Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk, który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.



Podobne dokumenty
Pomóc naszej m³odzie y

Roland E. Philipps. System. przełożył Jerzy Kreiner. Wydawnictwo WING

Tytuł oryginału: Today We Are Rich: Harnessing the Power of Total Confidence

Magiczna moc umysłu. Jak zaprogramować swój mózg na szczęœcie

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Polski system probacji, stan i kierunki rozwoju w kontekœcie standardów europejskich

S AWOMIR JARMU TOMASZ WITKOWSKI PODRÊCZNIK TRENERA PRAKTYKA PROWADZENIA SZKOLEÑ

Trzy, dwa, jeden, zero, start!

GENIALNY UMYSŁ. JAK MYŚLEĆ I DZIAŁAĆ KREATYWNIE

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Szkoła twórczego pisania. Jak zostać autorem bestsellerowych książek

GLOBALIZACJA, MARGINALIZACJA, ROZWÓJ

bo wszystkie dzieci nasze s¹

Ksià ka jest wyrazem wdzi cznoêci Bogu za 80. rocznic pierwszych objawieƒ or dzia Bo ego Mi osierdzia w P ocku Êw. Faustynie i upami tnieniem 800.

Cudowna moc drzemki. Idź do. Katalog książek. Twój koszyk. Cennik i informacje

Tytuł oryginału: How To Start A Conversation And Make Friends: Revised And Updated

Prywatyzacja by³a i jest jednym z najwa niejszych elementów programu

przemiana ca³ego jego ycia.

Dobra jak nikt inny. Wydawnictwo bezp atne

PODRÓŻ ZA JEDEN UŚMIECH

2. CZAS. SCENARIUSZ 2.1. Budowa zegara s³onecznego

Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym. ===af9twgha

Osoby niepe³nosprawne stanowi¹ w Polsce znaczny odsetek obywateli,

Bajki różne; Opowieści biblijne; Rozmowy z diabłem

Praca tymczasowa w Polsce, Niemczech i Czechach

Oliwia Włoch TYLKO JEDEN RAZ

Gaz łupkowy szanse i wyzwania dla Polski i Unii Europejskiej w świetle doświadczeń amerykańskich i rozwoju międzynarodowego rynku gazu

Automatyczny ci nieniomierz cyfrowy Model M10-IT Instrukcja obs ugi

Italo Calvino Wszystkie opowieści kosmikomiczne

Tytuł oryginału: What's Stopping You?: Why Smart People Don't Always Reach Their Potential and How You Can

Transkrypt:

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk, który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej.

Opowiadania na czas przeprowadzki

Pawe³ Huelle Opowiadania na czas przeprowadzki s³owo/obraz terytoria

Rysunek na ok³adce oraz ilustracje / Piotr Kazigrotowski Redakcja / Ma³gorzata Ogonowska Korekta / Izabela Biliñska Sk³ad / Piotr Górski Druk i oprawa / Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A., ódÿ, ul. wirki 2 Copyright by Pawe³ Huelle Copyright for this edition by wydawnictwo s³owo/obraz terytoria, Gdañsk 1999 Wydawnictwo s³owo/obraz terytoria, 80-244 Gdañsk, ul. Grunwaldzka 74/3 tel.: (058) 341 44 13, tel./fax: (058) 345 47 07 e-mail: slowo-obraz@terytoria.com.pl; www.slowo-obraz.terytoria.com.pl ISBN 83-87316-48-2

Stó³ I Stó³, stó³ krzycza³a mama nie mogê ju tego wytrzymaæ! Ludzie maj¹ meble, a tylko my coœ takiego i pokazywa³a rêk¹ na nasz okr¹g³y stó³, przy którym codziennie jedliœmy obiad. Czy to w ogóle mo na nazwaæ sto³em? pyta³a, za³amuj¹c g³os i ramiona. Ojciec nie odpowiada³ na jej zaczepki i zamyka³ siê w sobie, wype³niaj¹c pokój ciê - kim milczeniem. W koñcu stó³ nie by³ taki z³y. Krótsz¹ nogê podk³ada³o siê specjalnym klockiem, a sêkaty fornir na blacie mo na by³o zakryæ obrusem. Ten stó³ kupi³ w roku czterdziestym szóstym od pana Polaske z Zaspy, kiedy pan Polaske pakowa³ tobo³ki i ostatnim poci¹giem udawa³ siê na zachód, do Niemiec. Ojciec da³ wtedy panu Polaske parê wojskowych butów, które wczeœniej wyhandlowa³ od sowieckiego sier anta za u ywany zegarek, a poniewa te buty nie by³y pierwszej œwie oœci, ojciec do³o y³ jeszcze trochê mas³a z UNRRY, na co wzruszony pan Polaske zostawi³ ojcu oprócz sto³u fotografiê z rodzinnego albumu. Przedstawia³a dwóch eleganckich mê czyzn w garniturach, którzy stali na Lange Brücke. Lubi³em ogl¹daæ tê fotografiê. Nie dlatego, e interesowa³ mnie pan Polaske i jego brat, o których wiedzia³em niewiele, ale dlatego, e za ich plecami, w tle, rozci¹ga³ siê widok, jakiego pró no szuka³em na D³ugim Pobrze u. Dziesi¹tki rybackich ³odzi cumowa³o do kei Targu Rybnego, na nabrze u pe³no by³o sprzedaj¹cych i kupuj¹cych ludzi, a Mot³aw¹ przep³ywa³y barki i parowe stateczki z d³ugimi jak maszty kominami. Pe³no tu by³o ruchu i ycia, Lange Brücke wygl¹da³o jak prawdziwy port i chocia 5

