Nietoperz w świątyni Biografia Jerzego Nowosielskiego
Wydawnictwo Znak Kraków 2011 Krystyna Czerni Nietoperz w świątyni Biografia Jerzego Nowosielskiego
Życie rodzinne Ostatni adres Nowosielskich i miejsce, w którym definitywnie zapuszczą korzenie to dom zbudowany przez rodziców malarza przy ul. Narzymskiego 19, w krakowskiej dzielnicy Olsza. Artysta mieszkał w nim do śmierci. Modernistyczny, jednopiętrowy budynek typu kostka polska przylega ścianą do sąsiedniego domu. Niewielki ogród, wyjście na taras i mały przedsionek, do którego prowadzą od ulicy strome schody. Kanciastą bryłę budynku łagodzi tynk w kolorze wrzosu. Okolica jest spokojna, nieopodal przepływa rzeczka Białucha, z drugiej strony biegną tory kolejowe, skąd słychać przejeżdżające pociągi. paskudny dom Jesienią 1962 roku Nowosielscy zajmują parter domu, na piętro wprowadzają się państwo Chmurowie. Zosia nigdy nie polubiła tego domu przyznaje ks. Henryk Paprocki od początku bardzo jej się nie podobał. Oni w ogóle byli nieszczęśliwi, że musieli się tam sprowadzić. Zosia wciąż narzekała, mówiła: paskudny, paskudny! Chodziliśmy często w okolice na spacery z Magdą, Dom przy ul. Narzymskiego 19 w Krakowie
272 Część IV. Artysta w PRL-u oglądaliśmy inne domy, bo to dzielnica willowa. Zosia tylko wzdychała: Nie mam pojęcia, dlaczegośmy nie wybudowali na przykład takiego jak ten? Nasz jest paskudny, paskudny! Nadzieja matki Nowosielskiego w jednym się spełni: mieszkanie pod jednym dachem z małżeństwem Chmurów na długie lata ułoży się po przyjacielsku i bez konfliktów. Inżynier Ireneusz Chmura, repatriant Dzwonek z Kazachstanu, będzie miał wiele wspólnych tematów z malarzem. Elżbieta Chmura, pracownica Desy i specjalistka od tkaniny artystycznej będzie się wymieniać z Nowosielskim artystycznymi prezentami. Dwa bezdzietne małżeństwa spędzą wspólnie niejedną wigilię i będą sobie świadczyć drobne sąsiedzkie usługi. Tam panowały bardzo miłe stosunki opowiada Jan Przeło miec. Nowosielscy mieli taki zwyczaj, że na imieniny pana Chmury czy na sylwestra szli na górę z obrazem. Tam powinna być niezła kolekcja Ale potem pierwsza pani Chmurowa zginęła w wypadku, a pan Chmura ożenił się drugi raz z młodszą, bardzo antypatyczną kobietą i stosunki ogromnie się popsuły. Zosia się kiedyś śmiała, że ta żona sprzedała obraz, żeby kupić sobie futro. Wiesz, Jurek, twój obraz wreszcie się na coś przydał, kobieta ma futro! Wycięli też piękne jaśminy, które były przy wejściu do domu, Zosia opowiadała o tym z wielkim smutkiem. Mieszkanie Nowosielskich, w którym przyjdzie im przeżyć wspólnie ponad 40 lat, to 3 pokoje z małą kuchnią i łazienką. Jego rozkład przez lata pozostaje bez zmian: w salonie, wśród ścian przesłoniętych regałami pełnymi książek, słucha się muzyki, ogląda telewizję i przyjmuje gości. Część prywatna to sypialnia, a także miejsce do modlitwy: typowy dla prawosławnych domów krasnyj ugołok rodzaj domowego ołtarzyka: ściana zawieszona Krasnyj ugołok domowy ołtarzyk w domu Jerzego Nowosielskiego ikonami, przed nią drewniany podest, na nim lampki i świece. To miejsce
Życie rodzinne 273 szczególne, bardzo intymne, gdy mieszkanie Nowosielskich zaczną nawiedzać ekipy telewizyjne, artysta nie wpuszcza tam kamery, choć to najpiękniejszy kąt w całym domu. Wreszcie pracownia: duży stół, niewielki taras z wyjściem do ogrodu, fotele i wielki regał pod ścianą, na którym piętrzą się obrazy, notatniki i rulony projektów. Dziś głównym meblem w pracowni jest łóżko artysty to właśnie tutaj, razem ze swymi obrazami mieszkał przez 10 ostatnich lat prof. Nowosielski. Mieszkania artystów z reguły są niebanalne, mają oryginalny wystrój korespondujący nierzadko ze sztuką ich właścicieli. Ilustrują ich gust i usposobienie. Zawsze ogromnie miłe wrażenie robiło na mnie mieszkanie Nowosielskich przyznaje Krystyna Zwolińska. W rozmaitych magazynach architektonicznych widzi się teraz różne, ciekawie projektowane wnętrza, ale u Nowosielskich tak było, zanim ktokolwiek myślał o podobnym aranżowaniu mieszkania. To były proste, drewniane stołki, kupowane na targu, solidne, skromne szafeczki w przedwojennym wiejskim stylu wszystko malowane abstrakcyjnie przez Jurka i Zosię. Malowane w ten sposób, że naturalne konstrukcje sprzętów były jakby łamane po ukosach przez zestawianie niespodziewanych kolorów albo»marmurków«. W ten sposób powstawały bardzo ładne wnętrza: nowoczesne, proste, funkcjonalne. Był w tym nastrój czegoś bardzo osobistego, zrobionego przez ludzi, którzy tam mieszkają. Czuję się zawsze specjalnie uhonorowana przez to, że mogę być w takim mieszkaniu. Malowane meble stoją w mieszkaniu na Narzymskiego do dzisiaj: zwykła peerelowska szafa z olśniewającą abstrakcją na bocznej ścianie, wielobarwny stolik pod telewizor, kolorowe skrzynie i