Elvira Lindo Przełożyła Anna Trznadel-Szczepanek Ilustrował Julian Bohdanowicz n a s z a k s i e g a r n i a
Tytuł oryginału hiszpańskiego Yo y el imbécil 1999 by Elvira Lindo. All rights reserved. Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2003 Projekt okładki Maciej Szymanowicz Ilustracja na okładce Julian Bohdanowicz
CZĘŚĆ PIERWSZA Wnuki o tobie pamiętają LUDZIE NA OSIEDLU SIĘ SKARŻĄ Nie opowiadaj nikomu o tym, czego się dowiesz z tego rozdziału mojego życia, bo trochę się wstydzę historii, w których płaczę, a to jest właśnie jedna z nich. Dziadek mówi, że jeżeli napisano tyle książek o czyimś życiu, to nic dziwnego, że od czasu do czasu ich bohater (na przykład ja) płacze z powodu strasznego nieszczęścia, które mu się przytrafiło. Według dziadka czytelnicy są wtedy zachwyceni i też zaczynają płakać, jakby ich spotkało to samo. Co za dziwni czytelnicy! Ci, których ja znam, czyli nasi sąsiedzi z Górnego Carabanchel, pokładają się ze śmiechu, kiedy bohater znajdzie się w opałach, zwłaszcza jeżeli tym bohaterem jestem ja. Największy łobuz na naszym osiedlu, Kamil, szczególnie lubi czytać o tym, jak się potykam albo mama daje mi kuksańca, albo on mi rozwala okulary. Z Kamila jest nie tylko łobuz, ale i kłamczuch; jego mama powiedziała kiedyś: 9
Nie daj się nabrać, Mateuszku, on nie zagląda nawet do tych książek, w których sam występuje. Z początku wszyscy na osiedlu kupili pierwszy tom mojej biografii, ponieważ byli ciekawi, co w nim jest i czy o nich napisałem, ale następnych tomów już nie kupowali, bo się obrazili o to, w jaki sposób ich przedstawiliśmy: ja w moich opowieściach, a Emilio Urberuaga na rysunkach. Pani wychowawczyni poskarżyła się na lekcji, że wygląda na tych ilustracjach jak foka; okropnie nas to rozśmieszyło, więc pani zapowiedziała, że jak jeszcze raz zobaczy jakieś dziecko z moją książką w ręce, źle się to dla niego skończy. Nasza sąsiadka, pani Lusia, stwierdziła, że ten facet tak ją przedstawił na rysunkach, jakby miała co najmniej pięćdziesiąt lat. A jak cię miał przedstawić, Lusiu, skoro masz pięćdziesiąt dwa? ujęła się za nim mama. Tak, ale on o tym nie wie, a chyba zgodzisz się ze mną, Kasiu, że wyglądam na dziesięć lat mniej! Artysta tak nie postępuje, artysta przedstawia kobietę w korzystnym świetle albo nie przedstawia jej wcale, a jak tego nie rozumie, to niech zmieni zawód Mnie traktuje jeszcze gorzej, Lusiu westchnęła mama. Rysuje mi zawsze dwie brody, z którymi wyglądam jak pelikan. Dzieci w Hiszpanii czytają książki o Mateuszku zilustrowane przez Emilia Urberuagę. 10
Pan Eustachy też narzeka, bo na rysunkach nie widać, że unowocześnił wnętrze baru. Ja robię, co mogę, żeby iść z duchem czasu. Nawet w Paryżu nie powstydziliby się takiego baru jak mój, a ten pan udaje, że niczego nie widzi. Bo nie chce widzieć! odparł jeden z klientów. Z kolei tata skarży się, że ilustrator zawsze robi z niego grubasa. Ja nigdy w życiu nie miałem takiego brzucha, Kasiu. Naprawdę nie miałem! Nie znam nikogo, kto byłby zadowolony ze sposobu, w jaki został przedstawiony w tych książeczkach. Skłamałem, jest taka jedna osoba: Głupek, który uwielbia się przechwalać, że rysownik zawsze go umieszcza na stronie tytułowej. Za to mama jest zła, że Głupek wszędzie występuje ze smoczkiem w buzi, bo przez to jest jej trudniej walczyć z jego nawykiem ssania. Ja na wszelkie sposoby staram się dzieciaka odzwyczaić, a ten jak na złość ciągle go rysuje ze smoczkiem. Więc jak powiedziałem, z początku ludzie na osiedlu kupowali moje książki, ale potem przestali, bo stwierdzili, że nie będą wydawać kasy po to, żeby zobaczyć, jacy są brzydcy i grubi. Nikt nie lubi być ośmieszany, no nie? Każdy, kto spotykał mamę, wypominał jej to, więc w końcu się zaniepokoiła: Oj, bo mnie skłócisz ze wszystkimi, Mateuszku. 11
To nie ja, mamo, tylko ta kobieta, która pisze moje książki. Ja jej mówię o różnych rzeczach, a ona zawsze wybiera z moich historii to, co najgorsze. No więc tym razem chciałem ci opowiedzieć zacznę jak zwykle od samiutkiego początku że pewnego piątkowego popołudnia poszedłem z dziadkiem do przychodni i doktor Morales orzekł, że problem prostaty dziadka musi zostać rozwiązany w sposób radykalny, bo on już nie może patrzeć na taką prostatę, która z każdą minutą robi się coraz większa. Dziadek zbladł jak ściana i skrzyżował ręce w tym miejscu, gdzie ma prostatę, jakby się bał, że lekarz wyjmie z szuflady lancet i od razu zrobi z niego użytek.