Opowiadania na czas przeprowadzki wszystkie szyldy hoteli, barów i kantorów kupieckich brzmia- ³y obco, to jednak by³ to widok poci¹gaj¹cy. W niczym nie przypomina³ D³ugiego Pobrze a, które odbudowano wprawdzie po wielkim po arze i bombardowaniu, ale które œwieci³o pustk¹ nikomu niepotrzebnych urzêdów, czerwonych hase³ zawieszonych na murach i zielon¹ nitk¹ Mot³awy, po której p³ywa³a milicyjna motorówka i raz dziennie statek Wojsk Ochrony Pogranicza. To niemiecki stó³ podnosi³a g³os mama ju dawno powinieneœ go por¹baæ na kawa³ki. Gdy pomyœlê ci¹gnê³a ju nieco spokojniej e siedzia³ przy nim jakiœ gestapowiec i jad³ po pracy wêgorze, robi mi siê niedobrze. Ojciec wzrusza³ ramionami i wyci¹ga³ fotografiê pana Polaske. Spójrz mówi³ do mamy czy to jest gestapowiec? I opowiada³ zaraz historiê pana Polaske, który by³ socjaldemokrat¹ i siedzia³ trzy lata w obozie koncentracyjnym Stuthoff, bo nie zgadza³ siê z Hitlerem. Kiedy nasze miasto w roku trzydziestym dziewi¹tym w³¹czono do Rzeszy, pan Polaske ostentacyjnie nie wywiesi³ flagi na swoim domu i wtedy go zabrali. W takim razie jego brat by³ gestapowcem ucina³a dyskusjê mama i wychodzi³a do kuchni, a ojciec, niepocieszony strat¹ s³uchacza, opowiada³ o drugim panu Polaske, który zaraz po wojnie, z senatorem Kunze, pojecha³ do Warszawy prosiæ prezydenta Bieruta o gdañskich Niemców, eby mogli zostaæ, podpisuj¹c deklaracjê lojalnoœci. Wtedy ci¹gn¹³ swoj¹ opowieœæ ojciec prezydent Bierut nastroszy³ swój w¹sik i powiedzia³ delegatom, e socjaldemokracja niemiecka nigdy nie grzeszy³a poczuciem histo- 6

Stó³ rycznego rozs¹dku, e zdradzi³a swój klasowy instynkt ju dawno, o czym m¹drze i wyczerpuj¹co napisa³ towarzysz Stalin. I jakiekolwiek proœby tu prezydent Bierut zacisn¹³ swoj¹ robotnicz¹ piêœæ i uderzy³ ni¹ w blat biurka s¹ dzia- ³alnoœci¹ antypañstwow¹. Brat pana Polaske wróci³ wtedy do Gdañska i powiesi³ siê na strychu ich domku na Zaspie. W³aœciwie dlaczego to zrobi³? pyta³ g³oœno ojciec przecie móg³ pojechaæ do Niemiec, jak jego brat. Powiesi³ siê mama wchodzi³a w³aœnie do pokoju, nios¹c dymi¹cy pó³misek bo wreszcie ruszy³o go sumienie. Gdyby wszystkich Niemców ruszy³o sumienie, to wszyscy zrobiliby tak samo doda³a, stawiaj¹c na stole ziemniaki w mundurkach wszyscy powinni siê powiesiæ po tym, co zrobili. A Sowieci?! wykrzykiwa³ ojciec, odrzucaj¹c na skraj talerza ³upy a Sowieci? Wiedzia³em, e zaraz zacznie siê k³ótnia. Mama ba³a siê Niemców panicznie i nic nie by³o w stanie uleczyæ jej z tego lêku, podczas gdy ojciec najwiêkszy uraz czu³ do rodaków Fiodora Dostojewskiego. Niewidoczna granica przebiega³a teraz przez stó³ pana Polaske z Zaspy i oboje byli ni¹ rozdzieleni, jak wtedy, w roku trzydziestym dziewi¹tym, gdy kraj ich dzieciñstwa, pachn¹cy jab³kami, cha³w¹ i drewnianym piórnikiem, w którym grzechota³y kredki, rozdarto niczym sztukê p³ótna na dwie czêœci, miêdzy którymi ³yska³a srebrna nitka Bugu. Widzia³em ojciec po³yka³ bia³e miêso ziemniaków widzia³em Oczywiœcie chodzi³o mu o defiladê w miasteczku, gdzie obie armie spotka³y siê ze sob¹. Kurz wzbija³ siê pod samo niebo ojciec dok³ada³ sobie skwarków 7

Opowiadania na czas przeprowadzki a oni maszerowali równym krokiem obok siebie i œpiewali raz po niemiecku, a raz po rosyjsku, ale rosyjski s³ychaæ by³o g³oœniej, bo Sowieci przysy³ali na defiladê ca³y pu³k, a Niemcy tylko dwie kompanie. Niemcy byli gorsi przerwa³a mama bo nie mieli w sobie adnych ludzkich uczuæ. Nie lubi³em tych rozmów. Zw³aszcza kiedy toczy³y siê przy obiedzie i w gêsty zapach roso³u czy aromatyczny zapach sosu chrzanowego wkrada³ siê huk armat albo stukot poci¹gu, którym wieziono ludzi na powoln¹ lub natychmiastow¹ œmieræ. Nie lubi³em, kiedy k³ócili siê o takie rzeczy, bo zapominali wtedy o mnie i tkwi³em pomiêdzy nimi jak zu yta i nikomu ju niepotrzebna rzecz. Ostatecznie wszystkiemu winien by³ pan Polaske i jego stó³. Tak myœla³em, prze³ykaj¹c ziemniaki w mundurkach albo leniwe pierogi. Gdyby nie ten stó³, rodzice rozmawialiby ze sob¹ o filmie z Marilyn Monroe, urodzaju truskawek albo ostatnim wodowaniu w Stoczni Lenina, na które przyby³ premier Cyrankiewicz. Mogliby zreszt¹ mówiæ o czymkolwiek innym, lecz stó³ pana Polaske upodobni³ siê z czasem do æmi¹cego zêba. Kiedy ból s³ab³ i zdawa³ siê przemijaæ, tym wiêksza chêtka bra³a ich, eby dotkn¹æ tego miejsca i wzbudziæ pulsuj¹c¹ udrêkê na nowo. Czy mog³em coœ zrobiæ? Gdyby chodzi³o o krzes³o, poradzi³bym z pewnoœci¹. Ale stó³ du y i okr¹g³y, z rzeÿbionymi nogami, tak bardzo ciê ki, z dêbowego drewna stó³ pana Polaske z Zaspy wydawa³ siê zbyt masywny, aby go unicestwiæ bez niczyjej pomocy. Podejrzewa³em, e pan Polaske zostawi³ go nam specjalnie, jakby wiedzia³ o niewidzialnej granicy miêdzy moimi rodzicami. I jakby przypuszcza³, e jego mebel, którego nie móg³ zabraæ do Nie- 8

