRN, współtwórca polskiej

Biblia dla Dzieci przedstawia. Bóg sprawdza miłość Abrahama

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

TYDZIEŃ MODLITW MŁODZIEŻY MARCA 2013 WSKAZÓWKI DLA LIDERÓW MŁODZIEŻY

W Beskidzie Sądeckim

A jak odebrali nas, aktorów, widzowie? Oto sprawozdanie jednego z nich uczennicy klasy VI:

Akcja Rodacy Bohaterom we Lwowie Marzec 2012

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem

Aktywni na start. Podkowa Leśna 6-8 stycznia 2012r.

I się zaczęło! Mapka "Dusiołka Górskiego" 19 Maja 2012 oraz zdjęcie grupowe uczestników.

Strona 1 z 7

Ksiądz Profesor Józef Tischner - Łopuszna sierpień 2006

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

Królestwo Boże. oznaki wieczności. Wskazówki dla liderów młodzieży

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

Tak kibicują uczniowie ÓSEMKI.

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

Trasa św. Franciszka z Asyżu.

Chłopcy i dziewczynki

MAŁA JADWINIA nr 11. o mała Jadwinia p. dodatek do Jadwiżanki 2 (47) Opracowała Daniela Abramczuk

NUMER ŚWIĄTECZNO -WIOSENNY MARZEC 2016

ciekawe i piękne domaniewice i okolice

Przysiecka legenda o Brodaczu

Projekt Edukacyjny Szczytno wczoraj, dziś i jutro

Transkrypt:

Numer 4 (31) Kraków Grudzień 2003 (R.VI) SŁOWO OD REDAKCJI piękna przyroda, bukowo-jodłowe lasy przypominające najdziksze ostępy Beskidu Niskiego. Na Bardzie utworzono dwa węzły szlaków, wschodni i zachodni, odległe od siebie o 5 minut marszu grzbietem. Pomiędzy nimi wyraźnie zaznaczony szczyt tej góry. szlak zielony: Z Frysztaku drogą wśród domów w kierunku zalesionego pasma Koziej Góry. Po jego osiągnięciu grzbietem, zanikającą drogą aż do drogi Stępina - Huta Gogołowska i kilku domów. Następnie drogą obok starego kamieniołomu, potem bez ścieżki na szczyt Kamiannej. Z niego nadal bez ścieżki na przełęcz między Kamianną a Bardem i leśną drogą na grzbiet Barda, do wschodniego węzła szlaków. Wspólnie ze szlakami niebieskim i żółtym ścieżką przez szczyt Barda do zachodniego węzła szlaków, gdzie się kończy. Dawniej szlak prowadził dalej, do Brzezin, obecnie odcinek ten jest skasowany, pozostała tylko zarastająca ścieżka. WIZJA LOKALNA WYKAZAŁA Węzeł szlaków na Pogórzu Strzyżowskim Redakcja Jak wykazała wizja lokalna, nie istnieje mapa dobrze oddająca przebieg szlaków w rejonie Chełmu i Barda, na wszystkich są liczne nieścisłości. Poniżej mapka i krótki opis każdego z aż trzech szlaków biegnących przez ten mało znany, choć dość uroczy fragment Pogórza. Uwaga praktyczna: ponieważ szlaki te są mało znane także znakarzom, jakość oznakowań jest fatalna, zazwyczaj brak oznaczeń na skrętach, rozwidleniach itp., na prostych odcinkach znacznie lepiej, co marną jest pociechą. Szlaki co kilka lat zmieniały swój przebieg, więc obecnie różne mapy różnie je pokazują, zawsze z błędami (autorom map ten teren także jest mało znany). Szlaki biegną nie tylko leśnymi drogami, ale też dosyć często wąskimi ścieżkami - dobre buty i długie spodnie są raczej wymagane. Za to atutem jest szlak niebieski: Z Wiśniowej polami do Chytrówki, następnie obok szkoły w stronę wschodniego szczytu Chełmu. Prowadząc leśną drogą osiąga kapliczkę na szczycie Chełmu, potem kamieniołom w obniżeniu pomiędzy szczytami. Od kamieniołomu na przełęcz między Chełmem a Bardem i do wschodniego węzła szlaków na grzbiecie Barda. Wspólnie ze szlakami żółtym i zielonym ścieżką przez szczyt Barda, do zachodniego węzła szlaków. Od niego nadal grzbietową ścieżką na Klonową Górę, z której leśnymi drogami do Berdechowa. szlak żółty: z Czudca prowadzi rozległymi grzbietami, osiągając Wielką Górę, pod krzyżem. Schodzi na przełęcz między Wielką Górą a Chełmem, przez którą biegnie droga Stępina-Jaszczurowa. Następnie stromą leśną drogą na ramię Chełmu, opodal jego zachodniego wierzchołka. Drogami przez obszary źródliskowe do wschodniego węzła szlaków na grzbiecie Barda. Wspólnie ze szlakami zielonym i niebieskim ścieżką przez szczyt Barda do zachodniego węzła szlaków.

