DEMOLKA W MADRYCIE (str.6)

Transkrypt

1 TEMAT NUMERU DEMOLKA W MADRYCIE (str.6) 1

2 Parę słów od redakcji "Sportowy Galimatias" jest to gazeta o tematyce sportowej. Dlaczego galimatias? W gazecie znajdują się teksty poruszające różne dziedziny sportu oraz motoryzacji, wszystkiego po trochu. SKŁAD REDAKCJI : Sebastian Tacik Michał Czerwiński Fabian Bieranowski Maciej Auguściak Patryk Tarasiewicz Piotr Serednicki Redaktor Naczelny Sebastian Tacik 2

3 Co z tą Premier League? Gdyby ktoś na początku sezonu typował, że po 13 kolejkach angielskiej Barclays Premier League liderem będzie kopciuszek z Leicester City, a aktualny mistrz kraju znajdzie się na piętnastej pozycji w tabeli, to chyba każdy nazwałby taką osobę po prostu idiotą. Chociaż tak naprawdę uważam, że takiej sytuacji i tak nie dałoby się przewidzieć. Tabela prezentuje się bardzo interesująco. Czołowe zespoły dzielą zaledwie cztery punkty, a warto przypomnieć, że w następnej serii spotkań odbędzie się mecz na szczycie między Leicester City, a Manchesterem United. Podopieczni włoskiego szkoleniowca, Claudio Ranieriego dysponują najlepszą ofensywą w całej lidze, a gracze Louisa van Gaala mają najlepszą defensywę, więc mecz zapowiada się arcyciekawie. Chelsea, której forma zaczyna chyba powoli rosnąć, zagra na White Hart Lane w derbach Londynu z Tottenhamem. Chcę się skupić na tych zespołach, które najbardziej zaskakują. Gdzie tkwi sekret tak doskonałej postawy drużyny noszącej przydomek "Lisy"? Nic nie ujmując piłkarzom Leicester, ale moim zdaniem jest to zasługa głównie dobrego terminarza. Piłkarze Ranieriego grali zaledwie z czterema zespołami z górnej połówki tabeli. Zgromadzili w nich pięć na dwanaście możliwych punktów, co raczej jest bardzo przeciętnym wynikiem. Porażka 2-5 z Arsenalem na własnym stadionie na pewno nie należała do najprzyjemniejszych chwil obecnego sezonu, ale pokazała także, że "Lisy" mogą mieć problemy z klasowymi zespołami. Prawdziwa weryfikacja formy Leicester City nastąpi w ciągu najbliższych tygodni. Przed końcem 2015 roku czekają ich jeszcze spotkania na własnym stadionie z Manchesterem United, Chelsea, Manchesterem City oraz z Evertonem i Liverpoolem na wyjeździe. W mojej opinii 1 stycznia piłkarze Ranieriego będą poza czołową czwórką. Chociaż jak to mawiał sir Alex Ferguson "football, bloody hell" i wszystko w piłce nożnej może się zdarzyć. 3

4 A co do tego co w tym sezonie robi Chelsea... Chyba nikt na świecie, łącznie z fanami, zawodnikami tej drużyny oraz samym Jose Mourinho nie spodziewał się tak fatalnego początku sezonu. Za nami już 1/3 rozgrywek, a piłkarze "The Blues" tracą do lidera aż czternaście punktów. Jeśli jednak podopieczni Mourinho wygraliby wszystkie mecze, do końca sezonu zgromadziliby 89 punktów. W ubiegłym sezonie do mistrzostwa wystarczyło 87 oczek. Więc teoretycznie... No ale tak naprawdę chyba nikt w to nie wierzy, chociaż jak już wspomniałem wcześniej "wszystko się może zdarzyć". Warto zaznaczyć, że drużyny, które tak jak Chelsea miały po dwunastu kolejkach tylko jedenaście punktów, w większości spadały z ligi. Taka sytuacja według mnie jest jednak mniej prawdopodobna niż to, że Chelsea wygra wszystkie spotkania do końca. Co jednak jest powodem słabszej formy "The Blues"? Nie da się jednoznacznie określić, ale na pierwszy rzut oka widać, że forma dwóch graczy, którzy w ubiegłym sezonie grali wręcz wybornie odbiega od ideału. Mam tu na myśli Edena Hazarda oraz Diego Costę. Hiszpan w ubiegłym sezonie na tym samym etapie zdobył jedenaście bramek, a w tym trafił zaledwie trzy razy. Mówiło się także o tym, że w szatni panują złe 4

