aut. Juliusz Sabak 05.03.2019 KOLEJNY MIG-29 UTRACONY. CZY DOLECIMY DO HARPII? [OPINIA] Trzeci już samolot MiG-29 został utracony w katastrofie przez Siły Powietrzne RP w przeciągu ostatnich 14 miesięcy. Jeden z tych wypadków zakończył się śmiercią pilota, i chociaż dotąd oficjalnie nie ogłoszono przyczyn żadnego z tych zdarzeń, to nieoficjalnie wiadomo, że MiGi po prostu się sypią. Otwarte pozostaje pytanie jak rozwiązać tą sytuację? Co prawda MON przypomina, że minister Mariusz Błaszczak ogłosił priorytetem zakup następcy MiGów-29 i Su-22, a nawet powołał pełnomocnika ds. programu Harpia, to jednak problemów wynikłych z wieloletnich zaniedbań nie da się rozwiązać w ten sposób. MiGi-29, słynne smokery, to po F-16 najbardziej rozpoznawalne polskie samolot bojowe. Ryk silników i charakterystyczne smugi dymu, którym zawdzięczają swój przydomek, dotąd kojarzyły się z efektownymi akrobacjami polskich pilotów. Dziś coraz częstsze skojarzenie, również za granicą, to słup dymu po kolejnej katastrofie. Czarna seria wypadków nękających MiGi-29 to w ostatnich kilkunastu miesiącach trzy rozbite samoloty, śmierć pilota, oraz awaria instalacji tlenowej, która doprowadziła do hospitalizacji polskiego lotnika. Czytaj też: Jaka przyszłość polskich Sił Powietrznych? [RELACJA] Po katastrofach trzech maszyn w służbie pozostaje 28 samolotów MiG-29. Do polskiego lotnictwa wojskowego pierwsze z nich trafiły w 1989 roku, tak więc 2019 rok zamyka trzecią dekadę ich służby. Dziewięć spośród polskich MiGów-29 to samoloty pozyskane z Niemiec, wyeksploatowane w dużo większym stopniu niż inne maszyny. Z pozostałych 19 samolotów, 15 przeszło w WZL nr 2 modernizację do wersji określanej jako MiG-29M, która dostosowała je do współdziałania w ramach sił NATO. Kryzys wieku ponad średniego? Lawina zdarzeń nęka obecnie samoloty, które służą w polskim lotnictwie od 30 lat i dotąd były uważane za bardzo bezpieczne. Być może to właśnie wiek i zużycie maszyn stają się jednak przyczyną lawinowo rosnącej liczby wypadków. MiGi-29 nie były przewidziane na tak długą eksploatację, a poza tym od wielu lat Polska nie może pozyskiwać części zamiennych od rosyjskiego producenta. Do remontów wykorzystuje się więc komponenty z rynku wtórnego lub od pośredników. Część z nich wytwarzana jest też przez krajowe zakłady, które nigdy nie zostały do tego uprawnione przez producenta z Rosji.
Fot. J.Sabak Polska jest jednym z trzech krajów NATO, które nadal eksploatują samoloty MiG-29 i posiada największą ich liczbę. Pozostałe dwa to Bułgaria i Słowacja, które jednak planują w najbliższych latach zastąpić je myśliwcami F-16 Block 70. Słowacja 11 lipca 2018 r., w pierwszym dniu szczytu NATO, ogłosiła decyzję o zakupie 14 fabrycznie nowych samolotów Lockheed Martin F-16 Block 70. Bułgaria po wielu latach politycznych konfliktów i próbach serwisowania MiGów-29 na zmianę w Rosji, w Polsce i znów w Rosji doprowadziła do sytuacji, w której przestrzeni powietrznej tego kraju bronią rotacyjne samoloty NATO w ramach misji Air Policing. Jest jednak światełko w tunelu ponieważ 21 grudnia 2018 roku bułgarskie ministerstwo obrony ogłosiło, że w rozpoczętym w październiku ub.r. postępowaniu komisja analizująca cztery złożone oferty rekomenduje pozyskanie 8 samolotów F-16 Block 70 w ramach kontraktu międzyrządowego z USA. Harpia lekiem na całe zło? Również Polska od wielu lat rozważa pozyskanie samolotów, które zastąpiłyby 28 pozostałych nam jeszcze myśliwców MiG-29 i 18 szturmowych Su-22. Problem polega na tym, że rozważania te, podobnie jak w przypadku okrętów podwodnych czy śmigłowców uderzeniowych, nie doprowadziły dotąd do rozwiązania problemu. Analizy potrzeb i możliwości trwają bowiem w Polsce w latami i rzadko doprowadzają do kompleksowego rozwiązania. Częściej kończą się rozwiązaniami tymczasowymi i nie podnoszącymi realnych możliwości bojowych Sił Zbrojnych RP. Taką prowizorką było np. wydłużenie służby Su-22 o kolejnych 10 lat w 2014 roku czyli na rok przed ich planowanym wycofaniem. Zgodnie z ówczesnym planem, aktualnym jeszcze na początku ubiegłego roku, wybór następcy MiGów-29 i Su-22 miał się więc rozpocząć dopiero w 2022 roku. Czytaj też: Myśliwiec 5. generacji priorytetem szefa MON [KOMENTARZ] Chcemy zakupić 32 samoloty wielozadaniowe 5. generacji. Oczekuję, zarówno od szefa Sztabu