Stąd lasem do Huty Gogołowskiej, a następnie odkrytym grzbietem Kamieńca do Gogołowa. Berdechów Klonowa Kamienica Rybia Skalbina Huta Gogołowska Inne: Wzdłuż grzbietu Chełmu biegnie wygodna leśna droga, można nią przejść między szlakami żółtym a niebieskim. Z przełęczy między Wielką Górą a Chełmem biegnie leśna droga do starego kamieniołomu w obniżeniu między szczytami Chełmu. Chełm, Bardo, Klonowa, Kamienna nie są punktami widokowymi, wierzchołki i kamieniołom na Chełmie zarośnięte szczelnie drzewami. Dobrym punktem widokowym jest szczyt Wielkiej Góry (z krzyżem), panorama dookolna. Legendarny Chełm ż ż n Klonka Trzonka n+z+ż Bardo Kamienna Kamieniec Jaszczurowa Chełm Wielka Magda i Artur Michniewscy Drugi co do wysokości i najbardziej charakterystyczny szczyt Pogórza Strzyżowskiego, miejsce mało znane, choć niezwykle interesujące. Góra ta przez wieki obrosła w liczne legendy, niekiedy zupełnie fantazyjne, a niekiedy mogące zawierać choć odrobinę prawdy. Na wschodnim szczycie Chełmu stać miał dawnymi czasy drewniany kościół. Ani czas jego budowy, ani okres zniszczenia nie są znane i toną w mrokach dziejów. Niektóre podania starają się te ciemności rozświetlać i jako przyczynę zagłady świątyni podają najazd Szwedów. Podczas znanego dobrze z historii potopu Szwedzi zapędzić się mieli aż na szczyt tejże góry, by unicestwić kościół i chroniącą się w nim okoliczną ludność. Wedle innej legendy koniec budowli nie był aż tak dramatyczny, choć również do banalnych nie należał. Otóż obok kościoła stać miała dawniej karczma (śladem po niej ma być wypłaszczenie terenu na wschodnim wierzchołku góry). Tradycyjnie po nabożeństwach pokrzepiona modlitwą ludność pragnęła wzmocnić się także wysokoprocentowymi trunkami. Napoje lały się z ż n z ż Chytrówka Stępina strumieniami, a chłopom przybywało raptownie odwagi, siły i animuszu. Razu pewnego dwóch podchmielonych osobników wdało się w spór tak zaciekły, że racje swe musieli przedstawiać sposobem siłowym. Bójka stała się zaciekła, chłopom miejsca w n Kozia karczmie nie starczyło i wyszli bić się dalej na zewnątrz. Siła jakaś dziwna zaciągnęła ich potem do kościoła i tam tłukli się już bez opamiętania... W ten oto sposób świątynia została zbezczeszczona, a całe wzgórze przeklęte. Przez długi czas nikt tu nie przychodził i obydwie budowle, kościół i karczma, obróciły się w ruinę. Tuż przy kościele rosła drzewiej potężna lipa, której pozostałości przetrwały do dzisiejszego dnia. Wielkie drzewo miało 4 m średnicy i byłoby pięknym pomnikiem przyrody, ale częściowo spróchniało. Usunięto zniszczoną część, a resztę postanowiono ściąć. Silni drwale zakasali rękawy i zabrali się do dobrze sobie znanej czynności, ale ledwie tylko siekierą w pień uderzyli, z drzewa polała się krew. Mężczyźni przetarli ze zdumienia oczy, ale krew lała się nadal. Na ten widok mężne ich serca skurczyły się do bardzo niewielkich rozmiarów, tak ze porzucili swe cenne narzędzia pracy i co sił w nogach uciekli. Powiadają również, że drzewo to stało się siedliskiem węży. Zamieszkać tu miał sam wężowy król, noszący na głowie koronę, który z zupełnie niezrozumiałych powodów gwizdał często a doniośle. Węży bali się niemal wszyscy mieszkańcy okolicznych wsi, zwłaszcza że niektóre osobniki, znudzone życiem w lesie, osiedlały się w wybranych przez siebie domostwach. W pewnym oddaleniu od lipy i dawnego kościoła znajdować się miał również cmentarz. Nie wiadomo dziś, kogo na nim chowano (i czy rzeczywiście miało to miejsce) to również ginie w mrokach dziejów. Prawdopodobnie w XIX w. na miejscu cmentarza wybudowano niewielką drewnianą kapliczkę. Po II wojnie światowej była ona już w złym stanie i niszczała coraz bardziej, ale udało się ją odratować dzięki staraniom mieszkańców pobliskiej Stępiny. W latach 70-tych, gdy w obniżeniu pomiędzy wierzchołkami Chełmu zaczęto tworzyć kamieniołom, kapliczkę przesunięto w spokojniejsze i bardziej dla niej odpowiednie miejsce w pobliże sędziwej lipy. Do dziś mieszkańcy okolic przychodzą się tu modlić, szczególnie tłumnie w Wielką Niedzielę. Jak przystało na każde szanujące się i znane pielgrzymom miejsce, góra Chełm pochwalić się może także cudownym źródełkiem z leczniczą wodą. Leczyć ma ono ponoć rozmaite choroby, w szczególności reumatyzm. Jeszcze w latach powojennych w moc źródlanej wody wierzono niemal ślepo, jednak potem wiara ta zaczęła słabnąć. Do tej pory wszystkie opisywane ciekawostki i podania związane były ze wschodnim szczytem Chełmu. Nie znaczy to jednak, że wierzchołek zachodni jest od macochy on również owiany jest licznymi

legendami. Okoliczna ludność zwie go zresztą Zamczyskiem i utrzymuje, że stać tu miał w dawnych wiekach najprawdziwszy zamek. A w tym prawdziwym zamku przez pewien okres czasu miał być więziony również prawdziwy, ale BARDZO STARY diabeł. Przykuty do zamkowego muru zupełnie już opadał z sił i niemalże utracił swą czarcią moc. Diabeł został uwolniony przez łatwowiernego syna leśniczego, w okolicznościach o których najlepiej samemu przeczytać w książce Po Rzeszowskim Podgórzu błądząc Franciszka Kotuli. PO CO IM PARK? Magda i Artur Michniewscy Konflikty pomiędzy ochroną przyrody a interesami gmin, lokalnych społeczności i turystów pojawiają się na obszarze niemalże wszystkich terenów chronionych, ale szczególnie jaskrawe formy przyjmują w regionach gdzie intensywnie rozwijający się ruch turystyczny stanowi pokaźne źródło dochodów dla mieszkańców. Jedną z najbardziej dochodowych, a jednocześnie najbardziej uciążliwych dla środowiska form turystyki jest narciarstwo zjazdowe. Jego rozwój stał się przyczyną ostrego konfliktu pomiędzy gminą Szklarska Poręba a Karkonoskim Parkiem Narodowym. Na początku lat 90-tych opracowany został projekt znacznej rozbudowy bazy narciarskiej w rejonie Łabskiego Szczytu i Szrenicy. W 1992 r. plany te, na wniosek Burmistrza Szklarskiej Poręby, zostały zaakceptowane przez Ministra Ochrony Środowiska. Projekt obejmuje modernizację i rozbudowę istniejącego zagospodarowania na stokach Szrenicy oraz zagospodarowanie stoków Łabskiego Szczytu (budowa podwójnego wyciągu orczykowego o wysokiej przepustowości oraz dwóch wyciągów i tras zjazdowych łączących stoki Łabskiego Szczytu i Szrenicy). Autorzy projektu niestety nie wzięli pod uwagę faktu, że rejon Kotła Szrenickiego oraz Łabskiego Szczytu to jedne z najcenniejszych przyrodniczo części Karkonoszy, z niezwykle bogatymi florystycznie zbiorowiskami, gdzie występują rzadkie i zagrożone gatunki roślin. Trasy zjazdowe oraz planowany tor slalomowy z pewnością nie sprzyjałyby ich zachowaniu. Rozbudowa stacji narciarskiej wiązałaby się ponadto z wycięciem kilku przecinek w obrębie zarośli kosodrzewiny i górnoreglowych borów świerkowych. To spowodowałoby fragmentację zwartych kompleksów roślinnych oraz dalszą degradację krajobrazu. Przeciwko rozbudowie stacji narciarskiej przemawiają również czynniki klimatyczne: od listopada do marca występuje tu 70-80% dni z mgłą, od listopada do lutego notuje się 50-60% dni z silnym wiatrem (ponad 15 m/s), zdarzają się częste załamania pogody, zamiecie, pokrywa śnieżna jest mało stabilna, co związane jest z wywiewaniem śniegu przez silne wiatry oraz oddziaływaniem wiatrów fenowych. Niską przydatność szczytowych partii Karkonoszy dla narciarstwa potwierdzają wyniki badań zarówno po polskiej jak i czeskiej stronie, a także problemy z eksploatacją stacji narciarskiej na Szrenicy (z powodu silnych wiatrów tutejsza kolejka linowa jest wyłączana na średnio 100 dni w roku). Na domiar złego trasy wyciągów i nartostrad przecinałyby się ze szlakami pieszymi, które przecież w zimie są również użytkowane. Po sprzeciwie Dyrekcji KPN oraz ekologów zgłoszony został alternatywny pomysł - rozbudowy bazy poza terenem parku, w rejonie Przedziału i Babińca. Obszar ten ma lepsze warunki klimatyczne dla rozwoju narciarstwa (śnieg dłużej tu zalega, nie występują tak silne wiatry) i nie jest szczególnie cenny pod względem florystycznym (występują tu sztuczne plantacje świerka). Rozbudowa wyciągów w tym regionie poprawiłaby ponadto funkcjonalność stacji narciarskiej, do której dostęp zapewnia obecnie wyłącznie przeciążona kolejka linowa, która jest wyłączana w czasie silnych wiatrów. Dyrekcja Parku skłonna była pójść na kompromis i zezwolić na budowę drugiej kolejki linowej na Halę Szrenicką w zamian za przeniesienie pozostałych inwestycji poza teren Parku. Przychylnie do projektu ustosunkował się również gospodarz tych terenów - Nadleśnictwo Szklarska Poręba. Niestety rozbudowie wyciągów poza parkiem narodowym sprzeciwiła się austriacka firma Arlberger Bergbahnen główny udziałowiec spółki Sudety Lift, która miała finansować inwestycję. Przyczynę stanowią oczywiście koszty, wylesienie Przedziału i Babińca wiązałoby się z wysokim odszkodowaniem. Rozbudowa wyciągów opłaca się więc wyłącznie na terenie parku narodowego, gdyż tam jest najtaniej. Gdy nowe plany inwestycji legły w gruzach, Zarząd Szklarskiej Poręby znalazł proste i genialne rozwiązanie. Złożył w 2002 roku wniosek do Rady Ministrów o wyłączenie z KPN terenów planowanych pod rozbudowę stacji narciarskiej i przekazanie ich miastu. Odpowiedź była odmowna. Obszar, który chciano wyłączyć spod ochrony obejmuje 553,05 ha, niezwykle cennych przyrodniczo terenów, stanowi ponad 12% powierzchni Karkonoskiego Parku Narodowego jednego z ośmiu obszarów w Polsce którym nadano status rezerwatu biosfery UNESCO. Odmowa ta nie rozwiązuje jednak problemu. Władze Szklarskiej Poręby nie zamierzają odstąpić od pomysłu rozbudowy bazy, a inwestor nie zamierza realizować jej poza parkiem narodowym. Więcej informacji możecie znaleźć na stronach: www.zielona.uni.wroc.pl/odra/potocki.html www.lkp.org.pl/sprawy/memorial_karkonosze.html www.lkp.org.pl/sprawy/szrenica.html Problem zaprezentowany został na Warsztatach Badawczych z Geografii Turyzmu przez dr Jacka Potockiego członka Rady KPN Bernadetta Z.

