Hafiz i fajka
podróże Elżbieta i Andrzej Lisowscy OD ZAWSZE, UWZGLĘDNIAJĄC NAWET POPRZEDNIE WCIELENIA, ŻYJĄ W PODRÓŻY. ONA ZODIAKALNY SKORPION ŁĄCZY DZIENNIKARSTWO Z PRACĄ NAUKOWĄ, ZAJMUJE SIĘ MISTYCZNYM ISLAMEM. POWOLI FINALIZUJE WŁAŚNIE HABILITACJĘ. ON ZODIAKALNA RYBA DZIENNIKARZ I FOTOGRAF. ELŻBIETA I ANDRZEJ LISOWSCY OD LAT WSPÓŁPRACUJĄ Z TELEWIZJĄ, RADIEM I MAGAZYNAMI PODRÓŻNICZYMI. PISZĄ WYDAWANE TAKŻE ZA GRANICĄ PRZEWODNIKI, M.IN.: LWÓW, WSPANIAŁY WEEKEND W KRAKOWIE, TUNEZJA, WIEDEŃ. SĄ CZŁONKAMI PRESTIŻOWEGO NOWOJORSKIEGO THE EXPLORERS CLUB I LAUREATAMI M.IN.: NAGRODY MINISTRA TURYSTYKI TUNEZJI ZŁOTY JAŚMIN, POLSKIEJ IZBY TURYSTYKI GLOBUS 97 I GRAND PRIX MEDIATRAVEL W ŁODZI. W WIEDNIU OTRZYMALI JAKO PIERWSI POLACY ZŁOTY MEDAL STRAUSSA, A W ZAGRZEBIU ZŁOTE PIÓRO. Fot. Andrzej Lisowski Turkusowe kopuły wiekowych meczetów i wszechobecna fajka wodna, ruiny starożytnego Persepolis i poezja wielkiego Hafiza, zaratusztriańskie świątynie ognia i ogrody raju, irańska Kapadocja i bajkowy Isfahan... Na dodatek w ojczyźnie Cyrusa i Ferdousiego czuliśmy się jak koronowane głowy. Wszędzie od lądowego przejścia granicznego z Turcją aż po daleki Mahan koło Kermanu witano nas miłymi gestami i uśmiechami. Pozdrawiano i zapraszano na wspólne piknikowanie w parkach, ogrodach i na miejskich placach. Nie było problemów z fotografowaniem. Początkowo krępowały tylko, miłe przecież, prośby o wspólną fotografię. Przeżyliśmy nawet taką kolację w Yazdzie w eleganckiej restauracji zaaranżowanej w XVII-wiecznej łaźni gdzie proszono nas przed aparat i kamerę filmową ponad 30 razy. Jedno z nas (Elżbieta) spędziło tu, trochę przypadkiem, rewolucję, dla drugiego (Andrzeja) było to pierwsze spotkanie z Iranem. Pokonując pociągami, autobusami, rikszami, samolotami liczącą ponad 3 tysiące kilometrów trasę, ani razu nie poczuliśmy oznak wrogości czy zagrożenia. Za symbolicznymi wrotami Iranu monumentalnym pomnikiem Azadi (Wolności) w Teheranie toczyło się życie dalekie od europejsko-amerykańskich i medialnych stereotypów. Pełne miłych zaskoczeń i odkryć. PERŁY PUSTYNNEGO PŁASKOWYŻU Starożytne Persepolis z rzędami monumentalnych kolumn i płaskorzeźbami sprzed 2500 lat oszałamia wielkością i harmonią. Wyrasta z bezkresu pustynnego krajobrazu niczym fatamorgana. Tylko krok dzieli ten raj miłośników archeologii i historii sztuki od przepełnionego poezją Szirazu. Na wyobraźnię działają zaratusztriańskie świątynie ognia i wieże milczenia koło Yazdu. Od wieków budzi zachwyt Isfahan miasto ogród, duchowe i kulturalne (obok Szirazu) centrum dawnego i współczesnego Iranu, jedno z najpiękniejszych miast świata. Największe wrażenie robi ogromny plac mejdan-e-emem-e-chomejni, który przed rewolucją nazywał się Naqsz-e Dżehan ( Obraz świata ). Powstał w 1612 roku, ma 500 m długości i 160 m szerokości. Od północy wznosi się meczet Imama, na ścianie zamykającej plac od wschodu stoi meczet Lotfollaha jeden z najpiękniejszych w Iranie. Stronę przeciwną wieńczy pałac Ali Qapu monumentalna brama prowadzi do królewskiego pałacu ukrytego w głębi ogrodu. Środek zajmuje fontanna i porasta dobrze utrzymana trawa. Ta niezwykle harmonijnie zaprojektowana przestrzeń poraża urodą. Najlepiej przyjść tu nocą, kiedy plac zamienia się w pulsujący światełkami gazowych i oliwnych lampek kolorowy piknik, albo o zachodzie słońca, gdy złota kopuła meczetu Lotfollaha nabiera czerwieni. Nie mogliśmy się jednak oprzeć pokusie, by nie spojrzeć na to wszystko z góry. Nie bez problemów, ale dzięki życzliwości irańskich konserwatorów sztuki, nie mówiąc już o drobnym bakszyszu, dotknęliśmy błękitnej glazury