Niczym Sobieski: Przybyliśmy, zwiedziliśmy, zachwyciliśmy się, czyli jak to w Wiedniu było. Środa, 01.06.2016r. Wczesnym rankiem, równo z brzaskiem słońca (albo ciut później), z dźwięczącymi jeszcze w uszach słowami p. dyrektor, by patrzeć na to, co trzeba zobaczyć, a nie patrzeć na to, co nie warte uwagi, ruszyliśmy na podbój Czech i Austrii. Po kilku godzinach spędzonych w autokarze dotarliśmy do pierwszego celu naszej wyprawy: jaskini Punkvy (czes. Punkevní jeskyně) i Przepaści Macochy, leżących w Morawskim Krasie. Tego, co zobaczyliśmy, nie da się opisać słowami. Stalagmity, stalaktyty, stalagnaty i przeróżne nacieki na ścianach jaskini wprawiały w osłupienie, jednak największy zachwyt wzbudził u nas widok z dna Przepaści Macochy. Emocje niósł ze sobą też rejs rzeką Punkvą (niestety skrócony ze względu na wysoki stan rzeki po ostatnich burzach) i jeden z operatorów łódek, który po czesku, dość żartobliwie, opowiadał nam o jaskini i jej historii. Wspaniały widok z dna Przełęczy Macocha
Cuda z jaskini Punkvy
Nim się obejrzeliśmy, trzeba było opuszczać Morawski Kras i ruszać do Brna żartowaliśmy, że brniemy dalej. W drugim co do wielkości mieście Czech, a zarazem historycznej stolicy Moraw, zwiedziliśmy Katedrę św. Piotra i Pawła i brneńską starówkę. Brno - Targ Zielny Po czeskich wojażach obraliśmy kierunek na Wiedeń, a konkretnie Unterolberndorf, gdzie mieścił się nasz hotel- Gasthof Magister. Tam czekały na nas pokoje, ciepły posiłek, a co najważniejsze: WiFi, którego niektórym w ciągu dnia bardzo brakowało. Czwartek, 02.06.2016r. Drugi dzień rozpoczęliśmy od wizyty w Muzeum Techniki (niem. Technisches Museum), które jest wersją mini znanego nam warszawskiego Centrum Nauki Kopernik. Zobaczyć tam mogliśmy wystawy poświęcone m.in. kolejnictwu, lotnictwu, fizyce. Sprawdziliśmy się z siłą tarcia, próbując uzyskać jak najlepszy czas przejazdu na zjeżdżalni, wczuliśmy się w prezenterów telewizyjnych, pozując przed kamerą, mogliśmy zatańczyć w nietypowej dyskotece czy powąchać ropę naftową z Pakistanu.
Muzeum Techniki Kolejnym punktem dnia był przejazd Ringstraße, czyli reprezentacyjną ulicą Wiednia, powstałą z rozkazu cesarza Franciszka Józefa I w miejscu murów obronnych miasta. Zza szyby autokaru podziwialiśmy budynki Ratusza, Parlamentu, Wiedeńskiej Opery Państwowej, Uniwersytetu Wiedeńskiego czy okazały gmach dawnego Ministerstwa Wojny. Jednak patrzenie na stolicę Austrii z pozycji fotela, choćby najwygodniejszego, nie jest tym, co możliwość zetknięcia się oko w oko z miastem Mozarta, dlatego chętnie opuściliśmy nasz pojazd i ruszyliśmy w kierunku Hofburga pałacu władców Austrii. Ogrom tego kompleksu, rozbudowywanego przez kolejnych cesarzy, sprawiał, że brakowało nam tchu w piersi. Jednak jeszcze większe wrażenie wywarł na nas Skarbiec (niem. Schatzkammer), zlokalizowany w najstarszej części Hofburga, w którym jednym z najważniejszych eksponatów są dwie cesarskie korony: jedna, Świętego Cesarstwa Rzymskiego, z roku ok. 962 i druga, austriacka, datowana na 1602 r.