5 relacje. Wszystko miało zacząć się od tego, że Jose Mourinho na początku sezonu wyrzucił ze swojego sztabu lekarkę Evę Carneiro, która pozostawała w bardzo dobrych relacjach z piłkarzami. Posada Portugalczyka na Stamford Bridge wydaje się jednak niezagrożona. "Mou" jest lubiany zarówno przez kibiców, jak i właściciela Chelsea. Szczególnie, że w ostatnie dwa mecze zakończyły się zwycięstwem londyńczyków. Jednak według mnie właściciel klubu, rosyjski multimiliarder Roman Abramowicz czeka na rozwój wypadków w Lidze Mistrzów. Jeśli "The Blues" przegrają na własnym stadionie z FC Porto to prawdopodobnie pożegnają się z tymi rozgrywkami, a wtedy cierpliwość Abramowicza może mieć swój kres. Wszystko jednak pokaże czas. Tabela przedstawiająca losy drużyn, które po dwunastu kolejkach zgromadziły jedenaście punktów. Fabian Bieranowski 5

6 DEMOLKA W MADRYCIE W sobotę 21 listopada odbyło się 231 El Clasico w historii. Na Santiago Bernabeu zawitała wielka Barcelona. Już przed samym meczem w Madrycie było gorąco. Doszło do spotkania między szkoleniowcem, a trójką piłkarzy (Ronaldo, Marcelo, Sergio Ramos), na którym zawodnicy zarzucili swojemu trenerowi zbyt defensywny styl gry. Mówiło się o tym, że może to być ostatni mecz Rafy Beniteza w roli trenera Realu Madryt. Sam szkoleniowiec zapewniał, że nie interesuje go to, co się mówi na temat jego posady, a on podchodzi do tego spotkania tak samo jak do każdego innego. Dodatkowym smaczkiem był fakt, że do składu gości po 8 tygodniach przerwy miał powrócić Leo Messi. Do ostatnich chwil nie wiadomo było czy Argentyńczyk rozpocznie mecz w pierwszym składzie. Luis Enrique uciął wszelkie spekulacje na godzinę przed meczem - Messi rozpocznie mecz na ławce. Od samego początku to Barcelona przejęła inicjatywę, co poskutkowało strzeleniem bramki już w 11 minucie przez Luisa Suareza. Cała akcja była niesamowita. Blaugrana wymieniła aż 36 podań zanim piłka trafiła do El Pistolero, a ten wiedział jak wykorzystać doskonałe zagranie Sergi Roberto. Z minuty na minutę przewaga Barcelona była coraz bardziej wyraźna i tylko brak skuteczności ratował drużynę Realu. W 39 minucie w środku pola piłkę otrzymał doskonale dysponowany tego dnia Andres Iniesta. Hiszpan minął dwóch rywali i dograł do Neymara. Brazylijski skrzydłowy wykorzystał sytuację sam na sam z Keylorem Navasem i podwyższył wynik meczu. Jeszcze przed przerwą Barca mogła podwyższyć wynik spotkania, jednak obrońca Realu wybił piłkę z linii bramkowej. Co się odwlecze to nie uciecze. W 53 minucie kolejną kapitalną akcję przeprowadzili Neymar z Iniestą, ten drugi świetnie wykończył podanie Brazylijczyka i trafił w okienko bramki Realu. Kibice Królewskich dali się ponieść emocjom i zaczęli wygwizdywać swoich piłkarzy. Real w tym meczu nie istniał. Raz po raz Neymar mijał zawodników Realu niczym slalomowe tyczki. Nie potrafili znaleźć recepty na grającego chyba najlepszy mecz w swojej karierze Brazylijczyka. W 60 minucie na boisku pojawił się ten, na którego występ wszyscy czekali - Leo Messi, który już 15 minut później rozpoczął kolejną bramkową akcję Barcelony i po raz drugi na listę strzelców wpisał się Suarez. Od tej chwili Real próbował wykorzystać rozprężenie w szeregach Dumy Katalonii i stworzył sobie dwie sytuacje, jednak ani Ronaldo, ani Benzema nie potrafili pokonać w sytuacjach sam na sam Claudio Bravo. W 86 minucie Źródło: widząc co się dzieje na boisku, to jak Barcelona utrzymuje się przy piłce, brutalnego faulu na Neymarze dopuścił się Isco. Pomocnik 6