KRÓTKO SZYBKO Beskidzcy speleozłomiarze?! Jaskinia Malinowska znajdująca się na zboczach Malinowa w Beskidzie Śląskim należy do najdłuższych (~230 m) i najgłębszych (~23 m) jaskiń beskidzkich. W obu rankingach plasuje się w okolicy 5 miejsca. Została również uznana za pomnik przyrody nieożywionej. Jaskinia Malinowska jest czasem określana jako jaskinia turystyczna. Faktycznie jest bardzo dogodna do zwiedzania, przestronna, a do otworu wyznakowano szlak dojściowy. Do niedawna wejście do jaskini umożliwiały stalowe drabinki pokonujące kilkunastometrową, pionową szczelinę. Jak podała Kronika Beskidzka ktoś drabinki te wyniósł. Przypuszcza się, że trafiły na złom. Obecnie nie ma mowy o bezpiecznym zwiedzaniu tej jaskini bez poręczowania. A szkoda, bo miejsce jest warte zobaczenia. Na szczęście władze Wisły [jaskinia leży w jej granicach administracyjnych] są zainteresowane zainstalowanie nowych, solidnych drabinek. (wb) Polkap w Ameryce Południowej Skoczowska Fabryka Kapeluszy Polkap będzie wysyłała swoje produkty do Ameryki Południowej. Kolorowe, małe kapelusiki w rozmiarze 53, wykonane z króliczej sierści, powędrują do Peru, Chile i Brazylii. Transportowane jako kapliny (kapelusze jeszcze nieuformowane) na miejscu uzyskają swój odpowiedni kształt. Polkap w przyszłym roku będzie obchodziła jubileusz 80-lecia istnienia. Słynie m.in. z tego, że robi kapelusze także dla polskich olimpijczyków. (CeH) Nowa linia brzegowa Powstaje nowa linia po zachodniej stronie Jeziora Rożnowskiego. Prace w terenie ruszyły dwa lata temu. Projekt powstrzymania degradacji ekologicznej jeziora zakłada budowę brakujących oczyszczalni wokół zbiornika i regulację brzegów. Realizację rozpisano na 10 lat.. Zebrane do tej pory fundusze pozwoliły na budowę ośmiu oczyszczalni (potrzeba drugie tyle) i postawienia kilkuset metrów kamiennego muru oporowego wzdłuż brzegów. Pierwsze efekty można oglądać w Tęgoborzy i Wytrzyszczce. Plany dla Wytrzyszczki to między innymi parking, tereny spacerowe i nadbrzeża cumownicze. Kościół z Łososiny Dolnej w Sądeckim Parku Etnograficznym Jeszcze na początku października świątynia stała w Łososinie Dolnej. Służyła tam wiernym od 1739 do lat 80tych ubiegłego wieku. Po wybudowaniu nowego murowanego kościoła, stary popadł w niełaskę parafian i proboszcza, jako zbyt kosztowny w utrzymaniu. Starania o przeniesienie budynku do skansenu trwały 8 lat (w tym, czasie pojawił się też pomysł by kościół z Łososiny stanął na miejscu spalonego kościoła na Woli Justowskiej). W zeszłym roku plany muzealników zyskały poparcie biskupa Wiktora Skworca (doktoryzował się z architektury sakralnej), sugerujące też, by kościół po odnowieniu służył celom dydaktycznym. Rekonstrukcję i konserwację zaplanowano na trzy lata. Po zakończeniu prac kościół zostanie ponownie konsekrowany. Nabożeństwa będą odprawiane po łacinie.. (CeH) Nawet Tischner nie obronił się przed izbą. W Łopusznej powstanie izba regionalna poświęcona księdzu Józefowi Tischnerowi. Jak na tak niebanalną postać, zapowiedzi są aż nazbyt banalne: pamiątki, dzieła, sesje, spotkania, góralskie posiady. Otwarcie izby planowane jest na przyszły rok. (CeH) Z OSTATNIEJ CHWILI!!! W środę 10 XII odbyło się kolejne Walne Zebranie SKPG A oto nowe, wyłonione w drodze demokratycznych wyborów, Władze SKPG na rok 2004 Prezes: - Bernadetta Zawilińska Zarząd: - Andrzej Danel - Małgorzata Fedas - Natalia Figiel - Wojtek Góralczyk - Paweł Miśkowiec - Roman Mączek - Marta Wantuch - Jakub Wczelik - Jagoda Zawilińska Komisja Rewizyjna: - Aleksander Dymek - Tomasz Olejarczuk - Jan Czerwiński - Sebastian Wypych *** Wmódl się w ikony wysmukłych modrzewi złotokoronne... Wmódl się w omszone kopuły cerkiewne w ciszy uśpione... I zatopiony w szepcie modlitwy do swego Boga pomyśl o mojej duszy niech będzie niepotępiona... Wetlina 10.XI.2003 Życzymy owocnych rządów!!! Świstak