Stó³ miec, stanie siê przyczyn¹ nieustaj¹cej k³ótni. Ojciec, niechêtny zmianom, upiera³ siê przy swoim, a mama coraz czêœciej przypala³a bigos albo eberka, wyszukuj¹c w niemieckim stole wci¹ nowe usterki. Do kulawej nogi i spêkanego forniru dochodzi³y zatem korniki, których sekretna robota, nies³yszalna w dzieñ, noc¹ nie dawa³a mamie spaæ. Rano by³a niewyspana i w z³ym humorze. Zrób coœ mówi³a do ojca nie mogê ju d³u ej tego wytrzymaæ! Jakie znów korniki? pyta³ ojciec. Niemieckie odpowiada³a mama. To niemieckie robaki. Nied³ugo zaatakuj¹ kredens i szafê, bo s¹ nienasycone. Jak wszystko, co niemieckie szepta³a ojcu do ucha. Jeœli pan Polaske chcia³ siê zemœciæ, nie móg³ znaleÿæ lepszego sposobu. Coraz czêœciej wyobra a³em sobie, e œmieje siê gdzieœ w Hamburgu albo Monachium i zaciera rêce. Mas³o z UNRRY zjad³ w ci¹gu kilku dni, sowieckie buty wyrzuci³ po roku, a my mêczyliœmy siê z jego sto³em jak z obcym domownikiem, który przeszkadza wszystkim bardzo, lecz którego nie mo na wyrzuciæ. Tylko dlaczego mia³by siê na nas mœciæ zastanawia³em siê chwilami. Nie zrobiliœmy mu przecie nic z³ego. Nie mieszkaliœmy nawet w jego domu, który zajmowa³ teraz jakiœ wysoki urzêdnik partyjny. Czy by yczy³ nam Ÿle tylko dlatego, e byliœmy Polakami? Nie znajdowa³em na to pytanie gotowej odpowiedzi. Ani na adne inne zwi¹zane z panem Polaske. Godzinami ogl¹da³em fotografiê, na której D³ugie Pobrze e wygl¹da³o jak prawdziwy port, i liczy³em kominy parowych statków ci¹gn¹cych po Mot³awie. Tymczasem stó³ z ka dym dniem wydawa³ siê wiêkszy i pêcznia³ w zamkniêtej przestrzeni pokoju do niemo liwych rozmiarów. 9

Opowiadania na czas przeprowadzki A wreszcie któregoœ dnia sta³o siê to, co staæ siê musia³o. Kiedy mama postawi³a na blacie wazê z zup¹, klocek spod krótszej nogi puœci³ i stó³ zako³ysa³ siê jak raniony zwierz. Barszcz chlapn¹³ ojcu na koszulê i spodnie. Ach! mama z zachwytem klasnê³a w d³onie a nie mówi³am? Czy nie przepowiada³am katastrofy? Ojciec nie odezwa³ siê ani s³owem. Pod³o y³ klocek, zjad³ drugie danie, doczeka³ w milczeniu galaretki wiœniowej i dopiero po deserze, z papierosem w zêbach, zszed³ do piwnicy po pi³ê i metr. Za parê chwil, pochylony nad sto³em, mru ¹c raz jedno, to znów drugie oko, wygl¹da³ wspaniale niczym frontowy chirurg przystêpuj¹cy do operacji. Tu jednak zdarzy³a siê rzecz nies³ychana. Ojciec, który mia³ dobr¹ rêkê do napraw i przeróbek, nie móg³ sobie poradziæ ze sto³em pana Polaske. A w³aœciwie nie ze sto³em, tylko z jego nierównymi nogami. Po ka dym przyciêciu okazywa³o siê, e jedna z nich, zawsze inna, jest nieco krótsza od pozosta- ³ych. Opanowany furi¹ doskona³oœci, a mo e niemieckiej pedanterii, ojciec nie dawa³ za wygran¹: skraca³ i skraca³ sto³owe nogi coraz bardziej, a wreszcie naszym oczom ukaza³ siê niecodzienny widok. Na pod³odze obok mnóstwa spi³owanych kawa³ków drewna i morza trocin spoczywa³ blat sto³u pana Polaske, bez nóg, jak wielka br¹zowa tarcza. Oczy mamy b³yszcza³y ze wzruszenia, wzrok ojca ciska³ gromy, ale nic nie mog³o powstrzymaæ rozpoczêtego dzie³a. Jak w transie warcz¹ca pi³a wdar³a siê teraz w blat, ojciec sapa³ i wzdycha³, mama powstrzymywa³a oddech, by w koñcu wykrzykn¹æ: No, nareszcie! Stó³ pana Polaske nadawa³ siê ju tylko do spalenia. 10