7 Realu otrzymał czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko. Do końca meczu wynik już nie uległ zmianie. Barcelona zdemolowała ekipę Realu i powiększyła przewagę nad nimi do 6 punktów. Po meczu kibice wymachiwali białymi chusteczkami, domagając się dymisji trenera, oraz prezesa Florentino Pereza. Trudno się im dziwić. W ostatnich paru latach, praktycznie cały czas są upokarzani przez Barcelonę Po tym meczu w szatni Realu aż huczy. Cristiano Ronaldo podobno już postawił ultimatum zarządowi. Miał powiedzieć, że albo on zostaje w klubie, albo Benitez. Na razie jednak są to tylko spekulacje i dywagacje dziennikarzy. W Katalonii natomiast wciąż trwa święto. Był to jeden z najlepszych meczów w ostatnich latach. Piłkarzom Luisa Enrique wychodziło wszystko. W tym dniu nie byłoby drużyny, która byłaby w stanie zatrzymać tak dysponowaną Dumę Katalonii. Jeżeli tylko utrzymają tę formę to są w stanie po raz drugi z rzędu zdobyć potrójną koronę, a ta sztuka nie udała się jeszcze nikomu. Real Madryt 0:4 FC Barcelona Bramki: Suarez 11, 74, Neymar 39, Iniesta 53 Składy: Real Madryt: Navas - Danilo, Ramos, Varane, Marcelo (59. Carvajal) - Kroos, Modric, James (55. Isco) - Bale, Benzema, Cristiano Ronaldo FC Barcelona: Bravo - Alves, Pique, Mascherano (27. Mathieu), Alba - Roberto, Rakitić (57. Messi), Busquets, Iniesta (77. Munir) - Suarez, Neymar Żółte kartki: James, Ramos, Carvajal - Alves Czerwona kartka: Isco Źródło: Michał Czerwiński Weekend z Plus ligą 7

8 Piąta kolejka Plus ligi za nami. Najciekawszy i najbardziej emocjonujący mecz kibice mogli zobaczyć w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie gospodarze - Jastrzębski Węgiel podejmowali Lotos Trefl Gdańsk. Początek spotkania nie zapowiadał jednak tak dramatycznego rozstrzygnięcia. Po skutecznej grze w pierwszym secie i zwycięstwie 25:20, wszystko wskazywało na szybką wygraną podopiecznych Marka Lebedewa. Druga partia to także widoczna dominacja siatkarzy z Jastrzębia. Skutecznymi atakami popisywali się Maciej Muzaj i Van Lankvelta, którzy poprowadzili gospodarzy do zwycięstwa w identycznych rozmiarach jak w premierowym secie. Kolejne dwie odsłony meczu padły łupem gości, którzy znacznie poprawili swoją grę. Udział w tym mieli także gospodarze, którzy zaczęli popełniać coraz więcej prostych błędów. Próby dogonienia ekipy z Gdańska na nic się zdały, więc Lotos doprowadził do remisu wygrywając trzecią i czwartą partię odpowiednio 25:18 i 25:20. O wszystkim decydował tie-break, w którym lepsi okazali się przyjezdni. Ostra wymiana ciosów i walka punkt za punkt z pewnością podobała się zgromadzonej widowni. Jednak to gospodarze szybciej stracili koncentracje. Podopieczni Andrei Anastasiego wyszli na trzypunktową przewagę (10:7) i nic nie wskazywało, aby Jastrzębianie mogli odwrócić losy spotkania. Dobra gra Mateusza Miki oraz Damiana Shulz'a doprowadziły Lotos do zwycięstwa w decydującej partii 15:12. Gdańszczanie wywożą z Jastrzębia-Zdroju dwa punkty. MVP spotkania został atakujący Trefla Gdańsk Damian Shluz. W pozostałych spotkaniach nie zawiedli faworyci. Pewne zwycięstwa i komplet punktów dopisały sobie drużyny z Bełchatowa, Rzeszowa, Kędzierzyna-Koźla, Lublina i Radomia. Niepodziewanie akademicy z Warszawy musieli uznać wyższość MKSu Będzin. Przedmeczowi faworyci nie radzili sobie z dobrze dysponowaną drużyną Tomasza Wasilkowskiego i musieli odnotować porażkę w trzech setach. Kolejka: 5 8