Generalnego jak i od szefa Inspektoratu Uzbrojenia, natychmiastowych działań, aby zrealizować to priorytetowe zadanie ogłosił jednak minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak 28 lutego 2019 roku, podczas prezentacji zarysu Planu Modernizacji Technicznej na lata 2017-2026. Był to jeden z nielicznych konkretów podczas tej uroczystości, a przy tym wzbudzający niemałe kontrowersje. Jeszcze przez wiele lat F-16 i MiG-29 będą strzegły polskiego nieba. Fot. J.Sabak Po pierwsze deklaracja pozyskania samolotów 5. generacji zamyka de facto dostępne opcje wyłącznie do jednej oferty amerykańskich myśliwców Lockheed Martin F-35 Lightening II, wykluczając proponowane Polsce samoloty generacji 4+. Po drugie liczba 32 maszyn odpowiada dwóm eskadrom samolotów Harpia, które mają zastąpić dwie eskadry MiGów-29 i jedną eskadrę Su-22, czyli łącznie 46 samolotów. Oznacza to nie tylko mniejszą liczbę maszyn, ale prawdopodobnie również likwidację jednej z baz w których obecnie stacjonują samoloty poradzieckie. Trzecią kwestią jest koszt tej operacji, gdyż F-35 nie tylko jest znacznie droższy w zakupie, ale również w utrzymaniu od obecnie posiadanych przez Siły Powietrzne F-16 Jastrząb. Decyzja jednak zapadła a nawet więcej bo w komunikacie, który pojawił się krótko po katastrofie MiGa-29 w rejonie Stoczka, MON poinformował: Program HARPIA ma spełnić dwa podstawowe cele zwiększenie zdolności Sił Zbrojnych oraz zapewnienie bezpieczeństwa Polsce i naszym pilotom. Szef MON już podczas ubiegłotygodniowej odprawy poinformował, że oczekuje zarówno od szefa Sztabu Generalnego, jak również od szefa Inspektoratu Uzbrojenia podjęcia natychmiastowych działań, aby zrealizować to zadanie. [ ] Minister obrony narodowej podjął także decyzję o powołaniu pełnomocnika do spraw pozyskania nowoczesnych myśliwców w ramach programu HARPIA, który zostanie zaprezentowany opinii publicznej już wkrótce. Zadaniem pełnomocnika będzie jak najszybsza realizacja programu i wprowadzenie na wyposażenie Sił Zbrojnych nowych
samolotów. Deklaracja jest więc jednoznaczna, ale nie precyzuje szczegółów całego zawiłego przedsięwzięcia. Jak bardzo powołanie pełnomocnika nie przekłada się na realne efekty dobrze pokazuje kwestia Agencji Uzbrojenia instytucji, którą zapowiedział PiS wraz ze zmianą warty w MON. W marcu 2018, a wiec rok temu, powołano w Ministerstwie Obrony Narodowej pełnomocnika ds. utworzenia Agencji Uzbrojenia. Stosowny dokument podpisany przez ministra zobowiązuje wszystkie osoby zajmujące kierownicze stanowiska w MON oraz szefów komórek i jednostek organizacyjnych resortu do udzielania pełnomocnikowi niezbędnej pomocy do właściwej realizacji jego zadań. Jak dotąd brak jest jednak informacji o jakichkolwiek postępach w tej sprawie. Obawiam się więc, że z pełnomocnikiem ds. pozyskania nowoczesnych myśliwców w ramach programu HARPIA nie będzie lepiej. Fot. USAF Pełnomocnictwa nie zapewnią bezpiecznej eksploatacji wiekowych samolotów. Do tego potrzebne są realne i szybkie działania. Co prawda minister obrony Mariusz Błaszczak w wypowiedzi dla Wiadomości TVP poinformował, że rozpoczęto już negocjacje na temat zakupu samolotów 5. generacji to jednak nawet jeśli zostały one zainicjowane w dniu ogłoszenia decyzji, to proces negocjacji w programach Homar czy Wisła pokazuje jak bardzo czasochłonne są to rozmowy. Jeśli udałoby się szybko uzgodnić warunki umowy, to na samo uzyskanie zezwolenia na sprzedaż do Polski samolotów F-35 trzeba poczekać co najmniej kilka miesięcy. A to dopiero początek drogi, która od zawarcia umowy do dostawy samolotów może zająć 3 do 5 lat a zważywszy na liczbę zamówień i tempo dostaw być może nawet dłużej. Wystarczy przypomnieć, że dla zamówienia z listopada 2018 roku termin dostaw mija z końcem 2023 roku. Do tego należy dodać możliwości budżetowe MON,