kopuły meczetu zbudowanego czterysta lat temu. Chwilę później wspinaliśmy się ciasnymi schodkami pośród kurzu i nieżywych gołębi na szczyt minaretu meczetu Imama w Isfahanie. Zobaczyliśmy zapierający dech Obraz świata, perłę muzułmańskiej architektury wpisaną z doskonałym wyczuciem harmonii w ciąg zielonych ogrodów. Z ocierającymi się o pustynie krańcami tego rajskiego miasta. TERMALNE PIEKŁO I TUFOWE DOMY Iran zaskakiwał nas niemal na każdym kroku, szczególnie nagromadzeniem pomników kultury, także tych mniej znanych w świecie. Tak było m.in. w Kaszanie ulubionym mieście szacha Abbasa I (XVI/XVII w), gdzie magnesem przyciągającym koneserów są tradycyjne, wyjątkowo okazałe domy bogatych kupców. Pochodzą z XVII XIX wieku. Ponoć jest ich tutaj 600, WITTCHEN 61
podróże ale tylko kilka odnowiono i udostępniono garstce odwiedzających Kaszan, głównie irańskich, turystów. Domy schowane w szarej zabudowie miasta przypominają pałace. Chane-je-Tabatabej (zbudowany w 1834 roku przez Dżafara Tabatabeja, bogatego handlarza dywanów) rozlokował się na powierzchni 4700 metrów kw., ma 40 pokoi i 200 drzwi! Oszałamia wystrój wnętrz. Efektowne witraże, misterna rzeźba w kamieniu, mozaiki z kawałków luster, kryształowe żyrandole... Na chwilę nawet zapomnieliśmy, że znaleźliśmy się w istnym termalnym piekle, jednym z najgorętszych miast Iranu. Jeszcze większym odkryciem okazał się Kandawan położony w północno-zachodniej części Iranu, 50 km na południowy wschód od Tebryzu. Tam poczuliśmy się jak w tureckiej Kapadocji. Wulkan Sahand (3707 m n.p.m. zimą kusi narciarzy, ale na zboczu są też gorące źródła) wyrzucał lawę. Reszty dopełnił wiatr i deszcz. Powstały fantastyczne twory skalne, tufowe stożki. Ludzie zaczęli drążyć w nich domy. Do dziś żyje w nich 600 osób. Miejscowi utrzymują, że ludzie mieszkali w tufowych domach już 800 lat temu. Fot. Andrzej Lisowski TURYSTA I CZADOR Gdzieś przemknął nam na trasie Słowak, Anglik, Japonka. Włóczyli się wcześniej po Indiach, Birmie i Bangladeszu. Reprezentują typ prawdziwego obieżyświata. Nie kuszą ich plaże, zbiorowe wyjazdy, łatwe rejony Azji. Nie szukają nawet współtowarzyszy podróży, jak to bywa na azjatyckich szlakach. Chcą samotnie przemierzać Iran. Zgodnie jednak uważają, że to miejsce na mapie świata jest inne od wszystkiego, czego wcześniej doświadczyli. Na co dzień są prawnikami, ekonomistami, menedżerami wielkich koncernów, ale tak jak Patryk z nowojorskiego Manhattanu właśnie tutaj szukają oddechu od globalizacji i codziennego zabiegania. Trudno uwierzyć, ale w tym świecie ortodoksyjnego islamu dobrze się czuje pewna Amerykanka, która wyszła za mąż za Irańczyka. Na dodatek z powodzeniem prowadzi tu prywatny biznes. Ma najlepszą knajpkę w Kaszanie, polecaną przez Lonely Planet. Serwuje m.in. doskonały kebab i fesendżan kurczaka w fantastycznym sosie z soku z granatów i orzechów. W dużych miastach ocieraliśmy się czasem o pojedyncze, zorganizowane grupy zachodnich turystów. Ale zwykle nawet przez parę dni nie spotykaliśmy żadnych Amerykanów czy Europejczyków. Nic zatem dziwnego, że ci nieliczni przybysze wzbudzają tutaj niemałą sensację. Co chwilę w kawiarni, parku ktoś się przysiada, rozmawia, częstuje orzeszkami, cukierkami, herbatą. Skąd jesteśmy, co myślimy o Iranie? Pytania są coraz śmielsze. Byliśmy zaskoczeni życzliwością, bezpośredniością i ogromną ciekawością świata Irańczyków. Kiedyś, gdy przeczekiwaliśmy upalne południe na trawie przed pałacem Czehel Sotun w Isfahanie, otoczył nas nagle tłum dziewcząt w czadorach. Prawie każda próbowała zadać jakieś pytanie, sprawdzić znajomość