9 PGE Skra Bełchatów 3:0 AZS Częstochowa Jastrzębski Węgiel 2:3 LOTOS Trefl Gdańsk Łuczniczka Bydgoszcz 1:3 Asseco Resovia Rzeszów ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:0 BBTS Bielsko-Biała Cuprum Lublin MKS Będzin Cerrad Czarni Radom 3:0 Effector Kielce 3:0 AZS Politechnika Warszawska 3:0 Indykpol AZS Olsztyn Tabela: 1. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 14 pkt. 2. Cerrad Czarni Radom 13 pkt. 3. Asseco Resovia Rzeszów 13 pkt. 4. PGE Skra Bełchatów 12 pkt. 5. Cuprum Lubin 12 pkt. 6. LOTOS Trefl Gdańsk 10 pkt. 7. Jastrzębski Węgiel 8 pkt. 8. Łuczniczka Bydgoszcz 6 pkt. 9. Indykpol AZS Olsztyn 6 pkt. 10. MKS Będzin 4 pkt. 11. AZS Politechnika Warszawska 3 pkt. 12. BBTS Bielsko-Biała 3 pkt. 13. AZS Częstochowa 1 pkt. 14. Effector Kielce 0 pkt. Serednicki Piotr 9

10 Wielcy Nieobecni EURO 2016 Przyszłoroczne Mistrzostwa Europy w piłce nożnej odbędą się we Francji. Impreza zostanie rozegrana w powiększonym składzie, ponieważ po raz pierwszy zobaczymy dwadzieścia cztery zespoły, które będą rywalizowały o miano najlepszej drużyny Starego Kontynentu. Mimo to eliminacje okazały się za trudne dla kilku drużyn, które na papierze są bardzo dobre lub co najmniej solidne. To oznacza, że na francuskich boiskach zabraknie wielu znakomitych piłkarzy. Zobaczmy zatem jak hipotetycznie może wyglądać pierwsza jedenastka wielkich nieobecnych EURO źródło: 10

11 W pierwszym składzie mamy aż trzech Holendrów. Arjena Robbena z Bayernu Monachium oraz dwójkę z Manchesteru United - Daleya Blinda i Memphisa Depaya. Cała trójka to kluczowe postacie reprezentacji Oranje. Brązowi medaliści zeszłorocznych Mistrzostw Świata w Brazylii zajęli niespodziewanie dopiero czwarte miejsce w swojej grupie eliminacyjnej, musząc uznać wyższość Czechów, Islandczyków oraz Turków. W pierwszym garniturze znalazło się miejsce dla pary greckich środkowych obrońców. Sokratis Papastathopoulos i Kostas Manolas mieli być podporą defensywy, jednak zawiedli zresztą jak cały zespół narodowy. Grecy bowiem zajęli ostatnie miejsce w grupie, w dodatku dwukrotnie przegrywając z Wyspami Owczymi. Dwóch przedstawicieli w jedenastce nieobecnych mają także Serbowie. Dwójka z Chelsea Londyn, czyli Branislav Ivanović oraz Nemanja Matić nie może zaliczyć tych eliminacji do udanych, bo reprezentacja Białych Orłów zajęła dopiero czwartą lokatę w swojej grupie eliminacyjnej wyprzedzając jedynie Armenię. Z tej grupy, historyczny awans uzyskali odwieczni rywale Serbów czyli Albańczycy, co stanowi dodatkowy powód do niezadowolenia. Miejsce w pierwszym składzie znalazło się również dla dwóch Bośniaków, mianowicie Edina Dzeko oraz Miralema Pjanicia. Obydwaj gracze reprezentujący barwy włoskiej AS Romy to kluczowe postacie bośniackiej reprezentacji. Niestety wysoka forma jaką prezentowali nie wystarczyła na to, by za rok zagrać na francuskich boiskach. Bośniacy odpadli bowiem w barażach przegrywając z Irlandią. Duńczyk Christian Eriksen oraz Słoweniec Samir Handanović uzupełniają nam jedenastkę gwiazd, których nie zobaczymy na przyszłorocznym turnieju. Oboje to najlepsi gracze swoich reprezentacji, które musiały jednak uznać wyższość swoich rywali w meczach barażowych. Dania przegrała ze Szwecją, natomiast Słowenia uległa Ukrainie. Jedenastka wielkich nieobecnych prezentuje się bardzo okazale. Rynkowa wartość tych graczy to prawie dwieście sześćdziesiąt milionów euro. Taki skład z pewnością byłby w stanie nawet wygrać Mistrzostwa Europy...przynajmniej na papierze. Maciej Auguściak 11

