1
6 CZĘŚĆ I MACHINĄ PRZEZ CHINY
8 Londyn, Anglia, czerwiec 1947 roku Silniki warczały. Samolot trząsł się, trzeszczał, nabierał rozpędu. Kropelki deszczu ścigały się po szybie. Chłopiec przykleił nos do okna i wpatrywał się w malejących w dole ludzi, samochody, budynki. Jak długo będziemy lecieć, mamusiu? Mama nie odpowiedziała. Oczy miała zamknięte, dłonie zaciśnięte na oparciu, mruczała coś pod nosem. Znów medytujesz? spytał chłopiec. Czekam, aż wystartujemy mruknęła mama w odpowiedzi. Już wystartowaliśmy! Lecimy! Lotnisko wygląda jak pudełko zapałek! Zobacz! Wolałabym nie westchnęła mama. Będziemy lecieć dwa dni, synku. Pojutrze zobaczysz swojego tatę. Tata szepnął chłopiec. Tata, tata powtarzał w myślach dziwne słowo, którego nigdy dotąd nie używał. Nie pamiętał tych czasów, gdy tata pojechał na wojnę walczyć z Niemcami. Był wtedy malutki. Teraz, gdy wojna
9 się skończyła, tata się odnalazł i czeka na nich w dalekich Indiach. Samolot wzniósł się ponad srebrzyste chmury. Promienie słońca wpadły przez okno do środka, jakby wstawał nowy dzień. Mama wyjęła z kieszeni fotografię i wpatrywała się w nią z uśmiechem. Ten pan obok ciebie to tata? spytał chłopiec. Tak, synku. A to jest ta machina, która zawiozła ciebie i tatę na koniec świata? Mhm potwierdziła mama. Opowiedz, jak to było! Ej opowiadałam ci tę historię tysiąc razy I co z tego? Będziemy lecieć dwa dni, mamy dużo czasu. Opowiedz jeszcze raz! Od samego początku. Początek? Mama odłożyła zdjęcie i zamyśliła się. Po chwili nabrała powietrza, wydęła policzki i wydała z siebie przedziwny dźwięk: Brum, wruum, dudududududu
10
MACHINA 11 Brum, wruum, dudududududududuuu Tak muszę rozpocząć moją opowieść. Wiem, to straszne. Chciałabym tu napisać coś poetyckiego. Na przykład słońce chyliło się ku zachodowi albo to była najwspanialsza przygoda mojego życia. Nic z tego! Zaczęło się tak właśnie: brum, wruum, a potem dududududu Orkiestra przygrywała, schodzili się goście, a ja sama jak palec w śnieżnobiałej sukni do ziemi i welonie na głowie. Gdzie Stach, mój mąż? spytasz. Powiem ci: jak zwykle, nie wiadomo gdzie. Zniknął! A dopiero co obiecał, że mnie nie opuści aż do śmierci! I wtedy rozległo się to piekielne wruum, wruum, dudududdudududu, po czym z gęstej chmury wyłonił się Stach na zgniłozielonej oblepionej błotem machinie. Wielka lampa na przedzie płonęła złotym blaskiem, z metalowej rury buchały kłęby spalin, czarnych i śmierdzących. Kochanie! Co to za machina, do licha ciężkiego? wrzasnęłam. Niespodzianka! Prezent ślubny! Motocykl angielskiej produkcji! Dziesięć koni mechanicznych! Stach wypiął dumnie pierś, jakby czekał na oklaski. I, ku mojemu największemu zaskoczeniu, doczekał się! Wokół rozbrzmiały brawa i wiwaty:
12 Niech żyje młoda para! Zdrowia! Szczęścia! Spełnienia marzeń! Stach wziął mnie w objęcia i nim zdążyłam zaprotestować, z rozmachem wrzucił mnie do kosza przymocowanego u boku motocykla. Wruuum, wruuum, ruszyliśmy. Tiiit, tiiit, odezwał się klakson. Wiatr zaszumiał w uszach. Sto lat! Sto lat! zaśpiewali goście. Zatoczyliśmy cztery kółka wokół weselników. Nie powiem, było całkiem przyjemnie. Ta maszyna zabierze nas w podróż, o jakiej zawsze marzyłaś! powiedział Stach, gdy zatrzymał wreszcie pojazd i wyłączył silnik. Dokąd droga i oczy poniosą? spytałam. W świat szeroki! Na koniec świata?! Cisza! Cisza!!! rozległo się naraz wołanie. Dziadek Jeremi wyskoczył przed szereg gości, uniósł palec i przemówił: Moi drodzy, jeżeli chcecie jechać tym motocyklem na kraniec świata, powiem wam, gdzie to jest. Wiem, bo tam byłem. Podniósł z ziemi patyk, wyrysował na piasku mapę i zakreślił szlak. Musicie kierować się na wschód, przez Turcję, Persję, Indie, Birmę, do Chin, do Szanghaju, czyli tu. Z rozmachem wbił patyk w ziemię. Do Szanghaju. Wspaniale! Niech będzie Szanghaj! zawołałam.
To nie będzie łatwa wycieczka dodał dziadek Jeremi. W dżungli pożrą was bengalskie tygrysy, bez wątpienia. Na pustyni pochłoną ruchome piaski, to pewne. Spotkacie jadowite kobry, tatuowanych dzikusów, straszliwe skorpiony i pijawki olbrzymy Cudownie! Ucieszyłam się. Kochanie, ruszajmy! Rzuciłam się Stachowi na szyję i z całych sił go ucałowałam. Słońce chyliło się ku zachodowi. Tak rozpoczęła się najwspanialsza przygoda mojego życia. 13