taborety, nawet regały w pracowni i w piwnicy mają na licach desek małe abstrakcje i ikonki. Barwne zasłonki, poduszki z aplikacjami wszystko maksymalnie proste, geometryczne, tak jak malarstwo gospodarza. Dekoracyjnym uzupełnieniem mebli są wykonane własnoręcznie przez artystę modele okrętów i szafa pełna kolejowych zabawek: lokomotywy, tory, wagoniki przerabiane i malowane w bardzo nowosielskim stylu. O swoich meblach Nowosielski mówi z czułością graciki : Nie mogę mieszkać stylowo, nie mogę mieć mebli z epoki, bo to by rzutowało na moją wyobraźnię. Muszę mieszkać wśród takich gratów, które sam sobie jako tako pomaluję, czyli we wnętrzu absolutnie neutralnym, jeżeli chodzi o pracę mojej Szafa z abstrakcją w salonie z biblioteką
274 Część IV. Artysta w PRL-u wyobraźni. Tylko tam mogę mieszkać i pracować. Bardzo przywiązuję się do przedmiotów, które mnie otaczają dodaje nie wyrzucam starych zegarków, starych garnków, nie zmieniałbym, gdybym miał i lubił jeździć, zbyt często samochodów. Uważam, że wszystkie przedmioty w jakimś sensie należą do tej rzeczywistości, która będzie rzeczywistością nowej ziemi, nowego nieba. ( ) Powołałbym się tu na doświadczenie chasydyzmu. Ten kierunek mistyczny, kierunek ludowego zastosowania kabały, uczy wielkiej miłości do przedmiotów, z którymi współżyjemy, które nam służą, które nam przynoszą radość. Dom na Narzymskiego początkowo nielubiany, ale skutecznie ocieplony i oswojony stanie się prawdziwą przystanią dla Nowosielskich i ich przyjaciół. Wieloletnia tułaczka po sublokatorskich pokojach rodzi potrzebę zakotwiczenia. Powrót do Krakowa, posada na ASP oznaczają upragnioną stabilizację. Rozkład dnia jest ustalony i uporządkowany. Poza czasem wakacji i pracy przy polichromiach Nowosielski prowadzi regularny, niemal mieszczański tryb życia. Dzień Profesora opowiada Andrzej Starmach w czasach, kiedy funkcjonował niezwykle intensywnie artystycznie, wyglądał w ten sposób, że wstawał zawsze bardzo wcześnie, przeważnie około 6, 7 i zaczynał malować. Przed 9 wychodził, na placu Matejki spożywał wódeczkę w swoim ulubionym barku»domino«, po 9 zjawiał się na Akademii, tam robił korektę. Już o 11 odkąd miałem galerię w Rynku Głównym wpadał do galerii, tam odbywała się kolejna konsumpcja, koło południa wsiadał w taksówkę i jechał do domu. Coś tam zjadał, potem była drzemka. I po południu Profesor albo czytał, albo wyruszał z powrotem na miasto. Często był z kimś umówiony albo to wymyślał, żeby ocyganić Zosię i wyjść z domu, wtedy wędrował do jednej ze swoich ulubionych knajpek:»europy«na rondzie Mogilskim albo»fafika«. Tych spotkań miał rzeczywiście dużo i pomimo różnych przypadłości był człowiekiem, który nigdy nie nawalał. Prosił tylko o przypomnienie. Przez naszą wieloletnią współpracę nie zdarzyło mi się, aby Profesor gdzieś nie przyszedł czy nie napisał tekstu, na który byliśmy terminowo umówieni. Zawsze był punktualny, zawsze wywiązywał się ze zobowiązań. Jak miał pójść na Akademię, to poszedł, jak miał napisać tekst, to siadał i pisał. Od tej strony zawsze na niego można było liczyć. W latach 60. całymi miesiącami dom funkcjonuje jeszcze bez zakłóceń. Z biegiem lat ulubionych knajp będzie coraz więcej, a Profesor na coraz dłużej będzie znikał z domu. Czy to aby nie ptica? Od początku organizacją codziennego życia i funkcjonowaniem gospodarstwa zajmuje się Zofia, pomaga jej często siostra Maria, która po przejściu na emeryturę stanie się na Narzymskiego niemal rezydentką nie obędzie się bez
Życie rodzinne 275 konfliktów. Prowadzenie domu z jedną sprawną ręką nie jest łatwe. Sporadycznie, raz w miesiącu, przychodzi pani do sprzątania. Na szczęście kulinarnie Nowosielski nie jest wymagający, je bardzo niewiele: placki ziemniaczane, jakieś pierogi. Jedyny kłopot ma z mięsem. Obsesyjnie nie znosi drobiu, a że w tych czasach trudno o inne mięso, pani Zofia dopuszcza się kulinarnych mistyfikacji kotlety panierowane z kurzej piersi podaje jako cielęcinę. Na wspólnych wakacjach w Zawoi wspomina Andrzej Grzegorczyk były różne kłopoty, bo najczęstszym jedzeniem były kurczaki. Gotowaliśmy sami na zmianę, i zawsze jak było mięso, on bardzo się zastanawiał i pytał: Zosiu, czy to aby nie ptica? A ona: Ależ nieee, młody cielak. Myśmy się zawsze śmiali, bo nie wiedzieliśmy, czy on się daje oszukiwać, czy po prostu udaje, że nie wie Mimo pełnego czułości stosunku do zwierząt Nowosielski nie jest wegetarianinem. Odmawia tylko potraw przypominających zwierzę stąd najchętniej jada kotlety mielone i kiełbasę. Wstręt do drobiu komentuje przewrotnie raz twierdzi, że ptak jest w ogóle obrzydliwy: ma dziób, zadziorne pazury i jest w nim coś podejrzanego. Innym razem utrzymuje, że drobiu nie je, bo drób jak aniołowie ma skrzydła. Niektórzy jednak pamiętają także opowieść z dawnych lat, kiedy malarz jako dziecko był świadkiem zarąbania kury siekierą na pieńku, potem sparzenia wrzątkiem Odtąd sam zapach już budził w nim obrzydzenie, nawet rosół nie wchodził w grę. Salon z biblioteką, widok obecny
