Agata Czarnacka: Rozmawiamy dzisiaj o Francji, wciąż nawiązując do wizyty w Warszawie François Hollande'a, jednak starając się uchwycić relacje polsko-francuskie w szerszej perspektywie. Oczywiście pierwsze pytanie brzmi co może wyniknąć ze spotkania kandydata na prezydenta Francji z ramienia PS z Leszkiem Millerem, szefem SLD? Tadeusz Iwiński: Z francuskimi socjalistami, którzy są bodaj najciekawszą teoretycznie partią lewicy w Europie, utrzymujemy od bardzo wielu lat stosunki, wymieniamy się propozycjami. W końcu to we Francji wciąż funkcjonuje zupełnie inna filozofia w kwestii pracy, zakładająca 35-godzinny tydzień pracy. Wiele lat temu Martine Aubry (córka Jacquesa Delorsa), dziś pierwsza sekretarz PS (nota bene, już samo utrzymanie tej nomenklatury daje do myślenia), przeforsowała jako minister ds. zatrudnienia takie właśnie rozwiązanie, w ramach którego większa liczba ludzi pracuje krócej, a to znaczy, że jest po prostu więcej pracy. Podobnie interesujące są tam rozwiązania emerytalne: we Francji próg emerytalny to 62 lata, wbrew temu, co mówi nasz rząd, który powołuje się na niezbyt typowe przykłady skandynawskie i na Niemcy, które mają w tej chwili próg 65 lat, a tempo podwyższania wieku emerytalnego do 67 lat jest tam trzy razy wolniejsze niż w Polsce, bo co roku o jeden miesiąc. 1 / 8
Specyfika polityki francuskiej lewicy polega na zupełnie innym postrzeganiu roli rynku i jego relacji do państwa. Nic nie może zastąpić rynku, ale to nie jest tak, jak mawiał kiedyś Leszek Miller, że rynek ma zawsze rację. Nie, to rynki mają służyć ludziom, a nie ludzie rynkom. Nie można urynkowić wszystkich dziedzin, np. edukacji, nauki, kultury, ochrony środowiska, służby zdrowia. Państwo nie może być wyłącznie nocnym stróżem i dbać tylko o zapewnienie bezpieczeństwa, ale powinno odgrywać aktywną rolę regulacyjną (w tym poprzez podatki) i to we Francji doskonale widać. Główne dzisiaj pytanie stojące przez lewicą to jak zminimalizować koszty społeczne nieuchronnych reform? W ogóle już to, które z nich są nieuchronne, stanowi pytanie samo w sobie. Trzeba się stale zastanawiać, jak zapobiec pogłębianiu się wewnętrznych nierówności społecznych. Podstawowym zadaniem jest dbanie, by te różnice się nie powiększały tutaj lewica tradycyjnie stoi np. po stronie progresywnego systemu podatkowego (zresztą pod względem skuteczności w łagodzeniu różnic społecznych nic nie przebije w tej dziedzinie modelu skandynawskiego czy nowozelandzkiego). AC: Wróćmy może do Hollande'a. Jak to się stało, że spotkał się z Millerem, a nie został przyjęty przez premiera Donalda Tuska? TI: Hollande przebywał do tej pory w kampanii wyborczej w czterech głównych państwach europejskich. W Hiszpanii, kiedy Zapatero jeszcze rządził kilka dni przed kongresem socjalistów w Sewilli, na którym zresztą gościłem z ramienia SLD i na którym Zapatero się żegnał. Hollande był we Włoszech, gdzie prezydentem jest człowiek lewicy. Mało kto dziś 2 / 8
pamięta, ale osiemdziesięciosiedmioletni Giorgio Napolitano był w przeszłości jednym z liderów Włoskiej Partii Komunistycznej. Hollande pojechał też do Niemiec, gdzie uczestniczył w czymś w rodzaju konwencji SPD trudno, żeby się wtedy spotkał z Angelą Merkel, i do Wielkiej Brytanii, gdzie rozmawiał z liderem opozycji, Edem Millibandem. Przyjechał też do Polski, jako jedynego kraju Europy Środkowej. Francuscy socjaliści, którzy przygotowywali wizytę, wcale nie zwracali się do Tuska z prośbą o spotkanie. Wystąpili natomiast o spotkanie z prezydentem Komorowskim. Przy różnych zastrzeżeniach można jednak śmiało powiedzieć, że Francja ma system bardziej prezydencki niż parlamentarny. Tak więc Tusk, który mówił, że nie chce się z nim spotkać, powtórzył swoje głośne zagranie sprzed czterech lat, kiedy oświadczył, że na znak protestu nie uda się na igrzyska olimpijskie w Pekinie tylko nikt go wtedy nie zapraszał. Oczywiście, gdyby sam Tusk zaproponował spotkanie, byłoby