12 SENSACYJNY MISTRZ JESIENI Przed sezonem chyba mało kto się spodziewał, że drużyna, która miała walczyć o utrzymanie będzie prezentowała się tak wyśmienicie. Choć do klubu przyszło kilku wartościowych graczy takich jak reprezentant Czech Kamil Vacek, wypożyczony ze Sparty Praga Martin Nespor czy Patrik Mraz, nikt nie był w stanie wyobrazić sobie tego, że zdobędą tytuł mistrza jesieni. Piast Gliwice, bo to o nich mowa, dość niespodziewanie stał się poważnym kandydatem do tego, aby włączyć się do walki o tytuł mistrza Polski. Od początku sezonu podopieczni Radoslava Latala prezentują atrakcyjny dla każdego kibica futbol i mimo porażki w 2 kolejce z Ruchem Chorzów 0:2, mecze zespołu z Gliwic zawsze ogląda się z wielką przyjemnością. W 5 i 6 kolejce piłkarze Piasta potwierdzili swoją dobrą dyspozycję pokonując kolejno vice-mistrza i mistrza Polski. Legia oraz Lech nie były w stanie nawet zagrozić drużynie ze Śląska. Od tej pory było wiadomo, że trzeba liczyć się z drużyną czeskiego szkoleniowca. W trakcie całej rundy Piast przegrał tylko trzy spotkania. Wcześniej wspomniany z Ruchem, a także z Pogonią Szczecin i z Koroną Kielce. Tylko w meczu z Pogonią gliwiczanie nie grali na swoim normalnym poziomie i przegrali jak najbardziej zasłużenie. W dwóch pozostałych spotkaniach piłkarze Latala ostrzeliwali bramki przeciwnika, jednak piłka ani razu nie zatrzepotała w siatce. Cała drużyna, na czele ze swoim kapitanem Radosławem Murawskim, zawsze gra z pełnym zaangażowaniem oraz wielkim poświęceniem. Rundę jesienną Piast zakończył z 8-punktową przewagą nad drugą w tabeli Legią Warszawa. Nad trzecią Cracovią Kraków dystans wynosi już 10 punktów. Kibice powoli zacierają ręce, bo przed ich drużyną pojawia się niepowtarzalna szansa na poprawienie najlepszego w historii klubu rezultatu jakim było 4 miejsce w sezonie 2012/2013. Poprawa tego osiągnięcia dałaby szansę pokazania się w europejskich pucharach, a ta perspektywa byłaby nie lada gratką dla kibiców tego klubu. Tabela po rundzie jesiennej Polskiej Ekstraklasy Źródło: Michał Czerwiński 12