276 Część IV. Artysta w PRL-u Profesor ma także swoje dziwne, ulubione dania: bób w wielkich ilościach niestety ciężkostrawny i z czasem szkodliwy dla zdrowia a także jajka faszerowane, które czekają zwykle na niego w gościnnym wrocławskim domu Różewiczów. Opowiadał mi Nowosielski wspomina Magdalena Siwerska z białostockiej galerii Arsenał że jak pracował w Białymstoku-Dojlidach, jeszcze w latach 50., to nie mógł się tutaj najeść jajek faszerowanych. Naprzeciwko dworca był taki bar, gdzie każdego dnia zachodził na te jajka, pewnie zresztą nie tylko Jego rekord to 30 jajek faszerowanych na jeden raz! Moim marzeniem było, żeby go podjąć kiedyś tym daniem ale się nie udało Salon na Narzymskiego to przestrzeń wypoczynku, lektury i muzyki. Biblioteka Nowosielskich ujawnia rozległość zainteresowań gospodarza. Obok normalnych w każdym domu malarza albumów sztuki mnóstwo tu lektur z filozofii, teologii, szeroko rozumianej duchowości, często w historycznych, antykwarycznych wydaniach: Kronika Akasha. Wtajemniczenie w odwieczną pamięć Wszechświata Rudolfa Steinera, Bhagawadgita, Księga Kriszny, Tirukkular. Święta księga południowych Indii, Wprowadzenie do buddyzmu Zen, Postępek Prawa czartowskiego przeciw narodowi ludzkiemu, Ideał monastyczny a życie pierwszych chrześcijan Morina. Duża część biblioteki to biblistyka: wykłady Pisma Świętego, lekcjonarze mszalne, konkordancje. W książkach pisanych przez przyjaciół Przybylskiego, Różewicza, Bożenę Mądrą-Shallcross czułe dedykacje. W tomiku wierszy Rodzaj głodu (1986) skreślone ręką Joanny Pollakówny słowa: Panu Profesorowi Jerzemu Nowosielskiemu, Skłaniając głowę przed tajemniczym, wiedzącym i pięknym Duchem Jego obrazów, Z najgłębszym szacunkiem Joanna Pollakówna. Warszawa, wrzesień 88. W połowie lat 60. malarz zwierza się Różewiczowi z nowej namiętności : Płyty! Co pół miesiąca jakąś kupuję nową. Wychowany w muzykalnym domu Nowosielski uzbiera piękną kolekcję płyt rzecz jasna, analogowych. Muzyka to jedna z największych radości mojego życia przyznaje. Nie słucham jej dużo, bo nie lubię muzyki jako tła, ale jak już słucham, to inteligentnie. Na przykład muzykę polifoniczną wystarczy słuchać z maksymalnym natężeniem uwagi, żeby całą konstrukcję niejako mieć przed oczami, jakby była zapisana w przestrzeni. Natomiast nie lubię takiej muzyczki nie mówię już o rocku, bo dla mnie to w ogóle nie jest muzyka, tylko zwyrodnienie kultury ogólnoświatowej! Ostatnia inteligentna muzyka lekka to był jazz orleański. A ta moderna zaczyna się w zachodniej Europie już gdzieś od XII wieku. Bardzo lubię wczesną polifonię, Monteverdiego. Ale muzyki współczesnej nie ma, przestała istnieć! Zostały jeszcze jakieś niedobitki: Lutosławski, Penderecki, Górecki i na tym koniec. Był taki profesor muzykologii na Uniwersytecie Warszawskim: ks. Feicht. Ktoś go zapytał: No, ksiądz jest specjalistą od muzyki A on: Nie jestem specjalista od muzyki! Ja jestem
Życie rodzinne 277 Wnętrze pracowni, druga połowa lat 60. specjalista od starej muzyki! A jak ks. profesor się zapatruje na rozwój muzyki w historii? Ano, rozwój muzyki to historia psucia się muzyki Ja też lubię całą muzykę do pewnego momentu dopóki nie przestała istnieć. W domu przy Narzymskiego najważniejszym pokojem jest jednak pracownia. W pracowni jest zawsze coś świętego mawia Nowosielski. Ta jest dosyć ciemna i pełni także rolę wnętrza mieszkalnego, ale artysta potrafi malować w każdych warunkach. W pracy ma swoje obyczaje i rytuały, jednak w pokoju króluje nienaganny porządek, wszystko jest na swoim miejscu. Stereotyp artysty furiata i bałaganiarza zupełnie do niego nie pasuje, przy malowaniu jest precyzyjny i schludny. Maluje od wczesnego rana, zawsze na płasko, kładąc obraz na stole pisze swoje obrazy, tak jak się pisze ikony. Profesor jest absolutnym minimalistą, jeżeli chodzi o warsztat potrzebny malarzowi relacjonuje Andrzej Starmach. Obrazy zawsze malował na stole, miał w pracowni stół z obciętymi trochę nogami, aby mu było wygodniej malować. Pierwszą sztalugę dostał od żony na imieniny dopiero w latach 80. Służyła wyłącznie do tego, żeby wystawić na niej ostatni obraz, który namalował. Do malowania używał zawsze minimalne ilości farb i kolorów. Farbki rozrabiał w puszkach po sardynkach albo w malutkich słoiczkach. Wszystkie jego obrazy są malowane bardzo cienko, prawie suchym pędzlem. Patrząc, trudno zrozumieć, że niejednokrotnie bardzo piękny obraz tak naprawdę powstał w minimalnej gamie kolorystycznej: przy użyciu zaledwie czterech kolorów i ich zmieszania.