NOWY KURS Ruszyło... Po raz kolejny, jak co roku, w piękny (nie mówię tu o pogodzie) listopadowy wieczór, wystartował nowy kurs. Zwarte i gotowe, świeżo upieczone kierownictwo - w składzie: Kuba Wczelik, Wojtek Bieniek i kreśląca te słowa Nataszka Figiel - z nadzieją patrzyło jak powoli wypełnia się sala wykładowa AGH-owskiej fizyki. I wypełniła się! Zwyciężyliśmy pojedynek z jakże groźną konkurencją, którą był właśnie trwający mecz Wisły. Według szacunkowych obliczeń na salę wcisnęło się około 150-170 osób. Oczywiście jak tradycja nakazuje pierwszy rząd zajęli starsi już kursanci, tłumnie przybyli również bordowi w różnych odcieniach. Na salę wpadł nasz wielce szanowny vice z mową inauguracyjną, tak więc mogliśmy oficjalnie otworzyć nowy kurs. Zaczęliśmy roztaczać cudowne wizje kursanckiego żywota. Zobaczymy jak skutecznie? Potem były pytania, pytania, pytania... Ciekawe ilu osobom tym razem kurs wywróci życie do góry nogami, zupełnie zmieni sposób patrzenia na góry, ile osób zdecyduje się na ten ryzykowny krok zostania kursantem, a w efekcie przewodnikiem beskidzkim...? A jak na razie mamy już jedną ostatecznie zdeklarowaną kursantkę!!! Nataszka Figiel Redakcję też niezmiernie cieszy fakt otwarcia nowego kursu nakład poprzedniego numeru wyprzedany! Co więcej, wśród kursantów znalazła się osoba chętna do współpracy. Poniżej prezentujemy nadesłany tekst bardzo obszerny, ale ciekawy; żal byłoby skracać, dlatego zdecydowaliśmy się na edycję w odcinkach. Oczywiście liczymy na dalsze teksty i nowych autorów. Wywiad z Andrzejem Skowrońskim część I. Katarzyna Mlekodaj: Proszę nakreślić historię organistówki w Rabce. Andrzej Skowroński: Ten dom na początku stał w Olszówce przynajmniej tak twierdził mój ojciec zwracam na to szczególna uwagę, ponieważ spotkałem się, w jakimś, już teraz nie pamiętam jakim, przewodniku z jednoznacznym stwierdzeniem jakoby dom stał na początku w Niedźwiedziu. Nie wiem czy autor się pomylił, czy został wprowadzony w błąd, czy to ja mam nie prawdziwe wiadomości. W każdym bądź razie ojciec mój zawsze i z całą pewnością twierdził, że dom stał w Olszówce. Z tego, co ojciec mi relacjonował pamiętam, że dom ten był kością niezgody między tamtejszym proboszczem a mieszkańcami wioski. Budynek ten stał niedaleko kościoła i była w nim wtedy karczma. I tak się złożyło. że część chłopów, górali, zamiast iść na sumę, szło sobie na piwko. Tamtejszemu księdzu to się bardzo, bardzo nie podobało i doszło do tego, że proboszcz wykupił cały dom. Wypowiedział karczmarzom mieszkanie i zamknął wszystko na klucz. To z kolei nie spodobało się mieszkańcom Olszówki - uważali, że skoro ksiądz wydał parafialne pieniądze na budynek, który teraz stoi pusty, nic się w nim nie dzieje i nikt w nim nie mieszka, to jest to nie w porządku. Proboszcz z Olszówki utrzymywał bardzo bliskie stosunki z proboszczem Surowiakiem w Rabce i któregoś dnia, podczas rozmowy, zwierzył mu się ze swoich problemów odnośnie byłej karczmy. Tak się złożyło, że ksiądz Surowiak potrzebował mieszkania dla swojego organisty. Zaproponował więc, że ten domek odkupi, przy pomocy chłopów rozbierze na części, (dom zbudowany jest z drewnianych płazów przyp. K.M.), przewiezie do Rabki i na powrót złoży niedaleko kościoła, jako dom dla organisty. Tak też zrobiono. Było to idealne rozwiązanie dla obu stron. Pierwszym organistą, który użytkował ten dom był, z tego co wiem, pan Kołaczek, który mieszkał tu z całą swoja rodziną. Rodzina Skowrońskich przeprowadziła się do Rabki w 1924 roku. Jak jednak do tego doszło i co wpłynęło na decyzje o zamieszkaniu właśnie w tym mieście? Dalsza historia tego domku jest bardzo mocno, wręcz nierozerwalnie, związana z naszą rodziną, a w szczególności z ojcem. Prawdę mówiąc trafił on tu zupełnie przez przypadek. Mój ojciec, Władysław, urodził się w 1897 roku, w Kolbuszowej. Jako mały,dwu czy trzy letni, chłopiec został osierocony przez ojca. Od tej pory znalazł się wraz z matką, Agnieszką, w niezwykle trudnej sytuacji finansowej, która zmusiła ich do przeprowadzki z Kolbuszowej do Krakowa. Tam matka, a moja babka, szczęśliwie znalazła prace w fabryce mydła, gdzie pracowała jako zwykły pracownik fizyczny. Nadal jednak miała problemy z dzieckiem, małym wtedy chłopcem, który wymagał opieki. Postanowiła oddać go do całodobowego żłobka na sześć dni w tygodniu. Żłobek prowadzony był chyba przez karmelitów dokładnie nie pamiętam. Ojciec przebywał tam wiele lat, nawet wtedy gdy był już na tyle duży, żeby wrócić do domu. Został tam, bo wszystkim było z tym wygodnie - jemu, babci i zakonnikom, którzy wręcz namawiali go, aby z nimi został. Ojciec nigdy nie sprawiał braciszkom żadnych problemów wychowawczych. Wręcz przeciwnie, od najmłodszych lat bardzo się angażował we wszystkie uroczystości, jak jasełka, teatrzyki. Często grał i deklamował wiersze. Właśnie tam zaczął się sam uczyć grać na różnych instrumentach. Nie uszło to uwagi zakonnikom, którzy szybko zorientowali się, że ojciec jest muzycznie uzdolnionym człowiekiem. Jak tylko ukończył szkołę podstawową, karmelici sami zwrócili się do pewnej hrabiny - nazwiska niestety nie pamiętam mieszkającej w Krakowie, o sfinansowanie dla niego szkoły średniej. Po latach, gdy ojciec skończył liceum, hrabina, z którą wciąż utrzymywano kontakt, sama zaproponowała, że sfinansuje mu naukę w konserwatorium muzycznym w Krakowie. Ojciec rozpoczął naukę, jednak po dwóch latach wybuchła I wojna światowa. Powołano go do wojska austriackiego, gdzie służył od 1915 do 1918 roku. Walcząc w szeregach wojska austriackiego dostał się do niewoli rosyjskiej. Wywieźli go aż na Mołdawie, do obozu jenieckiego. Po kilku miesiącach niewoli przyszedł czas świąt Bożego Narodzenia. Okazało się, że w owej miejscowości (nazwy nie znam), do której