13 Lider pokonany! 28 listopada w hali Azoty w Kędzierzynie-Koźlu, gospodarze podejmowali Lotos Trefl Gdańsk. Lider po sześciu kolejkach był faworytem, lecz nie można było przekreślać wicemistrzów Polski. Pierwsza partia padła łupem przyjezdnych. Największy udział w zwycięstwie miał Damian Shulz, który po raz pierwszy w sezonie zastąpił na pozycji atakującego Murphy'ego Troy'a. Dobra zagrywka i skuteczna gra w ataku pozwoliła gdańszczanom na zdobycie kilkupunktowej przewagi, której nie oddali do końca partii wygrywając ją 25:19. Druga partia to długa walka punkt za punkt. Błędy w zagrywce obu drużyn bardzo osłabiły poziom widowiska oraz tempo spotkania. W drużynie gospodarzy na boisku pojawili się Rafał Buszek i Dominik Witczak. Zmiany okazały się bardzo efektywne. Dwa punktowe bloki oraz trzy skuteczne ataki pozwoliły Zaksie wyjść na prowadzenie i ostatecznie wygrać całą partię 25:22. Trzecia partia to pokaz siły i skuteczności gospodarzy. Wynik 25:16 dokładnie obrazuje deklasacje Lotosu. Świetna gra w obronie Pawła Zatorskiego, nieomylny Rafał Buszek oraz Kevin Tillie i świetnie grający blokiem duet Gladyr/Toniutti pozbawili wszelkich nadziei kibiców drużyny z Gdańska na wygranie trzeciej partii. Po gładko wygranej partii wydawać mogłoby się, że triumf Zaksy jest nieunikniony. Jednak słaba gra w poprzednim secie nie wpłynęła na atmosferę w szeregach Lotosu i to oni zapisali sobie czwartą partię na swoim koncie. Przewaga z początku seta utrzymywała się bardzo długo i dopiero w samej końcówce, gdy gospodarze doprowadzili do stanu 23:24, trener Anastasi zmuszony był przerwać grę. Po przerwie, wybity z rytmu Łukasz Wiśniewski, zagrał łatwy serwis i skutecznym atakiem Damiana Shulza, Lotos wygrał partię do 23. O wszystkim decydował tie-break, w którym lepsi okazali się gdańszczanie. Już na samym początku piątej partii o czas musiał poprosić Ferdinando De Giorgi, bowiem przewaga Lotosu była bardzo widoczna. Nie przyniosło to jednak skutku i przy zmianie stron drużyna Adrei Anastasiego miała 5 punktów przewagi (8:3). Mimo prób odrobienia strat przez Zaksę, przyjezdni utrzymali prowadzenie do końca i ostatecznie wygrali seta do 10. Porażka na własnym terenie kosztowała Zaksę utratę pozycji lidera. MVP spotkania wybrany został Damian Shulz. W pozostałych meczach siódmej kolejki Plus Ligi triumfowali także PGE Skra Bełchatów, która wskoczyła na fotel lidera oraz Indykpol AZS Olsztyn, który pokonał 3:0 MKS Będzin. Serednicki Piotr 13

14 Jamie Vardy wyrównał rekord Premier League źródło: Napastnik Leicester City zdobył gola w dziesiątym meczu z rzędu, wyrównując rekord angielskiej ekstraklasy należący od 2003 roku do Holendra Ruuda van Nistelrooya. Popularne Lisy wygrały wyjazdowy mecz z Newcastle United i sensacyjnie objęły prowadzenie w tabeli. Vardy wpisał się na listę strzelców tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę spotkania. Klubowy kolega Marcina Wasilewskiego swoją serię strzelecką zaczął 29 sierpnia w spotkaniu z Bournemouth (1:1), kiedy w końcówce z rzutu karnego pokonał Artura Boruca. W sobotę trafił do siatki po raz trzynasty w sezonie. By zostać samodzielnym rekordzistą będzie musiał wpisać się na listę strzelców dwudziestego ósmego listopada, kiedy Lisy podejmą Manchester United barwy którego dwanaście lat temu reprezentował...van Nistelrooy. Przed rozpoczęciem sezonu nikt chyba nie przypuszczałby, że to dwudziestoośmioletni zawodnik wyrówna słynny rekord Ruuda van Nisterlooya. W poprzednim sezonie angielski napastnik zdobył zaledwie pięć bramek w trzydziestu czterech meczach, a jego Leicester City zajęło czternastą pozycję w końcowej tabeli. W lipcu tego roku trenerem zespołu ze stadionu King Power Stadium został doświadczony Cladio Ranieri. Włoch całkowicie odmienił grę Lisów. Jego podopieczni w trzynastu kolejkach tylko raz doznali smaku porażki przegrywając u siebie z Arsenalem (2:5 ). Maciej Auguściak 14