Stó³ Ojciec wynosi³ kawa³ki drewna do piwnicy, mama sprz¹ta³a trociny i tylko ja czu³em przez skórê, e to jeszcze nie koniec i e prawdziwe k³opoty s¹ dopiero przed nami. Nastêpnego dnia zjedliœmy obiad w kuchni. By³o tu ciasno i niewygodnie, a zapach sma onych œledzi, gêsty jak chmura, wcale nie dodawa³ apetytu. Musimy kupiæ nowy stó³ mówi³a mama mo e trochê mniejszy od tamtego, ale te okr¹g³y. A potem nowe krzes³a rozmarzy³a siê zupe³nie z pluszowymi obiciami! Ojciec milcza³. Po obiedzie pojechaliœmy tramwajem do sklepu meblowego. Sprzedawca roz³o y³ ramiona, uœmiechn¹³ siê znacz¹co i powiedzia³, e jest to, co widaæ: sto³y trójk¹tne. To najnowszy model wskaza³ równoboczn¹ figurê eksperymentalny! A okr¹g³e? zapyta³a mama. Czy nie ma okr¹g³ych? Wtedy sprzedawca wyjaœni³, e tegoroczny plan centralny zosta³ ju wykonany i okr¹g³e sto³y bêd¹, owszem, ale dopiero w styczniu albo lutym. Ojciec uœmiecha³ siê zgryÿliwie, bo mieliœmy akurat po³owê maja. Mama natomiast chodzi³a miêdzy trójk¹tnymi sto³ami i dotyka³a ich blatów jakby z niedowierzaniem i lêkiem. Œwiat³o, które wpada³o do sklepu przez zakurzon¹ szybê, oœwietla³o jej kasztanowe w³osy dyskretn¹ aureol¹, co dodawa³o mamie melancholijnego uroku. Kiedy wyszliœmy na ulicê, za ¹da³a wszak e, aby pojechaæ do innego sklepu. Jak wielkie by³o jej rozczarowanie! Nad wszystkimi sklepami meblowymi w mieœcie niczym widmo zawis³o fatum planu centralnego. Jedyny nietrójk¹tny stó³, wydobyty na jej kategoryczne ¹danie z mrocznego magazynu, okaza³ siê prostok¹tny, d³ugi bardzo i w¹- 11

Opowiadania na czas przeprowadzki ski, ca³kiem nieprzydatny do naszego pokoju. Nie wiedzia- ³em, czy pan Polaske móg³by sobie to wyobraziæ po kilku godzinach bezskutecznych poszukiwañ przyszliœmy do domu zmêczeni, a jego stó³ tkwi³ miêdzy nami nadal jak ledwo widoczna drzazga. Ostatecznie t³umaczy³ ojciec mo na zamówiæ stó³. Bêdzie dro szy, ale tu zawiesi³ znacz¹co g³os i wzniós³ palec jak kaznodzieja wobec planu centralnego nie mamy innego wyjœcia. Czy by³o coœ prostszego nad takie rozumowanie? Oczywiœcie, e nie, jednak e jak okaza³o siê wkrótce z piêciu zak³adów stolarskich w okolicy trzy by³y ju zamkniête od dawna. Ich w³aœciciele, zrujnowani domiarami, pracowali w pañstwowej fabryce, wykonuj¹c plan centralny. Czwarty nale ¹cy do wdowy po stolarzu z Wilna, Rupiejce by³ w³aœnie w likwidacji. A pi¹ty zak³ad przekszta³ci³ siê w cich¹ manufakturê, gdzie wyrabiano piêkne trumny, których produkcja jak na razie nie podlega³a planowaniu centralnemu. Wszystko do czasu powiedzia³ ojciec po powrocie z miasta ich tak e w³¹cz¹ w nurt historii. A sto³u nie by³o nadal. Pewne próby, podjête przez ojca nieœmia³o niczym ulotne i poetyckie improwizacje, ju w samym zarodku skazane zosta³y na niepowodzenie. I tak deska do prasowania ustawiona na podwójnych skrzynkach, nastêpnie prowizoryczny blat sklecony przez niego w piwnicy czy wreszcie og³oszenie, które zamierza³ umieœciæ w przedpo³udniowej gazecie ( Stó³ u ywany, zdecydowanie okr¹g³y kupiê ), nie znalaz³y cienia aprobaty w oczach mamy. Szczególnie ten ostatni wyda³ siê jej okropny. Ju 12

Stó³ raz mieliœmy u ywany stó³, no i proszê, co z tego wynik³o! Ostatni¹ desk¹ ratunku mia³ byæ wiêc pan Gorzki, który bez szyldu i zezwoleñ mo liwych i niemo liwych urzêdów para³ siê stolark¹ pok¹tnie. Robi³ to po godzinach pracy, z materia³ów ukradzionych w stoczni. Bra³ przy tym wysokie zaliczki i pi³ w ka d¹ sobotê i niedzielê, jakby by³ szewcem, a nie stolarzem. Pan Gorzki czêsto zasypia³ przed domem na koœlawej ³awce, a e zdarza³o siê to w niedzielê, ludzie wracaj¹cy z koœcio³a wytykali go palcami, nazywaj¹c masonem. W ka dym razie przyj¹³ od ojca zaliczkê i obieca³ zrobiæ stó³ w ci¹gu tygodnia. Okr¹g³y, jak siê patrzy. Mama ucieszy³a siê bardzo, a ojciec, który by³ legalist¹, prze- ywa³ teraz swój ciê ki tydzieñ. Je eli wiem pyta³ g³oœno co wieczór e on zrobi nam stó³ z kradzionego drewna, to czy to jest w porz¹dku? Czy to jest uczciwe? Ale mama by³a pragmatykiem: Komu ukradnie? Wszystko jest pañstwowe. Wszystko! I zatoczy³a rêk¹ wielkie ko³o w powietrzu, jakby przemawia³ przez ni¹ Duch Dziejów. Ten e sam Duch Dziejów przemówi³ jednak bardziej stanowczo przez pana Gorzkiego i oto, co siê sta³o: stolarz nie skoñczy³ picia w niedzielê wieczorem, przed³u aj¹c swój b³ogostan do poniedzia³ku. Odnowi³ go we wtorek, podtrzyma³ w œrodê, podsyca³ umiejêtnie w czwartek, a wreszcie przeci¹gn¹³ do pi¹tku po pó³nocy, gdzie czeka³a ju na niego spragniona sobota z niedziel¹. Kiedy w poniedzia³ek ten nastêpny udaliœmy siê z ojcem do szopy pana Gorzkiego, po³o onej tu obok stawu za browarem, przyj¹³ nas, siedz¹c na klepisku, pijany w sztok, poœród butelek i roz- 13