angielskiego. Śmiechy, chichoty, pytania. Nauczyciel przywołał je do porządku i część udała się na zwiedzanie, ale kilka dziewcząt przysiadło się jednak do nas. Przyjechały z Buszeru ze szkolną wycieczką, pytały o studia w Polsce, o nowe filmy i o to, jaki był Iran przed rewolucją? Czy bardzo się zmienił? Elżbieta przecież była tu wtedy na uniwersyteckim stypendium. My zadaliśmy banalne pytanie o hedżab i czador. Czy nie mają dość tego monotonnego stroju? Od czasów rewolucji kobiety w Iranie obowiązuje strój tradycyjny. Do wyboru są dwa jego warianty albo zarzucony na ubranie czador, albo zakrywająca głowę i szyję chusta oraz noszony do niej długi, luźny płaszcz. IMPERIUM PERSKIE Sprawiający jednocześnie wrażenie lekkości i trwałości, 45-metrowej wysokości pomnik Azadi w Teheranie zbudowano w 1971 roku, jeszcze za rządów szacha Rezy Pahlawiego. Upamiętnia on 2500. rocznicę powstania Imperium Perskiego, założonego przez Cyrusa Wielkiego w 550 roku p.n.e. Jednak Irańczycy pojawili się na Wyżynie Irańskiej znacznie wcześniej, ok. 1200 r. p.n.e. Tworzyli dwie grupy. Na północy kwitło w VIII wieku p.n.e. państwo Medów ze stolicą w Ekbatanie (dzisiejszy Hamadan). Persowie żyli na południu, w Farsie. I właśnie w 550 roku p.n.e. Cyrus pokonał Medów i ustanowił jedno państwo. Dzisiejszy Iran zajmuje powierzchnię 1 miliona 600 tys. m kw. I chociaż wilgotny klimat nad Morzem Kaspijskim pozwala uprawiać tutaj ryż i herbatę, to ponad jedną trzecią kraju tworzy położona wysoko (Isfahan 1400 m n.p.m., Hamadan 1800 m n.p.m., Sziraz 1600 m n.p.m., Teheran 1200 1700 m n.p.m.), spalona słońcem, kamienista pustynia. Rzek w Iranie jest także niewiele, a woda w największym jeziorze jest niemal tak słona jak w Morzu Martwym. WITTCHEN 63
Czador nie uległ zmianie. W ostatnich latach, zwłaszcza w dużych miastach, chustka coraz bardziej zsuwa się jednak w tył, odsłaniając czoło i część głowy, a wyjątkowo nietwarzowy płaszczyk przybiera formę noszonej do spodni dżinsowej sukienki. Jej długość też wyraźnie ulega skróceniu i wędruje powyżej kolan. Są nawet drogie butiki wyspecjalizowane w sprzedaży czadorów, coraz mniej przypominających pierwowzór. Ale za sportowy, fantazyjny szyk trzeba zapłacić znacznie więcej. WIERSZE I FAJKA Zmęczeni upałem, robieniem setek zdjęć, rozmowami marzyliśmy od samego rana o wieczornym oddechu. Stał się on w tej podróży codziennym rytuałem. Rozsiadaliśmy się na wspaniałych dywanowych kobiercach (oczywiście w części dla rodzin odgrodzonej od mężczyzn parawanem), słuchaliśmy tradycyjnej muzyki irańskiej na żywo i wdychaliśmy pachnące świeżym jabłkiem dymy z fajki wodnej. To właśnie fajka wodna zwana tutaj galjanem była naszym najwierniejszym towarzyszem w podróży po Iranie. Zastępowała kieliszek wina, wypełniała czas po zachodzie słońca, sprzyjała nawiązywaniu kontaktów towarzyskich. Wdychając jej wonny dym w herbaciarni na platformie na rzece Zajande, podziwialiśmy, zbudowany w 1602 roku, najsłynniejszy most Isfahanu Pol-e-Si-o-Se most 33 (przęseł). Fajka była pretekstem do rozmowy na bazarze w Tebryzie, a w Szirazie znakomicie pasowała do poezji Hafiza. Mauzoleum wielkiego poety znanego w Polsce dzięki przekładom prof. Władysława Dulęby znajduje się w mieście rozsławionym jeszcze w czasach szacha przez światowe festiwale kultury. Na ławce dwóch chłopców pochylonych nad kieszonkowym wydaniem poezji Hafiza recytuje wiersze. Otoczone wspaniałym parkiem mauzoleum zapełnia się. Najpierw czytane są wiersze mistrza, potem innych autorów. Czasami również młodzi poeci prezentują swój dorobek, niekiedy czyta się klasyków albo wiersze wybitnych poetów