Skończywszy zwiedzanie rezydencji Habsburgów, skierowaliśmy się do centrum Wiednia na plac św. Szczepana, w którego centralnym miejscu stoi Katedra św. Szczepana (bo kogóż by innego), nieraz mylnie nazywana Katedrą św. Stefana. Katedra św. Szczepana
Uwagę turysty przyciąga nie tyle co samo wnętrze kościoła, jak jego dach, pokryty niezliczoną ilością kolorowych dachówek, układających się w czarnego orła Habsburgów oraz herby Wiednia i Austrii. Zachwyceni widokami i zaopatrzeni w pamiątki poszliśmy w jeszcze jedno, jak się później okazało dość ciekawe, miejsce. Tuż nieopodal Katedry, wciśnięty pomiędzy kamienice, znajduje się budynek będący siedzibą... krzyżaków (wszyscy wyłożyliśmy się na pytaniu naszego pilota o koniec istnienia Zakonu krzyżackiego jakoś nie wpadliśmy na to, że istnieje on do dziś). W kaplicy nie udało nam się niestety spotkać żadnego zakonnika. A szkoda. Obecna siedziba krzyżaków Powróciwszy do hotelu, po kolacji, urządziliśmy sobie koncertowy wieczór. Co niektórzy ujawnili się ze swoim talentem muzycznym, inni próbowali (nieudolnie bądź też nie) naśladować światowe gwiazdy, ale nie tylko, bo pojawiły się też i utwory naszych rodzimych artystów, najczęściej tych grających disco polo. To, co działo się tamtego wieczora, pozostanie słodką tajemnicą uczestników wycieczki. A słowa przez twe oczy, twe oczy zielone oszalałem, chyba już na zawsze pozostaną w naszych głowach, bo w świadomości wielu stały się nieoficjalnym hymnem tego 3-dniowego wyjazdu.
Piątek, 03.06.2016r. Ostatni dzień zwiedzania zaczęliśmy od Kahlenbergu, najbardziej polskiego kawałka ziemi w Wiedniu. Na tym szczycie, o wysokości 484 m n.p.m., znajduje się kościół pod wezwaniem św. Józefa, którym opiekują się polscy księża z zakonu zmartwychwstańców. O historii tego niezwykłego miejsca opowiedział nam o. Roman Krekora. Z wielkim zapałem mówił nam o bitwie pod Wiedniem (12.09.1683) i o wspaniałym zwycięstwie polskiego wojska nad Imperium Osmańskim. Tutaj jest też miejsce na wyjaśnienie tytułu naszej relacji: król Jan III Sobieski, po wygranej nad armią Kary Mustafy, wysłał do papieża Innocentego XI list, w którym sparafrazował słynne słowa Julisza Cezara, pisząc: Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył. I tak, napojeni historyczną wiedzą, zachwycaliśmy się cudną panoramą Wiednia, która rozciągała się ze wzgórza. Ołtarz w kościele św. Józefa na Kahlenbergu Uskrzydleni widokami, ruszyliśmy do pałacu Schönbrunn, letniej rezydencji cesarskiej, jednego z najpiękniejszych zabytków barokowych Europy. Schönbrunn przytłacza swoją wielkością i przepychem. Komnaty pełne są złota, kosztowności, cennych dzieł sztuki czy kunsztownych mebli, które świadczą o potędze Habsburgów. Obojętnie nie można też przejść obok wspaniałych ogrodów, w których niesie się zapach niezliczonych ilości róż.
Nierzadko pisze się, że ciężko jest coś wyrazićsłowami i musicie wierzyć tak jest w przypadku Schönbrunn. Schönbrunn w całej okazałości Nasza wycieczka dobiegła końca. Mając w pamięci komnaty Sissi czy gabinet Franciszka Józefa, udaliśmy się w drogę powrotną do Wadowic. O wyjeździe rzec można jedno: było pięknie! Tekst: Łukasz Korzeniowski Foto: p. Iwona Filek, p. Małgorzata Nogala, Łukasz Korzeniowski