15 Nowy system troszczący się o bezpieczeństwo kierowcy hit czy kit? Od dawna już wiadomo, że koncerny samochodowe nieustannie ze sobą walczą na różnych płaszczyznach. Nie tylko w kwestii mocy silnika czy niższego spalania, ale również jeśli chodzi o bezpieczeństwo próbują się wyróżniać na rynku. Większości ludzi Volvo kojarzy się z bezpieczeństwem i innowacyjnymi systemami zapewniającymi je. Oczywiście marka latami pracowała na swoją renomę, lecz zdarzały się im też wpadki. Szczególnie nowe systemy awaryjnego hamowania sprawiały problemy i nie do końca działały w chwili swojej premiery, a dowodem na to są dość popularne filmy na serwisie YouTube, gdzie auto zostało skasowane bądź ktoś został potrącony. Od niedawna również dość popularny Niemiecki koncern pragnie pochwalić się swoim nowym systemem zapewniającym bezpieczeństwo. Mianowicie chodzi o Opla, jednak jak na ironię, nowy system nie chce nas uchronić od wypadku tylko pomóc nam tuż po nim wzywając pomoc. Dokładniej chodzi o OneStar, nowe dziecko Opla, którym dumnie i często chwali się w reklamach telewizyjnych. Głównym zadaniem systemu jest wezwanie jak najszybciej pomocy zaraz po kolizji. OneStar aktywuje się w chwili wystrzelenia poduszek powietrznych. Wtedy połączy się z nami pracownik Opla, który oczywiście w jakiś sposób do tego przygotowany. Będzie chciał dowiedzieć się od nas, czy potrzebne jest wezwanie pomocy. Jeśli nie będzie on w stanie otrzymać informacji o naszym stanie, wezwie służby ratunkowe. OneStar spełnia też funkcję aplikacji na smartphona, dzięki której można sprawdzić podstawowe informacje na temat naszego auta. Na przykład stan paliwa w baku, ciśnienie w oponach i wiele innych parametrów. System pełni też rolę nawigacji GPS. Nowa technologia zapewni dość sporą dawkę informacji Oplowi na temat naszego auta, ponieważ raz w miesiącu wysyła pełny raport o stanie technicznym pojazdu. W tym miejscu mogą pojawić się pytania dotyczące naszej prywatności podczas użytkowania auta, bo przecież Opel ma stały dostęp do naszej lokalizacji oraz wbudowany mikrofon, jednak producent zapewnia, że nie ma czym się martwić, bo logując się do systemu można wyłączyć funkcję namierzania GPS, która znów włączy się automatycznie dopiero w momencie wybuchu airbag a bądź informacji o kradzieży auta. Podsumowując nowy system bezpieczeństwa OneStar ma za główne zadanie wezwać służby ratunkowe oraz skrócić czas ich przyjazdu do minimum, ale też pełnić rolę ciśnieniomierza w telefonie. Patryk Tarasiewicz 15

16 Trochę humoru Finał mistrzostw świata. Pełen stadion. Na całym stadionie tylko jedno puste miejsce a obok niego siedzi jakiś samotny facet. Po meczu jeden z kibiców pyta tego faceta: - Czy to wolne miejsce należało do Pana? - Tak, miałem iść z żoną na ten mecz, ale zmarła. - To dlaczego nie poszedł Pan z kimś z rodziny albo znajomym? - Wszyscy są na pogrzebie... Przychodzi facet do sklepu i prosi o pączka. Zjada dżem, a resztę pączka wyrzuca. Następnego dnia znów przychodzi i prosi o 10 pączków. Znów zjada dżem, a resztę wyrzuca. I tak codziennie i coraz więcej pączków kupuje. Raz przychodzi, kupuje 1000 pączków, zjada dżem i wyrzuca resztę. Sprzedawca pyta: - A to pan jest motocyklistą? - Tak, a skąd pan wie? - No bo motocykl stoi przed sklepem. 14 czerwca 2006 Dortmund. Komentuje Dariusz Szpakowski: - I oto proszę państwa, na murawę wybiega drużyna polska. Biało-czerwone stroje z orłem na piersi. Do piłki podbiega Jacek Bąk, podaje do Kosowskiego ten drybluje... Przerzut na lewą stronę boiska do Smolarka, strzał i GOOOOOOL. Przy piłce znowu Kosowski, Żurawski, podaje do Krzynówka, ten krótko do Jelenia strzał i GOOOOOOL! Jak wspaniale gra dzisiaj nasza Narodowa Reprezentacja. Ale teraz krzyk na trybunach wzmaga się bardzo, bo oto z tunelu wybiegają na boisko piłkarze niemieccy. 16