był zesłany ojciec, jest bardzo duża społeczność polska i polski ksiądz - proboszcz w tamtejszym kościele. Polacy postanowili zorganizować dla jeńców opłatek, na który zaproszony był również mój tata. Okazało się, że w rogu świetlicy, czy szkoły, gdzie trwała uroczystość, stoi fortepian. Ojciec powiedział, że umie grać i chciałby zaintonować kolędę. Tak też się stało. Ludzie zaczęli śpiewać i płakać na zmianę relacjonował ojciec. Wzruszenie podobno było niesamowite. Równocześnie wyłoniło się ogromne zainteresowanie ojcem i jego wspaniałym talentem muzycznym. Na początku grał i śpiewał kolędy, które zna gro ludzi, ale potem również te mniej znane, zazwyczaj śpiewane przez organistów, czy chór. Na tej uroczystości był również obecny tamtejszy proboszcz. Siedział spokojnie, nic nie mówiąc, tylko słuchał. Następnego dnia przyszedł do obozu. Żołnierze rosyjscy, którzy pilnowali jeńców, natychmiast wywołali ojca i kazali mu iść z proboszczem, aby grał w kościele. Ojciec oczywiści się na to bardzo chętnie zgodził. Przez jakiś okres czasu wyglądało to następująco: dwóch wartowników z karabinami prowadziło ojca z obozu do kościoła, tam ojciec grał, po mszy wszyscy szli do proboszcza na śniadanie. Ojciec wspominał, że było tam ogromne ubóstwo. Śniadania nie były wykwintne, podawano tylko proste potrawy, jak chleb ze smalcem, czy słoniną. Wspominał jednak, że te posiłki były i tak o dużo lepsze niż wikt w obozie jenieckim. Ponadto ojciec dostawał, za zgodą władz obozowych, dodatkową porcję chleba ze skwarkami. Pozwoliło mu to przeżyć i pomóc kolegom w niewoli. Po jakimś czasie proboszczowi udało się uprosić, aby mój ojciec, za jego poręczeniem, mógł chodzić do kościoła bez straży i zostawać tam aż do obiadu, pracując w kancelarii parafialnej. Przez te kilka godzin dziennie ojciec urzędował jak wolny człowiek, prowadził księgi urodzin, zgonów itp. Ojciec wyczuwał. że ksiądz bardzo go ceni i ma do niego duże zaufanie - dzięki czemu mniej łatwiej było znieść ciężar niewoli. Jak potoczyły się dalsze losy Pana Władysława? Ojciec nie mówił jak. W każdym bądź razie wreszcie zwolniono ich z obozu. Tata natychmiast wrócił do Polski. Nawet nie odwiedził swojej matki w Krakowie (za co miała do niego ogromny żal), tylko już na granicy wstąpił do wojska polskiego (I Pułku Artylerii Polowej). Była to dywizja Litewsko - Białoruska. Ojciec uczestniczył w wojnie o Wilno. Kiedy działania wojenne się zakończyły wrócił do Krakowa. Niestety hrabina, która go wcześniej dofinansowywała już nie żyła. Tata skończył konserwatorium o własnych siłach. Uczył się i równocześnie był organista w dwóch kościołach - na ulicy Karmelickiej oraz w nowo wybudowanym (był to rok 1920/1) kościele św. Szczepana. Nadal jednak nie odpowiedział Pan na moje pytanie dotyczące przeprowadzki do Rabki. Jak zaczęła się przygoda pana organisty z Rabki? Wszędzie tam był jednak problem z mieszkaniem. Ojciec dowiedział się, że jest wolna posada organisty w Mszanie Dolnej. Postanowił tam pojechać i zorientować się jak to wygląda. Gdy zobaczył, że jest to duża i dobra parafia natychmiast zmienił miejsce pracy. Niestety i tutaj miał tylko mały pokoik. Tata już w Krakowie poznał moja mamę Helenę (nawiasem mówiąc chórzystkę) i bardzo chciał by została jego żoną. Przypadek pokierował jego dalszymi losami. Pewnego dnia do Mszany przyjechał ksiądz Surowiak z Rabki, został tam na noc, bo rano miał odprawić mszę. Proboszcz w Mszanie polecił, aby i na tej mszy ojciec zagrał. Gra i śpiew taty bardzo spodobał się księdzu z Rabki. Poprosił go na rozmowę do swojej parafii. Ks. Surowiak od razu zaproponował mu posadę u siebie. Tłumaczył, iż jest to parafia większa i liczebniejsza niż w Mszanie. Obiecał, że dochody będą lepsze i otrzyma większe mieszkanie Co w tej sytuacji postanowił zrobić Pana Ojciec? Ojciec postanowił się po raz kolejny przeprowadzić. Zaczął trudne negocjacje ze swoim dotychczasowym pracodawcą - proboszczem w Mszanie Dolnej. Ksiądz był oburzony, podobno nawet pogniewał się na proboszcza z Rabki, że mu zabiera dobrego organistę. Żeby jakoś załagodzić sytuację ojciec obiecał, że sprowadzi do Mszany równie dobrego lub nawet lepszego organistę, niż on. I rzeczywiście dotrzymał słowa - ściągnął do Mszany pana Mokwę (nie pamiętam imienia, chyba też Władysław), swojego najlepszego przyjaciela z konserwatorium muzycznego. Przyjaźnili się bardzo długo, do końca życia, świetnie się rozumieli. Doskonale pamiętam, jak potrafili godzinami siedzieć i rozmawiać tylko i wyłącznie o muzyce. Był to dla nich temat rzeka. To byli naprawdę fanatycy muzyki kościelnej. Coś nieprawdopodobnego, jak oni potrafili o tym mówić i mówić. Nawiasem mówiąc, kiedy ojciec w 1984 roku zmarł, pan Mokwa z całym chórem, utworzonym w Mszanie przez ojca, a doprowadzonym przez niego do perfekcji, przyjechał na pogrzeb i uroczyście śpiewał w kościele. Dom, do którego się wprowadzili zapewne wyglądał inaczej niż obecnie, proszę opowiedzieć jak wyglądały początki gospodarowania w nowym miejscu? Ojciec przeprowadził się do Rabki w 1924 roku. Dom wyglądał zupełnie inaczej. niż teraz. Przez środek prowadziła sień, dzieląc go na dwie części. Nie było podłóg, tylko klepisko, a na ścianach bele - jak to w góralskiej chacie. Warunki były zupełnie inne. Z tego co mi mówił tata, szczególnie nie podobało się tu mojej mamie, Helenie. Była wszakże kobietą z miasta, z dobrze sytuowanej rodziny. Jej rodzina była bardzo liczna, w domu było ich aż pięcioro. Mój dziadek, Jan, był krawcem, podobnie zresztą jak babcia, Józefa. Dawało im to niezłe dochody, nawet jeśli trzeba było utrzymać tak liczna rodzinę. Babcia Józefa nie pracowała, ponieważ w stosunkowo młodym wieku miała wylew krwi do mózgu i od tego czasu był kompletnie niesprawna fizycznie. Nawet mówić nie dała rady, wydawała tylko jakieś dziwne dźwięki. Była za to pożeraczem książek - siedząc na fotelu czytała na okrągło wszystko, co leżało na specjalnie przystosowanym pulpicie. Co jakiś czas tylko dawała znać, aby jej ktoś przewrócił stronę. Na prawdę nie