to coś innego. W każdym razie to nie było tak, że socjaliści się o nie ubiegali i dostali czarną polewkę. Najprawdopodobniej już nigdzie więcej Hollande nie pojedzie: nie ma za bardzo czasu, w końcu 22 kwietnia jest pierwsza, a 6 maja druga tura wyborów. AC: A czy zwycięstwo Hollande'a jest już przesądzone? TI: Nic nie jest pewne, zwłaszcza w tajnych wyborach. Warto przy tym zwrócić uwagę, że Hollande miał ze sobą bardzo liczną delegację. Przez wiele lat nieszczęściem socjalistów były bardzo silne podziały wewnątrz partii. Pamiętam, gdy w 1990 r., kiedy dopiero co powołaliśmy SdRP, pojechaliśmy z Aleksandrem Kwaśniewskim na zjazd FPS do Rennes. Ten zjazd przeszedł do historii. Dziś, jak mówi się, że coś się dzieje jak w Rennes, to znaczy, że wszyscy się ze sobą kłócą. To była taka zła tradycja, powtarzała się też na kolejnych zjazdach. I nawet kiedy Hollande był pierwszym sekretarzem, od 1997 r. do 2008 r., nie udawało mu się tych sporów zażegnać. Może ze względu na wspomnianą już głębię teoretyczną i intelektualną, która kazała się tam każdemu z każdym spierać. 3 / 8
Do Polski z Hollandem przyjechał m.in. Pierre Moscovici, b. minister ds. europejskich, szef jego kampanii, który być może jeśli Hollande wygra będzie jego ministrem spraw zagranicznych; przyjechała Elisabeth Guigou, która m.in. była ministrem sprawiedliwości, jedna z najwybitniejszych postaci w PS itd.. Ta delegacja miała zamanifestować pewną jedność, było kilka słoni (tak się po francusku mówi na tuzy polityczne) i reprezentowane były różne nurty w obrębie socjalistów.. W dniu wizyty w Warszawie oglądaliśmy wraz z członkami delegacji francuskiej wiele różnych sondaży, z których żaden nie wskazywał na możliwe zwycięstwo Sarkozy'ego w II turze. Nie jest to nawet zasługa samego Hollande'a, ale zmęczenie Sarkozym, znielubienie go z różnych powodów, jako impertynenta, krzykacza, człowieka, który zbyt często zmienia stanowisko. Jednak dopiero za kilka dni wiadomo będzie na pewno, kto właściwie w tych wyborach wystartuje. W tej chwili jest prawie dziesięciu kandydatów, ale nawet Marine Le Pen miała wielkie trudności z zebraniem 500 podpisów osób figurujących na specjalnej liście zaufania publicznego (burmistrzowie, parlamentarzyści itd.) chodzi o dość dziwaczny przepis, który ma długą historię, wymagający tych 500 podpisów, aby zarejestrować kandydata. W 2002 r. jej ojciec, który wszedł do drugiej tury razem z Jacquesem Chirakiem, zebrał zaledwie 507 takich podpisów. Z innych kandydatów ciekawi są np. centrysta François Bayrou (3 miejsce w poprzednich wyborach) i robotnik Philippe Poutou. Również Dominique de Villepin, były premier, u którego ministrem był przez krótki czas Sarkozy i którego jedynym zadaniem w tej kampanii wydaje się niedopuszczenie, by Sarkozy wygrał. Natomiast można postawić dolary przeciwko orzechom, że w drugiej turze znajdą się Hollande i Sarkozy. Dość prawdopodobne a przy tym paradoksalne jest, że większość wyborców Frontu Narodowego w drugiej turze poprze Hollande'a, a nie Sarkozy'ego. 4 / 8
Żeby Sarkozy wygrał, musiałby się raczej zdarzyć jakiś cud (choć parę dni temu w jedynym z sondaży miał on w I turze półtora procent przewagi nad głównym konkurentem). Już zresztą jeden cud jest planowany wypuszczenie przetrzymywanej w Meksyku francuskiej zakładniczki. Chociaż nie wiadomo, na ile to zadziała w końcu jest to głosowanie raczej przeciwko Sarkozy'emu niż za Hollandem. Sarkozy'emu najbardziej zaszkodziło obniżenie ratingu Francji. Bardzo długo mówił on, że jest jedynym człowiekiem zdolnym wyprowadzić ten francuski statek na spokojne wody obniżenie ratingu było więc ogromnym ciosem; potem obniżenie ratingu niektórych banków francuskich i firm ubezpieczeniowych. W tej kampanii wątki społeczno-ekonomiczne odgrywają bowiem kluczową rolę. AC: Ale czy zwykły obywatel w ogóle odczuwa obniżenie ratingu swojego państwa? TI: Hasłem Sarkozy'ego było zawsze: La France forte - silna Francja. Hollande mówi raczej o przywróceniu rêve français, francuskiego marzenia. Gołym okiem widać, że Sarkozy nie potrafił zapobiec różnym negatywnym procesom, że za jego rządów Francja dużo straciła do Niemiec politycznie, gospodarczo. Wydaje się, że w pierwszym rzędzie będzie decydowała sytuacja ekonomiczna, poziom bezrobocia i pozycja państwa. Za to Hollande bardzo zręcznie zaproponował 75-procentowy podatek dla najbogatszych. Szacuje się, że więcej niż milion euro rocznie zarabia we Francji około trzech tysięcy osób, ale przecież zwykli ludzie są zmęczeni tym, że nawet w przedsiębiorstwach państwowych zdarzają się tak ogromne pensje. To zresztą wcale nie są najwyższe podatki w Europie, bo w 5 / 8
Skandynawii są jeszcze wyższe. Kiedyś Astrid Lidgren, autorka Pippi Langstrumpf, udowodniła, że musiałaby właściwie dokładać do swoich podatków ponieważ miała ogromne dywidendy ze swoich dzieł wydawanych na całym świecie, wyliczono jej podatek progresywny w wysokości... 108%. AC: Czy Front National pod wodzą Marine Le Pen da się porównać do PiS-u? TI: Marine Le Pen, czterdziestotrzyletnia córka Jean-Marie Le Pena, zmodyfikowała program FN w stronę bardziej lewicową niezależnie od eurosceptycznej i antyimigracyjnej retoryki. PiS nie ma wątku antyimigracyjnego, bo w Polsce ten problem praktycznie nie występuje, a we Francji jest, na przykład, 7 milionów muzułmanów. Zaostrzenie retoryki przez Sarkozy'ego w ostatnim czasie ma na celu przejęcie 22 kwietnia części głosów Marine Le Pen, żeby psychologicznie zdobyć pierwsze miejsce w pierwszej turze. AC: Czy w przypadku zwycięstwa kandydata PS jest szansa, że Europa z neoliberalnej, na jaką załapali się Polacy, zmieni się wreszcie na prospołeczną? TI: Dzisiaj widać z perspektywy czasu, że praca Blaira i Schroedera była chyba błędem. 6 / 8
Uzasadniała nadmierny skręt socjaldemokracji europejskiej w prawo, zbytnie poddanie się władzy rynku. Teraz poszukiwania dotyczą tego poczynając od greckiego PASOKu, partii socjalistycznej jak minimalizować koszty społeczne reform. Jesteśmy na zakręcie politycznym i pojęciowym, wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Jednak sądzę, że sprawy się potoczą w dobrą stronę. Do socjaldemokratów, którzy wygrali w Danii i dziś przewodzą w Unii Europejskiej, dołączą następne kraje. Wielki sukces Fico na Słowacji, gdzie prawica oczywiście podłożyła się swoimi aferami, to na pewno dobry zwiastun. Jeżeli we Francji wygra Hollande, a jednocześnie w wyborach parlamentarnych zwycięży Partia Socjalistyczna i jeżeli w Niemczech wygra w przyszłym roku na co dziś wszystko wskazuje SPD i będzie współrządzić razem z Zielonymi, to ukształtuje się zupełnie inna, nowa konfiguracja polityczna w Europie. AC: A co to znaczy dla Unii Europejskiej? Czy zwrot lewicowy sprawi, że trzeba będzie przeredagować fundujące ją, dość neoliberalne dokumenty? TI: Wydaje mi się, że ważniejsze jest pytanie, co to znaczy dla społeczeństw należących do niej krajów! Zgodziliśmy się zresztą z Hollandem co do jednej kwestii przyjęliśmy w Unii zubożoną wersję Paktu Fiskalnego, w której nie ma gwarancji, ani nawet propozycji mechanizmów rozwoju gospodarczego ani tworzenia miejsc pracy. Nie można wyłącznie zaciskać pasa. Oszczędności są niezbędne, ale konieczne są też inne propozycje a tych po prostu nie ma. Są tylko cięcia socjalne, a to z kolei prowadzi do ogromnych protestów. To zresztą Marine Le Pen powiedziała ostatnio, iż dojdzie do ogromnej rewolucji na ulicach we Francji. Casus Francji, jednego z dwóch najważniejszych państw w Unii Europejskiej, to taki trochę papierek lakmusowy. Jeżeli tam wygra lewica, możemy być dobrej myśli. 7 / 8
Foto: Pascal Brocard/PHOTOPQR (FORUM) Z ostatniej chwili: Dominique'owi de Villepin nie udało się zebrać 500 podpisów. Już wie, że nie wystartuje w wyborach. Więcej: http://www.liberation.fr/politiques/01012396337-signatures-le-c hant-du-cygne-de-villepin 8 / 8