Proszę się nie bać uspokoił dziadka doktor Morales, jak gdyby czytał w jego myślach. Zrobimy to w szpitalu, pod narkozą, jak u wszystkich starszych panów. Dziadek wyszedł z przychodni bardzo przygnębiony i wlókł się krok za krokiem. Dziadku zaproponowałem jeżeli ci ciężko iść z tą prostatą, to oprzyj się na mnie, poniesiemy ją razem. Ale dziadek powiedział, że idzie wolno nie dlatego, że ciąży mu powiększająca się prostata, tylko ze strachu, bo dziadkowie też miewają okropnego pietra. Wybieraliśmy się na ulicę Gran Vía, bo mama kazała nam kupić podkoszulki z termolaktilu dla mnie i dla Głupka. Ona uwielbia, jak się przegrzewamy w zimie; uspokaja się dopiero wtedy, gdy wyskoczą nam na szyi potówki. Wzięliśmy taksówkę, bo dziadkowi było tak smutno, że nie chciał jechać metrem; powiedział, że w przyszłości jeszcze zdąży pobyć pod ziemią. Taki jest nasz Dado urodzony optymista. BOHATEROWIE NIGDY NIE PŁACĄ Kupiliśmy podkoszulki, dziadek wziął też jeden dla siebie i jeszcze majtki, żeby zrobić dobre wrażenie na pielęgniarkach. Byliśmy w sklepie dość długo, ponieważ dziadek opowiedział sprzedawcy o czekającej go operacji i pewien starszy pan, który też kupował majtki, kazał 13
mu się nie martwić, bo on, odkąd go zoperowali, widzi świat w różowych barwach. Ten staruszek bardzo podniósł dziadka na duchu i w dodatku pokazał mu swoją bliznę, bo sprzedawca pozwolił nam w tym celu wejść do przymierzalni. Mówię ci, ta blizna była strasznie fajna, po prostu idealna; wszyscy (ze sprzedawcą włącznie) zgodzili się co do tego, że wygląda, jakby lekarz wykreślił ją przy linijce. Przykucnęliśmy, żeby obejrzeć to arcydzieło sztuki chirurgicznej, i staruszek był zachwycony komplementami, jakie prawiliśmy jego brzuchowi. Wymienili się z dziadkiem telefonami, bo z miejsca się zaprzyjaźnili i ten pan chciał odwiedzić dziadka w szpitalu, żeby się przekonać, czy nasz Dado będzie miał taki sam idealnie prosty szew jak on. Kiedy się rozstali na Gran Vía, dziadek już był w lepszym humorze. Powiedział, że trzeba to jakoś uczcić, i poszedł kupić bilet na loterię w sklepiku pewnej pani, której imię Matylda jest trochę podobne do mojego (ale nie jesteśmy rodziną). Była strasznie długa kolejka, więc poprosiłem dziadka, żeby zrezygnował, ale on miał przeczucie, że tego dnia dopisze mu szczęście. Dlatego wpadł na pomysł, że mnie zostawi w wielkiej księgarni na Gran Vía, żebym się nie nudził. Powiedział, że kiedyś dzieci zostawiało się w kościele, ale one trzęsły się tam z zimna, więc ludzie dawali im monety i jak takie dziecko dorosło, zostawało żebrakiem. Kiedy dziadek zaprowadził mnie do księgarni, pomyślałem, że mógłbym w przyszłości zostać pisarzem, ale po chwili zła- 14
pałem się obiema rękami za głowę, bo, prawdę mówiąc, w dzisiejszych czasach pisarze nie są zbyt przystojni. No więc dziadek pozostawił mnie samego wśród mnóstwa książek. Nie uwierzysz, co leżało na jednym ze stołów: Mateuszek, Jestem Super-Mateuszek, Mateuszek i kłopoty, Mateuszek i tajemne sprawki Księgarnia, w której to wszystko znalazłem, była chyba jedną z najważniejszych księgarni w Europie. Okropnie mnie to rozśmieszyło i sprzedawca spojrzał na mnie z taką miną, jakby chciał powiedzieć: Z czego ten dzieciak się śmieje?. Zapytałem, czy mogę sobie wziąć jedną z tych książek, a on na to ale dowcipny! 15