mogłem się nadziwić jak moje ciotki, które z nią mieszkały przynosiły jej ogromne ilości książek. Katarzyna Mlekodaj c.d.n. Szanowny Panie Redaktorze Naczelny znanego aperiodyku! W związku z zamieszczonym w ostatnim numerze Beskidnika gorącym apelem o nadsyłanie swojej twórczości pozwalamy sobie na przesłanie Szanownemu Panu Redaktorowi trzech naszych limeryków. Powstały one w dniu 9 listopada, w Kalwarii Pacławskiej, w czasie padającego śniegu, przed klasztorem oraz w czasie niespodziewanego zejścia na dół do doliny Wiaru. Są one niewątpliwie sukcesem literackim, a jak wiadomo sukces ma wielu ojców. Są to: Łukasz Kania, Agnieszka Czerwieńska, Jan Czerwieński, Urszula Dyner - i parę jeszcze innych osób, których nazwiska pominiemy milczeniem. Niewątpliwie muzą całego przedsięwzięcia był zepsuty autobus Limeryk I. Pewien Jondrasz ze Stryszawy Co wzrok ma całkiem kaprawy Śledzie likierem popijał I krzywił wciąż przy tym ryja Śledziowej nie lubił wszak strawy. Limeryk II. Jeden tasiemiec z Kalwarii Dostał żołądka awarii Napchawszy się na całego Pasztetu sojowego I zmarł jak przodkowie zmarli. Limeryk III. Pewien Świstak z Libiąża Co na Cubrynę podążał Podczas krótkiego lotu Narobił sobie kłopotu I nie była to ciąża. BYLI KURSANCI, NOWI PRZEWODNICY Oto subiektywne opisy i opisiki wszystkich śmiałków, którzy w 2003 pozdawali egzaminy przewodnickie. Kolejność alfabetyczna. Wojtek Bieniek Maksiu miłośnik jaskiń, skałek, muzyki niezależnej, fajeczki i napojów w kartonikach. Bielszczanin. Zrobi fantastycznego grzańca, o ile tylko dostarczysz mu odpowiednie półprodukty (mniej odpowiednie też ujdą). Mimo, że Red-Bull nie sponsoruje jego lotów jest lepszy od Małysza. Niekiedy kończy imprezy nieco wcześniej od innych, jednak zawsze gotów jest wstać wcześnie by podziwiać efektowne wschody słońca. Jola Bobrowska spokojna, uśmiechnięta, konkretna. Jedyna osoba z licznej niegdyś frakcji sądeckiej, która ostała się do końca kursu. Na jej cześć powstał nowy styl w architekturze zwany matematyzmem sądeckim (np. nowy kościół w Łososinie Dolnej). Przeliczenie skali na mapie to dla niej pestka Hasło: Czy jest zasięg? Jasiek Ceklarz późno ujawnił się na kursie, ale szybko nadrobił zaległości (towarzyskie i nie tylko). Rabczanin. Zawsze spokojny i opanowany niczym indiański wódz, a może po prostu lekarz i filozof Potrafi z kamienną twarzą opowiadać rzeczy, które innych przyprawiają o apopleksję śmiechu. Hasło: Śleboda Marek Cienkiewicz Cienki weteran poprzednich kursów, wniósł do naszej ekipy wdzięk, dobre maniery, dyplomację, elokwencję, a przede wszystkim umiłowanie higieny. Posiada specyficzne poczucie humoru ( Dobra to jest zupa z bobra! ) i imponujący uśmiech idealną reklamę pasty do zębów. W najbardziej ekstremalnych warunkach potrafi znaleźć miejsce do kąpieli, a w najbiedniejszych wiejskich sklepikach lody borówkowe w białej czekoladzie. Hasło: Czas na mycie zębów Natalia Figiel Nataszka zawód: fotoreporter kursowy, który tak kocha swoje zdjęcia, że dzieli się nimi opornie. Odziana w skafanderek, z plecakiem większym od niej samej (a nie jest kruszynką) i obowiązkową gitarą. Natalia bardzo lubi niekonwencjonalne kąpiele; szczególną radość sprawia jej możliwość wskoczenia do lodowatego potoku, koniecznie gorczańskiego, prosto z mostu, w dzień deszczowy i ponury, z możliwie ciężkim plecakiem. Dla niepoznaki utrzymuje, że był to wypadek, ale każdy i tak wie, jak było naprawdę. Nasza bohaterka jest jedną z najmłodszych absolwentek kursowych zmagań. Zaczęła jeszcze w wieku przedstudenckim, będąc na kursie wkroczyła w dorosłe życie, które jak wiadomo zaczyna się po maturze. Ma genetycznie zakodowaną figlarną wiedzę, którą dzieli się chętnie i radośnie. Żelazna Dama, najaktywniejsza organizacyjnie kursantka, przepełniona entuzjazmem do gór, szczególnie tych rumuńskich. A wracając do Spisza... Hasło: Ruszamy za 47 sekund...