które obecnie ograniczają bardzo istotnie wydatki na program Wisła i zakup systemu HIMARS. Realnie rzecz ujmując, trudno będzie znaleźć na program Harpia jakiekolwiek środki wcześniej niż w 2021 roku, co i tak byłoby wersją bardzo optymistyczną. Warto przypomnieć, że mówimy tu o niebagatelnych sumach. Sam płatowiec F-35 to wg. bardzo optymistycznych szacunków ponad 80 mln dolarów, czyli niemal 300 mln zł. Do tego należy dodać koszty utworzenia niezbędnej infrastruktury i znaczne koszty eksploatacji, które obecnie trudne są do oszacowania. A potem wszystko to należy pomnożyć przez 32. W okresie podwójnych wyborów 2019 roku nie ma co liczyć na jakiekolwiek rezerwy celowe, chociaż moim zdaniem program Harpia powinien doczekać się takiego wsparcia. Trudno też spodziewać się, aby parlament znalazł czas i był w stanie uchwalić jakieś specjalne ustawy, które podobnie jak w przypadku zakupu samolotów F-16 Jastrząb, regulowałyby całość na poziomie wyższym niż MON, zapewniając stabilne środki na ten cel. Jeśli więc nawet Harpia gwałtownie przyśpiesza pod naciskiem widocznych potrzeb, to czeka nas w tej sprawie nie sprint, a maraton. Proces, złożony, długotrwały i kosztowny. Dobrze, aby MON, a jeszcze lepiej cały rząd, dobrze rozłożył na niego siły. Inaczej grozi nam kosztowna klapa, która odciśnie swoje piętno nie na następnej kadencji parlamentu, czy najbliższej dekadzie, ale wpłynie na najbliższe 30-40 lat polskiego lotnictwa bojowego, zważywszy czas eksploatacji sprzętu tego typu. Jak bezpieczne dolecieć do Harpii W zaistniałej sytuacji otwarta kwestią pozostaje to, jak zabezpieczyć możliwości operacyjne sił powietrznych do czasu wprowadzenia nowych maszyn wielozadaniowych Harpia na miejsce mocno już zużytych MiGów-29. Nasilenie się zdarzeń z udziałem tych maszyn wskazuje na jakieś niepokojące nieprawidłowości które pojawiły się w ostatnim czasie. Skoro dotykają one kolejne samoloty w krótkim okresie, to przynajmniej część tych incydentów, jak wskazuje logika, powinno mieć wspólne źródło. Fot. j.sabak Czytaj też: MON: spada liczba incydentów w lotnictwie. Opozycja: jest więcej poważnych wypadków
Oczywiście często używanym argumentem jest wiek myśliwców. Przekroczył on już jakiś czas temu planowany czas eksploatacji tych maszyn, który miał wynosić nie więcej niż 20-25 lat, zależnie od intensywności nalotu. Warto przypomnieć, że samoloty Su-22 wprawdzie są starsze i technologicznie reprezentujące poziom około dekadę wcześniejszy niż MiG-29, to nie dotknęła ich podobna epidemia incydentów lotniczych. Są to przy tym samoloty, którym resurs wydłużono po 2014 roku o kolejną dekadę. Miedzy sposobem eksploatacji obu tych konstrukcji musi więc tkwić jakaś istotna różnica, która wpływa na ten osobliwy rozkład wypadków i zdarzeń lotniczych. Warto, aby MiGi-29, które zapisały w historii sił powietrznych bardzo dobrą kartę, nie zamknęły jej smutnym ciągiem katastrof. Samoloty które przez lata strzegły nie tylko polskiego nieba, ale również brały udział w misjach sojuszniczych np. nad krajami bałtyckimi. Maszyny, które tak wdzięcznie prezentują się na niebie, zasługują na lepszy i bezpieczniejszy koniec służby. Czy tego chcemy, czy nie, zostało im jeszcze kilka lat na straży polskiego nieba. Dobrze, aby były to lata bezpieczne.