Opowiadania na czas przeprowadzki rzuconych narzêdzi. Z jego twarzy bi³a wisielcza melancholia pomieszana z ekstatyczn¹ radoœci¹. Co chwila unosi³ g³owê, zaœmiewa³ siê gard³owo i wykrzykiwa³ wci¹ to samo zdanie, jak katarynka: Ja wiem! Ja wiem! Ojciec spurpurowia³, jakby to on sam wypi³ szklankê spirytusu. Gdzie s¹ moje pieni¹dze? krzycza³ gdzie jest nasz stó³? Proszê mi zwróciæ zaliczkê! zapia³ falsetem, ³ami¹c g³os. Natychmiast! Ale nawet ja rozumia³em, e ojciec krzyczy wy³¹cznie dla zachowania przyzwoitoœci. Nie mia³o to ju bowiem nic wspólnego z panem Gorzkim, który teraz, w³aœnie na naszych oczach, przeci¹³ nici ³¹cz¹ce go ze œwiatem skutków i przyczyn. Od tego czasu w naszym mieszkaniu pojawia³ siê pan Polaske. Puka³ do naszych drzwi cichutko, wita³ ojca skinieniem g³owy, po czym w milczeniu obchodzi³ dooko³a swój dêbowy stó³, teraz ca³kiem niewidzialny. K³ad³ na nim swoje podarunki paczkê kawy, czekoladê, puszkê angielskiej herbaty i wychodzi³ niepostrze enie, tak aby nie spotkaæ mamy. Prezenty wygl¹da³y doœæ dziwnie, wisz¹c w powietrzu nad pod³og¹, lecz zawsze, gdy wyci¹ga³em po nie rêkê, znika³y tak samo jak pan Polaske. Szybko i bez œladu. W spojrzeniu ojca nie znajdowa- ³em rozstrzygniêcia drêcz¹cej mnie w¹tpliwoœci który mianowicie z braci przychodzi³ do nas w odwiedziny? Ale nie rozmawia³em o tym z ojcem, który by³ coraz bardziej roztargniony i byæ mo e wcale nie zauwa a³ chwilowej obecnoœci goœcia w naszym mieszkaniu. Równie fotografia z D³ugim Pobrze em niewiele mog³a mi pomóc. Obaj panowie Polaske byli do siebie tak podobni, e nie odró ni³bym, który z nich 14

Stó³ wyjecha³ do Niemiec, a który zosta³ w naszym mieœcie na zawsze, na brêtowskim cmentarzu. Oczekiwa³em wiêc rzeczy nadzwyczajnych i nieprzewidzianych. Do czego, na przyk³ad, mog³oby doprowadziæ spotkanie mojej mamy z panem Polaske? Albo pojawienie siê nieoczekiwane goœcia przy kuchennym stole? Lecz nic takiego nie nast¹pi³o. Któregoœ dnia ojciec przyszed³ z pracy szczególnie podniecony. Mam! krzycza³ od progu. Mam wreszcie stó³! Mama wyjrza³a natychmiast przez okno. Nie widzê baga ówki stwierdzi³a sucho. I wtedy w³aœnie ojciec wyj¹³ z kieszeni ma³¹ karteczkê i oznajmi³, e trzeba pojechaæ do pana Kaspra, który robi sto³y jak przed wojn¹ solidne i okr¹g³e, owalne lub w kszta³cie elipsy wszystko na yczenie klienta. Tu tkwi³ sekret przedsiêwziêcia: pan Kasper przyjmowa³ tylko ludzi zaufanych, z polecenia. Ojciec wymachiwa³ karteczk¹ w powietrzu jak biletem i doda³, e stolarz o nazwisku Kasper mieszka na u³awach, po tamtej stronie Wis³y. II Dom stolarza by³ niewielki. Ton¹³ w zieleni starych wierzb i krzewów, jak drewniane pude³ko z ma³ym gankiem i fantazyjnymi oknami facjat. Staliœmy na podwórku, rozgl¹daj¹c siê niepewnie, bo w obejœciu nie by³o ywej duszy, nawet szczekaj¹cego psa. Wreszcie z ogrodu, który ci¹gn¹³ siê za domem, wysz³a do nas kobieta w nieokreœlonym wieku, o pomarszczonej twarzy. Do kogo? spyta³a. 15