mocne), Kosmos (wino owocowe), Bara bara, Gólczas (wakacyjny easy drinker), Menello (Bianco), Cavalier (różne smaki), itp., itd. Zosia Jarczewska ma swój niepowtarzalny styl, równie barwny, jak ona sama. Jej kolorowy strój informuje nas, że Zosia już pływa i pozwala ją od razu wyłowić nawet z tak pstrokatej grupy, jak kursanci. Potrafi wpaść w oko egzaminatorom, co czasem owocuje u niej samej niebotycznym wprost zaskoczeniem, jak np. wtedy przed Myślenicami. Kocha Wschód, lodowce, angażuje się w tysiąc rzeczy na raz. Nie boi się dyskusji na trudne tematy, o czym wie najlepiej Daniel (Easy Rider). Krzysiek Florys Ćwirek Kontynuując temat przerwany na czerwcowym egzaminie, chciałem powiedzieć, że. Przywędrował z okolic Gór Świętokrzyskich w nieco wyższe Beskidy. Dzięki niemu, nawet podczas srogiej zimy, ni stąd, ni zowąd można usłyszeć śpiew ptaków. Najlepiej z nas wszystkich potrafi mówić długo i zajmująco o niczym. Doskonale zna kolory szlaków. Połączenie stoickiego spokoju i zaskakującego poczucia humoru. Sfrustrowanych kursantów wita biuro podróży Byle do przodu Hasło: Panie dzieju Gosia Glaba rodowita Spytkowiczanka (wg. niektórych Orawianka z orawskiej enklawy w Spytkowicach). Ilość wypowiadanych przez nią słów jest wprost proporcjonalna do zawartej w nich wiedzy a mówi dużo! Miłośniczka muzyki heavymetalowej i długich, czerwonych paznokci. Co poniektórzy egzaminatorzy byli Gosią wprost zachwyceni. A gdyby ją jeszcze zobaczyli w tym stroju podhalańskim Hasło: To jest moja prawa ręka, to jest moja lewa ręka Wojtek Góralczyk Gooral podobnie jak Gosia, Jasiek, Piotrek i Paweł najprawdziwszy góral, tyle, że z krakowskiej Olszy II. Skarbnica nieznanych nikomu innemu beskidzkich legend. Wzruszał nas opowieściami o starej staruszce i wdowie bez męża, mieszkających w chatkach za lasem. Szczególnie popularny i lubiany w Żywcu. Etatowy podczaszy i spiritus movens każdej imprezy (z wyraźnym naciskiem na spiritus). Chrapanie Górala stawia na nogi wszystkich, z wyjątkiem jego samego. Hasło: No, można się dobrze bawić bez alkoholu Ale po co się męczyć? Marcin Janik Yeti Nie tylko z racji swych studiów geograficznych doskonały znawca topografii. Gdy nie włóczy się po górach Europy, zwłaszcza tych dzikszych, zamieszkuje w Gorlicach i tamtejszy teren zna jak przysłowiową własną kieszeń. Przez swój wygląd bywa zaczepiany przez księży szukających aktora do roli Jezusa w Misterium Męki Pańskiej. Spadkowicz Starszego Kursu. Sommelier win, zwłaszcza tych z niższej półki cenowej, polecanych przez koneserów z Olszówki, np. Czar teściowej (wino Paweł Jezutek autentyczny native góral (czyli tzw. prowdziwek ) z Zawoi. To głównie jego zasługą jest wzbogacenie kursowego repertuaru o ogromną ilość piosenek i przyśpiewek rodem spod Babiej Góry: Kieby nos tu była Śwarnych chopców siła, Zadna by dziewcyna Wianka nie nosiła Wrodzona skromność Pawła uniemożliwiła większości z nas poznanie jego rozlicznych talentów, np. tego tanecznego. Zawsze pogodny i uśmiechnięty. Hasło: To nie ma przyszłości Piotrek Kłapyta kolejny babiogórski autochton, tyle, że z sąsiedniej doliny (Stryszawa). Nasza encyklopedia, guru i ratunek w ciężkich chwilach. Jest lepszy niż mapa i stos przewodników, a góry dla niego to rodzina (bliższe informacje P.K.). Jego największą miłością jest geologia. Dziewczyny przykro nam, ale w życiu Piotrka jest już Maryśka wyjątkowo piękny okaz wapienia gudenszańskiego. W chwilach słabości lubi gubić zegarki. Hasło: Figiel, Krzywda, Winter pyta - podpowiada Piotr Kłapyta! Dominik Pałka pojawia się, choć częściej znika. Tajemniczy, sztukę kamuflażu opanował do perfekcji. Zrobił kurs od początku do końca nie angażując się towarzysko, co samo w sobie jest sporą sztuką. Ulubiony kursant Jadzi (taką informację mamy od Jadzi). Paweł Paszkowski Paszczak kolejny weteran poprzedniego kursu. Ambitny gitarzysta i wielbiciel dobrej muzyki. Cichy (ale jak gitarę weźmie to zaiwania ostro), spokojny, nie wadzi nikomu, chodzi raczej własnymi drogami. Jego pseudonim wziął się od nazwiska, nie od wyglądu na szczęście. c.d. na kurs trafił będąc jeszcze studentem i aby skończyć to co zaczął odłożył egzamin przewodnicki na za rok. Dziś jest już dyplomowanym psychologiem, przewodnikiem rzecz jasna i dodatkowo jeszcze tłumaczem. Chyba lubi języki obce, bo zna ich kilka, dodatkowo uczy się teraz jeszcze słowackiego. Porządny człowiek, ale jak się zdenerwuje potrafi zwymyślać na czym świat stoi (czyt. schodzenie ze

Szczebla, Rumunia i inne). Ma bardzo jasno określone cele i do nich zmierza. Bardzo chętny do pomocy, lubi słuchać. Można do niego gadać i gadać... Ostatnio nauczył się gotować pulpę i wyznał, że, wzruszają go gotujące dziewczyny. Asia Siniewicz wesoła, energiczna, towarzyska. Uwielbia się śmiać, a przynajmniej szeroko uśmiechać. Jak trzeba, potrafi silną ręką utrzymać w garści całą ekipę (szczególnie w kuchni). Gdyby nie ona, niejednokrotnie zabrakłoby chleba na śniadanie. Kiedy ma już coś do powiedzenia, mówi wszystko od A do Z, bez względu na panujące warunki atmosferyczne. Nie rozstaje się z czerwoną pluszową wiewióreczką. Robert Staszkiewicz Wujek Robert reprezentant nieco starszego pokolenia, jednak równie młody duchem jak reszta towarzystwa (a czasem nawet młodszy). Jedyny doktor w całej ekipie. Człowiek absolutnie nie do zdarcia gdyby nadeszła chwila, w której Robert straciłby siły i ochotę do dalszej wędrówki, byłby to znak, że pora umierać. Genialny autor e-maili złota klawiatura przyznana bezdyskusyjnie. Hasło: Częste zmiany decyzji świadczą o operatywności dowództwa. Jadzia Szcząchor jedna z kursowych dobrych dusz zawsze życzliwa, pogodna, uśmiechnięta. Bochnianka. W odpowiednim czasie zjawia się zawsze tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. Motywacja Jadzi do ukończenia kursu znana jest tylko najbardziej wtajemniczonym Po prostu Jadzia i wszystko jasne! Hasło: Nic się nie stało, Jadwiga, nic się nie stało... Co by to było, gdyby go nie było? Kolejnego Kursu by nie było... Dla wtajemniczonych: ulubiony kursant Wojtka Niemca (patrz: Wojtek Niemiec w kolejnej edycji kursowych biografii). Hasło: Jeśli tego nie przeżyjemy to znaczy że nie nadajemy się do Specnazu C.D.N. (tzn. że w następnej części postaramy się dodać opisy pozostałych osób, których obecność w szczególny, a nawet bardzo szczególny sposób zaznaczyła się na naszym kursie) Opracował Komitet Redakcyjny w składzie (kolejność alfabetyczna): Marek Cienkiewicz, Kasia Dyrda, Natalia Figiel, Krzysztof Florys, Małgorzata Glaba, Wojtek Góralczyk, Staszkiewicz, Jadwiga Szcząchor, Magda Wasilewska Księżniczka, Kuba Wczelik. Podziękowania To może i ja coś dodam Półtora roku temu Jasiek mówił mnie i innym swoim kursantom, którzy zamierzali nie przystępować wtedy do końcowych egzaminów: Jak teraz nie skończycie, to już w ogóle nie skończycie. Cieszę się, że mu wtedy nie uwierzyłem ;-) śpiewane na melodię "Guantanamera" A poważnie chciałbym podziękować Brzozie, Bartkowi i pozostałej kadrze za pomyślne Ania Warzecha pojawiła się nieoczekiwanie na przedegzaminacyjnej tzw. busówce i to jej wystarczyło, żeby oczarować komisję na egzaminie. doprowadzenie nas wszystkich do końca, wszystkim wyżej scharakteryzowanym za bezbolesne wciągnięcie mnie do swojej grupy, oraz wielu innym osobom za pomoc przy egzaminach. A szczególnie dziękuję ludziom, którzy nauczyli mnie najwięcej, czyli kadrze mojego macierzystego kursu, którą tworzyli Jasiek Czerwiński, Paweł Klimek i Ula Dyner, a także Rafał Ekielski. Mam nadzieję, że ja i Marcin nie jesteśmy Waszymi ostatnimi wychowankami, którzy dostaną blachy. Kuba Wczelik Skąd przychodził, kto go znał, gdy cztery piwka w barze w Beskidzie wykładał na stół a zmęczonym beskidnikom pozwalał odpocząć muzyką - Majster Kuba. Gdy dasz mu gitarę, będzie na niej pięknie grał, jeśli nie lubisz tej piosenki, inną ładniejszą zagra ci. A gdy tylko go spotkasz, zostanie ci bratem. Po prostu chłopak z gitarą, który śpiewa nawet wtedy, gdy śpi. Bywał już piratem i partyzantem a reszta jego wcieleń czeka wciąż na odkrycie. Kiedyś nazwano by go specem od KO. Był najaktywniejszym organizacyjnie męskim przedstawicielem kursu. Sympatyczny blondyn, od czasu do czasu poruszający swą bródką niczym Wołodyjowski wąsem, ze swym instrumentem (oczywiście gitarą) podbijał (i zapewne jeszcze długo będzie) serce niejednej dziewczyny. Zawsze z lekkością rozprawia o tym i o owym podczas podejścia pod dowolną górę, wtedy, gdy inni dyszą i przydeptują sobie języki, nie mogąc wyksztusić ani słowa. Inżynier-romantyk, wrażliwy na piękno, potrafi wzruszać swymi piosenkami, szczególnie tymi śpiewanymi w Gajówce. Paweł Paszkowski ( Paszczak, jeśli kto woli) BYLI KURSANTAMI I.. CIĄGLE SĄ Impresje popołówkowe I nastał ten 338 dzień (w przybliżeniu) dzień połówki. Po nieprzespanej nocy, bladzi niczym otaczający ich świt, wyłonili się z miejskich zabudowań kursanci, by zmierzyć się z czekającym ich egzaminem. A było ich 25-ciu Autobus ruszył, kursanci wykorzystywali każdą minutę na dokształcanie, dzielnie pomagał im Kuba W., który dwoił się i troił, walcząc z czasem. Droga minęła zatrważająco szybko i niedługo już wszyscy