zagranicznych, przetłumaczone na perski. Po jednej stronie widowni siedzą mężczyźni, po drugiej kobiety. Ale w cieniu drzew chłopcy czytają dziewczynom ulubione fragmenty albo otwierając tomik na chybił trafił sprawdzają, jaką wróżbę przyniósł dany wiersz. Hafiza czyta się nie tylko w mauzoleum, szkole czy na uniwersytecie. Pożółkłe, mocno zaczytane tomiki można zobaczyć niemal w każdym sklepiku, warsztacie i na biurku urzędnika. Bo Hafiz jest dobry na wszystko i czyta się go po prostu na co dzień. Każdy w domu powinien mieć przynajmniej dwie księgi Koran i właśnie tomik Hafiza. Mija godzina, dwie. Podchodzi do nas chłopak i pyta, co robimy w wolnym czasie? Jakie są u nas rozrywki i czy często spotykamy się, by posłuchać poezji? W pierwszej chwili nie rozumiemy pytania. Czy poezja to rozrywka? Cóż mamy odpowiedzieć? Że w Polsce, mając wolny czas, najczęściej idzie się z przyjaciółmi na piwo? Mija północ, ale nikt nie wychodzi. Ktoś pyta, skąd jesteśmy? Kiedy odpowiadamy, że z Polski, słyszymy: Aha Miłosz, Szymborska.... OGRODY RAJU Zwiastują wieczną wiosnę, szczęśliwe życie, symbolizują bramę do upragnionego raju. Cały świat islamu przejął miłość Irańczyków do ogrodów i kwiatów. Perska sztuka ogrodowa zainspirowała 64 WITTCHEN
podróże Fot. Andrzej Lisowski także twórców ogrodów europejskich, zwłaszcza francuskich. Wypełnione są cyprysami, drzewami granatów i pomarańczy, krzewami pigwy, słodko pachnącym jaśminem, mirtem i henną. Z aromatem ziół miesza się zapach goździków, fiołków, tulipanów, narcyzów, hiacyntów, zawilców, peonii, lilii, malw i róż. Wokół znajdują się wodne kaskady, sadzawki, szemrzące strumyki i błyszcząca w słońcu glazura muzułmańskiej architektury. A wszystko to pośród mało przyjaznego krajobrazu irańskiego płaskowyżu. Perskie ogrody wyłaniają się z pustynnego bezkresu niczym fatamorgana. Ich istnienie w miejscu pozbawionym wody wydaje się absurdalne, a kontrast pomiędzy zielonym, bujnym wnętrzem i otoczeniem wywołuje skojarzenia oparte na opozycji życia i śmierci, bytu i niebytu, piekła i raju. Największe wrażenie robią z lotu ptaka. Usytuowane kilka lub kilkanaście kilometrów od miasta i otoczone pustynią wydają się czymś nierealnym. Na zewnątrz cisza, żar, bezkres piasku i pokruszonych skał. Wewnątrz szmer wody, śpiew ptaków, cień drzew i zapach dojrzewających owoców. Obwiedziony murem mały prostokąt zieleni pośrodku pustyni przypomina oazę. I właśnie w niej należy szukać ich rodowodu. To ona była pierwowzorem irańskiego ogrodu, który z czasem zmienił się w najbardziej typowe dla Persji założenie chahar bagh (czterech ogrodów). Z nich zaś rozwinęła Magazyn podróżników TVP INFO Światowiec jest emitowany w paśmie ogólnopolskim w każdą niedzielę o godz. 9.00. się koncepcja otoczonego murem ogrodu kojarzonego z rajem, którą przejął, rozwinął i upowszechnił w świecie islam. Irańczycy uwielbiają swoje ogrody. Przychodzą do nich sami i całymi rodzinami. Zabierają ze sobą wiktuały, naczynia komplet talerzy, łyżki, kilka garnków, czajnik, szklaneczki do herbaty, poduszki, samowar, no i obowiązkowo dywan. W ocienionym miejscu pod drzewem rozkładają barwny kobierzec, tak duży, aby wszyscy się na nim pomieścili. Wnętrze dywanu wypełniają stylizowane kwiaty i drzewa. Nikt jednak nie kontempluje zdobiącego go, podzielonego na cztery części wzoru, który przecież symbolizuje ogród, ani obramowania, które przypomina mur. Rodzina przygotowuje posiłek, zjada go, pije zaparzoną w samowarze herbatę. Mijają godziny odmierzane kolejnymi szklaneczkami bursztynowego płynu. I wonnym dymem fajki wodnej. Ktoś obok znowu czyta Hafiza... WITTCHEN 65