278 Część IV. Artysta w PRL-u Profesor zawsze też miał pod ręką tusz i papier, nigdy nie rysował żadnymi profesjonalnymi piórkami, tylko wyłącznie normalnymi stalówkami, jakich wiele osób już nie pamięta, a w sklepach są nie do dostania. Miał ich niewielki zapas z dawnych czasów. W normalną drewnianą obsadkę wkładał stalówkę, maczał w tuszu i zaczynał rysować ciągnął bardzo pewną kreską po kartonie. I co charakterystyczne jak wykańczał czy robił jakiś niewielki szczegół, to obracał kartkę papieru tak, jak mu było wygodnie, na przykład malował oko do góry nogami, bo wtedy nie musiał się za bardzo nachylać nad stołem. Bożena Shallcross wspomina, jak kiedyś Nowosielskiemu przydarzył się kleks przy rysowaniu cerkiewki. Wybrnął z kłopotu, trawestując Dyndalskiego Fredry: Żyd, lecz w tabliczkę konserwatora go przerobię. Przy wszystkich słabościach i zawirowaniach Nowosielski jest tytanem pracy, maluje dużo i szybko. Na pytanie, jak długo powstaje obraz, odpowiada bez ceremonii: To zależy jeżeli olej, to króciutko, to musi być piorunem namalowane, a jeżeli akrylami czy temperą, to długo, wtedy może się nawarstwiać. Pół godziny do półtora, maksimum 3 godziny jeżeli to duży obraz. impresario Lata 60. to bodaj najciekawszy okres w twórczości artysty, apogeum jego malarstwa sztalugowego. Nowosielski maluje dużo, w natchnieniu, jakby niesiony falą sukcesu i wiary w siebie. W tym czasie powstają najpiękniejsze pejzaże i portrety, krystalizują się wątki, do których będzie wracał całe życie: Monografia góry, Villa dei misteri, Kolejka. Powstaje specyficzny, autorski kanon artysty. Bardzo dużo wystawia, niemal każdy rok przynosi wystawę indywidualną, wielka retrospektywa w Zachęcie, w marcu 1963 roku, staje się prawdziwą rewelacją. Kolejne nagrody z ministerstwa, udział w wystawach zagranicznych: Wiedeń, New Delhi, Chicago, Oslo, Nowy Jork, Paryż, Bochum, San Marino, Waszyngton, Tel Awiw, Wiedeń, Berlin, Kopenhaga. W domowym archiwum przechował się list Zofii do Jerzego z września 1966 roku: Był Stanisławski i wybrał 8 obrazów do przymiarki w muzeum w piątek ma po to przyjechać auto. Dobrze, żebyś był prędzej, żeby je zobaczyć. Od Blumki dzwoniła pani Kalinowska, żebyś się zjawił z obrazami i rachunkiem na 12 tys. Dzwoniło biuro Lotu, że przyszły 3 skrzynki, pewnie to wiedeńskie obrazy, mają je dostarczyć we wtorek lub środę do domu. Masz wstąpić w W-wie do Desy, żeby zmienić ceny i sprawdzić, czy ta p. J. Sękowska już zapłaciła.( ) Ucałuj Porębskich i kogo się da. Zosia. PS. Jeśli wieziesz forsę to może z Haneczką spróbowalibyście kupić dla Ciebie jesionkę (płaszcz) jakiś ładny ona pewnie wie, gdzie szukać, może to udałoby się załatwić byłoby o wiele taniej, niż szyć tutaj. Ale ładny! Pa Pa. Zo Magdzia.
Życie rodzinne 279 Ten list świetnie pokazuje rolę, jaką zaczyna odgrywać Zofia w życiu niepraktycznego i roztargnionego artysty. Rolę nie do przecenienia. Zarzuciwszy własną twórczość, poświęca się całkowicie czuwaniu nad karierą i twórczością męża: załatwia jego sprawy, prowadzi biuro, wszystko trzyma pod kontrolą. Zosia postanowiła, że tylko jedno z nich zrobi karierę tłumaczy Janina Kraupe rozumianą jako całkowite oddanie się malarstwu, i że nie ona będzie tą osobą. Może przytłoczyła ją genialność jego obrazów? Przestała malować, postanowiła pomagać Jurkowi. On miał bardzo dobry, spokojny dom, gdzie ona zawsze siedzi i na niego czeka. Bardzo tam było u nich estetycznie, Zosia umiała i ugotować, i podać z artystki zmieniła się zupełnie w panią domu. Ona miała może troszkę takie mieszczańskie podejście, pamiętam, jak mówiła o kimś: Aaa, ten to robi karierę. Dla niej to coś znaczyło: społeczne funkcjonowanie sztuki. Kompletnie się temu poświęciła, przyjęła na siebie rolę sekretarki. Z czasem Zofia stanie się niemal profesjonalnym menedżerem męża, domowym impresario. Będzie negocjować honoraria, kontrolować jakość, pilnować terminów. Stanie się niezbędna co musi mieć swoje plusy i minusy. Świadectwem niezwykłych zasług Zofii w dokumentacji dzieła męża jest słynna kartoteka, jaką Zofia Nowosielska będzie prowadzić niemal do końca życia z podziwu godną skrupulatnością. Kartoteka pani Zosi 3 tekturowe pudełka wypełnione setkami fiszek: malutkie, ząbkowane zdjęcia nalepione na pożółkłe kartoniki, nierzadko odręczne rysunki artysty na odwrocie, obok adnotacje: wymiary, technika, czas powstania, udział w wystawach i przeznaczenie: prezent lub sprzedaż ( otrzymał inżynier od pieca, pożyczył Harasymowicz, ofiarowane personalnej ASP, dostał Jerzy Panek, oddał lekarzowi, sprzedany aptekarzowi z Płocka, ukradł dyr. Węgrzyn, dla pracownika Muzeum Puszkina w Moskwie, dostał dzielnicowy MO, wziął Tadzio Różewicz, ofiarowane Kornelowi Filipowiczowi, otrzymał Z. Podgórzec, dla księdza w Wesołej, na Towarzystwo Brata Alberta, dostał Helmut Kajzar ). Fiszki w kartotece pani Zosi są czasem jedynym zachowanym śladem rozproszonych dzieł. Najstarszy odnotowany obraz pochodzi z 1943 roku ostatni z 1997. Kartoteka, przechowywana dziś w siedzibie Fundacji Nowosielskich, służy badaczom i muzealnikom, pomaga też przy wydawaniu certyfikatów autentyczności dzieł malarza. Mimo starań pani Zofii jej archiwum nie obejmie całości Fiszka ze słynnej kartoteki pani Zosi dzieła
280 Część IV. Artysta w PRL-u Nowosielskiego. Z czasem malarz zacznie wymykać się spod kontroli, niektóre prace powstaną poza domem, z przeznaczeniem do szybkiej sprzedaży. Pani Zofia nigdy się z tym nie pogodzi, uważając nie bez racji że malowane pospiesznie obrazy nie trzymają poziomu, są poniżej talentu ich autora. Ona była wielka i bardzo dzielna mówi z przekonaniem ks. Henryk Paprocki. Nigdy nie walczyła o swoje życie, zawsze w jego cieniu. Taką podjęła decyzję, i nigdy się nie skarżyła była obok: gotowała, prała, prowadziła cały dom, organizowała wyjazdy. I wszędzie mu towarzyszyła: malował Wesołą była w Wesołej, malował Lourdes była w Lourdes, malował Gródek siedziała z nim w Gródku. Całe życie mu służyła i to, że on tak dużo stworzył, jest jej wielką zasługą. Cały czas go mobilizowała do pracy, poganiała, żeby malował, mówiła: Jurku, jesteś już pięć dni na wakacjach, a jeszcze nic nie namalowałeś! On fukał, fukał, ale w końcu wyjmował farby i malował, ulegał jej. Czasem wbijała szpile: O, Jurek dawno nic nie namalował. Już się kończy Wtedy on zaczynał nerwowo chodzić: Ja? Wcale się nie kończę, zaraz Ci udowodnię! I na drugi dzień malował obraz. Miała świetną metodę. I wspaniałe oko. Widziała każdy niedociągnięty obraz i tak długo mu to wypominała, aż w końcu poprawiał. Ona pierwsza zobaczyła jego wielkość, wiedziała, że ma genialnego męża. Była dla niego naprawdę wspaniałą żoną. Byli nierozłączni potwierdza Paweł Różewicz. Mimo że Zosia miała z nim krzyż, jego zachowania były niekiedy upiorne, to Jurek do końca powtarzał, że ją bardzo kocha, i ona też, chociaż czasami mieli siebie po prostu dość. Pamiętam, potrafili razem śpiewać chóry cerkiewne szły z płyty i oni śpiewali razem z tymi chórami. Czasami Zosia mówiła: No tak, bo ty, Jureczku, uważasz, że Chrystus był prawosławny! A on: No nie, przecież wiadomo, że był rzymskokatolicki! Prawili sobie czasem takie złośliwości Oczywiście Jurek funkcjonował tylko dzięki Zosi to, że był domyty, doprany, miał zawiązany krawat, to była jej zasługa. Zawsze miał w domu ten azyl. Magda Przez kilkanaście lat pełnoprawnym domownikiem w mieszkaniu na Narzymskiego jest także ukochana jamniczka Nowosielskich Magda. Od dzieciństwa artysta ma słabość do zwierząt, w rodzinnym domu królowały zwykle foksteriery: Omar, potem Smyk. W sublokatorskim pokoju w Łodzi Nowosielscy opiekują się kotką państwa Oko, potem w łódzkiej pracowni mają przez krótki czas jamnika, jednak wyprowadzanie go na spacery z 8 piętra okazuje się zbyt dużym kłopotem. Legendarna Magda, urodzona 15 stycznia 1965 roku jak dokumentuje zaświadczenie ze Związku Kynologicznego nosi pierwotnie imię Mambo, ale szybko zostaje uczłowieczona i już jako Magda, Magdusia, Madzia przeżyje w domu Nowosielskich
14 lat, ciesząc się szczególnymi przywilejami. To była bardzo miła jamniczka przyznaje Paweł Różewicz była wysterylizowana i Jurek się śmiał, że odreagowywała na nim swoje macierzyńskie kompleksy. Rzeczywiście, układała mu się wokół głowy, na piersiach, i wykonywała takie ruchy, jakby chciała go karmić, poza tym miała te ciąże urojone Zosia się śmiała w żartach, że Jurek ma jakieś bardziej intymne instynkty wobec Magdzi, Jurek chichotał: Tak, tak, sodomistyczne! Jak każdy rasowy jamnik Magda niechętnie poddaje się tresurze, choć udaje się ją przekonać, by nie spała w łóżku właścicieli. Jako szczeniak ma posłanie w specjalnym koszyczku, potem własne prześcieradełko i kocyk na kanapie. Uczestniczy w życiu domowym na pełnych prawach jeździ ze swoimi państwem na wakacje i plenery, słucha płyt, a kiedy muzyka zaczyna ją nudzić daje znaki zniechęcenia piszczeniem, co oznacza: zajmijmy się czymś innym. Jurek i Zosia mieli bardzo czuły stosunek do zwierząt tłumaczy Tadeusz Różewicz. Magdę kochali jak własne dziecko. A Magda była złośliwa, jak to jamniki. Czasem, jak się chciało ją pogłaskać, to w palec ugryzła. Cały ich ogródek był zryty, bo Magda polowała Życie rodzinne 281 Magda, ukochana jamniczka Nowosielskich, 1965 Z Magdą, ok. 1970 na krety. Jurek uwielbiał ją głaskać po brzuszku, zawsze mówił: Popatrz, jaki ona ma słodki brzuszek! A kiedy zdechła, spotkał mnie chyba największy komplement. Akurat do nich przyjechałem, byli bardzo podłamani i usłyszałem: Dobrze, że przyjechałeś, bo w jakiś sposób nam Magdę zastąpisz. Jak Magda zmarła wspomina przyjaciółka malarza Kinga Maciuszkiewicz to Jurek był w takiej rozpaczy, że chodził pijany i autentycznie płakał. Ona zmarła na jego kolanach, miała nowotwór
282 Część IV. Artysta w PRL-u i udusiła się. Mówił wtedy, że nigdy nie uśpiłby psa, bo pies ma takie samo prawo do śmierci jak człowiek. I uważał, że potem już nie może mieć drugiego psa, bo to tak jak żona po śmierci żony jakby nie wypada mieć kogoś następnego. Strasznie ją kochał, czasem jak szliśmy i szedł podobny pies, to wołał: Magdunia idzie, Magdunia idzie. Od śmierci Magdy w 1979 roku jej zdjęcie zawsze będzie stało na oknie w kuchni Nowosielskich. Nie mają już nigdy innego psa. Zimą dokarmiają tylko dzikie koty, Profesor obwija im kocem skrzynię na tarasie. Stosunek do zwierząt pozostanie niezwykle istotnym składnikiem światopoglądu artysty. Nowosielski jest w tym najbliższy tradycji buddyjskiej, odczuwa poczucie wspólnoty z całym żyjącym światem i zauważa, że chrześcijaństwo zupełnie zagubiło tajemnicę cierpienia zwierząt jeden z kluczy do zrozumienia tajemnicy zła. Ubolewa, że wygasło poczucie grzechu i krzywdy w stosunku do zwierząt, traktowanych wyłącznie jako przedmiot użytkowy, źródło produkcji mięsa. Załamuje ręce nad okrutną, akceptowaną przez Kościół tradycją corridy sadystycznego, diabelskiego widowiska. Nowosielski bolał nad cierpieniem zwierząt, to była jedna z jego obsesji mówi filozof Władysław Stróżewski. Jak się dyskutowało o świecie i chciało się go bronić, że może nie jest taki zły, to zawsze mówił: Dobrze, a cierpienie zwierząt? Ta potworna rzeźnia, gdzie zabija się zwierzęta tylko po to, żeby je potem jeść, nie bacząc na to, jak cierpią, jak przeżywają to wszystko? Adam Bujak zrobił kiedyś album fotografii zwierząt idących na rzeź. Nikt nie chciał tego opublikować, to było przerażające co widać w oczach zwierzęcia, które wie, że za chwilę zostanie unicestwione. Nowosielski miał wyczucie tego cierpienia, jako pewnego odprysku kosmicznego zła. Był na to nieprawdopodobnie wyczulony. O okrucieństwie i masowym uboju zwierząt Nowosielski nie może mówić spokojnie. Używa największych kwantyfikatorów, mówi o podłości, zbrodni, Holokauście, co zostaje uznane za przesadę. Jest konsekwentny: dla niego zwierzę pozostaje wielką tajemnicą i metafizycznym partnerem człowieka. Skoro całe życie uważa się za sakralne gdziekolwiek jest życie, tam już jest coś świętego. Pod wpływem teologii Sergiusza Bułgakowa i religii orientalnych malarz podejrzewa, że zwierzęta to pokutujące anioły, że poniżenie i cierpienie zwierząt to anielska kenozis, włączona w Chrystusowe dzieło zbawienia świata. To bardzo odważna, wręcz zuchwała wizja. Pod wpływem rozmów z malarzem Tadeusz Różewicz napisze jeden z najbardziej przejmujących wierszy Świniobicie, dedykowany Nowosielskiemu. To nie był tylko wiersz liryczny wyjaśnia poeta był w nim podkład wiedzy. Zacząłem prawie studia nad zachowaniem się świń przed ubojem: ich nerwice w czasie transportu, ich zapaści, depresje. Czytałem artykuły w pismach niemieckich, szwajcarskich, w przeglądach medycznych. W swoim czasie prof. Religa przeszczepił człowiekowi serce świni. Pytanie: co świnia dawała ludzkości, a co ludzkość świni, to dla mnie problem moralny.
Życie rodzinne 283 Te wszystkie farmy kurze to przecież nic innego, jak wielkie obozy koncentracyjne tłumaczy wzburzony Nowosielski. Nasz stosunek do zwierząt jest straszliwy, po prostu straszliwy. A przecież to są istoty, które bardzo nas przypominają, posiadają podobne odruchy emocjonalne i nawyki, podobne sposoby komunikowania się nie tylko między sobą, ale również z nami przecież nawiązują prawdziwy kontakt uczuciowy z ludźmi. Zapominamy, że jesteśmy ze zwierzętami spokrewnieni miłością i nienawiścią, lękiem i zaufaniem. W gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami, jak zwierzęta. I nagle skazujemy te istoty, tak bardzo do nas podobne, na status istot przeznaczonych do obozu koncentracyjnego, na ubój, na rzeź. Tak wygląda nasz rzeczywisty stosunek do zwierząt i niczym się właściwie nie różnimy od hitlerowców, którzy pewien gatunek ludzki przeznaczyli na zagładę. Byłem w marcu w Zakopanem razem z moimi studentami opowiada dziennikarce w 1990 roku. Wczesna wiosna, wczesny poranek, i skowyt małego psa na łańcuchu. Zmarzł na mrozie i nie było nikogo, kto by go wpuścił pod jakiś dach. Jego państwo poszli na rekolekcje do kościoła. Gdy słyszę taki skowyt, mam dość tych rekolekcji, tej pobożności. Mam dość zabijania zwierząt po to, by człowiek miał szynkę na wielkanocnym stole. Takie są właśnie moje zmartwienia. Pytany przez Gazetę Wyborczą o najważniejsze wydarzenia 1997 roku odpowiada krótko: Powiem o tym, co było najbardziej tragiczne: Senat zablokował ustawę zabraniającą przymusowego tuczu gęsi. Rajmund Kalicki w Dzienniku nieobyczajnym notuje scenę z wizyty na Narzymskiego: W kuchni lata mól. Pani Zosia porusza się na krześle niespokojnie, rozgląda się za jakąś szmatą. Mól przysiada na podłodze. Pochylam się i pytam: Zabić? Nowosielski (nie odwracając się): Nie przy mnie! I dodaje: Niech sobie żyje, Zosiu, co ci przeszkadza?. przyjaciele Wśród osób bliskich Nowosielskim jest wielu ludzi niebanalnych. Mimo małżeńskich nieporozumień, narastających z biegiem lat kłopotów ze zdrowiem Nowosielskim udaje się zbudować ciepły dom, do którego lgną przyjaciele. Wśród najbliższych są towarzysze młodości: Mieczysław Porębski z żoną, Różewiczowie, aktorka Marta Stebnicka, malarki Ewa Kierska i Krystyna Zwolińska. A także poznani później: ks. Jerzy Klinger z rodziną, filozof Andrzej Grzegorczyk, historyk literatury Ryszard Przybylski. Przyjaźń z nimi ma głównie wymiar intelektualny wymiana myśli i lektur, dyskusje, spory. Są też wspólne wakacje i podróże. Z tych wypraw i spotkań przyjaciele zapamiętają ogromną bliskość, przyjaźń obojga małżonków: Byli bardzo zgranym małżeństwem opowiada Maria Paprocka świetnie się rozumieli, chcieli ze sobą rozmawiać. Często u nich mieszkałam i wiem, jak
284 Część IV. Artysta w PRL-u Z ks. Henrykiem Paprockim i jego córkami Agnieszką i Olgą, Kraków, druga połowa lat 90. to wyglądało. Oczywiście w starszym wieku różne rzeczy zaczynają drażnić, ale on ją po swojemu naprawdę kochał. Kiedy nie używał alkoholu, to było bardzo kochające się, wspaniałe małżeństwo. Jej wielkość polegała też na tym, że umiała się od tego odciąć. Jak tylko już było dobrze, była dla niego naprawdę strasznie ciepła, miła i tak ćwierkali: Jureczku, Zosieńko Kiedyś obudziłam się u mnie w domu w Paryżu była 6 rano, a samolot mieli o 4 po południu i słyszę: Zosieńko, czy nie uważasz, że już powinniśmy się zbierać? A Zosia: Jurciu, ty chyba zwariowałeś, jest dopiero 6 rano! A on już dreptał, już nie mógł spać. Szczególna, niemal braterska więź połączy malarza z Tadeuszem Różewiczem. Mieszkają w innych miastach, lecz spotykają się regularnie. Różewicz, zafascynowany malarstwem i duchowością Mistrza Jerzego, jeździ do niego jak sam żartuje na rekolekcje zamknięte. Mają czas i sposobność do roztrząsania problemów duchowych, co nie przeszkodzi powstaniu obfitej korespondencji i niezwykłych wierszy dedykowanych malarzowi. Poeta wędrujący jeździ po całym świecie, zwykle z przystankiem po drodze w gościnnym domu przy Narzymskiego. Mam uczucie, jakbym żył na tamtym świecie wyznaje po powrocie do domu. U Was jedynie czuję się żywy! Każdy mój pobyt u Was jest dla mnie wytchnieniem; bardzo lubię być u Was. Myślę o Was, o Tobie, co dzień pisze w innym liście. Może się dziwisz może uważasz mnie za jednego z kolegów lub znajomych ( ) ale ja Ciebie uważam za brata, za jednego z kilku braci jakich miałem w życiu jakby Ci to wytłumaczyć Twoje
radości, Twoje smutki, trudności, strachy, upadki są w części moimi. Więź między malarzem i poetą przetrwa do końca, mimo ciężkiej choroby artysty. Nowosielski jest w przyjaźniach wierny i szczodry. Gdy materialnie stanie na nogi, nie zapomina o tych, którym powodzi się gorzej, pożycza pieniądze, ofiarowuje obrazy, niektórym z dyskrecją pomaga regularnie. Wśród listów, które dostaje, pełno jest podziękowań za pomoc i psychiczne wsparcie. Bezinteresowną życzliwość Nowosielskich potwierdza pani Anna Sztaudynger-Kaliszewicz, córka Zofii i Jana Sztaudyngerów, z którymi Nowosielscy przyjaźnili się jeszcze w Łodzi, a potem wielokrotnie gościli w ich zakopiańskim pensjonacie. Po operacji neurologicznej ojca w maju i czerwcu 1970 pisze pani Życie rodzinne 285 Anna mama mieszkała u Nowosielskich i była otoczona przez Nich troskliwą opieką, codziennie odwożona lub odprowadzana do szpitala, oboje państwo Nowosielscy też często tatę odwiedzali. Po śmierci ojca kontakty były nadal częste i serdeczne. Pani Zosia i jej siostra Marysia pielęgnowały grób na Salwatorze, ponieważ nikt z nas nie mieszkał stale w Krakowie. Była to wielka ulga dla matki i dla nas. ( ) Zofia i Jerzy Nowosielscy okazali mojej matce rodzinną pomoc i serdeczne wsparcie w najtrudniejszym okresie życia. Często ofiarowywali mamie prezenty, na zmianę bardzo cenne (obrazy pana Jerzego) i bardzo praktyczne np. bieliznę pościelową. wakacje milionerów Tadeusz Różewicz prezentuje namalowany przez siebie obraz Wolna Ukraina, w tle: kolekcja obrazów Jerzego Nowosielskiego, Wrocław, 2007 Lubię oglądać czasem inne miasta, lubię czasem jechać za granicę zwierza się malarz w 1970 roku. Muszę czasem być trochę szczęśliwszy. A jestem trochę szczęśliwszy, kiedy zobaczę renesansową architekturę, kiedy zobaczę dobry obraz w oryginale. Podróżuje się za granicę na ogół w drugiej połowie życia, ma się wtedy inny stosunek do sztuki, i do rzeczywistości, i do swojego życia. Takie podróże, to po prostu obowiązek artysty i obowiązek wykładowcy artystycznej uczelni. Pierwsza zagraniczna podróż na XXVIII Biennale di Venezia, w 1956 roku, kiedy
286 Część IV. Artysta w PRL-u jeszcze niełatwo wyjechać za granicę, rozbudzi apetyty, a bizantyńska Wenecja pozostanie pierwszą miłością malarza, zawsze będzie o niej mówił z zachwytem i czułością: Ledwie wyszedłem z dworca wspomina tamtą podróż musiałem usiąść, tak byłem zachwycony widokiem, jaki się przede mną ukazał. Od tego czasu jestem wielkim patriotą Wenecji, umiem chodzić po Wenecji, wiem, która jest prawa, a która lewa strona Kanału, umiem trafić do najmniejszych miejsc. Nie rozumiem nawet, że podobno można się tu zgubić. W latach 60. i 70. artysta niemal każdego roku jest za granicą, jeździ na festiwale i wystawy, podróżuje ze studentami, czasem po prostu wykupuje z żoną i przyjaciółmi zorganizowaną wycieczkę. Ma swoje ulubione kraje: Grecja, Francja, Włochy. Udaje mu się nawet przełamać lęk wysokości i wsiada do samolotu: Bardzo tu pięknie pisze w 1976 roku z Hiszpanii do Haliny Klinger nie myślałem nawet, że Madryt to takie miłe miasto. Z samolotu widok ziemi hiszpańskiej niesamowity, bo grunty kolorowe, ziemia czerwona i żółta, działki nieregularne, za to sadowa uprawa b. staranna, co w sumie daje obraz zupełnie abstrakcyjnego malowidła o wielkim działaniu. Nowosielski najczęściej podróżuje z żoną, wspólne wakacje i wyprawy stają się ważnym składnikiem ich małżeńskiej relacji. Potrafili się tym obydwoje bardzo pięknie cieszyć mówi Marcin Oko. Pamiętam, jak przeżywali swoją podróż do Grecji. To budowało też między nimi taką bardzo fajną więź, przywozili Z wizytą w Paryżu, od lewej: Zofia i Jerzy Nowosielscy, Maria Klinger-Paprocka, Irena Klinger-Czapiuk, czerwiec 1978