Opowiadania na czas przeprowadzki Do pana Kaspra uœmiechn¹³ siê ojciec. Mamy interes do niego. On nie Kasper. On jest Kaspar powiedzia³a kobieta. No tak ojciec przestêpowa³ z nogi na nogê wiêc mamy sprawê do pana Kaspara. Kobieta patrzy³a na nas podejrzliwie, a mo e tylko obojêtnie, doœæ e nie powiedzia³a niczego wiêcej i staliœmy nadal, w gêstym i nieruchomym powietrzu po³udnia, jak dwaj przybysze z obcego œwiata. Mam dla niego wiadomoœæ powiedzia³ wreszcie ojciec. Czy on jest w domu? W domu? kobieta by³a oburzona. Musicie iœæ drog¹ a do spêdu. On t a m jest! I odwróci³a siê szybko, ³opocz¹c po³ami fartucha, jakbyœmy zupe³nie przestali j¹ interesowaæ. Obesz³a naro nik domu i znik³a gdzieœ miêdzy krzewami. No to chodÿ us³ysza³em westchnienie ojca musimy go znaleÿæ. Ale w porównaniu z jazd¹ autobusem przez most pontonowy na Wiœle czy odkrytym wagonem kolei w¹skotorowej, która wioz³a nas przez groble, kana³y i szpalery topoli, przeskakuj¹c zgrabnie elazne mostki i ukryte œluzy, w porównaniu z tym wszystkim ostatni etap wyprawy po okr¹g³y stó³ wydawa³ siê drog¹ czyœæcow¹. Po kostki brnêliœmy w brudnym piachu, z którego unosi³ siê gêsty kurz gryz¹cy w gardle. Osiada³ na wargach i jêzyku, szczypa³ w oczy, zgrzyta³ miêdzy zêbami, a prowadzi³y nas œlady racic. To ju niedaleko mówi³ ojciec t¹ drog¹ pêdz¹ byd³o. Lecz mnie by³o ju wszystko jedno. Nawet widok wiatraka z kikutami skrzyde³, który sta³ przy drodze, bezu yteczny jak porzucone narzêdzie, nie przyci¹ga³ mojej uwagi. Co 16

Stó³ chwila omijaliœmy zwierzêce odchody i trzeba by³o uwa aæ, eby nie zanurzyæ nogi w koñskie albo krowie gówno. By³o gor¹co i gdyby nie ojciec, na pewno bym zawróci³. W koñcu dotarliœmy do placu, przy którym sta³ budynek przypominaj¹cy bunkier. Cementowe œciany zabudowane w kwadrat nie mia³y w³aœciwie okien i tylko pod samym dachem, p³askim jak decha, bieg³ rz¹d niewielkich œwietlików. ó³ty i odrapany szyld g³osi³, e stoimy przed barem Pod Œwini¹. We wnêtrzu, ch³odnym i mrocznym, siedzia- ³o przy kulawych stolikach kilku nadwerê onych mê czyzn. Piwa nie ma krzykn¹³ oty³y barman wszystko ju wy ³opali! Wiruj¹ce smugi tytoniowego dymu z ostrym zapachem potu, moczu i skwaœnia³ego alkoholu otacza³y nas jak mg³a. Ojciec t³umaczy³ barmanowi, kogo poszukujemy, a ja przygl¹da³em siê twarzom mê czyzn. By³y ogorza³e, pociête bruzdami i z tym samym wyrazem, trudnym do okreœlenia zapatrzone w niewidzialny punkt. Pan Kaspar siedzia³ w samym k¹cie baru, prawie niewidoczny w pó³mroku, i pali³ ogryzek cygara. Na jego stoliku nie by³o pustego kufla, le a³a za to kartka papieru, po której wodzi³ kopiowym o³ówkiem, pozostawiaj¹c na niej fioletowe linie. Ojciec, pochylony, wydosta³ z kieszeni karteczkê, po³o y³ j¹ na blacie jak bilet wizytowy i szepta³ panu Kasparowi do ucha opowieœæ o stole. Kreœli³ przy tym w powietrzu fantazyjne linie, przecina³ je i ³¹czy³, unosi³ siê na palcach i siada³ wolno na ³awê, a jego rozmówca s³ucha³ w milczeniu, dopalaj¹c cygaro. Kiedy wyszliœmy na zewn¹trz, role siê zmieni³y. Pan Kaspar opowiada³, ci¹gn¹c na sznurku prosiaka, o dzisiejszym spêdzie nieudanym, jak zwykle gdy przyje d ali urzêdni- 17

Opowiadania na czas przeprowadzki cy i kontrolerzy. W³aœnie dlatego pan Kaspar nie sprzeda³ œwini i czeka³ w barze nie wiadomo na co, mo e na koniec œwiata, a mo e na lepsze czasy, a zobaczy³ nas i od razu poczu³, e idziemy do niego. Minêliœmy opustosza³y wiatrak, a pan Kaspar mówi³ dalej, e kilka dni temu œni³ mu siê doros³y mê czyzna z ch³opcem, którzy pukaj¹ do jego drzwi i maj¹ dla niego dobr¹ nowinê. To przeczucie, dzisiaj w³aœnie spe³nione, wprawi³o go w doskona³y nastrój, có bowiem piêkniejszego mo e spotkaæ cz³owieka w takich czasach? Ojciec dyskretnie spogl¹da³ na zegarek, czas p³yn¹³ nieub³aganie, a ostatni wagon kolejki w¹skotorowej odchodzi³ za godzinê z s¹siedniej wsi. Niech siê pan nie przejmuje stolarz chwyci³ ojca za rêkê czym e jest nasze ycie wobec wiecznoœci? Maleñk¹ chwilk¹, py³kiem tylko! Ojciec nie odpowiedzia³, a pan Kaspar rozwija³ swoj¹ myœl dalej: W tym py³ku, choæ taki ma³y on jest i s³aby, tkwi¹ jednak tajemnice przeznaczenia. Bo dok¹d idziemy? I sk¹d? Tak ojciec opuœci³ g³owê to wszystko jest dosyæ tajemnicze. Ale zawaha³ siê przez chwilê czy zrobi pan ten stó³? To dla nas bardzo wa ne. Stolarz zapl¹ta³ siê w sznurek i pewnie dlatego nie odpowiedzia³ ojcu natychmiast. Prosiak kwicza³ a³oœnie, pan Kaspar rozpl¹tywa³ zamotane sploty, a wokó³ nas unios³a siê gêsta chmura kurzu, który opada³ powoli, wiruj¹c w promieniach popo³udniowego s³oñca. A w chwilê potem, ju przed domem, miêdzy krzakami czarnych porzeczek i gêstymi zaroœlami piwonii, zacz¹³ siê niezwyk³y ruch. Kobieta o pomarszczonej twarzy wynosi³a talerze i sztuæce, a pan Kaspar, jakby 18