że mogę, jeżeli przedtem podejdę do kasy. Więc wyjaśniłem, że nie muszę, bo jestem bohaterem tych książek, a według Konstytucji Światowej bohaterowie nigdy nie płacą za książki, w których występują. To tak, jakby Superman płacił, żeby obejrzeć w kinie film Superman! Myślałem, że ten przykład będzie dla niego dostatecznie jasny. Wsadziłem książkę pod pachę i skierowałem się do drzwi, żeby tam zaczekać na dziadka, gdy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłem się. To był sprzedawca; nachylił się nisko nade mną i warknął: Jeszcze się nie narodziło dziecko, któremu pozwolę zwinąć z tej księgarni jakąś książkę! Jestem z Dolnego Carabanchel, rozumiesz? I nie lubię takich cwaniaków jak ty! Poczułem, że mimo woli drży mi podbródek. Zaczynało się robić nieciekawie. Sprzedawca trzymał mnie mocno za ramię i mówił, że nie mam wstydu, bo najspokojniej w świecie kradnę w sklepie i nawet się z tym nie kryję. Natychmiast połóż tę książkę na stole, złodziejaszku! Położyłem książkę na stole, ledwo żywy ze strachu. Gdzie twoja mama? W Górnym Carabanchel. Jest o tym mowa w książce, której nie chce mi pan dać. Nie rób ze mnie wariata! 16
Wcale z pana nie robię wariata, tylko mówię najprawdziwszą prawdę. Przyszedłem z dziadkiem Mikołajem, który właśnie stoi w kolejce po bilet na loterię, a zostawił mnie tu nie po to, żebym kupował książki, tylko żebym się nie nudził. Trzeba czytać książki i trzeba je kupować, ale nie wolno kraść, jak to masz w zwyczaju. Wcale nie mam w zwyczaju kraść. Raz to zrobiłem w spożywczym pani Pelagii i mnie nakryli. Opowiedziałem temu rozgniewanemu sprzedawcy, jak kiedyś kradłem w spożywczym razem z Kamilem i Uszatkiem, i że już nigdy więcej tego nie zrobię, bo było mi bardzo głupio, kiedy nas przyłapano; miałem potem szlaban i przez całą niedzielę nie mogłem pójść do parku Wisielca. Rozgniewany sprzedawca odebrał mi książkę; było mi bardzo smutno, bo facet za nic w świecie nie
chciał uwierzyć, że jestem bohaterem tych historyjek. Przyznaję zacząłem płakać. Dziadek zjawił się w momencie, gdy wylałem już trzy łzy i właśnie zamierzałem wylać czwartą. Co się stało, słoneczko? zaniepokoił się. Wskazałem ręką na rozgniewanego sprzedawcę, który patrzył na nas z taką miną, że mróz przechodził po kościach. Dziadek go zapytał, co się stało, bo ja jestem takim dobrym dzieckiem, że on wprost nie ma słów. Jedyne, co można mi zarzucić, to że nie przykładam się do nauki, jestem zazdrosny o Głupka, gadam jak najęty i działam mamie na nerwy, ale pominąwszy te dwa czy trzy drobiazgi, jestem dzieckiem na medal, dzieckiem bez skazy, więc on jako mój dziadek nie może pozwolić na to, żeby ktoś doprowadzał mnie do płaczu wśród książek o moim życiu.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia Sp. z o.o. 02 868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c tel.: 22 643 93 89, 22 331 91 49 faks: 22 643 70 28 e mail: naszaksiegarnia@nk.com.pl Dział Handlowy tel. 22 331 91 55, tel./faks: 22 643 64 42 Sprzedaż wysyłkowa tel. 22 641 56 32 e-mail: sklep.wysylkowy@nk.com.pl www.nk.com.pl Książkę wydrukowano na papierze Ecco-Book Cream 70 g/m 2 wol. 2,0. Redaktor prowadzący Anna Garbal Opieka redakcyjna Magdalena Korobkiewicz Redakcja Małgorzata Grudnik-Zwolińska Redakcja techniczna, DTP Joanna Piotrowska Korekta Joanna Morawska ISBN 978-83-10-12579-8 PR I N T E D I N P OL A N D Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2014 r. Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków