Nowa Kaledonia - Lifou i Noumea. Listopad 2016 Po dwóch dniach na oceanie i trzech nocach żeglugi statkiem Dawn Princess z Sydney, dopłynęliśmy do Nowej Kaledonii, która jest zamorskim terytorium Francji. Odcinek ten miał 1220 Mil morskich. W Nowej Kaledonii odwiedziliśmy dwa miejsca. Pierwsze kotwiczenie było na wyspie Lifou a ostatni w tym rejsie port była Noumea, stolica tego państwa.
Wyspa Lifou jest największą i najbardziej zaludnioną ze wszystkich wysp Archipelagu Lojalności na terytorium Nowej Kaledonii. Nasz statek zakotwiczył w dużej zatoce na północno zachodniej części wyspy. Duże szalupy statkowe, zabierające ponad 100 osób dowoziły pasażerów do pomostu na brzegu. Obok pomostu jest piaszczysta plaża i tropikalny las, nad którym wyraźnie widoczne są dwa kościoły.
Pierwsze w tym rejsie wygrzewanie się na tropikalnej plaży było bardzo przyjemne. Błękitna woda była idealnie przejrzysta i można było oglądać malowniczą rafę koralową.
Idealne miejsce do nurkowania z maseczką. Tropikalny las i egzotyczne domki, typowe dla południowego Pacyfiku wyglądały bardzo interesująco.
Dachy i boczne ściany tradycyjnych domków, robione są z liści palmowych. Można dopatrywać się podobieństwa do naszych polskich chat pod słomianą strzechą. Wewnątrz konstrukcja jest z drewnianych pni, powiązanych linami, bez użycia żadnych gwoździ i innych łączników. Na ziemi leżą tylko maty plecione z liści palmowych. Całe rodziny mieszkały kiedyś w takich jednopokojowych domkach. Rodzili się, żyli i umierali, leżąc na takich matach. Nie mieli dużych mebli, bez których trudno wyobrazić sobie współczesne nam domy.
Wysepka jest płaska, jedynie niewysoka górka wznosi się nad piaszczystą plażą. Z której był ładny widok na zatokę i kotwiczący na środku zatoki nasz statek.
Na szczycie tej górki jest kościółek Notre-Dame. Nazwa tak, jak przystało na zamorską posiadłość Francji. Obok tej europejskiej tradycji jest pięknie rzeźbiony przez lokalnych artystów pień drzewa. Przypominał mi on innych rdzennych mieszkańców Pacyfiku, z bardzo odległego rejonu wybrzeża Kanady i Alaski, gdzie Indianie rzeźbili totemy. Wewnątrz kościoła, zgodnie z lokalnymi zwyczajami, oprócz skromnego ołtarza nie ma zbyt dużo wyposażenia. Wierni siadają bezpośrednio na podłodze lub na palmowych matach, bo podłoga jest już nowoczesna, czyli ceramiczna. Jest tylko niewielka ławka, chyba dla turystów z dalekiego świata.
Na pożegnanie Wyspy Lifou, lokalny zespół koncertował przy pomoście, z którego szalupy odwoziły pasażerów na statek. Malownicza wyspa żegnała nasz statek kolorowymi kwiatami wiosny południowego Pacyfiku. Dalej popłynęliśmy do Vanuatu i na Fiji. (Relacje z tych wysp w oddzielnych wpisach).
Ostatnim portem odwiedzonym w tym rejsie była stolica Nowej Kaledonii Noumea. Na początek odwiedzin w tym stołecznym mieście, pojechaliśmy na wycieczkę, ciekawą kolejką z trzema wagonikami. Naszą uwagę zwróciła nietypowa jak na francuskojęzyczną wyspę uprzejmość do anglojęzycznych turystów. Jadąc tą turystyczną kolejką ludzie na ulicy pozdrawiali nas machając rękami. Przypomniał mi się dawny zwyczaj w Polsce jak wieśniacy pracujący na polu pozdrawiali pasażerów w przejeżdżających pociągach.
Z punktu widokowego, widać było panoramę miasta i portu oraz okazałą katedrę. Domy mieszkalne, hotele i cała miejska zabudowa ciekawie jest wkomponowana w pejzaż zatoczek.
Domki na wodzie ze szklanymi podłogami to najczęściej hotele dla gości, którzy szukają takiej egzotyki. Bez wychodzenia z pokoju można oglądać rybki pływające w błękitnej wodzie. Na pobliskiej wyspie położonej pomiędzy rafami koralowymi jest bardzo luksusowy hotel z takimi właśnie domkami.
Centrum miasta jest w typowym stylu kolonialnym. W takim właśnie stylu jest również budynek lokalnego muzeum miejskiego. Paryż i inne stare miasta europejskie maja dużo pomników, co zostało również przeniesione przez Francuzów do ich zamorskich posiadłości.
Typowa rotunda parkowa np. dla orkiestry, to też charakterystyczny obrazek z europejskich parków, niezbyt pasujący do kultury i historii rdzennej ludności. Listopad to wiosenny miesiąc półkuli południowej. Drzewa w parkach zakwitły barwnymi kwiatami.
Bardzo ciekawie wyglądają pnie drzew składające się z wielu cieńszych drzew i gałęzi połączonych razem. Noumea to raj dla żeglarzy. Widać to po licznych marinach oraz olbrzymiej ilości jachtów i łódek różnej wielkości.
Obok terminalu morskiego jest bardzo ciekawy i nietypowy pomnik jachtu żaglowego. Noumea była naszym ostatnim portem Nowej Kaledonii. Powrót do Sydney, tym razem był trochę krótszy, bo 1054 Mm. Z wiosennej Australii przylecieliśmy do jesiennego Vancouver, gubiąc lato, ale nie zgubiliśmy dnia. Nawet nadrobiliśmy, bo odlecieliśmy o 12 w południe a dolecieliśmy, patrząc na kalendarz trzy godziny wcześniej, tego samego dnia. Tekst Jerzy Kuśmider Fotografie: Elżbieta i Jerzy Kuśmider Zobacz filmy z tej podróży: https://www.youtube.com/playlist?list=plgjdaoqnbk2xgztkkp7ttwr963wh90llv