Stó³ nie s³ysza³ pytania ojca albo zapomnia³ o celu naszej wizyty, ustawia³ wiklinowe fotele wokó³ kamiennego stolika; i zanim ojciec zd¹ y³ powiedzieæ cokolwiek, na przyk³ad: bardzo nam przykro, ale musimy ju jechaæ, siedzieliœmy nad roso- ³em, w którym p³ywa³y wielkie z³ote oka, i nad sztuk¹ miêsa; a kiedy zjedliœmy i to, pan Kaspar przyniós³ z piwniczki dzban, z którego nalewa³ do grubych szklanek ja³owcowe piwo o ciemnej barwie i mocnym, aromatycznym zapachu. Ca³a sztuka powiedzia³, unosz¹c szklankê do oczu polega na tym, aby nie dodaæ zbyt du o tych kuleczek. I eby zebraæ je w odpowiedniej porze, wczesnym popo³udniem, kiedy nagrzane s¹ od s³oñca i puszczaj¹ sok. Patrzy³em, jak ojciec ci¹gnie cienisty napój d³ugimi ³ykami i jak jego twarz, zawsze powa na i nieco zachmurzona, rozjaœnia siê teraz, wypogadza i nabiera niezwyk³ego blasku. Zaraz te obaj panowie zaczêli snuæ wspomnienia. Ojciec opowiada³ o tym, jak w roku czterdziestym pi¹tym przyp³yn¹³ do Gdañska Wis³¹, starym kajakiem, bo nie mia³ adnych dokumentów i ba³ siê kolejowych dworców i miejsc, gdzie chodzi- ³y sowieckie patrole. Natomiast pan Kaspar mówi³ o d³ugiej podró y w wagonie kolejowym, która skoñczy³a siê niedaleko st¹d, kiedy niemieccy dywersanci wysadzili tory i trzeba by³o znaleÿæ jakieœ miejsce na postój. Opowiada³, jak szed³ przez puste wsie, gdzie skrzypia³y otwarte okiennice i uchylone drzwi, wabi¹c go cicho: Kaspar tu! Kaspar chodÿ!. Ale on nie móg³ siê zdecydowaæ, bo za sob¹ zostawi³ miasto, najpiêkniejsze na œwiecie, miasto koœcio³ów i synagog, ³agodnych wzgórz i sosnowych borów otaczaj¹cych przedmieœcia, miasto jego dzieciñstwa, m³odoœci i wojny, które teraz znalaz³o siê pod bolszewick¹ w³adz¹. 19

Opowiadania na czas przeprowadzki A jest to w³adza szatana zamyœli³ siê pan Kaspar. Kraina ciemnoœci i srogiego ucisku. Dzban by³ ju pusty. Kobieta o pomarszczonej twarzy zabra³a go na chwilê do domu. Tylko jak d³ugo bêdzie to trwa³o? pyta³ ojciec. Jak d³ugo mo na to wytrzymaæ? Pan Kaspar odebra³ nape³nione naczynie i nala³ znów piwa pachn¹cego ja³owcem do szklanek. W powietrzu unosi³a siê przedwieczorna mgie³ka, jaskó³ki z wizgiem kr¹ y³y pod okapem, a ojciec, jakby zapomniawszy o w¹skotorowej kolejce i stole, mówi³, e Pan Bóg chyba dawno przesta³ interesowaæ siê nami, skoro mo liwy jest taki w³aœnie œwiat. O, nie! achn¹³ siê pan Kaspar. Nie znamy dnia ani godziny. A swoj¹ drog¹ zapyta³ czy œwiat zas³u y³ sobie na lepszy los? Po tym pytaniu, w które niczym brzêczenie muchy wkrad³y siê w¹tpliwoœci i niejasne cienie, ledwie widoczne, a przecie wyraÿne, w postaci nag³ych zmarszczek na czole mojego ojca, zaszumia³y liœcie i przez ogród przeszed³ lekki powiew od rzeki. Pan Kaspar nie od razu polubi³ krainê, gdzie p³aska jak stó³ ziemia nie ma koñca, a d³ugie rzêdy topól i wierzb umykaj¹ prostymi liniami w nieskoñczonoœæ. Którejœ wiosny sztorm prze³ama³ zapory, obali³ œluzy i morze wdar³o siê a tutaj, pod dom pana Kaspara. Niech pan sobie wyobrazi opowiada³, pochylaj¹c siê nad ojcem e zarzuci³em z okna wêdkê i wyci¹gn¹³em no, niech pan zgadnie, co? Suma! krzykn¹³ ojciec. W tych kana³ach musz¹ byæ wielkie sumy! Wyci¹gn¹³em siedmiokilowego dorsza! z zachwytem 20

Stó³ wspomina³ pan Kaspar. A gdy woda sta³a d³u ej, mog³em sieciami ci¹gn¹æ œledzie! Rozciera³em smak gorzkiego piwa na podniebieniu, bo dano mi spróbowaæ dwa albo trzy ³yki, i czu³em, jak ja³owcowe b¹belki zaczynaj¹ kr¹ yæ w mojej g³owie. Niepostrze- enie opuœci³em werandê i zapuœci³em siê w gêstwinê ogrodu. Chodzi³em po zaroœniêtych ³opianami œcie kach, a mocny zapach piwonii wiruj¹cy w powietrzu by³ dla mnie jak przedsmak gor¹cego lata. Myyy, pierwsza brygaaada! g³os ojca ulatywa³ wysoko ponad drzewa. Strzeeelecka gromaaada! zawtórowa³ mu pan Kaspar i dalej œpiewali ju razem: Na stos! rzuciliœmy! nasz ycia los! na stos! na stos! Nastêpnie obaj panowie poci¹gnêli rozmarzonymi g³osami za Niemen, a kiedy przebyli ju tê rzekê w bród, z chrzêstem broni i ³opotem sztandarów, wznieœli zdrowie marsza- ³ka Pi³sudskiego i us³ysza³em trzask t³uczonego szk³a. Po chwili ujrza³em ich obu na szerokiej alejce miêdzy jab³oniami. Szli wolnym krokiem w stronê rzeki. Oczywiœcie, pomogê panu, choæ nigdy tego nie robi³em mówi³ ojciec dlaczego nie? Tak, tak odpowiada³ stolarz zawsze czekam do zmierzchu, bo to nie jest prosta sprawa. Trzeba uwa aæ! Oczywiœcie, trzeba bardzo uwa aæ powtórzy³ jak echo ojciec. Na niebie wschodzi³a czerwona tarcza ksiê yca, kiedy zniknêli w du ej szopie obsadzonej gêsto krzakami forsycji i leszczyny. Usiad³em niedaleko nad wod¹ i patrzy³em na ebro zwodzonego mostu. Jego opad³e ramiê jak nierucho- 21

Opowiadania na czas przeprowadzki my dÿwig przecina³o rzekê, a ni ej, wœród tataraku i trzcin, zobaczy³em wrak barki. By³ wbity w brzeg jak potê ny klin i nawet teraz, w blasku ksiê yca, widzia³em kar³owate brzozy i olchy, które porasta³y dziób i nadbudówkê. aden dÿwiêk, nawet najmniejszy plusk wody, nie m¹ci³ spokoju nad rzek¹. Powietrze sta³o nieruchome i znów przypomnia³em sobie pana Polaske, który wchodzi³ do naszego mieszkania niepostrze enie, szukaj¹c niewidzialnego sto³u. Czy móg³ zrobiæ to teraz, kiedy byliœmy z ojcem u pana Kaspara nad rzek¹ Tuj¹? Ostatnia w¹skotorówka odjecha³a ju dawno, a mama dzwoni³a pewnie od s¹siadki na pogotowie, milicjê i do szpitali, aby potwierdziæ najgorsze przeczucia. A jeœli spotka go na schodach, w ciemnej klatce, gdy w d³ugim p³aszczu przejdzie obok niej, milcz¹cy i zamyœlony. To nie by³oby jeszcze najgorsze myœla³em. Oby nie spotka³a go tylko w mieszkaniu! Tymczasem z szopy nie dochodzi³y adne dÿwiêki, a przez zamkniête okiennice nie wydostawa³ siê najmniejszy promyk œwiat³a. Dopiero po chwili zauwa y³em, e z niewielkiego komina, prosto w granatowe niebo, s¹czy siê siwa nitka dymu. Czeka³em, a warkot pi³y lub stukot m³otka rozedrze ten namiot ciszy, ale zamiast odg³osów pracy powietrze przeszy³ nagle dziwny wrzask. Nigdy nie s³ysza³em czegoœ równie okropnego. Ni to jêk, ni pisk œwidrowa³ przenikliwie ciszê, by nagle po paru sekundach umilkn¹æ. By³em sparali owany. Sta³em na brzegu, patrz¹c w czarne kontury szopy, i nie mog³em ruszyæ siê z miejsca, jakby tam, w œrodku, pomiêdzy ojcem a panem Kasparem zdarzy³o siê coœ, czego nie mog³em sobie nawet wyobraziæ. Wreszcie, wiedziony niejasnym przeczuciem, podszed³em do szopy 22

Stó³ i uchyli³em cicho drzwi. Ujrza³em przez szparê postaæ pana Kaspara w bia³ym fartuchu poplamionym krwi¹. Unosi³ w d³oniach wielki tasak i kiedy us³ysza³em mojego ojca, który powiedzia³ g³oœno: nie, nie, to chyba nie tak!, topór uderzy³ w coœ miêkkiego, co le a³o na stole, a wtedy krew trysnê³a na wszystkie strony i pan Kaspar, wycieraj¹c d³onie i twarz z czerwonych plam, powiedzia³: tak, rzeczywiœcie chyba nie wszystko sp³ynê³o jak trzeba. Ogieñ buzowa³ w wielkim piecu, który mia³ kilka elaznych drzwiczek, ojciec podrzuca³ do paleniska grube polana, a pan Kaspar od³o y³ tasak i z no em w d³oni rozcina³ teraz czerwone i ró owe p³aty miêsa wisz¹ce na hakach. Obok, na pod³odze z desek, le a³ œwiñski ³eb. Otwarte oczy prosiaka patrzy³y na mnie pytaj¹co, a obaj panowie p³ukali kawa³ki miêsa w miednicach, niektóre wsadzali do kamiennych garnków, inne nacierali jakimœ proszkiem, po czym wieszali je na elaznym prêcie, który znika³ w czeluœciach wysokiego pieca. Do rana powinniœmy zd¹ yæ powiedzia³ pan Kaspar, odk³adaj¹c d³ugi i szeroki nó ca³e szczêœcie, e przyjecha³ pan dzisiaj, bo moja ona nie znosi takich widoków. Ojciec od³o y³ na chwilê robotê, wytar³ d³onie i z kryszta³owej karafki, która sta³a na pó³ce, nala³ do kieliszków rubinowego p³ynu. By³ ciemniejszy ni krew i bardziej gêsty, widzia³em to przez uchylone drzwi, kiedy przechylali kieliszki. Pana ona jest ma³omówna powiedzia³ ojciec, wycieraj¹c usta i ma dziwny akcent. Pomorski, a jednak inny. Zauwa y³ pan to? stolarz zabra³ siê znów do roboty. Zauwa y³ pan jednak! 23