stali na początku trasy, na przeł. Przysłop. A po chwili zaczęło się Komisja pytała w tempie szybkim i naprzemiennym, kursanci w takim samym tempie zaczynali się pocić. Jondrasz ze Świstakiem denerwowali się z powodu niewiedzy swoich kursantów, kursanci też denerwowali się z powodu swojej niewiedzy, a komisja denerwowała się odkrywając w/w niewiedzę. O dziwo dzień jednak minął, mimo że kursanci niczym austriaccy kartografowie mylili wysokości, odległości i nazwy gór. Tak oto na przykład powstał nowy szczyt Cyl Hali Śmietankowej. Niektórym też z nadmiaru wrażeń myliły się pojęcia - jeden z kursantów poprosił drugiego, żeby został zwieraczem grupy, czyli zamkiem. Po dotarciu na Markowe Szczawiany kursanci w celu udobruchania komisji przygotowali obfitą kolację. Po czym część osób idąc w ślady W. Szkolnika, który był odpowiedzialny, dobrze się prowadził i nie pił*, poszła spać, część natomiast poszła śpiewać i zacieśniać bliższe stosunki z komisją przy piosence i nie tylko. A co poniektórzy, walcząc ze snem, aż do późnych godzin rannych z czołówkami na głowie zgłębiali wiedzę. Nowy dzień był równie obfity w wydarzenia i odkrywcze spostrzeżenia m.in. dotyczące głowonogów w potokach Babiej Góry. A pewnie byłoby ich więcej podczas panoramy ze szczytu, ale Królowa Niepogód, w obawie przed dalszą profanacją górskich nazw, zasłoniła się szczelnie mgłą - kursanci odetchnęli zaś z ulgą. Zanim wszyscy zeszli na przeł. Krowiarki, gdzie czekał autobus, komisja zadawała wiele pytań: m.in. Czy główny szlak beskidzki jest szerszy od pozostałych? Kto ma pierwszeństwo podczas wymijania, jeśli jedna osoba znajduje się na głównym szlaku beskidzkim a druga na łączącym się z nim niebieskim? Kto płaci odszkodowanie, jeżeli doszło do zderzenia na skrzyżowaniu szlaków, gdy jedna z osób szła głównym czerwonym a druga zielonym? Kulminacyjnym punktem połówki stała się stara karczma w Suchej Beskidzkiej, do której udali się Trzej Wspaniali ze swą świtą, by naradzić się nad losem kursantów. Obrady trwały długo i były bardzo burzliwe, acz ofiar nie było. Jondrasz ze Świstakiem, wg nieoficjalnych doniesień, zacięcie walczyli o każdego kursanta, jednak nie dało się uniknąć strat Komisja po przemówieniach wstępnych i przyznaniu się do stępionego ostrza sprawiedliwości, ogłosiła werdykt. Pobladli kursanci czekali w napięciu, ale obyło się bez omdleń i zbiorowej histerii. Po chwili młodszy kurs stał się starszym kursem i rozpoczął świętowanie. W końcu być półprzewodnikiem to brzmi dumnie! *Informacja zaczerpnięta z tablicy pamiątkowej W. Szkolnika w Muzeum Kultury i Turystyki Górskiej na Markowych Szczawinach.. Wyjaśnienie pojęć: Komisja zazwyczaj trzech gniewnych ludzi z dużą inwencją twórczą w formułowaniu pytań. Jondrasz potomek Jondrasza I Groźnego, władca kursantów. Świstak jak to z kobietą, brak prostej definicji. Młodszy kursant osobnik przed połówką, bardzo wystraszony. Starszy kursant osobnik po połówce, bardzo z siebie zadowolony. Półprzewodnik osobnik, któremu marzy się oblachowany, bordowy sweterek. Gabrysia Gacek Biuletyn Informacyjny Krakowskiego Studenckiego Koła Przewodników Górskich. Nie wiem, czy może być jeszcze bardziej aperiodycznym pisemkiem, niż obecnie, ale... rzeczywistość potrafi nas bardzo zaskakiwać na tym polega ponoć jej urok. Poglądy i opinie prezentowane na jego łamach nadal nie zawsze i nie do końca są zgodne z oficjalnym stanowiskiem SKPG. Zespół Beskidnika: CeHanka Dobranowska, Paweł Misiek Miśkowiec i wszyscy ludzie dobrej woli, którzy im pomogli, wliczając autorów oraz dobrego (bo mobilizującego) Ducha Bazylego, który chcąc nie chcąc nadal unosi się nad Beskidnikiem. Projekt winiety: Karolina Jabłońska. Ilustracje: Ojciec CeHanki; Jacek Beni. Redakcja nadal zastrzega sobie prawo skracania tekstów oraz zmiany ich tytułów. Wszelkie uwagi, propozycje oraz teksty (zwłaszcza teksty) proszę kierować na adres: pmisk@poczta.onet.pl, cehanka@tlen.pl.